24.08-12.09.2012 r. - GRUZJA

Relacje z górskich wypraw i innych wyjazdów oraz imprez forumowiczów. Ten dział jest przeznaczony dla osób, które chcą opisać swoje relacje i/lub pokazać zdjęcia ze spotkań nie będących Klubowym Zjazdem lub Górską Wycieczką Klubową.

Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy

Awatar użytkownika
adamek
Moderator
Moderator
Posty: 2649
Rejestracja: 27 stycznia 2011, 12:24

24.08-12.09.2012 r. - GRUZJA

Post autor: adamek » 19 września 2012, 0:08

ekipa: Atina, Joanka, adamek
czas: 24 sierpień - 12 wrzesień 2012
lokalizacja: Gruzja
miejsca: Tbilisi, Dawid Garedżi, Omalo, Tuszetia, Chewsuretia, Szalili, Kazbegi, Batumi, Wardzia, Uplistsike, Gori, Mccheta

Obrazek
xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

Pomysł zrodził się dawno, dawno temu, w październiku w Bieszczadach.
Na wiosnę zebraliśmy trzyosobową ekipę – Atina, Joanka i adamek, i rozpoczęliśmy przygotowania. Udało się dograć terminy urlopów, zdobyć bilety, a nawet udało nam się spakować :). Gotowi i zwarci ruszamy na wielką wyprawę.

Etap I – 25-26 sierpień – Tbilisi i Dawid Garedżi

Do Tbilisi dotarliśmy nad ranem, a raczej jeszcze w środku nocy. Po odpoczynku staraliśmy się zobaczyć w mieście jak najwięcej ciekawych miejsc.
Ładną Katedrę Sioni z częściowo odnowionymi, niestety nie do końca pasującymi do reszty freskami, stojący na wysokim skalnym brzegu kościół Metechi wraz z znajdującym się opodal trochę nowoczesnym pomnikiem króla Wachtanga Gorgasali na koniu. Stare miasto z zaułkami i małymi sklepikami, częściowo odnowione, częściowo jednak zaniedbane, najciekawiej wygląda nocą z dużą ilością kafejek i knajpek. Nowoczesny, fantazyjnie podświetlony most przez rzekę Mtkwari (czyli po naszemu Kura) tzw. Podpaska. Wieczorem był spacerek na wzgórze z Twierdzą Narikala i nocne podziwianie panoramy miasta i takiego sobie pomnika Matki Gruzji. W jednym ręku trzyma miecz, w drugim czarkę wina - pierwsze na wrogów, drugie dla przyjaciół.

ObrazekObrazekObrazek

Drugiego dnia zgodnie z założenie elastyczności, zmieniamy pierwszy raz plany. Trafiła się okazja dołączenia do wycieczki zwiedzającej Dawid Garedżi. Tam, z dala od ludzkich siedzib, na trudno dostępnej skalistej półpustyni stoi klasztor z VIII w. Powyżej klasztoru znajdują się skalne jaskinie z freskami. Po drugiej stronie góry, widoczny ze szczytu, jest już Azerbejdżan.

ObrazekObrazekObrazek

więcej fotek z Tbilisi i Dawid Garedżi TUTAJ

Etap II – 27 sierpień-2 wrzesień – trekking w górach Tuszeti i Chewsureti

Przyszła pora na góry. Załatwiamy sobie transport, terenowe Mitsubishi z napędem na cztery koła, z Tbilisi do wioski Omalo pod granicą z Czeczenią. Tylko takie pojazdy są w stanie tam dojechać. Droga to wąska wstążka nad przepaścią, często zasypywana spadającymi głazami i podmywana przez deszcze. Najpierw trzeba wjechać na przełęcz Abano na wysokość 2930, by później zjechać do Omalo na ok. 2000 mnpm. Do Omalo docieramy o 18, szybko oglądamy wieże obronne i w drogę, póki jeszcze jasno. Pierwszy obóz w trasie trekingu do Szatili, rozbijamy dwa kilometry za wsią.

ObrazekObrazekObrazek

Następnego dnia w upalnym słońcu wędrujemy najpierw do wioski Dartlo. Razem z nami od samego Omalo - Pimpuś, piesek który się przyplątał i nawet spał w przedsionku namiotu. Wierna sabaka nawet biegła za nami jak podjechaliśmy kawałek (ok. 1 km) samochodem leśnika (zostawiliśmy go w Dartlo, lepiej mu będzie z ludźmi niż z nami w górach). Z Dartlo, wioski już bez prądu, ale jeszcze z zasięgiem komórek, podwożą nas tubylcy do następnej wioski - Parsma. Tu oglądamy następne kamienne wieże, aż tu nagle zza jednej z nich konno wyjeżdża ... Joanka. Spotkany Gruzin kolejno sadza nas na swoim wierzchowcu, a my pozujemy do fotek. Namawia nas na wizytę w leżącej 150 metrów dalej wiosce i uczestnictwo w święcie. Tego dnia obchodzone jest bardzo hucznie w Gruzji święto Mariamoba czyli wniebowstapienie NMP. Idziemy do wioski. Tam na długich stołach rozstawiono pełno jadła, które w czasie supry czyli uczty, ciągle jeszcze donoszono, stawiając potrawę na potrawie. Dobre wino lało się obficie. Tamada wznosił non stop nowe toasty. Nas usadzono przy męskim stole, tak się postępuje z gośćmi. Kobiety, Gruzinki, siedziały przy swoim. Były i tańce, tylko szkoda, że nie było gruzińskich śpiewów. Zbliżała się noc, my zostaliśmy zaproszeni na nocleg do jednej z kamiennych chat, do której i przeniosła się impreza. Toczyliśmy dyskusje, językiem obowiązującym był rosyjski, ale później - w miarę spożywanego wina, porozumiewaliśmy się wspaniale we wszystkich językach świata - po polsku, gruzińsku, rosyjsku, angielsku ... Koło północy wszyscy mieli już dość - tak skończył się ten wspaniały dzień ...

ObrazekObrazekObrazek

Rano obudzeni przez gościnnych gospodarzy żegnamy się i ruszamy w dalszą drogę. Tzn. za następny zakręt, kilometr za wsią i dosypiamy do południa, nadrabiając zaległości poprzedniej nocy. Razem ze spotkaną grupą pięciorga Polaków z Oławy wchodzimy do następnej wioski Girevi. Tam znowu zostajemy ugoszczeni jadłem, winem i czaczą. Ale czas goni. Bierzemy ze stanicy pograniczników przepustkę (będziemy szli wzdłuż granicy z rosyjską Czeczenią, w odległości 1-3 km od granicy) i ruszamy w dzikie rejony gór. Następna wioska będzie za kilkadziesiąt kilometrów.

Wieczorem rozbijamy namiot, robimy żarcie, myjemy się w lodowatym strumieniu, brryyy, i do spania. A w nocy ulewa i burza. Tak będzie już przez następne kilka dni - w dzień kilkanaście kilometrów z bardzo ciężkimi plecakami wśród przepięknych gór, poprzecinanych dolinami i żlebami. Drogą wzdłuż rzeki, którą trzeba kilka razy pokonywać w węższych miejscach. Sam szlak wiedzie nie dalej niż kilometr lub dwa od granicy z Czeczenią. Na szczęście nikt z nas nie skąpał się za bardzo podczas przekraczania rzek i strumyków. A co noc ulewy z burzami, co noc większymi. W pozostawianymi koło namiotu menażkami mierzymy co nocne opady deszczu - 2 cm, 3 cm a ostatniej nocy pod przełęczą nawet 4 cm deszczu. Po dwóch biwakach od wyjścia z ostatniej wioski docieramy na przełęcz Acunta na wysokość 3431 m npm. Joanka i Atina osiągają swoje rekordy wysokości - brawo :brawo: . Przełęcz osiągają pierwsze dziewczyny, dopiero po nich ledwo zipiący adamek (miałem o wiele cięższy plecak!). Samo podejście pod przełęcz jest dość ciężke - wąska ścieżka po osypującym się drobnym gruzie kamiennym. Jest zimno i wieje. Robimy fotki i schodzimy w dół. Następny biwak rozbijamy na równo 3000. I znów leje i wali piorunami. Tej nocy jest już zimno - temperatura spada do ok. +4 stopni. Około 300 metrów wyżej spada śnieg ośnieżając najbliższe szczyty.

ObrazekObrazekObrazek

ObrazekObrazekObrazek

Teraz już mamy z "górki" i dosłownie też mamy z górki. Najpierw teren jak w Tatrach Zachodnich, później w Bieszczadach, ale ze wspaniałymi widokami na pobliskie czterotysięczniki Acuntę i Tebulosmtę (Tebulos). Czeka nas jeszcze bardzo ciężkie zejście ostro w dół, może nawet 500 m po błotnistej bardzo stromej i śliskiej ścieżce w lesie. Zaskoczeniem jest bardzo dokładnie oznakowany szlak czerwony, znakami identycznymi jak u nas w Polsce. Od spotkanych Polaków (to już druga spotkana grupa naszych rodaków na tym trekingu, innych turystów nie spotkaliśmy) dowiadujemy się, że o godzinie 12 w następnym dniu odjeżdża z Szatyli marszrutka. Szybkie spojrzenie na mapę i ... raczej nie damy rady zdążyć, jest za daleko. Ale jednak dopisuje nam szczęście - na punkcie kontrolnym pograniczników w Muco żołnierze proponują nam podwózkę. Dzięki tym 10 km w wojskowym wozie (dziewczyny żałują, że jednak to nie była wojskowa ciężarówka i nie jechały na "pace") udaje nam się o zmroku dotrzeć do Szatili. A tam czekały na nas już wygodne łóżeczka w hosteliku i przede wszystkim "ciepła" woda w kranie i ciepłe i pyszne żarełko. Smakowało jak nigdy. Szatili to obecnie maleńka wioska na rzeką u stóp dużego kompleksu wież obronnych, zachowanych w bardzo dobrym stanie. Warto przyjechać tu nawet tylko dla tego "kamiennego" średniowiecznego miasta.

ObrazekObrazekObrazek

Następnego dnia pełni sił, umyci w ciepłej wodzie (rano była już naprawdę ciepła, cóż za odmiana po prawie tygodniu zimnej wody ze strumyków) ładujemy się do marszrutki w kierunku Tbilisi. Marszrutka jest pełna w 150%, mało tego, oprócz nas jest pięcioosobowa grupa z Wrocławia i pełno Gruzinów. Część pasażerów siedzi na podłodze wśród piramid zbudowanych z plecaków. Ale co tam, grunt że jedziemy. 160 km pokonujemy w 6 godzin. Ale to i tak dobrze, bo marszrutki do Szatili zaczęły docierać dopiero niedawno, wcześniej trzeba było jeździć wyłącznie wozami terenowymi (po drodze pokonuje się przełęcz Datwis Dżwari leżącą na wysokości 2676 mnpm).

ObrazekObrazekObrazek

więcej fotek z trekingu po górach Tuszeti i Chewsureti TUTAJ

Etap III – 3-4 wrzesień – Kazbegi

Udaje nam się złapać w Tbilisi po niedługim oczekiwaniu marszrutkę do Kazbegi. Jedziemy prawie w zupełnych ciemnościach (kierowca włączył światła w aucie kiedy było już zupełnie ciemno) Gruzińską Drogą Wojenną, która na pewnym odcinku (ok. 30 km) nie jest niczym innym niż szutrową drogą, co prawda bardzo szeroką, ale i zarazem bardzo dziurawą. Mamy namiary na hostel od grupy jadącej z Szatili. Jednak jak docieramy na miejsce jest już ciemno, godzina po 22 i ... zostajemy "napadnięci" przez Wasyla. Podsunął nam ksero z naszego przewodnika z zaznaczonym jego hostem i kazał czytać. W sumie co za znaczenie, w którym hostelu się zatrzymamy (ceny były podobne), może być u Wasyla. Tym bardziej, że jeszcze przed północą wiezie nas do swojego sklepu, który otwiera specjalnie dla nas w celu uzupełnienia zapasów ... W hostelu mieszka tez już grupa Polaków z Wrocławia i okolic, Czesi i Holendrzy.

ObrazekObrazekObrazek

Następnego dnia wyruszamy na podbój Kazbega. Najpierw idziemy do kościółka Cminda Sameba - symbolu Gruzji. Zwiedzamy przepięknie położony kościółek i idziemy dalej w górę. Oj jak fajnie idzie się w górę na luzaka, bez ciężkich plecaków. Mijamy wielu wspinaczy i turystów. Jedni dochodzą tylko do bardzo wartkiego strumienia (3000 mnpm), z którego przekroczeniem wszyscy mają problem. Inni dochodzą tak jak my do początku lodowca (3250 mnpm). Reszta idzie dalej, na szczyt. My nie zakładaliśmy zdobywania szczytu, nie mieliśmy sprzętu, wystarczył nam lodowiec. Po drodze spotkaliśmy wyprawę rosyjską, której uczestnicy dźwigali niezwykle wielkie plecaki (100-120 litrowe). Później poznaliśmy przyczynę - oni wnosili na wysokość 3000 m ... ziemniaki (widzieliśmy jak je gotowali). Weszliśmy na brzeg śliskiego lodowca, a poźniej bez pośpiechu, wracamy do Kazbegi, by następnego dnia wybrać się do pobliskiej wioski Sno, aby zobaczyć kamienną wieżę i siedzibę Patriarchy Gruzji oraz juz bliżej Kazbegi podziwiać dwa piękne wodospady: Łzy mężczyzny i Włosy kobiety. Po południu upychając się w marszrutce, znowu w wiekszości wśród Polaków, jedziemy do Tbilisi, podziwiając już za dnia wspaniałe widoki Gruzińskiej Drogi Wojennej.

ObrazekObrazekObrazek

więcej fotek z okolic Kazbegi TUTAJ

Etap IV – 5-7 wrzesień – Batumi

Należy nam się odpoczynek. Dziewczyny nie chcą już o niczym innym słyszeć tylko marzą o kąpieli w morzu. Ale na dworcu jest problem - w pociągu do Batumi nie ma juz wolnych miejsc na ten dzień. Ale my potrafimy sobie radzić - wyszukujemy pociąg do Ozurgeti, miasta oddalonego o 40 km od naszego celu. Ale wysiadamy wcześniej, o 4:30 w kurorcie Ureki słynącej z plaż z czarnym magnetyzującym piaskiem. O piątej rano, w ciemnościach lądujemy na plaży (taksiarz chciał zapłaty w dolarach). Dosypiamy uzupełniając nocne zaległości, zbieramy muszelki, moczymy się w morzu ... Do Batumi już tylko rzut kamieniem. Znajdujemy bardzo ładny, schludny i czysty hostel na ul.Lermontowa, zaledwie 10 min. od morza. W hostelu znowu prawie sami Polacy, m.in. Marta i Jakub od dwóch miesięcy podróżujący po Gruzji, a teraz wybierający się do Abchazji. Teraz to mamy czas na odpoczynek, plażę, morze, wieczorne spacery promenadą i po starym mieście. Najlepsze wrażenie Batumi robi nocą – tańczące fontanny i kolorowo podświetlone drzewa w parku. Stare miasto nocą jest bardzo oświetlone, tak bardzo, że aż wpada w kiczowatość.

ObrazekObrazekObrazek

więcej fotek znad morza Czarnego i z Batumi TUTAJ

Etap V – 8-10 wrzesień – Skalne miasta: Wardzia i Uplistsike oraz miasto Stalina Gori

Pora ruszać dalej. Jedziemy marszrutką do Akalczike, tylko ... 6 godzin jazdy. W Akalczike mamy problem - przedwyborczy wiec prezydenta i brak marszrutek na dalszą drogę. Do Wardzi jedziemy więc taksówką, ale dobrze się składa, bo stajemy przy wszystkich ciekawszych miejscach na sesje foto. W Wardzi rozbijamy się na łące z widokiem na skalne miasto, nieopodal knajpki. Wieczorny był spacer po okolicznych wzgórzach i kolacja w knajpce. Chcemy płacić za żarcie, ale zamiast rachunku pojawia się właściciel z ... butelką wódki. Zaraz potem na stole lądują potrawy różnego rodzaju, aż stół się ugina. Przychodzą znajomi właściciela, dosiadają się. Kończy się jedna flaszka, pojawia się druga, trzecia. Całe szczęście że udało nam się wyrwać z tej imprezy koło północy. Ale było warto.

ObrazekObrazekObrazek

Następnego dnia idziemy zwiedzać Wardzię. Jest to duże miasto skalne z ponad 250 komnatami, podobno na 13 poziomach. Sieć tuneli, korytarzy, schodów to tylko niewielka cząstka tego co było tu dawniej. W części nadal zamieszkują prawosławni mnisi.

Następnie szybki przeskok marszrutkami do Akalczike i dalej do Gori. Z Gori z "Szalonym Iwanem", czyli totalnie rozklekotaną i rozpadającą się starą ładą do następnego skalnego miasta, Uplistsike. Rozbijamy namiot na terenie miasta, niestety wyganiają nas i dlatego przenosimy się na ładną łąkę nad rzeką 200 metrów dalej.

ObrazekObrazekObrazek

Rano zwiedzamy miasto. Jest trochę inne niż Wardzia. Zgodnie przyznajemy, że ciekawsze. Dużo starsze, bo powstało jeszcze w starożytności, jak i większe. Warto je zobaczyć. W Gori zwiedzamy jeszcze muzeum Stalina. Wielu zwiedzających to tam nie ma, zresztą jest tendencyjne - pokazuje tylko wielkie zasługi i sukcesy Josefa Wisarionowicza. Muzeum takie sobie, warto zobaczyć tylko ze względu na to aby wiedzieć jak go chcieliby widzieć niektórzy. Zwiedzanie stojącego przy muzeum wagonu-salonki Stalina można sobie odpuścić.

ObrazekObrazekObrazek

więcej fotek ze zwiedzania skalnych miast i Gori TUTAJ

Etap VI – 10-12 wrzesień – Tbilisi i Mccheta

Na koniec pozostawiliśmy sobie zwiedzenie Mcchety, starej stolicy Gruzji, obecnie wpisanej na listę światowego dziedzictwa UNESCO.

ObrazekObrazekObrazek

Zwiedzamy klasztor Samtawro z grobami królów Gruzji. "Olewamy" taksiarzy i idziemy pieszo do oddalonego o godzinę drogi (przeskakując przez autentyczną autostradę, V=130 km/h), położonego na wzgórzu Monastyru Dżwari. Piękna budowla, z pięknymi freskami i widokami na położoną poniżej Mcchetę oraz rzeki Mtkwari i Aragwi. W samej Mcchecie znajduje się chyba najważniejsza świątynia Gruzji - katedry Sweti Cchoweli. Świątynia wielokrotnie przebudowywana, posiada sporo bardzo ładnych fresków. Jest największą, w której byliśmy w czasie całego pobytu w Gruzji. Była miejscem koronacji królów, a obecnie siedzibą najważniejszego arcybiskupa kraju.

ObrazekObrazekObrazek

Niestety trzeba się żegnać z tym pięknym krajem. Na koniec jeszcze spacer po nocnym Tbilisi, zakup prezentów i ... wina. Ostatnie spojrzenie na miasto z taksówki jadącej na lotnisko. Na lotnisku spotykamy wielu znajomych poznanych w czasie dwutygodniowych wędrówek, i odlot do domu.

ObrazekObrazekObrazek

więcej fotek z Mcchety i Tbilisi TUTAJ

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

fotki Atiny:
https://picasaweb.google.com/1024839862 ... 2sfG8u61ew#

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

To była wspaniała wyprawa, w bardzo zgranym zespole. Zobaczyliśmy kawał pięknego kraju. Nie dotarliśmy wszędzie, ale 18 dni to za mało. Mamy plany powrócić jeszcze do Gruzji :zoboc: (może za dwa lata). Wtedy to już na pewno wejdziemy na szczyt Kazbega, zwiedzimy Kachetię i Swanetię. Ale trzeba się spieszyć Gruzja bardzo szybko się zmienia. Za kilka lat to już nie będzie ta sama Gruzja i miejmy nadzieję, że ludzie zmieniają się wolniej. Bo właśnie wspaniali ludzie są największym bogactwem tego kraju.

Dzięki Asiu i Anito, było wspaniale.

ObrazekObrazekObrazek

Na koniec jeszcze podziękowania dla Wiolci za informacje i cenne uwagi.

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

Trochę informacji technicznych, które mogą być pomocne:

Przelicznik walut:
1 GEL (lari) = 2 PLN = 0,5 EURO
(z dokładnością do 5 groszy)

Bardzo wiele ciekawych informacji o Gruzji jest na stronie kaukaz.pl http://www.kaukaz.pl/index.php
i na forum kaukaskim http://www.kaukaz.pl/forum/

1. Bezpieczeństwo

Gruzja to naprawdę bezpieczny kraj. Jadąc wiedzieliśmy, że policja ma tam bardzo duże poważanie i zawsze służy pomocą. Gruzini mówią że ostatnia kradzież miała u nich miejsce jak ostatni Sowiet wychodził z Gruzji (AgaDG ma chyba jednak całkiem odmienne doświadczenia :( ). Faktem jest że często i to nie tylko na wsi domy zostawiają otwarte. W górach ludzi raczej nie spotykaliśmy. Bardziej bałem się dzikich zwierząt, ale przez cały czas żadnego nie widzieliśmy, a nawet nie widzieliśmy żadnego śladu świadczącego że jakieś większe groźne zwierzęta tam występują. Grożne mogą być psy pasterskie. Nas raz obszczekały dość groźnie, zbliżając się na odległość kilkunastu metrów. Mieliśmy w pogotowiu gaz pieprzowy, ale okazał się na szczęście nie potrzebny. Z opowieści spotkanych Polaków słyszeliśmy jedną opowieść, że spotkanie z grupą pijanych Gruzinów było dość nieprzyjemne, i nawet groźne, ale skończyło się OK. W górach szliśmy wzdłuż granicy z Czeczenią, w odległości 1-3 km, ale teraz tam jest spokój i można chodzić bezpiecznie. Idąc spotyka się co jakiś czas patrole wojskowe, piesze lub konne (auta tam nie dojeżdżają).

2. Informacje ogólne

- czy się jakoś specjalnie przygotowywaliśmy do wyjazdu - nie. Sporo czytaliśmy przewodniki, książki, internet, forum kaukaskie, i tyle.
- koszt całej wyprawy - rzędu 1700 zł + samolot. Można by troszkę zaoszczędzić śpiąc więcej w namiotach, ale w miastach byłoby to trudne (spotkaliśmy grupę Polaków co spała gdzieś w namiotach w Batumi), a i koszt noclegu to 30-50 zł. Najwięcej jednak pochłonął transport. Jednostkowo koszt przejazdu może nie wysoki, ale że było ich sporo to się uzbierało.
- posiadaliśmy dwa przewodniki: polski wydawnictwa Bezdroża i angielski Lonely Planet. Zdarzały się rozminięcia z rzeczywistością, ale bardzo, bardzo rzadko, i dotyczyły raczej kosztów. W realu były one przeważnie troszkę niższe :shock:
- językiem do rozmów był w zdecydowanej większości rosyjski. Rosyjski ze szkoły nieużywany prze 20 lat w zupełności wystarczy. Starsze pokolenie w większości zna rosyjski na poziomie dostatecznym, młodsze raczej już tylko angielski. Zdarzyło mam się spotkać Gruzinów mówiących przepięknym rosyjskim, aż miło było słuchać, a dodatkowo o wiele łatwiej zrozumieć. Angielski przydał się przy kupnie biletów na pociąg, w hostelach. W Batumi dogadać można było się już tylko po rosyjsku.
- alfabet gruziński ... totalnie niezrozumiały. Asia próbowała czytać i nawet jej to wychodziło, ja zapamiętałem kilka literek (podwójny mostek = "o"; pojedyńczy mostek = "i"; potrójny mostek z dolną antenka = "l"; podwójny z górną = "r" itd). Potrzebne to było np. przy szukaniu marszrutek. W rejonie Tbilisi niektóre miały oprócz gruzińskich jeszcze angielskie napisy, w rejonie Batumi rosyjskie, ale większość były tylko ich robaczki.
- żarcie mają dobre. Warto zamawiać w knajpach tak aby każdy miał co innego i wymieniać się :) Można tak, bo porcje są spore. Cena jedzenia na 3 osoby wraz z piwem to wydatek rzędu 20-30 GEL, w tym jest 10% podatku/marży.
- piwo w knajpie od 3 do 5 GEL, czyli ceny jak w Polsce
- do świątyń trzeba, aby mężczyźni mieli długie spodnie, a kobiety spódnice, zakryte ramiona i najczęściej jeszcze coś na głowie. Przed wieloma świątyniami leżą spódnice i chusty, które można ubrać.
- sklepy w Tbilisi i Batumi są otwarte bardzo długo. Tam nikomu się nie spieszy i większość małych sklepików czynna jest i o 1 w nocy. Są też sklepy całodobowe, zdarzają się delikatesy średniej wielkości. Gruzini natomiast nie lubią marketów i nie ma ich dużo. Widziałem na obrzeżach Tbilisi jednego Carrefurta.

3. Transport

- my lecieliśmy samolotem Okęcie-Tbilisi. Cena w obie strony to rząd ok. 1000 PLN. Ale od spotykanych Polaków mam informację, że bilety samolotowe kupowali w najrozmaitszych cenach. Od 480-550 kupowane w styczniu i lutym, do 1500 kupowane na tydzień, dwa przed odlotem. Oprócz bezpośredniego z Okęcia, najczęściej Polacy latają z przesiadką przez Rygę, Kijów lub Pragę. Ceny porównywalne jak z Okęcia.
- transport wewnątrz Gruzji to przede wszystkim marszrutki czyli busy. Sieć marszrutek jest bardzo dobrze rozwinięta i oplata de facto cały kraj. Nam nie zdarzyło się czekać na transport dłużej niż godzinę. Oczywiście są miejsca prawie "zabite dechami" jak Szatili gdzie marszrutki docierają raz lub dwa razy w tygodniu. Ale to wystarcza. Do innych miejsc jeżdżą nawet bardzo często.
W Tbilisi większość marszrutek odjeżdża z dworca Didube (przy dworcu stacja metra). Do Kazbegi kursy są co godzina, ostatni o 19. Do Mcchety na bieżąco, co de facto oznacz co 15-20 min. Z Batumi do Akalczike jadą co najmniej dwie marszrutki o 9 i 13, powrotna chyba o 14:50. Z Akalczike do Wardzi też jeżdżą (na pewno godz. 16), powrotne na pewno o 13 i 15. Prawdopodobnie są inne.
- Ceny marszrutek:
Tbilisi-Kazbegi - 10 GEL (3,5 godz. jazdy)
Szatili-Kazbegi - 20 GEL (6 godz.)
Batumi-Akalczike - 20 GEL (6 godz.)
Tbilisi-Mccheta - 1 GEL (20 min.)
Akalczike-Gori - 8 GEL (2,5 godz.)
- kolej - pociągi dalekobieżne są w całości rezerwowane. Na pociąg relacji Tbilisi-Batumi często nie ma miejsc. Ale można tak jak my - Inny pociąg np. do Uzurgeti i tam już dojazd marszrutką/taxi. To tylko ok. 40 km. Wagony są sypialne, kuszetki i bezprzedziałowe z rozkładanymi fotelami. Cena za miejsce w wagonie bezprzedziałowym Tbilisi-Uzurgeti 14 GEL (do Batumi powinno być bardzo podobnie)
- taxi - standardowa cena po Tbilisi to 7 GEL, choć płaciliśmy też 5 GEL. Taxi z lotniska kosztowało nas 30 GEL, ale na lotnisko udało mam się znaleźć taxi za 20 GEL. Jeździ na lotnisko też marszrutka nr 37 (?) za 0,5 GEL, ale ciężko do niej wsiąść ze względu na tłok.
Taxi w środku kraju kosztuje najróżniej. Płaciliśmy i 10, 20, 40 GEL. Trzeba podchodzić do tego ze zdrowym rozsądkiem.
- metro w Tbilisi to świetne rozwiązanie. Kupuje się kartę za 2 GEL, którą można później zwrócić - tylko UWAGA nie wyrzucać paragonu, bo wtedy nie zwrócą kasy. Kartę "nabija się" i wchodzi się przez bramki. Cena jednorazowa to 0,5 GEL, ale czym więcej się jeździ to cena jednorazowa spada. Nie udało mi się odkryć zasad które tym kierują.
- dojazd w niektóre miejsca jest możliwe tylko wozami terenowymi z napędem na cztery koła. Do Omalo można jechać z miejscowości Akhmeta. Cena za 1 osobę to 50 GEL. Dojazd do Akhmety z Tbilisi marszrutkami z przesiadką w Telavi.

4. Treking w górach

- mapy - można kupić w Tbilisi (widziałem tylko w jednym sklepie), ale cena spora (15-20 za szt. a na trasę Omalo-Szatili potrzeba min. 2 mapy). Są też takie turystyczne reklamówki, ale mogą służyć tylko do ogólnej orientacji. My mieliśmy wojskowe mapy sowieckie z lat 80-tych (Snufkin dzięki). Mimo 30 lat były dokładne i w górskim terenie nie zaszły raczej jakieś zmiany.
- GPS i wysokościomierz w komórce, kompas to oczywiście podstawa. W dodatku cała masa różnych drobnych rzeczy
- ubrań nie ma co brać za dużo. My nie zmarzliśmy. Zdarzały się noce, że nie wchodziliśmy nawet do śpiworów. Ale w nocy pod Przełęczą na wysokości 3000 było chłodno. Jeszcze dodatkowo co noc lało i była burza.
- ze względu na ciężkie plecaki kijki bardzo się przydały. Wieźliśmy je z Polski.
- butle z gazem można kupić w sklepie turystycznym na ul.Mickiewicza (nr chyba 60 lub coś koło tego). Cena dużej butli wkręcanej 25 GEL. Teoretycznie mają też butle w hostelu Opera, ale w rzeczywistości jest z tym różnie, i nie liczyłbym na 100% że tam się dostanie.
- sklep na Mickiewicza jest dobrze wyposażony, ale ceny jednak wyższe niż w Polsce (np. cena wypasionej karimaty 50 GEL)
- do kupienia w Gruzji są chińskie zupki i coś ala gorące kubki. Ceny zbliżone do polskich. My w górach gotowaliśmy makaron i dodawaliśmy sos z torebki (przywieziony z Polski). Warto wziąć ze sobą w góry puste butelki 1,5 l (np. po dwie na osobę) aby mieć w czym nosić wodę ze strumyków.
Czekoladę zastępowało mam czekolada do smarowania.
- z Polski warto wziąć pastylki smakowe i Izostary do wody. Po pewnym czasie nudzi się picie samej wody, a i witaminy przydadzą się.
Ostatnio zmieniony 26 września 2012, 10:10 przez adamek, łącznie zmieniany 5 razy.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
http://picasaweb.google.com/adamkostur

Za dwadzieścia lat bardziej będziesz żałował tego, czego nie zrobiłeś, niż tego, co zrobiłeś.
Więc odwiąż liny, opuść bezpieczną przystań. Złap w żagle pomyślne wiatry. Podróżuj, śnij, odkrywaj.
Anonymous

Post autor: Anonymous » 19 września 2012, 0:52

Jakoś w kościach czułam, że to właśnie dziś będzie ten dzień, i w końcu dowiem się, gdzie Ciebie/Was poniosło :) I pierwszy raz cieszę się, że jakoś nie mogę zasnąć :D Co prawda, obstawiałam inne góry na ten urlop, ale...

Adaś :brawo: dla całej trójki. Żeby porządnie i adekwatnie do wyprawy przysłodzić, to musiałabym tort zrobić. Ba, trzy torty :D
Kawał pięknego kraju przemierzyliście. Od razu rodzi mi się pytanie, czy nie obawialiście się komplikacji z racji niespokojnej sytuacji politycznej?
W sumie pytań to chciałoby się zadać tysiąc. Ciekawa mnie nawet samo przygotowanie do takiej wyprawy. Czy tam się jedzie na żywioł, w sensie - jedziemy, a na miejscu się okaże gdzie, co i jak (mam na myśli spanie, jedzenie, mycie, tego typu bzdety)? Rozumiem, że tam na miejscu schroniska to abstrakcja :D
Zupełnie nieznany mi kraj, ale najwyraźniej bardzo przyjazny i gościnny. Co mogę dodać, zazdroszczę :spoko:
Awatar użytkownika
Maciej
Turysta
Turysta
Posty: 473
Rejestracja: 04 stycznia 2012, 14:22

Post autor: Maciej » 19 września 2012, 7:46

Cholera, spóźnię się do roboty przez tą relację :shock: :lol:
Z zainteresowaniem poczekam na detale organizacyjne tejże wyprawy.
Dzwonek

Post autor: Dzwonek » 19 września 2012, 7:51

Pięknie spędzone wakacje :brawo: a relacja wzorcowa :spoko:

ps. za te 2 lata to daj znać... wcześniej
adrians_osw
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 1192
Rejestracja: 15 sierpnia 2010, 13:22

Post autor: adrians_osw » 19 września 2012, 7:52

A ja biorę się za czytanie, robota nie zając nie ucieknie :lol:
--->>>flickr<<<---
Awatar użytkownika
adamek
Moderator
Moderator
Posty: 2649
Rejestracja: 27 stycznia 2011, 12:24

Post autor: adamek » 19 września 2012, 7:55

vatteri pisze:W sumie pytań to chciałoby się zadać tysiąc.
Maciej pisze:Z zainteresowaniem poczekam na detale organizacyjne tejże wyprawy.
przygotuję za kilka dni takie uzupełnienie "techniczne" z praktycznymi informacjami
Dzwonek pisze:ps. za te 2 lata to daj znać... wcześniej
:no:
teraz też wcześniej wiedziałaś :kukacz: :P
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
http://picasaweb.google.com/adamkostur

Za dwadzieścia lat bardziej będziesz żałował tego, czego nie zrobiłeś, niż tego, co zrobiłeś.
Więc odwiąż liny, opuść bezpieczną przystań. Złap w żagle pomyślne wiatry. Podróżuj, śnij, odkrywaj.
Dzwonek

Post autor: Dzwonek » 19 września 2012, 7:57

adamek pisze:teraz też wcześniej wiedziałaś
wiesz, że były "powody"... :zoboc: :P
Awatar użytkownika
jck
Turysta
Turysta
Posty: 3181
Rejestracja: 14 listopada 2007, 22:57
Kontakt:

Post autor: jck » 19 września 2012, 8:20

Tak...przyszedłem do pracy i skończyło się pracowanie zanim na dobre się zaczęło.
Zajmująca lektura, gór nieco mało (szkoda, ale to kwestia indywidualnego wyboru, nie kwestionuję), kilka naprawdę niezłych zdjęć (choć szkoda, że w pracy nie mogę podejrzeć Picassy).

Zawtóruję Maciejowi: nakreśl, proszę, koszty. Coś więcej o transporcie (zarówno Polska - Gruzja, jak i na miejscu).
Życie nie zaczyna się powyżej 5000 mnpm. Powyżej 7000 mnpm tym bardziej...
Anonymous

Post autor: Anonymous » 19 września 2012, 8:56

Też przed pracą nie obejrzę wszystkich fot, ale za tydzień mam wolne więc wtedy nadrobię :D
włodarz
Turysta
Turysta
Posty: 2376
Rejestracja: 01 grudnia 2011, 19:09

Post autor: włodarz » 19 września 2012, 9:39

adamek pisze:Spotkany Gruzin ......... Namawia nas na wizytę w leżącej 150 metrów dalej wiosce i uczestnictwo w święcie.
Czy możecie powiedzieć, że takie podejście Gruzinów do wędrowców, obcych ułatwiło Wam wyprawę?
Awatar użytkownika
Barbórka
Turysta
Turysta
Posty: 949
Rejestracja: 02 stycznia 2011, 21:12

Post autor: Barbórka » 19 września 2012, 10:14

och i ach!!!! super super super - cieszę się, że Bieszczady dają natchnienie na wyjazdy:)
zazdroszczę kierunku, wrażeń i niezależnej podróży :D
Awatar użytkownika
adamek
Moderator
Moderator
Posty: 2649
Rejestracja: 27 stycznia 2011, 12:24

Post autor: adamek » 19 września 2012, 10:43

Barbórka pisze:cieszę się, że Bieszczady dają natchnienie na wyjazdy
Bieszczady? raczej Ty w Bieszczadach :lol:

pomyśl coś o natchnieniu na przyszły rok - jesteś w tym dobra :twisted:
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
http://picasaweb.google.com/adamkostur

Za dwadzieścia lat bardziej będziesz żałował tego, czego nie zrobiłeś, niż tego, co zrobiłeś.
Więc odwiąż liny, opuść bezpieczną przystań. Złap w żagle pomyślne wiatry. Podróżuj, śnij, odkrywaj.
Awatar użytkownika
Tidżej
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 2722
Rejestracja: 15 listopada 2011, 8:35

Post autor: Tidżej » 19 września 2012, 11:51

Swietna wyprawa! Przyznam, że moja wiedza na temat Gruzji jest znikoma i wygląda na to, że trzeba to zmienić :) Twoja relacja bardzo zachęca do poznania tego kraju, sporo udało Wam się zobaczyć, myślę że czas wykorzystaliście optymalnie. Najbardziej zaskoczyła mnie duża ilość Polaków tam spotykanych.
To co jest najbardziej optymistyczne w tej opowieści to fakt, że spotyka się w różnych miejscach wielu otwartych, życzliwych i przyjaźnie nastawionych ludzi. Nie dla wszystkich liczy się kasa, zarobek, można jeszcze razem usiąść, pogadać, napić się, a różnice językowe i kulturowe w niczym nie przeszkadzają. W wielu relacjach ta życzliwość ludzi jest widoczna, Ukraina, Gruzja, Rosja... Może i na forum tej wzajemnej życzliwości będzie więcej :P
Gratuluję udanej wyprawy :spoko:
Zdjęcia pochwalę później, bo mi się w pociągu wolno wczytują ;)
| Gór, co stoją nigdy nie dogonię... |
Awatar użytkownika
malgosiadg
Turysta
Turysta
Posty: 929
Rejestracja: 03 kwietnia 2009, 11:47

Post autor: malgosiadg » 19 września 2012, 13:40

ależ nam się obieżyświatowo zrobiło na forum - no no! Nie nadążam za Wami nawet z czytaniem ;) Dobrze, że mapkę zamieściłeś na wstępie, bo dla mnie to kompletna egzotyka. Rzeczywiście przepiękny kraj!
„Życia nie mierzy się ilością oddechów, ale ilością chwil, które zapierają dech w piersiach.”
Awatar użytkownika
heathcliff
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 2738
Rejestracja: 27 maja 2009, 20:24
Kontakt:

Post autor: heathcliff » 19 września 2012, 15:51

adamek ale żes pan dowalił do pieca, musisz mi pan dać czas na przetrawienie, może na autostradzie jakoś dam rady.
Przytulam żonę i jestem szczęśliwie wolny... Ile wyjść tyle powrotów życzy heathcliff

https://plus.google.com/117458080979094658480
ODPOWIEDZ