17.10.2011 Przemyślenia - Rohacz Płaczliwy
Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy
17.10.2011 Przemyślenia - Rohacz Płaczliwy
Jest coś zachwycającego w obcowaniu z majestatem największego twórcy. Każdy odgłos niosący się z głuchej ciszy, niczym grzmot, przeszywa nasze myśli i ciało. Niby znajomy, a jakże różny. Bliski, a daleki. Tak niepospolicie wyrazisty i srogi. Dopadają nas drgawki, zarówno od wewnątrz jak i z zewnątrz. I znowu cisza...
Jest poniedziałek, 17 października. W Zverowce, oprócz nas i personelu, nie ma już nikogo. Weekendowi turyści powrócili już do swoich domów. Słowacja już za dwa tygodnie zamknie szlaki dla turystów w Tatrach. Już teraz można wyczuć ospały klimat. Obudziłem się nieco wcześnie, jest 5.30. Agnieszka, Jurek oraz Mirek, podobnie jak Ja, leniwie reagują na odgłos budzika w telefonie. Trzeba się zwlec z łóżka. Zrobić prędkie śniadanie i napełnić czarną herbatą puste termosy. Dziś dzielimy się na dwie grupy: Agnieszka z Jurkiem - zmierzają na przełęcz pod Osobitą, Ja z Mirkiem - mamy dzisiaj w harmonogramie Płaczliwy Rohacz. Pakujemy z Mirkiem małe plecaki , ubieramy się i jako pierwsi pozostawiamy chatkę.
Na zewnątrz dominuje mały ziąb. Jest rześko i przyjemnie, ani śladu po przenikającym wietrze sprzed dwóch dni. Ponownie posiadamy do przebycia 5km asfaltowego odcinka kierującego do Tatliakovej Chaty. Nieustające konwersacje zabijają monotonię. Monotonię? Ileż to można patrzeć na ośnieżonego Salatina i podobnie białego Wołowca? Ile razy się można tym zachwycać? Wydawać by się mogło się, że bez końca... Jednak monotonia, może dojść nawet w takie rejony. Wiem, że wieczorem będę wzdychał za tym wszystkim. Będę pragnął wrócić, w świadomości rozmieszczając nową wyprawę!
Przy Tatliakovej Chacie nakładamy raki. Mądrzejsi po wczorajszej wycieczce na Banikov, nie będziemy ryzykować poślizgnięć na szlaku na Smutną Przełęcz. Śnieg trzeszczy pod rakami, a solidne kolce wbijają się w lód. Bezpiecznie i sprawnie dochodzimy do rozgałęzienia pod Rohackimi Plesami. Pojawia się więcej śniegu. Tutaj już raki będą nam tylko utrudniać wędrówkę. Zdejmujemy je i czynimy krótki spoczynek.
Na trasie dominuje zupełna cisza. Wiatr, który niczym huragan odbija się od skalnych szczytów - zamilkł. Smutna Dolina jest zacieniona, utrzymują się tutaj niskie temperatury. Po prawej stronie, na skalnym zboczu, utworzył się osobliwy lodospad. Lśni on w słońcu nieposzlakowanie białym kolorem. Od czasu do czasu słychać odpadające sople, które rozrywają się o skały i opadają niczym kryształy do doliny. To promienie słoneczne dewastują to lodowe dzieło. Nie spodziewaliśmy się, że w naszej najbliższej okolicy, nie będziemy mieli kontaktu wzrokowego z innymi turystami. Zjawisko bardzo rzadko spotykane w Tatrach. W Beskidzie Małym, na mniej popularnych szlakach, przez prawie cały dzień można zobaczyć kilka osób. Jednakże w Tatrach? Nie do pomyślenia! A jednak możliwe....
Dążymy w stronę Smutnej Przełęczy. Dzisiaj w dwuosobowym zespole. Rośnie w tej sytuacja uznanie wyrażenia - odpowiedzialność. Zimowy, tak bardzo srogi pejzaż, jest piękny. Jednak może być podstępny. Badamy swoje siły. Ja czuję się znacznie lepiej niż wczoraj. Za to Mirek ma dzisiaj gorszy dzień. To wtedy, po raz pierwszy, pomyślałem co by było gdyby? Ruszamy dalej...
Dochodzimy na Smutną Przełęcz. Pomimo wolniejszego tempa, znajdujemy się na Przełęczy o rozważnej godzinie. Jest 10.00. Na "dzień dobry" pozdrawia nas swoim wielkim grzbietem Baraniec. Nie chcę składać deklaracji, jednak na Barańcu, jeszcze mnie nie było... A takie widoki są jak zaproszenie, którego nie można nie przyjąć! Poniżej Ziarska Dolina. Po prawej stronie znajduje się szlak w stronę Trzech Kop, które są schowane za nader wzniosłym przewyższeniem. Po lewej szlak na Płaczliwy. Spoglądam na drugą stronę przełęczy. Wszystko się topi pod wpływem dominacji promieni słonecznych. W zacienionych obszarach utworzył się lód. Warunki przypominają mi wiosnę w Tatrach. Czynimy dłuższy odpoczynek, jemy śniadanie i odbudujemy siły. Jest ciepło, wiatr leniwie przypomina o sobie. Rozmawiamy i chłoniemy to czego doświadczamy. Niektórzy lubią jeść śniadanie na tarasie. My też posiadamy tu własny taras... Najbliższych sąsiadów z niego nie doświadczamy.... Bezcenne.
Ponownie oceniamy sytuację i własne siły. Co prawda pierwsze wzniesienie wygląda dość ciekawie, jednakże omija je nie stanowiący przeszkód trawers. Siły po części zregenerowane. Jest decyzja... Próbujemy! Zostawiamy plecaki i podążamy na Płaczliwego. Gdzie dotrzemy tam będziemy. Nic na siłę! Płaczliwy Rohacz nie zniknie.
Śnieg się topi. Najgorsze są jednak oblodzone miejsca. Można na nich nieco zjechać. Pierwsze przewyższenie osiągnięte. Teren się wypłaszcza. Śnieg jest tutaj bardziej mokry. Za nami odkrywa się Banikov, Przysłop jak również Hruba Kopa z Trzema Kopami. Przysłop wygląda z tego punktu bardziej okazale od Banikova. Podążamy dalej. Południowo-wschodnie zbocze Płaczliwego nie jest przykryte śniegiem. Odróżnia się na tle białych szczytów. Znajdujemy się mniej więcej za połową drogi do naszego szczytu. Tutaj musimy po raz kolejny podjąć decyzję - co dalej? Mirek rezygnuje - nie jest to jego dzień. Góra tym razem z nami zwyciężyła. Wracamy na przełęcz.
Zdjęcia: Rohacz Płaczliwy
Jest poniedziałek, 17 października. W Zverowce, oprócz nas i personelu, nie ma już nikogo. Weekendowi turyści powrócili już do swoich domów. Słowacja już za dwa tygodnie zamknie szlaki dla turystów w Tatrach. Już teraz można wyczuć ospały klimat. Obudziłem się nieco wcześnie, jest 5.30. Agnieszka, Jurek oraz Mirek, podobnie jak Ja, leniwie reagują na odgłos budzika w telefonie. Trzeba się zwlec z łóżka. Zrobić prędkie śniadanie i napełnić czarną herbatą puste termosy. Dziś dzielimy się na dwie grupy: Agnieszka z Jurkiem - zmierzają na przełęcz pod Osobitą, Ja z Mirkiem - mamy dzisiaj w harmonogramie Płaczliwy Rohacz. Pakujemy z Mirkiem małe plecaki , ubieramy się i jako pierwsi pozostawiamy chatkę.
Na zewnątrz dominuje mały ziąb. Jest rześko i przyjemnie, ani śladu po przenikającym wietrze sprzed dwóch dni. Ponownie posiadamy do przebycia 5km asfaltowego odcinka kierującego do Tatliakovej Chaty. Nieustające konwersacje zabijają monotonię. Monotonię? Ileż to można patrzeć na ośnieżonego Salatina i podobnie białego Wołowca? Ile razy się można tym zachwycać? Wydawać by się mogło się, że bez końca... Jednak monotonia, może dojść nawet w takie rejony. Wiem, że wieczorem będę wzdychał za tym wszystkim. Będę pragnął wrócić, w świadomości rozmieszczając nową wyprawę!
Przy Tatliakovej Chacie nakładamy raki. Mądrzejsi po wczorajszej wycieczce na Banikov, nie będziemy ryzykować poślizgnięć na szlaku na Smutną Przełęcz. Śnieg trzeszczy pod rakami, a solidne kolce wbijają się w lód. Bezpiecznie i sprawnie dochodzimy do rozgałęzienia pod Rohackimi Plesami. Pojawia się więcej śniegu. Tutaj już raki będą nam tylko utrudniać wędrówkę. Zdejmujemy je i czynimy krótki spoczynek.
Na trasie dominuje zupełna cisza. Wiatr, który niczym huragan odbija się od skalnych szczytów - zamilkł. Smutna Dolina jest zacieniona, utrzymują się tutaj niskie temperatury. Po prawej stronie, na skalnym zboczu, utworzył się osobliwy lodospad. Lśni on w słońcu nieposzlakowanie białym kolorem. Od czasu do czasu słychać odpadające sople, które rozrywają się o skały i opadają niczym kryształy do doliny. To promienie słoneczne dewastują to lodowe dzieło. Nie spodziewaliśmy się, że w naszej najbliższej okolicy, nie będziemy mieli kontaktu wzrokowego z innymi turystami. Zjawisko bardzo rzadko spotykane w Tatrach. W Beskidzie Małym, na mniej popularnych szlakach, przez prawie cały dzień można zobaczyć kilka osób. Jednakże w Tatrach? Nie do pomyślenia! A jednak możliwe....
Dążymy w stronę Smutnej Przełęczy. Dzisiaj w dwuosobowym zespole. Rośnie w tej sytuacja uznanie wyrażenia - odpowiedzialność. Zimowy, tak bardzo srogi pejzaż, jest piękny. Jednak może być podstępny. Badamy swoje siły. Ja czuję się znacznie lepiej niż wczoraj. Za to Mirek ma dzisiaj gorszy dzień. To wtedy, po raz pierwszy, pomyślałem co by było gdyby? Ruszamy dalej...
Dochodzimy na Smutną Przełęcz. Pomimo wolniejszego tempa, znajdujemy się na Przełęczy o rozważnej godzinie. Jest 10.00. Na "dzień dobry" pozdrawia nas swoim wielkim grzbietem Baraniec. Nie chcę składać deklaracji, jednak na Barańcu, jeszcze mnie nie było... A takie widoki są jak zaproszenie, którego nie można nie przyjąć! Poniżej Ziarska Dolina. Po prawej stronie znajduje się szlak w stronę Trzech Kop, które są schowane za nader wzniosłym przewyższeniem. Po lewej szlak na Płaczliwy. Spoglądam na drugą stronę przełęczy. Wszystko się topi pod wpływem dominacji promieni słonecznych. W zacienionych obszarach utworzył się lód. Warunki przypominają mi wiosnę w Tatrach. Czynimy dłuższy odpoczynek, jemy śniadanie i odbudujemy siły. Jest ciepło, wiatr leniwie przypomina o sobie. Rozmawiamy i chłoniemy to czego doświadczamy. Niektórzy lubią jeść śniadanie na tarasie. My też posiadamy tu własny taras... Najbliższych sąsiadów z niego nie doświadczamy.... Bezcenne.
Ponownie oceniamy sytuację i własne siły. Co prawda pierwsze wzniesienie wygląda dość ciekawie, jednakże omija je nie stanowiący przeszkód trawers. Siły po części zregenerowane. Jest decyzja... Próbujemy! Zostawiamy plecaki i podążamy na Płaczliwego. Gdzie dotrzemy tam będziemy. Nic na siłę! Płaczliwy Rohacz nie zniknie.
Śnieg się topi. Najgorsze są jednak oblodzone miejsca. Można na nich nieco zjechać. Pierwsze przewyższenie osiągnięte. Teren się wypłaszcza. Śnieg jest tutaj bardziej mokry. Za nami odkrywa się Banikov, Przysłop jak również Hruba Kopa z Trzema Kopami. Przysłop wygląda z tego punktu bardziej okazale od Banikova. Podążamy dalej. Południowo-wschodnie zbocze Płaczliwego nie jest przykryte śniegiem. Odróżnia się na tle białych szczytów. Znajdujemy się mniej więcej za połową drogi do naszego szczytu. Tutaj musimy po raz kolejny podjąć decyzję - co dalej? Mirek rezygnuje - nie jest to jego dzień. Góra tym razem z nami zwyciężyła. Wracamy na przełęcz.
Zdjęcia: Rohacz Płaczliwy
:> Jestem pod wrażeniem pięknego sposobu opowiadania i narracji Słowa uznania za umiejętność mówienia "nie" i podejmowania decyzji o odwrocie - to bezcenna cecha
W Tatrach zachodnich takie chwile, gdy w pobliżu nie ma nikogo potrafią się zdarzyć nawet w wakacje - warto tego doświadczyć
PS. popraw link do zdjęć, bo nie działa
Pozdrawiam
W Tatrach zachodnich takie chwile, gdy w pobliżu nie ma nikogo potrafią się zdarzyć nawet w wakacje - warto tego doświadczyć
PS. popraw link do zdjęć, bo nie działa
Pozdrawiam
- heathcliff
- Członek Klubu
- Posty: 2738
- Rejestracja: 27 maja 2009, 20:24
- Kontakt:
lowell79 dziękuje Ci za tak wspaniałą relacje, bardzo mnie podbudowała na duchu ...pchneła ku bardziej zdecydowanemu ustaleniu terminu do wyjscia w ukochane góry.
Przytulam żonę i jestem szczęśliwie wolny... Ile wyjść tyle powrotów życzy heathcliff
https://plus.google.com/117458080979094658480
https://plus.google.com/117458080979094658480