Tatry - Rysy, Niżne Rysy, itd 11-16.04.2009
Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy
Tatry - Rysy, Niżne Rysy, itd 11-16.04.2009
Sobota Wielkanocna 11.04.2009
Morskie oko - Czarny Staw Pod Rysami.
Jak zwykle wyjechałem z Krosna o 5. W Krakowie przesiadka i po 10 jestem w Zakopcu, po czym od razu łapie busa do Palenicy. W Morskim oku jestem około 13. Opłacam nocleg w nowym schronisku (37zł), chwila odpoczynku, jem coś i postanawiam się przejść do czarnego stawu. Po 14 w drogę. Okazuje się że śnieg jest syfiasty strasznie mokry i przepadający. Podchodząc pod czarny staw spotykam gościa który schodził z rysów. Popytałem o warunki, po usłyszeniu informacji o nich tylko utwierdziła mnie pewność że na następny dzień tam pójdę. Na ostatnich metrach podejścia o mało co nie wycedził we mnie jakiś snowboardzista. Nie odpowiedziawszy ani słowa zjeżdżał dalej nie zważając na nikogo jak by pajac sam tam był. Po godzinie jestem nad czarnym stawem. Robie kilka zdjęć i ruszam z powrotem. W schronisku jestem około 16.30. Gadam chwile z ratownikiem topru gadając z nim o pogodzie i moich planach na następny dzień. Po 21 idę w kimono.
Niedziela Wielkanocna 12.04.2009
Rysy (solo)
Wstaję o 5.30 Małe przepakowano i o 6 w drogę. Śnieg jest po prostu super - elegancko zmrożony. Obchodząc moko dookoła widzę jak ludzie idą przez nie na skróty, że tez sie nie boja, przecież całe jest już porządnie poroztapiane. O 7 jestem nad czarnym stawem. Chwila przerwy i ruszam dalej. Po przejściu czarnego stawu który w porównaniu do moka jest jeszcze dobrze zmorzony zaczynam podchodzenie do buli pod rysami. Idzie się całkiem nieźle a to zasługa zmrożonego śniegu i tego że ludzie dużo śladów narobili. Idę w rakach i z czekanem w łapie bo można było by bez tego nieraz nieźle pojechać. Po dotarciu na bule od razu zaczynam podchodzenie rysą. W połowie rysy spotykam 2 gości którzy schodzą ze szczytu i mówią że co prawda trochę wieje ale za to widoczność rewelacyjna. Idąc dalej docieram na grań szczytową, a tu niespodzianka łańcuchy na wierzchu. W końcu po 4,5 godzinie o 10.30 staje na szczycie. Widoczność rewelacyjna chociaż trochę piździ. Łażę po szczycie robie zdjęcia po czym przechodzę na słowacki wierzchołek. W między czasie na szczyt polskich rysów wchodzi grupa Słowaków. Gadam z nimi dość długo i około 12 zaczynam zejście. Podczas złażenia rysa rozwiązał mi się but, a zatrzymać sie nie mogłem, bo za stromo i za twardo. gdy zlazłem na bule to sie okazało że mnie paskudnie otarło. Dalej pozbierawszy sie tnę do moka w którym jestem po 15, gdzie oczywiście ludzi od cholery, w schronie ledwo sie idzie przecisnąć. W schronie ratownik daje mi bandaż na otarcie. W schronie jem obiad i obowiązkowo piwko. W związku z tym że kilku gości mi powiedziało że podejście na kazalnice wygląda nieciekawie to mnie tylko utwierdziło w mojej decyzji o trasie na następny dzień. Po 21 idę spać.
Lany poniedziałek 13.04.2009
Niżne Rysy (solo)
Wstaje około 6. Wybór padł na Niżne Rysy. Od razu wiedziałem że łatwo nie będzie bo 1 tam nie ma szlaku a 2 nikt tam nie chodzi. O 6.30 ruszam w drogę. Śnieg świetnie zmrożony. Nad czarnym stawem jestem o 7.30. Chwila przerwy i zaczynam w rakach i z czekanem podchodzenie pod bulę. Na buli pod rysami jestem po 9, po czym odwijam w lewo. Tu zaczyna się jazda. Przez pierwszą godzinę ze względu na to że jest strasznie twardo idę po tej stromiźnie na przednich zębach raków z dwiema dziabami. Minąwszy pewne kamole zaczyna się robić bardziej miękko. Gdy docieram pod grań szczytowa okazuje się, że tu jest już znowu syf, czyli rozmokły przepadający śnieg. W końcu po 5,5 godzinach walki o 12 staje na szczycie Niżnych Rysów. Widoki zaje... A ja sam na szczycie. Robię sporo zdjęć w tym sobie samowyzwalaczem. O 12.30 zaczynam schodzić. Śnieg jest już rozmokły. Prawie całą drogę z pod grani do buli pokonuje zjazdami. Potem już tylko mozolnie wlokę sie w tej brei do moka. W schronie jestem po 15. Jem obiad pije piwko i do wieczora gadam z ludźmi, którzy słysząc gdzie byłem mają mnie za jakiegoś bohatera, a ja przecież nim nie jestem bo zrobiłem tylko to o czym marzyłem. Po 21 w kimono.
Wtorek 14.04.2009
Odpoczynek w moku.
Po 8 zwlekam się z wyra połamany. Te dwa ostatnie dni tak mi się dały we znaki że o jakimkolwiek wyjściu nie mogło być mowy. Postanawiam odpocząć jeden dzień. Przez cały dzień siedzę przed schronem z piwkiem lub bez gapiąc się na góry. Tak czas leci pomału do wieczora. Wieczorem pakuję manele, bo na następny dzień mam zaplanowaną trasę a do tego schroniska na noc już wracać nie będę.
Środa 15.04.2009
Morskie oko - Szpiglasowa Przełęcz - Dolina Pięciu Stawów - Zawrat - Hala Gąsienicowa
Wstaję o 5.30. Pakuje resztę klamotów i o 5.45 w drogę. Zaczynam podejście na Szpiglasową. Idzie mi sie trochę ciężko a to ze względu na plecak który waży z 15 kilo. Ale im dalej tym jakoś lepiej mi się idzie. Śnieg elegancko zmrożony więc zasuwam do góry. W połowie drogi spotykam gościa który stamtąd złazi. Gry mu odpowiadam gdzie idę kiwa głową i mam wrażenie że ma ochotę popukać się w czoło. Na szpiglasowej przełęczy jestem o 9.30. Chwila przerwy i zaczynam schodzić do Doliny Pięciu Stawów. Na szpiglasa nie szedłem już bo chciałem jak najszybciej w tym twardym śniegu zejść do 5 a poza tym nie chciało mi sie już tam leźć. Zejście z przełęczy i dalsza droga do Wielkiego Stawu Polskiego idzie błyskawicznie. Cały czas jest twardy zmrożony śnieg po którym zasuwam jak po asfalcie. Nad Wielkim stawem jestem po 11. Chwila przerwy i ruszam w kierunku Zawratu, bo do schroniska nie chciało mi sie już iść. Idąc w kierunku Zawratu zaczyna się już rozmokły śnieg, który i dalej tym jest gorszy. Brnąc w tym syfie gubię ze 2 razy szlak, ale za każdym razem odnajduję drogę, bo kierowałem sie na 2 pozostałe stawy które sa widoczne z Zawratu i które obrałem za punkt orientacyjny. W końcu wypruty o 14 włażę na Zawrat. Siedzę tam chwile robię sporo zdjęć, gadam z pierwszymi spotkanymi ludźmi od czasu tego gościa z drogi na szpiglasową, po czym zaczynam złazić w dól na Hale Gąsienicową. Złażąc zdarza mi się niestety wypadek. Rozmokły śnie na którym stanąłem zsuwa się tak, ze mnie w końcu wywala na twardy śnieg kilka metrów poniżej. Wtedy na moje nieszczęście wypada mi czekan z ręki i zasuwam w dół obracając się przy tym jak piłka. W końcu zatrzymałem się w jakimś dole, jak sie po chwili okazało kilkadziesiąt metrów od wystającej skały poniżej. Jak bym w to walnął z taką prędkością z jaka zasuwałem chwilę wcześniej to by pewnie było po mnie. Pozbierawszy okazało się że na szczęście nic mi sie nie stało ale zgubiłem parę rzeczy. Biorę drugi czekan i idę pozbierać graty czyli druga dziabę kijki i okulary. Po czym biorę plecak i zjazdami kontrolowanymi docieram pod czarny staw. Obchodzę go dookoła i idę w stronę murowańca gdzie zamierzam zanocować, ze względu na to ze nie zdołał bym już tego dnia wrócić do domu. W murowańcu jestem o 16.15. Ludzie pytając się mnie skąd przylazłem gdy im odpowiedziałem to jedni mi gratulują a inni pukają się w czoło .Wykupuje nocleg, jem obiad pije piwko i po 20 idę spać.
Czwartek 16.04.2009
Wstaję po 9. Jem śniadanie pakuję manele i ruszam w kierunku Kuźnic. Cała twarz mnie piecze od słońca z dnia poprzedniego. Widać te kremy uv co to niby takie dobre którymi sie wysmarowałem można o d** rozbić. W kuźnicach jestem o 11.30. Po czym na dworcu ładuje się do pks'a i po 5,5h wleczenia się docieram do domu.
Zdjęcia wrzucę jutro.
Morskie oko - Czarny Staw Pod Rysami.
Jak zwykle wyjechałem z Krosna o 5. W Krakowie przesiadka i po 10 jestem w Zakopcu, po czym od razu łapie busa do Palenicy. W Morskim oku jestem około 13. Opłacam nocleg w nowym schronisku (37zł), chwila odpoczynku, jem coś i postanawiam się przejść do czarnego stawu. Po 14 w drogę. Okazuje się że śnieg jest syfiasty strasznie mokry i przepadający. Podchodząc pod czarny staw spotykam gościa który schodził z rysów. Popytałem o warunki, po usłyszeniu informacji o nich tylko utwierdziła mnie pewność że na następny dzień tam pójdę. Na ostatnich metrach podejścia o mało co nie wycedził we mnie jakiś snowboardzista. Nie odpowiedziawszy ani słowa zjeżdżał dalej nie zważając na nikogo jak by pajac sam tam był. Po godzinie jestem nad czarnym stawem. Robie kilka zdjęć i ruszam z powrotem. W schronisku jestem około 16.30. Gadam chwile z ratownikiem topru gadając z nim o pogodzie i moich planach na następny dzień. Po 21 idę w kimono.
Niedziela Wielkanocna 12.04.2009
Rysy (solo)
Wstaję o 5.30 Małe przepakowano i o 6 w drogę. Śnieg jest po prostu super - elegancko zmrożony. Obchodząc moko dookoła widzę jak ludzie idą przez nie na skróty, że tez sie nie boja, przecież całe jest już porządnie poroztapiane. O 7 jestem nad czarnym stawem. Chwila przerwy i ruszam dalej. Po przejściu czarnego stawu który w porównaniu do moka jest jeszcze dobrze zmorzony zaczynam podchodzenie do buli pod rysami. Idzie się całkiem nieźle a to zasługa zmrożonego śniegu i tego że ludzie dużo śladów narobili. Idę w rakach i z czekanem w łapie bo można było by bez tego nieraz nieźle pojechać. Po dotarciu na bule od razu zaczynam podchodzenie rysą. W połowie rysy spotykam 2 gości którzy schodzą ze szczytu i mówią że co prawda trochę wieje ale za to widoczność rewelacyjna. Idąc dalej docieram na grań szczytową, a tu niespodzianka łańcuchy na wierzchu. W końcu po 4,5 godzinie o 10.30 staje na szczycie. Widoczność rewelacyjna chociaż trochę piździ. Łażę po szczycie robie zdjęcia po czym przechodzę na słowacki wierzchołek. W między czasie na szczyt polskich rysów wchodzi grupa Słowaków. Gadam z nimi dość długo i około 12 zaczynam zejście. Podczas złażenia rysa rozwiązał mi się but, a zatrzymać sie nie mogłem, bo za stromo i za twardo. gdy zlazłem na bule to sie okazało że mnie paskudnie otarło. Dalej pozbierawszy sie tnę do moka w którym jestem po 15, gdzie oczywiście ludzi od cholery, w schronie ledwo sie idzie przecisnąć. W schronie ratownik daje mi bandaż na otarcie. W schronie jem obiad i obowiązkowo piwko. W związku z tym że kilku gości mi powiedziało że podejście na kazalnice wygląda nieciekawie to mnie tylko utwierdziło w mojej decyzji o trasie na następny dzień. Po 21 idę spać.
Lany poniedziałek 13.04.2009
Niżne Rysy (solo)
Wstaje około 6. Wybór padł na Niżne Rysy. Od razu wiedziałem że łatwo nie będzie bo 1 tam nie ma szlaku a 2 nikt tam nie chodzi. O 6.30 ruszam w drogę. Śnieg świetnie zmrożony. Nad czarnym stawem jestem o 7.30. Chwila przerwy i zaczynam w rakach i z czekanem podchodzenie pod bulę. Na buli pod rysami jestem po 9, po czym odwijam w lewo. Tu zaczyna się jazda. Przez pierwszą godzinę ze względu na to że jest strasznie twardo idę po tej stromiźnie na przednich zębach raków z dwiema dziabami. Minąwszy pewne kamole zaczyna się robić bardziej miękko. Gdy docieram pod grań szczytowa okazuje się, że tu jest już znowu syf, czyli rozmokły przepadający śnieg. W końcu po 5,5 godzinach walki o 12 staje na szczycie Niżnych Rysów. Widoki zaje... A ja sam na szczycie. Robię sporo zdjęć w tym sobie samowyzwalaczem. O 12.30 zaczynam schodzić. Śnieg jest już rozmokły. Prawie całą drogę z pod grani do buli pokonuje zjazdami. Potem już tylko mozolnie wlokę sie w tej brei do moka. W schronie jestem po 15. Jem obiad pije piwko i do wieczora gadam z ludźmi, którzy słysząc gdzie byłem mają mnie za jakiegoś bohatera, a ja przecież nim nie jestem bo zrobiłem tylko to o czym marzyłem. Po 21 w kimono.
Wtorek 14.04.2009
Odpoczynek w moku.
Po 8 zwlekam się z wyra połamany. Te dwa ostatnie dni tak mi się dały we znaki że o jakimkolwiek wyjściu nie mogło być mowy. Postanawiam odpocząć jeden dzień. Przez cały dzień siedzę przed schronem z piwkiem lub bez gapiąc się na góry. Tak czas leci pomału do wieczora. Wieczorem pakuję manele, bo na następny dzień mam zaplanowaną trasę a do tego schroniska na noc już wracać nie będę.
Środa 15.04.2009
Morskie oko - Szpiglasowa Przełęcz - Dolina Pięciu Stawów - Zawrat - Hala Gąsienicowa
Wstaję o 5.30. Pakuje resztę klamotów i o 5.45 w drogę. Zaczynam podejście na Szpiglasową. Idzie mi sie trochę ciężko a to ze względu na plecak który waży z 15 kilo. Ale im dalej tym jakoś lepiej mi się idzie. Śnieg elegancko zmrożony więc zasuwam do góry. W połowie drogi spotykam gościa który stamtąd złazi. Gry mu odpowiadam gdzie idę kiwa głową i mam wrażenie że ma ochotę popukać się w czoło. Na szpiglasowej przełęczy jestem o 9.30. Chwila przerwy i zaczynam schodzić do Doliny Pięciu Stawów. Na szpiglasa nie szedłem już bo chciałem jak najszybciej w tym twardym śniegu zejść do 5 a poza tym nie chciało mi sie już tam leźć. Zejście z przełęczy i dalsza droga do Wielkiego Stawu Polskiego idzie błyskawicznie. Cały czas jest twardy zmrożony śnieg po którym zasuwam jak po asfalcie. Nad Wielkim stawem jestem po 11. Chwila przerwy i ruszam w kierunku Zawratu, bo do schroniska nie chciało mi sie już iść. Idąc w kierunku Zawratu zaczyna się już rozmokły śnieg, który i dalej tym jest gorszy. Brnąc w tym syfie gubię ze 2 razy szlak, ale za każdym razem odnajduję drogę, bo kierowałem sie na 2 pozostałe stawy które sa widoczne z Zawratu i które obrałem za punkt orientacyjny. W końcu wypruty o 14 włażę na Zawrat. Siedzę tam chwile robię sporo zdjęć, gadam z pierwszymi spotkanymi ludźmi od czasu tego gościa z drogi na szpiglasową, po czym zaczynam złazić w dól na Hale Gąsienicową. Złażąc zdarza mi się niestety wypadek. Rozmokły śnie na którym stanąłem zsuwa się tak, ze mnie w końcu wywala na twardy śnieg kilka metrów poniżej. Wtedy na moje nieszczęście wypada mi czekan z ręki i zasuwam w dół obracając się przy tym jak piłka. W końcu zatrzymałem się w jakimś dole, jak sie po chwili okazało kilkadziesiąt metrów od wystającej skały poniżej. Jak bym w to walnął z taką prędkością z jaka zasuwałem chwilę wcześniej to by pewnie było po mnie. Pozbierawszy okazało się że na szczęście nic mi sie nie stało ale zgubiłem parę rzeczy. Biorę drugi czekan i idę pozbierać graty czyli druga dziabę kijki i okulary. Po czym biorę plecak i zjazdami kontrolowanymi docieram pod czarny staw. Obchodzę go dookoła i idę w stronę murowańca gdzie zamierzam zanocować, ze względu na to ze nie zdołał bym już tego dnia wrócić do domu. W murowańcu jestem o 16.15. Ludzie pytając się mnie skąd przylazłem gdy im odpowiedziałem to jedni mi gratulują a inni pukają się w czoło .Wykupuje nocleg, jem obiad pije piwko i po 20 idę spać.
Czwartek 16.04.2009
Wstaję po 9. Jem śniadanie pakuję manele i ruszam w kierunku Kuźnic. Cała twarz mnie piecze od słońca z dnia poprzedniego. Widać te kremy uv co to niby takie dobre którymi sie wysmarowałem można o d** rozbić. W kuźnicach jestem o 11.30. Po czym na dworcu ładuje się do pks'a i po 5,5h wleczenia się docieram do domu.
Zdjęcia wrzucę jutro.
- Norbert124
- Członek Klubu
- Posty: 469
- Rejestracja: 12 kwietnia 2008, 21:58