Gdy w góry jechać nie można...do lasu jedźmy.
Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy
Re: Gdy w góry jechać nie można...do lasu jedźmy.
Noworoczna skała Powroźnikowa z dodatkiem Racucha, oraz diabelskiego mostu.
Nowy rok przywitał nas temperaturą iście wiosenną. Za oknem słońce a termometr wskazuje ok trzynastu stopni, więc decyzja jest jedna - jedziemy w przyrodę. Tylko gdzie?
Nie wszyscy wykazują entuzjazm do wycieczki, a błota nie akceptuje większość. Z racji pory, której bliżej jest do południa, oraz niechęci do dłuższej jazdy samochodem, pada wybór na Jurę Krakowsko-Częstochowską. Drogi są puste, widać większość odsypia zabawę sylwestrową, więc spokojnie docieramy pod cmentarz w Racławicach i ruszamy na Skałę Powroźnikową. Atakujemy ją wschodnią percią, by wejść na płaską przełęcz między szczytami skały:
Pamiętajmy, to nie wiosna a pierwszy stycznia, a widoki...
...sporo zieleni wokół.
Weszliśmy na szczyt północny, skąd pooglądaliśmy okolice. Na drogę biegnącą poniżej skałki:
Na widoczne w oddali inne skały:
te bliżej jak Racuch:
oraz te dalej zasłaniające bezsensownie widok:
choć tam widać, że trochę śniegu pozostało:
Zrobiliśmy sobie sesję, ale jej nie pokażemy i poszliśmy na południową część.
Teraz percią podążamy na skrajną turnię:
Wcześniej jednak zrobiliśmy sobie zdjęcia... Żona mnie:
ja sobie:
i moim dziewczynom:
po czym odwiedziliśmy najdalej na południe wysunięte stanowisko, gdzie odnaleźliśmy ślady prehistorycznego człowieka, choć nie wiem czy on zostawiał syf, więc zapewne to ślady tubylczej bytności. Szkoda, bo miejsce na ognisko ekstra. Poniżej po lewej:
Tu był chyba Chuck Schuldiner odnalazł swą inspirację do okładki płyty The Sound Of Perseverance:
Po stwierdzeniu, że ciekawa ta zima...
pojechaliśmy na Racucha.
Spod ścian skały wysokich na 16 metrów można podziwiać takie widoki:
Racuch jaki jest, każdy widzi:
A siedzieć można na nim tak:
Dopiero ze szczytu widać Powroźnikową. Z tej strony widać jej łagodne zbocza zakończone ostrą skałę z lewej:
Czas ruszyć w odwiedziny do Diabelskiego Mostu:
Ciekawe, że most ów prowadził w dawnych czasach do klasztoru...
By do niego dojść trzeba:
- po pierwsze pokonać rwącą rzekę:
- po drugie minąć skały:
by ujrzeć ruiny mostu...
a następnie ruiny dawnej furty klasztornej (z XVII wieku):
i można na niego wejść:
lub pod niego:
Ostatecznie przejść górą się nie da, więc idziemy pod most, nad potok:
który przekraczamy bez kąpieli:
Pisząc poważniej, to piękne miejsce:
wyglądało kiedyś tak:
Zdjęcie z Wikipedii Autorstwa Zygmunt Vogel -
Czas na powrót do domu, a gdy w drodze z trasy widzę dobrze nadal góry, stwierdzam, że jeszcze pojadę porobić zdjęcia dalszym widokiem:
Pilsko za Elektrownią Jaworzno III:
Obok za inną chłodnią, Babia Góra:
Ze Skrzycznego można zjechać, śnieg jest:
I wisienka na torcie. Tatry. Kilka razy byłem w tym miejscu, raz nawet lekki zarys widziałem, ale tak dobrze ich jeszcze nie oglądałem, tym bardziej zdziwiony, bo przecież dziś było bardzo ciepło, powyżej dziesięciu stopni:
To ok 140 km w linii prostej...
I tak oto pierwsza wycieczka roku 2023go dobiegła końca.
Nowy rok przywitał nas temperaturą iście wiosenną. Za oknem słońce a termometr wskazuje ok trzynastu stopni, więc decyzja jest jedna - jedziemy w przyrodę. Tylko gdzie?
Nie wszyscy wykazują entuzjazm do wycieczki, a błota nie akceptuje większość. Z racji pory, której bliżej jest do południa, oraz niechęci do dłuższej jazdy samochodem, pada wybór na Jurę Krakowsko-Częstochowską. Drogi są puste, widać większość odsypia zabawę sylwestrową, więc spokojnie docieramy pod cmentarz w Racławicach i ruszamy na Skałę Powroźnikową. Atakujemy ją wschodnią percią, by wejść na płaską przełęcz między szczytami skały:
Pamiętajmy, to nie wiosna a pierwszy stycznia, a widoki...
...sporo zieleni wokół.
Weszliśmy na szczyt północny, skąd pooglądaliśmy okolice. Na drogę biegnącą poniżej skałki:
Na widoczne w oddali inne skały:
te bliżej jak Racuch:
oraz te dalej zasłaniające bezsensownie widok:
choć tam widać, że trochę śniegu pozostało:
Zrobiliśmy sobie sesję, ale jej nie pokażemy i poszliśmy na południową część.
Teraz percią podążamy na skrajną turnię:
Wcześniej jednak zrobiliśmy sobie zdjęcia... Żona mnie:
ja sobie:
i moim dziewczynom:
po czym odwiedziliśmy najdalej na południe wysunięte stanowisko, gdzie odnaleźliśmy ślady prehistorycznego człowieka, choć nie wiem czy on zostawiał syf, więc zapewne to ślady tubylczej bytności. Szkoda, bo miejsce na ognisko ekstra. Poniżej po lewej:
Tu był chyba Chuck Schuldiner odnalazł swą inspirację do okładki płyty The Sound Of Perseverance:
Po stwierdzeniu, że ciekawa ta zima...
pojechaliśmy na Racucha.
Spod ścian skały wysokich na 16 metrów można podziwiać takie widoki:
Racuch jaki jest, każdy widzi:
A siedzieć można na nim tak:
Dopiero ze szczytu widać Powroźnikową. Z tej strony widać jej łagodne zbocza zakończone ostrą skałę z lewej:
Czas ruszyć w odwiedziny do Diabelskiego Mostu:
Ciekawe, że most ów prowadził w dawnych czasach do klasztoru...
By do niego dojść trzeba:
- po pierwsze pokonać rwącą rzekę:
- po drugie minąć skały:
by ujrzeć ruiny mostu...
a następnie ruiny dawnej furty klasztornej (z XVII wieku):
i można na niego wejść:
lub pod niego:
Ostatecznie przejść górą się nie da, więc idziemy pod most, nad potok:
który przekraczamy bez kąpieli:
Pisząc poważniej, to piękne miejsce:
wyglądało kiedyś tak:
Zdjęcie z Wikipedii Autorstwa Zygmunt Vogel -
Czas na powrót do domu, a gdy w drodze z trasy widzę dobrze nadal góry, stwierdzam, że jeszcze pojadę porobić zdjęcia dalszym widokiem:
Pilsko za Elektrownią Jaworzno III:
Obok za inną chłodnią, Babia Góra:
Ze Skrzycznego można zjechać, śnieg jest:
I wisienka na torcie. Tatry. Kilka razy byłem w tym miejscu, raz nawet lekki zarys widziałem, ale tak dobrze ich jeszcze nie oglądałem, tym bardziej zdziwiony, bo przecież dziś było bardzo ciepło, powyżej dziesięciu stopni:
To ok 140 km w linii prostej...
I tak oto pierwsza wycieczka roku 2023go dobiegła końca.
Re: Gdy w góry jechać nie można...do lasu jedźmy.
No i pięknie rozpoczęty rok. Pozdrawiam serdecznie.
Re: Gdy w góry jechać nie można...do lasu jedźmy.
Dzięki i również pozdrowienia i udanego roku
Re: Gdy w góry jechać nie można...do lasu jedźmy.
Obelisky na Bukowej Górze.
W sumie, gdyby nie pewna atrakcja to bym pewnie nic nie wspominał o krótkim spacerze.
Rano okazuję się, że córę boli gardło i o dziwo nie wstaje z łóżka, potem ledwo co zjada śniadanie. Taa wiem, wielu prawdziwych Turystów by i tak pojechało choćby samemu w zaplanowane góry...ale im bliżej południa, córa widać, że zaczyna odzyskiwać wigor, na zewnątrz pogoda się poprawia to żona proponuje planowany grill górski zrobić gdzieś blisko.
Po rosole jedziemy. Auto zostawiamy dziś przed moim ulubionym lasem:
i ruszamy ścieżką do krainy Obeliska :
Wiosna!
ale chrust trza zbierać, bo straszą przymrozkami:
gdzie idziemy? Czy to zostawił tu Obeliks?
wśród wysokich buków kierujemy się...
niebezpieczeństwa
a dokładnie to do stanowiska archeologicznego na Górze Bukowej koło Ujejsca, czyli jednej z dzielnic Dąbrowy Górniczej.
Odkryto tu megality (to znaczy obeliksy po mojemu) na stanowisku neolitycznym, które tworzą pionowo ustawione płyty skalne ustawione w okręg. Czyli coś czego w naszej części Europy nie odkryto. Ale więcej o tym można przeczytać czy poszukać w necie. Wklejam tylko jeden z artykułów:
https://dabrowagornicza.naszemiasto.pl/ ... c1-8917431
a teraz kilka zdjęć, bo my obchodzimy ogrodzone taśmą to miejsce:
a następnie ruszamy ku miejscu, gdzie zamierzamy się posilić. Idziemy przez piękny las, ze strzelistymi bukami. Za nami zostaje wzgórze, gdzie możliwe, że stała jakaś świątynia:
a to szczyt Góry Bukowej:
no dobra tak to wygląda nie zakrzywionej perspektywie:
Wiosna!
po kilkunastu minutach dochodzimy do...wieży przeciwpożarowej, tj obserwacyjnej, aby tam zapalić naszego gilla jak to się ze mnie śmiała żona (ach to moje francuskie eR):
Czasem i ja wpadam w kadr, o dziwo matryca pentaxa daje radę
a po pierwszym grillu czas do domu:
ale odwiedzamy jeszcze Buka Ojca, pomnik przyrody:
i robimy sobie krótką sejsę:
a potem do samochodu. Choć czasem bywa i tak, gdy się kogoś pogania
i dwa ostatnie zdjęcia:
kwiotka
i...
W sumie, gdyby nie pewna atrakcja to bym pewnie nic nie wspominał o krótkim spacerze.
Rano okazuję się, że córę boli gardło i o dziwo nie wstaje z łóżka, potem ledwo co zjada śniadanie. Taa wiem, wielu prawdziwych Turystów by i tak pojechało choćby samemu w zaplanowane góry...ale im bliżej południa, córa widać, że zaczyna odzyskiwać wigor, na zewnątrz pogoda się poprawia to żona proponuje planowany grill górski zrobić gdzieś blisko.
Po rosole jedziemy. Auto zostawiamy dziś przed moim ulubionym lasem:
i ruszamy ścieżką do krainy Obeliska :
Wiosna!
ale chrust trza zbierać, bo straszą przymrozkami:
gdzie idziemy? Czy to zostawił tu Obeliks?
wśród wysokich buków kierujemy się...
niebezpieczeństwa
a dokładnie to do stanowiska archeologicznego na Górze Bukowej koło Ujejsca, czyli jednej z dzielnic Dąbrowy Górniczej.
Odkryto tu megality (to znaczy obeliksy po mojemu) na stanowisku neolitycznym, które tworzą pionowo ustawione płyty skalne ustawione w okręg. Czyli coś czego w naszej części Europy nie odkryto. Ale więcej o tym można przeczytać czy poszukać w necie. Wklejam tylko jeden z artykułów:
https://dabrowagornicza.naszemiasto.pl/ ... c1-8917431
a teraz kilka zdjęć, bo my obchodzimy ogrodzone taśmą to miejsce:
a następnie ruszamy ku miejscu, gdzie zamierzamy się posilić. Idziemy przez piękny las, ze strzelistymi bukami. Za nami zostaje wzgórze, gdzie możliwe, że stała jakaś świątynia:
a to szczyt Góry Bukowej:
no dobra tak to wygląda nie zakrzywionej perspektywie:
Wiosna!
po kilkunastu minutach dochodzimy do...wieży przeciwpożarowej, tj obserwacyjnej, aby tam zapalić naszego gilla jak to się ze mnie śmiała żona (ach to moje francuskie eR):
Czasem i ja wpadam w kadr, o dziwo matryca pentaxa daje radę
a po pierwszym grillu czas do domu:
ale odwiedzamy jeszcze Buka Ojca, pomnik przyrody:
i robimy sobie krótką sejsę:
a potem do samochodu. Choć czasem bywa i tak, gdy się kogoś pogania
i dwa ostatnie zdjęcia:
kwiotka
i...
Re: Gdy w góry jechać nie można...do lasu jedźmy.
Na Dupce, choć i w Dupce byłem...
Jeśli ktoś się chcę poczuć jak w powiedzeniu o byciu w czarnej d...e to może pojechać do wsi Siedlec i przejść się do Jaskini na Dupce, do której można bez problemu wejść.
Piekło zamarza? A nie, Piekło to jeden z przysiółków tejże wsi...
Będzie to spis z jurajskiego weekendu.
1. Pustynia Błedowska.
W sobotę po pracy któreś z nas proponuje abyśmy się gdzieś przejechali. Jest ciepło, pogoda ładna to jedziemy i pada na Czubatkę w Kluczach. Na miejscu widokowym, po dojechaniu rozkładamy koc i spokojnie czekamy na zachód słońca.
Jest ciepło, spokojnie a światło idealnie oddaje czemu ta pora dnia zwie się złotą godziną.
Jest tu trochę osób, ale bez tłumów. Na dwóch zaparkowanych Zafirach są rozłożone namioty na dachu a ich lokatorzy robią sobie grilla, a my rozmyślamy nad taką formą biwaków.
Na pustyni też ktoś biwakuje.
To glamping, tania oferta noclegu w namiocie (prawie 2tys złotych za noc od namiotu).
Pan obok stara się telefonem wykorzystać światło, które na prawdę fajne barwy przybiera, więc nie dziwię się, że pan się nim zachwyca. Gdy rozstawiam statyw i próbuje założyć nowe filtry pyta się co to za szkiełka i nawiązuje się krótka rozmowa o fotografii - serdecznie Państwa pozdrowienia! od lekko zakłopotanego fotografa
Z zachodu nici, słońce chowa się za chmurami sporo nad horyzontem (zdjęcie wyżej), więc robimy sobie pamiątkowe zdjęcie do porównania po ośmiu latach:
miejsce prawie to samo...tylko broda i długość włosów u mnie inna
teraz jedziemy do...
2. Olkusz/a
Dojeżdżamy po chwili, słońce już zaszło, ale jeszcze jeszcze nie ma ciemności. Idziemy na krótki spacer wokół rynku. Słychać gwar ludzi z knajpek i poza jednym młodym gniewnym, który jeździ Mustangiem, choć jako, że to podruba czterocylindrowa :lol to musi wydechem pierdzieć (nigdy nie zrozumiem fenomenu pierdzącego wydechu - owszem bulgot V8, czy nawet R6, ale to podniecanie się czterema cylindrami... No ale jakieś laski wyrywa i po chwili odjeżdża, poza tym jest spokojnie.
Kupujemy lody i po chwili wsiadamy w auto, wracając do domu.
3. Pustynia Siedlecka
Następnego dnia robi się skwar i duchota. No to nie ma co siedzieć w czterech ścianach, pytanie tylko gdzie pojechać. Rzucam - może do dupki?
Niech będzie...jedziemy. Wychodząc z domu obserwujemy czerń, która nadciąga z zachodu. Ale w prognozach miało nie padać, więc ruszamy. Mijając Górę Św. Doroty obserwujemy coraz większe grozy jakie się dzieją na niebie i w końcu przed Siewierzem nas to dopada. Niebo wali się na ziemię... ale do celu mamy jeszcze czterdzieści minut, więc nie pękamy i przemy powoli do przodu.
Gdy wyjeżdżamy z Żarek przestaje padać, ja mówię, że się przejaśnia, na co żona parska śmiechem i po kilku minutach parkujemy auto.
Idziemy zobaczyć drugą pustynię w ten weekend - Pustynię Siedlecką:
Ha mówiłem, że się przejaśnia? Choć za nami chmury kłębią się dalej, ale na północ od nas przejaśnia się. Po mokrym piasku idzie się ciężko, więc na szczyt wydmy wdrapujemy zdyszani.
Można stąd podziwiać widok na okolicę:
Pustynia nie jest wielka, więc dość szybko oglądamy wszystkie atrakcje i powoli zmierzamy ku następnej atrakcji, tym bardziej, że nadjeżdża terenówka (tym razem bulgot nie pozbawia złudzeń - to V8) i zaczyna się ujeżdżanie po piachu. Nic tu po nas, w przyrodzie to ja wole jednak szum wiatru...
Mija nas quad, słychać kolejny silnik...tu nawet kilka toi toi stoi w lesie, więc ruszamy do
4. Dupkę
Dupka to wzniesienie koło wsi Siedlec. Pod szczytem znajduje się jaskinia zwaną Jaskinią na Dupce i to jej szukamy.
Wzniesienie niewielkie a cali mokrzy jesteśmy od potu. Ale nie przez wspinaczkę, a duchotę. Wyszło słońce i praży na mokrą ziemię, która paruje, dzięki czemu mamy saunę na świeżym powietrzu
Żona pogania bo wszystkie znaki na niebie wskazują, że i tu nas może zmoczyć:
Na łąkach pod burym granatowym niebem kolorowo:
Spotykamy dzwonka okrągłolistnego:
Czy to dzika marchew?
Wreszcie wchodzimy w las i od razu robi się przyjemniej, chłodniej nieco. Mijamy ostańca, którego obchodzę wokół szukając dziury,
jaskinię odnajdujemy nieco niżej:
Jaskinia to studnia głęboka na kilka metrów, ale można do niej wejść, po półkach, co też czynię. Schodzę nad pierwszą półkę:
A potem wchodzę w głąb jaskini - oto jestem w Dupce :
Na samo dno studni nie schodzę, jest po prostu za ślisko, innym razem tam się przejdę, dziś nie mam ani latarki, czołówki, ani nic na zmianę w razie ubrudzenia. Próbuje zajrzeć i wychodzę drugim otworem.
Jaskinia nosi nazwę od staropolskiego oznaczenia dziuple, dziurę w ziemi. Fajna legenda jest też związana z tą okolicę - do poczytania zachęcam odwiedziny na tej stronie .
Czas na powrót do auta, którym podjeżdżamy do kolejnej atrakcji.
5. Brama Twardowskiego
Jedziemy zobaczyć skalny most, któremu nazwę nadał Zygmunt Krasicki. Brama Twardowskiego znajduje się obok drogi.
Okrążamy pierwszą skałę, szukając tego miejsca. Docieramy do bramy od tyłu:
Robimy sobie zdjęcie:
Przekraczamy ją i ruszamy w powrotną drogę:
Choć jeszcze prosto do domu nie jedziemy... Mimo mokrych butów postanawiamy zajechać do Żarek na lody, oraz by odwiedzić kolejną atrakcję jak się w nich znajduje.
6. Żarki
Parkujemy przy Starym Rynku, obok jednej ocalonej (z trzech) synagog żydowskich, w której obecnie mieści się Miejski Dom Kultury.
Wybudowana ok 1870roku w stylu mauretańsko-neoromańskim, jest dziś obok kirkutu (na którym byliśmy 9 lat temu), jednym z niewielu śladów po żydach, zgładzonych przez Niemców podczas holokaustu.
Kupujemy lody i spacerujemy wokół rynku:
Stoi tu też wybudowany w latach 1518-1522 Kościół Świętych Apostołów Szymona i Judy Tadeusza.
W 1702 roku uległ zniszczeniu w pożarze, a swój wygląd obecnie uzyskał w drugiej połowie XIX wieku.
Podjeżdżamy jeszcze do kompleksu stodół z końca XIX i początku XX wieku.
Stodoły powstały aby pomieścić plony mieszkańców. Pierwotnie drewniane, ok 1938 roku odbudowane z białego kamienia:
Pogoda się wyklarowała, minął też najgorszy upał panuje spokój, więc powoli je obchodzimy. Zaglądamy do jednej, żona się wystraszyła, że w środku ktoś był - to tylko ubranie wiszące na krześle, ale w rogu leży materac, a spod kołdry...wystają nogi. Odskakujemy oboje nieco przestraszeni i po to by nie przeszkadzać lokatorowi.
Na koniec podchodzimy pod pomnik poświęconym pomordowanym mieszkańcom Żarek podczas Niemieckiej okupacji i potem wracamy już do domu...
Jeśli ktoś się chcę poczuć jak w powiedzeniu o byciu w czarnej d...e to może pojechać do wsi Siedlec i przejść się do Jaskini na Dupce, do której można bez problemu wejść.
Piekło zamarza? A nie, Piekło to jeden z przysiółków tejże wsi...
Będzie to spis z jurajskiego weekendu.
1. Pustynia Błedowska.
W sobotę po pracy któreś z nas proponuje abyśmy się gdzieś przejechali. Jest ciepło, pogoda ładna to jedziemy i pada na Czubatkę w Kluczach. Na miejscu widokowym, po dojechaniu rozkładamy koc i spokojnie czekamy na zachód słońca.
Jest ciepło, spokojnie a światło idealnie oddaje czemu ta pora dnia zwie się złotą godziną.
Jest tu trochę osób, ale bez tłumów. Na dwóch zaparkowanych Zafirach są rozłożone namioty na dachu a ich lokatorzy robią sobie grilla, a my rozmyślamy nad taką formą biwaków.
Na pustyni też ktoś biwakuje.
To glamping, tania oferta noclegu w namiocie (prawie 2tys złotych za noc od namiotu).
Pan obok stara się telefonem wykorzystać światło, które na prawdę fajne barwy przybiera, więc nie dziwię się, że pan się nim zachwyca. Gdy rozstawiam statyw i próbuje założyć nowe filtry pyta się co to za szkiełka i nawiązuje się krótka rozmowa o fotografii - serdecznie Państwa pozdrowienia! od lekko zakłopotanego fotografa
Z zachodu nici, słońce chowa się za chmurami sporo nad horyzontem (zdjęcie wyżej), więc robimy sobie pamiątkowe zdjęcie do porównania po ośmiu latach:
miejsce prawie to samo...tylko broda i długość włosów u mnie inna
teraz jedziemy do...
2. Olkusz/a
Dojeżdżamy po chwili, słońce już zaszło, ale jeszcze jeszcze nie ma ciemności. Idziemy na krótki spacer wokół rynku. Słychać gwar ludzi z knajpek i poza jednym młodym gniewnym, który jeździ Mustangiem, choć jako, że to podruba czterocylindrowa :lol to musi wydechem pierdzieć (nigdy nie zrozumiem fenomenu pierdzącego wydechu - owszem bulgot V8, czy nawet R6, ale to podniecanie się czterema cylindrami... No ale jakieś laski wyrywa i po chwili odjeżdża, poza tym jest spokojnie.
Kupujemy lody i po chwili wsiadamy w auto, wracając do domu.
3. Pustynia Siedlecka
Następnego dnia robi się skwar i duchota. No to nie ma co siedzieć w czterech ścianach, pytanie tylko gdzie pojechać. Rzucam - może do dupki?
Niech będzie...jedziemy. Wychodząc z domu obserwujemy czerń, która nadciąga z zachodu. Ale w prognozach miało nie padać, więc ruszamy. Mijając Górę Św. Doroty obserwujemy coraz większe grozy jakie się dzieją na niebie i w końcu przed Siewierzem nas to dopada. Niebo wali się na ziemię... ale do celu mamy jeszcze czterdzieści minut, więc nie pękamy i przemy powoli do przodu.
Gdy wyjeżdżamy z Żarek przestaje padać, ja mówię, że się przejaśnia, na co żona parska śmiechem i po kilku minutach parkujemy auto.
Idziemy zobaczyć drugą pustynię w ten weekend - Pustynię Siedlecką:
Ha mówiłem, że się przejaśnia? Choć za nami chmury kłębią się dalej, ale na północ od nas przejaśnia się. Po mokrym piasku idzie się ciężko, więc na szczyt wydmy wdrapujemy zdyszani.
Można stąd podziwiać widok na okolicę:
Pustynia nie jest wielka, więc dość szybko oglądamy wszystkie atrakcje i powoli zmierzamy ku następnej atrakcji, tym bardziej, że nadjeżdża terenówka (tym razem bulgot nie pozbawia złudzeń - to V8) i zaczyna się ujeżdżanie po piachu. Nic tu po nas, w przyrodzie to ja wole jednak szum wiatru...
Mija nas quad, słychać kolejny silnik...tu nawet kilka toi toi stoi w lesie, więc ruszamy do
4. Dupkę
Dupka to wzniesienie koło wsi Siedlec. Pod szczytem znajduje się jaskinia zwaną Jaskinią na Dupce i to jej szukamy.
Wzniesienie niewielkie a cali mokrzy jesteśmy od potu. Ale nie przez wspinaczkę, a duchotę. Wyszło słońce i praży na mokrą ziemię, która paruje, dzięki czemu mamy saunę na świeżym powietrzu
Żona pogania bo wszystkie znaki na niebie wskazują, że i tu nas może zmoczyć:
Na łąkach pod burym granatowym niebem kolorowo:
Spotykamy dzwonka okrągłolistnego:
Czy to dzika marchew?
Wreszcie wchodzimy w las i od razu robi się przyjemniej, chłodniej nieco. Mijamy ostańca, którego obchodzę wokół szukając dziury,
jaskinię odnajdujemy nieco niżej:
Jaskinia to studnia głęboka na kilka metrów, ale można do niej wejść, po półkach, co też czynię. Schodzę nad pierwszą półkę:
A potem wchodzę w głąb jaskini - oto jestem w Dupce :
Na samo dno studni nie schodzę, jest po prostu za ślisko, innym razem tam się przejdę, dziś nie mam ani latarki, czołówki, ani nic na zmianę w razie ubrudzenia. Próbuje zajrzeć i wychodzę drugim otworem.
Jaskinia nosi nazwę od staropolskiego oznaczenia dziuple, dziurę w ziemi. Fajna legenda jest też związana z tą okolicę - do poczytania zachęcam odwiedziny na tej stronie .
Czas na powrót do auta, którym podjeżdżamy do kolejnej atrakcji.
5. Brama Twardowskiego
Jedziemy zobaczyć skalny most, któremu nazwę nadał Zygmunt Krasicki. Brama Twardowskiego znajduje się obok drogi.
Okrążamy pierwszą skałę, szukając tego miejsca. Docieramy do bramy od tyłu:
Robimy sobie zdjęcie:
Przekraczamy ją i ruszamy w powrotną drogę:
Choć jeszcze prosto do domu nie jedziemy... Mimo mokrych butów postanawiamy zajechać do Żarek na lody, oraz by odwiedzić kolejną atrakcję jak się w nich znajduje.
6. Żarki
Parkujemy przy Starym Rynku, obok jednej ocalonej (z trzech) synagog żydowskich, w której obecnie mieści się Miejski Dom Kultury.
Wybudowana ok 1870roku w stylu mauretańsko-neoromańskim, jest dziś obok kirkutu (na którym byliśmy 9 lat temu), jednym z niewielu śladów po żydach, zgładzonych przez Niemców podczas holokaustu.
Kupujemy lody i spacerujemy wokół rynku:
Stoi tu też wybudowany w latach 1518-1522 Kościół Świętych Apostołów Szymona i Judy Tadeusza.
W 1702 roku uległ zniszczeniu w pożarze, a swój wygląd obecnie uzyskał w drugiej połowie XIX wieku.
Podjeżdżamy jeszcze do kompleksu stodół z końca XIX i początku XX wieku.
Stodoły powstały aby pomieścić plony mieszkańców. Pierwotnie drewniane, ok 1938 roku odbudowane z białego kamienia:
Pogoda się wyklarowała, minął też najgorszy upał panuje spokój, więc powoli je obchodzimy. Zaglądamy do jednej, żona się wystraszyła, że w środku ktoś był - to tylko ubranie wiszące na krześle, ale w rogu leży materac, a spod kołdry...wystają nogi. Odskakujemy oboje nieco przestraszeni i po to by nie przeszkadzać lokatorowi.
Na koniec podchodzimy pod pomnik poświęconym pomordowanym mieszkańcom Żarek podczas Niemieckiej okupacji i potem wracamy już do domu...
Re: Gdy w góry jechać nie można...do lasu jedźmy.
Widzę to taki wypad w Wasze okolice, super tereny, może kiedyś tam zawitamy przejazdem . W Polsce na pustyni jeszcze nie byliśmy. i to trzeba nadrobić.
Re: Gdy w góry jechać nie można...do lasu jedźmy.
Tereny ładne, ja je cały czas odkrywam.
Co ciekawe, to pod tą Pustynię Siedlecką czy Błędowską mam podobny czas jazdy jak w Beskid Śląski czy Mały. Więc to też nie jest tak, że za "płotem" już mam tę Jurę.
Jak pisałem tereny są piękne, więc mocno zachęcam!
Co ciekawe, to pod tą Pustynię Siedlecką czy Błędowską mam podobny czas jazdy jak w Beskid Śląski czy Mały. Więc to też nie jest tak, że za "płotem" już mam tę Jurę.
Jak pisałem tereny są piękne, więc mocno zachęcam!
Re: Gdy w góry jechać nie można...do lasu jedźmy.
Po morzu, górach czas na krainę bliżej domu. Na Wyżynę Krakowsko-Częstochowską. Czyli po naszemu, na Jurę .
A dokładnie to jedziemy do dolinki i...
Auto parkujemy na Rynku w Wierzchowie, skąd mamy do przejścia kilkaset metrów. Jest gorąco a my tachamy w plecaku bluzy i kurtki...bo będziemy zwiedzać Jaskinię Wierzchowską.
Po drodze mijamy skałki, które wznoszą się w lesie i po dotarciu do celu, kupujemy bilety i czekamy na przewodnika. Punktualnie o 11 pani Magda, która będzie naszym przewodnikiem otwiera bramkę w ogrodzeniu i wchodzimy pod skałę, gdzie słuchamy kilka uwag wstępnych.
Wchodzimy do jaskini wejściem nr 2 (na zdjęciu wyżej) już ubrani we wszystko co zabraliśmy ze sobą, bo w środku ma być ok ośmiu stopni. I już przekraczając metalowe drzwi, czujemy pierwsze podmuchy chłodu. W pierwszej salce nasza pani przewodnik opowiada nam o jaskini, jak powstała, kiedy ją odkryto, o naszej trasie, oraz o jej mieszkańcach. Tych z dawnych czasów, jak i obecnych. Jeden z dzisiejszych lokatorów lata pod stropem korytarze wejściowego. To nietoperz, zapewne podkowiec mały.
Jaskinia znajduje się w górnej części Doliny Kluczwody i jest najdłuższą jaskinią przystosowaną do zwiedzania w Polsce (oraz drugą pod względem długości na Jurze). Jaskinia ta była jedną z pierwszych jaskiń w Europie przygotowanych do zwiedzania (w XIX wiek). Jej korytarze mają prawie kilometr długości (975m), głębokość to 25 metrów, a trasa zwiedzania liczy 700 metrów.
Pierwsze wzmianki o niej pochodzą z 1853 roku. Podczas badań prowadzonych pod koniec XIX wieku odkryto ślady człowieka z epoki neolitu, oraz kości różnych zwierząt, min niedźwiedzia jaskiniowego czy hieny.
Pani przewodnik informuje nas, że nie wolno dotykać skał jaskini, gdyż przez długoletnie udostępnienie praktycznie cała szata naciekowa została została zniszczona - jaskinia ma status pomnika przyrody.
z latarką nasza pani przewodnik
Oglądając skały, obserwując pierwsze krople wody słuchamy o procesach, przez które powstała jaskinia:
Po chwili ruszamy wąskim korytarzem, który jest ciekawie podświetlony, to Długi Przesmyk, nim dochodzimy do kolejnej salki. Wąski korytarz to jedno z kilku miejsc, gdzie można dotknąć ścian, aby na śliskim się nie wywrócić albo nie przywalić głową :
Jest wąsko, do tego ślisko więc grupa się rozciąga i w kolejnej sali (z Kotłami) chwilę czekamy, aż wszyscy tu dotrą. Ależ tu jest pięknie! Słuchamy o wiszących tu kiedyś makaronach, oglądamy kotły wirowe w stropie jaskini:
Kolejna część jaskini to tak zwany Hotelik, na który wchodzimy po schodach. Z tej półki skalnej przeciskamy się w wąski przesmyk i podchodząc nieco do góry w rumowisku mijamy figurę niedźwiedzia jaskiniowego. Na górze docieramy do Sali Tronowej. Całkiem spora ta sala! Ma wysokość 6 metrów i długość 40 metrów. Urządzono tu wystawę artefaktów jakie odkryto w tej jaskini. Leżą one obok nacieków skalnych:
W tej sali pod stropem zobaczyliśmy też makarony, czyli nacieki skalne, o których nam wcześniej pani przewodnik opowiadała.
Czas ruszyć dalej, do sali człowieka pierwotnego. Po drodze znów mijamy kolejną makietę, tym razem hieny.
Dochodząc do Sali Człowieka Pierwotnego czujemy ciepło, to pewnie od ogniska jakie nasz kolega tu pali :
Dowiadujemy się, że ognisko nie znajdowało się miejscu ekspozycji, tylko były one palone w korytarzach wejściowych, raz by się nie udusić, dwa w celu ochrony przed dzikimi zwierzętami.
Obok przystojniaka leżą pokazane makiety naczyń, oraz fragmenty ceramiki, które w tej jaskini odnaleziono (to te na kartonie):
W korytarzu, który wiedzie w kierunku trzeciego otworu wejściowego mieszka dziś ktoś inny:
Na stropie jaskini widać czarne małe kulki - to wspomniane wcześniej podkowce małe, najliczniej zamieszkujące jaskinie, choć spotkać tu można jeszcze cztery inne gatunki nietoperzy.
Na szczęście nie spotkaliśmy kolejnego mieszkańca, czyli pająka - sieciarza jaskiniowego, uff.
Gdy zerknąłem na zegarek, ze zdziwieniem zobaczyłem, że już czterdzieści minut krążymy po jaskini, co oznacza, że czas powoli ruszyć ku wyjściu.
Pod jaskinią robimy sobie zdjęcie:
i bardzo zadowoleni, ruszamy z powrotem na parking.
Choć ja po drodze postanawiam zajrzeć jeszcze w dwa miejsca.
Pierwsze to jaskinia Dzika, która znajduje się w skałach widocznych z drogi. Z żoną wspinamy się ku dziurze a córa postanawia na nas poczekać:
Wejście jest krótkie, do tego nogi nam ujeżdżają, ale w końcu docieramy pod tunel w skale i wtedy córa postanawiać do nas dotrzeć. Robimy sobie wspólne zdjęcie i lecimy dalej.
schronisko przy Wierzchowskiej Górnej Pierwsze
Kolejną atrakcją jest jaskinia Mamutowa (zdjęcie tytułowe):
jaskinia Mamutowa
A w niej...spotykamy sporą grupkę wspinaczy, którzy tu działają...więc szybko stąd uciekamy.
Teraz musimy się przemieścić w inne miejsce.
Dojeżdżamy na parking nad Ojcowem. Tu wpierw muszę odstać pod parkometrem, bo zanim on się połączy z siecią przyjmując płatność, to mija na jedną osobę chyba z (dobę) pięć minut.
W końcu jednak możemy ruszyć na spacer. Jest dziś piękna niedziela, więc w Ojcowie zapewne tłumy ludzi się przelewają, zresztą na parkingu mamy tego przedsmak - zajmujemy jedne z ostatnich miejsc. Na szczęście wszyscy ruszają ścieżką prowadzącą obok drogi w dół ku dolinie Prądnika, a my ruszamy w inną stronę.
Po zejściu w dolinę wita nas...spokój, cisza, ot mała namiastka dzikości...
Mijamy kilka grup osób, kilku rowerzystów, ale w porównaniu do Ojcowa to praktycznie jest pusto.
Naszym celem jest mały wodospad. Mijamy źródło, potem bagnisko, przechodzimy przez mostek i przechodzimy pod skałkami:
Wodospad jest malutki, urokliwy. Ja lecę jeszcze zobaczyć zaznaczoną na mapie mogiłę zamordowanych żydów i potem powoli wracamy na parking. Jeszcze tylko obiad i kolejny dzień nam mija na super wycieczce!
Koniec.
A dokładnie to jedziemy do dolinki i...
Auto parkujemy na Rynku w Wierzchowie, skąd mamy do przejścia kilkaset metrów. Jest gorąco a my tachamy w plecaku bluzy i kurtki...bo będziemy zwiedzać Jaskinię Wierzchowską.
Po drodze mijamy skałki, które wznoszą się w lesie i po dotarciu do celu, kupujemy bilety i czekamy na przewodnika. Punktualnie o 11 pani Magda, która będzie naszym przewodnikiem otwiera bramkę w ogrodzeniu i wchodzimy pod skałę, gdzie słuchamy kilka uwag wstępnych.
Wchodzimy do jaskini wejściem nr 2 (na zdjęciu wyżej) już ubrani we wszystko co zabraliśmy ze sobą, bo w środku ma być ok ośmiu stopni. I już przekraczając metalowe drzwi, czujemy pierwsze podmuchy chłodu. W pierwszej salce nasza pani przewodnik opowiada nam o jaskini, jak powstała, kiedy ją odkryto, o naszej trasie, oraz o jej mieszkańcach. Tych z dawnych czasów, jak i obecnych. Jeden z dzisiejszych lokatorów lata pod stropem korytarze wejściowego. To nietoperz, zapewne podkowiec mały.
Jaskinia znajduje się w górnej części Doliny Kluczwody i jest najdłuższą jaskinią przystosowaną do zwiedzania w Polsce (oraz drugą pod względem długości na Jurze). Jaskinia ta była jedną z pierwszych jaskiń w Europie przygotowanych do zwiedzania (w XIX wiek). Jej korytarze mają prawie kilometr długości (975m), głębokość to 25 metrów, a trasa zwiedzania liczy 700 metrów.
Pierwsze wzmianki o niej pochodzą z 1853 roku. Podczas badań prowadzonych pod koniec XIX wieku odkryto ślady człowieka z epoki neolitu, oraz kości różnych zwierząt, min niedźwiedzia jaskiniowego czy hieny.
Pani przewodnik informuje nas, że nie wolno dotykać skał jaskini, gdyż przez długoletnie udostępnienie praktycznie cała szata naciekowa została została zniszczona - jaskinia ma status pomnika przyrody.
z latarką nasza pani przewodnik
Oglądając skały, obserwując pierwsze krople wody słuchamy o procesach, przez które powstała jaskinia:
Po chwili ruszamy wąskim korytarzem, który jest ciekawie podświetlony, to Długi Przesmyk, nim dochodzimy do kolejnej salki. Wąski korytarz to jedno z kilku miejsc, gdzie można dotknąć ścian, aby na śliskim się nie wywrócić albo nie przywalić głową :
Jest wąsko, do tego ślisko więc grupa się rozciąga i w kolejnej sali (z Kotłami) chwilę czekamy, aż wszyscy tu dotrą. Ależ tu jest pięknie! Słuchamy o wiszących tu kiedyś makaronach, oglądamy kotły wirowe w stropie jaskini:
Kolejna część jaskini to tak zwany Hotelik, na który wchodzimy po schodach. Z tej półki skalnej przeciskamy się w wąski przesmyk i podchodząc nieco do góry w rumowisku mijamy figurę niedźwiedzia jaskiniowego. Na górze docieramy do Sali Tronowej. Całkiem spora ta sala! Ma wysokość 6 metrów i długość 40 metrów. Urządzono tu wystawę artefaktów jakie odkryto w tej jaskini. Leżą one obok nacieków skalnych:
W tej sali pod stropem zobaczyliśmy też makarony, czyli nacieki skalne, o których nam wcześniej pani przewodnik opowiadała.
Czas ruszyć dalej, do sali człowieka pierwotnego. Po drodze znów mijamy kolejną makietę, tym razem hieny.
Dochodząc do Sali Człowieka Pierwotnego czujemy ciepło, to pewnie od ogniska jakie nasz kolega tu pali :
Dowiadujemy się, że ognisko nie znajdowało się miejscu ekspozycji, tylko były one palone w korytarzach wejściowych, raz by się nie udusić, dwa w celu ochrony przed dzikimi zwierzętami.
Obok przystojniaka leżą pokazane makiety naczyń, oraz fragmenty ceramiki, które w tej jaskini odnaleziono (to te na kartonie):
W korytarzu, który wiedzie w kierunku trzeciego otworu wejściowego mieszka dziś ktoś inny:
Na stropie jaskini widać czarne małe kulki - to wspomniane wcześniej podkowce małe, najliczniej zamieszkujące jaskinie, choć spotkać tu można jeszcze cztery inne gatunki nietoperzy.
Na szczęście nie spotkaliśmy kolejnego mieszkańca, czyli pająka - sieciarza jaskiniowego, uff.
Gdy zerknąłem na zegarek, ze zdziwieniem zobaczyłem, że już czterdzieści minut krążymy po jaskini, co oznacza, że czas powoli ruszyć ku wyjściu.
Pod jaskinią robimy sobie zdjęcie:
i bardzo zadowoleni, ruszamy z powrotem na parking.
Choć ja po drodze postanawiam zajrzeć jeszcze w dwa miejsca.
Pierwsze to jaskinia Dzika, która znajduje się w skałach widocznych z drogi. Z żoną wspinamy się ku dziurze a córa postanawia na nas poczekać:
Wejście jest krótkie, do tego nogi nam ujeżdżają, ale w końcu docieramy pod tunel w skale i wtedy córa postanawiać do nas dotrzeć. Robimy sobie wspólne zdjęcie i lecimy dalej.
schronisko przy Wierzchowskiej Górnej Pierwsze
Kolejną atrakcją jest jaskinia Mamutowa (zdjęcie tytułowe):
jaskinia Mamutowa
A w niej...spotykamy sporą grupkę wspinaczy, którzy tu działają...więc szybko stąd uciekamy.
Teraz musimy się przemieścić w inne miejsce.
Dojeżdżamy na parking nad Ojcowem. Tu wpierw muszę odstać pod parkometrem, bo zanim on się połączy z siecią przyjmując płatność, to mija na jedną osobę chyba z (dobę) pięć minut.
W końcu jednak możemy ruszyć na spacer. Jest dziś piękna niedziela, więc w Ojcowie zapewne tłumy ludzi się przelewają, zresztą na parkingu mamy tego przedsmak - zajmujemy jedne z ostatnich miejsc. Na szczęście wszyscy ruszają ścieżką prowadzącą obok drogi w dół ku dolinie Prądnika, a my ruszamy w inną stronę.
Po zejściu w dolinę wita nas...spokój, cisza, ot mała namiastka dzikości...
Mijamy kilka grup osób, kilku rowerzystów, ale w porównaniu do Ojcowa to praktycznie jest pusto.
Naszym celem jest mały wodospad. Mijamy źródło, potem bagnisko, przechodzimy przez mostek i przechodzimy pod skałkami:
Wodospad jest malutki, urokliwy. Ja lecę jeszcze zobaczyć zaznaczoną na mapie mogiłę zamordowanych żydów i potem powoli wracamy na parking. Jeszcze tylko obiad i kolejny dzień nam mija na super wycieczce!
Koniec.