The most beautiful day, 19.12.2020
Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy
The most beautiful day, 19.12.2020
Prawdziwym bohaterem tej wyprawy była Jola. Po wielogodzinnej podróży samochodowej, znaczonej awarią ogumienia i pomocą policji dotarła po północy do Katowic. Spodziewałem się, że natychmiast położy się do łóżka i odwoła swój udział... a tu niespodzianka... po godzinie pierwszej jedziemy trzyosobową ekipą - ja i dwie Wielkie Podróżniczki - na Babią Górę. W bagażniku sprzęt do morsowania (dla wszystkich), bo ambitne plany obejmowały takie zakończenie wyprawy.
Po drodze mgły i smog, smog i mgły, zastanawiamy się, czy na pewno będziemy powyżej linii chmur; przez ostatni tydzień było wprawdzie pięknie, ale...
W Zawoi rozpogadza się, ani śladu mgły, na Krowiarkach piękne gwieździste niebo. Trochę to martwi, bo do zdjęć potrzebujemy chmur. Przed godziną czwartą wyruszamy, na szczycie będziemy długo przed świtem. Oj co się tam działo, ilu ludzi, jakie tańce, jaka muzyka... po liczności zgromadzenia to można powiedzieć Narodowe Wejście na Babią Górę.
Po długiej sesji zdjęciowej zakropionej likierem pigwowym wracamy tą samą drogą. Chcemy zejść jak najszybciej by zachód powitać na innej górce. Wybór pada na Raczę, niby sporo do przejechania, ale wejście łatwe i szybkie. Na Raczy po zachodzie miła schabowa niespodzianka, ale może nie powinienem o tym opowiadać.
Wschód i zachód dostarczył nam tak wiele wrażeń estetycznych, że nie mamy już ochoty na morsowanie. Wracamy najkrótszą drogą do domu, ja będę w Częstochowie przed 22.00. Próbuję przejrzeć zdjęcia, ale oczy się kleją...
Trochę moich fotek:
https://photos.app.goo.gl/sRMsD1hu5tn49bBC7
Trochę fotek Oli:
https://photos.app.goo.gl/TdJr5WuHASJ8mVMG6
Po drodze mgły i smog, smog i mgły, zastanawiamy się, czy na pewno będziemy powyżej linii chmur; przez ostatni tydzień było wprawdzie pięknie, ale...
W Zawoi rozpogadza się, ani śladu mgły, na Krowiarkach piękne gwieździste niebo. Trochę to martwi, bo do zdjęć potrzebujemy chmur. Przed godziną czwartą wyruszamy, na szczycie będziemy długo przed świtem. Oj co się tam działo, ilu ludzi, jakie tańce, jaka muzyka... po liczności zgromadzenia to można powiedzieć Narodowe Wejście na Babią Górę.
Po długiej sesji zdjęciowej zakropionej likierem pigwowym wracamy tą samą drogą. Chcemy zejść jak najszybciej by zachód powitać na innej górce. Wybór pada na Raczę, niby sporo do przejechania, ale wejście łatwe i szybkie. Na Raczy po zachodzie miła schabowa niespodzianka, ale może nie powinienem o tym opowiadać.
Wschód i zachód dostarczył nam tak wiele wrażeń estetycznych, że nie mamy już ochoty na morsowanie. Wracamy najkrótszą drogą do domu, ja będę w Częstochowie przed 22.00. Próbuję przejrzeć zdjęcia, ale oczy się kleją...
Trochę moich fotek:
https://photos.app.goo.gl/sRMsD1hu5tn49bBC7
Trochę fotek Oli:
https://photos.app.goo.gl/TdJr5WuHASJ8mVMG6
Re: The most beautiful day, 19.12.2020
Piękna klasyczna wycieczka w objęciach Beskidu Żywieckiego i sympatycznych współpodróżniczek . Dobrze, że Jola znalazła odpowiednie towarzystwo w góry, bo ja niestety miałem bardziej przyziemne plany .
Włóczęga: człowiek, który nazywałby się turystą, gdyby miał pieniądze.
(J. Tuwim)
(J. Tuwim)
Re: The most beautiful day, 19.12.2020
Oj, pięknie było - dziękuję bardzo współtowarzyszom wycieczki
Re: The most beautiful day, 19.12.2020
Super wyprawa, a że jeszcze z takimi przygodami... podziwiam
chwilo ... trwaj!!!!!
https://picasaweb.google.com/115675607410523457166
http://www.panoramio.com/user/1962173
https://picasaweb.google.com/115675607410523457166
http://www.panoramio.com/user/1962173
Re: The most beautiful day, 19.12.2020
No nieźle. Od jednego krańca, do drugiego krańca Beskidu...
Na Babiej to widzę, że to wschody to już z serii trzeba być..dobrze, że byłem, to mam odhaczone
Na Babiej to widzę, że to wschody to już z serii trzeba być..dobrze, że byłem, to mam odhaczone
Re: The most beautiful day, 19.12.2020
Ładnie mieliście
A ja się kurde nie nadaję na jednodniówki, więc z utęsknieniem czekam na otwarcie schronisk.
A ja się kurde nie nadaję na jednodniówki, więc z utęsknieniem czekam na otwarcie schronisk.
Nieważne: gdzie. Ważne: z kim
"Lepiej się w życiu wygłupiać niż wymądrzać" ( ktoś tam )
"Ludzie są coraz lepsi - w udawaniu coraz lepszych" ( też ktoś tam )
"Lepiej się w życiu wygłupiać niż wymądrzać" ( ktoś tam )
"Ludzie są coraz lepsi - w udawaniu coraz lepszych" ( też ktoś tam )
Re: The most beautiful day, 19.12.2020
Ależ to był cudny weekend!!!
Ola, Zbyszek, dzięki wielkie, że zdecydowaliście się przygarnąć do ekipy taki hamulec jak ja!
Dzięki Wam, ze zdumieniem odkryłam, że jestem jeszcze w stanie sprawnie funkcjonować pomimo, że zostałam pozbawiona jednej nocy z życiorysu
Ostatni raz tak miałam jak w czasach studenckich całą noc grałam w brydża, po czym wstałam od stolika i ruszyłam do obowiązków kolejnego dnia!
Zarobiona jestem strasznie więc moje zdjęcia i kilka słów o trudnej drodze na nasze spotkanie oraz wydarzenia kolejnego dnia będą już chyba po świętach.
Wasze zdjęcia to bajka!
Ola, Zbyszek, dzięki wielkie, że zdecydowaliście się przygarnąć do ekipy taki hamulec jak ja!
Dzięki Wam, ze zdumieniem odkryłam, że jestem jeszcze w stanie sprawnie funkcjonować pomimo, że zostałam pozbawiona jednej nocy z życiorysu
Ostatni raz tak miałam jak w czasach studenckich całą noc grałam w brydża, po czym wstałam od stolika i ruszyłam do obowiązków kolejnego dnia!
Zarobiona jestem strasznie więc moje zdjęcia i kilka słów o trudnej drodze na nasze spotkanie oraz wydarzenia kolejnego dnia będą już chyba po świętach.
Wasze zdjęcia to bajka!
Re: The most beautiful day, 19.12.2020
Widzisz @Dżola Ry, gdyby auta się nie psuły, to warsztaty samochodowe by zbankrutowały, zaś Ty nie przeżyłabyś fajnej przygody.
Plusy ujemne mają czasem minusy dodatnie. Dzięki koledze @Robert J miałem cudny maraton sudecki: starty o świcie powroty po zachodzie słońca.
@zbig9, niedawno rozklekotaną dwudziestolatką śmignąłem prawie tysiąc km i po powrocie jeszcze obowiązki...
Plusy ujemne mają czasem minusy dodatnie. Dzięki koledze @Robert J miałem cudny maraton sudecki: starty o świcie powroty po zachodzie słońca.
@zbig9, niedawno rozklekotaną dwudziestolatką śmignąłem prawie tysiąc km i po powrocie jeszcze obowiązki...
Enjoy your life - never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
Re: The most beautiful day, 19.12.2020
No to jeszcze musisz spróbować czegoś, czego nawet w czasach studenckich nie robiłaś. Trzeba nowych rzeczy próbować. Następnym razem w Katowicach
- heathcliff
- Członek Klubu
- Posty: 2738
- Rejestracja: 27 maja 2009, 20:24
- Kontakt:
Re: The most beautiful day, 19.12.2020
Świetny wypad. Widoki mega śliczne Miło było zobaczyć Was w akcji Serdecznie Pozdrawiam wyprawową Ekipę
Przytulam żonę i jestem szczęśliwie wolny... Ile wyjść tyle powrotów życzy heathcliff
https://plus.google.com/117458080979094658480
https://plus.google.com/117458080979094658480
Re: The most beautiful day, 19.12.2020
Nadchodzi godzina "0"!
Re: The most beautiful day, 19.12.2020
Oto opis mojej trudnej drogi "ku słońcu i chmurom", pełnej przeciwności losu i mojej determinacji!
Warto było!!!
Takie czasy nastały, że nie można wyjeżdżać w świat (bez ryzyka ewentualnych komplikacji) więc bardzo sobie ostrzyłam ząbki na zimowe góry do syta podczas ferii! Wspaniała perspektywa! Aż tu nagle oświadczają, że żadnych wyjazdów nie będzie, że "wszystko" zamykają, ograniczają, zabraniają...
No, ale jak to?! Mnie już tyłek przyrósł do fotela przed komputerem od tej zdalnej pracy i narządy ruchu mi zanikają.
Decyzja zapadła natychmiast. Najbliższy weekend muszę spędzić w górach! Inaczej się uduszę, wpadnę w depresję albo i jeszcze coś gorszego |:D Czyli wyjeżdżam jutro po pracy. To nic, że to ostatni weekend przed świętami, że jeszcze nic nie przygotowane, a wszystkie dzieci zjeżdżają do mnie. Zdążę!
Wysyłam do znajomych smsy z pytaniem, kto się w góry wybiera i czy mogę dołączyć? I wkrótce jest już piękny plan. w sobotę czeka mnie wschód i zachód słońca na Babiej Górze, a w niedzielę debiut na Szyndzielni i Klimczoku.
Pakowanie w góry to pikuś, zajmuje mi chwilę, ogarniam jeszcze jakieś jedzenie i ok. 16.00, już z bagażami jadę załatwić jeszcze jedną ważną sprawę - wymianę opon na zimowe. Dotychczas tego nie zrobiłam, chociaż połowa grudnia minęła, bo zimy ani widu, ani słychu, a do tego pracując zdalnie prawie nie używam samochodu. Jednak przed taką długą podróżą postanowiłam dokonać wymiany.Pojechałam do garażu po opony i z nimi do pobliskiego warsztatu. A tu zonk! Już zamknięte. Ograniczenia zmniejszyły liczbę klientów więc skrócono godziny pracy. Próbuję gdzie indziej i w kolejnym, w końcu trafiam na otwarty. Ufff... Wymiana trwa wyjątkowo długo, ale w końcu mogę jechać. Od razu koło warsztatu zatankowałam, jeszcze tylko letnie opony odwiozłam do garażu i ruszyłam do Katowic! Ruszyłam... i poczułam, że coś jest nie tak... co się dzieje? Otóż... w prawym przednim kole całkowity kapeć! Masakra! Ciemno, zimno, ja sama na tym "garażowym osiedlu". Pierwsza myśl to przekonanie, że coś z tą wymianą spierniczyli (co się jednak ostatecznie nie potwierdziło)! Dzwonię do warsztatu z reklamacją, a oni mi na to, że jest 18.00 i właśnie zamknęli zakład. Zapraszają na jutro. Zrozpaczona odwołałam więc swój wyjazd i zaczęłam szukać numeru do ubezpieczyciela, gdy na horyzoncie pojawił się policyjny radiowóz. Niezwykle uprzejmi panowie wymienili mi koło na dojazdówkę i nawet sprawdzili, czy nie ma w okolicy dostępnego wulkanizatora. Nie było. Zdecydowanie odradzili mi wyjazd do Katowic i pojechali.
We mnie jednak była tak wielka potrzeba złapania głębokiego, górskiego oddechu od codzienności, że rozpoczęłam konsultacje telefoniczne z doświadczonymi kierowcami, w wyniku których postanowiłam jednak pojechać.
Świadoma tego, że z dojazdówką nie mogę jechać szybciej niż 80km/h zrezygnowałam z jazdy autostradą i wybrałam znacznie krótszą trasę zwykłymi drogami. Pierwsze 50 km jechało się całkiem miło, ale potem się zaczęło! przekroczenie 80km/h na pewno mi nie groziło, bo zaczęła się mgła, że oko wykol! Dopóki jechałam lepszymi drogami nie było aż tak źle, ale "głupi GPS" czasami kierował mnie na jakieś podrzędne drogi bez namalowanych linii i wtedy musiałam redukować do 30km/h, bo asfalt zlewał się całkowicie z poboczem i wypatrzenie toru jazdy było bardzo trudne. Pomyślałam sobie, że to już za dużo przeszkód piętrzących się przede mną! Czy to nie jakieś znaki? Ale byłam za połową trasy więc powoli i w skupieniu jechałam dalej... aż dojechałam do celu. Dzięki Bogu bezpiecznie, choć w ostatniej chwili.
O 1.00 mieli po mnie podjechać Ola i Zbyszek. Miałam więc tylko 20 minut na przebranie się, przeorganizowanie, zrobienie herbaty do termosu i takie tam. Dzięki pomocy syna, u którego zostawiłam swoje auto, spóźniłam się tylko 10 minut i wkrótce, już we trójkę, jechaliśmy w stronę Królowej Beskidów. Miałam zamiar przespać się trochę, nie będąc kierowcą, ale chyba poziom emocji i stresu nie pozwolił mi na to. Nie udało mi się zasnąć.
Resztę znacie z relacji Zbyszka
Moje zdjęcia z tych dni:
Wschód słońca na Babiej Górze
Zachód słońca na Wielkiej Raczy
Zachód słońca na Szyndzielni i Klimczoku.
Na całość mojej relacji, również z drugiego dnia, zapraszam tu: https://jolaryd.blogspot.com/2021/01/z- ... racza.html
Warto było!!!
Takie czasy nastały, że nie można wyjeżdżać w świat (bez ryzyka ewentualnych komplikacji) więc bardzo sobie ostrzyłam ząbki na zimowe góry do syta podczas ferii! Wspaniała perspektywa! Aż tu nagle oświadczają, że żadnych wyjazdów nie będzie, że "wszystko" zamykają, ograniczają, zabraniają...
No, ale jak to?! Mnie już tyłek przyrósł do fotela przed komputerem od tej zdalnej pracy i narządy ruchu mi zanikają.
Decyzja zapadła natychmiast. Najbliższy weekend muszę spędzić w górach! Inaczej się uduszę, wpadnę w depresję albo i jeszcze coś gorszego |:D Czyli wyjeżdżam jutro po pracy. To nic, że to ostatni weekend przed świętami, że jeszcze nic nie przygotowane, a wszystkie dzieci zjeżdżają do mnie. Zdążę!
Wysyłam do znajomych smsy z pytaniem, kto się w góry wybiera i czy mogę dołączyć? I wkrótce jest już piękny plan. w sobotę czeka mnie wschód i zachód słońca na Babiej Górze, a w niedzielę debiut na Szyndzielni i Klimczoku.
Pakowanie w góry to pikuś, zajmuje mi chwilę, ogarniam jeszcze jakieś jedzenie i ok. 16.00, już z bagażami jadę załatwić jeszcze jedną ważną sprawę - wymianę opon na zimowe. Dotychczas tego nie zrobiłam, chociaż połowa grudnia minęła, bo zimy ani widu, ani słychu, a do tego pracując zdalnie prawie nie używam samochodu. Jednak przed taką długą podróżą postanowiłam dokonać wymiany.Pojechałam do garażu po opony i z nimi do pobliskiego warsztatu. A tu zonk! Już zamknięte. Ograniczenia zmniejszyły liczbę klientów więc skrócono godziny pracy. Próbuję gdzie indziej i w kolejnym, w końcu trafiam na otwarty. Ufff... Wymiana trwa wyjątkowo długo, ale w końcu mogę jechać. Od razu koło warsztatu zatankowałam, jeszcze tylko letnie opony odwiozłam do garażu i ruszyłam do Katowic! Ruszyłam... i poczułam, że coś jest nie tak... co się dzieje? Otóż... w prawym przednim kole całkowity kapeć! Masakra! Ciemno, zimno, ja sama na tym "garażowym osiedlu". Pierwsza myśl to przekonanie, że coś z tą wymianą spierniczyli (co się jednak ostatecznie nie potwierdziło)! Dzwonię do warsztatu z reklamacją, a oni mi na to, że jest 18.00 i właśnie zamknęli zakład. Zapraszają na jutro. Zrozpaczona odwołałam więc swój wyjazd i zaczęłam szukać numeru do ubezpieczyciela, gdy na horyzoncie pojawił się policyjny radiowóz. Niezwykle uprzejmi panowie wymienili mi koło na dojazdówkę i nawet sprawdzili, czy nie ma w okolicy dostępnego wulkanizatora. Nie było. Zdecydowanie odradzili mi wyjazd do Katowic i pojechali.
We mnie jednak była tak wielka potrzeba złapania głębokiego, górskiego oddechu od codzienności, że rozpoczęłam konsultacje telefoniczne z doświadczonymi kierowcami, w wyniku których postanowiłam jednak pojechać.
Świadoma tego, że z dojazdówką nie mogę jechać szybciej niż 80km/h zrezygnowałam z jazdy autostradą i wybrałam znacznie krótszą trasę zwykłymi drogami. Pierwsze 50 km jechało się całkiem miło, ale potem się zaczęło! przekroczenie 80km/h na pewno mi nie groziło, bo zaczęła się mgła, że oko wykol! Dopóki jechałam lepszymi drogami nie było aż tak źle, ale "głupi GPS" czasami kierował mnie na jakieś podrzędne drogi bez namalowanych linii i wtedy musiałam redukować do 30km/h, bo asfalt zlewał się całkowicie z poboczem i wypatrzenie toru jazdy było bardzo trudne. Pomyślałam sobie, że to już za dużo przeszkód piętrzących się przede mną! Czy to nie jakieś znaki? Ale byłam za połową trasy więc powoli i w skupieniu jechałam dalej... aż dojechałam do celu. Dzięki Bogu bezpiecznie, choć w ostatniej chwili.
O 1.00 mieli po mnie podjechać Ola i Zbyszek. Miałam więc tylko 20 minut na przebranie się, przeorganizowanie, zrobienie herbaty do termosu i takie tam. Dzięki pomocy syna, u którego zostawiłam swoje auto, spóźniłam się tylko 10 minut i wkrótce, już we trójkę, jechaliśmy w stronę Królowej Beskidów. Miałam zamiar przespać się trochę, nie będąc kierowcą, ale chyba poziom emocji i stresu nie pozwolił mi na to. Nie udało mi się zasnąć.
Resztę znacie z relacji Zbyszka
Moje zdjęcia z tych dni:
Wschód słońca na Babiej Górze
Zachód słońca na Wielkiej Raczy
Zachód słońca na Szyndzielni i Klimczoku.
Na całość mojej relacji, również z drugiego dnia, zapraszam tu: https://jolaryd.blogspot.com/2021/01/z- ... racza.html