Rowerowe wycieczki Roberta J

Relacje z górskich wypraw i innych wyjazdów oraz imprez forumowiczów. Ten dział jest przeznaczony dla osób, które chcą opisać swoje relacje i/lub pokazać zdjęcia ze spotkań nie będących Klubowym Zjazdem lub Górską Wycieczką Klubową.

Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy

Awatar użytkownika
Robert J
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 2285
Rejestracja: 25 grudnia 2011, 20:35

Re: Rowerowe wycieczki Roberta J

Post autor: Robert J » 01 października 2019, 22:04

Rowerowa majówka 27.04-05.05.2019 - Dzień 8/9 - Psia pogoda...

Ale to była niesamowicie zimna noc. Co prawda przymrozku nie zanotowałem jednak czując chłód w nocy kilkukrotnie z tego powodu się przebudziłem. O ile ocieplacz hamaka daje komfort od dołu o tyle od góry trochę mi zaciągało 😉

Poranek jest pogodny i nic na razie nie zapowiada zmiany pogody, ale to tylko kwestia czasu bo prognozy są na dziś bardzo złe. Ja tymczasem cieszę się ładną aurą.
W miejscowości Žinkovy stoi od XV wieku pałac. Niestety zakaz wstępu osobom postronnym i zakaz wykonywania w ogóle zdjęć. To tylko foto z drogi przebiegającej obok i wracam na główną drogę.

Obrazek

Obrazek

Niewiele czasu mija jak docieram do miasteczka Nepomuk. Tutaj około 1350 roku urodził się św. Jan Nepomucen.
Miasto dynamicznie rozwijało się w XIII i XIV wieku kiedy w okolicy wydobywano srebro i złoto. Nepomuk może się pochwalić kilkoma zabytkami. np. gotyckim kościołem św. Jakuba, barokowy kościół św. Jana Nepomucena, pałac na Zielonej Górze czy też wieloma barokowymi figurami.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Dzisiejszą trasę tak wytyczyłem, że będzie ona ciągle wiodła to przez większe, a to przez mniejsze wzniesienia. Tak więc nie będzie dziś łatwo 😉 Już kilka kilometrów za miastem pierwszy dzisiejszy defekt. Łapię kapcia. No ale można było się tego spodziewać jak opona już niemal łysa. W sumie pamięta ona jeszcze zeszłoroczny wypad do Albani 😅

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W Kasejovicach kręcę się po centrum. Szukam zaznaczonej na mapie synagogi. Oprócz tego w miasteczku stoi kościół św. Jakuba, św. Wojciecha, ratusz czy też fontanna w rynku.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Niezbyt wiele ujechałem gdy trafiam pod kolejny ciekawy obiekt w miejscowości Lnáře. Stoi tu od XIV wieku twierdza. Rozbudowywana i przebudowywana w kolejnych wiekach. Obecnie reprezentuje styl renesans/barok. Dziś wejść do parku nie można bo obiekt wynajęty pod imprezę weselną...

Obrazek

Obrazek

..., więc jadę dalej. Przez Bělčice do Březnic. Po drodze wymieniam szprychę w tylnym kole, która miała czelność właśnie dziś pęknąć. Powoli też i pogoda się zmienia. Prognozy na dziś mówią o dość obfitych opadach deszczu....

Bělčice to całkiem ładne miasteczko. Jest tu chociażby dawne getto żydowskie czy też kolejna twierdza, która została jak to przeważnie bywa przebudowana na reprezentacyjny pałac w okresie renesansu.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Przejeżdżam nad Wełtawą i wówczas spadają pierwsze krople deszczu. Temperatura również zaczyna drastycznie spadać. Jeszcze nie jest tak źle, ale spodziewałem się najgorszego znając prognozy.

Obrazek

W Sedlčanach jakaś impreza na rynku. Stoi wiele wozów strażackich.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Coraz bardziej ograniczam postoje. Nawet te na zdjęcia. Od zachodu ciągnie ciemna chmura. No z niej to już konkretnie popada ! Jeszcze kilka kilometrów i jestem zmuszony zatrzymać się na przystanku. Fajny jest bo miejscowi wstawili tam stolik. Wykorzystuję, więc przymusową pauzę na przerwę obiadową. Miałem cichą nadzieję, że jednak może deszcz przestanie padać lub chociaż na tyle zelży bym mógł kontynuować dalszą jazdę....

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Niestety przestać padać nie chce. Temperatura coraz niższa. Znacznie niższa aniżeli mówiły prognozy. Po niemal godzinie postoju decyduję o kontynuowaniu dalszej jazdy. Zabezpieczam bagaże i ruszam. Przyznam szczerze, że bardzo nie lubię deszczu gdy jadę rowerem, ale co zrobić. W poniedziałek przecież trzeba iść do pracy, a ja nie mam w zwyczaju wracać inaczej aniżeli rowerem 😉

W Voticach jakby mniej padało, więc wyciągam aparat by wykonać kilka zdjęć. Mam problem z utrzymaniem sprzętu bo od wody i zimna skostniały mi już dłonie.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

A temperatura nie chce przestać spadać w dół, a przecież miało być około ośmiu stopni ! Najniższa zanotowana dziś temperatura to zaledwie 0,5 stopnia! Nie byłem w stanie zrobić zdjęcia tak zmarzłem. No i zaczyna padać mokry śnieg !

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Zdjęcia robię już tylko telefonem. Nie chce mi się już aparatu wyciągać z bagaży bo miałbym z tym już problem. Na szczęście opady jakby powoli ustawały. Temperatura jest ciągle niska, ale to jest to mniejsze zło.

W powoli zapadającym zmroku docieram do miasta Vlašim. Kurde, takie ładne miasteczko, a ja nie mam ochoty się po nim pokręcić. Teraz myślę tylko by kupić coś na kolację i na śniadanie kolejnego dnia. Jednak pod tamtejszy pałac podjeżdżam 😉

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Kilka kilometrów za miastem gdy jest jeszcze jasno kończę ten dzień. Cieszę się, że dokonałem zakupu ocieplacza do hamaka bo w nocy temperatura spada delikatnie poniżej zera, ale już nad ranem jest na plusie. To dobrze jednak o tym już w kolejnej części 😉

Obrazek

No i galeria foto:

https://photos.app.goo.gl/GfoiKCXSRidjV9ko6

cdn....
Awatar użytkownika
Robert J
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 2285
Rejestracja: 25 grudnia 2011, 20:35

Re: Rowerowe wycieczki Roberta J

Post autor: Robert J » 02 października 2019, 18:28

Rowerowa majówka 27.04-05.05.2019 - Dzień 9/9 - Byle przed siebie, byle do domu........

I to już ostatni dzień tej wyjątkowo długiej majówki 😉

Wstaję wcześnie zdając sobie sprawę, że mam bardzo dużo kilometrów do domu. Dziś pogoda ma być zupełnie inna aniżeli wczoraj. Choć z rana jest chłodno i pochmurno to z biegiem czasu słupek rtęci pnie się ku górze, a i jakieś tam przejaśnienia zapowiadają. Te wszystkie mokre ubrania po wczorajszym dniu jednak nie zdołają wyschnąć, więc upycham je głęboko w bagażach i ruszam w dzisiejszą trasę. W sumie w większości dość dobrze mi znanej. Jednak za każdym razem staram się dokładać jakiś mniej lub w ogóle nieznany odcinek, nawet jeżeli będzie mnie to kosztować nadłożeniem drogi😉

Obrazek

I tak.... Pierwszy dzisiejszy przystanek robię w parku pałacowym w mieście Zruč nad Sázavou.

Obrazek

Tutejszy pałac reprezentuje styl pseudogotycki. Został wybudowany w miejscu renesansowego obiektu w latach 1892–1894. Obecnie służy jako siedziba władz miejskich, ale obiekt można zwiedzać.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Przejeżdżam przez niewielką miejscowość Zbraslavice. W przeszłości stała tu twierdza. W sumie to nadal stoi, ale to co dotrwało do naszych czasów jest w dużej mierze zrekonstruowane.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Miasto Čáslav zostało założone około połowy XIII wieku przez czeskiego króla Przemysła Otakara II. Centralnym punktem miasta jest rozległy plac z barokową kolumną maryjną, barokową fontanną i pomnikiem Jana Žižki.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Mury miejskie z zachowaną wieżą Otakara z początku XIV wieku.

Obrazek

Obrazek

Żydowska synagoga - zbudowana pod koniec XIX wieku

Obrazek

Gotycki kościół św. Piotra i Pawła, który obejmuje romański kościół św. Michała z początku XII wieku (obecnie zakrystia).

Obrazek

Obrazek

Heřmanův Městec to kolejne miasto na mojej trasie. Miasto położone na północnym zboczu Gór Żelaznych. Jest to atrakcyjne miejsce dla miłośników żydowskich zabytków. Znajdziemy tu budynek synagogi i szkoły żydowskiej oraz duży cmentarz żydowski upamiętniający dawną dużą społeczność żydowską gminy.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W centrum stoi barokowy kościół św. Bartłomieja, barokowy pałac z wyjątkowo dużym parkiem w stylu angielskim.

Obrazek

Obrazek

Kolejne kilometry mijają i docieram do Chrudimia. To urocze miasteczko z wieloma interesującymi zabytkami. Zachowany został średniowieczny układ urbanistyczny. Znajdziemy tu wiele zabytkowych kamienic od gotyku po barok.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Na horyzoncie coraz wyraźniej widoczne są Sudety wschodnie. To dobrze....

Obrazek

Obrazek

Przez Zámrsk docieram do miasta Choceň. Jednak zwiedzanie miasta tym razem pomijam.

Obrazek

Obrazek

Brandýs nad Orlicí to miasto, w którym mnie jeszcze nie było. Tu chciałem zrobić jakieś zakupy, ale o tej godzinie wszystko już zamknięte....

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Dalsza moja trasa wiedzie po rewelacyjnej ścieżce rowerowej wzdłuż Dzikiej Orlicy do Ústí nad Orlicí. Trasa trochę pokręcona tak jak bieg samej rzeki jednak jedzie się bardzo przyjemnie i w zasadzie bez wysiłku mimo iż to trochę dłuższa opcja.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Dzień mi się powoli kończy, a do domu jeszcze długa droga. Droga, którą w zasadzie mógłbym przejechać z zamkniętymi oczami. Dlatego też te ostatnie kilkadziesiąt kilometrów pokonuję dość szybko bo nawet zdjęć nie robię zbyt wiele. Ale zachód słońca musiałem uwiecznić bo kolorki były genialne !

Obrazek

Obrazek

Obrazek

I tym sposobem docieram do domu po wyjątkowo długim w moim przypadku weekendzie majowym. Może i aura nie do końca tym razem dopisała ale pod względem całości ten wypad jak najbardziej należy do tych udanych 😀

Obrazek

Całkowity dystans wypadu to 1663,6 km

Poglądowa trasa. Nie jest dokładnie wytyczona bo nie chciało mi się 😋

Obrazek

Galeria ostatniego dnia majówki:

https://photos.app.goo.gl/iK4dQhXSVBaqYoH36
Awatar użytkownika
Robert J
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 2285
Rejestracja: 25 grudnia 2011, 20:35

Re: Rowerowe wycieczki Roberta J

Post autor: Robert J » 04 października 2019, 15:24

Dlouhé stráně - 23.06.2019

Obrazek

W sobotę brałem udział w maratonie mtb, a więc niedziela powinna być raczej lajtowa. I wcale nie chodzi mi o jakiś krótki dystans wycieczki tylko bardziej o spokojną jazdę, taką by się zatrzymać zrobić zdjęcie, pozwiedzać lub też wstąpić do knajpy na obiad, kawę, piwo 😀 Na dzisiejszy wypad jest chętny.... Umawiam się więc z Kubą na dość wczesną godzinę wjazdu. Z rana pogoda nie rozpieszcza bo jest pochmurno, a wyższe partie gór to już zupełnie są skryte w chmurach. Tak dobieram trasę by wiodła wyznakowanymi trasami rowerowymi. Z tym w Republice Czeskiej nie ma większego problemu bo według mnie w kraju tym jest najlepiej rozwinięta sieć wyznakowanych szlaków rowerowych. Oczywiście piszę tak mając świadomość, że nie wszystkie europejskie kraje do tej pory udało mi się odwiedzić.
Jadąc szlakami rowerowymi dojazd zajmie nam trochę więcej czasu ale właśnie o to chodzi. Bardzo chciałbym być u celu w okolicy zachodu słońca. Prognozy pogody mówią iż z każdą godziną pogoda będzie lepsza 😀

Startujemy z Jarnołtówka po siódmej. To bardzo dobry czas zważywszy na to iż Kuba musiał dotrzeć na miejsce z Opola. Jedziemy przez Zlate Hory na Mikulovice i stamtąd raz z jednej, a raz z drugiej strony rzeki Biała w kierunku Jesenika.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

A w Jeseniku wypadałoby wpaść do jakiejś kawiarni skoro ma to być wycieczka bardzo spokojna 😉

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Jedziemy dalej do Domašova. Tutaj wiedzie trasa rowerowa nr. 6210. Czasami trzeba się jednak odrobinę wysilić bo odbija ona trochę oddalając się od koryta rzeki. Jednak nie zrobiono tak bezpodstawnie. Przejeżdżamy dzięki temu obok lekkich bunkrów tzw. "řopík" vz. 37. Według planów miało tu powstać jeszcze kilkanaście ciężkich bunkrów do roku 1941 jednak wszystko zostało przerwane w 1938.....

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Z Domašova jedziemy kawałek główną drogą by po chwili odbić na trasę 6212, która to wiedzie nas terenem i to już konkretnie pod górę. Po drodze mijamy źródełko "Mariin pramen".

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Pozostaje nam teraz dotrzeć na Cervenohorske sedlo gdzie planowany jest obiad w tamtejszej chacie. Widać już że powoli pułap chmur się podnosi 😀

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Po obiedzie szybki zjazd do Koutów i dalej do Loučná nad Desnou. Jednak na początku miejscowości odbijamy na Přemyslovské sedlo (765 m) bo pomyślałem, że warto tak przy okazji podjechać na "Tři kameny". Już dawno temu chciałem tam podjechać lecz jakoś nigdy nie było mi po drodze 😉

Tři kameny to formacja skalna o wysokości dochodzącej do 30 metrów i jest to dość dobry punkt widokowy zarówno w kierunku Pradziada jak i całego Masywu Śnieżnika. Dziś jest jednak pewien problem..., mianowicie chodzi o wiatr, który tak mocno wieje, że niewiele brakowało by zdmuchnął ciężki plecak ze sprzętem foto ze skały. Złapałem go w ostatniej chwili... Kilka szybkich fotek i jedziemy dalej, a miejscówkę trzeba odwiedzić w przyszłości bo fajny plener fotograficzny można tu urządzić 😉

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Zjazd przez przysiółek Pekařov leśną drogą na Velké Losiny.

Obrazek

W miejscowości jest jak wypełnić sobie czas szczególnie w okresie wakacyjnym. Znajduje się tu najstarsze na Morawach uzdrowisko z wodami termalnymi. My tylko przejeżdżamy przez park.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W Velkich Losinach warto zwiedzić najstarszą papiernię w tej części Europy gdzie do dnia dzisiejszego wyrabia się papier ręcznie czerpany. Po zwiedzaniu obiektu można smacznie zjeść w tutejszej restauracji. Ja z racji, że już dwukrotnie zwiedzałem tutejsze muzeum w przeszłości to tym razem sobie daruję 😉

Obrazek

Będąc w miejscowości nie można zapomnieć o tamtejszym pałacu, który zasłynął niechlubnie z przeprowadzanych tu procesów czarownic. Wydarzenia te zainspirowały Václava Kaplickiego do napisania książki „Młot na czarownice”. Ogółem w wyniku tych procesów śmierć na stosie poniosło co najmniej 56 osób....

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W parku pałacowym robimy przerwę na skosztowanie wybornego piwa produkowanego w miejscowym rodzinnym browarze 😀

Obrazek

Obrazek

Omjamy Šumperk i przez Hraběšice jedziemy do Rudoltic i dalej w kierunku przełęczy Skřítek. Po drodze pauza w knajpie na piwo 😉

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Do przełęczy nie docieramy ponieważ nad Klepáčovem odbijamy na trasę rowerową i rozpoczynamy podjazd na główny dzisiejszy cel.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Trasa wiedzie w większości zalesionymi terenami, ale czasami trafiają się punkty widokowe.

Obrazek

Obrazek

No i w końcu jest ! Docieramy do celu w odpowiednim momencie bo niedługo przed zachodem słońca. Tylko wiatr pod koniec bardzo próbował to nam utrudnić. Już dawno tak mocno mi nie wiało.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Elektrownia wodna Dlouhé Stráně została wybudowana w najwyższych partiach Jesioników. Z uwagi na swój futurystyczny wygląd i atrakcyjność otaczających ją terenów jest to w ostatnim czasie jedno z najczęściej odwiedzanych miejsc przez turystów w paśmie Wysokiego Jesionika. Elektrownia jest zaliczana do siedmiu cudów Republiki Czeskiej.

Obrazek

Jest to bardzo fotogeniczne miejsce, a z góry robi naprawdę niesamowite wrażenie !
Mimo bardzo silnego wiatru decyduję się na wypuszczenie drona. Walczył z silnymi porywami wiatru, ale poradził sobie i warto było ponieważ ujęcia z lotu ptaka są genialne !

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Później pozostaje nam zaczekać jeszcze na zbliżający się zachód słońca i możemy wracać do domu....

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Powrót już główną trasą bez żadnych kombinacji. Trochę szkoda tego silnego wiatru bo chętnie bym wykonał kilka ujęć o zachodzie słońca z drona ale raczej było to nie wykonalne tego dnia. Trzeba będzie po prostu wrócić tam przy bardziej sprzyjających warunkach 😉

Galeria: https://photos.app.goo.gl/TF1ifYDTzFNzxn7FA
Awatar użytkownika
Robert J
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 2285
Rejestracja: 25 grudnia 2011, 20:35

Re: Rowerowe wycieczki Roberta J

Post autor: Robert J » 07 października 2019, 18:52

Radhošť - 25.05.2019

Dni mamy już na tyle długie, że aby zrobić jakąś dłuższą wycieczkę rowerową nie trzeba wstawać skoro świt... wystarczy zebrać się do drogi przed szóstą co wydaje mi się być odpowiednią porą. Na dzień dzisiejszy nie mam jak zwykle pomysłu. Jedyne co chciałem to pokonać ponad 300 km. Dopiero przejeżdżając przez Opawę zdecydowałem, że uderzę w Beskid Śląsko-Morawski. Na rowerze nie było mnie tam już kilka ładnych lat 😉

Trasę do Opawy pokonuję tak często, że w relacji po prostu pominę tym razem ten odcinek 😉 Z Opawy jadę drogą nr 464 w kierunku miasta Bilovec.

Obrazek

Obrazek

Trasa wcale nie należy do tych najłatwiejszych, ale chciałem tak wytyczyć drogę by zobaczyć też coś nowego. Przyglądając się mapie dostrzegłem nową wieżę widokową w miejscowości Slatina. Wieża naprawdę młoda bo oddana do użytku zaledwie dwa miesiące wcześniej.

Obrazek

Z tego 18 metrowego obiektu mamy całkiem ładną panoramę na okolicę. Stąd już bliżej w Beskidy aniżeli w wyższe partie Sudetów, choć sama wieża znajduje się w tym drugim paśmie górskim, a konkretnie na Vitkovskim pogórzu.
I właśnie najlepiej widoczne są oddalone o około 40 kilometrów Beskidy. Ale powietrze nie jest dziś jakoś specjalnie przejrzyste....

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Zjazd przez Slatine do Studenky i dalej na Bartošovice. Tam już po przekroczeniu Odry stoi okazały dwukondygnacyjny, czteroskrzydłowy pałac. Obecny wygląd z elementami pseudorenesansowymi i pseudogotyckimi zyskał po ostatniej rekonstrukcji w latach 1869–1877.

Obrazek

Obrazek

Beskidy już coraz lepiej widoczne, ale zanim tam dotrę to odwiedzam Štramberk. Nie wiem jak się to stało, ale jeszcze nigdy tu nie byłem 😉

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Štramberk to takie małe wołoskie królestwo. Miasto ze swymi uroczymi uliczkami i drewnianymi(zrębowymi) domkami z XVIII/XIX wieku jest określane mianem "Wołoskiej Szopki". Jego lokalizację już z daleka określa widoczna walcowata wieża "Trúba", to pozostałość po zamku Strallenberg.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Rynek jest dość mocno pochyły. Jednak miasto najlepsze wrażenie robi i tak z góry 😀

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Przemieszczam się do nieodległego Frenštátu pod Radhoštěm. Tam krótka chwila na rynku i niewielkie zakupy na dalszą drogę.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

No i rozpoczynam podjazd na dzisiejszy cel. Trasa wiedzie z Trojanovic po zupełnie nowym asfalcie, a pamiętam jakie tu były kiedyś dziury. Z jednej strony fajnie, ale z drugiej już niekoniecznie. Przez to, że teraz jest nowa nawierzchnia to turyści zjeżdżają z bardzo dużą prędkością na hulajnogach. Niestety to co większość wyprawia na tym zjeździe wymusza na podjeżdżających pod górę szczególnej uwagi.

Ta część czeskich Beskidów jest najbardziej oblegana przez turystów. Wpływ na to ma bardzo łatwy dostęp dla ogółu oraz bardzo wiele atrakcji. Ostatnio powstała zupełnie nowa Wołoska wieża w niewielkiej odległości od przełęczy Pustevny.

Obrazek

Ilość turystów na Pustevny po prostu mnie przeraziła ! Robię tylko kilka zdjęć odbudowywanego schroniska i jadę w kierunku Radhošť. Na szlaku również sporo turystów. Dodatkowo odbywają się jakieś zawody biegowe.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Na Radhošťe pauza na piwko pod tamtejszym schroniskiem. Obiekt jakoś nigdy mi za bardzo nie przypadł do gustu.

Obrazek

Obrazek

Według legendy szczyt odwiedzili Cyryl i Metody. Prowadzili oni w IX w. misje chrystianizacyjne, na ziemiach zamieszkanych przez Słowian, twórcy rytu słowiańskiego oraz święci Kościoła katolickiego i prawosławnego. Od 1898 roku na szczycie stoi kaplica pod wezwaniem obu świętych, a obok ich posąg odlany z brązu.

Obrazek

Obrazek

Widok z góry to zupełnie inna, nowa dla mnie perspektywa. Gdyby nie obiekty zlokalizowane na szczycie to okolica z lotu ptaka niczym by się nie wyróżniała.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Po dość długim odpoczynku przychodzi pora na powrót. Wiem, że do domu wrócę i tak w nocy, więc spokojnie jadę na Pustevny i zjeżdżam na stronę południową do miejscowości Horní Bečva i dalej trasami rowerowymi wzdłuż rzeki Bečva do Rožnova pod Radhoštěm.

Obrazek

😅

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W Rożnowie nigdy nie odwiedziłem tamtejszego rynku. Zawsze tylko szybki przejazd przez miasto bo z reguły brakowało czasu. Teraz jednak udało się wykonać kilka zdjęć. Zrobiłem też krótką pauzę na piwo i kawałek pizzy 😉

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

I kontynuuje jazdę wzdłuż Bečvy. Tak docieram do miasta Valašské Meziříčí. Po drodze udaje mi się jeszcze raz polatać dronem.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Tam kilka fotek na rynku i przy pałacu Żerotinów.

Obrazek

Obrazek

W miejscowości Branky stoi pseudo-barokowy pałacyk wybudowany przez Hansa Hubera.

Obrazek

Obrazek

Coraz bardziej oddalam się od Beskidów.

Obrazek

Teraz odbijam w kierunku miasta Kelč. Trasa trochę pagórkowata, ale dla mnie to nieznane okolice.

Obrazek

Obrazek

Miasto całkiem fajne, takie jak lubię czyli niewielkie, które dość szybko się zwiedza bez zbytniego błądzenia w miejskim gąszczu w poszukiwaniu ciekawych zabytków.

Kelč to niewielkie miasteczko na południe od Hranic. Liczy niespełna 3 tyś. mieszkańców. Najciekawszym obiektem jest pierwotnie późnogotycki pałac z lat 1585-1596, przebudowany w kolejnych wiekach w stylu renesansowym i barokowym. Poza tym późnobarokowy kościół św. Piotra i Pawła, ratusz, pierwotnie zamkowa kaplica, a obecnie kościół św. Katarzyny.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Jadąc dalej na mojej trasie jest miasto Hranice. Zwiedzania nie ma dziś bo już wielokrotnie odwiedzałem to miasto. Jednak dla uzupełnienia dokumentacji wykonuję kilka zdjęć z centrum oraz spod pałacu. Inna sprawa, że jadąc przez rynek mam po prostu najkrótszą trasę 😉

No i w Hranicach zastaje mnie zachód słońca.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Sprężam się i jadę w kierunku miasta Odry. Trasa będzie znacznie dłuższa, ale zdecydowanie łatwiejsza. Gdy jestem w Vitkovie jest jeszcze jasno. Następnie standardowa trasa przez Opave i Krnov do domu. Tu oczywiście nie ma już co opisywać bo z racji ciemności i braku chęci do wykonywania zdjęć jadę bez przerw aż do domu. Dzięki temu udaje się dotrzeć przed północą trochę wyniszczony fizycznie, ale zadowolony. Dzisiejszy dystans jest tegorocznym rekordem. I nawet pisząc tą relację 3 miesiące później nie uległo to zmianie 😉

Obrazek

Obrazek

Obrazek

No i na koniec fotoalbum 😀


https://photos.app.goo.gl/n4GhvuesdjssmESn7
Awatar użytkownika
Robert J
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 2285
Rejestracja: 25 grudnia 2011, 20:35

Re: Rowerowe wycieczki Roberta J

Post autor: Robert J » 09 października 2019, 20:51

Weekend 19-20.05.2019 Broumov, Trutnov etc. - Sobota....

Na nadchodzący weekend szykuje się rewelacyjna pogoda, więc trzeba to odpowiednio wykorzystać tym bardziej, że temperatura zarówno za dnia jak i w nocy ma być już całkiem przyjemna 😉 Oczywiście jakiś konkretnych pomysłów na ten wyjazd nie miałem. We łbie świtało mi kilka różnych kierunków wyjazdu. Ostatecznie budząc się z rana postanowiłem, że obiorę kierunek zachodni bo jednak tam prognozują znacznie lepszą pogodę😉

Jadę więc bardzo dobrze mi znaną trasą wzdłuż granicy przez Vidnave do Javornika. Po drodze znalazł się czas by polatać dronem. Teraz gdy kwitnie rzepak ładnie wygląda świat z góry 😀

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W samym Javorniku robię niewielkie zakupy w markecie i jadę w jedno fajne miejsce, które odkryłem całkiem nie tak dawno temu. Wśród łąk, na wzniesieniu od północnej strony miasteczka jest fajny punkt widokowy gdzie ustawiono niewielką wiatę jako schronienie dla turystów. Nie prowadzi tam żaden wyznakowany szlak. Na północ dominuje widok na Wysoczyznę Nyską. Na południe Góry Złote i Wysoki Jesionik. Na pierwszym planie oczywiście widoczny jest zamek Jánský Vrch.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Granicę państwową przekraczam w Złotym Stoku. Kieruję się na Bardo i dalej podrzędnym drogami do Bożkowa.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Mam też już wizję dalszej dzisiejszej trasy, ale za nim ruszę dalej to wypuszczam drona.

Zabytkowy pałac w Bożkowie pochodzi z XVI w. wzniesiony został przez hrabiego von Magnis. Jego obecny kształt powstał w latach 1787-1791.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Kolejnym dzisiejszym celem jest Broumov. Jadę tam jakimiś drogami polnymi, a następnie przez Ścinawki i Sarny. Granicę przekraczam w Tłumaczowie.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Po czeskiej stronie zupełnie inny świat! Wszędzie ścieżki oraz wyznakowane trasy rowerowe. Polska jest daleko w tyle pod tym względem co do naszych południowych sąsiadów....

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Docieram do Broumova. Pierwsze to wypadałoby zrobić jakieś zakupy 😉 Robię też objazd starówki wykonując kilka zdjęć.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Kolejny etap to przejazd do Meziměstí. Po drodze świetne widoki na Góry Kamienne, ale to przede wszystkim zasługa rewelacyjnej pogody ! W miasteczku niewielki, barokowy pałac.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Wracam na polską stronę. Docieram do Mieroszowa. Tak sobie postanowiłem, że w dniu dzisiejszym będę obierać tak trasę by nie było zbyt dużych przewyższeń. Jadę więc z reguły wzdłuż cieków wodnych mimo, że trasa nie będzie wcale najkrótszą 😉

Jadąc już od granicy z daleka widoczna jest wieża widokowa na Kościelnej Górze. Najpierw jednak odwiedzam centrum. Znajduje się tam wiele zabytkowych bo barokowych i klasycystycznych kamieniczek. Niestety elewacje tych kamienic niezbyt dobrze wyglądają...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Jadę na wzniesienie ponad miastem gdzie stoi wspomniana wcześniej przeze mnie wieża widokowa. Obiekt w całości drewniany no i w sumie to nie wiem po co została w tym miejscu wybudowana skoro spod samej wieży są dokładnie identyczne widoki jak z niej.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Zbocza szczytu Jatki są bardzo dobrym miejscem do startów lotni i paralotni. Przy tak dobrych warunkach jak chociażby dziś wielu oddaje się swojej pasji.

Obrazek

Siedząc i popijając piwko na ławeczce pod wieżą przeglądam mapę zastanawiając się jak jechać dalej. I wymyśliłem, jadę do Krzeszowa. Tym bardziej, że już od jakiegoś czasu chciałem zobaczyć Czarcią maczugę zwaną czasami Diabelską. Znajduje się ona w miejscowości Gorzeszów i jest wysoka na około osiem metrów.

Obrazek

Obrazek

Stąd do Krzeszowa jest już przysłowiowy rzut beretem.

Pocysterskie Opactwo w Krzeszowie to kompleks najwyższej światowej klasy zabytków. Jego początki sięgają XIII wieku. Opactwo powstało dla benedyktynów w 1242 roku jednak ci już 47 lat później opuścili to miejsce. Bolko I Surowy ustanowił w 1292 roku nową fundację dla cystersów, których sprowadzono z Henrykowa.

Bazylika Wniebowzięcia NMP ze swoimi 71 metrowymi wieżami robi duże wrażenie. Opactwo nazywane jest czasami "Europejską Perłą Baroku".

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Przy bramie wjazdowej na teren klasztoru poustawiano tablice informujące o zakazie latania dronami nad całym kompleksem, ale nikt nie zabrania latać w pewnej odległości już spoza granic miejscowości 😉

Obrazek

Obrazek

Zmieniam kierunek jazdy na południowy. Jadę do Chełmska Śląskiego. Warto zobaczyć tamtejszy zespół drewnianych domów tkaczy, ale i sam ryneczek tego byłego miasta jest całkiem ładny. Po drodze mam widok na niewysokie pasmo górskie Zawory.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

I ponownie przekraczam w dniu dzisiejszym granicę państwa. 25 kilometrów od Chełmska zlokalizowany jest Trutnov. Docieram tam już późnym popołudniem. Obowiązkowy punkt zwiedzania to starówka z dość dużym placem centralnym. Rynek w jak to nazywam "czeskim stylu", czyli w całości wybrukowany. Lubię takie. I choć nie znajdziemy tu jakoś zbyt wiele zabytków to chwilę czasu warto tu spędzić.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Ze zboczy Jansky Vrch mamy fajną panoramę na miasto. Smaczku dodaje również widok na Śnieżkę choć o tej porze dnia jest bardziej pod słońce.

Obrazek

Obrazek

Właśnie na wzniesieniach na południe od miasta w dniu 27 czerwca 1866 roku miała miejsce krwawa bitwa pomiędzy I korpusem pruskim, a austriackim X korpusem podczas wojny prusko-austriackiej.
Krwawo okupione zwycięstwo Austriaków okazało się zupełnie bez znaczenia ponieważ generał Gablenz musiał się wycofać ze względu na nadciągające pruskie posiłki. Austriackie straty wyniosły około 5 tysięcy żołnierzy przy 1,3 tysiącu strat pruskich.

Dziś o tamtych wydarzeniach przypomina cmentarz oficerów na Janskim vrch oraz rozsiane w całej okolicy pomniki.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Natomiast na sąsiednim szczycie Šibeník ustawiono monumentalny obelisk upamiętniający generała Gablenza.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Mimo kończącego się powoli dnia na brak atrakcji dziś nie będę mógł narzekać. Na początek udaję się do miasteczka Pilníkov. Miejscowość trochę zaniedbana...

Obrazek

Obrazek

Natomiast znacznie ciekawszym miastem jest Hostinné. Oczywiście obowiązkowym punktem programu są odwiedziny tamtejszego czworobocznego rynku z bardzo ciekawym, renesansowym ratuszem. W rogach wieży stoją dwie monumentalne figury odzianych w rzymskie zbroje olbrzymów. Plac jest otoczony mieszczańskimi domami z portykami z XVI-XVIII w. Najcenniejszym zabytkiem jest pochodzący z XIII wieku kościół Świętej Trójcy z 53 metrową wieżą. Świątynia była wielokrotnie przebudowywana.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Z miasta wyjeżdżam w ostatnich promieniach słońca. Jeszcze udaje mi się dziś na moment wzbić w przestworza...

Obrazek

Obrazek

Ostatnim punktem dzisiejszego dnia jest Vrchlabí. Miasto zwane przez niektórych "Bramą Karkonoszy". Na horyzoncie dzień pozostawił już jedynie słabą poświatę, a ja staram się wykorzystać ten czas na nocną fotografię miasta. Nigdzie mi się już nie śpieszy ponieważ już jakiś czas temu zdecydowałem gdzie spędzę nadchodzącą noc 😉

W 1545-1546 zbudowano tu piękny renesansowy pałac. Obecnie będący siedzibą urzędu miejskiego. W samym przypałacowym parku spędzam najwięcej czasu, ale i na obydwu rynkach jak i przy klasztorze Augustynów chwilę mi schodzi....

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Usatysfakcjonowany efektami sesji foto udaję się na wyznaczone miejsce noclegu. Jest to szczyt Sovinec 765 m. Dość stromy podjazd. Na szczycie mam świetną miejscówkę na rozwieszenie hamaka, ale o tym w kolejnej części....

Galeria: https://photos.app.goo.gl/xoFuKMVc9EhuwM259
Awatar użytkownika
Robert J
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 2285
Rejestracja: 25 grudnia 2011, 20:35

Re: Rowerowe wycieczki Roberta J

Post autor: Robert J » 29 października 2019, 21:41

Kolejny "tasiemiec" z mojej strony :D

Rowerowy Eurotrip 2019 - Dzień 1/28 - 13.07.2019 - Czyli jak najwięcej na początek....

No i w końcu przyszła pora na rozpoczęcie pisania relacji z głównego tegorocznego wypadu rowerowego. A ten pod niemal każdym względem miał się okazać rekordowy. Mój blog jest przede wszystkim formą pamiętnika. I raczej nie spodziewajcie się tutaj czegoś na wzór przewodnika. Nie znajdziecie tu informacji na temat godzin otwarcia czy też cen w sklepach lub restauracjach bo to według mnie nie ma większego sensu. Podawanie takich informacji mija się z celem bo być może już za miesiąc lub i nawet następnego dnia takie informacje mogą być po prostu nieaktualne 😉

Natomiast jest duże prawdopodobieństwo, że czytając o moich przygodach zainspirujesz się do odwiedzenia co niektórych miejsc 😀

Obrazek

Tym razem nie będzie ukrywany cel mojej tegorocznej podróży. Postanowiłem po prostu zrealizować swój cel sprzed dwóch lat czyli dotrzeć do Turcji. Wówczas w kraju tym był bardzo niespokojny czas i lepiej było nie ryzykować tam wyjazdu(w każdym bądź razie wszyscy mi to odradzali). Oczywiście jakiś konkretnych planów odnośnie trasy dotarcia do celu wyprawy nie miałem. Wszystko było zwykłym spontanem. Gdzieś tam w głowie miałem tylko kilka miejsc, które chciałbym odwiedzić, powiedzmy tak po drodze lub przy okazji. Jednak nic na się. Wszystko zweryfikuje pogoda, kondycja i moje widzimisię 😂

Jeżeli chodzi o same przygotowania do wyjazdu to tak naprawdę nie było tego zbyt wiele. Standardowy przegląd roweru, wymiana napędu i opon na nowe. Z nowinek to prądnica w przednim kole, która miała zaspokoić zapotrzebowanie na energię sprzętu elektronicznego. Kilka opcji ładowania telefonu już przerabiałem, ale właśnie taka prądnica okazała się najlepszym rozwiązaniem. Tym bardziej, że w dzisiejszych czasach coraz więcej sprzętu możemy ładować właśnie poprzez złącze usb. Oczywiście zabieram ze sobą trochę energii zmagazynowanej w power-bankach ale okazało się to aż nadto.

Inna nowinką na ten wyjazd było postanowienie zrezygnowania z ciężkiej lustrzanki i zabranie małego aparatu kompaktowego mającego dosłownie wszystko co niby jest mi potrzebne w fotografii..... Dawno temu powiedziałem sobie, że nigdy więcej aparatów kompaktowych ale po 12 latach uznałem, że może jednak coś się zmieniło w kwestii jakości obrazka jaką generuje matryca takiego aparatu. Niestety ale muszę stwierdzić, że nic się nie zmieniło.... Nadal uważam, że tego typu aparatami robi się kiepskiej jakości zdjęcia o czym przekonałem się już po kilku dniach użytkowania....., albo ja już po prostu jestem przewrażliwiony na tym punkcie. Tak to jest jak od wielu lat robi się zdjęcia aparatem z matrycą pełnoklatkową 😉

Na szczęście lustrzankę zabrałem również ze sobą....

Przede wszystkim tym razem miałem do dyspozycji cały miesiąc urlopu, a to więcej aniżeli potrzebowałem na dotarcie do wyznaczonego celu. Dlatego też tak kalkulowałem z dystansem by wykorzystać ten czas maksymalnie jak się tylko da. No i klasyka w moim przypadku czyli: jak najwięcej, jak najszybciej i jak najtaniej. Chociaż przyznam, że tym razem z ostatnim nie było tak do końca 😋

Dzień 1

Już standardowo w taką trasę ruszam bardzo wcześnie w nocy. Wszystko po to by pierwszego dnia pokonać jak najdłuższy dystans i przeskoczyć przez okolicę dobrze mi znaną. Tak naprawdę aparat wyciągam po raz pierwszy przed Fulnkiem. W sumie to nie musiałbym, ale jednak jakoś trzeba udokumentować trasę 😉

Obrazek
No to w drogę !

Jak widać na powyższym zdjęciu bagaż również tym razem jest rekordowy. Oczywiście dochodzi do tego jeszcze plecak ze sprzętem foto....

Pogoda nie rozpieszcza. Nie pada, ale prognozy są nieubłagane. Szczególnie w drugiej części dnie gdy będę już na Słowacji. Tym czasem trasa jaką obrałem ma być możliwie najłatwiejsza tak by omijać zbyteczne podjazdy.

Obrazek
Pałac w Fulnek

Obrazek
Rekordowa ilość bagaży zarówno pod względem ilości jak i wagi.

W Novým Jičínie w przeszłości bywałem, ale i tym razem postanowiłem się tu zatrzymać. Tym bardziej, że o tak wczesnej godzinie ciężko kogokolwiek spotkać na ulicach i mam pełną swobodę w wykonywaniu zdjęć.

Oprócz tamtejszego rynku podjeżdżam jedynie pod dawną budowlę synagogi, która była nią zaledwie przez 30 lat(1908-1938).

Obrazek

Obrazek
Nový Jičín - ratusz

Obrazek
Nový Jičín - jedna z kamienic w rynku.

Obrazek
Nový Jičín - dawna synagoga.

Z Nowego Jicina jadę do Hostašovic genialną ścieżką rowerową. Wiedzie ona po dawnej linii kolejowej. Normalnie cudo !

Obrazek

Obrazek
Czeski standard ścieżek rowerowych.

Obrazek

Moja trasa prowadzi ciągle na południe w pobliżu drogi krajowej nr. 57. Niestety tak jak było w prognozach zaczyna padać deszcz. Bardzo nie lubię gdy pada jak jestem na rowerze. Przeczekuję gdzieś pod wiatą z piwkiem w ręku. Jakiś miejscowy zaczepia mnie i tak jakoś mija niemal godzina na pogawędkach związanych z tematami około rowerowymi 😉

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

We Vsetinie uzupełniam zapasy w markecie i dalej na południe ku granicy ze Słowacją. W zasadzie główną drogą niewiele się poruszam. Przeważnie są to ścieżki rowerowe i to jakie !

Obrazek

Obrazek
Vsetin

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Mimo, że przez deszcz moja jazda trochę się przedłużyła to i tak do granicy docieram o całkiem znośnej godzinie. Jak to dobrze, że wybrałem trasę wiodącą wzdłuż rzeki, która wpada bezpośrednio do Wagu.

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Granica państwowa Republiki Czeskiej i Słowacji.

Słowacja przywitała mnie ładną słoneczną pogodą. Jadę wzdłuż Wagu do Trenčína. Chcę wykorzystać ten moment ładnej pogody bo to nie koniec deszczu w dniu dzisiejszym....

Obrazek

Obrazek
Rzeka Wag.

Obrazek

Obrazek
Zamek w Trenczynie.

Robię jeszcze jedne zapasy płynów w dniu dzisiejszym i opuszczam miasto kierując się na południe. W miejscowości Trenčianska Turná, przysiółek Hámre warto się na moment zatrzymać w tamtejszym niewielkim parku. Stoi tam niczym szczególnym niewyróżniający się pomnik. Upamiętnia on żołnierzy którzy zginęli w tym miejscu w sierpniu 1708 roku. Walczącymi stronami były wojska Habsburskie, które straciły około 200 żołnierzy oraz wojska Franciszka II Rakoczego. W tej krwawej bitwie zginęło przeszło 3 tyś. żołnierzy węgierskich. Wszyscy zostali pochowani w masowych grobach na polu bitwy.

Bardzo dobrze opisany przebieg walki i wzbogacony wieloma rycinami umieszczono na tablicach informacyjnych obok pomnika.

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Masyw Inovca.

Fanie widać sąsiadujący masyw Inovca. Muszę się przedostać na drugą stronę. Na szczęście droga wiodąca do Bánovce nad Bebravou wiedzie przez niezbyt wysoką przełęcz. Tutaj nie za bardzo się zmęczyłem. Jednak widoki nadciągających od zachodu chmur burzowych nie napawają optymizmem 😕

Obrazek

Obrazek

No i niestety tym razem konkretnie zmokłem. Nie udało się znaleźć jakiegokolwiek schronienia zawczasu..... Przez to wszystko odechciało mi się dosłownie jazdy na dzisiaj. Chciałem dojechać znacznie dalej, ale tak jak napisałem wcześniej nienawidzę deszczu gdy jadę rowerem. Inna sprawa, że jednak wcześniejsza nieprzespana noc też swoje zrobiła i zaczynałem odczuwać już małe znużenie. Postanawiam więc na wysokości Oponic rozbić pierwszy biwak na tej wyprawie.....

Obrazek
W oczekiwaniu aż ustanie deszcz.

Obrazek

Obrazek
Pałac w Ostraticach.

Miejscówkę na nocleg znalazłem całkiem fajną gdzieś w gęstym lesie, gdzieś gdzie nikt mnie nie powinien dojrzeć 😉 Po tym dniu dość szybko zasypiam.....

Obrazek

Dystans dnia: 313,6 km
Podjazdy: 1773 m

Będą oczywiście i tradycyjne linki do albumów ze zdjęciami z danego dnia 😉


Dzień 1 : https://photos.app.goo.gl/ubu1ABALHeMU5R9P9


cdn....
Awatar użytkownika
Robert J
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 2285
Rejestracja: 25 grudnia 2011, 20:35

Re: Rowerowe wycieczki Roberta J

Post autor: Robert J » 02 listopada 2019, 11:31

Rowerowy Eurotrip 2019 - Dzień 2/28 - 14.07.2019 - Niby jadę, ale nie chce mi się....

... I było dokładnie tak jak w tytule. To dopiero drugi dzień wyjazdu, a mi się po prostu już nie chce. Przede wszystkim nieprzespana wcześniejsza noc zrobiła swoje. Niby obudziłem się wcześnie, ale jakoś nie miałem zbyt dużej ochoty na cokolwiek 😉 Jakoś zbyt szybko tym razem nadszedł kryzys. Przeważnie miało to miejsce pomiędzy trzecim, a szóstym dniem wyprawy. Może to i dobrze ? Mam nadzieję, że wszystko się tym razem przyśpieszy i znacznie wcześniej mój organizm przyzwyczai się do takiego wysiłku...

Obrazek

Obrazek

Ostro dające słońce jednak wygania mnie ze śpiwora. Po śniadanku zwijam obóz. I najpierw lecę nad pobliskie ruiny zamku Oponice. Jak to fajnie, że nie muszę się tam wspinać ! 😁

Obrazek

Obrazek

Oponicki zamek wybudował pod koniec XIII wieku ród Csaków. Na przełomie XVI i XVII wieku właściciele przenieśli się do nowo wybudowanego pałacu, a zamek stopniowo pustoszał. Na początku XVIII wieku zamek przejęli węgierscy powstańcy i podczas austriackiego oblężenia twierdza została bardzo mocno zniszczona. Od tamtej pory obiekt coraz bardziej popadał w ruinę...

Tak jak wcześniej napisałem dziś mam mały kryzys i w trasę ruszam naprawdę późno. W nieodległej Nitrze jestem po dziesiątej. Tam na przedmieściach jem po raz kolejny śniadanie, a przecież nie minęła nawet godzina od posiłku.....

Śniadanie mam z ładnym widokiem na tamtejszy zamek.

Obrazek

Obrazek

Tym razem odpuszczam jakiekolwiek zwiedzanie miasta. Ostatnimi czasami byłem tam dość często 😉 Nawet się nie zatrzymuję tylko szybciutko przemykam główną drogą w kierunku Vráble. Tam robię dopiero pierwsze niewielkie zakupy. Jadąc dalej w kierunku rzeki Hron mam widok na elektrownię jądrową Mochovce. Trasa jest lekko pagórkowata, a wszędzie rosną słoneczniki 😉

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

We wsi Kalná nad Hronom nad rzeką znajduje się niewielkie muzeum upamiętniające żołnierzy armii czerwonej. Obok stoi T-34 jako pomnik. Jest też sporych rozmiarów wiata gdzie można odpocząć w cieniu. Przebiega tędy trasa rowerowa wiodąca wzdłuż rzeki.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Teraz trochę nie po drodze, ale jadę do Levic. Tutaj robię już spore zakupy i uderzam do głównej atrakcji w mieście czyli pod ruiny zamku. Został on wybudowany po napadzie tatarskim pod koniec XIII w. Był przez stulecia najważniejszym wojskowym i administracyjnym centrum południowego Pohronia. Zamek jak i samo miasto były nieustannie celem napaści, a w końcu zostały zajęte przez wojska tureckie. Obok zamku znajduje się renesansowa budowla obronna "Dobóovský kaštiel". W pałacu tym siedzibę ma dziś Tekovské Muzeum.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Rynek nie zrobił na mnie większego wrażenia. Jest on trochę taki nijaki. Otoczony niezbyt starymi budynkami. Pochodzą one przeważnie z XIX wieku. Stoi tam też fontanna i pomnik upamiętniający poległych podczas II wojny światowej.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Wśród innych zabytków warto wymienić kościół św. Michała Archanioła, kościół św. Józefa, kościół Kalwinów jak również Synagogę.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Zanim opuszczę miasto jeszcze odwiedzam park miejski.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

A teraz przychodzi etap dzisiejszej trasy, który dawno temu już przemierzałem. Jednak niezbyt tamten czas pamiętam ponieważ jechaliśmy w nocy i to z dość dużą prędkością 😋 Trasa ta wiedzie wzdłuż rzeki Hron w kierunku południowym, a więc teoretycznie będzie z góry i powinienem trochę nadrobić straconego czasu. Jednak tym razem tak szybko nie dało rady jechać bo trochę wiatr utrudniał jazdę.

Tak jak wcześniej wspomniałem dziś mam mały kryzys, ale czasami po drodze na chwilę przystanę gdy zobaczę coś ciekawego. Niestety na trasie w kierunku Dunaju marnie z tym jest. Zatrzymuję się w Želiezovcach...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W miejscowości Bíňa stoi ciekawa rotunda dwunastu apostołów. Pochodzi ona prawdopodobnie z końca XII lub początku XIII wieku, z czasu powstania klasztoru premonstratensów.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W dali widoczna jest już bazylika W Esztergomie. Jednak zanim tam dotarłem do zdążył złapać mnie deszcz. Na szczęście był niewielki.

Po słowackiej stronie Dunaju znajduje się Štúrovo. Nigdy to miasto mnie jakoś nie porwało swoim wyglądem. Jednak i tak trzeba przez nie przejechać by dostać się na most Marii Walerii dzięki któremu przedostaniemy się na drugą stronę Dunaju na Węgry. Most został otwarty w 1895. W 1919 został zburzony, po czym odbudowano go w 1927. Po raz drugi został zniszczony 26 grudnia 1944 przez wycofujące się wojska niemieckie. Jego ponowna odbudowa miała miejsce całkiem niedawno. Otwarto go 11 października 2001.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Esztergom to zupełnie inna bajka, ale tym razem o tej pierwszej stolicy Węgier nie będę pisać bo na blogu znajdziecie wpisy na temat tego miasta, które utworzyłem w przeszłości 😉 Również tym razem nie zatrzymuję się w mieście.

Obrazek

Opuszczając miasto tak staram się dobrać trasę by było niezbyt daleko, a jednocześnie po jak najmniejszych wzniesieniach. Jednak samych wzniesień nie dało się całkowicie pominąć....

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Zsámbék chciałem zobaczyć już dawno temu. Jednak przeważnie miasto nie było na mojej trasie. Tym razem postanowiłem specjalnie tam podjechać.

To 5,5 tysięczne miasto ma kilka ciekawych zabytków. Rezydencja Zichy to dawny zamek. Obecnie szkoła pedagogiczna. Zobaczymy tu również pozostałości łaźni tureckich.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Jednak miasto znane jest przede wszystkim z malowniczych ruin ponorbertańskiego romańskiego kościoła klasztornego górujących nad miastem. W stanie ruin kościół jest od XVIII wieku gdy został zniszczony przez trzęsienie ziemi. W Budapeszcie zbudowano kościół będący kopią tego z Zsámbku.

Muszę przyznać, że ruiny te robią niesamowite wrażenie !

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Przyznam szczerze iż miałem ogromną ochotę by polatać tam dronem. Jednak nie chciałem ryzykować. Obok ruin trwała jakaś msza, a w powietrzu latały już dwa inne drony 😂
Gdy tylko opuściłem miasto staram się wyszukać miejscówkę na nocleg mimo jeszcze wczesnej pory. Zrobiłem ledwo 181 kilometrów i więcej w dniu dzisiejszym po prostu już mi się nie chciało 😉

Rozwieszam jedynie hamak. Płachta tym razem nie jest konieczna bo nie spodziewam się opadów deszczu ani osiadającej rosy nad ranem. Szybko przyzwyczajam się do hałasu, który powodują przejeżdżające tuż obok samochody autostradą i zasypiam o wczesnej godzinie.....

Dystans dnia: 181,34 km
Podjazdów: 872 m

Galeria: https://photos.app.goo.gl/DXMHV7ALfmJBE5sa8


cdn....
Awatar użytkownika
Robert J
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 2285
Rejestracja: 25 grudnia 2011, 20:35

Re: Rowerowe wycieczki Roberta J

Post autor: Robert J » 05 listopada 2019, 18:58

Rowerowy Eurotrip 2019 - Dzień 3/28 - 15.07.2019 - Węgry, kraj niemal zupełnie płaski na dzisiejszym odcinku....

Oj zmarzło mi się minionej nocy. Co prawda było 10 stopni na plusie jednak zmęczenie, a później stygnięcie ciała trochę mnie wyziębiło i nad ranem zaczyna mną trochę trząść 😋 Nie chciało mi się tym razem zakładać podpinki pod hamak i teraz mam za swoje lenistwo. Więcej nie popełnię tego błędu 😉
Dość długo się wiercę w hamaku w oczekiwaniu aż promienie słońca przebiją się przez drzewa i odrobinę ogrzeją powietrze. Kilkadziesiąt metrów ode mnie przebiega bardzo ruchliwa autostrada, ale hałas przejeżdżających tamtędy samochodów wcale mi nie przeszkadzał w nocy 😉

Obrazek

Po lekkim śniadaniu ruszam w dzisiejszą trasę. Zawsze staram się omijać aglomerację Budapesztu ponieważ byłaby to dla mnie strata czasu próbując się przebijać przez najgęściej zaludniony obszar Węgier. Chcę jednak przedostać się na drugi brzeg Dunaju, a to tak czy owak wiąże się nadal z przejazdem przez jakieś większe miasto tak by dojechać do mostu. Jakoś przeprawy promowe mnie nie pociągają bo to i więcej czasu schodzi i przede wszystkim kosztuje 😋

Na miejsce przedostania się przez Dunaj na jego drugi brzeg wybieram most w okolicy miasta Erd. Przemierzam niewysokie wzniesienia podrzędnymi drogami.

W Biatorbágy moją uwagę zwróciły zaznaczone ruiny jakieś świątyni na tamtejszym cmentarzu. Postanawiam tam podjechać. W sumie Biatorbágy powstało w 1966 roku z połączenia dwóch miejscowości Bia oraz Torbágy. Ruiny znajdują się w tej pierwszej części.

Obrazek

Obrazek

W okolicy miejscowości Sóskút znajdują się jaskinie we wzniesieniu, na które prowadzi droga krzyżowa. Widać, że w to miejsce ingerował człowiek. Swoją drogą, właśnie w tym momencie pomyślałem sobie by kiedyś jednak odwiedzić specjalnie okoliczne wzniesienia jak i samą stolicę Węgier. Tak po prawdzie to tu jest naprawdę gdzie pojeździć ale te okolice jakoś nigdy nie znalazły się na moim celowniku 😉

Obrazek

Obrazek

Erd to spore miasto, przez które i tak muszę przejechać by się dostać nad Dunaj. Jak już muszę to przejadę sobie przez centrum. Na ulicach niestety strasznie duży ruch, a główne skrzyżowanie jak dla mnie bardzo dziwne skonstruowane...

Obrazek

Obrazek

Jadąc trasą rowerową(zwykła polna ścieżka na wale) wzdłuż Dunaju mijam jeden z trzech istniejących minaretów na Węgrzech. Ten tutaj ma 23 metry wysokości. Zwracam też uwagę na jakieś pozostałości z okresu rzymskiego. Niestety teren ogrodzony, ale jest możliwość zwiedzania tylko, że w poniedziałek jest zamknięte. Z węgierskiego nie znam nawet jednego słówka, więc daruje sobie rozszyfrowywanie tego co pisze na tablicy informacyjnej 😉

Obrazek

Obrazek

Obok natomiast stoi ładny pałac Nagytétény. Historia obiektu w tym miejscu sięga swymi czasami do okresu rzymskiego kiedy to znajdowały się tu umocnienia Campona. W XIII wybudowano gotycki zamek w późniejszym czasie przebudowany na pałac.

Obrazek

Kawałek dalej zatrzymuję się na Dunajem. Następuje dłuższa pauza na kąpiel w ciepłych wodach rzeki.

Obrazek

Obrazek

Most nad Dunajem jest aktualnie w remoncie i jedna część została zamknięta dla ruchu. Ścieżka rowerowa również została zamknięta i w zastępstwie wygrodzono bardzo wąską część z pasa ruchu po przeciwnej stronie. Nawet sobie nie wyobrażacie jaki miałem problem tamtędy przejechać bo co chwila zahaczałem to z prawej, a to z lewej strony ogrodzenia. Najgorsze to i tak było minięcie się z innym rowerzystą 😕

Obrazek

Przez niewielki odcinek moja trasa pokrywa się z naddunajską trasą rowerową. Po raz kolejny w dniu dzisiejszym trafiam na utrudnienia. Remontują przejazdy kolejowe i obowiązują objazdy. Jestem zmuszony nadkładać drogi po jakiś polnych duktach.... Ledwo wróciłem na właściwą trasę, a już po chwili kolejny most w remoncie. Tym razem całkowicie wyłączony z ruchu. Nie chce mi się po raz kolejny nadkładać drogi i dlatego decyduję, że spróbuję przejechać. Mostem przejechałem na drugą stronę jednak zjechać już nie byłem w stanie. Robotnicy kazali mi wracać i znaleźć sobie inne miejsce do przeprawy na drugą stronę... Wali mnie to kompletnie i sprowadzam rower po nasypie ekstremalnie w dół na biegnącą poniżej główną drogę. Ufff...., udało się !

Obrazek

Obrazek

Już myślałem, że to koniec atrakcji na dziś. W końcu opuszczam gęstą zabudowę. Wybrałem jakąś trasę rowerową wiodącą wzdłuż kanału wodnego licząc, że trochę podgonię już bezstresowo dystansu. A tu dupa ! Jestem ciekaw co za inteligent wytyczył w takim terenie trasę rowerową. Tam po prostu nie dało się przejechać. Nie dość, że same wertepy, straszne błoto to dodatkowo ta pseudo ścieżka tak bardzo zarośnięta, że byłem cały podrapany od przedzierania się przez dzikie róże. Zapewne gdyby nie moje doświadczenia w jeździe mtb to szlag by mnie chyba trafił. Zawrócić nie za bardzo było jak bo główną drogą był zakaz jazdy rowerem. Powiem szczerze, że im częściej bywam rowerem na Węgrzech tym mniej podoba mi się ten kraj od strony infrastruktury rowerowej i tych wszystkich zakazów z jazdą rowerem związanych 😖

Koniec, końców decyduję się przebić jakąś niezaznaczoną na mapie drogą leśną do pierwszej miejscowości bo za mną godzina jazdy, a ledwo 11 kilometrów pokonałem.....

Tak docieram do Bugyi. Trochę minęło czasu od moich ostatnich zakupów. Dlatego też w pierwszym napotkanym markecie robię zapasy. Za miastem wypijam dwa piwa by się trochę odstresować 😉

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Temperatura dziś już nieźle daje popalić. Odpoczywam w cieniu drzew na ławce obok ruin dawnej kaplicy. W koło lata kilka wojskowych Mi-17.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Dalsza część trasy była wręcz nudna. Długie proste odcinki i niemal zupełnie płasko. Miejscowości również coraz rzadziej na mojej drodze. Przejeżdżam przez jakieś tereny wojskowe gdzie znajduje się poligon. Wszędzie zakazy zjazdu z głównej drogi, a mimo to dostrzegłem jakiegoś rowerzystę - sakwiarza odpoczywającego w hamaku kilkadziesiąt metrów od drogi 😉

Po trzech godzinach monotonii docieram do dużego miasta jakim jest Kecskemét. Od razu uderzam na starówkę. Główny plac miejski nosi nazwę Kossuth Tér. Znajduje się przy nim Ratusz miejski, Kościół Franciszkański, Kościół Kalwiński i Kościół Wielki (katolicki). Do tego dochodzi bardzo wiele różnego rodzaju mniejszych i większych pomników.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Miasto wywarło na mnie bardzo pozytywne wrażenie 😀

Przed opuszczeniem miasta uzupełniam zapasy płynów, które dość szybko uszczuplam zaraz za miastem jadąc świetną ścieżką rowerową w kierunku zakładów mercedesa. Po drodze mijam dawny wiatrak.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Szybko i przyjemnie docieram do kolejnego miasta - Kiskunfélegyháza. Te węgierskie nazwy to jakaś masakra, nie potrafię tego nawet wymówić 😁

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Poza niewielką częścią centrum kompletnie rozkopane...

Miałem cichą nadzieję, że jeszcze dzisiaj dotrę do Szeged, ale na nadziei się skończyło. Chwilę po tym jak słońce skryło się za horyzontem rozpoczynam poszukiwanie miejsca gdzie będę mógł "zawisnąć" pomiędzy drzewami 😉

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Mimo wielu utrudnień i jeszcze większej ilości narzekania w dniu, który się właśnie kończy trzeba przyznać, że dzień udany bo wracam na właściwe tory czyli 200 km pękło. Muszę sobie po prostu radzić ze wszystkimi utrudnieniami, które napotykam na swojej drodze, a będzie ich jeszcze bardzo wiele😉

Dystans dnia: 202,61 km
Suma podjazdów: 319 metrów

Galeria dzień 3 : https://photos.app.goo.gl/jgJcDpX7MzEBHPmy7

cdn.....
Awatar użytkownika
Robert J
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 2285
Rejestracja: 25 grudnia 2011, 20:35

Re: Rowerowe wycieczki Roberta J

Post autor: Robert J » 08 listopada 2019, 20:51

Rowerowy Eurotrip 2019 - Dzień 4/28 - 16.07.2019 - Rumunia !

Miniona noc była znacznie cieplejsza od poprzedniej i tym razem ocieplacz był kompletnie zbyteczny. W nocy musiałem go poluzować bo niemal się ugotowałem ! 😉No i jeszcze te cholerne psy, które całą noc biegały tam i powrotem straszliwie ujadając. Miałem w pogotowiu gaz, ale obyło się bez użycia go bo mnie nie wyczuły.

Ruszam w trasę. Ta przez większość dnia będzie niemal zupełnie płaska. Najmniej podjazdów tego dnia podczas całej wyprawy zrobię jak się na koniec okaże 😉

Obrazek

Obrazek

Gdzieś na przedmieściach Szeged robię zakupy i jem śniadanie. Później pozostaje uderzyć do centrum miasta. Miasto ładne i bardzo ciekawe. Bardzo wiele zabytków znajduje się w tym mieście. Mam zamiar pokręcić się trochę dłużej by zobaczyć możliwie jak najwięcej, a i tak to mi się nie udało....

Obrazek
Szeged - Wieża ciśnień.

Szeged czasami zwany jest "miastem słońca", a to dlatego że statystycznie przypada tu najwięcej słonecznych dni w roku w skali całego kraju. Więc nie ma się co dziwić, że i ja trafiłem tu na piękną słoneczną pogodę 😉

To przeszło 160 tysięczne miasto nie jest może tak bardzo popularne jak chociażby zadeptywany przez turystów Budapeszt czy Balaton. Jednak miasto ma swój urok. Zawdzięcza go głównie architekturze secesyjnej.Większość napotkanych tu zabytków zostało pięknie odrestaurowanych.

Obrazek

Obrazek
Móra Ferenc Museum

Obrazek

Obrazek

Tylko szkoda, że akurat główny plac przed katedrą był niedostępny. Właśnie demontowano scenę oraz widownię po jakiejś weekendowej imprezie....

Symbolem miasta jest górująca swymi wysokimi na 93 metry dwiema wieżami katedra Najświętszej Marii Panny. Wybudowano ją pomiędzy 1913-1930 rokiem i reprezentuje styl neoromański.
Na placu przed katedrą stoi najstarszy obiekt w mieście - wieża Dömötör. Jest to romańsko-gotycka pozostałość po kościele św. Dymitra.

Obrazek

Obrazek
Katedra Najświętszej Marii Panny

Obrazek

Dookoła placu katedralnego stoją niskie budynki z charakterystyczną kolumnadą. Po sąsiedzku znajduje się niewielki plac Męczenników spod Aradu, przy którym stoi Brama Bohaterów.

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Brama Bohaterów.

Przy palcu Széchenyi’ego stoi ratusz. Obecny obiekt został odbudowany już w stylu modernistycznym po wielkiej powodzi w 1879 roku. Sam plac stanowi w rzeczywistości niewielki park w samym centrum miasta. Spacerując w cieniu porastających go rozłożystych drzew co kawałek napotkamy na różnorodne rzeźby/pomniki otoczone klombami kwiatów. Przedstawiają one różne postaci chlubnie zapisane w historii Węgier.

Obrazek
Ratusz w Szeged

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Przez Cisę wydostaję się mostem ze śródmieścia.

Obrazek

Opuszczam to niewątpliwie ciekawe miasto i kieruję się na Makó. Tam zdecyduję jak pojadę dalej w kierunku granicy z Rumunią.

Obrazek

Po drodze zatrzymuję się w miejscowości Kiszombor bo moją uwagę zwróciła romańska rotunda przy znacznie młodszym kościele.

Obrazek

Obrazek
Romańska rotunda w Kiszombor

Obrazek
Kiszombor

No i docieram do Makó. Już wcześniej postanowiłem, że granicę z Rumunią przekroczę w miejscowości Nagylak..., ale najpierw pokręcę się w Makó i wydam resztę forintów na jakieś piwko bo strasznie się chce pić gdy panuje taki ukrop 😉

Obrazek

Obrazek

Makó to niewielkie przygraniczne miasto. Taka mała ciekawostka...., tutaj w żydowskiej rodzinie dnia 18.04.1847 roku urodził się być może najbardziej znana osobowość tego miasta, amerykański wydawca i dziennikarz, Joseph Pulitzer. W ogóle miasto było w przeszłości dużą żydowską gminą. Większość ludzi pochodzenia żydowskiego została wywieziona do obozów zagłady gdzie straciła życie.... Teraz pozostało jedynie kilka pomników oraz odrestaurowana niedawno synagoga.

Obrazek

Obrazek
Pomnik upamiętniający liczną gminę żydowską w Makó

Obrazek

Obrazek

Ostatni raz na Węgrzech zatrzymuję się w miejscowości Battonya.

Obrazek
Battonya

Obrazek

Obrazek

Granicę przekraczam w Turnu

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Po około 20 kilometrach dość szybko docieram do pierwszego dużego miasta Rumuńskiego jakim jest Arad. To położone w zakolu rzeki Maruszy (Mureş) miasto posiada wiele zabytków. Obowiązkowo w białym kolorze 😉 Jednak mi ono jakoś nieszczególnie przypadło do gustu. Jak dla mnie na zbyt wysokich obrotach wszytko się tam odbywa. Wszyscy gdzieś strasznie się gdzieś śpieszą. Dopiero podczas trzeciej próby udaje mi się wybrać gotówkę z bankomatu bo dwa wcześniejsze są zepsute....

Obrazek

Ratusz, teatr, kościół św. Antoniego z Padwy czy też stanowiący istną mieszankę stylów pałac kultury.

Obrazek
Eklektyczny gmach władz miejskich z l. 1872–1875

Obrazek
Teatr Klasyczny Ioana Slaviciego z lat 1872–1874

Obrazek
Kościół św. Antoniego z Padwy.

Obrazek
Pałac Kultury

Przed opuszczeniem miasta jeszcze obowiązkowe zakupy. Do kolejnego dzisiejszego celu mam spory dystans do pokonania. Przez miasto przemieszczam się przeważnie ścieżkami rowerowymi.

Obrazek
Bardzo fajna ścieżka rowerowa w Arad

...., ale trafiają się też takie absurdy jak stojące na samym środku ścieżki słupy oświetleniowe 😂

Obrazek
...i jeden z absurdów ;)

Tuż po opuszczeniu granic administracyjnych miasta uszczuplam dość znacznie swoje zapasy 😉

Obrazek

Obrazek
Uszczuplam zapasy....

Obrazek
... pić mi się bardzo chciało :D

Obrazek

Na odcinku trochę ponad 50 kilometrów mało ciekawych miejscowości. Staram się nigdzie nie zbaczać z głównej trasy w obawie, że nie zdążę do Timisoary przed zachodem słońca. Uwagę warto zwrócić na cerkiew w miejscowości Sagu.

Obrazek
Sagu

Oraz jedyne miasteczko po drodze jakim jest Vinga. Tutaj wyciągam po raz pierwszy drona. W ten sposób szybciej "oblecę " miasto 😋

Obrazek
Vinga

Obrazek
Vinga

Na jednym ze zjazdów strzela mi pierwsza szprycha podczas tego wypadu. Jak się okaże później to tego typu defektów będzie bardzo sporo, no ale koło ma już za sobą kilka podobnych bardzo obciążeniowych wypadów, więc nie mam się co dziwić. Teraz jeszcze nie zdaję sobie sprawy co mnie czeka z tym kołem przez najbliższy miesiąc 😉

Szybko wymieniam szprychę i w ostatnich promieniach docieram do głównej atrakcji dzisiejszego dnia jaką jest miasto Timisoara !

Obrazek
Pierwsza zerwa szprycha.

Obrazek
Zapas jest, ale okaże się to zbyt mało.

Obrazek

Obrazek

Przez stulecia miasto to znajdowało się pod panowaniem, kolejno Węgrów, Turków i Austriaków, a obecnie wiadomo, że Rumunom. Po wszystkich tych nacjach pozostały widoczne ślady w architekturze miejskiej do dzisiaj. Z najnowszej historii warto nadmienić, że właśnie tutaj w 1989 r. miały miejsce wydarzenia, które zakończyły się krwawym obaleniem rządów Nicolae Ceausescu. Komuniści wysłali na ulicę wojsko, a mimo to nie zdołali spacyfikować buntu i wkrótce rewolucja rozszerzyła się na cały kraj.

Miasto mimo iż jest dwa razy większe i liczniejsze od Arradu tu jest zupełnie inaczej. Nie ma tego zgiełku i pośpiechu. Wszystko odbywa się tak trochę na zwolnionych obrotach. Zapewne ma na to wpływ to iż miasto jest bardzo turystyczne co widać na każdym kroku na bardzo rozległej starówce. A spacer po starówkach miast jest zawsze najprzyjemniejszym elementem zwiedzania, bo zwykle właśnie tutaj skupiają się najważniejsze i najpiękniejsze zabytki miast 😉

Obrazek
Makieta Timisoary

Spotkałem się z opiniami, że starówka jest zaniedbana, a ja jednak jestem odmiennego zdania. Co prawda to tu to tam odpada tynk z elewacji jednak w znacznej większości obiekty przyzwoicie wyglądają. Mi to miasto bardzo przypadło do gustu. Główny plac w mieście jest bardzo rozległy i oblegany przez turystów.

Wokół rynku zobaczymy ładne kamienice, barokową katedrę rzymskokatolicką, katedrę serbską a także pałac z XVIII wieku (mieści się tu także muzeum).

Obrazek
Katedra św. Jerzego w Timișoarze

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W samym sercu rynku wznosi się pomnik Trójcy Świętej.

Obrazek

Ciekawy jest również Plac Wolności. W bocznych uliczkach pełno o tej porze tętniących życiem restauracyjek i temu podobnych knajp.

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Jedna z bocznych uliczek

Kilka reprezentacyjnych obiektów znajduje się przy Placu Zwycięstwa.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Teatr

Timisoara zasłynęła z tego, że była pierwszym miastem w Europie z elektrycznymi latarniami ulicznymi. W 1884 roku w mieście zamontowano pierwsze 731 latarni.

Miasto na pewno warte by spędzić tu znacznie dłużej aniżeli moje 1,5 godziny. Na mnie jednak już najwyższa pora. Powoli zaczynam odczuwać znużenie dzisiejszym dniem i na myśl przychodzi mi już tylko to by rozwiesić gdzieś hamak. Z tym dzisiaj będzie problem. Dość dużo czasu zajmuje mi wydostanie się poza administracyjne granice miasta. Jadę jakąś wyboistą ścieżką po wale nad rzeką i jeszcze mam pierwsze spotkanie z rumuńskimi psami. Przyczepiło się do mnie kilka kundli i ciężko było im uciec 😋 Nie mogąc znaleźć miejsca na rozwieszenie hamaka decyduję się na schronienie w wersji pseudo namiot.... Przed snem jeszcze długo obserwuję częściowe zaćmienie księżyca 😀

Obrazek

Obrazek

Dystans dzień 4: 211,72 km
Suma podjazdów: 292 metry

Galeria dzień 4: https://photos.app.goo.gl/yiUQouXYc6SWzDV67


cdn...
Awatar użytkownika
Robert J
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 2285
Rejestracja: 25 grudnia 2011, 20:35

Re: Rowerowe wycieczki Roberta J

Post autor: Robert J » 13 listopada 2019, 19:55

Rowerowy Eurotrip 2019 - Dzień 5/28 - 17.07.2019 - Rumunii ciąg dalszy....!

Ciężko było mi znaleźć dnia poprzedniego dwa drzewa nadające się pod rozwieszenie hamaka. Akurat okolica, w której się znajduje jest uboga w lasy, a zmęczenie, a raczej brak u mnie chęci spowodowały, że decyduję się zrobić coś na wzór namiotu.
Dziś nie śpieszy mi się w wyruszeniem w trasę. Powinienem mieć dość wysoką średnią prędkość przejazdową ponieważ tereny, przez które będę przejeżdżać są teoretycznie płaskie.

Obrazek
Przykład jednego z noclegów 😁

Ruszam w trasę po głównej drodze. Mimo sporego ruchu na drodze krajowej jedzie się całkiem dobrze, a przede wszystkim bezpiecznie. Wszystko za sprawą dość szerokiego pobocza. Ani ja nie mam stresu ani nie przeszkadzam innym użytkownikom drogi 😉

Obrazek

Obrazek

I tak dość szybko przybywa mi kilometrów. Gdzieś na stacji paliw kupuję coś do picia. W koło kręci się wiele bezpańskich psów. Początkowo miałem obawę czy za mną nie zaczną gonić gdy ruszę, ale te akurat w ogóle nie były zainteresowane rowerzystą. Za to te, które spotkałem później tego samego dnia już tak 😉

Obrazek

Obrazek

W Rumunii jest pełno bezpańskich psów.

Obrazek

Obrazek

I tak docieram o całkiem wczesnej porze do miasta Lugoj. Podstawowa rzecz, którą muszę zrobić to poszukać sklepu/serwisu rowerowego. Już pierwszego dnia rozsypało mi się łożysko w kółku tylnej przerzutki i należało ją możliwie szybko wymienić. Kręcę się po mieście w poszukiwaniach i w końcu udaje się znaleźć sklep. Niestety nie mają takich zębatek tylko całe przerzutki. Trochę kombinujemy i udaje się dopasować coś ze starej połamanej, którą wcześniej wymieniono jakiemuś klientowi. Chłopaczek od serwisu nie pozwolił bym brudził ręce i sam mi wymienił zębatkę + przesmarował rower. Koszt zero.... 😋

Obrazek
Lugoj

Obrazek
Już po serwisie....

Obrazek

Oczywiście miasto też zwiedziłem. Znajduje się tu kilka sporych kościołów, oczywiście ratusz, a także synagoga. Duży tu panuje ruch, ale miasteczko całkiem ładne.

Obrazek
Lugoj nad rzeką Bega.

Obrazek

Obrazek

Jedna z reprezentacyjnych ulic w mieście.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Bazylika

Obrazek
Ratusz

Obrazek
Synagoga

Docieram do Făget. Na zwiedzaniu miasta w ogóle się nie skupiam. Mało ciekawe mi się wydało. Przede wszystkim muszę zrobić zakupy w jakimś markecie.

Obrazek
Przejazd przez niewielkie miejscowości.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Făget

Obrazek

Obrazek

Natomiast na dalszej części dzisiejszej trasy popełniłem spory błąd nawigacyjny. Zamiast wybrać trochę dłuższą drogę podrzędną to pojechałem główną myśląc, że będzie szybko i przyjemnie.... okazało się zgoła odmiennie 😕 Droga prowadzi przez wzniesienia jest bardzo wąska, kręta i zniszczona. A ruch na niej, w szczególności tirów jest po prostu masakryczny ! Bardzo wiele stresu się najadłem na tym odcinku. Wiele razy po prostu zjeżdżam na pobocze słysząc, że coś ciężkiego za mną jedzie. Zdjęć to nawet nie było jak robić....
Za to gdy pokonałem wzniesienia to nagle droga stała się zdecydowanie lepsza, a ruch nagle ustał.

Dalsza droga wiedzie wzdłuż rzeki Mureș(Marusza). W miejscowości Ilia jest most przez rzekę. Wiedzie tamtędy trasa rowerowa. Jednak dziury są w nim tak wielkie, że pół koła potrafi tam wpaść...

Obrazek
Pauza....

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Takie duże dziury w moście ;)

Obrazek

Docieram do miasta Deva. Już z daleka widać górującą nad miastem twierdzę. To właśnie przede wszystkim dzięki tej twierdzy ściągają do miasta turyści. W przeszłości znajdowała się tu dacka, a później rzymska osada warowna. Obecny zamek powstał prawdopodobnie w drugiej połowie XIII wieku.

Obrazek
Deva

Obrazek

Obrazek

Samo miasto natomiast nie ma zbyt wiele do zaoferowania według mnie. Robię tylko objazd centrum i szukam jeszcze jakiegoś sklepu.

Obrazek

Obrazek
Deva

Obrazek

Obrazek
Synagoga

Obrazek
Plac Zwycięstwa

Obrazek

Obrazek

Jest już dość późna pora i znając życie niewiele zrobię już dziś kilometrów, i tak będzie z tym dystansem dość dobrze. Z Devy jadę już podrzędną drogą. Niby wiedzie ona po drugiej stronie rzeki, więc w teorii powinno być bez dużego ruchu, a jednocześnie płasko. Jednak droga cały czas pnie się po niewielkich wzniesieniach. Ale to i tak lepsze aniżeli jechać niemal zupełnie płaską krajówką po drugiej stronie Maruszy. No i wytyczono tutaj trasę rowerową Valea-Muresului.

Obrazek

Nad miejscowością Uroi góruje wyróżniający się w krajobrazie szczyt. I tam wiedzie trasa rowerowa. Byłoby to genialne miejsce na nocleg jednak jeszcze trochę kilometrów dziś przydałoby się zrobić 😉 A u podnóża znajduje się boisko sportowe i właśnie odbywa się tam jakaś impreza. Ponad głową lata kilku paralotniarzy.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Na południe widoczne są najwyższe partie Karpat Południowych, które są moim celem na następny dzień 😉

Obrazek
W dali widoczne góry - mój jutrzejszy cel.

Pod wieczór zaczynam się trochę męczyć z jazdą po tych wzniesieniach. Jednak najgorsze są te miejscowe psy. W niewielkich miejscowościach są ich całe zgraje. Te nie są jakieś groźne bo są małe, ale strasznie upierdliwe. Z reguły udaje mi się uciec, ale jeden wpada mi pod tylne koło i cholera jasna o mało się nie wywróciłem. Efekt był taki, że urwało mi kolejne dwie szprychy i koło się mocno scentrowało 😕

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Było już niemal ciemno gdy przejeżdżam obok niewielkiego gospodarstwa. Z daleka widzę jak biegnie w moim kierunku kilka ogromnych psów. No cholera tych to już nie można lekceważyć. Najgorsze jednak, że mam pod górę i na pewno mnie dogonią, a zawracać nie ma sensu po ruszyłbym jeszcze w ich kierunku. W ruch idzie gaz, który bardzo szybko się kończy. Na szczęście udało się to ścierwo odstraszyć.

Obrazek

Tyle co się najadłem stresu i nogi mam jak z "galarety" że kilka kilometrów dalej rozbijam obóz numer pięć na tej wyprawie.

Następnego dnia czeka mnie znacznie większe wyzwanie jakim jest przedostanie się na drugą stronę Karpat.

Dystans dnia 5: 218,05 km
Suma podjazdów: 1116 metrów

Galeria zdjęć dzień 5: https://photos.app.goo.gl/xuhnfSfjbijuEyrP6

cdn...
Awatar użytkownika
Robert J
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 2285
Rejestracja: 25 grudnia 2011, 20:35

Re: Rowerowe wycieczki Roberta J

Post autor: Robert J » 19 listopada 2019, 21:53

Rowerowy Eurotrip 2019 - Dzień 6/28 - 18.07.2019 - Transalpina !

Dziś w planach jedno z głównych dań podczas tej wyprawy czyli przejazd liczącą 148 kilometrów długości drogę krajową 67C, zwaną potocznie transalpiną. Jest ona najwyżej położoną drogą kołową Rumunii, a jednocześnie całych Karpat. Najwyższy jej punkt to przełęcz Urdele, która osiąga 2145 m n.p.m.

Jednak zanim tam dotrę minie niemal cały dzień....

O poranku w dolinie nad rzeką unosi się mgła. Jadę drogą odrobinę wyżej położoną, więc jestem ponad nią. Jest rewelacyjna pogoda, a to ważne w kontekście dzisiejszej trasy. Jednak zanim skieruję się ku górom decyduję się nadłożyć odrobinę drogi i odwiedzić miasto Alba Iulia.

Obrazek

Obrazek
Alba Iulia widziana z góry.

Historia tego miasta sięga czasów starożytnych, kiedy to znajdowała się tu rzymska osada zwana Apulum. Następnie miasto stało się ważnym centrum politycznym i ekonomicznym oraz stolicą rzymskiej Dacji. Obecnie znane jest między innymi dzięki wybudowanej na początku XVIII wieku przeogromnej twierdzy obronnej zwanej Alba Carolina. Obiekt ten jest jednym z lepiej zachowanych tego typu w Europie.

Obrazek

Obrazek
Makieta miasta.

Obrazek

Będąc o tak wczesnej godzinie liczę na niewielki ruch na ulicach. I w rzeczy samej. Na ulicach starówki spaceruje co najwyżej kilka osób. Znacznie więcej uwija się tu ekip remontowych oraz ludzi odpowiedzialnych za utrzymanie porządku.

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Dawna fosa perzy twierdzy.

Miasto bardzo fajnie odrestaurowane. Dosłownie gdzie się człowiek nie obróci tam widzi jakiś ciekawy obiekt ! Jeden sprzątający pan doradził mi bym nie jeździł rowerem po starówce bo to jest zabronione, a kamery są wszędzie 😉 No nic. Tam jest tyle do oglądania, że poświęcę trochę więcej czasu na spacer.

Obrazek

Wielowiekowa historia pozostawiła tu po sobie sporo zabytkowych budowli jak chociażby katedra katolicka św. Michała, katedra prawosławna.

Obrazek
Katedra św. Michała

Obrazek
Po lewej prawosławna katedra.

Jest też kilka muzeów w tym jedno na świeżym powietrzu. To wyeksponowane pozostałości po rzymianach, a konkretnie po XIII legionie, który tu stacjonował. Część jest zadaszona przeszklonym pawilonem, ale o tej godzinie jeszcze nieczynne.

Obrazek
Pozostałości z okresu panowania Rzymian.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Co kawałek natkniemy się tu na pomnik lub bardziej współczesny posąg jakiejś postaci wykonany ze spiżu.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Udało się wykonać również kilka ujęć z drona. Jednak zapomniałem ustawić ostrość i zdjęcia wyszły mało satysfakcjonujące 😕

Obrazek

No dobra, ale przede mną ciężka trasa i trzeba ruszać w drogę. Robię jakieś zakupy i ruszam na południe ku Sebeș. W kilku miejsca prowadzone są aktualnie remonty oraz budowane są zupełnie nowe drogi. Na dziesięciu kilometrach jest jeden wielki korek. Samochody ledwo poruszają się naprzód, a ja rowerkiem śmigam sobie spokojnie poboczem 😋

Obrazek
Rzeka Marusza.

W przeszłości Sebeș było jednym z siedmiu głównych miast Siedmiogrodu, założone zostało w XII wieku przez osadników z Niemiec na terenie ówczesnego Królestwa Węgier. W rynku zachowany jest gotycki kościół. W mieście obowiązują dwujęzyczne – rumuńskie i niemieckie nazwy ulic.

Obrazek
Sebeș

Obrazek

Obrazek
Sebeș

Obrazek

Obrazek

Właśnie w Sebeș rozpoczyna się Transalpina. Początek jest oczywiście niemal płaski. Jednak z czasem jak przybywa mi kilometrów na liczniku droga robi się coraz trudniejsza. Od miejscowości Căpâlna droga jest już dość trudna. Co pewien czas wymijam się z grupą Słowaków na rowerach. Kobiety jadą na elektrykach. Ich dzisiejszy cel to zdobycie najwyższego punktu drogi. Jednak chyba nie zdają sobie sprawy jak to daleko. Na trasie jest kilka miejsc gdzie stoją budki, w którym można coś przekąsić i się czegoś napić. Nie tylko piwa, ale i mocniejszych trunków. Właśnie ta grupa Słowaków zaprosiła mnie na jednego małego. Trudno było odmówić 😋 Następnie wydarli do przodu. Mi z tymi bagażami było znacznie ciężej. Po kilku kilometrach ponownie ich doganiam gdy mają kolejny postój na trasie. Później już mnie nie dogonili..., byłem niemal pewien, że zrezygnowali z dalszej wspinaczki 😉

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Wiele przy drodze miejsc ze straganami.

Po drodze mijam dwa zbiorniki retencyjne w tym jeden dość spory. Osiągam 1700 metrów i nagle jest zjazd. Wytracam 300 metrów..., no tego to się nie spodziewałem. Teraz od nowa trzeba będzie zyskiwać wysokość. Gdzieś obok przechodzi niezła nawałnica sądząc po donośnych grzmotach. Mnie na szczęście tylko lekko zrosiło 😉

Obrazek
Orzeźwiająca woda ze źródełka

Obrazek

Obrazek
Widok na pierwsze szczyty przekraczające 2 tyś. metrów.

Obrazek
Uwaga na niedźwiedzie kradnące ryby ! ;)

Obrazek
Wytracam wysokość

Robię duże zapasy płynów w przydrożnym straganie i ruszam dalej. Początek jest znośny. Te okolice bardzo popularne są wśród turystów, którzy co kawałek rozbijają namioty. Jeden inteligent zaparkował swoim BMW na wysepce pośrodku rzeki....

Obrazek
Główny podjazd :)

Obrazek

Obrazek

No i w zasadzie od tego miejsca rozpoczyna się główny, dość wymagający podjazd na najwyżej położoną drogę szosową w Rumunii - Transalpinę !

Obrazek

Dwa lata temu pokonałem transfogaraską i mam porównanie. Transalpina posiada według mnie lepszą nawierzchnię i piszę to tylko i wyłącznie z perspektywy rowerzysty. Kilka lat temu została ona wyremontowana i obecnie mamy gładziutki dywanik asfaltowy.

A widoki są po prostu cudeńko !

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Jeszcze kawałek, jeszcze odrobinę....

Obrazek

No i zdecydowanie mniejszy ruch samochodów na tej drodze. W zasadzie minęło mnie kilkanaście samochodów. Znacznie więcej spotkałem motocyklistów.

Okolica wykorzystywana jako pastwiska. W wielu miejscach widać szałasy i zagrody pasterskie.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Pozwalam sobie skorzystać z usług drona. Chmury przewalające się przez najwyższe okoliczne szczyty świetnie wyglądają !

Obrazek
Z lotu ptaka widoki jeszcze lepsze !

Obrazek

Obrazek

Osiągam wysokość 2100 m n.p.m. Tuż przy drodze usytuowane spore skupisko straganów i restauracyjek. Wskazuje to, że jednak droga jest bardzo popularna wśród turystów. Dokonuję zakupu pamiątek i zjeżdżam kawałek w dół.....

Obrazek
Kolejne nagromadzenie straganów przy drodze.

Obrazek

Obrazek
Odrobinę w dół....

W całej okolicy spotkać można wiele camperów. O tej godzinie ludzie powoli przygotowują się do biwaku.

Przede mną ostatni podjazd pod najwyższy punkt na dzisiejszej trasie. To przełęcz Urdele 2145 m n.p.m.

Obrazek

Obrazek

Obrazek
I ostatni podjazd na przełęcz Urdele 2145 m.

Niestety niedane mi będzie zobaczyć cokolwiek ponieważ ta część pasma skryta jest w chmurach. Na przełęczy pamiątkowa fota, szybki browarek i rozpoczynam zjazd na południe.

Obrazek

Obrazek

Już po chwili pogoda się poprawia. Jednak przejrzystość powietrza jest bardzo słaba. W sumie normalnie to bym co kawałek się zatrzymywał by wykonać jakąś fotkę. Jednak w tym wypadku nie ma to większego sensu.

Obrazek

Przejeżdżam przez ośrodek narciarski Rânca. W sumie to dość spora miejscowość nastawiona przede wszystkim na turytów. O tej porze roku otwarte są wypożyczalnie pojazdów off road od quadów po terenówki 4x4. Mijam ich kilka.

Obrazek

Obrazek

Już nie chce mi się zatrzymywać, a przede mną jeszcze jeden niewielki podjazd. Czeka mnie kilkanaście kilometrów bardzo szybkiego zjazdu do Novaci.

Obrazek

Obrazek

Zjazd zajmuje mi niewiele więcej jak 15 minut.... W mieście robię jeszcze niewielkie zakupy i odbijam na drogę DJ665. Nie wiem czy to było do końca dobre posunięcie bo mam sporo nieprzyjemnych podjazdów. Niektóre znacznie bardziej strome aniżeli transalina ! Na szczęście są krótkie, ale dają nieźle popalić mięśniom. Szczególnie po tak ciężkim dniu. Pojechałbym drogą główną bo byłoby szybciej, ale tutaj będzie mi znacznie łatwiej znaleźć ustronne miejsce na kolejny biwak, za którym właśnie zacząłem się rozglądać....

Dystans dnia: 181,44 km
Suma podjazdów: 2916 m

Galeria dzień szósty..... https://photos.app.goo.gl/FoUHFSPRGPQTj9Qy5

cdn....
Awatar użytkownika
Robert J
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 2285
Rejestracja: 25 grudnia 2011, 20:35

Re: Rowerowe wycieczki Roberta J

Post autor: Robert J » 22 listopada 2019, 17:03

Rowerowy Eurotrip 2019 - Dzień 7/28 - 19.07.2019 - Nudna część Rumunii....

Były "nudne" Węgry, więc chyba nic dziwnego, że jest i "nudna" Rumunia. Oczywiście tylko dla mnie jako rowerzysty pokonującego te tereny 😉 Nie dość, że jest płasko to jeszcze niewiele widoków mam. Niech świadectwem tej nudności będzie fakt iż siódmego dnia wykonałem tylko 67 zdjęć, choć były dwa dni gdy wykonaniem ich jeszcze mniej....

W trasę ruszam o siódmej czasu miejscowego. Po chwili jestem w miejscowości Baia de Fier i robię pierwsze zakupy. Przede wszystkim świeżego pieczywa oraz, a jakże piwa 😋

Obrazek

Obrazek
W dali widoczny przełom rzeki Oltet


Początek jest dość wymagający bo mam na swojej trasie podobnie jak pod koniec wczorajszego dnia strome podjazdy. Za Baia de Fier robię przerwę śniadaniową nad rzeką Oltet. Muszą panować niezłe susze bo koryto rzeki jest dość rozległe, a woda płynie bardzo wąskim strumieniem. Wykorzystuję okazję i oprócz kąpieli wykonuję małą przepierkę ubrań.

I ponownie mam pod górę, a zaraz potem zjazd do Polovragi. Miasteczko w znacznym stopniu sparaliżowane. Nie wiem co za, ale jest tam jakiś ogromnych rozmiarów jarmark. Stragany dosłownie wszędzie porozstawiane, nawet przy ulicach mimo ogromnych rozmiarów placu do tego przeznaczonego. Z tego co zauważyłem to wszystko można tam nabyć - futra, czapki, kotły, gary, buty, agd, jedzenie.... Nie lubię takich zatłoczonych miejsc, wręcz nienawidzę. Możliwie jak najszybciej staram się stąd uciec, ale jednak przeciskanie się wśród tych wszystkich samochodów zajmuje mi więcej czasu aniżeli bym tego chciał.

W mieście stoi odpicowana cerkiew. Obok pomnik upamiętniający poległych.

Obrazek
Cerkiew w Polovragi

Obrazek

Staram się poruszać podrzędnymi drogami. Są one tak podrzędne, że na wielu odcinkach nie ma nawet asfaltu tylko jest szutrowa nawierzchnia. Tak naprawdę byłem na takim zadupiu, że teraz po kilku miesiącach gdy opisuję tamten dzień nie potrafię po prostu odtworzyć trasy, którą wówczas pokonałem !

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Ale cywilizacja i tu dotarła. Wszędzie zamontowane są lampy ledowe 😉

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Polna droga i oświetlenie lampami led 😂

Bardzo podobają mi się te pięknie zdobione rumuńskie studnie. Właśnie na takich zapomnianych terenach wyglądają najpiękniej !

Pięknie rumuńskie studnie 😀

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W końcu docieram do doliny, którą płynie rzeka Olt. Teraz w teorii powinno być już z ciągle z góry. I tak w sumie było. Problemem stał się za to dość uciążliwy wiatr, który jak nazłość zmienił kierunek i teraz wieje mi w twarz 😕

Docieram do Drăgășani. Trochę się kręcę po tym niewielkim mieście. Robię też spore zapasy płynów. Dzisiejszy dzień jest naprawdę upalny i bardzo dużo piję wody i piwa 😉 Myślę, że w tak wysokiej temperaturze jaka dziś panuje podjazd transalpiną byłby znacznie bardziej uciążliwy. Patrząc w tamtym kierunki widać, że cały czas wiszą nad górami ciężkie burzowe chmury.

Obrazek
Drăgășani

Obrazek
Drăgășani

Obrazek

Obrazek
Poszło naraz 😋

Jazda pod wiatr zabiera mi dość sporo sił. Jednak dość dużo i szybko przybywa mi tym razem kilometrów na liczniku. Przejeżdżam na drugą stronę rzeki Olt. Liczy sobie ona przeszło 700 km i w tej okolicy została spiętrzona w kilku zbiornikach retencyjnych.

Obrazek

Obrazek

Późnym popołudniem docieram do miasta Slatina. Nie mam już dziś ochoty na jakiekolwiek zwiedzanie. Odwiedzam tylko okolice parku miejskiego, a tak to się skupiam na tym by znaleźć market. Trzeba mi zrobić zapasy na kolację i na śniadanie dnia następnego. Później może być problem ze znalezieniem sklepu...

Obrazek
Slatina

Obrazek

Obrazek
Slatina

Obrazek

Z tym znalezieniem czynnego sklepu wieczorową porą nie było jednak tak źle. Okazało się, że przejeżdżając przez wiele małych miejscowości wszędzie są takie sklepiki typu "MIX". Nie wiem co to oznacza, ale oprócz sklepu był też taki mini bar gdzie miejscowi spożywali schłodzone piwo. Wieczorem panował taki ukrop, że i ja się skusiłem wywalić kilka piwek 😉

Okolice, które przemierzam stają się płaskie. W koło przechodzą burze, ale mnie na szczęście omijają. Obserwuję życie miejscowych, które o tej porze wygląda jakby było na zwolnionych obrotach.

Obrazek

Burze przechodzą, ale mnie oszczędzają 😉

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Prowincjonalne klimaty 😉

Okolica po południu odrobinę się zmieniła. Teraz pokonuję niewielkie wzniesienia. Wiatr też zupełnie ustał.
Wykonuję kilka fotek tak by pokazać, że wiozę ze sobą małą "elektrownię". W przeszłości próbowałem wielu sposobów by mieć dostęp do energii elektrycznej i być niezależnym. Najlepszy okazał się ten który stosuję obecnie czyli pozyskiwanie energii z prądnicy w piaście przedniego koła.

Obrazek
Piasta z prądnicą w kole.

Obrazek
Nie widać, ale wstawiłem do ładowarki wyłącznik oraz zabezpieczenie antyprzepięciowe.

Obrazek
Wykorzystałem stary uchwyt z lampki rowerowej by zamontować gniazdo USB.

Założenie miało być takie, że nie będę oszczędzał na sprzęcie tylko dokonam zakupu najlepszych i najdroższych podzespołów dostępnych na rynku. Okazało się, że najdroższe nie są zawsze tymi najlepszymi. Pierwsza, przetwornica napięcia(ładowarka) jaką zakupiłem za prawie 170 zeta okazała się istnym badziewiem. Spaliła się po 3 dniach. Po reklamacji kolejna znowu się spaliła po kilku dniach. Wkurzyłem się i kupiłem najtańszą dostępną na rynku za 49 złotych. Ta z kolei działa do chwili obecnej czyli od ponad pół roku 😜 Ładowarka jest już po moich niewielkich modyfikacjach, ale jak na razie jestem z niej zadowolony. Taka ładowarka rowerowa przetwarza napięcie, które wytwarza prądnica na standardowe 5 V dzięki temu można naładować każdy sprzęt z możliwością ładowania przez gniazdo usb 😉
Dla przykładu podam, że smartfona, z którego korzystałem niemal przez cały czas podczas tej miesięcznej wyprawy tylko dwukrotnie byłem zmuszony uzupełnić w nim energię z powerbanku 😉

Ok, wracam do dzisiejszej trasy. Ta jednak powoli się kończy choć jeszcze jakiś czas jadę dziś po zmroku bo całkiem fajnie się jedzie mimo, że poruszam się już główną drogą i przy dość dużym natężeniu ruchu.

Obrazek

Obrazek
Słoneczniki wszędzie pięknie wyglądają !

Obrazek
Roșioria de Vede

Obrazek
Roșioria de Vede

Przejazd przez miasto Roșioria de Vede i tuż przed miejscowością Buzescu zatrzymuję się na kolejny nocleg .....

Dystans dnia: 222,96 km
Suma podjazdów: 1022 m

Galeria dzień 7: https://photos.app.goo.gl/b9CY8mYNmhVyabkn8

cdn....
Awatar użytkownika
Robert J
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 2285
Rejestracja: 25 grudnia 2011, 20:35

Re: Rowerowe wycieczki Roberta J

Post autor: Robert J » 29 listopada 2019, 21:17

Rowerowy Eurotrip 2019 - Dzień 8/28 - 20.07.2019 - Rumunia --> Bułgaria !

Rozpoczyna się kolejny ładny dzień. Dziś wyjątkowo szybko się budzę. W spokoju oczekuję aż wzejdzie słońce. Jem śniadanie, wypijam piwo i bez pośpiechu ruszam w drogę. W sumie to nie muszę się tak śpieszyć ponieważ dziś kolejny dzień jazdy po względnie płaskich terenach. W każdym bądź razie tak mi się wydawało gdy przyglądałem się mapie....

Obrazek

Jest płasko i prawie bez samochodów na głównej drodze. Dość szybko docieram do miasta Alexandria. W zasadzie gdyby nie cygańskie "pałace" to miejscowość byłaby mało ciekawa. Co prawda nie są one tak wypasione jak te w Huedinie, który odwiedziłem dwa lata temu, a też ciekawie wyglądają.

Parę fotek i lecę dalej.

Obrazek
Alexandria

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Po kilku kilometrach trasy pokonanej od miasta odbijam na boczną drogę w miejscowości Cernetu. Droga zarąbista szeroka i prosta jak przysłowiowy drut, tylko że jakoś samochody tędy nie jeżdżą....

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Okazało się, że droga ta kończy się po kilku kilometrach i dalej wiedzie strasznie wyboista droga polna. Na mapie jest zaznaczona droga utwardzona ha ha !

Obrazek

Męczę się po tych wertepach strasznie. Dobrze, że nie było ostatnio deszczu bo byłby pewnie problem z przejechaniem tędy. Teraz w tym upale strasznie się pyli. Cały sprzęt mam okurzony.

W końcu docieram do jakiejś zapomnianej miejscowości. Jest i asfalt. Jednak miejscowość ta pewnie lepiej funkcjonowała ze 30 lat temu bo teraz wszystko tam się rozlatuje. W dali widać już rumuńskie Giurgiu i znajdujące się po drugiej stronie Dunaju na ziemi bułgarskiej Ruse.

Obrazek

W Giurgiu odwiedzam centrum. Chcę wydać resztę rumuńskiej waluty. Wstępuję w tym celu do dużego marketu. Przed sklepem kręci się grupka cygańskich dzieci. Jedna z dziewczynek podbiega do mnie z wyciągniętą ręką prosząc o jedno leu na loda. Co jak co, ale ja potrafię ocenić ludzi i to tylko po wyglądzie i zachowaniu, zresztą mam w zwyczaju, że gdy opuszczam jakieś państwo to staram się wyzbyć bilonu i tak też tym razem zrobiłem. Dziewczyna dostała znacznie więcej aniżeli chciała, a ja pozbywam się dzięki temu zbytecznego balastu. Mała szybko leci do sklepu i zanim jeszcze odjechałem wychodzi z lodami 😀

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Dziś jest jeszcze bardziej upalnie niż dzień wcześniej. Siadam w parku miejskim w cieniu drzew popijając przyjemnie zimne piwko.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Nad przebiegającym obok kanałem znajdują się pozostałości po fortecy Mircea cel Bătrân. Na teren tego obiektu datowanego na XIV wiek nie potrafię znaleźć wejścia. Dostępu broni ogrodzenie, więc tylko foto z odległości.

Obrazek

Obrazek
Mircea cel Bătrân

Jadę na most przerzucony nad Dunajem by przedostać się na drugą stronę. Zarówno po rumuńskiej jak i po bułgarskiej stronie długa kolejka tirów. Ja na rowerze szybciutko przeciskam się do odprawy, która odbywa się bardzo sprawnie. Po bułgarskiej stronie strażnik to nawet nie spojrzał na paszport tylko machnął ręką bym jechał dalej 😋

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Ruse odwiedziłem dwa lata temu, więc tym razem omijam miasto obwodnicą. Odbijam na Rousenski Lom. To naturalny kanion wyżłobiony przez rzekę o tej samej nazwie. Już dwa lata wcześniej zwróciłem na to miejsce uwagę bo znajdują się tu monastyry wykute w skale. Postanawiam tym razem tam podjechać. Wybieram jeszcze bułgarską walutę z bankomatu i lecę na Basarbovo. Tam zakupy czegoś do picia i podjeżdżam pod miejscowy monastyr. Zwiedzania wnętrz świątyń nie mam w zwyczaju, więc tylko kilka fotek z zewnątrz.

Obrazek
Trochę dziwne, że wyskoczyło mi z bankomatu taka drobnica 😉

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Basarbovo

Obrazek

Jadę wijącą się wąską drogą wzdłuż rzeki. Straszne się wlokę bo kończy się asfalt i tłukę się po wyboistej i zarośniętej drodze. Coś mi się porypało i z rozpędu o mało nie wpadłem do wartkiego w tym miejscu strumienia. Na tych cholernych wertepach łapię kolca z jakiejś rośliny i przebijam dętkę, ale nie to było jeszcze najgorsze. Na tej cholernej drodze w pewnym momencie tak mnie wybiło, że odpięła mi się sakwa i wciągnęło ją w szprychy..., nieźle scentrowało mi koło 😕 Dużo czasu zajmuje mi naciąganie szprych. Był też inny defekt bo przez to pękł mi bagażnik w 1/3 długości, ale zauważyłem to dopiero następnego dnia.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Postanawiam opuścić na jakiś czas kanion by się tak nie tłuc już i przy okazji odrobinę skrócić trasę do kolejnego monastyru. Trzeba było mi zaliczyć bardzo stromy podjazd by po kilku kilometrach ponownie zjechać na dół. Jednak przy monastyrze już cisza, a z zewnątrz nic nie widać bo całość została wykuta w skale i widoczne są tylko schody na zewnątrz. Skalne cerkwie w Iwanowie zostały w 1979 roku wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO.

Obrazek

Obrazek
Skalne cerkwie w Iwanowie

No nic, wynajduję rozlatujący się mostek nad rzeką i przedostaję się na drugą stronę. Po strasznie zarośniętej drodze wyjeżdżam z kanionu. Nie obyło się bez wprowadzania roweru. Robię kilka zdjęć z drona.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Po kilku kilometrach docieram do miejscowości Shtraklevo. Miałem nadzieję, że trafię na jakiś sklep, ale wszystko było już zamknięte bo w końcu jest sobota. Trochę szkoda bo niewiele mi picia pozostało. Na szczecie jest ogólnodostępny hydrant gdzie napełniam bidon.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Postanowiłem, że dziś już więcej z trasą nie kombinuję i jadę krajówką. Jednak okazało się, że trochę tych podjazdów dziś mi jednak wpadnie 😉

W Tsar Kaloyan jest stacja paliw, a obok co ważniejsze całodobowy sklep ! No to się w końcu napiję zimnego piwka 😋

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Chwilę po tym jak opuszczam miejscowość zachodzi słońce.

Obrazek

Obrazek

Przede mną większe miasto jakim jest Razgrad. Docieram tam gdy jest już niemal całkiem ciemno.

Razgrad został zbudowany na ruinach starożytnego miasta Abritus nad brzegiem rzeki Beli Lom.

Centrum miasta tętni życiem. Kręcę się to tu, to tam.

Obrazek

Najciekawszym, a jednocześnie najcenniejszym zabytkiem miasta jest meczet Ibrahima Pashy z 1530 roku.

Obrazek
Meczet Ibrahima Pashy

W centrum stoi też charakterystyczna wieża zegarowa zbudowana w 1864 roku. Oraz kilka fontann w tym jedna bardzo ładnie oświetlona. Muszę przyznać, że aparacik, który ze sobą zabrałem robi całkiem znośne zdjęcia nocne czego nie można powiedzieć o tych dziennych....

Obrazek

Obrazek

Wiedząc, że już za wiele dziś nie ujadę wyszukuję jakiegoś zalesionego terenu w okolicy. Będę mógł tam rozwiesić hamak, a jednocześnie nie będę zwracać na siebie uwagi 😉 Odbijam na Tărgovište. Pokonuję zaledwie kilka kilometrów, ale za to ostro pod górę. I gdy tylko znajduję dogodne miejsce rozbijam biwak.

Obrazek

Miejscówka fajna, ale jednak noc miałem tym razem bardzo niespokojną, ale o tym już w następnej części....


Dystans dnia: 202,07 km
Suma podjazdów: 1597 metrów

Galeria dzień 8: https://photos.app.goo.gl/kTrNH7n5ZMt7Z5rM9

cdn...
Awatar użytkownika
Robert J
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 2285
Rejestracja: 25 grudnia 2011, 20:35

Re: Rowerowe wycieczki Roberta J

Post autor: Robert J » 30 listopada 2019, 7:55

Rowerowy Eurotrip 2019 - Dzień 9/28 - 21.07.2019 - Upalna Bułgaria...

Tak jak pisałem poprzednim razem noc miałem bardzo niespokojną. Około północy wybudza mnie z i tak płytkiego snu pisk opon samochodowych. Trwa to dość długo... Mój niepokój narasta...., w końcu słychać potężne uderzenie, a po chwili kolejne i nastaje cisza.... Chwytam latarkę i wyskakuję z hamaka. W klapkach trochę ciężko się biegnie przez las. Dotarcie na miejsce zajmuje mi jednak dość sporo czasu bo to kilkaset metrów było do pokonania. Gdy docieram na miejsce widzę w światłach reflektorów innych samochodów doszczętnie rozwalony samochód leżący na dachu. Obok stoi z zakrwawioną głową gościu i rozmawia przez telefon jak gdyby nigdy nic... Okazało się, że wpadł w poślizg i trafił na mniejsze(na szczęście dla niego) drzewo, które ściął na wysokości około dwóch metrów i wylądował na dachu, a jemu samemu nic się nie stało, no może poza rozciętym czołem... Idioci to zawsze mają szczęście.

Nikt jednak nie zwrócił uwagi na dziwnego gościa w dresie, który wyleciał z lasu 😂 Już bardziej spokojny wracam na miejsce biwaku. Jednak noc nie za bardzo przespana. Nie dość, że jest strasznie duszno to jeszcze śniły mi się jakieś koszmary związane z wypadkami samochodowymi 😕

Obrazek
Puste drogi o poranku.

Gdy wstałem z rana byłem bardziej zmęczony, aniżeli w momencie gdy się kładłem spać dnia poprzedniego. Ruszam w drogę. Teraz mogę się przyjrzeć dokładniej miejscu wczorajszego wypadku. Kawał prostej i szerokiej drogi, więc jest gdzie przycisnąć. Zapewne wielu tak robiło bo teraz stoi w tej okolicy kilka pomników ofiar wypadków samochodowych.... A po tym wczorajszym zdarzeniu przypomina jedynie obdarte z kory i złamane drzewo oraz kupka szkła i chyba kawałek zderzaka.

Z rana podczas pakowania się zauważyłem, że wczoraj podczas tłuczenia po wertepach pękł mi bagażnik pod ciężarem sakw. Musiałem trochę się przeorganizować by tak prawej strony nie obciążać 😉

Obrazek
Pęknięty bagażnik....

Dobra jadę pofałdowanym terenem na południe ku Targovishte. Słupek rtęci bardzo szybko wędruje ku górze. Chyba przez ten upał to nawet miejscowi nie chcą wychodzić z domów. Na drogach ustał niemal zupełnie ruch.

Miasto jakieś bez charakteru, ale może to tylko ja odniosłem takie wrażenie. Chociaż osadnictwo w tych okolicach datuje się już na 4-5 tyś. lat p.n.e., a samo miasto powstało w miejscu dawnej osady trackiej to obecnie w mieście niewiele jest zabytków. Wystarczy spojrzeć na rozległy rynek otoczony niemal współczesną zabudową.

Obrazek
Centrum w Targovishte.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Panuje straszy zaduch. Nie dziwię się, że na ulicach niewielu spacerujących. Sam staram się skryć przed prażącymi promieniami słonecznymi w cieni starych drzew w parku. Piwko i to schłodzone to jest to ! 😉

Obrazek

Obrazek

Przejazd do miejscowości Omurtag krajową czwórką. Tutaj znacznie większy ruch, a wszystko za sprawą znajdujących się w okolicy kamieniołomów. Ciężarówki kursują tam i z powrotem. Natomiast fajne jest to, że przy drodze są źródełka obfite w zimną wodę. Zatrzymuję się niemal przy każdym 😀

Obrazek
Sporo przy drodze miejsc odpoczynku i źródełek.

Obrazek

Obrazek

A Omurtag podobnie jak wcześniejsze miasta czyli zupełnie bez charakteru, a główny plac to już w ogóle. Spora różnica wzniesień by się wydostać z miasta. Na przedmieściach postanawiam jednak zatrzymać się w restauracji "Parkowej". Zjadam coś na ciepło i wypijam trzy przyjemnie schłodzone piwa. Jednak najważniejszym było naładowanie akumulatorów drona bo to jedyne czego nie mogę ładować przez gniazdo usb.

Obrazek
Omurtag

Obrazek

Obrazek
Omurtag

Obrazek

Dziś raczej za wiele nie ujadę patrząc po tym jak powoli przybywa mi kilometrów. Teren też dość mocno pofałdowany. Znacznie bardziej aniżeli do tej pory w dniu dzisiejszym. Ciągle jakiś podjazd, a następnie zjazd. Ale źródełka są 😉

Obrazek
Wymagająca trasa

Obrazek

Miejscowości, przez które przejeżdżam są coraz bardziej zapuszczone. Wiele stoi opuszczonych domostw, sklepów czy też stacji paliw. Jednak czasami trafię na jakiś otwarty sklep. Piwo to u mnie podstawa 😉

Obrazek
Zelena Morava

Obrazek
Miejscowość Ticha

Obrazek

Z miejscowości Ticha mam chyba najbardziej wymagający dziś podjazd. Osiągam całe 655 m n.p.m. zdobywając Kotleńską przełęcz u podnóży skalnego rezerwatu.

Obrazek

Obrazek
Najtrudniejszy w dniu dzisiejszym podjazd...

Obrazek

Obrazek

Szybki i w sumie dość krótki zjazd do miasta Kotel. Miasteczko trochę zapuszczone, ale akurat mi się bardziej podobało aniżeli dwa wcześniejsze, które dzisiaj odwiedziłem.

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Kotel

Obrazek

W malutkim sklepiku uzupełniam zapasy płynów i jadę dalej w dół wzdłuż rzeki. Kilometrów na tym zjeździe trochę mi przybyło jednak czeka mnie jeszcze jeden podjazd. Później to już po płaskim kilkadziesiąt kilometrów do ostatniego większego miasta w dniu dzisiejszym - Jambol.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Do miasta docieram w ostatnich promieniach słońca. Po lewej odrapane blokowisko z wielkiej płyty, a po prawej ogromne osiedle cygańskich slamsów. Nie wiem co to były za imprezy ale co któryś budynek były większe skupiska ludzi, grała muzyka, a jakiś gościu darł się przez mikrofon próbując przekrzyczeć sąsiada. Darli się do tego stopnia, że głośniki nie wytrzymywały i po prostu charczały 😉 Zdjęć nie odważyłem się robić tylko naciskałem na pedały najmocniej jak potrafię by mnie czasami jakiś nie zrzucił z roweru... Powiem, że taki tam był syf jakby mieszkali na jakimś wysypisku śmieci.... Widziałem jeszcze raz coś podobnego, ale to już w drodze powrotnej na przedmieściach stolicy Macedonii Północnej.

Obrazek
Osiedle z wielkiej płyty na przedmieściach Jambol

Uderzam bezpośrednio do centrum. Tam zupełnie inny świat. Życie toczy się jakby nigdy nic i to co widziałem na przedmieściach nie istniało....Ale miasto w sumie ładne. Centrum dość rozległe. Po ostatniej renowacji cieszy oko miejscowych oraz przyjezdnych.

Obrazek

Obrazek
Jambol

Obrazek

Obecnie dominującą religią jest chrześcijaństwo następnie prawosławie zobaczymy tu i świątynie z okresu panowania osmańskiego. Piętnastowieczny meczet oraz bazar "Bezisten".

Obrazek

Obrazek

Będąc jeszcze w mieście już powoli myślę o jakiejś miejscówce na rozbicie kolejnego biwaku. Początkowo myślałem o okolicy stacji paliw na wylocie z miasta jednak zbyt wiele kręciło się tam bezdomnych psów. Pokonuję więc jeszcze kilka kilometrów i dopiero wówczas zatrzymuję się na nocleg. Miejsce nie najlepsze bo tuż przy drodze i dosłownie wszędzie pełno pajęczaków, ale przecież mam moskitierę 😉 A i jeszcze jedno ponownie przebiłem tylne koło na jakiejś kolczastej roślinie. Dziś nie zaprzątam sobie jednak już tym głowy i kładę się szybko spać.


Dystans dnia: 175,18 km
Suma podjazdów: 1881 metrów

Galeria dzień 9 : https://photos.app.goo.gl/kYrT5QyFQPrsxtSS7

cdn...
Awatar użytkownika
Robert J
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 2285
Rejestracja: 25 grudnia 2011, 20:35

Re: Rowerowe wycieczki Roberta J

Post autor: Robert J » 30 listopada 2019, 8:08

Rowerowy Eurotrip 2019 - Dzień 10/28 - 22.07.2019 - Turcja po raz pierwszy !

Dzień numer dziesięć..., muszę szybko się zbierać by nie zwracać na siebie uwagi. Biwak mam kilkanaście metrów od ruchliwej drogi. Ale najpierw i tak muszę skleić dętkę w tylnym kole bo wieczorem jak wjechałem w krzaki to załapałem jakiegoś kolca.

Ruszam w drogę. W teorii powinienem mieć płaską drogę w rzeczywistości było zupełnie inaczej. Męczę się już od samego rana. Temperatura bardzo wysoka i czuję jakieś znużenie tym wszystkim. Powoli jadę ku ostatniemu miastu w Bułgarii, którym jest Elhovo. To dziesięciotysięczne miasteczko nie ma może zbyt wiele do zaoferowania turyście, ale ja się tym nie przejmuję. Mój cel to wydać resztę bułgarskiej waluty. Robię zakupy, wstępuje do restauracji na konkretny posiłek i kilka piwek, a mimo to jeszcze mi pieniądze zostają.

Obrazek
W tak wysokiej temperaturze asfalt się aż topi...

Druga sprawa to wymienić trochę kasy na turecką walutę. Robię to w kantorze. Wymieniam 100 euro, ale cwaniactwo niezłe tam mają. Mianowicie najpierw muszę wymienić euro na bułgarskie lewy, a dopiero później lewy wymienić na liry tureckie. Dostaję dwa paragony za dwie transakcje....

Obrazek

Obrazek
liry tureckie.

Obrazek

Obrazek
Elhovo

Obrazek

Jeszcze przed wyjazdem w dalszą drogę ponownie wstępuję do sklepu po piwo. Mam na wymianę kapsel bo w knajpie wygrałem darmowego browara, ale wymienić go można jedynie w markecie 😋

Obrazek
Wygrałem browara ! 😛

Przede mną ponad 30 kilometrów do granicy z Turcją. Monotonna to była jazda. Upał bardzo dokucza w dniu dzisiejszym.

Obrazek

Obrazek
Przejście graniczne

Na bułgarskim posterunku odprawa bezproblemowa. Na tureckim w sumie też. Nawet nie prosili bym pokazał wizę bo ta jest elektronicznie przypisana do mojego dokumentu. Za to poprosili mnie do kontroli osobistej. Pokazuję więc zwartość plecaka, lustrzanka, drugi aparat oraz drona. Później chcą bym otworzył sakwy, ale gdy wyciągnąłem wczorajsze spodenki rowerowe oznajmiono mi "finish, go ! 😅" Tak po prawdzie to strażnicy byli bardziej zajęci rozmową między sobą aniżeli tym co im pokazuję 😉

Jadę więc. Samo przejście po stronie tureckiej to jeden plac budowy. Kolejka tirów w kierunku UE na kilka kilometrów. Jednak na świetnej jakościowo jezdni ruch jest niewielki. Jedzie się fajnie choć w tym upale nawet niewielki podjazd wyciska ze mnie ostatnie poty. Muszę uzupełniać płyny 😉

Obrazek
Turecka strona w budowie

Obrazek

Obrazek
Długa na kilka kilometrów kolejka tureckich tirów.

Obrazek
Jeszcze bułgarskie zapasy....

Gorzej zaczyna się po zmianie kierunku na wschodni. Droga podrzędna to i w znacznie gorszym stanie. Trudności pokonywania trasy również wzrastają. Oprócz topiącego się dosłownie asfaltu zaczyna wiać bardzo mocny wiatr w twarz 😕 Temperatura to jakaś masakra !

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Lalapaşa

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Trochę jest ciepło...

O ile do Lalapaşa jeszcze jako taka była droga to dalej zdarzały się odcinki zwykłej drogi szutrowej. Asfalt jak już był to z dwoma koleinami, w których płynęła smoła. Dwukrotnie wymija mnie samochód dostawczy, a z paki gościu rozsypuje łopatą jakiś drobny grys w miejsca gdzie są największe kałuże smoły.

Obrazek
Struktura asfaltu. Smoła już się wytopiła....

Obrazek

Obrazek

W Süloğlu widzę pierwszą turecką bazę wojskową. Teraz w każdym większym miasteczku będę takie mijać. Tu też robię pierwsze zakupy na ziemi tureckiej. Trochę byłem zaskoczony, że nie jest tak drogo jak się spodziewałem. Z szacunków wychodziło, że jest odrobinę taniej aniżeli w Polsce. Szkoda tylko, że w normalnym sklepie dostaniemy zaledwie dwa rodzaje piwa....

Panuje susza. Przynajmniej tak sądzę widząc, że większość przydrożnych źródełek jest bez wody.

Obrazek
Turecka prowincja.

Obrazek

Obrazek
Wyschnięte źródełko.

Okolica pozbawiona niemal zupełnie drzew. Kamieniste wzniesienia bardziej przypominają tereny stepowe, porośnięte ciernistymi krzewami i zupełnie wyschniętą trawą. Nie ma tu żadnych wyższych szczytów górskich bo te są widoczne w dość dużej odległości, ale teren bardzo pofałdowany. Gdyby nie przywierające do lepkiego asfaltu opony to nawet nie byłoby tak źle z tymi podjazdami, a tak męczę się okrutnie.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Po takiej nawierzchni strasznie ciężko się jechało.

Ciężko tu o jakieś darmowe wifi. Postanawiam kupić kartę sim miejscowej telefonii komórkowej. Z tym muszę poczekać jednak do momentu gdy dotrę do większego miasta jakim jest Kırklareli

Pod względem powierzchni miasto nie jest jakieś rozległe. Natomiast jest bardzo gęsta zabudowa, a liczba ludności przekracza 300 tyś. Na ulicach późnym popołudniem ruch pieszych i samochodów bardzo duży. Tu panuje zupełnie inny styl jazdy i kultury na drodze. Trzeba się dostosować do tego jak jeżdżą miejscowi.

Obrazek
Kırklareli

Obrazek

Obrazek

A no właśnie chciałem kopić kartę sim do telefonu. Przed wyjazdem trochę czytałem na ten temat i wiedziałem iż sam starter kosztuje dość sporo. Następnie trzeba doładować konto i uaktywnić odpowiednią taryfę tak aby swobodnie korzystać np. z internetu. W Turcji jest też podobnie jak w Polsce obowiązek rejestracji karty. Wymagany jest do tego paszport oraz ważna wiza. Uznałem, że z tym nie będzie problemu bo znalazłem kilka salonów sieci komórkowej. Niestety myliłem się. W pierwszym gościu mówi, że nie może mi pomóc. Jak chcę karę to mam przyjść następnego dnia o dziewiątej bo ponoć nie ma żadnego startera na chwilę obecną. Ale wskazał mi dwa inne punkty, które okazały się zamknięte. Pytając miejscowych o to gdzie mógłbym jeszcze kupić kartę do telefonu tak by korzystać z lokalnej sieci komórkowej to albo ni w ząb po angielsku albo nie byli skorzy do pomocy.

Przez to wszystko nawet nie myślałem by cokolwiek pozwiedzać i tak po prawdzie wykonałem może 3-4 zdjęcia w mieście.

W Kırklareli wpadam jeszcze do lokalnej sieci marketów na zakupy. Niestety nie było w sprzedaży piwa. Dopiero na wylocie z miasta kupuję takie w niewielkim sklepiku.

Od zachodu ciągną chmury burzowe. Obserwując je uznałem, że raczej są nikłe szanse by mnie dogoniły i spadł z nich deszcz. Natomiast ponownie przejeżdżam obok bazy wojskowej.

Obrazek

Obrazek

Od Kırklareli lecę już główną drogą mając nadzieję, że jakość tej drogi będzie na wyższym poziomie aniżeli na drogach na których się poruszałem do tej pory w dniu dzisiejszym. I tak też było bo jezdnia szeroka ruch samochodów ustał. Jednak to już kolejny dzień gdy na koniec przebijam dętkę w tylnym kole....

Obrazek
Kolejny dzień i kolejny kapeć 😜

Często można spotkać atrapy wozów policyjnych

Obrazek
Atrapa wozu drogówki 😉

Już w nocy docieram do Pınarhisar. Częścią miasta jest jakiś duży kamieniołom. Strasznie się tam pyli. Oczy zaczynają mi łzawić. Obok kolejna baza wojskowa... W parku miejskim jakaś impreza, ale jest darmowy internet, który jest tak wolny, że nie ma sensu się denerwować w oczekiwaniu aż załaduje się jakaś strona. Postanawiam jeszcze raz spróbować kupić kartę do telefonu widząc czynny jeszcze salon. Niestety gościu robił wszystko by mi jej nie sprzedać. Udawał, że nie rozumie po angielsku, ale widziałem po jego zachowaniu, że było zupełnie inaczej. Próbował się ze mną komunikować przez googletranslator.... Po kilku minutach klikania w klawiaturę oznajmił mi, że nie może mi pomóc bo czas minął i już zamknięte !

No i naszła mnie taka myśl...., postanawiam zrealizować plan minimum czyli dotrzeć do Stambułu. Chociaż podczas trwania tej wyprawy zdecydowałem, że moim najbardziej na południe wysuniętym punktem podróży będzie antyczne miasto Efez, ale to zderzenie z inną kulturą i ludźmi, którzy są tak nieufni wymusza na mnie zmianę postanowienia, a właściwie to powrót do pierwotnego celu.

Jednak przez kolejne dwa dni spotykałem już zupełnie innych, bardzo przyjaźnie nastawionych i bardzo chętnych do pomocy ludzi ale o tym w kolejnych częściach 😀

Tym czasem mam problem ze znalezieniem miejscówki na biwak. W końcu udaje się to przy jakiejś opuszczonej fermie lub czymś podobnym. Jednak trochę się obawiałem rozwiesić hamak między drzewami. Niestety ale co pewien czas były słyszalne strzały z karabinu maszynowego. Zapewne gdzieś w pobliżu mogła być kolejna baza wojskowa lub poligon, ale czort go tam wie. Wolałem nie ryzykować i z hamaka robię coś na kształt tropiku zalegając na ziemi 😉

Dystans dnia: 173,07 km
Suma podjazdów: 1601 metrów

Galeria dzień 10: https://photos.app.goo.gl/Ui2UNcX3y6NCPkR57

cdn...
ODPOWIEDZ