11-21.09.2015 Elbrus (5642 mnpm) przez Irikchat - wycieczka bądź wyprawa
Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy
-
- Członek Klubu
- Posty: 1192
- Rejestracja: 15 sierpnia 2010, 13:22
11-21.09.2015 Elbrus (5642 mnpm) przez Irikchat - wycieczka
Uczestnicy: adrians_osw, jck, Piotrek (Gwiżdżu).
Historia rozpoczyna się chyba koło wiosny od pierwszych pomysłów gdzie by się wybrać w tym roku. Generalnie pomysłów jest kilka w tym Elbrus którego największym zwolennikiem jest Jacek. Ja przychylałem się do innej opcji ale w końcu zostałem przegłosowany. Po załatwieniu drugiego zastępstwa w pracy (pierwsze poszło na Blanca), kupuje bilet i dołączam do ekipy. Wybraliśmy tureckie linię Pegasus Airlines, którymi z Berlina przez Stambuł mamy się dostać do Mineralnych Wód. Początkiem sierpnia zaczynamy załatwiać wizę, na stronach agencji pośredniczących podają, że trwa to od 3 do max 10 dni. Mając więc pewien zapas czasowy składamy wnioski w agencji w Katowicach i czekamy. Po kilku dniach dochodzi do nas świetna wiadomość - wiz na czas nie będzie... Zostają nam dwie opcje: wycieczka do Stambułu, bądź próba prze bukowania lotu na późniejszy termin. Udaje się za dopłatą zmienić termin lotu, po rozmowie proponuje żeby brać ten późniejszy, tak na wszelki wypadek. Tak więc mamy bilety na 11.09 i mniej więcej trzy tygodnie oczekiwania na wizę.
Czas płynie szybko, aż w końcu dowiadujemy się, że wizy będą na 10.09. Myślę sobie, no to tak na styk... Jak się wkrótce okazało dostaliśmy je 10.09 rano a tego samego dnia wieczorem odjechaliśmy Polskim Busem do Berlina. Ufff.... jedno nam się udało, ale zaczyna się nie wesoło
Później sprawy nabierają już rozpędu mimo dość długich oczekiwań na lotniskach. Berlin -> Stambuł -> i jesteśmy w Mineralnych Wodach. Jak się okazuje Rosyjscy celnicy nie są najgorsi. Wypełniamy jeden świstek (gdzie przepisuje dwukrotnie dane z paszportu) i bez zbędnych pytań wpuszczają nas do ojczyzny Puszkina Przed lotniskiem zgarnia nas taksówkarz który przedstawia się jako Wiktor Taxi Profesjonał i starym audi ruszamy do miejscowości Elbrus. Docieramy niestety o trochę kiepskiej godzinie bo tuż po 5 rano - wszystko zamknięte. W końcu około 8 rano po niełatwych poszukiwaniach i kręceniu się po podwórku trafiamy pod dach niejakiego Osmana
Jak się szybko okazuje dobrze trafiliśmy gdyż Osman głównie jest nastawiony na górskich turystów a tuż za drzwiami wisi Polska flaga
Do kolekcji składamy też podpisy na fladze. Tego dnia ruszamy też do miejscowości Terskol zarejestrować się w ich odpowiedniku Gopru. Formalności załatwiamy szybko, robimy zakupy, próbujemy miejscowego piwa. Ale największe wrażenie tego dnia robi chyba na nas widok na Donguzorun.
Po powrocie do kwaterki padamy ze zmęczenia, i koło 16 zapadamy w 16h sen Na dodatek Jacek czuje się nie najlepiej i coś przeziębiony jest. Ale niedziela jest deszczowa więc wyjście do góry czeka nas dopiero w poniedziałek...
CDN
Historia rozpoczyna się chyba koło wiosny od pierwszych pomysłów gdzie by się wybrać w tym roku. Generalnie pomysłów jest kilka w tym Elbrus którego największym zwolennikiem jest Jacek. Ja przychylałem się do innej opcji ale w końcu zostałem przegłosowany. Po załatwieniu drugiego zastępstwa w pracy (pierwsze poszło na Blanca), kupuje bilet i dołączam do ekipy. Wybraliśmy tureckie linię Pegasus Airlines, którymi z Berlina przez Stambuł mamy się dostać do Mineralnych Wód. Początkiem sierpnia zaczynamy załatwiać wizę, na stronach agencji pośredniczących podają, że trwa to od 3 do max 10 dni. Mając więc pewien zapas czasowy składamy wnioski w agencji w Katowicach i czekamy. Po kilku dniach dochodzi do nas świetna wiadomość - wiz na czas nie będzie... Zostają nam dwie opcje: wycieczka do Stambułu, bądź próba prze bukowania lotu na późniejszy termin. Udaje się za dopłatą zmienić termin lotu, po rozmowie proponuje żeby brać ten późniejszy, tak na wszelki wypadek. Tak więc mamy bilety na 11.09 i mniej więcej trzy tygodnie oczekiwania na wizę.
Czas płynie szybko, aż w końcu dowiadujemy się, że wizy będą na 10.09. Myślę sobie, no to tak na styk... Jak się wkrótce okazało dostaliśmy je 10.09 rano a tego samego dnia wieczorem odjechaliśmy Polskim Busem do Berlina. Ufff.... jedno nam się udało, ale zaczyna się nie wesoło
Później sprawy nabierają już rozpędu mimo dość długich oczekiwań na lotniskach. Berlin -> Stambuł -> i jesteśmy w Mineralnych Wodach. Jak się okazuje Rosyjscy celnicy nie są najgorsi. Wypełniamy jeden świstek (gdzie przepisuje dwukrotnie dane z paszportu) i bez zbędnych pytań wpuszczają nas do ojczyzny Puszkina Przed lotniskiem zgarnia nas taksówkarz który przedstawia się jako Wiktor Taxi Profesjonał i starym audi ruszamy do miejscowości Elbrus. Docieramy niestety o trochę kiepskiej godzinie bo tuż po 5 rano - wszystko zamknięte. W końcu około 8 rano po niełatwych poszukiwaniach i kręceniu się po podwórku trafiamy pod dach niejakiego Osmana
Jak się szybko okazuje dobrze trafiliśmy gdyż Osman głównie jest nastawiony na górskich turystów a tuż za drzwiami wisi Polska flaga
Do kolekcji składamy też podpisy na fladze. Tego dnia ruszamy też do miejscowości Terskol zarejestrować się w ich odpowiedniku Gopru. Formalności załatwiamy szybko, robimy zakupy, próbujemy miejscowego piwa. Ale największe wrażenie tego dnia robi chyba na nas widok na Donguzorun.
Po powrocie do kwaterki padamy ze zmęczenia, i koło 16 zapadamy w 16h sen Na dodatek Jacek czuje się nie najlepiej i coś przeziębiony jest. Ale niedziela jest deszczowa więc wyjście do góry czeka nas dopiero w poniedziałek...
CDN
Ostatnio zmieniony 27 września 2015, 20:23 przez adrians_osw, łącznie zmieniany 2 razy.
--->>>flickr<<<---
<b>Dzień 1, 2015-09-14 – Rozgrzewka: doliną Iryk ze wsi Elbrus (1800 m) do pierwszego biwaku w dolinie Iryk-chat (2600 m).</b>
Wstaję rano i wiem, że będzie kiepsko. Podwyższona temperatura, katar, jakiś kaszel. Nic to…
Chłopaki wstają raźno, ja smęcę za nimi. Robimy ostatnie zakupy w sklepie przy głównej drodze, Pani z radością i zaangażowaniem wsłuchuje się w mój nędzny rosyjski. Adrian z Piotrkiem dnia poprzedniego wybadali trasę przez wieś, z werwą prowadzą między opłotki, nad rzekę. Mijamy wagonik z kolejki, który po wydarzeniach z 2011 roku został zaanektowany przez dzielne babuszki na miejsce spotkań przy kawce i cholera wie czym jeszcze.
Powoli wznosimy się ponad zabudowania.
Z relacji, którą zainspirowaliśmy pomysł, dość nietypowej wszak, drogi na Elbrus wyczytaliśmy, że pierwsza przeszkoda czeka na nas nieco powyżej wioski. Ścieżki ponoć zagmatwane, łatwo zmylić i wpakować się jakieś osuwiska, szczęśliwie my trafiamy bezproblemowo.
Robi się sielankowo, ścieżka wiedzie raz lasem, raz polanką, dochodzimy do opłotków, krowy szwędają się wszędzie wkoło, czasem pojawiają się również konie.
Krążymy między krowami, niektóre okazują się być płci męskiej, więc dokładamy dodatkowe metry przy obejściach, obniżamy się nieco i… lądujemy w gnoju. Może nie dosłownie, aczkolwiek trafiamy na największą przeszkodę dnia dzisiejszego: pole zapaskudzone wszelkiego rodzaju guanem, Skaczemy z kamienia na kamień, wykonujemy ekwilibrystyczne pozycje, co z dwudziestoma kilogramami bagażu na plecach nie jest taką niewinną igraszką, wreszcie z radością witamy kamienistą ścieżkę.
Po krótkim odpoczynku i obiedzie złożonym z chleba i sera skręcamy w prawą odnogę doliny Iryk, zwaną Iryk-chat. Ścieżynka meandruje wśród łąk, wnosząc się dość stromo. Osiągamy wypłaszczenie na wysokości 2600 mnpm, zaczyna padać deszcz. Rozstawiamy pospiesznie namioty, przeczekujemy opady – na dziś starczy.
Tak prezentował się nasz biwak następnego poranka:
Wieczór upływa nam na gotowaniu, uzupełnianiu płynów oraz rozpracowywaniu bulderowych ruchów na pobliskim kamieniu. Piotrek ma najwięcej zapału, walczy jeszcze długo po tym, jak my z Adrianem zasiadamy w loży szyderców. Dzięki temu, pośród gór, do późnych godzin, niesie się głos motywacji:
- Dawaj, dawaj…
… a także inne, znacznie mniej cenzuralne, acz również zagrzewające do boju naszego dzielnego wspinacza, względnie ‘taktownie’ komentujące Jego niepowodzenia.
Czas spać, dobrej nocy.
CDN...
Wstaję rano i wiem, że będzie kiepsko. Podwyższona temperatura, katar, jakiś kaszel. Nic to…
Chłopaki wstają raźno, ja smęcę za nimi. Robimy ostatnie zakupy w sklepie przy głównej drodze, Pani z radością i zaangażowaniem wsłuchuje się w mój nędzny rosyjski. Adrian z Piotrkiem dnia poprzedniego wybadali trasę przez wieś, z werwą prowadzą między opłotki, nad rzekę. Mijamy wagonik z kolejki, który po wydarzeniach z 2011 roku został zaanektowany przez dzielne babuszki na miejsce spotkań przy kawce i cholera wie czym jeszcze.
Powoli wznosimy się ponad zabudowania.
Z relacji, którą zainspirowaliśmy pomysł, dość nietypowej wszak, drogi na Elbrus wyczytaliśmy, że pierwsza przeszkoda czeka na nas nieco powyżej wioski. Ścieżki ponoć zagmatwane, łatwo zmylić i wpakować się jakieś osuwiska, szczęśliwie my trafiamy bezproblemowo.
Robi się sielankowo, ścieżka wiedzie raz lasem, raz polanką, dochodzimy do opłotków, krowy szwędają się wszędzie wkoło, czasem pojawiają się również konie.
Krążymy między krowami, niektóre okazują się być płci męskiej, więc dokładamy dodatkowe metry przy obejściach, obniżamy się nieco i… lądujemy w gnoju. Może nie dosłownie, aczkolwiek trafiamy na największą przeszkodę dnia dzisiejszego: pole zapaskudzone wszelkiego rodzaju guanem, Skaczemy z kamienia na kamień, wykonujemy ekwilibrystyczne pozycje, co z dwudziestoma kilogramami bagażu na plecach nie jest taką niewinną igraszką, wreszcie z radością witamy kamienistą ścieżkę.
Po krótkim odpoczynku i obiedzie złożonym z chleba i sera skręcamy w prawą odnogę doliny Iryk, zwaną Iryk-chat. Ścieżynka meandruje wśród łąk, wnosząc się dość stromo. Osiągamy wypłaszczenie na wysokości 2600 mnpm, zaczyna padać deszcz. Rozstawiamy pospiesznie namioty, przeczekujemy opady – na dziś starczy.
Tak prezentował się nasz biwak następnego poranka:
Wieczór upływa nam na gotowaniu, uzupełnianiu płynów oraz rozpracowywaniu bulderowych ruchów na pobliskim kamieniu. Piotrek ma najwięcej zapału, walczy jeszcze długo po tym, jak my z Adrianem zasiadamy w loży szyderców. Dzięki temu, pośród gór, do późnych godzin, niesie się głos motywacji:
- Dawaj, dawaj…
… a także inne, znacznie mniej cenzuralne, acz również zagrzewające do boju naszego dzielnego wspinacza, względnie ‘taktownie’ komentujące Jego niepowodzenia.
Czas spać, dobrej nocy.
CDN...
Życie nie zaczyna się powyżej 5000 mnpm. Powyżej 7000 mnpm tym bardziej...
Ja z kolei jestem ciekawy Waszego zdania na temat „zdobywania” tej góry przez jakąś tam część ludzi. Mówiąc szczerze dopiero po ostatniej tragedii co nieco poczytałem i bardzo się zdziwiłem jak to wszystko tam wygląda. Dosyć ciekawa dyskusja toczyła się na forum TG. Może to nie miejsce na taki post, ale po prostu jestem ciekawy Waszego zdania. Odpowiedź możecie dać jak już przyjdzie czas na posty ze szczytowania.
http://wyborcza.pl/duzyformat/1,148148, ... prawy.html
(proszę wziąć pod uwagę że to relacja opisana w gazecie, niekoniecznie musi oddać prawdziwe odczucia uczestnika)
http://wyborcza.pl/duzyformat/1,148148, ... prawy.html
(proszę wziąć pod uwagę że to relacja opisana w gazecie, niekoniecznie musi oddać prawdziwe odczucia uczestnika)
-
- Członek Klubu
- Posty: 1192
- Rejestracja: 15 sierpnia 2010, 13:22
Ja się chętnie odniosę to tego co napisałeś. Ba, nawet będzie to szersza wypowiedź Natomiast zostawię to na miejsce gdzie dojdziemy już do drogi normalnej co by wypowiedź wzbogacić fotografiami. Tak, że jeszcze trochę cierpliwości
--->>>flickr<<<---
Zaiste ładne miejsce na biwak. Rzeczka tuż obok, kamyczki, trawka. Tak można się rozbijać.Barbórka pisze:wypłaszczenie bardzo ładne jak na wysokość 2.600 m npm..
Poniekąd, by nie mieć z tym za wiele do czynienia wybraliśmy inną drogę, mniej popularną. Jednakże temat zaiste ciekawy.Tauzen pisze:Ja z kolei jestem ciekawy Waszego zdania na temat „zdobywania” tej góry przez jakąś tam część ludzi.
Dyskusja na TG toczyła się również z powodów powiązań z organizatorem feralnego wyjazdu, stąd może nieco więcej emocji. Ja jestem gotów wdać się w dyskusję, jednakże w oderwaniu od konkretnego przypadku, bo oceniać nie będę, mam na to za małą wiedzę, a po jednej wizycie na danej górze (i to jeszcze w doskonałych warunkach) moja opinia nie jest do końca miarodajna.Tauzen pisze:Dosyć ciekawa dyskusja toczyła się na forum TG.
Relację przeczytaliśmy już w trakcie powrotu, podczas oczekiwania na lotnisku. Ciekawa.Tauzen pisze:(proszę wziąć pod uwagę że to relacja opisana w gazecie, niekoniecznie musi oddać prawdziwe odczucia uczestnika)
Życie nie zaczyna się powyżej 5000 mnpm. Powyżej 7000 mnpm tym bardziej...
-
- Członek Klubu
- Posty: 1192
- Rejestracja: 15 sierpnia 2010, 13:22
Barbórka pisze:zapowiada się jak przygody Indiana Jones'a na górskim szlaku wypłaszczenie bardzo ładne jak na wysokość 2.600 m npm..
Oj, ta dolina potrafiła zaskakiwać takimi "sielankowymi" miejscamiwypłaszczenie bardzo ładne jak na wysokość 2.600 m npm..
--->>>flickr<<<---
-
- Członek Klubu
- Posty: 1192
- Rejestracja: 15 sierpnia 2010, 13:22
Dzień 2, 2015-09-14 – Jeszcze na spokojnie: Od pierwszego biwaku w dolinie Iryk-chat (2600 m) na przełęcz do drugiego biwaku (około 3600 m)
Po obudzeniu się rano stwierdzam, że noc była dość chłodna jak na tą wysokość. Ale pewnie ciągłą od pobliskiej wody. Wychodzę niechętnie ze śpiwora, zakładam puchówkę i czekam z chłopakami przed namiotem aż słońce wyjdzie za grani.
Sprawdzam na telefonie trasę na dziś i dochodzę do wniosku, że wszystko nazywa się tak samo: dolina Irikchat, przełęcz Irikchat, szczyt na który patrzę (ten poniżej) Irikchat
Po porannych rozmyśleniach i konsumpcji śniadania, pakujemy się i w drogę. Jako, że poszło mi to nieco szybciej ruszam powoli jakieś 10min przed chłopakami. Mam w tym swój cel - zdjęcia Na pierwszą okazję nie muszę długo czekać, pojawia się Uszba
Dość szybko widać też przełęcz na którą zmierzamy, wydaje się całkiem blisko, jednak jest to około 1000m podejścia. Na szczęście pogoda ładna, a trasa całkiem przyjemna.
Ścieżka prowadzi cały czas w górę, raz po trawiastych polankach raz pokonuje jakieś skalne progi. Czasami zanika i trzeba wypatrywać kopczyków. Generalnie jest widokowo i przyjemnie, idzie mi się znacznie lepiej niż dzień wcześniej. Chłopaków widzę cały czas w pewnej odległości z tyłu więc nie muszę się śpieszyć. A można wypatrzeć takie perełki jak stado koni (dzikich?) na wysokości około 3000m.
W końcu tuż przed dojściem do przełęczy schodzimy się razem, ścieżka jest tu najmniej oczywista i trochę na dziko trochę na wyczucie pokonujemy końcówkę doliny. W końcu stajemy na przełęczy gdzie wita nas piękny widok na wschodni wierzchołek Elbrusa.
Udaje się też po dwóch dniach złapać zasięg i dać znać do domów, że jeszcze żyjemy Po rozbiciu namiotów podchodzimy na niewielki szczyt jeszcze około 100m wyżej, głównie w celu zobaczenia co czeka nas jutro. Później już standard: gotowanie, jedzenie, herbatka, partyjka koła fortuny w namiocie i do spania. Na dobranoc mamy widoczek na Uszbę w zachodzącym słońcu... czego chcieć więcej....
cdn
Po obudzeniu się rano stwierdzam, że noc była dość chłodna jak na tą wysokość. Ale pewnie ciągłą od pobliskiej wody. Wychodzę niechętnie ze śpiwora, zakładam puchówkę i czekam z chłopakami przed namiotem aż słońce wyjdzie za grani.
Sprawdzam na telefonie trasę na dziś i dochodzę do wniosku, że wszystko nazywa się tak samo: dolina Irikchat, przełęcz Irikchat, szczyt na który patrzę (ten poniżej) Irikchat
Po porannych rozmyśleniach i konsumpcji śniadania, pakujemy się i w drogę. Jako, że poszło mi to nieco szybciej ruszam powoli jakieś 10min przed chłopakami. Mam w tym swój cel - zdjęcia Na pierwszą okazję nie muszę długo czekać, pojawia się Uszba
Dość szybko widać też przełęcz na którą zmierzamy, wydaje się całkiem blisko, jednak jest to około 1000m podejścia. Na szczęście pogoda ładna, a trasa całkiem przyjemna.
Ścieżka prowadzi cały czas w górę, raz po trawiastych polankach raz pokonuje jakieś skalne progi. Czasami zanika i trzeba wypatrywać kopczyków. Generalnie jest widokowo i przyjemnie, idzie mi się znacznie lepiej niż dzień wcześniej. Chłopaków widzę cały czas w pewnej odległości z tyłu więc nie muszę się śpieszyć. A można wypatrzeć takie perełki jak stado koni (dzikich?) na wysokości około 3000m.
W końcu tuż przed dojściem do przełęczy schodzimy się razem, ścieżka jest tu najmniej oczywista i trochę na dziko trochę na wyczucie pokonujemy końcówkę doliny. W końcu stajemy na przełęczy gdzie wita nas piękny widok na wschodni wierzchołek Elbrusa.
Udaje się też po dwóch dniach złapać zasięg i dać znać do domów, że jeszcze żyjemy Po rozbiciu namiotów podchodzimy na niewielki szczyt jeszcze około 100m wyżej, głównie w celu zobaczenia co czeka nas jutro. Później już standard: gotowanie, jedzenie, herbatka, partyjka koła fortuny w namiocie i do spania. Na dobranoc mamy widoczek na Uszbę w zachodzącym słońcu... czego chcieć więcej....
cdn
--->>>flickr<<<---
Nareszcie jest (dopiero) opisane drugie polskie przejście tej trasy, bowiem wszyscy ..polacy "robią" ten pagór drogą "dla emerytów i rencistów" tj droga południowąjck pisze:"....wybraliśmy inną drogę, mniej popularną. .
Gratki dla ekipy za wybranie tego wariantu.
Ostatnio zmieniony 30 września 2015, 14:24 przez viking, łącznie zmieniany 1 raz.
Mam wrodzoną dociekliwość do wiedzy której nie posiadam - więc zadaję pytania ?
- heathcliff
- Członek Klubu
- Posty: 2738
- Rejestracja: 27 maja 2009, 20:24
- Kontakt:
Dawać, dawać bo życie jest krótkie
Przytulam żonę i jestem szczęśliwie wolny... Ile wyjść tyle powrotów życzy heathcliff
https://plus.google.com/117458080979094658480
https://plus.google.com/117458080979094658480
-
- Członek Klubu
- Posty: 1192
- Rejestracja: 15 sierpnia 2010, 13:22
Dzisiaj powinna być kolejna część. Niestety po powrocie pracy dużo, a i ścianki z Jackiem nie odpuszczamy
--->>>flickr<<<---
Muszę się uderzyć w pierś, bo może się okazać, że napiszę dopiero jutro. Jeśli jednak taka sytuacja będzie miała miejsce, to z powodu udania się mojej osoby na piwo. Myślę, że to dobre wytłumaczenie.adrians_osw pisze:Dzisiaj powinna być kolejna część.
To już inna kwestia, postanowienie przed wyjazdem było jasne: po powrocie nie odpuszczamy ścianki, na razie udaje się je realizować.adrians_osw pisze:Niestety po powrocie pracy dużo, a i ścianki z Jackiem nie odpuszczamy
Chcieliśmy mieć nieco bardziej 'górski' klimat. Jak się okaże w dalszej części relacji (dzień czwarty) wybraliśmy inny wariant niż ten proponowany przez Marka i Wiesława, zależało nam jednak (dobra, głównie mi) na tym by wyjazd zakończyć na głównym, zachodnim wierzchołku góry.viking pisze:Gratki dla ekipy za wybranie tego wariantu.
Życie nie zaczyna się powyżej 5000 mnpm. Powyżej 7000 mnpm tym bardziej...