3-4.06. Mała Fatra w deszczu i mgle... oraz na stonkę
Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy
3-4.06. Mała Fatra w deszczu i mgle... oraz na stonkę
Nadszedł długi weekend czerwcowy, czyli pora wyruszyć w góry gdzieś za granicę. Tym razem padło na Małą Fatrę. Humor psuły tylko prognozy pogody, które, generalnie, były na czwartek i piątek fatalne.
W czwartek rano nie było źle - nie pada, więc z optymistycznym nastawieniem ruszamy na Słowację. Zakupy w znajomym Tesco w Czadcy i po 11 parkujemy w Starym dvorze w dolinie Vratnej. Świeci słoneczko, jest cieplutko, ale gdzieś w oddali widać już czającej się chmury. Po bezskutecznej próbie zgaszenia pragnienia w jakimś przybytku ruszamy na szlak na sedlo Prislop. Tempo mamy niezłe, więc na przełęcz przychodzimy planowo, ale już bez słońca - znikło za chmurami i już nie wyszło, na szczęście jeszcze mieliśmy widoki na Rozsutca i Stoha. Robimy popas i czas ruszać niebieskim szlakiem - najpierw na Baraniarki. Szlak przez las mocno daje się we znaki - jest masakrycznie ślisko, na błocie można urządzać tańce, a ponieważ Pudzianami nie jesteśmy, to zbytnio nas to nie cieszy. Kiedy wychodzimy z lasu mamy z jednej strony przepaście, z drugiej widoki i coraz ciemniejsze chmury. I świadomość, że teraz będziemy schodzić, aby potem wejść, znowu zejść aby wejśc, żeby zejść i w końcu wejść... nie mogli zrobić bardziej płaskich tych gór?
Schodzenie z obładowanym plecakiem po skałkach do prostych nie należy, w jednym miejscu jest mostek, łańcuchy i muszę przyznać, że robi mi się tam gorąco, bo oczyma wyobraźni już widzę, jak koziołkuję w dół. Potem już mniej śliskie podejście na Zitne i wreszcie Kraviarskie, gdzie po raz ostatni mamy okazję podziwiać okolicę. Velki Kryvań już cały w chmurach i zaczyna siąpić. Przepoczwarzamy się więc w garbate trolle/gnomy (alias Drużyna Pierścienia - misja specjalna) i schodzimy do sedla za Kraviarskim aby powspinać się na Chrapaky. Tam już widoczność spada do jakiś 5-10 metrów i będzie się tak utrzymywać. Na grani Fatry to samo - zero widoczności i wiatr z deszczem. Niestety, nie wzieliśmy Kerajowych dropsów, więc z widoków nici mijamy Krywań (w taką pogodę nie miało sensu tam wchodzić) i przez Snilovske sedlo na 18.30 schodzimy do Chaty pod Chlebom.
A sama chata... na początku się wkurzyłem. Zaklepałem nocleg na glebie na jadalni, ale wysłano nas na strych (klasyczne wejście po drabinie) - w porządku, tyle że nie wszyscy wzięli cieplejsze śpiwory, a było tam zdecydowanie chłodniej. Potem pytam się o prysznic - jest, ale tylko dla osób nocujących co najmniej 2 noce... szczęka mi opada - nocowało się w wielu obiektach bez pryszniców, ale nigdy, jeśli był, nie spotkałem się z taką durnowatą argumentacją. Facet widząc moją minę mówi "ewentualnie dla kobiet". Cóż, prysznic okazał się wężem spadającym ze ściany, a syf był tam taki, że i tak nie zdecydowano się z niego skorzystać. Na dodatek wszystkie miejsca noclegowe wewnątrz okupuje jakaś wycieczka szkolna (kolonie?) w wieku 11-14 lat, która zajęła większość jadalni, lata dookoła, ryczy, krzyczy, gra w słoneczko i ogólnie robi jeden wielki burdel. Na szczęście nieco później ewakuują się do pokoi, więc i atmosfera nieco się zmienia (na poczatku królują laptopy), zaczyna się kooperacija ze Słowakami, wspólne spożywanie, śpiewanie, granie i w końcu wszyscy przenoszą się gremialnie na strych (aż dziwne, że nikt nie spadł z drabiny) . Obsługa chaty również nie pozostaje bezczynna, a zakaz spożywania własnego alkoholu jest tylko na tabliczce .
W nocy nad Fatrą przechodzi huraganowa ulewa - wiatr i deszcz jest taki, że boję się, iż nam dach zerwie (non stop coś ciężkiego w ten dach wali). Deszcz rąbie tak mocno, że nie słychać w środku czasem osób siedzących kilka metrów dalej. W piątek rano nie pada (lekko siąpi), ale jest bardzo mokro.
Widoczność jest dalej doskonała - początkowo mieliśmy iść na Stoh, ale w tych warunkach sobie odpuszczamy. Na grani wieje tak mocno, że autentycznie bałem się, że nas zdmuchnie - momentami aż ciężko mi złapać oddech. Dochodzimy na Poludnovy grun, gdzie informują nas, że czeka nas kolejna jazda na błocie. Faktycznie, jest bardzo ślisko, Kaper kopie dołki i Teresa czasem w nie wpada, ale trawersując szlak trawą jakoś schodzimy (kosztem przemoczonych butów). W Chacie na Gruni krótki popas (klimat znacznie gorszy niż pod Chlebom, króluje stonka, a i obsługa sympatyczna nie jest), potem popełniamy błąd i wybieramy niebieski szlak do Starego dvoru. A tam - koszmar. Błoto jak sk....yn, momentami buty mi nie chcą się ruszyć z niego, ślisko, oczy dookoła głowy, żeby gdzieś nie zjechać w dół (Teresa tak nieszczęśliwie upada, że podejrzewamy skręcenie nadgarstka...). Uświnieni jak świnie i z butami przypominającymi oborę schodzimy do auta. Buty ładujemy do worków, to na razie jedyne wyjście. Zmęczeni i źli na aurę opuszczamy Fatrę (a to błoto będzie mi się potem po nocach śniło).
A na drugi dzień oczywiście piękna pogoda i widoki. Nie wytrzymujemy - w niedzielę wracamy choćby na chwilę żeby zobaczyć to, co nam natura zabrała. Czasu nie mamy, w dodatku moje kolana kompletnie wysiadły to decydujemy się wjechać gondolką. Co gorsza, w butach właśnie hoduje się Pudelkus fatrus blotus, nowy gatunek grzyba, więc Kaper ubiera adidasy (w jego butach właśnie powstaje nowa cywilizacja i wynajduje koło), Teresa półbuty, a ja... sandały . Twardsza podeszwa niż w trampkach, ale ten wstyd... Co prawda u góry spotykamy osoby w balerinkach, pelerynach przeciwdeszczowych (a upał jak diabli) i lekarskich klapkach, ale i tak najchętniej bym się schował gdzieś pod kamień... Na pocieszenie zostają widoki z Krywania i grani, których wcześniej zabrakło.
i galeria
http://picasaweb.google.pl/Pudelek2009/ ... azNaStonke#
W czwartek rano nie było źle - nie pada, więc z optymistycznym nastawieniem ruszamy na Słowację. Zakupy w znajomym Tesco w Czadcy i po 11 parkujemy w Starym dvorze w dolinie Vratnej. Świeci słoneczko, jest cieplutko, ale gdzieś w oddali widać już czającej się chmury. Po bezskutecznej próbie zgaszenia pragnienia w jakimś przybytku ruszamy na szlak na sedlo Prislop. Tempo mamy niezłe, więc na przełęcz przychodzimy planowo, ale już bez słońca - znikło za chmurami i już nie wyszło, na szczęście jeszcze mieliśmy widoki na Rozsutca i Stoha. Robimy popas i czas ruszać niebieskim szlakiem - najpierw na Baraniarki. Szlak przez las mocno daje się we znaki - jest masakrycznie ślisko, na błocie można urządzać tańce, a ponieważ Pudzianami nie jesteśmy, to zbytnio nas to nie cieszy. Kiedy wychodzimy z lasu mamy z jednej strony przepaście, z drugiej widoki i coraz ciemniejsze chmury. I świadomość, że teraz będziemy schodzić, aby potem wejść, znowu zejść aby wejśc, żeby zejść i w końcu wejść... nie mogli zrobić bardziej płaskich tych gór?
Schodzenie z obładowanym plecakiem po skałkach do prostych nie należy, w jednym miejscu jest mostek, łańcuchy i muszę przyznać, że robi mi się tam gorąco, bo oczyma wyobraźni już widzę, jak koziołkuję w dół. Potem już mniej śliskie podejście na Zitne i wreszcie Kraviarskie, gdzie po raz ostatni mamy okazję podziwiać okolicę. Velki Kryvań już cały w chmurach i zaczyna siąpić. Przepoczwarzamy się więc w garbate trolle/gnomy (alias Drużyna Pierścienia - misja specjalna) i schodzimy do sedla za Kraviarskim aby powspinać się na Chrapaky. Tam już widoczność spada do jakiś 5-10 metrów i będzie się tak utrzymywać. Na grani Fatry to samo - zero widoczności i wiatr z deszczem. Niestety, nie wzieliśmy Kerajowych dropsów, więc z widoków nici mijamy Krywań (w taką pogodę nie miało sensu tam wchodzić) i przez Snilovske sedlo na 18.30 schodzimy do Chaty pod Chlebom.
A sama chata... na początku się wkurzyłem. Zaklepałem nocleg na glebie na jadalni, ale wysłano nas na strych (klasyczne wejście po drabinie) - w porządku, tyle że nie wszyscy wzięli cieplejsze śpiwory, a było tam zdecydowanie chłodniej. Potem pytam się o prysznic - jest, ale tylko dla osób nocujących co najmniej 2 noce... szczęka mi opada - nocowało się w wielu obiektach bez pryszniców, ale nigdy, jeśli był, nie spotkałem się z taką durnowatą argumentacją. Facet widząc moją minę mówi "ewentualnie dla kobiet". Cóż, prysznic okazał się wężem spadającym ze ściany, a syf był tam taki, że i tak nie zdecydowano się z niego skorzystać. Na dodatek wszystkie miejsca noclegowe wewnątrz okupuje jakaś wycieczka szkolna (kolonie?) w wieku 11-14 lat, która zajęła większość jadalni, lata dookoła, ryczy, krzyczy, gra w słoneczko i ogólnie robi jeden wielki burdel. Na szczęście nieco później ewakuują się do pokoi, więc i atmosfera nieco się zmienia (na poczatku królują laptopy), zaczyna się kooperacija ze Słowakami, wspólne spożywanie, śpiewanie, granie i w końcu wszyscy przenoszą się gremialnie na strych (aż dziwne, że nikt nie spadł z drabiny) . Obsługa chaty również nie pozostaje bezczynna, a zakaz spożywania własnego alkoholu jest tylko na tabliczce .
W nocy nad Fatrą przechodzi huraganowa ulewa - wiatr i deszcz jest taki, że boję się, iż nam dach zerwie (non stop coś ciężkiego w ten dach wali). Deszcz rąbie tak mocno, że nie słychać w środku czasem osób siedzących kilka metrów dalej. W piątek rano nie pada (lekko siąpi), ale jest bardzo mokro.
Widoczność jest dalej doskonała - początkowo mieliśmy iść na Stoh, ale w tych warunkach sobie odpuszczamy. Na grani wieje tak mocno, że autentycznie bałem się, że nas zdmuchnie - momentami aż ciężko mi złapać oddech. Dochodzimy na Poludnovy grun, gdzie informują nas, że czeka nas kolejna jazda na błocie. Faktycznie, jest bardzo ślisko, Kaper kopie dołki i Teresa czasem w nie wpada, ale trawersując szlak trawą jakoś schodzimy (kosztem przemoczonych butów). W Chacie na Gruni krótki popas (klimat znacznie gorszy niż pod Chlebom, króluje stonka, a i obsługa sympatyczna nie jest), potem popełniamy błąd i wybieramy niebieski szlak do Starego dvoru. A tam - koszmar. Błoto jak sk....yn, momentami buty mi nie chcą się ruszyć z niego, ślisko, oczy dookoła głowy, żeby gdzieś nie zjechać w dół (Teresa tak nieszczęśliwie upada, że podejrzewamy skręcenie nadgarstka...). Uświnieni jak świnie i z butami przypominającymi oborę schodzimy do auta. Buty ładujemy do worków, to na razie jedyne wyjście. Zmęczeni i źli na aurę opuszczamy Fatrę (a to błoto będzie mi się potem po nocach śniło).
A na drugi dzień oczywiście piękna pogoda i widoki. Nie wytrzymujemy - w niedzielę wracamy choćby na chwilę żeby zobaczyć to, co nam natura zabrała. Czasu nie mamy, w dodatku moje kolana kompletnie wysiadły to decydujemy się wjechać gondolką. Co gorsza, w butach właśnie hoduje się Pudelkus fatrus blotus, nowy gatunek grzyba, więc Kaper ubiera adidasy (w jego butach właśnie powstaje nowa cywilizacja i wynajduje koło), Teresa półbuty, a ja... sandały . Twardsza podeszwa niż w trampkach, ale ten wstyd... Co prawda u góry spotykamy osoby w balerinkach, pelerynach przeciwdeszczowych (a upał jak diabli) i lekarskich klapkach, ale i tak najchętniej bym się schował gdzieś pod kamień... Na pocieszenie zostają widoki z Krywania i grani, których wcześniej zabrakło.
i galeria
http://picasaweb.google.pl/Pudelek2009/ ... azNaStonke#
https://picasaweb.google.com/110344506389073663651
http://hanyswpodrozach.blogspot.com/
"Szanowny Prezydencie. Błogosławione łono, które Ciebie nosiło i piersi, które ssałeś"
http://hanyswpodrozach.blogspot.com/
"Szanowny Prezydencie. Błogosławione łono, które Ciebie nosiło i piersi, które ssałeś"
Pudelek pisze:decydujemy się wjechać gondolką
Pudelek ile kosztował wjazd gondolą??
Dopóki nie skorzystałem z Internetu, nie wiedziałem, że na świecie jest tylu idiotów.
https://www.flickr.com/photos/148596918@N06/albums
https://www.flickr.com/photos/148596918@N06/albums
9 euro tam i z powrotem. Natomiast, jeśli dobrze pamiętam, tylko zjazd kosztował raptem 2 euro.
https://picasaweb.google.com/110344506389073663651
http://hanyswpodrozach.blogspot.com/
"Szanowny Prezydencie. Błogosławione łono, które Ciebie nosiło i piersi, które ssałeś"
http://hanyswpodrozach.blogspot.com/
"Szanowny Prezydencie. Błogosławione łono, które Ciebie nosiło i piersi, które ssałeś"
Re: 3-4.06. Mała Fatra w deszczu i mgle... oraz na stonkę
a mnie zabroniłeś (pod karą wykluczenia z towarzystwa ) wziąć takie obuwie w góry!Pudelek pisze:Teresa półbuty, a ja... sandały
człek się stresował.. a tu proszę.. są jednak odstępstwa od żelaznych zasad
a ta Mała Fatra to kolejne miejsce na Ziemi, które mnie prześladuje.. tyle fajnych rzeczy mnie ostatnio omija..
ale już niedługo!
pisałyśmy w tym samym momencie no przecie to samo marzenie mam, Jolu..Jola R pisze:Mała Fatra to mój cel na te wakacje. Mam nadzieję, że pogoda będzie jak Wasza w niedzielę, a nie ta wcześniejsza
ale dasz znać, jak będziesz już konkretnie planować wyjazd? niczego z góry nie zakładam, ale kto wie, może nam się terminy ładnie zbiegną..
na odstępstwa trzeba sobie zasłużyć, a Ty od razu rzuciłaś w Gorcach białymi adidasami po oczachbluejeans pisze:a mnie zabroniłeś (pod karą wykluczenia z towarzystwa ) wziąć takie obuwie w góry!
człek się stresował.. a tu proszę.. są jednak odstępstwa od żelaznych zasad
https://picasaweb.google.com/110344506389073663651
http://hanyswpodrozach.blogspot.com/
"Szanowny Prezydencie. Błogosławione łono, które Ciebie nosiło i piersi, które ssałeś"
http://hanyswpodrozach.blogspot.com/
"Szanowny Prezydencie. Błogosławione łono, które Ciebie nosiło i piersi, które ssałeś"
będę pamiętaćJola R pisze:Najbardziej prawdopodobna druga połowa sierpnia
pardon Pudelek
to już wiem teraz, czemu, kiedy poprosiłam, żebyś kupił mi różowe wino, przyszedłeś z białym.. ale się nie przejmuj, podobno co dziewiąty mężczyzna jest daltonistąPudelek pisze:na odstępstwa trzeba sobie zasłużyć, a Ty od razu rzuciłaś w Gorcach białymi adidasami po oczach
- heathcliff
- Członek Klubu
- Posty: 2738
- Rejestracja: 27 maja 2009, 20:24
- Kontakt:
tradycyjnie flaga a myslałem że majteczki chyba że cosik przeoczyłem
świetna wyprawa, tereny całkowicie mi nieznane, po fotkach widać że trzeba się tam wybrać i to szybko
pozdrawiam
świetna wyprawa, tereny całkowicie mi nieznane, po fotkach widać że trzeba się tam wybrać i to szybko
pozdrawiam
Przytulam żonę i jestem szczęśliwie wolny... Ile wyjść tyle powrotów życzy heathcliff
https://plus.google.com/117458080979094658480
https://plus.google.com/117458080979094658480
właśnie o majteczkach zapomnieliśmy, ale to chyba z powodu wiatru - jakby się tam we wszystkie szpary takie zimne podmuchy wciskały to nie byłoby zbyt przyjemnieheathcliff pisze:a myslałem że majteczki
https://picasaweb.google.com/110344506389073663651
http://hanyswpodrozach.blogspot.com/
"Szanowny Prezydencie. Błogosławione łono, które Ciebie nosiło i piersi, które ssałeś"
http://hanyswpodrozach.blogspot.com/
"Szanowny Prezydencie. Błogosławione łono, które Ciebie nosiło i piersi, które ssałeś"
- heathcliff
- Członek Klubu
- Posty: 2738
- Rejestracja: 27 maja 2009, 20:24
- Kontakt:
Pudelek jaką mapką sie posługiwałeś
może masz jakiegoś ciekawego linka do mapy tych terenów
może masz jakiegoś ciekawego linka do mapy tych terenów
Przytulam żonę i jestem szczęśliwie wolny... Ile wyjść tyle powrotów życzy heathcliff
https://plus.google.com/117458080979094658480
https://plus.google.com/117458080979094658480
mapą shocarta - do kupienia w każdym słowackim hipermarkecie i na większości stacji benzynowych, więc jeśli ktoś nie ma, to bez problemu może kupić podczas dojazdu.
Natomiast w internecie korzystam z tej mapy:
http://mapy.hiking.sk/
dokładna, po zaznaczeniu punktów trasy policzy czasy przejść, odległość oraz podejścia i zejścia
Natomiast w internecie korzystam z tej mapy:
http://mapy.hiking.sk/
dokładna, po zaznaczeniu punktów trasy policzy czasy przejść, odległość oraz podejścia i zejścia
https://picasaweb.google.com/110344506389073663651
http://hanyswpodrozach.blogspot.com/
"Szanowny Prezydencie. Błogosławione łono, które Ciebie nosiło i piersi, które ssałeś"
http://hanyswpodrozach.blogspot.com/
"Szanowny Prezydencie. Błogosławione łono, które Ciebie nosiło i piersi, które ssałeś"