Błatnia-Klimczok-Szyndzienia
Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy
Błatnia-Klimczok-Szyndzienia
https://plus.google.com/u/0/photos/1008 ... 2634183137
Kiedy obudziłem się była już sobota rano. Patrze w zegarek- 8,30. patrze za okno- sloncznie i chyba ciepło jak na pierwsze weekend wiosny. I już zaczynało mnie nosić, bo już dwa tygodnie nie szczytowałem, w górach oczywiście
Szybka decyzja i jeszcze szybsze śniadanie. Idę w góry huraaa!! Pośpiesznie myje buty z błota i szukam spodni górskich. O kurna, są ale w koszu na pranie. Dziwne pomyślałem, przecież już dwa tygodnie nie byłem w górach No nic, taka drobnostka nie zmieni przecież moich planów. Ubieram dzinsy i myslę gdzie by tu iść. Było juz trochę późno, to wymyśliłem ze pójdę na Błatnią tak wiem, malo ambitne, ale góra jak góra. Mija kolejne pół godziny, i już stoję w lasku cygańskim na niebieskim szlaku. Idzie mi sie wspaniale. Czuje moc i kolejne zakręty szlaku szybko znikają za plecami. Nim się nadelektowalem zadyszką, pierwsze szczytowanie na Kopanym. Tam pozbyłem się niewygodnych dzinsów. Nie nie, nie wyrzycilem schowalem do plecaka, i dalej podążałem w majtkach haha
Potem to już z górki. Browar na Błatniej i szybkie szusy na Klimczok. na Klimczoku jest fajnie, bo jest łąka i można się poopalać. Chyba tam zasnąłem na godzinę. Jak się obudziłem zobaczyłem zakonnice. Pomyślałem że to trochę dziwne, bo w niebie to jakiś anioł raczej powinien być Kiedy jakaś laska wróciła się by szukać zagubionych słuchawek, uznałem ze koniec szczytowania na tej górze. Kierunek Szyndzielnia. Nie lubię tego miejsca bo tam przeważnie leje, nawet jak świeci słońce. Tam było z pewnością dużo ludzi, więc bokiem po cichutku w tych majtkach przeleciałem do żółtego, i nim prosto z góry do lasku cygańskiego i do domu na obiad. Uważam że był to udany sobotni spacer.
http://run-log.com/workout/workout_show/1224910
Kiedy obudziłem się była już sobota rano. Patrze w zegarek- 8,30. patrze za okno- sloncznie i chyba ciepło jak na pierwsze weekend wiosny. I już zaczynało mnie nosić, bo już dwa tygodnie nie szczytowałem, w górach oczywiście
Szybka decyzja i jeszcze szybsze śniadanie. Idę w góry huraaa!! Pośpiesznie myje buty z błota i szukam spodni górskich. O kurna, są ale w koszu na pranie. Dziwne pomyślałem, przecież już dwa tygodnie nie byłem w górach No nic, taka drobnostka nie zmieni przecież moich planów. Ubieram dzinsy i myslę gdzie by tu iść. Było juz trochę późno, to wymyśliłem ze pójdę na Błatnią tak wiem, malo ambitne, ale góra jak góra. Mija kolejne pół godziny, i już stoję w lasku cygańskim na niebieskim szlaku. Idzie mi sie wspaniale. Czuje moc i kolejne zakręty szlaku szybko znikają za plecami. Nim się nadelektowalem zadyszką, pierwsze szczytowanie na Kopanym. Tam pozbyłem się niewygodnych dzinsów. Nie nie, nie wyrzycilem schowalem do plecaka, i dalej podążałem w majtkach haha
Potem to już z górki. Browar na Błatniej i szybkie szusy na Klimczok. na Klimczoku jest fajnie, bo jest łąka i można się poopalać. Chyba tam zasnąłem na godzinę. Jak się obudziłem zobaczyłem zakonnice. Pomyślałem że to trochę dziwne, bo w niebie to jakiś anioł raczej powinien być Kiedy jakaś laska wróciła się by szukać zagubionych słuchawek, uznałem ze koniec szczytowania na tej górze. Kierunek Szyndzielnia. Nie lubię tego miejsca bo tam przeważnie leje, nawet jak świeci słońce. Tam było z pewnością dużo ludzi, więc bokiem po cichutku w tych majtkach przeleciałem do żółtego, i nim prosto z góry do lasku cygańskiego i do domu na obiad. Uważam że był to udany sobotni spacer.
http://run-log.com/workout/workout_show/1224910
Ostatnio zmieniony 23 marca 2014, 12:59 przez Anonymous, łącznie zmieniany 1 raz.