No właśnie poczekam cierpliwie bo chcę się po delektować Waszą przygodą. Na razie to tak z deka zazdroszczęadamek pisze:Pudelek powiedział/-a:
czytając o zmaganiach z deszczem i wiatrem aż mną trzęsie
czekaj na dalszy ciąg
13-20.09.2013. Czarnohora, Ukraina. "Nec Hercules contra plures."
Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy
V Środa.Grochu pisze:Lało i wiało bez ustanku, więc zostało nam spróbować usnąć w tym harmidrze trzepoczących szmat, wyjącego wichru i ulewy z nadzieją, że nazajutrz pogoda się zmieni.
No i zmieniła się
Otworzywszy oczy adamek z zainteresowaniem przyjrzał się ścianie namiotu. Po dotknięciu ręką orzekł:
"O k***a. Śnieg!"
Zaintrygowany tym oswiadczeniem wywaliłem głowę z namiotu.
"O k***a. Duuużo sniegu!"
Wzułem się z powrotem w spiwór. Chwila pomyślunku. W końcu propozycja wycofu. adamek przyjął ją bez wahania. Tylko pytanie: którędy? Przed nami niebieski szlak zejściowy w kierunku na Ługi. Tylko, że nie znamy trasy. Szlak zasypany śniegiem, łatwo się zgubić. Poza tym: schodzi na zachodnią stronę – skąd duje, więc będzie więcej śniegu i silniejszy wiatr. Za nami żółty łącznik do zejściówki na Dżumborię. Bliżej i na wschodni stok. Teren też z grubsza poznany poprzedniego dnia. Decyzja jest więc prosta: robimy "w tył zwrot". Ale najpierw gorąca kawa, sute śniadanie i pakowanie plecaków. To pikuś. Potem trzeba zwinąć namioty – przemoczone, tropiki oblodzone i masakryczny wicher. W tych warunkach kosztowało nas to trochę sił.
W końcu wyszliśmy na grań – i tam dopiero odczuliśmy moc wiatru. Nabrał już siły huraganu i przewracał ludzi obciążonych solidnymi plecakami. Oceniliśmy z adamkiem więc, że duje dobrze ponad 100 km/h. Do tego siecze śnieg, szlak przysypany, a my na grani. I duuuużo grani jeszcze przed nami.
Krótko mówiąc: zrobiło się niebezpiecznie, bo nie mieliśmy zimowego ekwipunku a tu zima rozpanoszyła się na dobre. Kilka stopni poniżej zera, ale duża wilgotność i siła lodowatego wiatru powodowały, ze temperatura odczuwalna to było ładne kilkanaście stopni "na niebiesko". Ostatni raz tak mi palce przemarzły podczas pamiętnego Zjazdu w Karkonoszach, gdy wchodziliśmy na Śnieżkę przy minus 25. Tylko wtedy miałem rękawice zimowe, a teraz zwykłe bawełniane, które momentalnie przemokły na wylot. Chwilami musiałem przestać pracować kijkami i chować dłonie w połach sztormiaka, by choć trochę osłonić palce przed wiatrem i odmrożeniem.
W końcu dotarliśmy do żółtego łącznika. A on – jak na złość – pnie się w górę. W górę – w takich warunkach! No ale nie było wyjścia. Każda inna opcja groziła zagubieniem i wychłodzeniem. Tym bardziej, że wiatr i śnieg narastał – wyraźnie widać było, że kulminacja załamania pogody dopiero nadchodzi. Trzeba spieprzać z grani, by ratować życie. W końcu dotarliśmy do niebieskiej zejściówki do Dżumborii, ale ta okazała się rasowym zejściem wysokotatrzańskim ( o czym wspominał Maciej przed wyjazdem ). Karkołomne nachylenie terenu, po zaśnieżonych, oblodzonych kamieniach.
Warunki nie pozwalały nawet na zrobienie jakiejkolwiek fotki. Jeden nieostrożny ruch groził zwichnięciem czy złamaniem. A to w tych warunkach oznaczało zgon, bo na ukraińskie służby ratownicze nie było co liczyć. Tak mi podpowiadała intuicja, a potwierdziło się to kilka godzin później. Jakże przydały by się raki. Ale kto zabiera raki na wrześniową Czarnohorę? Lodowaty wicher narastał, więc chcieliśmy jak najszybciej uciec przed nim w dół. Z drugiej strony: obawa tragicznego w skutkach urazu nakazywała ostrożność. W efekcie: przemierzenie kilkunastokilometrowego odcinka zajęło nam większą część dnia. Gdy dotarliśmy do pierwszej bacówki w dolinie to było ok. 16.00 Tam dziewczyny ogrzały się nieco przy ogniu i odpoczęły trochę, po czym ruszyliśmy dalej w dół.
W trakcie schodzenia napotkaliśmy ukraińskich ratowników górskich. Okazało się, że ten spotkany dnia poprzedniego Ukrainiec przy namiocie wezwał pomoc – spanikował on albo jego dziewczyna. Szli ci ratownicy - nieboraki - bezradni jak niemowlęta pelętając się wokół szlaku. Wypytywali nas o tą parkę bez pojęcia, co dalej robić. Nie daj Boże liczyć na taką pomoc.....
Po jakiejś godzinie dotarliśmy w końcu do wsi Dżumboria. Tam eska ( a nie ja – o zgrozo ) namierzyła pierwszą knajpkę. Ciepłe żarcie, odpoczynek, piwko ). Na dodatek gospodyni naraiła nam nocleg niecałe 200 m dalej.
Na "mecie" błyskawicznie rozpaliliśmy ogień ( z odrobinką dymu ). Potem suszenie przemoczonych łachów, kolacja i zasłużone piffffko
VI Powrót.
Dnia następnego o 7.00 wbiliśmy się w "marszrutkę" do miasteczka Wierchowina. Po drodze do busa dobiła 7-osobowa ekipa z warszawsko-gdańskiego SKPG. Od nich dowiedzieliśmy się, że przebywali tam 10 dni a z tego tylko jeden jedyny dzień był pogodny. To był właśnie ten wtorek, gdy "szczytowaliśmy" na Pip Ivan. Można by rzec: " Trafiło się ślepej kurze ziarno"
Nim minęła godzina: siedzieliśmy w busiku do Tatariw, skąd – po przepysznym śniadanio/obiedzie złapaliśmy busa do Jasinii. Tam też godzina nie minęła, gdy podjechał autobus do Użgorodu. Trochę nas martwiło, że przyjedziemy na miejsce po ostatnim transgranicznym busie na Słowację - co groziło nocnym koczowaniem na ławce przed dworcem - ale na którymś przystanku zauważyliśmy międzynarodowy autokar relacji: Czerniowce – Praha, na czeskich blachach. Zrodzil się chytry plan przejęcia go, ale zabrakło czasu. Odjechalim w siną dal licząć, że spotkamy się znowu w Użgorodzie. Ku naszej rozpaczy czeski autokar minął nas kilka kilometrów przed miastem. Pozostała nadzieja, że dopadniemy go na użgorodzkim dworcu. Dopadliśmy
Teraz trzeba było ubłagać kierowcę, by zechciał nas zabrać. Tu eska odstawiła mistrzostwo swiata – i wkrótce rozsiedliśmy się wygodnie w autokarze o europejskim standardzie. "Cufol" niezwykły – bo ten autokar jeździ tylko raz w tygodniu: akurat w czwartek właśne. Ale żeby nie było za dobrze: trafiliśmy na dzień rygorystycznej kontroli granicznej – i to zarówno po stronie ukraińskiej jak i unijnej. Totalne trzepanie autkaru, bagaży i pasażerów. Koniec końców – do Michailovców dotarliśmy ok. 23.00, gdzie grzecznie czekał na nas samochodzik adamka
Po drodze z Kraka do Bytomia o mało nie przejechałbym na skrzyżowaniu w Krzeszowicach Iw-ony ( "Dziwny jest ten świat" jak śpiewał Niemen ), ale skończyło się pyszną kawą, ciastem i pogaduszkami
.............
Na koniec chcę wyrazić uznanie całej ekipie. Był deszcz, wiatr, chłód, mróz, śnieg. Była kontuzja, błądzenie – i żadnych narzekań. Pełna solidarność grupy. W trudnych warunkach: rozsądek i zimna krew – gdzie niejeden by spanikował.
Gratki dla wszystkich
.............
Ta relacja jest oczywiście daleka od wyczerpania, więc liczę na jej uzupełnienie prze pozostałych uczestników wyprawy.
.............
Czarnohoro - drżyj. Wrócę do Ciebie
Foto adamek:
https://picasaweb.google.com/1082271208 ... zczToSnieg
Foto eska:
https://picasaweb.google.com/1076490863 ... directlink
Foto Joanka:
https://picasaweb.google.com/1166122885 ... 1419092013#
Foto Atina:
https://picasaweb.google.com/1024839862 ... directlink
Ostatnio zmieniony 24 września 2013, 21:46 przez Grochu, łącznie zmieniany 5 razy.
Nieważne: gdzie. Ważne: z kim
"Lepiej się w życiu wygłupiać niż wymądrzać" ( ktoś tam )
"Ludzie są coraz lepsi - w udawaniu coraz lepszych" ( też ktoś tam )
"Lepiej się w życiu wygłupiać niż wymądrzać" ( ktoś tam )
"Ludzie są coraz lepsi - w udawaniu coraz lepszych" ( też ktoś tam )
cholewcia, jedzie człowiek we wrześniu połazić w słońcu, a tutaj wypadałoby bardziej bałwana lepić !
https://picasaweb.google.com/110344506389073663651
http://hanyswpodrozach.blogspot.com/
"Szanowny Prezydencie. Błogosławione łono, które Ciebie nosiło i piersi, które ssałeś"
http://hanyswpodrozach.blogspot.com/
"Szanowny Prezydencie. Błogosławione łono, które Ciebie nosiło i piersi, które ssałeś"
Świynto prowda. Świat się kończyPudelek pisze:cholewcia, jedzie człowiek we wrześniu połazić w słońcu, a tutaj wypadałoby bardziej bałwana lepić !
Nieważne: gdzie. Ważne: z kim
"Lepiej się w życiu wygłupiać niż wymądrzać" ( ktoś tam )
"Ludzie są coraz lepsi - w udawaniu coraz lepszych" ( też ktoś tam )
"Lepiej się w życiu wygłupiać niż wymądrzać" ( ktoś tam )
"Ludzie są coraz lepsi - w udawaniu coraz lepszych" ( też ktoś tam )
wow - warunki Was nie rozpieszczały, ale też nie złamały!więc to jest WASZ sukces:) mnie podobało się to kręcenie..."jak gówno w przerębli" i to, że po raz kolejny zarówno wyprawa jak i relacja są na tyle dynamiczne, że tytuł tych działań powinien brzmieć: "trans", "paranoja", "schizofrenia klimatyczna" - zrzekam się do nich praw
gratuluję wszystkim tych hardych cech charakteru - a Esce życzę zdrówka z nogami (wiedząc jak to jest wędrować z kontuzją...)
gratuluję wszystkim tych hardych cech charakteru - a Esce życzę zdrówka z nogami (wiedząc jak to jest wędrować z kontuzją...)
No nieźle, jednak Czarnohora nie odpuściła... Niezłe przeżycia mieliście. Czułam, że możecie nie mieć lekko z pogodą, patrząc na to, co się u nas działo w tamtym tygodniu, ale żeby aż tak?
W każdym razie gratulacje za wytrwałość!
W każdym razie gratulacje za wytrwałość!
"Navigare necesse est, vivere non est necesse"
www.kuzniapodrozy.pl
www.kuzniapodrozy.pl
Wow, wyprawa z takich do zapamiętania na całe życie. Gratulacje dla Was, zwłaszcza za zachowanie zimnej krwi
"(...) Rozmiłowana, roztęskniona,
Schodzi powoli od miesiąca
Zamykać Tatry w swe ramiona (...)"
https://get.google.com/albumarchive/101 ... 1781546915
Schodzi powoli od miesiąca
Zamykać Tatry w swe ramiona (...)"
https://get.google.com/albumarchive/101 ... 1781546915
Tak to barwnie opisałeś, że zapomniałam obejrzeć zdjęcia na picasie Treść tak dobrze napisana, że wyobraźnia sama wszystko przedstawiaGrochu pisze:Zapomniałem wczoraj podłączyć linki do fotek
"(...) Rozmiłowana, roztęskniona,
Schodzi powoli od miesiąca
Zamykać Tatry w swe ramiona (...)"
https://get.google.com/albumarchive/101 ... 1781546915
Schodzi powoli od miesiąca
Zamykać Tatry w swe ramiona (...)"
https://get.google.com/albumarchive/101 ... 1781546915
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
http://picasaweb.google.com/adamkostur
Za dwadzieścia lat bardziej będziesz żałował tego, czego nie zrobiłeś, niż tego, co zrobiłeś.
Więc odwiąż liny, opuść bezpieczną przystań. Złap w żagle pomyślne wiatry. Podróżuj, śnij, odkrywaj.
http://picasaweb.google.com/adamkostur
Za dwadzieścia lat bardziej będziesz żałował tego, czego nie zrobiłeś, niż tego, co zrobiłeś.
Więc odwiąż liny, opuść bezpieczną przystań. Złap w żagle pomyślne wiatry. Podróżuj, śnij, odkrywaj.
Wow Groszku i cała ekipo wyprawa z przygodami i takie sa najlepsze. Gratuluje szybkiej decyzji o wycofie - czytało się świetnie.
ostatnio oglądałem film z tytułem właśnie takim i nic z niego nie zrozumiałem a tą relację rozumiem - widać radość ekipy i to jest najważniejszeBarbórka pisze:tytuł tych działań powinien brzmieć: "trans"
Czarnohoro - drżyj. Wrócę do Ciebie
policzyłem i wyszło że przeszliśmy 52 km
gdyby nie załamanie pogody to w planie było ok. 75 km
gdyby nie załamanie pogody to w planie było ok. 75 km
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
http://picasaweb.google.com/adamkostur
Za dwadzieścia lat bardziej będziesz żałował tego, czego nie zrobiłeś, niż tego, co zrobiłeś.
Więc odwiąż liny, opuść bezpieczną przystań. Złap w żagle pomyślne wiatry. Podróżuj, śnij, odkrywaj.
http://picasaweb.google.com/adamkostur
Za dwadzieścia lat bardziej będziesz żałował tego, czego nie zrobiłeś, niż tego, co zrobiłeś.
Więc odwiąż liny, opuść bezpieczną przystań. Złap w żagle pomyślne wiatry. Podróżuj, śnij, odkrywaj.
No i koniec Twojej relacji Grochu tak fajnie się czytało, szkoda tych brakujących dni bo mieliście jeszcze sporo do przejścia, ale najważniejszy jest rozsądek i bezpieczeństwo, dlatego brawa za rozwagę i determinację w drodze powrotnejGrochu pisze: Na koniec chcę wyrazić uznanie całej ekipie. Był deszcz, wiatr, chłód, mróz, śnieg. Była kontuzja, błądzenie – i żadnych narzekań. Pełna solidarność grupy. W trudnych warunkach: rozsądek i zimna krew – gdzie niejeden by spanikował.
Gratki dla wszystkich
eska, no nie dałaś czadu;
Grochu pisze:Tam eska ( a nie ja – o zgrozo ) namierzyła pierwszą knajpkę.
Góry upajają. Człowiek uzależniony od nich jest nie do wyleczenia.