2007.12.28 - Kopa Kondracka, Tatry
Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy
2007.12.28 - Kopa Kondracka, Tatry
W piątek, 28 grudnia wybrałyśmy się wraz ze Szpiegiem w Tatry, na Kopę Kondracką.
Zakopane było pełne ludzi, ciężko było gdziekolwiek zaparkować, ruszyć się w którąkolwiek stronę. Pogoda była dobra, niebo leciutko przymglone, ale bezchmurne.
Rozpoczęłyśmy z Kuźnic, w stronę schroniska na Hali Kondratowej, które - jak się potem okazało, ku naszemu zaskoczeniu - było czynne. Ze schroniska ruszyłyśmy w zielonym szlakiem w stronę Przełęczy pod Kopą. Przewidywany czas na dotarcie (1h20 min) wydłużył się do prawie 2h z uwagi na zimowe warunki oraz kiepskie samopoczucie moje i Szpiega: jedna "geniuszka" wyruszyła w drogę z grypą, druga z zapaleniem oskrzeli....
Szlak senso stricte był zasypany, pozostało jedynie podejście zimowe, żlebem, które było w miarę przedeptane. Na wielu odcinkach drogi były utworzone stopnie-schody ze śladów. Śnieg był mocno zmrożony, przewiany.
Kilkukrotnie spotkałyśmy po drodzę narciarzy, narciarzy biegowych, skitourowych i snowboardzistów. Nawet przy samym dojściu na Halę szlak na odcinku kilkunastu metrów był wytyczony inną drogą, z uwagi na trasy zjazdowe.
Po wejściu na Przełęcz zobaczyłyśmy drogowskaz, który był zasypany śniegiem prawie pod same tablice z kierunkami szlaków (na zdjęciu). Dawało to wyobrażenie, ile śniegu było na górze. Sam śnieg był mocno zmrożony, przyczepność była licha, bez raków byłoby bardzo ciężko kontynuować wędrówkę w stronę Kopy. Wiało, jak niepowiemco.
Na szczyt dotarłyśmy po ok. 25 minutach. Po zrobieniu zdjęć i szybkim posileniu się udałyśmy się w stronę Przełęczy Kondarckiej żółtym szlakiem. Było stromo, ślisko, a wokoło dużo nawisów lawinowych po obu stronach grani. Ok 20 minut później byłyśmy na Przełęczy, gdzie posiedziałyśmy chwilę, obserwując przypadkowych turystów w drodze na i z Giewontu. Generalnie, wówczas doszłyśmy ze Szpiegiem do wniosku, że Giewont to taka przypadkowa góra - z przypadkowymi turystami, którzy mają potem problemy z zejściem, tak jak wtedy właśnie, gdzie osoby w półbutach, dżinsach i krótkich kurtkach próbowały zejść z Przełęczy na Halę Kondratową. Cóż, podziękowałyśmy wtedy losowi, że jednak mamy te raki i zaczęłyśmy schodzić w dół. Ciężko, szlak był przedeptany raczej przypadkowo, po kosodrzewinie, która niejednokrotnie blokowała nogi. Po ok. 45 minutach byłyśmy już w schronisku, gdzie poratowała mnie herbatka z cytryną i miodem.
A potem pozostała już droga do Kuźnic, Zakopanego i Krakowa. Niestety, ten ostatni odcinek wydłużył się o prawie godzinę: od wyjazdu z prakingu w Zakopanem do Poronina jechałyśmy z prędkością ok 3 km/h - taki był korek. O dziwo - byłam bardzo spokojna I nawet nie było długiego "r" ;-)
Zakopane było pełne ludzi, ciężko było gdziekolwiek zaparkować, ruszyć się w którąkolwiek stronę. Pogoda była dobra, niebo leciutko przymglone, ale bezchmurne.
Rozpoczęłyśmy z Kuźnic, w stronę schroniska na Hali Kondratowej, które - jak się potem okazało, ku naszemu zaskoczeniu - było czynne. Ze schroniska ruszyłyśmy w zielonym szlakiem w stronę Przełęczy pod Kopą. Przewidywany czas na dotarcie (1h20 min) wydłużył się do prawie 2h z uwagi na zimowe warunki oraz kiepskie samopoczucie moje i Szpiega: jedna "geniuszka" wyruszyła w drogę z grypą, druga z zapaleniem oskrzeli....
Szlak senso stricte był zasypany, pozostało jedynie podejście zimowe, żlebem, które było w miarę przedeptane. Na wielu odcinkach drogi były utworzone stopnie-schody ze śladów. Śnieg był mocno zmrożony, przewiany.
Kilkukrotnie spotkałyśmy po drodzę narciarzy, narciarzy biegowych, skitourowych i snowboardzistów. Nawet przy samym dojściu na Halę szlak na odcinku kilkunastu metrów był wytyczony inną drogą, z uwagi na trasy zjazdowe.
Po wejściu na Przełęcz zobaczyłyśmy drogowskaz, który był zasypany śniegiem prawie pod same tablice z kierunkami szlaków (na zdjęciu). Dawało to wyobrażenie, ile śniegu było na górze. Sam śnieg był mocno zmrożony, przyczepność była licha, bez raków byłoby bardzo ciężko kontynuować wędrówkę w stronę Kopy. Wiało, jak niepowiemco.
Na szczyt dotarłyśmy po ok. 25 minutach. Po zrobieniu zdjęć i szybkim posileniu się udałyśmy się w stronę Przełęczy Kondarckiej żółtym szlakiem. Było stromo, ślisko, a wokoło dużo nawisów lawinowych po obu stronach grani. Ok 20 minut później byłyśmy na Przełęczy, gdzie posiedziałyśmy chwilę, obserwując przypadkowych turystów w drodze na i z Giewontu. Generalnie, wówczas doszłyśmy ze Szpiegiem do wniosku, że Giewont to taka przypadkowa góra - z przypadkowymi turystami, którzy mają potem problemy z zejściem, tak jak wtedy właśnie, gdzie osoby w półbutach, dżinsach i krótkich kurtkach próbowały zejść z Przełęczy na Halę Kondratową. Cóż, podziękowałyśmy wtedy losowi, że jednak mamy te raki i zaczęłyśmy schodzić w dół. Ciężko, szlak był przedeptany raczej przypadkowo, po kosodrzewinie, która niejednokrotnie blokowała nogi. Po ok. 45 minutach byłyśmy już w schronisku, gdzie poratowała mnie herbatka z cytryną i miodem.
A potem pozostała już droga do Kuźnic, Zakopanego i Krakowa. Niestety, ten ostatni odcinek wydłużył się o prawie godzinę: od wyjazdu z prakingu w Zakopanem do Poronina jechałyśmy z prędkością ok 3 km/h - taki był korek. O dziwo - byłam bardzo spokojna I nawet nie było długiego "r" ;-)
Jak zwykle fajne zdjecia
Moolik.Co Szpiek ma na twarzy na pierwszym zdjeciu?
Macie ZdrowieMooliczek pisze:jedna "geniuszka" wyruszyła w drogę z grypą, druga z zapaleniem oskrzeli....
To pewnie z powodu tej grypyMooliczek pisze:I nawet nie było długiego "r" ;-)
Moolik.Co Szpiek ma na twarzy na pierwszym zdjeciu?
I want to fly so high
I want to reach the sky
I want to little pice of heaven
As soon as possible
I want to reach the sky
I want to little pice of heaven
As soon as possible
kurde nigdy tam nie byłem, a ta maska na twarzy to po to żeby grypa się nie rozprzestrzeniała po górach,, pozdrawiamRafalS pisze:Moolik.Co Szpiek ma na twarzy na pierwszym zdjeciu?
jestem strażnikiem snów, błękitnego nieba i bezkresnej przestrzeni , słucham wiatru i odgłosów jesiennego deszczu (tknp),,
- janek.n.p.m
- Członek Klubu
- Posty: 2035
- Rejestracja: 07 października 2007, 12:43
Przyjemnie się oglądało i czytało
"Żaden zjazd przygotowaną trasą narciarską nie dostarcza tak głębokiego przeżycia jak, najkrótsza nawet, narciarska wycieczka. Wystarczy, że zjedziecie na nartach z przygotowanej trasy, a potem w dziewiczym śniegu nakreślicie swój ślad. Jaką radość, jaki entuzjazm wywoła spojrzenie za siebie, na ten ślad na śniegu, na to małe dzieło sztuki!? To może pojąć jedynie sam jego autor". T. Hiebeler
A propos tej pogody w Tatrach. Jak byłem na Sylwka w Terince, Miro /szef Terinki/ mówił, że przez dwa tygodnie mieli pogodę jak w marcu, bo była inwersja i w Smokovcu było -12C, a w górach wysokich nawet do +4 i bezchmurne słoneczne niebo.Szpiek pisze:Pogoda w Tatrach zrypa...zepsula sie juz w pn... bu....
Tak napisałem, coby było...