15.06.2013 r. - Velky Chocz - zrozumiałem
Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy
15.06.2013 r. - Velky Chocz - zrozumiałem
Relację tę dedykuję Han-ce, bo to Hania wskazała mi, że istnieją takie góry.
Winę za wyjazd ponosi Janek, bo postraszył mnie strażnikami w Tatrach.
Wstaję o 1.10, odpalam kompa i czytam zgryźliwą uwagę Janka. Łapię za segregator z mapami Słowacji, a tu wypada ta z Chocske Vrchy. Wołam na Wiesię aby wrzuciła kostiumy i ręczniki do torby. No to heja - trasę mam od miesiąca w głowie !!!
Odpalam autko o 2,20: granica, Wyżny Kubin i w lewo do wioski Osadka, a następnie przecinamy góry do Lucek. Po drodze małe deszczyki ale zaciskam zęby i udaję, że ich nie ma. Ja wiedziałem, że doga przez góry nie będzie łatwa ale ta przerosła moje oczekiwania. Masa zakrętów, mordercze podjazdy i szaleńcze zjazdy to normalka, ale dodatkowo szerokość drogi nie przekracza 5 m !, no i co najmniej połowa pokryta jest jedynie wspomnieniem asfaltu (było to asfaltem jakieś 50 lat temu). Parkujemy w Lucky Kupele przy basenach, śniadanko, na szlak wychodzimy o 6,15.
Najpierw 20 min po asfalcie, jest co prawda dziki parking przy skręcie szlaku z drogi ale wydał nam się bardzo nieprzyjazny (widzieliśmy lokalnego pijaczka). Skręt w lewo i dalej drogą szutrową, Wiesia uczy się prawidłowo posługiwać kijami, łapie w lot i dodaje jej to skrzydeł. Dochodzimy do placu drzewnego, skręt w prawo na scieżkę. Po ostatnich deszczach ścieżka śliska jest niemiłosiernie, widać jak nasi poprzednicy ślizgali się co drugi krok. (Z całej trasy na szczyt 99,5% prowadziło pod górę). Przekraczamy strumień, idziemy wąwozem po kamieniach (dnem mniejszego strumienia), przechodzimy przez drogę szutrową. W połowie drogi, na polanie jest wybudowana nowa wiata, która na pewno zainteresuje Grocha. W wiacie oprócz stołu i trzech szerokich ław jest stryszek z drabiną. Na górze mogą spać ze dwie osoby! Pod warunkiem, że się przytulą !!! Przed wiatą miejsce na ognisko i stare ławki. Gdy wracaliśmy facet z dzieciakami piekł karkóweczkę. Idziemy dalej. Na kolejnej polance otwierają się widoki na skaliste wierchy. Widok zapiera ... (co prawda to nie Tatry ale...). Zaczynają się odcinki ze schodami drewnianymi o wysokości min 30 cm każden. Rośnie już kosówka! Dochodzimy do głazu ubezpieczonego łańcuchem przypiętym do konaru kosówki! Zabłocone buty ślizgają się po gołej skale, ale Wiesia nie odpada. Dochodzimy do przełęczy Vraca i dopiero teraz widzimy właściwy szczyt. Adrenalinka buzuje, za pół godzinki szczytujemy jednocześnie !!! Jest godzina 9,35. Na szczycie przebywamy trochę dłużej od polskich himalaistów. Pogoda jest idealnie zgodna z meteo.pl. Od przeciwnej strony podchodzi para młodych Słowaków, a od naszej para (w maszym wieku) Polaków. Wiecej Polaków tego dnia nie widzieliśmy. Zaczynamy schodzenie, idzie łatwiej niż się spodziewałem, ponieważ szlak obeschł i a glina została udeptana przez nastepców. W trakcie schodzenia mijamy z setkę Słowaków prących na szczyt. Dziwią się co my tam robimy, a ja ciągle tłumaczę, że wstaliśmy wcześniej od nich. Przy autku jesteśmy o 13,30. jemy coś (restauracja zarezerwowana a w pobliżu nic innego nie ma) i idziemy do wód. Tzw. Aqua Park jest maleńki ale urokliwy. Prawie sami Słowacy, trochę Czechów, pojedzyńczy Niemcy i my. Baseny mają powierzchnię 23 x 10 m, z tego część wydzielona z wodą siarkową. Głebokość do 1,25 m, mnóstwo atrakcji, np. rwąca rzeka o średnicy 2 m, łóżka z bąbelkami (ulubione Wiesi), bicze wodne, deszczownica, inne bąbelki. Nie ma możliwości pływania. Jest sauna oddzielna sauna (niby fińska ale automatycznie polewana wodą i dwie parowe) ale bez zimnego basenu, pozostaje tylko schładzanie przez polewanie. Wypoczywalnia ma szklaną ścianę na zewnątrz obiektu !!!, a jednak wychodzac sprawdziłem i jest ona nieprzezroczysta od zewnątrz. Od środka musi robić zimą wrażenie. Po wyjściu kupujemy w kiosku świeżutki owczy ser (biały), wypijamy owczy jogurt i o 17,20 startujemy do domu, gdzie meldujemy się o 20,20. Przejechaliśmy 390 km, podeszliśmy 1000m, spędzilismy w górach (woda to tez góry) 12 godzin. Zabrakło czasu na Kalameny, tzn. przyjedziemy tu jeszcze! :>
Fotki osobno.
Winę za wyjazd ponosi Janek, bo postraszył mnie strażnikami w Tatrach.
Wstaję o 1.10, odpalam kompa i czytam zgryźliwą uwagę Janka. Łapię za segregator z mapami Słowacji, a tu wypada ta z Chocske Vrchy. Wołam na Wiesię aby wrzuciła kostiumy i ręczniki do torby. No to heja - trasę mam od miesiąca w głowie !!!
Odpalam autko o 2,20: granica, Wyżny Kubin i w lewo do wioski Osadka, a następnie przecinamy góry do Lucek. Po drodze małe deszczyki ale zaciskam zęby i udaję, że ich nie ma. Ja wiedziałem, że doga przez góry nie będzie łatwa ale ta przerosła moje oczekiwania. Masa zakrętów, mordercze podjazdy i szaleńcze zjazdy to normalka, ale dodatkowo szerokość drogi nie przekracza 5 m !, no i co najmniej połowa pokryta jest jedynie wspomnieniem asfaltu (było to asfaltem jakieś 50 lat temu). Parkujemy w Lucky Kupele przy basenach, śniadanko, na szlak wychodzimy o 6,15.
Najpierw 20 min po asfalcie, jest co prawda dziki parking przy skręcie szlaku z drogi ale wydał nam się bardzo nieprzyjazny (widzieliśmy lokalnego pijaczka). Skręt w lewo i dalej drogą szutrową, Wiesia uczy się prawidłowo posługiwać kijami, łapie w lot i dodaje jej to skrzydeł. Dochodzimy do placu drzewnego, skręt w prawo na scieżkę. Po ostatnich deszczach ścieżka śliska jest niemiłosiernie, widać jak nasi poprzednicy ślizgali się co drugi krok. (Z całej trasy na szczyt 99,5% prowadziło pod górę). Przekraczamy strumień, idziemy wąwozem po kamieniach (dnem mniejszego strumienia), przechodzimy przez drogę szutrową. W połowie drogi, na polanie jest wybudowana nowa wiata, która na pewno zainteresuje Grocha. W wiacie oprócz stołu i trzech szerokich ław jest stryszek z drabiną. Na górze mogą spać ze dwie osoby! Pod warunkiem, że się przytulą !!! Przed wiatą miejsce na ognisko i stare ławki. Gdy wracaliśmy facet z dzieciakami piekł karkóweczkę. Idziemy dalej. Na kolejnej polance otwierają się widoki na skaliste wierchy. Widok zapiera ... (co prawda to nie Tatry ale...). Zaczynają się odcinki ze schodami drewnianymi o wysokości min 30 cm każden. Rośnie już kosówka! Dochodzimy do głazu ubezpieczonego łańcuchem przypiętym do konaru kosówki! Zabłocone buty ślizgają się po gołej skale, ale Wiesia nie odpada. Dochodzimy do przełęczy Vraca i dopiero teraz widzimy właściwy szczyt. Adrenalinka buzuje, za pół godzinki szczytujemy jednocześnie !!! Jest godzina 9,35. Na szczycie przebywamy trochę dłużej od polskich himalaistów. Pogoda jest idealnie zgodna z meteo.pl. Od przeciwnej strony podchodzi para młodych Słowaków, a od naszej para (w maszym wieku) Polaków. Wiecej Polaków tego dnia nie widzieliśmy. Zaczynamy schodzenie, idzie łatwiej niż się spodziewałem, ponieważ szlak obeschł i a glina została udeptana przez nastepców. W trakcie schodzenia mijamy z setkę Słowaków prących na szczyt. Dziwią się co my tam robimy, a ja ciągle tłumaczę, że wstaliśmy wcześniej od nich. Przy autku jesteśmy o 13,30. jemy coś (restauracja zarezerwowana a w pobliżu nic innego nie ma) i idziemy do wód. Tzw. Aqua Park jest maleńki ale urokliwy. Prawie sami Słowacy, trochę Czechów, pojedzyńczy Niemcy i my. Baseny mają powierzchnię 23 x 10 m, z tego część wydzielona z wodą siarkową. Głebokość do 1,25 m, mnóstwo atrakcji, np. rwąca rzeka o średnicy 2 m, łóżka z bąbelkami (ulubione Wiesi), bicze wodne, deszczownica, inne bąbelki. Nie ma możliwości pływania. Jest sauna oddzielna sauna (niby fińska ale automatycznie polewana wodą i dwie parowe) ale bez zimnego basenu, pozostaje tylko schładzanie przez polewanie. Wypoczywalnia ma szklaną ścianę na zewnątrz obiektu !!!, a jednak wychodzac sprawdziłem i jest ona nieprzezroczysta od zewnątrz. Od środka musi robić zimą wrażenie. Po wyjściu kupujemy w kiosku świeżutki owczy ser (biały), wypijamy owczy jogurt i o 17,20 startujemy do domu, gdzie meldujemy się o 20,20. Przejechaliśmy 390 km, podeszliśmy 1000m, spędzilismy w górach (woda to tez góry) 12 godzin. Zabrakło czasu na Kalameny, tzn. przyjedziemy tu jeszcze! :>
Fotki osobno.
Sam możesz wybierać los, zrozum to, wejdź na szczyt! - Adam Sikorski
NORMALNOŚĆ TO ILUZJA. TO CO JEST NORMALNE DLA PAJĄKA ... JEST CHAOSEM DLA MUCHY - Morticia Addams
NORMALNOŚĆ TO ILUZJA. TO CO JEST NORMALNE DLA PAJĄKA ... JEST CHAOSEM DLA MUCHY - Morticia Addams
Uchuchu, Andrzej, znowu przegoniłeś Wiesię po górach, to jest kobieta jak skała! Dobrze, że miała nagrodę w postaci basenów
Czekam na fotki.
Czekam na fotki.
"(...) Rozmiłowana, roztęskniona,
Schodzi powoli od miesiąca
Zamykać Tatry w swe ramiona (...)"
https://get.google.com/albumarchive/101 ... 1781546915
Schodzi powoli od miesiąca
Zamykać Tatry w swe ramiona (...)"
https://get.google.com/albumarchive/101 ... 1781546915
Zaskoczyłeś mnie, Andrzeju. Bardzo mi miło, dziękuję :> .Jędral pisze:Relację tę dedykuję Han-ce
Mam trochę zaległości i Twoją relację przeczytałam dopiero teraz.
Może nie powinnam się do tego publicznie przyznawać, ale sama jeszcze nie dotarłam na W.Chocza - ciągle jest w planach.
"...A przed nami nowe życia połoniny, blaski oraz cienie, szczyty i doliny.
Niech nie gaśnie ogień na polanie, złe niech znika, dobre niech zostanie ..."
Niech nie gaśnie ogień na polanie, złe niech znika, dobre niech zostanie ..."