16-17.02.2013 r. - Góry Stołowe - weekend w Sudetach
: 18 lutego 2013, 20:45
Wraz z ekipą Marka65 i Barbórką udajemy się późną nocą w Góry Stołowe. Zaraz za Kłodzkiem ma do nas dołączyć Robert J, który niezłomnie dociera do nas na rowerze. Umawiamy się na stacji benzynowej PKN Orlen w Kłodzku, niestety okazuje się, że jest ich w obrębie kilka i czekamy na siebie w różnych miejscach. W końcu pojawia się Robert, zgarniamy go do busa i udajemy się do Złotna, skąd zaczynamy zwiedzać Góry Stołowe. Niestety trochę pomąciliśmy szlaki, bo zamiast udać się bezpośrednio do czerwonego szlaku, to z żółtego skręcamy za wcześnie na zielony i tym sposobem idziemy przez długi czas wspaniałym lasem bez widoków – Urwiskiem Batorowskim. Aby skierować się do Skalnych Grzybów, które są naszym celem na dziś, kierujemy się teraz niebieskim szlakiem a potem znów żółtym. Robert J uświadamia nas, że nie należy niszczyć śladów dla narciarzy, dlatego staramy się iść jedną stroną, choć w 12-osobowej grupie nie jest to łatwe. Po drodze mijamy zawodników III Międzynarodowego Biegu Narciarskiego im. Franciszka Pabla (a raczej to oni nas mijają). Na czerwonym szlaku Grzybów Skalnych, w miejscu, gdzie stoi skalna brama wiele osób pozuje do zdjęć, zwłaszcza w podskokach. Pełną dokumentację tej chwili na pewno posiada Robert. Kiedy przekraczamy Drogę Stu Zakrętów atrakcyjność czerwonego szlaku momentalnie spada. Z początku cała grupa była zdecydowana, by pójść jeszcze do Pasterki, gdzie na zlocie sudeckiego forum mają być Pudelek, buba, ecowarrior, po długim wędrowaniu zapał jednak mocno osiada. W międzyczasie odbieram telefon od PiotrkaP, który martwi się o nas, gdyż na Szczelińcu w Piekiełku zdarzył się wypadek i trwa akcja ratunkowa GOPR-u.
Jako, że jest wczesna pora wraz z Robertem J, już tylko we dwójkę, udajemy się żółtym szlakiem do Pasterki. Naszym oczom ukazują się wspaniałe skały zwane Ściankami. Towarzyszą nam one przez dłuższy czas, a może ten czas wydłużył się dlatego, gdyż aż żal było nie robić zdjęć. Coraz bardziej zbliżając się do Pasterki, zaczyna spowijać nas mgła, powodując niesamowite wrażenie jak z thrillera. Zastanawiamy się czy w schronisku są już nasi znajomi, widzimy po samochodach, że tak. Przyjęto nas bardzo miło, nie mija chwila i już są dla nas miejsca przy stole, byśmy mogli się posilić. Okazuje się, że pójście do Pasterki to bardzo dobra decyzja, bo na Szczelińcu jedzenia brak… Poza tym grupa sudecka ma w planie wejść na Szczeliniec z pochodniami, dlatego bez większych protestów czekamy na nią, dogadzając sobie czeskim piwem Opat i innymi napojami na wzmocnienie. Wejście na Szczeliniec żółtym szlakiem jest bardzo strome i ślizgamy się konkretnie, ale dzięki temu nastrój z każdą minutą jest coraz lepszy. Mi samej parę razy zdarza się w ześlizgu usiąść koledze idącemu za mną na głowie, jednak kolega nie protestował, a sam będąc w opałach łapał mnie za nogę. Trzeba sobie w trudach jakoś radzić. Na szczycie Szczelińca czeka nas kolejna niespodzianka, bo grupa sudecka przygotowała lampiony i szczęśliwie otrzymuję jeden, by puścić swoje marzenie w przestworza (przy okazji przypaliłam sobie palec). Wreszcie udajemy się do schroniska, gdzie sudeckie forum ma okazję poznać naszą ekipę. Długo jednak nie bawimy razem, bo naszym gościom śpieszy się do pasterkowego baru (ciekawe czy zdążyli). Sami też niebawem udajemy się do łóżek.
Z rana czeka nas niemiła niespodzianka, gdyż pan schroniskowy nie kwapi się do otworzenia baru, a wiele osób chce kupić coś na śniadanie. Przez to schronisko opuszczamy grubo po 10-tej i tracimy szansę na widoki, które pokazały się wcześnie rano. Szlak na Szczeliniec Wielki jest nieczynny, ale można go zwiedzić na własną odpowiedzialność – co to znaczy? Chodzi o to, że jest bardzo ślisko na szlaku i o uraz nie trudno, raczej nie należy chodzić tam w tenisówkach, czy szpilkach. Mimo to, spotykamy na szlaku turystów bez czapek, w lekkich kurtkach, w adidasach, w zamszowych kozaczkach. Szczerze mówiąc jestem pełna podziwu, że się nie połamali (tak jak pani dnia poprzedniego). My uzbrojeni w raczki, udajemy się do Piekiełka. Zejście jest naprawdę bardzo śliskie, o upadek nie trudno (sama takowy zaliczam, ale nic dramatycznego się nie stało). Wyjście z Piekiełka daje też moc wrażeń, a wciąganie się po łańcuchach (przynajmniej mi) daje lekki wycisk. Drogą okrężną udajemy się po nasze plecaki, które zostały w Niebie. Po bardzo mozolnym zejściu ze Szczelińca Wielkiego, przez Karłów udajemy się do Błędnych Skał, gdzie nagrywano „Opowieści z Narnii”. Tutaj szlak też jest nieczynny, ale tak jak poprzednio, można na niego wejść na własną odpowiedzialność, a jest on dużo prostszy niż ten na Szczelińcu. Tutaj za to jest wiele miejsc, przez które trzeba się przeciskać, czasami trzeba zdjąć plecak albo przejść na czworaka. Daje nam to dużo frajdy. Przy charakterystycznej Kurzej Stopce robimy pamiątkowe grupowe zdjęcie. Zaraz za Kurzą Stopką mijamy skałę o nazwie Kasa, gdzie zmieścić mogą się tylko bardzo szczupłe osoby (mi się wydaje, że tego mogą dokonać tylko małe dzieci), potem są łodzie podwodne i dalej koń, na którym zwykle każdy robi sobie pamiątkowe zdjęcie. Udajemy się dalej czerwonym szlakiem do Kudowy-Zdrój. Kończąc szlak w Błędnych Skałach atrakcyjność szlaku znów opada, idzie się po prostu lasem. W Kudowie-Zdrój całą grupą udajemy się do czeskiej restauracji Zdrojowa, gdzie posilamy się przed długą drogą powrotną. Robert jeszcze ma przed sobą ponad 60 km trasy na rowerze. Chyba nikt mu nie zazdrości, ale Robert dociera do domu ponad 3 godziny przed nami. My do Warszawy dojeżdżamy parę minut po 2.
Wrażenia po tym wyjeździe – niesamowite. Humory dopisywały nam nieustannie i dzięki temu nawet mocno nie narzekaliśmy, że nie ma zbyt rozległych widoków. Cieszyliśmy się swoim towarzystwem a przy okazji poznaliśmy nowe pasmo górskie. Dzięki Robertowi nie zgubiliśmy się i wiedzieliśmy jakie szlaki wybierać. Gorąco polecam odwiedzenie Gór Stołowych zimą, plusy są tego takie, że turystów jest bardzo mało, a poza tym przy czołganiu się między skałami nie upaprzemy się po pas.
Linki do galerii ze zdjęciami:
Malgo: http://picasaweb.google.com/10180255378 ... Lutego2013
Robert J: https://picasaweb.google.com/cyklista17 ... directlink
Barbórka: https://picasaweb.google.com/1165457065 ... rK-89PObHg
mark65: https://picasaweb.google.com/1055905443 ... ryStoOwe02#
Jako, że jest wczesna pora wraz z Robertem J, już tylko we dwójkę, udajemy się żółtym szlakiem do Pasterki. Naszym oczom ukazują się wspaniałe skały zwane Ściankami. Towarzyszą nam one przez dłuższy czas, a może ten czas wydłużył się dlatego, gdyż aż żal było nie robić zdjęć. Coraz bardziej zbliżając się do Pasterki, zaczyna spowijać nas mgła, powodując niesamowite wrażenie jak z thrillera. Zastanawiamy się czy w schronisku są już nasi znajomi, widzimy po samochodach, że tak. Przyjęto nas bardzo miło, nie mija chwila i już są dla nas miejsca przy stole, byśmy mogli się posilić. Okazuje się, że pójście do Pasterki to bardzo dobra decyzja, bo na Szczelińcu jedzenia brak… Poza tym grupa sudecka ma w planie wejść na Szczeliniec z pochodniami, dlatego bez większych protestów czekamy na nią, dogadzając sobie czeskim piwem Opat i innymi napojami na wzmocnienie. Wejście na Szczeliniec żółtym szlakiem jest bardzo strome i ślizgamy się konkretnie, ale dzięki temu nastrój z każdą minutą jest coraz lepszy. Mi samej parę razy zdarza się w ześlizgu usiąść koledze idącemu za mną na głowie, jednak kolega nie protestował, a sam będąc w opałach łapał mnie za nogę. Trzeba sobie w trudach jakoś radzić. Na szczycie Szczelińca czeka nas kolejna niespodzianka, bo grupa sudecka przygotowała lampiony i szczęśliwie otrzymuję jeden, by puścić swoje marzenie w przestworza (przy okazji przypaliłam sobie palec). Wreszcie udajemy się do schroniska, gdzie sudeckie forum ma okazję poznać naszą ekipę. Długo jednak nie bawimy razem, bo naszym gościom śpieszy się do pasterkowego baru (ciekawe czy zdążyli). Sami też niebawem udajemy się do łóżek.
Z rana czeka nas niemiła niespodzianka, gdyż pan schroniskowy nie kwapi się do otworzenia baru, a wiele osób chce kupić coś na śniadanie. Przez to schronisko opuszczamy grubo po 10-tej i tracimy szansę na widoki, które pokazały się wcześnie rano. Szlak na Szczeliniec Wielki jest nieczynny, ale można go zwiedzić na własną odpowiedzialność – co to znaczy? Chodzi o to, że jest bardzo ślisko na szlaku i o uraz nie trudno, raczej nie należy chodzić tam w tenisówkach, czy szpilkach. Mimo to, spotykamy na szlaku turystów bez czapek, w lekkich kurtkach, w adidasach, w zamszowych kozaczkach. Szczerze mówiąc jestem pełna podziwu, że się nie połamali (tak jak pani dnia poprzedniego). My uzbrojeni w raczki, udajemy się do Piekiełka. Zejście jest naprawdę bardzo śliskie, o upadek nie trudno (sama takowy zaliczam, ale nic dramatycznego się nie stało). Wyjście z Piekiełka daje też moc wrażeń, a wciąganie się po łańcuchach (przynajmniej mi) daje lekki wycisk. Drogą okrężną udajemy się po nasze plecaki, które zostały w Niebie. Po bardzo mozolnym zejściu ze Szczelińca Wielkiego, przez Karłów udajemy się do Błędnych Skał, gdzie nagrywano „Opowieści z Narnii”. Tutaj szlak też jest nieczynny, ale tak jak poprzednio, można na niego wejść na własną odpowiedzialność, a jest on dużo prostszy niż ten na Szczelińcu. Tutaj za to jest wiele miejsc, przez które trzeba się przeciskać, czasami trzeba zdjąć plecak albo przejść na czworaka. Daje nam to dużo frajdy. Przy charakterystycznej Kurzej Stopce robimy pamiątkowe grupowe zdjęcie. Zaraz za Kurzą Stopką mijamy skałę o nazwie Kasa, gdzie zmieścić mogą się tylko bardzo szczupłe osoby (mi się wydaje, że tego mogą dokonać tylko małe dzieci), potem są łodzie podwodne i dalej koń, na którym zwykle każdy robi sobie pamiątkowe zdjęcie. Udajemy się dalej czerwonym szlakiem do Kudowy-Zdrój. Kończąc szlak w Błędnych Skałach atrakcyjność szlaku znów opada, idzie się po prostu lasem. W Kudowie-Zdrój całą grupą udajemy się do czeskiej restauracji Zdrojowa, gdzie posilamy się przed długą drogą powrotną. Robert jeszcze ma przed sobą ponad 60 km trasy na rowerze. Chyba nikt mu nie zazdrości, ale Robert dociera do domu ponad 3 godziny przed nami. My do Warszawy dojeżdżamy parę minut po 2.
Wrażenia po tym wyjeździe – niesamowite. Humory dopisywały nam nieustannie i dzięki temu nawet mocno nie narzekaliśmy, że nie ma zbyt rozległych widoków. Cieszyliśmy się swoim towarzystwem a przy okazji poznaliśmy nowe pasmo górskie. Dzięki Robertowi nie zgubiliśmy się i wiedzieliśmy jakie szlaki wybierać. Gorąco polecam odwiedzenie Gór Stołowych zimą, plusy są tego takie, że turystów jest bardzo mało, a poza tym przy czołganiu się między skałami nie upaprzemy się po pas.
Linki do galerii ze zdjęciami:
Malgo: http://picasaweb.google.com/10180255378 ... Lutego2013
Robert J: https://picasaweb.google.com/cyklista17 ... directlink
Barbórka: https://picasaweb.google.com/1165457065 ... rK-89PObHg
mark65: https://picasaweb.google.com/1055905443 ... ryStoOwe02#