29-30.12.2012 r. - Beskid Śląski - Zachód słońca na Baraniej
: 02 stycznia 2013, 19:52
Kilka dni przed Sylwestrem na forum zaczęto wrzucać górskie podsumowania 2012 roku. Tez już powoli robiłem w głowie moje podsumowanie, ale w czwartek prognozy na weekend były optymistyczne.... Zbyt optymistyczne by nie pojechać w góry
Sobota 29.12
Przed 10 jesteśmy w Wiśle. Łapiemy stopa pod Nową Osadę i dalej idziemy pieszo nad zaporę. Stamtąd żółtym szlakiem kierujemy się na Cieńków. Z dziką satysfakcją wyprzedzamy grupę ludzi, która idzie z kilkuletnimi dziećmi. Wzrokiem wodzimy po okolicznych szczytach w poszukiwaniu śniegu- wygląda to licho. Przy stacji narciarskiej grzejemy się w promieniach słońca. Można odnieść wrażenie, że to już kwiecień, a jeszcze nie ma (wtedy nie było) stycznia. Po skonsumowaniu poświątecznych smakołyków ruszam dalej. Nigdy nie szedłem jeszcze tym szlakiem. Wrażenia, jak najbardziej pozytywne. Dochodzimy na Gawlas. Tam już śniegu znacznie więcej. Po chwili widzimy przed nami Tatry, które są jak na wyciągnięcie dłoni. Śnieg ubity, idzie się fajnie. Tak fajnie, że dopiero po jakimś czasie obracamy się i zauważamy, że... za Czantorią widać Sudety. Takiej widoczności się nie spodziewaliśmy Ok. 15:30 jesteśmy na Baraniej. Beskid Żywiecki, Tatry, Mała Fatra, Beskid Śląsko-Morawski, Jesioniki... Wszędzie góry! Mnóstwo zdjęć, ale z racji tego, że każdy miał tylko jedną parę rękawiczek schodzimy na dół. Robimy popas i dopiero po 15 min. znowu wchodzimy na wieżę. Plujemy sobie w brodę, że nie zabraliśmy więcej rękawiczek. Znowu (po wschodzie na Babiej było to samo) obiecuje sobie kupno porządnych rękawic na zimę. Ręce odmawiają posłuszeństwa, jednak udaje nam się wytrzymać do samego zachodu. Schodzimy do schroniska. Po 30 min. przerwy idziemy już na Pietraszonkę. W chatce meldujemy się ok. 17:30.
Niedziela 30.12
Chatkę opuszczamy po 8 i kierujemy się, na skróty, w kierunku Gańczorki do niebieskiego szlaku. Podchodzimy pod skałki cały czas idąc śladami. Ślady kończą się przy jaskini. Na powrót nie chcemy tracić czasu, więc trawersujemy zbocze. Miejsce bardzo dobre na wypróbowanie nowych raków, które niestety zostały w domu. Wchodzimy na grzbiet i postanawiamy iść znowu na skróty, licząc, że dojdziemy do niebieskiego szlaku. Niestety nie udaje nam się to i schodzimy przecinką do doliny. Podchodzić nam się nie chce więc idziemy doliną. Po każdej przewrotce na lodzie, przed oczami stają mi raki leżące na półce w domu... A niby to tylko Beskidy... Decydujemy się odbić w las w kierunku Ochodzitej. Dochodzimy do przysiółku, a stamtąd 20 min. ostrego podejścia przecinką na szczyt Tyniok. Wreszcie wyłania się Ochodzita. Idziemy „lodowymi” polami do niebieskiego szlaku. Później już asfaltem pod Ochodzitą. Na szczycie jesteśmy po 3,5 godzinie od wyjścia z chatki... Według mapy, szlakiem bylibyśmy tam po 2 godzinach Widoczność już niestety nie ta sama, co dnia poprzedniego. Szybko robimy kilka zdjęć i schodzimy do Koniakowa na autobus, którym dojeżdżamy do Istebnej. Niestety nie ma żadnego autobusu do Jaworzynki, a dreptanie 6 km nam się nie uśmiecha. Próbujemy łapać stopa. Udaje się to po niecałych 10 min. Facet, który jedzie na narty na Słowację podrzuca nas do samej Jaworzynki Spacerek asfaltem na Trójstyk. Zastanawiamy się w jakim kraju zjeść sobie lunch. Słowacja swoim zagospodarowaniem wygrywa z Polską i Czechami. Powrót do Jaworzynki tą samą drogą. Autobusu żadnego do Istebnej nie ma, więc dreptamy pieszo. Ruch znikomy, a w dodatku w trójkę ciężko złapać stopa. Szczęście jednak dalej nam dopisuje Po przejściu 200 m. zatrzymuje się chłopak, który podrzuca nas do Istebnej. Takiego farta w dostaniu i wydostaniu się z Jaworzynki się nie spodziewaliśmy Idziemy na przystanek i po 20 min. mamy autobus do Ustronia. Tam po przyjeździe czekamy 10 min. na autobus do Skoczowa.
Zdjęcia:
https://picasaweb.google.com/1097710177 ... yk29301212#
Sobota 29.12
Przed 10 jesteśmy w Wiśle. Łapiemy stopa pod Nową Osadę i dalej idziemy pieszo nad zaporę. Stamtąd żółtym szlakiem kierujemy się na Cieńków. Z dziką satysfakcją wyprzedzamy grupę ludzi, która idzie z kilkuletnimi dziećmi. Wzrokiem wodzimy po okolicznych szczytach w poszukiwaniu śniegu- wygląda to licho. Przy stacji narciarskiej grzejemy się w promieniach słońca. Można odnieść wrażenie, że to już kwiecień, a jeszcze nie ma (wtedy nie było) stycznia. Po skonsumowaniu poświątecznych smakołyków ruszam dalej. Nigdy nie szedłem jeszcze tym szlakiem. Wrażenia, jak najbardziej pozytywne. Dochodzimy na Gawlas. Tam już śniegu znacznie więcej. Po chwili widzimy przed nami Tatry, które są jak na wyciągnięcie dłoni. Śnieg ubity, idzie się fajnie. Tak fajnie, że dopiero po jakimś czasie obracamy się i zauważamy, że... za Czantorią widać Sudety. Takiej widoczności się nie spodziewaliśmy Ok. 15:30 jesteśmy na Baraniej. Beskid Żywiecki, Tatry, Mała Fatra, Beskid Śląsko-Morawski, Jesioniki... Wszędzie góry! Mnóstwo zdjęć, ale z racji tego, że każdy miał tylko jedną parę rękawiczek schodzimy na dół. Robimy popas i dopiero po 15 min. znowu wchodzimy na wieżę. Plujemy sobie w brodę, że nie zabraliśmy więcej rękawiczek. Znowu (po wschodzie na Babiej było to samo) obiecuje sobie kupno porządnych rękawic na zimę. Ręce odmawiają posłuszeństwa, jednak udaje nam się wytrzymać do samego zachodu. Schodzimy do schroniska. Po 30 min. przerwy idziemy już na Pietraszonkę. W chatce meldujemy się ok. 17:30.
Niedziela 30.12
Chatkę opuszczamy po 8 i kierujemy się, na skróty, w kierunku Gańczorki do niebieskiego szlaku. Podchodzimy pod skałki cały czas idąc śladami. Ślady kończą się przy jaskini. Na powrót nie chcemy tracić czasu, więc trawersujemy zbocze. Miejsce bardzo dobre na wypróbowanie nowych raków, które niestety zostały w domu. Wchodzimy na grzbiet i postanawiamy iść znowu na skróty, licząc, że dojdziemy do niebieskiego szlaku. Niestety nie udaje nam się to i schodzimy przecinką do doliny. Podchodzić nam się nie chce więc idziemy doliną. Po każdej przewrotce na lodzie, przed oczami stają mi raki leżące na półce w domu... A niby to tylko Beskidy... Decydujemy się odbić w las w kierunku Ochodzitej. Dochodzimy do przysiółku, a stamtąd 20 min. ostrego podejścia przecinką na szczyt Tyniok. Wreszcie wyłania się Ochodzita. Idziemy „lodowymi” polami do niebieskiego szlaku. Później już asfaltem pod Ochodzitą. Na szczycie jesteśmy po 3,5 godzinie od wyjścia z chatki... Według mapy, szlakiem bylibyśmy tam po 2 godzinach Widoczność już niestety nie ta sama, co dnia poprzedniego. Szybko robimy kilka zdjęć i schodzimy do Koniakowa na autobus, którym dojeżdżamy do Istebnej. Niestety nie ma żadnego autobusu do Jaworzynki, a dreptanie 6 km nam się nie uśmiecha. Próbujemy łapać stopa. Udaje się to po niecałych 10 min. Facet, który jedzie na narty na Słowację podrzuca nas do samej Jaworzynki Spacerek asfaltem na Trójstyk. Zastanawiamy się w jakim kraju zjeść sobie lunch. Słowacja swoim zagospodarowaniem wygrywa z Polską i Czechami. Powrót do Jaworzynki tą samą drogą. Autobusu żadnego do Istebnej nie ma, więc dreptamy pieszo. Ruch znikomy, a w dodatku w trójkę ciężko złapać stopa. Szczęście jednak dalej nam dopisuje Po przejściu 200 m. zatrzymuje się chłopak, który podrzuca nas do Istebnej. Takiego farta w dostaniu i wydostaniu się z Jaworzynki się nie spodziewaliśmy Idziemy na przystanek i po 20 min. mamy autobus do Ustronia. Tam po przyjeździe czekamy 10 min. na autobus do Skoczowa.
Zdjęcia:
https://picasaweb.google.com/1097710177 ... yk29301212#