01.01-31.12.2012 r. - Podsumowanie 2012

Relacje z górskich wypraw i innych wyjazdów oraz imprez forumowiczów. Ten dział jest przeznaczony dla osób, które chcą opisać swoje relacje i/lub pokazać zdjęcia ze spotkań nie będących Klubowym Zjazdem lub Górską Wycieczką Klubową.

Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy

Awatar użytkownika
Mosorczyk
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 454
Rejestracja: 04 grudnia 2006, 11:45
Kontakt:

01.01-31.12.2012 r. - Podsumowanie 2012

Post autor: Mosorczyk » 30 grudnia 2012, 19:43

Jako, że bardzo lubię wszelkiego typu podsumowania, bo pozwalają nie tylko raz jeszcze przypomnieć sobie to, co najlepsze, ale również takie zebranie myśli pozwala wyciągać wnioski – cieszyć się tym, co się udało i pomyśleć nad tym, co się nie udało. Właśnie taki ostatni dzień w roku jest dla mnie możliwością rozmyślania nad tym wszystkim.
Sezon 2012 rozpocząłem niezwykle późno, bo nie pamiętam ani jednej przechadzki zimowej. Pomimo tygodniowych mrozów trafił nam się największy nawał pracy w historii zakładu, więc o jakimkolwiek wyjeździe mogłem zapomnieć. Słowo 'urlop' nie istniało... Dopiero okres dni wolnych w maju umożliwił mi rozpoczęcie tak długo oczekiwanego sezonu górskiego. Jak to się zaczęło?*

9 kwietnia 2012 – Próba wejścia na Wołowiec zimą – czwarty raz nieudana!

Podczas tego wyjazdu po raz czwarty próbowałem w zimie wejść na Wołowiec. Dotychczas mi się to nie udawało – myślałem, że w końcu przełamię złą passę. Ciągle zdmuchiwał mnie zbyt mocny wiatr, dlatego nigdy nie udało mi się do zdobyć, pomimo, że zdobywałem znacznie trudniejsze szczyty zimą jak Kozi Wierch, Starorobociański Wierch czy Rysy od polskiej strony. Był to jeden z wyjazdów pod tytułem ‘wycof’. Oczywiście wiedzieliśmy, że pogoda nie będzie stabilna, ale 4 miesiące bez gór to już było zdecydowanie za dużo!

Obrazek Obrazek Obrazek
Obrazek Obrazek Obrazek
Obrazek Obrazek Obrazek

Za pierwszy dzień uznałem 1 majowe wyjście z Otylią i jej siostrą – Anią.

*(Niebieskie tytuły oznaczają linki do relacji na tym forum)

1 maja 2012 - Apacze na szlaku - Stożek, Beskid Śląski.

Naszym celem było przejście znanej nam już trasy Wisła Głębce – Kiczory – Stożek – Soszów – Wisła Jawornik. Pomimo, że to już nasze 14. spotkanie, to jak zwykle cieszyłem się z tego wyjścia, bo mogłem tak wiele porozmawiać z Wami! Nie ukrywam, że bardzo lubię Wasze towarzystwo i dlatego tak wiele razy udaje nam się spotykać. Może dla mnie to nie były jakieś wybitne góry, ale liczyło się towarzystwo i to, że po tak długiej przerwie trzeba było się gdzieś ruszyć.

Obrazek Obrazek Obrazek
Obrazek Obrazek Obrazek
Obrazek Obrazek Obrazek

3 maja 2012 – Wyrypa Beskidzka

Jako, że do pracy chodziliśmy w kratkę to za każdym dniem wolnym musiałem wracać do pracy i ponownie wracać w góry. Z tego powodu chciałem koniecznie zobaczyć ile pozostało jeszcze mi ubiegłorocznej formy. Wytyczyłem sobie 13h 30min szlak na który miałem zaledwie 7h 50min. Koniecznie chciałem się sprawdzić, czy się wyrobię – do tego celu wybrałem niewidokową trasę i bardzo mocno zniszczoną w wyższych partiach – taki typowy marsz na tempo, żebym nie miał czego żałować. Ta trasa to: Równica – Orłowa – Trzy Kopce – Przełęcz Salmopolska – Malinowska Skała – Gawlas – Cieńsków Wyszni – Wisła Czarne - Wisła Centrum. Udało się, bo do pociągu pozostało mi… 50min! Uznałem, że kondycja została, więc pora na wyższe góry!

Obrazek Obrazek Obrazek
Obrazek Obrazek Obrazek
Obrazek Obrazek Obrazek

5 maja 2012Łowcy Mórz – Otwarcie sezonu.

Już w poprzednim roku postanowiłem, że założę grupę, która będzie specjalizowała się w wyszukiwaniu ‘mórz chmur’ na podstawie zbieranych danych i ich analizie. Teraz mieliśmy okazję wypróbować swoje umiejętności, bo ‘wyczuliśmy’, że w tym dniu w Beskidzie Śląskim coś takiego zobaczymy. Wpadłem na pomysł, że pojedziemy na Wielką Raczę i Rycerzową i ‘załatwimy’ je za jeden dzień. Był to również taki trochę marsz na tempo, bo mieliśmy 12h czasu, a nasz szlak miał 13h 20min – postanowiliśmy jednak, że piszemy się na to, bo nie sposób odpuścić sobie majowe Beskidy! Ustaliłem, że wyjedziemy o 2.00 w nocy, skąd ze Zwardonia rozpoczniemy wędrówkę. Z pociągu wyszła tylko jedna para, która zawzięcie twierdziła, że nie opłaca się iść niebieskim – grzbietowym – szlakiem. Czerwony ułatwiał wędrówkę, bo niejako przecinał szczyty (omijał je). Tyle się nasłuchałem o potraceniu szlaku przez tak wiele osób – my tymczasem nie doświadczyliśmy tego w ogóle – może jakieś chaszcze i zarośla były, ale stracić szlak było trudno. Tamtejsza para poszła czerwonym, przez co stracili jakże piękne widowisko – morze chmur! Spotkaliśmy ich za 4h i opowiedzieliśmy im o wszystkim – nie ukrywam – żałowali jak nigdy! Postanowiliśmy ich wkurzyć odrobiną zdjęć… Nie muszę dodawać, że dzień był niezwykle udany, ale i wyrypiasty.

Obrazek Obrazek Obrazek
Obrazek Obrazek Obrazek
Obrazek Obrazek Obrazek

19 maja 2012Szlak Wolności

Było to moje samotne wędrowanie, bo zawsze miałem takie małe marzenie, aby przejść cały szlak od Goleszowa aż po Wisłę Głębce w majowej scenerii ze względu na zieleń polan. Zawsze ten widok mnie zachwycał, więc teraz postanowiłem, że go zrealizuję. Tam naprawdę czułem się jakbym był wolny. Takie uczucie dają rozległe, ale jakże zadbane polany! Jakże się zdziwiłem, gdy dowiedziałem się, że Otylia 2h 30min później wyruszyła ze swojego domu na tę samą trasę! Dowiedziałem się dopiero o tym na forum.

Obrazek Obrazek Obrazek
Obrazek Obrazek Obrazek
Obrazek Obrazek Obrazek

10-29 czerwca 2012 - Crema di Pomodoro - Monte Rosa (Alpy)

To była moja największa wyprawa na która tak długo czekałem! W planach było zdobywanie najwyższych szczytów Europy tuż po Mt. Blancu, na który wszedłem już dwa lata temu. Teraz chciałem poznać kolejne najwyższe perełki i spędzić trochę czasu w zimowych warunkach – pospać na 3000-4000m, obejrzeć kilka wschodów Słońca i cieszyć się czymś innym – nowym. Zdecydowanie górował tam Dufourspitze 4.634m n.p.m., który jest drugim szczytem po Mont Blancu i trzeci – Nordend 4609 m n.p.m. – kolejny cel naszej wyprawy. Nie zaczęliśmy jednak od niego, ale raczej od łatwiejszego Breithorn’a 4.164m n.p.m., który pozwolił nam się zaaklimatyzować. Przygody, sytuacje i widoki nieraz dawały nam tyle radości, co nigdy! Podczas gdy wy smażyliście się w 31'C upale ja spałem w -23'C namiocie... Rewelacja!

Obrazek Obrazek Obrazek
Obrazek Obrazek Obrazek
Obrazek Obrazek Obrazek

8 lipca 2012 – Mała Czantoria

Po niezwykle udanej wyprawie ponownie chciałem się spotkać z Otylią i Anią z Goleszowa – to już taki nasz zwyczaj. Jako, że Otylia nie mogła w tym dniu wyjść w góry, umówiłem się z Anią. Pogoda wówczas dopisała a i ponownie tak wiele mieliśmy do powiedzenia sobie. Podziwialiśmy niezwykłe kwiaty polne, których nigdy nie widziałem, oraz cieszyliśmy z pozaszlakowego widoku na cały Goleszów plus okolice. Był niezwykle wyraźny. Przypominam, że tego dnia na Śląsku szalała najpotężniejsza burza roku, która powalała stuletnie drzewa i zrywała dachy. Trafiłem na nią w pociągu Kolei Sląskich, który stanął w Tychach, po uderzeniu pioruna w okolicy. Nie ukrywam, że znowu cieszyłem się ‘swoimi’ ziemiami oraz towarzystwem Ani, z którą mam zawsze wiele do powiedzenia.

Obrazek Obrazek Obrazek
Obrazek Obrazek Obrazek
Obrazek Obrazek Obrazek

4 sierpnia 2012Florescence

Był to wyjazd podyktowany pod Otylię. Chciała zrealizować swoje odwieczne marzenie o ujrzeniu wschodu Słońca ze szczytu Babij Góry uprzednio śpiąc na jej szczycie. Wszystko się udało, bo nawet była tęcza(!), jednak na… minutę przed wschodem Słońca chmury przykryły widowisko! Po stronie słowackiej – ze szczytu – podziwialiśmy w oddali pioruny, bo tam chmury i ląd stanowiły jedność – był to niezwykły widok. Jako, że nie było jeszcze słychać grzmotów, była to dla mnie informacja, że burza znajduje się w odległości około 70km od nas. Wystarczająco dużo żeby zejść przynajmniej do schroniska.

Obrazek Obrazek Obrazek
Obrazek Obrazek Obrazek
Obrazek Obrazek Obrazek

19 sierpnia 2012 - Rysy

Trochę oklepany szczyt, ale jak zawsze wchodziliśmy na niego z ‘naszym’ podejściem – czyli na 3 godziny przed tłumami delektując się absolutną ciszą i odbiciami w stawach. Celem tego wyjazdu było podziwianie odbić gór w stawach oraz pokazanie tego szczytu osobom, które jeszcze tam nigdy nie były. Wchodziliśmy od strony słowackiej.

Obrazek Obrazek Obrazek
Obrazek Obrazek Obrazek
Obrazek Obrazek Obrazek

15 września 2012 – Stożek - Wisła Jawornik

W tym miejscu również przypomniałem sobie o Otylii i Ani, bo wpadłem na pomysł podziwiania paździorków, kasztanowców, itp. grzybów/porostów, które w ich rejonie właśnie teraz miały występować. Jako, że miałem jeden dzień wolnego zaproponowałem im ten wyjazd i już następnego dnia się spotkaliśmy w Wiśle Głębce. Jak nigdy, nacieszyliśmy tak licznie występującymi grzybami praktycznie pod każdym świerkiem! Dodatkowo wyjazd uatrakcyjnił nam… głuszec, który dał się obfotografować ze wszystkich stron!

Obrazek Obrazek Obrazek
Obrazek Obrazek Obrazek
Obrazek Obrazek Obrazek

26 września 2012 – Mała Czantoria

To również był spontaniczny wyjazd z moimi stałymi towarzyszkami. Tym razem nasze polany ‘wolności’ zamieniły się w… wiosenne łąki! Wyglądały jak gdyby właśnie rozkwitnęły jakieś większe krokusy. Były ich tysiące! Jak się okazało, tymi krokusami stały się Ziemowity – dużo większe kwiaty od krokusów. Wyglądały przepięknie i przypominały nam Dolinę Chochołowską w maju. Również ten wyjazd był dla mnie szczególny, bo było to dwulecie naszych spotkań. Z tej okazji zmontowałem 45min film ze wszystkich naszych spotkań z podkładem muzycznym. Bardzo miło wspominałem te wszystkie chwile.

Obrazek Obrazek Obrazek
Obrazek Obrazek Obrazek
Obrazek Obrazek Obrazek

29 września 2012Łowcy Mórz - Babiohorska czterdziestka

To moja miłość – Babia Góra. Tym razem miało to być już moje 40 wejście na jej szczyt. Musiało być niezwykłe – jak na jubileusz, więc szukałem idealnych warunków pogodowych. Na moje 40. wejście na Babią Górę planowałem, aby było pięknie i najlepiej żeby ze wschodem Słońca i morzem chmur. Tak też zaplanowałem wyjazd, aby to wszystko się spełniło, bo miałem tylko noc i trochę poranka do dyspozycji na górskie eskapady. O 2.30 w nocy wystartowaliśmy z ekipą z Przełęczy Krowiarki. Po drodze mogliśmy podziwiać wspaniałe nocne widoki nawet na... Żywiec! Zachwycaliśmy się również Księżycem w pełni a w szczególności morzem chmur - widok nie do opisania w porze wschodzącego Słońca, gdzie cienie drzew zapewniły największy spektakl rzucając bardzo długie cienie na chmury - sprawiając wrażenie, jakby ktoś 'porysował' chmury ołówkiem! Główną atrakcją było jednak... nieprzygotowanie wycieczek szkolnych... Z powodu wiatru schodziliśmy w czapkach i rękawiczkach oraz kurtkach przeciwwiatrowych, gdy tymczasem Zubrzyckimi Stromiznami podchodziła młoda dziewczyna w krótkich spodenkach i bardzo krótkiej bluzeczce... Nie wiem tylko jak zareagowała, gdy mroźny i urywający głowę halny zawiał jej na Sokolicy... Co w takiej sytuacji nauczyciel zrobił gdy część była przygotowana, a część nie? To pozostało zagadką. Jeden z przewodników rozpoczął inną wycieczkę szkolną słowami: w górach nie wolno chodzić nocą, ale wszyscy to robią. Szybko dorzuciliśmy swoje: bo warto!, po przepięknym wschodzie słońca jaki zobaczyliśmy. Morze chmur z tak dużej wysokości również zapewniło przepiękne widowisko! Na to spotkanie zabrałem 4 osoby.

Obrazek Obrazek Obrazek
Obrazek Obrazek Obrazek
Obrazek Obrazek Obrazek

6 października 2012 – Mała Czantoria

To również dzień w którym spotkałem się tylko z Anią – bo Otylia nie mogła. Dlaczego tak często udawało mi się z nimi spotykać? Z tego względu, że miałem tylko wolne soboty i do dyspozycji publiczne środki transportu, dlatego tak często wybieram tamte rejony, bo tak bardzo mi się podobają. Tym razem cieszyliśmy się niezwykłymi widokami – jakże bardzo przejrzystymi i… muchomorami czerwonymi, które zobaczyliśmy. Były z pewnością dla każdego z nas najpiękniejszymi jakie kiedykolwiek spotkaliśmy w całym życiu! Dzięki temu spotkaniu i przejrzystości powietrza po raz pierwszy udało nam się określić, z lotu ptaka, gdzie znajdują się mieszkania Otylii i Ani oraz inne punkty tego miasta.

Obrazek Obrazek Obrazek
Obrazek Obrazek Obrazek
Obrazek Obrazek Obrazek

20 października 2012Łowcy Mórz – Pieniny

To kolejny test naszych umiejętności. Tym razem stwierdziłem o godzinie… 22.06 że następnego dnia będzie ogromne morze chmur od Tatr aż po Baranią Górę i Beskid Sądecki! Już o 2.00 w nocy wyjechaliśmy, aby podziwiać takie morze. Zdecydowanie było jednym z najpiękniejszych w historii moich wyjazdów, bo trafiliśmy na jeden z niewielu najbardziej przejrzystych dni w całym roku! Na odległej o 82km Babiej Górze widzieliśmy… wyraźnie 3 pasy przecinki leśnej zrobionej przez Słowaków! Wszystko uwieczniliśmy na zdjęciach. Morze było tak piękne, że wszyscy już zeszli ze szczytu a my jeszcze 3 godziny delektowaliśmy się zmieniającym widokiem.

Obrazek Obrazek Obrazek
Obrazek Obrazek Obrazek
Obrazek Obrazek Obrazek

8 grudnia 2012 – Wisła Jawornik

To również dzień w którym spotkałem się z Otylią– Tym razem chcieliśmy przywitać zimę. Dopiero od 6 dni leżał śnieg. Jak się okazało widoki ze Stożka i Kiczory były przepiękne. Ośnieżona Babia Góra, Mała Fatra i inne szczyty wyglądały zdumiewająco. Największe widowisko zapewnił jednak szron i śnieg na drzewach, który przyozdobił okolicę jak nigdy! Obowiązkowo odwiedziliśmy nasze boisko piłkarskie z widokiem na dolinę, zeszliśmy ze szlaku w stronę Czech, aby podziwiać rozległą panoramę Beskidu Śląsko Morawskiego, podeszliśmy pod drzewo o dwóch koronach, które zawsze odwiedzamy i nie zapomnieliśmy o drzewie - szubienicy. Stwierdziliśmy, że ten dzień był lepszy niż nasze zimowe wyjście z 2011 roku, bo pomimo tak krótkiej zimy, tak wiele śniegu tu leżało i nawet w południe nie opadał z drzew, dlatego tak pięknie było przez cały dzień!

Obrazek Obrazek Obrazek
Obrazek Obrazek Obrazek
Obrazek Obrazek Obrazek

PODSUMOWANIE:
Jak widać, może nie wiele przeszedłem w tym roku, bo taki ciężki rok w pracy był, że tylko niektóre soboty miałem wolne, ale starałem się ile tylko mogłem. To jednak nie wszystkie wyjazdy w tym zestawieniu, bo było ich znacznie więcej, lecz dotyczyły innej grupy osób i innych grup. To grupa ludzi o najcięższych przeżyciach – często tragicznych, dlatego utworzyliśmy osobną grupę, z którą tak często się spotykam. Jako, że nie są to ambitne wycieczki – nie zamieszczałem ich w tym rankingu, to jednak tak wiele radości mi one sprawiają. Z tego względu cały ten rok uznaję za niezwykle udany, bo udało mi się połączyć wszystko: od wyprawy marzeń po ‘zwykłe’ Beskidy, które równie mocno kocham i o których tak bardzo pamiętam. Wtedy dostrzega się, że w górach najważniejsi są ludzie

Będąc w górach zawsze pamiętajcie o tych słowach:
’Stoisz, a myśli wędrują przez Ciebie.
Myślisz, żeś wolny a jesteś w potrzebie.
Odetchnij choć chwilę, odsapnij, bo trzeba.
To czasem ważniejsze jak kawałek chleba'.


A na koniec Wam życzę nie najwyższych szczytów ani nie tego, co najtrudniejsze, ale radości z tego, co robicie - nieważne czy to Beskidy, czy Mt. Blanc. Życzę Wam jak najmniej czasu spędzonego na forum, a jak najwięcej wśród ludzi i w górach.


________________________________________________________Pozdrawiam, Mosorczyk 30.12.2012
Ostatnio zmieniony 31 grudnia 2012, 16:09 przez Mosorczyk, łącznie zmieniany 9 razy.
Awatar użytkownika
PiotrekP
Administrator
Administrator
Posty: 8711
Rejestracja: 22 kwietnia 2009, 11:33
Kontakt:

Post autor: PiotrekP » 30 grudnia 2012, 20:02

Mosorczyk pisze:Jak widać, może nie wiele przeszedłem w tym roku
Michał nie żartuj sobie, Twoje podsumowanie robi wrażenie. Najważniejsze to obcowanie z górami, odpoczynek gdzieś tam.
Góry są piękne i niech takie pozostaną.

Nasze Wędrowanie
Awatar użytkownika
Malgo
Turysta
Turysta
Posty: 1676
Rejestracja: 27 września 2010, 18:04

Post autor: Malgo » 30 grudnia 2012, 20:11

Mosorczyk piękna relacja, nie za długa ;) i spacerki całkiem udane, no Alpy to już wyrypa - nie spacerek. Inicjatywa Łowcy Mórz bardzo mi się podoba.
"(...) Rozmiłowana, roztęskniona,
Schodzi powoli od miesiąca
Zamykać Tatry w swe ramiona (...)"
https://get.google.com/albumarchive/101 ... 1781546915
goska
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 909
Rejestracja: 13 listopada 2011, 21:51

Post autor: goska » 30 grudnia 2012, 20:15

Piękne zdjęcia i różnorodne trasy z mottem na końcu :brawo:
Największa rzecz swego strachu mur obalić...
Awatar użytkownika
HalinkaŚ
Moderator
Moderator
Posty: 4600
Rejestracja: 10 września 2009, 8:11

Post autor: HalinkaŚ » 30 grudnia 2012, 20:40

Mosorczyk pisze: A na koniec Wam życzę nie najwyższych szczytów ani nie tego, co najtrudniejsze, ale radości z tego, co robicie - nieważne czy to Beskidy, czy Mt. Blanc. Życzę Wam jak najmniej czasu spędzonego na forum, a jak najwięcej wśród ludzi i w górach.
Michał, Tobie również życzę oby następny rok był lepszy od mijającego, wielu przedeptanych ścieżek i spełnionych marzeń.
Góry upajają. Człowiek uzależniony od nich jest nie do wyleczenia.:)
Anonymous

Post autor: Anonymous » 30 grudnia 2012, 20:44

Świetne podsumowanie, przeczytałam bardzo dokładnie :) tym bardziej, że trasy Czantoria - Stożek i Trzy Kopce - Równica są przeze mnie bardzo lubiane i często odwiedzane :)
Awatar użytkownika
Grzegorz
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 1677
Rejestracja: 08 maja 2007, 22:47
Kontakt:

Post autor: Grzegorz » 30 grudnia 2012, 23:03

Twoje podsumowanie Michał robi wrażenie. Szczególnie zadziwia mnie Twoje szczęscie do dobrej pogody i dobrej widocznosci. Wiem, że jest tam też sporo Twojej pracy i kalkulacji... ale góry potrafią być nieprzewidywalne i szczęście trzeba mieć.
Mosorczyk pisze:To moja miłość – Babia Góra. Tym razem miało to być już moje 40 wejście na jej szczyt.
Widzisz Michał - pamietam jak kilka lat temu szliśmy razem na wschód - wtedy w 3 dni wszedłeś 6-razy na Babią Górę. Mimo to miałeś tych wejść mniej niż ja, dzisiaj jesteś już sporo z przodu bo ja właśnie dzisiaj rano wszedłem 34-ty, Ty masz ich 40 :). Ale tak jak dla Ciebie tak i dla mnie Babia Góra jest świętością. Wszak pod nią się wychowałem i nieraz nam strachu napędziła :)
zdobyć świata szczyt...
Awatar użytkownika
Mosorczyk
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 454
Rejestracja: 04 grudnia 2006, 11:45
Kontakt:

Post autor: Mosorczyk » 01 stycznia 2013, 15:51

PiotrekP pisze:Michał nie żartuj sobie, Twoje podsumowanie robi wrażenie. Najważniejsze to obcowanie z górami, odpoczynek gdzieś tam.
W porównaniu z innymi to tak może wyglądać, dlatego tak napisałem. Jednak charakter tych wyjazdów pokazuje, co tak naprawdę interesuje mnie w górach. To znaczy nie tylko same widoki i szczyty, ale w szczególności ludzie, przepiękne rośliny i przygody - odkrywanie czegoś nowego i czegoś dotychczas niedostępnego dla mnie oraz pokonywanie własnych granic. I tak pomału - ciągle do przodu! Tak, jak powiedziałeś - dla mnie najważniejszy jest odpoczynek 'gdzieś tam' - nie ważne w jakich górach. Żeby osiągać radość z tego, co się robi najważniejsze jest, żeby nie porównywać się do innych, ale swoje osiągnięcia porównywać do swoich poprzednich, bo wtedy tylko zauważysz jaki jest Twój postęp i tego się trzymam niezmiennie, dlatego jak napisałem - w pełni ten rok uznaję za udany i jestem nie tylko zadowolony, ale i szczęśliwy, że tyle mogłem przejść. Porównywanie się do innych często prowadzi do tego, że ciągle odczuwamy, że mamy mało i brak nam z tego radości. Nie mylić jednak porównywania się z innymi a brania przykładu z kogoś, bo to dwie różne sprawy. Warto jest się na kimś wzorować i mieć jakiegoś 'mentora'.
Malgo pisze:Mosorczyk piękna relacja, nie za długa i spacerki całkiem udane, no Alpy to już wyrypa - nie spacerek.
Jak dla mnie - trochę za... krótka :). Nie lubię ogólników i braku szczegółów, ale tak zrobiłem, bo musiałbym napisać kolejną książkę :).
Ten kto żyje górami, ten z pewnością potrafi opowiedzieć więcej niż tylko kilka zdań o nich. Stąd to wynika. I nie chodzi mi tu o jakąś obszerną wiedzę, ale o zwykłe opowiedzenie własnych przeżyć ze szlaku/wyjazdu/wyprawy.
Malgo pisze:Inicjatywa Łowcy Mórz bardzo mi się podoba.
Przyznam, że bez tych ludzi nigdy bym nie obejrzał tak wspaniałych mórz chmur. Jednak to wymaga całkowitej gotowości do wyjazdu nawet w środku nocy. Kolejną naszą inicjatywą praktykowaną od samego początku są cotygodniowe niedzielne slajdowiska, gdzie zawsze ktoś ma coś do pokazania z aktualnego wyjazdu górskiego. Takie spotkania zdecydowanie wzmacniają przyjaźnie. Dzisiaj o 18.00 mamy kolejne pod tytułem: The best of the best of 2012 - czyli podsumowanie roku 2012.
goska pisze:Piękne zdjęcia i różnorodne trasy
Bardzo lubię różnorodność, dlatego tak samo sobie cenię Beskidy, Tatry czy Alpy, bo dzięki temu mogę spotykać się z różnymi ludźmi, w różnym wieku i o różnych umiejętnościach oraz przeżyciach. Dla wszystkich jest wtedy czas. Czasem brakuje jakiegoś długodystansowca, ale nie można mieć wszystkiego naraz, dlatego liczę, że i kiedyś taka chwila nadejdzie.
HalinkaŚ pisze:Michał, Tobie również życzę oby następny rok był lepszy od mijającego, wielu przedeptanych ścieżek i spełnionych marzeń.
Dziękuję bardzo. Tego samego Tobie też życzę i nie tylko Tobie, bo temu całemu forum! Życzę, żebyście mieli jak najmniej tego kontaktu 'internetowego', a jak najwięcej tego 'twarzą w twarz', bo pewne tematy są tu nieustannie 'gorące' :). Życzę Wam też nowych inicjatyw górskich a w szczególności chęci do działania nie tylko przy ich wymyślaniu i tworzeniu, ale również w ich realizacji.
ania__1978 pisze: tym bardziej, że trasy Czantoria - Stożek i Trzy Kopce - Równica są przeze mnie bardzo lubiane i często odwiedzane
O ile Stożek - Czantoria są dla mnie ciekawe, to Równica już nie ze względu na komercję i tłumy nieprzygotowanych ludzi.
Grzegorz pisze:Szczególnie zadziwia mnie Twoje szczęscie do dobrej pogody i dobrej widocznosci. Wiem, że jest tam też sporo Twojej pracy i kalkulacji... ale góry potrafią być nieprzewidywalne i szczęście trzeba mieć.
Masz rację. Analiza klimatu i pogody to coś, czym zajmuję się już 14 rok. Przed każdym wyjazdem bardzo dokładnie sprawdzam warunki pogodowe i czy coś się może ewentualnie zmienić. Jako, że 'szarówy' w życiu codziennym mamy średnio 112 dni/rok (całkowite zachmurzenie nieba) nie tęsknię za nią jeszcze dodatkowo w górach. Już i tak jest jej wystarczająco dużo. A czy pogoda zmienia się nagle w górach? Ja mam nieco inne zdanie na ten temat, bo chociaż faktycznie tak szybko się ona zmienia (często burze powstają dopiero po przejściu nad szczytami gór, czyli szans na ucieczkę praktycznie nie mamy), to pamiętaj, że kiedy poznasz wszystkie rodzaje, odmiany chmur do 13km wysokości i skąd się biorą, zjawiska im towarzyszące oraz procesy zachodzące w atmosferze (te ogólne wystarczą), to pomimo, że nie będziesz widział chmur burzowych, to po tym, co się dzieje w atmosferze będziesz umiał na kilka godzin przed, w terenie, ocenić czy powstanie burza.
Grzegorz pisze:Widzisz Michał - pamiętam jak kilka lat temu szliśmy razem na wschód - wtedy w 3 dni wszedłeś 6-razy na Babią Górę. Mimo to miałeś tych wejść mniej niż ja, dzisiaj jesteś już sporo z przodu bo ja właśnie dzisiaj rano wszedłem 34-ty, Ty masz ich 40 . Ale tak jak dla Ciebie tak i dla mnie Babia Góra jest świętością. Wszak pod nią się wychowałem i nieraz nam strachu napędziła
Jak już powiedzieliśmy - starzeję się szybciej - mam już 40 lat :). Ale masz rację - Babia Góra jest dla nas 'świętością'. Była swojego czasu klubową górą i to od niej się wszystko zaczęło. Nie ukrywam, że tam były najlepsze zjazdy w tych, w których brałem udział. Też mogę powiedzieć, że to Babia Góra w pewnym sensie mnie wychowywała, bo tam wyrabiałem swoją kondycję przed moimi pierwszymi Tatrami, kiedy to 4 razy wchodziłem w ciągu jednego dnia na jej szczyt, czy też 3-krotnie nie wpuściła mnie na swój wierzchołek. Pokazała, że nie wolno lekceważyć żadnej góry i że nawet w Beskidach mogą być tak trudne szczyty, że akurat tego dnia są nieosiągalne.
Awatar użytkownika
Tilia
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 1073
Rejestracja: 21 listopada 2008, 20:16

Post autor: Tilia » 01 stycznia 2013, 22:34

dopiero będę czytać,oglądać również,bo ostatnio trochę mnie tu nie było ale już jestem zaskoczona :D a ostatnie zdjęcia :hura:
Michał gratulacje za miniony górski roczek,a w tym,Wszystkiego co najlepsze :!: :!: :!:
"Niech wiatr zawsze Ci wieje w plecy, a słońce świeci w twarz, niech wiatry przeznaczenia zaniosą Cię do nieba byś zatańczyła z gwiazdami!!
Awatar użytkownika
malgosiadg
Turysta
Turysta
Posty: 929
Rejestracja: 03 kwietnia 2009, 11:47

Post autor: malgosiadg » 03 stycznia 2013, 11:43

Ładne podsumowanie Michał. Ciekawy z Ciebie człowiek. Znam Cię tylko z tego forum i to nie od początku, ale mam takie wrażenie, że po złapaniu górskiego bakcyla i wypróbowaniu swoich granic, jesteś teraz na etapie dawania z siebie innym. Zaciekawiła mnie ta grupa osób i te tzw. nie ambitne wycieczki, ale rozumiem, że nie chcesz tu o nich pisać. A propos "pisać" - jak tam Twoja powieść-rzeka ;) ...? Kiedy się ukaże w druku?
„Życia nie mierzy się ilością oddechów, ale ilością chwil, które zapierają dech w piersiach.”
dorokusai

Post autor: dorokusai » 03 stycznia 2013, 16:37

Extra wyprawy , wielkie :brawo: Mosorczyk, ja też mam wielki sentyment do Babiej , jak na razie byłem na niej 3 razy , ale za każdym razem w innych warunkach atmosferycznych :) ta góra jest magiczna i ma niesamowity urok :zoboc: , no i jak wchodzić to tylko Percią , jak dla mnie najpiękniejszy szlak na Diablaka :) .
Awatar użytkownika
Mosorczyk
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 454
Rejestracja: 04 grudnia 2006, 11:45
Kontakt:

Post autor: Mosorczyk » 03 stycznia 2013, 18:45

malgosiadg pisze:Znam Cię tylko z tego forum i to nie od początku, ale mam takie wrażenie, że po złapaniu górskiego bakcyla i wypróbowaniu swoich granic, jesteś teraz na etapie dawania z siebie innym.
Nie do końca tak jest. Co prawda udało mi się być już przynajmniej raz na wszystkich ważniejszych i tych bardzo ważnych szczytach wszystkich większych pasm górskich, ale nie uważam, że już wszystko zobaczyłem, a wręcz przeciwnie - chcę poznawać je wszystkie i to konsekwentnie realizuję. Nie znaczy to, że już skończyłem z 'próbowaniem' własnych granic. Nie nazywałbym raczej tego próbowanie własnych granic, a raczej zdobywaniem kolejnych doświadczeń i wzmacnianiem siebie samego. Pamiętam mój pierwszy wyjazd górski (kiedy to nigdy w górach jeszcze nie byłem). Nie miałem żadnej wiedzy ani nawet sprzętu. Raczej tylko własnie zakupione dwie mapy. I tak wytyczyłem sobie 210km szlak do przejścia na 10 dni... Przeszedłem go w całości i to z wielką radością. Tak w ogromnym skrócie rozpocząłem się realizować 'górsko'. Było to dla mnie ogromne przeżycie, bo spałem w namiocie i na dodatek sam w nocy - co jak na pierwszy raz dla kogoś bojaźliwego może być nie do wykonania. Tą wyprawą byłem tak zachwycony, ze postanowiłem spróbować kolejnych rzeczy - takich jak: zimowe góry, Tatry zimą za dnia, a później w środku nocy, spanie powyżej 2.000 m n.p.m., spanie w zimie powyżej 2.000 m n.p.m. i tak dalej. Po każdym takim przeżyciu czułem, że jeszcze mogę więcej, dlatego później spróbowałem spania przy -28'C w namiocie i też mi się bardzo spodobało. Ale nie znaczy to, że zakończyłem próbowania nowych rzeczy, a raczej ciągle wytyczam sobie nowe cele, które pozwolą mi iść dalej. Teraz wytyczyłem sobie za cel przekroczenie granicy 5.000 m n.p.m. i koniecznie chciałbym powtórzyć ponad 1.000 km wędrówkę, jak to miałem w 2009 roku. To są wspaniałe przeżycia, których się nie chce zaprzestawać. No właśnie, a skąd się wzięła taka chęć aby 'dawać siebie innym' - jak to określiłaś? A no stąd, że góry są tak pięknym światem, że obowiązkowo chcę go pokazać jak największej liczbie ludzi. Góry to nie tylko zdrowy wypoczynek, ale jak się przekonałem - potrafią nawet 'leczyć' głębokie depresje u ludzi i to jest najpiękniejsze, bo dzisiejszy świat zagubił się w gonitwie, której kierunku tak naprawdę nie zna nikt. Z tego powodu realizuję się jednocześnie w dwóch kierunkach - w pokonywaniu własnych granic i w 'dawaniu' czasu innym. Nie zaprzestałem robić ani jednego ani drugiego, ale raczej staram się obie rzeczy ciągle rozwijać.

Jak góry potrafią zmienić człowieka? I jakie emocje temu towarzyszą, gdy człowiek pierwszy raz styka się z górami? Zachęcam do przeczytania tej 'krótkiej' lektury :)

Pierwsze góry, pierwsze doświadczenia i spostrzeżenia, pierwsze problemy, zetknięcie z różnymi kulturami, i niezwykłą przyrodą... To było coś niezwykłego... Czy próbowaliście kiedyś sięgnąć głęboko do pamięci i zastanowić się, jak to naprawdę było? Jak to się wszystko zaczęło? Jakie mieliście wtedy myśli? Co było dla nas nowe?, Czego się baliście?, Który szlak był dla Was tym pierwszym? Jakie mieliście problemy?, Kto Was namówił do tego?, I wreszcie jak góry odmieniły Wasze życie?

Czy tak naprawdę musiało być? To pytanie zadaję sobie codziennie... Jak to naprawdę było? Jak zacząłem swoją przygodę z górami? Co dało ten pierwszy impuls do rozpoczęcia przygody z górami?

Sięgając do pamięci mej, zastanawiam się kiedy tak naprawdę ja i góry tworzymy nierozłączną parę... Już od najmłodszych lat zdjęcia, które oglądałem z wycieczek moich rodziców wciągnęły mnie tak bardzo, że postanowiłem... muszę tam być! Pierwsza praca i pierwsze marzenia powoli zaczęły się urealniać...

Na pytanie, kiedy tak naprawdę rozpocząłem przygodę z górami i co dało mi ten pierwszy impuls do rozpoczęcia tej niezwykłej przygody, jaką są z pewnością góry, odpowiedziałem sobie tak... Pewnej nocy marca 2006 miałem sen. Zwykły jak każdy inny. Zapamiętałem tylko ten jeden szczególny moment. Był nim widok z Babiej Góry na Baranią Górę i sam fakt, że podczas jednej wyprawy uda mi się przejść ten odcinek. Nigdy nie byłem wówczas na Babiej Górze, dlatego tym bardziej podobało mi się to, jak moja wyobraźnia podziałała w tym przypadku. Rzeczą oczywistą jest to, że obraz, który tam ujrzałem nie pokrył się z rzeczywistością, ale sam fakt, że uda mi się to, podczas jednej wyprawy już tak.

Po przebudzeniu zadałem sobie pytanie. Dlaczego taki właśnie miałem sen? Marzyłem przecież już od dawna o górach, ale dlaczego akurat w tym momencie przyśniło mi się tej nocy akurat to, co zobaczyłem... Ten sen traktuję jako impuls, który rozpoczął to wszystko...

Miesiąc później nie mając kompletnie żadnej wiedzy na temat gór, map ani jakiegokolwiek sprzętu postanowiłem, że muszę zrealizować to marzenie. Intensywnie przeglądałem przewodniki, strony internetowe oraz zdjęcia... Wtedy odkryłem Główny Szlak Beskidzki, o istnieniu, którego nie byłem świadom... Zawsze marzyłem o wielodniowych wędrówkach w atmosferze wyciszenia, spokoju, kontemplacji, refleksji, nostalgii i zadumy...

W końcu udało się! Wytyczyłem trasę. Był nią odcinek Rabka-Zdrój – Ustroń ze zmianami w Wiśle Czarne. Razem nazbierało się 210km pieszej wędrówki... Wtedy zadałem sobie pytanie czy jestem gotowy na taką wędrówkę?... Odpowiedziałem sobie wtedy bardzo szybko, że tak... Nie mając jakiegokolwiek sprzętu, spakowałem się i ruszyłem na moją pierwszą przygodę z górami...

Ciągle dręczyły mnie pytania: czy to nie za długi odcinek, jak na pierwszy raz?, czy nie będę bał się w nocy samotności?, co mam robić, gdy stanę na wielkiej polanie nie mając przed sobą ani jednego znaku?, czy to, co zabrałem ze sobą absolutnie mi wystarczy?, czy starczy mi sił?... Najbardziej jednak obawiałem się tego trzeciego pytania... Co mam zrobić, gdy stanę w obliczu majestatu gór, sam na sam... Którą drogę wybrać?...

Dnia pierwszego, kiedy rozpoczynałem moją przygodę z górami, zobaczyłem, że spełnia się właśnie moje największe marzenie. Poczułem się wolny - choć na chwilę - nie zwracając uwagi na życie codzienne. Dodatkowo uczucie wolności potęgowała sama myśl, że tyle gór jeszcze przede mną... Na szlaki nie patrzyłem w kategorii kilometrów czy też pory dnia, bo tu – w górach - czas zdawał się płynąć od wschodu do zachodu Słońca. Wędrując, cały czas szedłem z tą myślą... Bałem się jedynie pierwszego kontaktu z nocą w górach. Ta myśl... Co to będzie? Nie dawała mi spokoju. Już wkrótce przyszło mi się zmierzyć z wszystkimi pytaniami jakie sobie zadałem wówczas przed tą wyprawą...

Kiedy sięgam do pamięci, do dnia pierwszego i do tego, jak góry mnie przywitały, cieszę się bardzo, bo już od pierwszych chwil czułem, że czas rozpoczynać nowy rozdział w życiu... Pierwszy górski krok postawiony w Rabce Zdrój, pierwszy las, pierwsze problemy... To jest coś czego się nie zapomina... Mając na sobie jedynie plecak, brak doświadczenia i wiele pomysłów - ruszyłem. Czterogodzinna wędrówka, górskim lasem, dała mi pierwszą lekcję. Od jego początku padał deszcz, na szlaku ani jednej osoby – tylko ja i góry... Pierwszy smak wolności... Wędrówka na Halę Krupową utkwiła mi szczególnie – był to mój pierwszy szlak. Było już późno, niebo pokryte deszczowymi chmurami, powoli przygotowywało się do zachodu Słońca. Tu po raz pierwszy mogłem poznać odpowiedź na odwieczne pytanie: czy nie będę bał się w nocy samotności? Pomimo, tego, że byłem na hali, na której jest schronisko postanowiłem, że muszę sprawdzić to, śpiąc w namiocie w okolicy schroniska. Noc nie była straszna, ale burza, która zbliżała się tu w środku nocy, napędzała mi różnych myśli do głowy...

Tu, po raz pierwszy ujrzałem wielkie polany, a na nich hektary borówek... – było to dla mnie coś niezwykłego – coś, czego nigdy nie widziałem na własne oczy i czas było w to uwierzyć. Podejście w stronę Policy, było usłane borówkami od samych jego stóp, aż po jego szczyt. Jakie to było uczucie stać po raz pierwszy, w środku tego niespotykanego przeze mnie cudu natury... Do samego zachodu Słońca stałem w samotności, rozglądając się dookoła. Nie mogłem nacieszyć się tym, co widzę. Polana na Hali Krupowej była czymś niezwykłym... Na północnym – zachodzie widziałem tylko jakąś, niższą górę, a dookoła mnie były tylko piękne, świerkowe lasy i borówki. Ze szczytu podejścia, na którym kończył się dywan, który tworzyły wszechobecne borówki miałem okazję zobaczyć jeszcze coś, z czym nie miałem styczności w górach. Było to wielkie skrzyżowanie ścieżek, którego się tak obawiałem. Na środku stał tylko drogowskaz. Był to dla mnie widok niezwykły. Tutaj, z góry, podziwiałem majestat gór i już wiedziałem, że to nie będzie mój ostatni raz... Byłem tak zachwycony tym co widzę, że nie chciałem stamtąd schodzić. W samotności, czekałem, co się wydarzy dalej, gdy zmrok będzie powoli zapadał. Okolica powoli spowijała się w ciemnościach... O tej porze, góry, pokazywały swoją potęgę. Z każdą minutą stawały się coraz większe, bardziej tajemnicze i nieprzewidywalne. Tak wyglądał mój pierwszy dzień w górach. Zetknąłem się z czymś całkowicie dla mnie nowym, czymś niezwykłym i tajemniczym, z czymś o czym tak ciągle marzyłem...

Obrazek

Drugi i trzeci dzień tej wyprawy dał mi kolejne doświadczenie, a raczej pokazał mi coś nowego. Poranek przywitał mnie wtedy pięknymi chmurami warstwowymi, których gromadzenie się na niebie, miałem okazję podziwiać jeszcze przed wschodem Słońca.
Tu spotkałem pierwszych ludzi. Wtedy, przed wschodem Słońca, spotkałem zbieraczy jagód, którzy traktowali góry jako konieczność... Na pytanie gdzie idziesz? Odpowiedziałem, że do Ustronia. Na pytanie: z kim? Odpowiedziałem: samotnie... Wtedy przekonałem się po raz pierwszy jakie podejście mają ludzie mieszkający w górach – oczywiście nie wszyscy. Pomyślałem, wtedy, że nie potrafią docenić tego, co mają wokół siebie... Przejście przez Policę w lekko zamglonym lesie dodawało mistycyzmu temu miejscu. Nie mogłem nacieszyć się tymi widokami, dlatego szedłem powoli tak, aby trwało to jak najdłużej. Tu przyszło zmierzyć mi się z kolejnym pytaniem. Co zrobię, gdy zgubię szlak? Już na jednym z podejść musiałem schodzić ze szlaku, idąc lasem pełnym borówek, aby ominąć setki powywracanych drzew we mgle. Nie było to tak straszne, jak się tego obawiałem. Co prawda niejednokrotnie traciłem znaki z oczu, ale w lesie czułem się jak gdyby był to mój drugi dom... Drogę odnajdowałem szybko i już wkrótce przyszło mi się zmierzyć z Królową Beskidów – z tą, na której zacząłem i na której skończę to wszystko...

Obrazek


Pamiętam tamtejszą pogodę. Było wtedy pochmurno, deszczowo i mglisto. Nie wiedziałem co mnie czeka. Ile tak naprawdę znaczy ta liczba 1725 m.n.p.m. i co mnie czeka na takiej wysokości....Pierwsze podejście na Królową okazało się niezwykle trudnym przeżyciem. Brakowało sił. Co paręnaście kroków zatrzymywałem się, a wokół mnie tylko las – wszechobecny las... Świerki regla górnego, porośnięte niebieko-zielonymi porostami świadczyły o wysokiej przejrzystości powietrza. Zadałem sobie kolejne pytanie. Czy dam radę tam wejść? Nie wiedziałem ile przede mną szlaku w lesie, a gdy wyjdę ponad jego górną granicę, czy coś ujrzę, czy będę musiał już wracać? Zmęczony wędrówką, wchodziłem krok po kroku. Ciekawość zobaczenia czegoś nowego i wymagającego większego wysiłku, pchała mnie do przodu. Wtedy nadszedł ten czas... Świerki tworzące tutejszy las zaczynały być coraz mniejsze, aż ujrzałem... pierwszy krzak kosodrzewiny... Byłem tak zdumiony tym, co zobaczyłem, że mimowolnie wypowiedziałem na głos słowo: „kosodrzewina”. Nie myślałem, że kiedykolwiek uda mi się ją zobaczyć i dotychczas uważałem ją za roślinę, którą niewielu miało okazję zobaczyć...

Obrazek

Wtedy spełniło się moje kolejne marzenie, w które nie wierzyłem, że kiedykolwiek uda mi się spełnić. Dosłownie parędziesiąt metrów nad moją głową wisiały gęste, deszczowe chmury. Na północy widziałem tylko wycięty pas lasu na Mosornym Groniu, który mnie bardzo urzekł. Przede mną widniała Królowa Beskidów... Pierwsze dwa podejścia niezwykle zielone, usłane ze wszystkich stron kosodrzewiną. A wyżej? Gęste chmury nie pozwalały nic dostrzec. Zastanawiałem się co dalej robić. Iść? Nie iść? Po dłuższej chwili namysłu postanowiłem, że idę. Powoli kierowałem się w zamglone pola kosodrzewiny, które momentami tworzyły przepiękne „wąwozy”. Wtedy miałem okazję zobaczyć ile znaczy wysokość w górach, którą dotychczas poznawałem na lekcjach geografii. Podchodzenie w środku kosodrzewiny we mgle nie dostarczyło mi widoków, dlatego szedłem tylko przed siebie...

Obrazek

Idąc tak od dłuższego czasu zobaczyłem coś niemożliwego dla mnie. Byłem ponad chmurami! Od Kępy (1525 m.n.p.m.) „odbijała się” wielka chmura, za którą wyłonił się widok na Zubrzycę Górną. Pamiętam ten moment, ponieważ wtedy stanąłem jak wryty.

Obrazek

Możliwość bycia ponad chmurami była dla mnie czymś równie niemożliwym jak ujrzenie kosodrzewiny... Po dłuższej chwili obejrzałem się za siebie, bo czas było iść wyżej. To, co tam zobaczyłem było czymś równie niezwykłym. Teraz bycie ponad chmurami spotęgowało się... Przede mną Małą Babia Góra, duży fragment błękitnego nieba, a pode mną gęste i ciemne chmury, które tworzyły tu wrażenie nieskończonych czeluści. Tam – na dole – wszystko wyglądało jakby się kotłowało w wielkim garncu. Spojrzałem w dół i w stronę Małej Babiej Góry... Chmury, które były na wysokości Małej Babiej Góry opadły w dół doliny – do „kotła” – po czym sunęły w moją stronę z wiatrem. Cały czas obserwowałem ich przemierzanie, aż nagle... rozbiły się o miejsce, w którym stoję... Wszystko nagle znikło. Tylko mgła wokół mnie... Chmury podzieliły się na wiele mniejszych fragmentów „odbijając” się od Kępy w górę, ponad mnie. Byłem w szoku. Od teraz chciałem oglądać ciągle to nowe rzeczy, zjawiska i inne zdarzenia, bo po tych dwóch dniach cały czas coś zaskakiwało mnie.

Obrazek

Z Kępy poszedłem dalej - na szczyt. Kosodrzewina powoli znikała... Głazów przybywało... Stałem i zastanawiałem się, co ujrzę teraz... Co mnie tutaj może jeszcze zaskoczyć... Choć w krótkim czasie nie byłem tego świadomy, to w nieco dłuższej perspektywie, mgły też „zagrały” tu swoje przedstawienie. Idąc coraz wyżej, we mgle, myślałem, że za podejściem, którym idę, jest już szczyt. Kiedy zobaczyłem takie coś pięciokrotnie, byłem zdumiony tym, co tu się może jeszcze wydarzyć...

Na szczycie również zostałem mile zaskoczony. Nie minęło 5min, gdy wiatr, który roztrzaskiwał chmury o Kępę, tu na szczycie, przewiał je wszystkie, odsłaniając błękitne niebo, pozwalając mi zobaczyć widoki niezwykłe! Długo obracałem się wokół siebie, aby ogarnąć to wszystko wzrokiem. Jezioro Orawskie, Mała Babia Góra, Mosorny Groń i pas lasu, który mnie tak urzekł stał się teraz taki mały... Chmury odeszły gdzieś na wschód, pozostawiając za sobą piękną, słoneczną pogodę.

Obrazek

Pamiętam, że wówczas patrząc ze szczytu w stronę Małej Babiej Góry oglądałem wielką polanę, na której rosnęła tylko trawa. Znajdowała się tuż pod kopułą szczytową. Wtedy zadawałem sobie pytania. Co na tej wysokości i w tak trudnych warunkach żyje?, Czy to już szczyt możliwości natury? Czy gdyby ta góra była wyższa, czy coś wyżej by na niej było oprócz skał i kamieni? Zaciekawiony tym, co dotychczas zobaczyłem, zacząłem schodzić ze szczytu. Zejście z tej kopuły skalnej było dla mnie bardzo strome, wręcz bałem się go... Trawersujące zejście, stromo opadające w dół było czymś, z czym nie miałem nigdy kontaktu. Właśnie stąd podziwiałem piękno tej wysokogórskiej polany, którą mogła tworzyć już tylko trawa. Wtedy zobaczyłem że się mylę... Pod moimi nogami dostrzegłem pomarańczowe grono, które tworzyło kwiat. Przyjrzałem się mu dokładnie i... doszedłem do wniosku, że pierwszy raz widziałem taką roślinę na oczy. Był nią Różeniec Górski. Po spotkaniu z tym kwiatem zrozumiałem jak potężna jest natura. Tu liczą się każde warunki do przetrwania – nawet na tej wysokości.

Obrazek

Docierając do Schroniska na Markowych Szczawinach miałem okazję poczuć po raz pierwszy klimat schroniskowy, wziąć „górski” nocleg i pogawędzić z ludźmi, którzy robią to samo, co ja – kochają góry. Poznało się tu przyjaciół na parę godzin, ale mających te same pasje. W końcu można było wymienić swoje doświadczenia i spostrzeżenia z innymi...
Będąc tam, w schronisku, myślałem o tym, że kiedyś marzyłem o wschodzie Słońca w środku gór. Trzeba było tylko teraz spełnić to marzenie. Wstałem rano, tak szybko, jak było to możliwe i wyszedłem na dwór – przed schronisko. Nikogo tu nie było. Do uszu dochodził tylko śpiew ptaków, i cicho szeleszczące igły świerków poruszane przez wiatr. Słońce właśnie wschodziło, choć nie dane mi było ujrzeć jego blasku o tej porze rozpoczynającego się dnia. Cienkie warstwowe chmury przypominały mi o wschodzie, który oglądałem dzień wcześniej. Byłem sam, dlatego wyruszyłem z powrotem na Przełęcz Brona, skąd podziwiałem ciągnący się kilometrami pas w środku gór i lasów.

Obrazek

Widok na Diablak i majestat gór o wczesnym ranku był dla mnie niezwykły. Ten widok na Królową i myśl, że byłem tam dziwiła mnie bardzo, bo stąd wyglądała jak nieosiągalna, tajemnicza i skalista góra tak wysoka, że długo przyglądałem się jej. Na Przełęczy Brona również ujrzałem po raz pierwszy Tatry, o których tylko gdzieś tam na lekcjach geografii usłyszałem. Byłem tak samo zdumiony, jak w przypadku, gdy ujrzałem kosodrzewinę po raz pierwszy w życiu. Tutaj tak samo, jak tam, wypowiedziałem mimowolnie słowo: „Tatry” i poszedłem dalej...

Obrazek

Najbardziej jednak zaskoczyło mnie półtoragodzinne zejście ze szczytu Małej Babiej Góry. Niezwykłe było to, jak w ciągu tego czasu zmieniała się roślinność. Kamienie i rozległe polany powoli zamieniały się w las świerkowy – później liściasty. Wtedy myślałem ile dzięki górom można „przyspieszyć czas” i zobaczyć jak się to wszystko zmienia w ciągu tak krótkiego czasu. Miałem okazję zobaczyć coś, co na nizinach trwa kilkaset lat. To było niezwykłe...

Przejście z Małej Babiej Góry do Studenckiej Bazy Namiotowej na Głuchaczkach obfitowało w wiele atrakcji, ale najbardziej urzekła mnie tutejsza kultura. Tą bazę prowadzą ludzie kochający góry całym sercem, bo kiedy zawitałem do nich, przywitali mnie serdecznie. Miałem okazję przeprowadzić dłuższą pogawędkę z nimi, a kiedy ruszałem dalej – otrzymałem połówkę bochenka chleba i pozdrowienia, z którymi było już czas iść dalej... Wtedy zadawałem sobie kolejne pytania. Czy taka kultura panuje wszędzie, czy tylko na tym szlaku czy też w Beskidzie Żywieckim?, Czy idąc dalej będę miał tyle samo źródeł wody, co dotychczas?

Niestety, bardzo szybko zweryfikowałem moje pytania dochodząc do Schroniska na Hali Miziowej. Było już późno, więc zaplanowałem, że wezmę tu nocleg. Jednak gdy wchodziłem do środka, usłyszałem "Nie masz co robić, wypier...olić ci?" Jako, że kultura była tu na najwyższym poziomie, nawet nie wszedłem do środka i poszedłem na Polanę Górową zielonym szlakiem do Studenckiej Bazy Namiotowej, gdzie wyspałem się i mogłem zapomnieć o tym incydencie z Hali Miziowej. Dzięki tej bazie namiotowej poznałem „dwa światy”: Halę Miziową – tą z nowoczesnym schroniskiem i kulturą, która ma wiele do życzenia i „Bazę Namiotową na Hali Górowej” – tą odległa o zaledwie 15min drogi – z piękną historią, starą bacówką i klimatem górskim, którego można w wielu obiektach tylko pozazdrościć. Tutaj trzeba było przygotować sobie wszystko samemu, w ciszy, odosobnieniu i w środku pięknego lasu. Tu – w sercu dzikiego lasu – miałem okazję powędrować sam, poza wyznaczonymi szlakami podziwiając nieznane mi okolice i niesamowity widok na Królową Beskidów z innej perspektywy. Miałem okazję tu pozostać dłużej, ponieważ wielogodzinny ulewny deszcz zatrzymał mnie. Poznałem dzięki temu parę osób, które tworzyły tutejszą, jakże miłą atmosferę.

Kiedy pogoda się poprawiła zastanawiałem się czy naprawdę muszę już iść? Było tu tak pięknie... Jednak myśl, że każdego dnia coś zaskakuje mnie pozytywnie i myśl, że zobaczę coś nowego, nastroiła mnie pozytywnie. Wróciłem na Halę Miziową i poszedłem dalej – w stronę Romanki... Zastanawiałem się, co mnie jeszcze może zadziwić na tym szlaku. Przejście zachodnim stokiem Romanki pokazało mi coś nowego... Skalisty, stromy stok, na którym rósł piękny las świerkowy, a będąc w środku niego unosiła się mocna woń żywicy. To przejście utkwiło mi szczególnie w pamięci, ponieważ pomimo tego, że wędrowałem już wieloma lasami, to takiego czegoś nigdy nie doświadczyłem...

Przejście Pasmem Abramów pozwoliło mi zobaczyć granicę Beskidu Żywieckiego i Śląskiego od Żywca, aż po samą Milówkę. Tutaj, z góry, można było zobaczyć cywilizację, która stąd wyglądała kolorowo i mogłoby się wydawać, że tam w dole jest równie kolorowo, co z góry. Dzięki temu pasmu miałem okazję wędrować po rozległych polanach bez ani jednego znaku, przez co moja obawa, o to jak się zachowam w takiej sytuacji - zniknęła. Myślałem, że zobaczyłem i doświadczyłem już wszystkiego i że nic nie jest mnie już w stanie zadziwić... Jednak przejście z Beskidu Żywieckiego w Śląski, było dla mnie czymś zupełnie nowym. Dotychczas spotkani ludzie pozdrawiali mnie serdecznie, a kiedy znalazłem się „po tej drugiej stronie” nagle to wszystko zanikło... Dlaczego? Nie wiem... Wędrując dalej, zauważyłem, że kultura na szlaku w Beskidzie Śląskim jest niższa niż ta, z którą miałem okazję się spotkać dotychczas... Również tutaj widać było, że tutejsza ludność nastawiła się na komercjalizację gór, przez co, okolica stała się dla mnie mniej atrakcyjna, choć same góry – nadal nie.

Jak zmieniły mnie góry?
To pytanie jest ciągle aktualne i będzie tak długo, jak długo będę żył. Mój pierwszy raz w górach pokazał mi coś całkowicie nowego, tajemniczego, niespodziewanego... To o czym marzyłem i wydawało mi się niemożliwe, miałem okazję doświadczyć osobiście. Góry zmuszały mnie do wytrwałości w dążeniu do celu wynagradzając mi każdy włożony w to wysiłek, przepięknymi widokami, krajobrazami i zjawiskami. Góry – ten inny, niezwykły świat – pokazały mi coś jeszcze... Coś czego istnienia nie byłem świadom. Tu zobaczyłem kosodrzewinę, której przecież nigdy nie miałem ujrzeć na własne oczy, tu byłem po raz pierwszy ponad chmurami, tu po raz pierwszy miałem okazję zmierzyć się z moimi lękami... Każde wyjście w góry wzmacniało mnie, pozwalało poprawiać błędy, które poprzednio popełniłem i dodawało mi sił na kolejne dni. Góry dały mi wiele powodów do refleksji, nostalgii, melancholii, zadumy i spokoju i możliwość spełniania marzeń. To właśnie tutaj – w górach – poznałem największych przyjaciół, dzielących te same pasje. Góry stały się elementem mojego życia, miejscem, które będzie mnie wzmacniać zarówno fizycznie jak i duchowo, miejscem, w którym dostrzegać będę zmiany i miejscem, w którym zawsze będę podziwiał upływający tu czas inaczej...

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
malgosiadg pisze:Zaciekawiła mnie ta grupa osób i te tzw. nie ambitne wycieczki, ale rozumiem, że nie chcesz tu o nich pisać.
To nie miejsce na opisywanie takich rzeczy na ogólnym forum, gdzie nie tylko my tu mamy przecież dostęp, ale również wielu innych ludzi o różnych zamiarach. Dlatego nie pisałem nic więcej. W tym miejscu mogę tylko powiedzieć, że góry są bardzo dobrym 'lekarstwem' na depresję, bo to właśnie góry pozwalają przeżyć mnóstwo wspaniałych chwil, których liczba z biegiem czasu zakrywa swoim ogromem złe wspomnienia i ten fakt właśnie wykorzystuję w kontaktach z tą grupą. Bo kiedy spotykamy się regularnie góry pozwalają przeżyć coś dobrego, dzięki czemu z biegiem czasu ilość dobrych wspomnień zaczyna przewyższa ilość złych przeżyć, dzięki czemu coraz rzadziej tacy wracają do tego, co złe.
malgosiadg pisze: A propos "pisać" - jak tam Twoja powieść-rzeka ...? Kiedy się ukaże w druku?
Ciągle piszę. Chociaż samo pisanie 'idzie' dość szybko, to sprawdzanie tego wszystkiego trwa godzinami (podwójne słowa, znaki interpunkcyjne, nadużywanie danego słowa - czego nie widać w momencie pisania, itp.). Napisanie jednej strony trwa przeciętnie 45min, ale jej sprawdzenie i poprawienie nawet do 2h. Przy czym po napisaniu każdy fragment 'odczekuje' 3 miesiące, żeby w pamięci nie tkwiły świeże spisane myśli, bo wtedy o wiele trudniej wychwycić błędy. Nie ważne ile to będzie trwało, bo nie piszę tego do jakiegoś wydawnictwa, ale raczej dla siebie, najbliższych i moich grup górskich. Innych można 'zarazić' w ten sposób, żeby pisali relacje ze zwykłych jednodniowych wycieczek. A zachęcam, bo sam uwielbiam czytać relacje górskie.
dorokusai pisze:Mosorczyk, ja też mam wielki sentyment do Babiej , jak na razie byłem na niej 3 razy , ale za każdym razem w innych warunkach atmosferycznych ta góra jest magiczna i ma niesamowity urok , no i jak wchodzić to tylko Percią , jak dla mnie najpiękniejszy szlak na Diablaka .
Dla mnie najpiękniejszy jest zielony szlak od Lipnicy Wielkiej. Bardzo go lubię i nie ukrywam, że lubię wytyczać tam zimą szlak jako pierwszy bo tak mało tam ludzi chodzi (lubię się zmęczyć). Dla mnie ta góra jest niezwykła i zawsze tam będę wracał. Tam też chciałem zrobić sobie wyjątkowe zdjęcie upamiętniające nie tylko moje przeżycia związane z tą górą, ale również pewien etap w życiu, który tam zakończyłem - odejście z tego klubu. Zawsze będę miło wspominać ten cały okres, bo jest co wspominać i zawsze o tym wszystkim będzie przypominać mi... Babia Góra! Z czasem tak jest, że człowiek chce pamiętać tylko to, co dobre i tego się trzymam. Co było złego - nie wracam do tego - to jest nieważne. Ważne, że tyle mogłem tu dobrego przeżyć. To dzięki Babiej Górze pamiętam 4 zimowe zjazdy z tym klubem i 4 rekordy frekwencji na tych zjazdach, to słynne Widmo Brockenu, szkolenie lawinowe z Wami, dziesiątki wschodów Słońca oglądanych z jej szczytu i 3 'wycofy', bo nas pokonała. To było coś pięknego i o tym zawsze będę pamiętać, gdy tylko postawię stopę na Babiej Górze. Babia Góra to również ludzie, których tam poznałem - w tym wielu z Was.

PS. Sorry za długiego posta...
Awatar użytkownika
Tilia
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 1073
Rejestracja: 21 listopada 2008, 20:16

Post autor: Tilia » 04 stycznia 2013, 0:02

Michałto "sorry" jest niepotrzebne :> bo tak ciekawie opisujesz te miejsca i przeżyte tam chwile,że można czytać i czytać!Też już troszkę miałam styczności,4-ro krotnie i w różnych warunkach,letnich czy zimowych,w upale i mrozie,deszczu czy mgle,z Babią Górą ale nigdy jej dosyć!mam takie same odczucia co do tej Persony.Królowa jest JEDNA!
malgosiadg pisze:Michał. Ciekawy z Ciebie człowiek. Znam Cię tylko z tego forum i to nie od początku, ale mam takie wrażenie, że po złapaniu górskiego bakcyla i wypróbowaniu swoich granic, jesteś teraz na etapie dawania z siebie innym.
malgosiadg całkowicie zgadzam się z Tobą.z Michałem nie sposób się nudzić!zawsze ma tyle ciekawostek do opowiedzenia i to z każdej dziedziny,że przebywanie w jego towarzystwie,nie tylko pozwala brać radość z otaczającej nas natury ale możesz poczuć się jakbyś była np.w Alpach czy innym,niedostępnym dla Ciebie,miejscu.tak umie przekazać swoją wiedzę,że człowiek czuje jakby oglądał film albo nawet sam uczestniczył w tej wyprawie.....
I jeszcze jedno:kto poszedłby,tak z dnia na dzień,ze mną na Babią czy też zimowy Stożek????ten nie ma czasu,inny ochoty a jeszcze inny nie chodzi zimą czy też ma inne,ciekawsze towarzystwo!!!Na Michała zawsze można liczyć!!!
W tym miejscu i przy tej okazji chciałabym podziękować mu za poświęcony mi czas i przekazanie tych cennych i ciekawych informacji oraz fascynujących opisów przyrody.To wszystko,ten poświęcony mi czas
nie pójdą na marne,On to wie ale inni niech też się dowiedzą.
Michał jesteś jeszcze bardzo młody,całe życie przed Tobą i wiele dobrego przyniesiesz jeszcze niejednemu a dobro zawsze będzie wracało do Ciebie!Im więcej będziesz je dzielił tym więcej będzie się ono mnożyło! i za to będę mocno trzymać kciuki!!!!!
"Niech wiatr zawsze Ci wieje w plecy, a słońce świeci w twarz, niech wiatry przeznaczenia zaniosą Cię do nieba byś zatańczyła z gwiazdami!!
Awatar użytkownika
Dżola Ry
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 6331
Rejestracja: 28 czerwca 2009, 23:07
Kontakt:

Post autor: Dżola Ry » 05 stycznia 2013, 20:31

malgosiadg pisze:Ciekawy z Ciebie człowiek
Zgadzam się z Małgosią! Ciekawy z Ciebie człowiek! I cieszę się bardzo, że miałam okazję Cię poznać, a nawet z Tobą powędrować!
Malgo pisze:Inicjatywa Łowcy Mórz bardzo mi się podoba.
I mnie! Gdybym tylko mieszkała bliżej gór, zostałabym zapaloną łowcą ;) :lol:
Mosorczyk pisze:Dodatkowo wyjazd uatrakcyjnił nam… głuszec, który dał się obfotografować ze wszystkich stron!
A to, to już naprawdę mocna rzecz!!! Zazdraszczam do bólu!

Niezwykle cenię w ludziach taką postawę doceniania rzeczy mniejszych, nawet, jeśli zasmakowało się także tych większych! I w kontekście gór, i zwykłego życia - gdy sławny nie odcina się od prowincji, z której wyszedł, bogaty szanuje uboższego, jakim był niedawno itp. :)
Awatar użytkownika
Mosorczyk
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 454
Rejestracja: 04 grudnia 2006, 11:45
Kontakt:

Post autor: Mosorczyk » 06 stycznia 2013, 22:14

Dżola Ry pisze:Niezwykle cenię w ludziach taką postawę doceniania rzeczy mniejszych, nawet, jeśli zasmakowało się także tych większych! I w kontekście gór, i zwykłego życia - gdy sławny nie odcina się od prowincji, z której wyszedł, bogaty szanuje uboższego, jakim był niedawno itp.
Ja tym bardziej takich cenię i dlatego staram się, aby tylko tacy stawali się moimi przyjaciółmi. Uważam, że te najprostsze rzeczy najbardziej potrafią cieszyć człowieka, o czym sam się wielokrotnie miałem okazję przekonać. Po tych latach przeżytych w mieście doszedłem do wniosku, że w pewnym sensie 'ono' nas 'okalecza'. Z tego powodu nie lubię miast ani wielkomiejskiego zgiełku. Opisałem to w postaci 'kilku' prostych myśli:

O ŻYCIU W MIEŚCIE

Kiedyś mieliśmy jedną grę planszową i graliśmy aż do jej zdarcia – dzisiaj mamy dziesiątki kanałów telewizyjnych oraz gier komputerowych i nie potrafimy wybrać nic dla siebie…
Kiedyś chodziliśmy 2 kilometry po chleb – dzisiaj nam ciężko pojechać samochodem pod osiedlowy sklep…
Kiedyś przeznaczaliśmy cały dzień na pranie – dzisiaj tak ciężko nam włączyć pralkę…
Kiedyś budowaliśmy domy sąsiadom – dzisiaj nie mamy czasu dla siebie…
Kiedyś cieszyły nas stare ubrania po sąsiedzie – dzisiaj nie wystarczają nam nawet najnowsze gadżety…
Kiedyś dostrzegaliśmy każdy przylot ptaków – dzisiaj nie zauważamy kwitnących stokrotek w grudniu…
Kiedyś czytaliśmy setki książek – dzisiaj tak ciężko przeczytać nam jedną gazetę…
Kiedyś mieliśmy mnóstwo przyjaciół – dzisiaj mamy tylko kilku znajomych…
Kiedyś cieszyliśmy się z nadejścia lata – dzisiaj narzekamy, że jest nam za ciepło…
Kiedyś potrafiliśmy rozmawiać godzinami – dzisiaj tak ciężko napisać nam SMS’a…
Kiedyś potrafiliśmy pisać listy – teraz tak trudno nam opowiedzieć codzienność.
Kiedyś najsłabsi uczniowie dostawali wskaźnikiem po plecach – dzisiaj najzdolniejsi popełniają samobójstwa…
Kiedyś wystarczyła zawodówka – dzisiaj studia już nic nie znaczą…
Kiedyś dbaliśmy o każdy krzak – dzisiaj wycinamy miliony drzew na ulotki, których większość nie czyta…
Kiedyś rozmawialiśmy z całymi rodzinami – dzisiaj najczęściej rozmawiamy z samym sobą…
Kiedyś rodzina stanowiła jedność – dzisiaj dziecko i rodzic to dwa różne światy…
Kiedyś mówiliśmy rodzicom wszystko – dzisiaj dowiadują się oni ostatni…
Kiedyś młodzi byli cenni w oczach rodziców – dzisiaj często muszą się za nich wstydzić…
Kiedyś śpiewaliśmy pieśni przy każdej okazji – dzisiaj tak trudno nauczyć się jednej piosenki…
Kiedyś chodziliśmy po górach – dzisiaj tak ciężko nam je poszukać w Internecie…
Kiedyś wyrażaliśmy emocje uściskami, uśmiechem, łzami – dzisiaj wystarczy nam dwukropek i jeden nawias…
Kiedyś jedliśmy to, co było – dzisiaj mamy wybór, a nic nam nie smakuje…
Kiedyś budowaliśmy wszystko wspólnymi rękoma – dzisiaj wszystko niszczymy wspólnymi siłami…
Kiedyś uczeń bał się nauczyciela – dzisiaj nauczyciel boi się ucznia…
Kiedyś ludzie uciekali z kina, gdy w filmie padł jeden wulgaryzm i poruszano opinię publiczną – dzisiaj tak trudno jest znaleźć film bez co najmniej kilku wulgaryzmów…
Kiedyś małżeństwo to była rzecz święta – dzisiaj jest czymś, co można spróbować i wyrzucić/wymienić…
Kiedyś zarodek był istotą żyjącą – dzisiaj nieżywy wcześniak jest odpadem szpitalnym…
Kiedyś docenialiśmy każdy dzień – dzisiaj nie potrafimy wspomnieć sobie czegoś szczególnego z całego roku…
Kiedyś zachodzące słońce nie kończyło dnia – dzisiaj boimy się ciemności ze względu na przemoc…
Kiedyś łapaliśmy żaby i jaszczurki do słoików, po czym je wypuszczaliśmy – dzisiaj strzelamy do ludzi w grach komputerowych…
Kiedyś cieszyliśmy się z każdej złotówki – dzisiaj milion złotych to za mało…
Kiedyś cieszyliśmy się ze zwykłego jabłka leżącego pod drzewem – dzisiaj wyrzucamy je tonami w supermarketach…
Kiedyś ufaliśmy Bogu i rodzicom – dzisiaj ufamy pieniądzom i kolegom…
Kiedyś pomagaliśmy rodzicom – dzisiaj tak ciężko nam wyrzucić śmieci…
Kiedyś potrafiliśmy konstruktywnie działać w grupie – dzisiaj w grupie potrafimy się tylko śmiać z kogoś…
Kiedyś potrafiliśmy zrobić wiele własnymi rękoma – dzisiaj możemy to jedynie kupić…
Kiedyś było mnóstwo radości – dzisiaj jest mnóstwo żałości…
Kiedyś mieliśmy wielodzietne rodziny – dzisiaj tak trudno zapracować na jedynaka…
Kiedyś wystarczyły dwa kamienie i kawałek gazety by zagrać w piłkę nożną – dzisiaj hale sportowe są bardzo nudne…
Kiedyś rozpoznawaliśmy drzewa w naszej okolicy – dzisiaj mało kto o nich coś wie…
Kiedyś wysypialiśmy się na snopku siana – dzisiaj narzekamy na przytulne łóżka…
Kiedyś świeże rany wylizał pies i byliśmy zdrowi – dzisiaj nie mamy ran a jesteśmy chorzy…
Kiedyś rozmawialiśmy ze wszystkimi i wiek nie miał znaczenia – dzisiaj tak trudno dogadać nam się z rówieśnikami…
Kiedyś nie było maszyn i robiliśmy cuda – dzisiaj są maszyny i nie chce nam się wykonać codziennych obowiązków…
Kiedyś cieszyliśmy się ze słodyczy i zegarka – dzisiaj nie wystarcza nam laptop i samochód…
Kiedyś kochaliśmy całym sercem – dzisiaj całym sercem nienawidzimy…
Kiedyś z wyjściem na dwór pojawiała się radość – dzisiaj z wyjściem na dwór pojawia się niechęć…
Kiedyś rozmawialiśmy o rzeczach najgłębszych – dzisiaj potrafimy to tylko w prywatnych wiadomościach na forach, gdy ktoś nas nie widzi…
Kiedyś płakaliśmy za rodzicami – dzisiaj cieszymy się, bo ‘chata wolna’…
Kiedyś szukaliśmy seksu w małżeństwie – dzisiaj wdziera się do nas przez komputer…
Kiedyś liczył się Bóg, rodzina, przyjaciele – dzisiaj liczą się seks i pieniądze…
Kiedyś potrafiliśmy rozmawiać godzinami – dzisiaj potrafimy przesłać kilka zdjęć w serwisach społecznościowych.
Kiedyś potrafiliśmy wszyscy działać – dzisiaj potrafimy wszyscy brać, a tak trudno jest znaleźć kogoś do działania…
Kiedyś strzelaliśmy na liściach – dzisiaj strzelamy do ludzi…
Kiedyś otwieraliśmy serca przed innymi – dzisiaj tak trudno nam otworzyć drzwi…

KIEDY WIĘC MYŚLISZ, ŻE JESTEŚ KIMŚ, BO URODZIŁEŚ SIĘ W MIEŚCIE – POMYŚL, JAK ONO CIĘ OKALECZYŁO. BYĆ MOŻE STRACIŁEŚ TO, CO NAJCENNIEJSZE W ŻYCIU:

Być może codziennie widzisz mnóstwo ludzi, lecz znasz tylko kilkoro…
Być może masz mnóstwo znajomych, ale nie przyjaciół…
Być może najłatwiej skontaktować się ci jest za pomocą komórki lub serwisów społecznościowych, ale nie twarzą w twarz…
Być może tak trudno ci załatwić codzienne sprawy, bo ciągle nie masz czasu…
Być może nie cieszą cię rzeczy najprostsze, bo nie masz na nie czasu…
Być może uciekasz od rodziców, bo koledzy mają ‘lepsze’ spojrzenie na życie…
Być może uczestniczysz w nierównym wyścigu, choć z góry wiesz, że na metę dobiegniesz prawdopodobnie ostatni…
Być może bardzo trudno ci rozmawiać o rzeczach najskrytszych, bo nie masz czasu na pielęgnowanie przyjaźni…
Być może małżeństwo jest dla ciebie czymś, co możesz za chwilę przerwać, lecz nie zdajesz sobie sprawy z konsekwencji takiego myślenia…
Być może padłeś ofiarą przemocy, bo nie ma bezpiecznych miast…
Być może odkładasz wszystko ‘na jutro’, bo nie masz już sił w dniu dzisiejszym…
Być może chciałbyś komuś coś opowiedzieć lub napisać o jakimś wydarzeniu, lecz najprawdopodobniej masz obawy, bo ostatnio opowiadałeś o tym kilkoma zdjęciami w serwisie społecznościowym…
Być może kochasz, ale nie potrafisz tego pokazać, bo zbyt zagoniony jesteś w życiu…
Być może chciałbyś gdzieś wyjść/pojechać, ale ci się nie chce, bo prowadzisz siedzący tryb życia…
Być może częściej patrzysz w telewizor niż w oczy twojej żonie…

PÓKI NIE JEST ZA PÓŹNO, ZMIEŃ COŚ W SWOIM ŻYCIU!

Spróbuj dostrzec te najprostsze rzeczy, jak: padający śnieg, leżące jabłko pod jabłonią, kwitnące stokrotki, przelot ptaków i zachwycaj się ich śpiewem.
Nie narzekaj, że jest ci źle, ale próbuj zrobić coś, żeby było ci lepiej, bo zawsze istnieje jakieś wyjście. Nigdy nie wstydź się poprosić o pomoc twoich przyjaciół, bo pamiętaj, że przyjaciel to nie znajomy i zawsze ci pomoże, bo dobrze zdaje sobie z tego sprawę, że być może to ty mu kiedyś pomożesz, gdy będzie on tego potrzebował.
Rozwijaj umiejętność kontaktowania się z innymi ludźmi. Unikaj kontaktów wirtualnych, a raczej staraj się rozmawiać ze wszystkimi pokoleniami, bo każde coś wniesie cennego do twojego życia.
Kiedy nie masz sił i odkładasz coś ‘na jutro’ to PAMIĘTAJ! Jutrzejszy dzień nie będzie wcale inny! Świat od nas coraz więcej wymaga, dlatego bierz z niego tyle ile ci tylko potrzeba – unikniesz w ten sposób nadmiernego zatroskania i ‘narzucania’ sobie ‘na plecy’ zbędnych ciężarów.
Nie chełp się tym, co osiągnąłeś, ani nie chwal się tym, bo takich ludzi każdy omija.
Rozwijaj w sobie pokorę, miłość i radość, bo chociaż nie będziesz miał setek znajomych, to będziesz miał kilku naprawdę oddanych przyjaciół.
Nigdy nie mów, że coś jest poza twoim zasięgiem, bo nigdy nie wiesz, jak w krótkim czasie może odmienić się twoje życie. Nie pragnij bogactw, ani tego, co przemija, bo twoje życie wypełni się… PUSTKĄ. ‘Inwestuj’ w rzeczy, których nie da się nigdzie kupić: wiara, miłość, rodzina, przyjaciele, nadzieja i radość.
Wychodź często na otwarte przestrzenie, bo służy to nie tylko zdrowiu fizycznemu, ale i psychicznemu. Natura uspokaja myśli człowieka, a wielkomiejski zgiełk je tylko rozdrażnia.
Małżeństwo uważaj za wielki dar, a nie jak coś, co możesz zamienić, przerwać lub wyrzucić, bo tylko wtedy, gdy tak będziesz myślał, zrobisz wszystko, by było ono szczęśliwe.
Delektuj się każdą minutą ciszy, bo nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, że w ciągu twojego całego życia będzie tylko KILKA krótkich chwil, gdy twoje ucho nie usłyszy dosłownie nic!
Nie idź za ludźmi, którzy tworzą na coś ‘modę’, bo jak szybko powstaje, tak szybko przemija. Tworzymy rzeczy nietrwałe i szybko przemijające, a wraz z nimi przemijają ludzie, którzy ją tworzą.
Niech każda chwila, w której czekasz, będzie dla ciebie sprawdzianem twojej cierpliwości. Ucz się jej podczas takich chwil, bo ani nie wiesz kiedy ci będzie potrzebna i jak bardzo ludzie sobie ją cenią.
Nigdy nie zapominaj o innych. Jeśli widzisz kogoś w potrzebie, to zrób, co jest w zakresie twoich sił i możliwości, bo więcej szczęścia wynika z dawania niż z otrzymywania.

Spróbuj poznać swojego ‘wroga’ od wewnątrz jakim jest miasto. Jeśli tu się urodziłeś, to traktuj je jako sposobność, do pokonywania własnych słabości i wykorzystuj fakt, że tu jest więcej ludzi. Działaj, wierz w to, co robisz, pomagaj, dostrzegaj innych, rozwijaj swoje dobre cechy, ucz się cierpliwości oraz miłości, rozmawiaj jak z największą grupą ludzi i poszerzaj swoje znajomości, bo tak naprawdę, nigdy nie wiesz ilu z nich okaże się ODDANYMI PRZYJACIÓŁMI, którzy nigdy nie zapomną o tobie niezależnie od tego, co spotka cię w życiu. Sam przecież wiesz, że nie ma nic lepszego, jak mieć świadomość, że JESTEŚ KOMUŚ POTRZEBNY I MASZ DLA KOGO ŻYĆ!
ODPOWIEDZ