19-24.10.2012 r. - Bieszczady - Złota jesień (prozą pisane)
Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy
19-24.10.2012 r. - Bieszczady - Złota jesień (prozą pisane)
Ostatnie godziny w pracy ciągną się niemiłosiernie. Jakoś zawsze tak jest, że przed urlopem następuje kumulacja zadań. W domu szybkie dopakowanie, rzut oka na forum i wiadomość od Macieja: szykujcie się na tłumy turystów w Biesach! Wyobraź sobie, że nie znalazłem noclegu w Wysokich Bieszczadach na sob/niedz!. Pięknie! Złota Polska Jesień nie tylko nas ciągnie w góry.
Dzień pierwszy. Przysłup - Małe Jasło - Okrąglik - Rabia Skała - Wetlina
Na pierwszy dzień wybieramy mało oblegany i najdłuższy z planowanych szlaków. Wcześnie rano odstawiam samochód na koniec szlaku i ku potwierdzeniu opinii o łatwości złapania stopa w Bieszczadach, po przejściu 300m, łapię transport powrotny z Wetliny do Przysłupia.
Po śniadaniu ruszamy bezszlakowo na Małe Jasło, skąd prowadzi już nas dalej szlak czerwony. Od początku chłoniemy ciepłe kolory jesieni, dogrzewani słońcem.
W mojej pamięci ten szlak zapisał się jako mało widokowy, być może dlatego, że do tej pory przechodziłem go w lecie, gdy korony drzew wypełnione były liśćmi lub jesienią, we mgle. Tej jesieni odkryłem ten szlak na nowo
Jesień piękna, choć widać, że feeria barw nie potrwa już zbyt długo. W wyższych partiach gór drzewa już całkowicie pozbawione są liści, za to te utworzyły wszechobecny szeleszczący dywan. Leśny dywan na przemian z kołyszącymi się trawami połonin doprowadzają nas na Jasło, skąd otwiera się widok na Smerek i Połoniny...
Szlak zgodnie z przewidywaniami jest mało uczęszczany, więc mimo soboty spotykamy nielicznych turystów. Spokojnie ładujemy baterie widokami i kolorami... (co przynosi różne efekty)
A także innymi wynalazkami... (jak np. bułka)
Do dziś na szlaku można znaleźć ślady historii...
Przez Płaszę i Dziurkowiec zbliżamy się do Rabiej Skały i do otwierających się coraz szerzej widoków w kierunku Pikuja, który udało nam się zdobyć w lipcu br.
Gdy schodzimy z Rabiej Skały zachodzące słońce 'zapala' las...
...podkreślając czerwienią zarys Tatr...
Przy czołówkach schodzimy do zmarzniętego autka
cdn.
Tytuł relacji dostosowano do obowiązującego wzoru. Mike
Dzień pierwszy. Przysłup - Małe Jasło - Okrąglik - Rabia Skała - Wetlina
Na pierwszy dzień wybieramy mało oblegany i najdłuższy z planowanych szlaków. Wcześnie rano odstawiam samochód na koniec szlaku i ku potwierdzeniu opinii o łatwości złapania stopa w Bieszczadach, po przejściu 300m, łapię transport powrotny z Wetliny do Przysłupia.
Po śniadaniu ruszamy bezszlakowo na Małe Jasło, skąd prowadzi już nas dalej szlak czerwony. Od początku chłoniemy ciepłe kolory jesieni, dogrzewani słońcem.
W mojej pamięci ten szlak zapisał się jako mało widokowy, być może dlatego, że do tej pory przechodziłem go w lecie, gdy korony drzew wypełnione były liśćmi lub jesienią, we mgle. Tej jesieni odkryłem ten szlak na nowo
Jesień piękna, choć widać, że feeria barw nie potrwa już zbyt długo. W wyższych partiach gór drzewa już całkowicie pozbawione są liści, za to te utworzyły wszechobecny szeleszczący dywan. Leśny dywan na przemian z kołyszącymi się trawami połonin doprowadzają nas na Jasło, skąd otwiera się widok na Smerek i Połoniny...
Szlak zgodnie z przewidywaniami jest mało uczęszczany, więc mimo soboty spotykamy nielicznych turystów. Spokojnie ładujemy baterie widokami i kolorami... (co przynosi różne efekty)
A także innymi wynalazkami... (jak np. bułka)
Do dziś na szlaku można znaleźć ślady historii...
Przez Płaszę i Dziurkowiec zbliżamy się do Rabiej Skały i do otwierających się coraz szerzej widoków w kierunku Pikuja, który udało nam się zdobyć w lipcu br.
Gdy schodzimy z Rabiej Skały zachodzące słońce 'zapala' las...
...podkreślając czerwienią zarys Tatr...
Przy czołówkach schodzimy do zmarzniętego autka
cdn.
Tytuł relacji dostosowano do obowiązującego wzoru. Mike
Ostatnio zmieniony 29 października 2012, 18:18 przez Tidżej, łącznie zmieniany 1 raz.
| Gór, co stoją nigdy nie dogonię... |
Dzień drugi. Ustrzyki Górne - Szeroki Wierch - Tarnica - Wołosate
Różne oblicza ma Tarnica, tak jak różne na nią podejścia. Uświadomiliśmy sobie, że przez Szeroki Wierch nie wchodziliśmy na Tarnicę ...naście lat, więc postanowiliśmy przypomnieć sobie jak wygląda ten szlak. W planie mieliśmy też oglądanie zachodu słońca ze szczytu. Niespiesznie wychodzimy na szlak od Ustrzyk Górnych pozostawiając wcześniej samochód w Wołosatem (szybka akcja dzięki uprzejmości zapoznanych na kwaterze Urszuli i Leszkowi, którzy nas podwieźli).
Do granicy lasu eksplozja kolorów i obfitość grzybów...
Po wyjściu ponad granicę lasu zaczynają cieszyć oczy widoki...
Na Szeroki Wierch, podchodziłem dawno, jeszcze starym przebiegiem szlaku. Teraz, ścieżka przed szczytem skręca lekko w lewo i prowadzi na szczyt trochę dłuższą i mniej stromą częścią połoniny. Do zachodu słońca mamy jeszcze sporo czasu, więc na początku Szerokiego Wierchu robimy dłuższy postój i cieszymy oczy widokami, tym bardziej, że z daleka widać tłumy na Tarnicy.
Na najwyższy bieszczadzki szczyt docieramy ok. dwóch godzin przed zachodem słońca - sporo czasu na zachwycanie się widokami i wyczekanie, aż szczyt się wyludni. Obserwujemy ludzi, cienie wędrujące po zboczach Halicza i Rosypańca, dymy unoszące się nad Pikujem, korzystamy z pięknych okoliczności przyrody...
Wreszcie nadchodzi wyczekiwany zachód słońca...
Zachód słońca nie powalał, ale obejrzeliśmy go z przyjemnością. Do Wołosatego zeszliśmy dość szybko w sympatycznym towarzystwie osób poznanych na szczycie.
Niezapomnianym zakończeniem dnia było spotkanie z Małgorzatą i Maciejem oraz poznanymi w Leśnym Berdzie, gdzie nocowaliśmy, Urszulą i Leszkiem. Ze zwględu na lokatorów, którzy położyli się spać o 19(!), odbyliśmy najcichszą biesiadę w historii...
cdn.
Różne oblicza ma Tarnica, tak jak różne na nią podejścia. Uświadomiliśmy sobie, że przez Szeroki Wierch nie wchodziliśmy na Tarnicę ...naście lat, więc postanowiliśmy przypomnieć sobie jak wygląda ten szlak. W planie mieliśmy też oglądanie zachodu słońca ze szczytu. Niespiesznie wychodzimy na szlak od Ustrzyk Górnych pozostawiając wcześniej samochód w Wołosatem (szybka akcja dzięki uprzejmości zapoznanych na kwaterze Urszuli i Leszkowi, którzy nas podwieźli).
Do granicy lasu eksplozja kolorów i obfitość grzybów...
Po wyjściu ponad granicę lasu zaczynają cieszyć oczy widoki...
Na Szeroki Wierch, podchodziłem dawno, jeszcze starym przebiegiem szlaku. Teraz, ścieżka przed szczytem skręca lekko w lewo i prowadzi na szczyt trochę dłuższą i mniej stromą częścią połoniny. Do zachodu słońca mamy jeszcze sporo czasu, więc na początku Szerokiego Wierchu robimy dłuższy postój i cieszymy oczy widokami, tym bardziej, że z daleka widać tłumy na Tarnicy.
Na najwyższy bieszczadzki szczyt docieramy ok. dwóch godzin przed zachodem słońca - sporo czasu na zachwycanie się widokami i wyczekanie, aż szczyt się wyludni. Obserwujemy ludzi, cienie wędrujące po zboczach Halicza i Rosypańca, dymy unoszące się nad Pikujem, korzystamy z pięknych okoliczności przyrody...
Wreszcie nadchodzi wyczekiwany zachód słońca...
Zachód słońca nie powalał, ale obejrzeliśmy go z przyjemnością. Do Wołosatego zeszliśmy dość szybko w sympatycznym towarzystwie osób poznanych na szczycie.
Niezapomnianym zakończeniem dnia było spotkanie z Małgorzatą i Maciejem oraz poznanymi w Leśnym Berdzie, gdzie nocowaliśmy, Urszulą i Leszkiem. Ze zwględu na lokatorów, którzy położyli się spać o 19(!), odbyliśmy najcichszą biesiadę w historii...
cdn.
| Gór, co stoją nigdy nie dogonię... |
Ech Bieszczady jakie cudne, jaki piękny, dziki kraj.
W nim przeżyjesz chwile cudne , patrząc wprost, przed siebie w dal.
Chciałam by to zabrzmiało poetycko, bo te Wasze relacje z Bieszczad są bez dwóch zdań świetne i nieszablonowe. Wielkie brawa dla bieszczadzkich poetów :>
W nim przeżyjesz chwile cudne , patrząc wprost, przed siebie w dal.
Chciałam by to zabrzmiało poetycko, bo te Wasze relacje z Bieszczad są bez dwóch zdań świetne i nieszablonowe. Wielkie brawa dla bieszczadzkich poetów :>
Góry upajają. Człowiek uzależniony od nich jest nie do wyleczenia.
O, żeby tak mieć czas, żeby wszystko na raz spisać... Albo mieć lekkość pisania jak Buba... A tu niestety wszystko w bólach powstaje...Dżola Ry pisze:Seriale, widzę, teraz w modzie
I zabrzmiało. Dziękuję w imieniu swoim i (chyba mogę?) Macieja!HalinkaŚ pisze:Chciałam by to zabrzmiało poetycko
| Gór, co stoją nigdy nie dogonię... |
-
- Członek Klubu
- Posty: 1192
- Rejestracja: 15 sierpnia 2010, 13:22
Małe Jasło i Okrąglik czekają na mnie na wyrównanie rachunków sprzed roku- jak widać koncepcję miałam dobrą i warto tam zaglądnąć
Aż trudno uwierzyć, że to zdjęcia sprzed zaledwie kilku dni.
Czekam na więcej takich perełek
Aż trudno uwierzyć, że to zdjęcia sprzed zaledwie kilku dni.
Czekam na więcej takich perełek
"Szalony kto sądzi, że ludzkiego szczęścia trzeba szukać w zaspokajaniu pragnień,
przekonany, że dla idących liczy się przede wszystkim dojść do kresu.
A kresu przecież nigdy nie ma."
Antoine de Saint-Exupéry
przekonany, że dla idących liczy się przede wszystkim dojść do kresu.
A kresu przecież nigdy nie ma."
Antoine de Saint-Exupéry
Dzień trzeci. Duszatyn - Jeziorka Duszatyńskie - Chryszczata - Jeziorka - Duszatyn
Po wieczornej spokojnej i cichej biesiadzie rankiem zbieramy się jakoś wolniej i silną zmechanizowaną grupą w trzech samochodach wybieramy się do Duszatyna. Wszyscy mamy nadzieję, że Jeziorka Duszatyńskie jesienią wyglądają pięknie. Droga ze Smolnika do Duszatyna prowadzi przez wąskie zawijasy, klimatyczne mostki oraz przez kilka brodów przez Osławę. Jeden samochód zostawiamy w Mikowie, bo wstępny plan zakłada, że przejdziemy Jeziorka i Chryszczatą, aż do Przełęczy Żebrak, skąd drogą wrócimy do Mikowa. Droga od Mikowa posiada już nową nawierzchnię, brody jednak pozostały. Parkujemy na pustym polu namiotowym w Duszatynie, ruszamy na szlak i zaczyna się... focenie Początkowy fragment szlaku idziemy wolniutko, bo każdy znajduje jakieś temat do zdjęć...
Dochodzimy do Jeziorek mocno po czasie, ale jak tu nie rozglądać się wokół, gdy tyle kolorów, a liście ścielą się dywanem...
Gdy zauważamy ważki rozpoczynają się zbiorowe bezkrwawe łowy
Ruszamy na podbój Chryszczatej, ale tu już rozciągamy się w czasie i przestrzeni. Monice daje się we znaki sobotnia trasa i zostajemy z tyłu. Dochodzimy jednak na Chryszczatą, gdzie czeka na nas reszta ekipy.
Wspólnie podejmujemy decyzję o skróceniu trasy i powrocie tą samą drogą. Urszula i Leszek schodzą szybciej, a my upamiętniamy nasz wspólny pobyt na Chryszczatej fotką...
Po zejściu dwa samochody wiązą właścicieli do domów, a my z Moniką zostajemy jeszcze na dwa dni z nadzieją na utrzymanie pogody...
Dzięki Maćku i Gosiu za ten wspólnie spędzony czas
cdn.
Po wieczornej spokojnej i cichej biesiadzie rankiem zbieramy się jakoś wolniej i silną zmechanizowaną grupą w trzech samochodach wybieramy się do Duszatyna. Wszyscy mamy nadzieję, że Jeziorka Duszatyńskie jesienią wyglądają pięknie. Droga ze Smolnika do Duszatyna prowadzi przez wąskie zawijasy, klimatyczne mostki oraz przez kilka brodów przez Osławę. Jeden samochód zostawiamy w Mikowie, bo wstępny plan zakłada, że przejdziemy Jeziorka i Chryszczatą, aż do Przełęczy Żebrak, skąd drogą wrócimy do Mikowa. Droga od Mikowa posiada już nową nawierzchnię, brody jednak pozostały. Parkujemy na pustym polu namiotowym w Duszatynie, ruszamy na szlak i zaczyna się... focenie Początkowy fragment szlaku idziemy wolniutko, bo każdy znajduje jakieś temat do zdjęć...
Dochodzimy do Jeziorek mocno po czasie, ale jak tu nie rozglądać się wokół, gdy tyle kolorów, a liście ścielą się dywanem...
Gdy zauważamy ważki rozpoczynają się zbiorowe bezkrwawe łowy
Ruszamy na podbój Chryszczatej, ale tu już rozciągamy się w czasie i przestrzeni. Monice daje się we znaki sobotnia trasa i zostajemy z tyłu. Dochodzimy jednak na Chryszczatą, gdzie czeka na nas reszta ekipy.
Wspólnie podejmujemy decyzję o skróceniu trasy i powrocie tą samą drogą. Urszula i Leszek schodzą szybciej, a my upamiętniamy nasz wspólny pobyt na Chryszczatej fotką...
Po zejściu dwa samochody wiązą właścicieli do domów, a my z Moniką zostajemy jeszcze na dwa dni z nadzieją na utrzymanie pogody...
Dzięki Maćku i Gosiu za ten wspólnie spędzony czas
cdn.
| Gór, co stoją nigdy nie dogonię... |
Dzięki. Schodząc wieczorem nie spodziewaliśmy się, że jeszcze taki widok zobaczymy, więc lekko nas zaskoczyładrians_osw pisze:Zdjęcia piękne, a Tatry uchwycone rewelacyjnie Wydaje się, że są tak blisko
Spotkaliśmy takich wędrujących jeźdźców na Jaśle, pięknie to wygląda Nie jeżdżę konno, ciekaw jestem wrażeń z takiej "wędrówki". Jeśli się uda nie zapomnij o relacjieska pisze:Marzyły mi się takie piękne Bieszczady w tym roku
W przyszłym roku planuję wyjazd -konno po bieszczadzkich szlakach
Naprawdę warto! Przekonałem się, że warto właśnie jesienią, latem ten szlak zrobił na mnie mniejsze wrażenie, choć oczywiście każda pora roku ma swój urok.Inga pisze:Małe Jasło i Okrąglik czekają na mnie na wyrównanie rachunków sprzed roku
... jeszcze Was trochę pomęczę tym serialemDżola Ry pisze:akcent był na "nie mogę się doczekać"
| Gór, co stoją nigdy nie dogonię... |
Bieszczady powalają zwłaszcza o tej porze roku, zdjęcia "kosmos" bez wazeliny . Ja byłem 3 lata temu w czerwcu, akurat w Bieszczadach rozpoczął się "festiwal burzowy", na Małej Rawce zeszły się trzy burze, my siedzieliśmy w chaszczach na przełęczy między Rawkami, waliło tak, że ziemia się trzęsła, i tak 2 godziny w deszczu, gradzie i gromach. Z Wielkiej Rawki można już było bezpiecznie podziwiać odchodzące burze. Mam nadzieję wrócić jeszcze w Bieszczady, a dzięki tej relacji będzie to raczej jesień.
Dzień czwarty. Przełęcz Wyżniańska - Połonina Caryńska - Przeł. Przysłup Caryński - Bereżki
Leniwie otwieram oko... za oknem szaruga... W Bieszczady dotarły mgły, które do tej pory oglądaliśmy tylko w wiadomościach przy śniadaniu. W całym domu jesteśmy sami, przypomina mi się stara piosenka:
We wtorek w schronisku po sezonie
W doliny wczoraj zszedł ostatni gość
Za oknem plucha, kubek parzy w dłonie
I tej herbaty, i tych gór mam dość
Akurat jest wtorek, ale gór jeszcze nam nie dość Na dziś była w planie Magura i Caryńska od Dwernika, ale z powodu mgły odwracamy koncepcję. Dojeżdżamy na Przełęcz Wyżniańską i stamtąd startujemy na Połoninę. Mgły nie wróżą widoków, mamy coraz mniejsze nadzieje na przejaśnienie.
Mroczny las prowadzi nas coraz wyżej, aż na Połoninę gdzie gubimy ostatnią nadzieję na sens dalszej wędrówki na Magurę. Idąc Połoniną mimo mgły, mżawki i dość silnego wiatru mijamy kilka osób i o dziwo wszyscy w doskonałych humorach. Nie było tam raczej osób przypadkowych, każdy kogo mijaliśmy wiedział co czeka go na szlaku. Decydujemy się na zejście z Połoniny przez Przełęcz Przysłup Caryński i Kolibę do Bereżek.
Po raz kolejny potwierdzamy teorię o łatwości zatrzymania stopa w Bieszczadach. Wystarczyło stanąć nogą na asfalt w Bereżkach, wystarczyło podnieść kciuk i już siedzieliśmy na skórzanej tapicerce Land Rovera (na warszawskich blachach!) Właściciele jechali do Wetliny, więc wysiedliśmy na Przełęczy Wyżniańskiej 100m obok naszego samochodu.
cdn.
Leniwie otwieram oko... za oknem szaruga... W Bieszczady dotarły mgły, które do tej pory oglądaliśmy tylko w wiadomościach przy śniadaniu. W całym domu jesteśmy sami, przypomina mi się stara piosenka:
We wtorek w schronisku po sezonie
W doliny wczoraj zszedł ostatni gość
Za oknem plucha, kubek parzy w dłonie
I tej herbaty, i tych gór mam dość
Akurat jest wtorek, ale gór jeszcze nam nie dość Na dziś była w planie Magura i Caryńska od Dwernika, ale z powodu mgły odwracamy koncepcję. Dojeżdżamy na Przełęcz Wyżniańską i stamtąd startujemy na Połoninę. Mgły nie wróżą widoków, mamy coraz mniejsze nadzieje na przejaśnienie.
Mroczny las prowadzi nas coraz wyżej, aż na Połoninę gdzie gubimy ostatnią nadzieję na sens dalszej wędrówki na Magurę. Idąc Połoniną mimo mgły, mżawki i dość silnego wiatru mijamy kilka osób i o dziwo wszyscy w doskonałych humorach. Nie było tam raczej osób przypadkowych, każdy kogo mijaliśmy wiedział co czeka go na szlaku. Decydujemy się na zejście z Połoniny przez Przełęcz Przysłup Caryński i Kolibę do Bereżek.
Po raz kolejny potwierdzamy teorię o łatwości zatrzymania stopa w Bieszczadach. Wystarczyło stanąć nogą na asfalt w Bereżkach, wystarczyło podnieść kciuk i już siedzieliśmy na skórzanej tapicerce Land Rovera (na warszawskich blachach!) Właściciele jechali do Wetliny, więc wysiedliśmy na Przełęczy Wyżniańskiej 100m obok naszego samochodu.
cdn.
| Gór, co stoją nigdy nie dogonię... |
Maj i czerwiec zwykle bywają bardzo burzowe, ale trzy na raz to już niezła kumulacjaGavlus75 pisze:w czerwcu, akurat w Bieszczadach rozpoczął się "festiwal burzowy", na Małej Rawce zeszły się trzy burze
Złotej Polskiej Jesieni życzęGavlus75 pisze:Mam nadzieję wrócić jeszcze w Bieszczady, a dzięki tej relacji będzie to raczej jesień.
| Gór, co stoją nigdy nie dogonię... |