Dachstein i trzy Szarotki
: 30 sierpnia 2012, 14:49
Noc wysrebrzona księżycem , niebo aż ciężkie od gwiazd .Góry zastygły w ciszy ,mgle i bajkowym pięknie.
Skład zespołu od samego początku nie zmienił się poza jednym małym epizodem wywołanym różnicą zdań ale w końcu ruszamy w trójkę tz. Eska , Bikmen i tknp.
Głównym celem jest oczywiście Masyw Dachstein i przejście kilku ferrat wraz z osiągnięciem samego szczytu.
Via ferrata (żelazna droga) została wymyślona właśnie dla takich jak my, kochających góry i piękne widoki, pokonujących turystyczne szlaki, ale nie zaprawionych w trudach wspinaczki. Pokonywanie ścian ułatwiają wbite w skałę metalowe stopnie, uchwyty, drabinki oraz lina poręczowa. W okolicach miasteczka Ramsau wytyczonych jest kilkanaście takich właśnie tras o różnych stopniach trudności zaczynając od najłatwiejszej na literkę A , potem B,C,D,E i E+1 . O tym że nie będzie to zwykły spacerek przypomina mi sprzęt wyjmowany z plecaków w postaci , uprzęży , kasku itp sprzętu.
Czwartek rano :
W pierwszy dzień dla zapoznania się ze sprzętem i przetarcia ,,pierwszych szlaków,, wybieramy się do schroniska Gutenberg Haus położonego na wysokości 2164 m pomiędzy dwoma szczytami i piękną ferratą o nazwie Sinabell oznaczoną literką ,,C,, pogoda dopisuje humory też , tylko jak zwykle czasu brak , wyszliśmy prosto z samochodu na szlak około godz 11.30 i to się troszkę na nas zemściło tym że szybko się wycofujemy z ferraty schodzimy w dół i szukamy czegoś do spania ( wyjazd był nie planowany tylko spontaniczny ) . Wybór padł na Camping położony na wprost samego szczytu Dachsteina z pięknymi widokami na cały masyw.
Szybkie przepakowanie plecaków i już jesteśmy przygotowani na następny dzień tzn piątek .
Piątek rano : pogoda nie nastraja do optymizmu (w nocy przechodzi nawałnica która nie daje na się przespać trzymamy namiot i czekamy świtu) ale nie przyjechaliśmy tu marudzić, pakujemy się do naszego wehikułu i szybko mkniemy na parking pod dolną stację kolejki na Dachstein, na miejscu jesteśmy o 7.00 plecaki i w góry .
Do schroniska Dachsteinsudwandhutte położonego na wysokości 1910 m dochodzimy w pełnym składzie , tu następuje podział na dwa zespoły Mirek wybiera trudniejszą drogę na szczyt która prowadzi feratą Johann-Klettersteig a my tzn Eska i tknp kierujemy się na drogę trekingową oznaczoną nr 615 .
Szlak jest pusty kilka osób które spotykamy przy schronisku nagle gdzieś znika każdy wybrał coś dla siebie i w drogę . Ścieżka mocno pnie się w górę co pozwala na szybkie nabieranie wysokości , po niecałej godzinie pogodowa niespodzianka (a będzie ich jeszcze kilka) ogarnia nas szarobura mgła widoczność spada do 10 może 15-stu metrów i jak by tego było mało zaczyna padać deszcz , konsternacja jesteśmy na wysokości około 2000 m i zaczynamy się zastanawiać co dalej , a na dodatek z góry schodzi ,, tubylec,, i gada coś o marnej pogodzie u góry i żeby się tam nie pchać ( Niemiec czy Austriak do dziś tego nie wiemy ) my jednak nie dajemy za wygraną i po szybkim ubraniu przeciwdeszczowych ciuchów wyznaczamy sobie cel , Górna stacja kolejki na Dachstein która położna jest na wysokości 2687m ( Hunerkogel ) tam zdecydujemy co dalej.
Szlak przekształca się teraz w ferratę o skali trudności z literkami A/B , od wyruszenia z dolnej stacji kolejki mijają 4-y godziny i razem z Renatą stajemy na górnej stacji kolejki tym samym osiągając wysokość 2602m , w tym momencie znów pogodowa niespodzianka wychodzi piękne słoneczko i znikają deszczowe chmury , dzwonię do Mirka z pytaniem gdzie jest, a on że się wycofał ze względu na pogodę( jego ferrata oznaczona jest literką E+1 co oznacza b trudną ) i nie jest możliwe jej przejście w deszczowy i mglisty dzień.
Do samego szczytu prowadzi droga przez lodowiec i dalej ferratą na sam szczyt , mamy godzinę na ,, popas ,, i ruszamy punktualnie o 12-ej w stronę szczytu ( od górnej stacji kolejki do szczytu według szlako wskazu zostało jeszcze 2h ) podejście pod ścianę daje nam się we znaki , brniemy w ,, śniegowej breji na lodowcu,, i wreszcie jest ściana ubieramy sprzęt i start , ja ruszam pierwszy wybadać drogę i tu załamka Renata nie daje rady ,wejście w ścianę jest dla niej za trudne , decydujemy że idę sam zostawiam niepotrzebny sprzęt i wpinam się w liny poręczowe , ( żal ogarnia mi serce wiem że Mirek który ruszył tą samą drogą co my nie zdąży do mnie dojść , Renata została pod ścianą sama i marznie ) a ja pokonuję kolejne metry , na szczycie Hoher Dachstein ( tu mapy podają różne wysokości od 3004 do 2997 m ) staję o godzinie 14.00 , oczywiście zapominam o aparacie fotograficznym . Pozostało mi tylko zrobić kilka fotek moją marną komórką , wykonuje kilka telefonów i w dół , mijam ludzi podchodzących do góry i dochodząc do końcówki ferraty widzę Mirka jak ciężko idzie po lodowcu , potem okazuje się że wykonał część założonego przed wyjazdem planu i przeszedł trudną ferratą o nazwie ,, Sky Walk,, z literkami D/E.
Wszyscy szczęśliwi ściskamy się pod ścianą Dachsteina i ruszamy w dół , Eska decyduje się na zjazd kolejką ( nie dziwę się jej wytrzymała więcej niż nie jeden facet i tu należy się jej szacun ) a my z Mirkiem przepakowani z chodzimy ferratą przy okazji trenując zjeżdżanie na linach , ja robię kilka zdjęć idziemy wolno rozmawiamy o dzisiejszym dniu i planach na jutro ( patrzymy w stronę Johana który znów pogroził nam palcem ale już wiemy że jak tu wrócimy następnym razem to Johan będzie nasz ) całe wejście i zejście zajmuje nam około 11,5 h . jeszcze zdjęcia Renaty https://picasaweb.google.com/1076490863 ... directlink
Sobota rano:
Tym razem wybór padł na piękną dolinę ( wąwóz ) Silberkaralm z kilkoma ferratami , o różnym stopniu trudności, a na końcu wąwozu stoi przytulne schronisko.
Okazuje się że Mirek zrobił nam niespodziankę i wybrał najtrudniejszą ferratę w tym rejonie z literką D o nazwie Hias – Klettersteig która miała 140 m w górę ( jak tu sobie wyobrazić 140 m do góry to proste : stawiam sześć budynków X-cio piętrowych jeden na drugim i już mam to co chciałem ) pniemy się powoli do góry , przechodzimy kilka mostków linowych i już jesteśmy przy schronisku , Mirek oczywiście nie może sobie podarować ostatniej farraty Siega – Klettersteig( jego super ego jest jeszcze nie spokojne po wczorajszym ) i decyduje się na dołożenie sobie wisienki na swoim alpejskim torcie , my z Eską siadamy pod schronem pijemy kawę i lukamy jak Mirek pomyka sobie po ferracie. , wracamy i układamy palny na ostatni dzień tzn niedziela , niestety ,,świstakowe safari,, które mieliśmy zobaczyć odpływa w strugach deszczu wracamy do starego kraju i wiemy że Johan nas przechytrzył. Dziękuję moim przyjaciołom za wspaniałe chwile spędzone razem gdzieś wysoko.tu też zdjęcia Renaty https://picasaweb.google.com/1076490863 ... directlink
kilka zdjęć komórką https://picasaweb.google.com/tknp500/Dachstein2012r /Dachstein2012r i + https://picasaweb.google.com/tknp500/Po ... 4495219026
a tu zdjęcia Mirka https://picasaweb.google.com/bikmen60/Dachstein2012
Skład zespołu od samego początku nie zmienił się poza jednym małym epizodem wywołanym różnicą zdań ale w końcu ruszamy w trójkę tz. Eska , Bikmen i tknp.
Głównym celem jest oczywiście Masyw Dachstein i przejście kilku ferrat wraz z osiągnięciem samego szczytu.
Via ferrata (żelazna droga) została wymyślona właśnie dla takich jak my, kochających góry i piękne widoki, pokonujących turystyczne szlaki, ale nie zaprawionych w trudach wspinaczki. Pokonywanie ścian ułatwiają wbite w skałę metalowe stopnie, uchwyty, drabinki oraz lina poręczowa. W okolicach miasteczka Ramsau wytyczonych jest kilkanaście takich właśnie tras o różnych stopniach trudności zaczynając od najłatwiejszej na literkę A , potem B,C,D,E i E+1 . O tym że nie będzie to zwykły spacerek przypomina mi sprzęt wyjmowany z plecaków w postaci , uprzęży , kasku itp sprzętu.
Czwartek rano :
W pierwszy dzień dla zapoznania się ze sprzętem i przetarcia ,,pierwszych szlaków,, wybieramy się do schroniska Gutenberg Haus położonego na wysokości 2164 m pomiędzy dwoma szczytami i piękną ferratą o nazwie Sinabell oznaczoną literką ,,C,, pogoda dopisuje humory też , tylko jak zwykle czasu brak , wyszliśmy prosto z samochodu na szlak około godz 11.30 i to się troszkę na nas zemściło tym że szybko się wycofujemy z ferraty schodzimy w dół i szukamy czegoś do spania ( wyjazd był nie planowany tylko spontaniczny ) . Wybór padł na Camping położony na wprost samego szczytu Dachsteina z pięknymi widokami na cały masyw.
Szybkie przepakowanie plecaków i już jesteśmy przygotowani na następny dzień tzn piątek .
Piątek rano : pogoda nie nastraja do optymizmu (w nocy przechodzi nawałnica która nie daje na się przespać trzymamy namiot i czekamy świtu) ale nie przyjechaliśmy tu marudzić, pakujemy się do naszego wehikułu i szybko mkniemy na parking pod dolną stację kolejki na Dachstein, na miejscu jesteśmy o 7.00 plecaki i w góry .
Do schroniska Dachsteinsudwandhutte położonego na wysokości 1910 m dochodzimy w pełnym składzie , tu następuje podział na dwa zespoły Mirek wybiera trudniejszą drogę na szczyt która prowadzi feratą Johann-Klettersteig a my tzn Eska i tknp kierujemy się na drogę trekingową oznaczoną nr 615 .
Szlak jest pusty kilka osób które spotykamy przy schronisku nagle gdzieś znika każdy wybrał coś dla siebie i w drogę . Ścieżka mocno pnie się w górę co pozwala na szybkie nabieranie wysokości , po niecałej godzinie pogodowa niespodzianka (a będzie ich jeszcze kilka) ogarnia nas szarobura mgła widoczność spada do 10 może 15-stu metrów i jak by tego było mało zaczyna padać deszcz , konsternacja jesteśmy na wysokości około 2000 m i zaczynamy się zastanawiać co dalej , a na dodatek z góry schodzi ,, tubylec,, i gada coś o marnej pogodzie u góry i żeby się tam nie pchać ( Niemiec czy Austriak do dziś tego nie wiemy ) my jednak nie dajemy za wygraną i po szybkim ubraniu przeciwdeszczowych ciuchów wyznaczamy sobie cel , Górna stacja kolejki na Dachstein która położna jest na wysokości 2687m ( Hunerkogel ) tam zdecydujemy co dalej.
Szlak przekształca się teraz w ferratę o skali trudności z literkami A/B , od wyruszenia z dolnej stacji kolejki mijają 4-y godziny i razem z Renatą stajemy na górnej stacji kolejki tym samym osiągając wysokość 2602m , w tym momencie znów pogodowa niespodzianka wychodzi piękne słoneczko i znikają deszczowe chmury , dzwonię do Mirka z pytaniem gdzie jest, a on że się wycofał ze względu na pogodę( jego ferrata oznaczona jest literką E+1 co oznacza b trudną ) i nie jest możliwe jej przejście w deszczowy i mglisty dzień.
Do samego szczytu prowadzi droga przez lodowiec i dalej ferratą na sam szczyt , mamy godzinę na ,, popas ,, i ruszamy punktualnie o 12-ej w stronę szczytu ( od górnej stacji kolejki do szczytu według szlako wskazu zostało jeszcze 2h ) podejście pod ścianę daje nam się we znaki , brniemy w ,, śniegowej breji na lodowcu,, i wreszcie jest ściana ubieramy sprzęt i start , ja ruszam pierwszy wybadać drogę i tu załamka Renata nie daje rady ,wejście w ścianę jest dla niej za trudne , decydujemy że idę sam zostawiam niepotrzebny sprzęt i wpinam się w liny poręczowe , ( żal ogarnia mi serce wiem że Mirek który ruszył tą samą drogą co my nie zdąży do mnie dojść , Renata została pod ścianą sama i marznie ) a ja pokonuję kolejne metry , na szczycie Hoher Dachstein ( tu mapy podają różne wysokości od 3004 do 2997 m ) staję o godzinie 14.00 , oczywiście zapominam o aparacie fotograficznym . Pozostało mi tylko zrobić kilka fotek moją marną komórką , wykonuje kilka telefonów i w dół , mijam ludzi podchodzących do góry i dochodząc do końcówki ferraty widzę Mirka jak ciężko idzie po lodowcu , potem okazuje się że wykonał część założonego przed wyjazdem planu i przeszedł trudną ferratą o nazwie ,, Sky Walk,, z literkami D/E.
Wszyscy szczęśliwi ściskamy się pod ścianą Dachsteina i ruszamy w dół , Eska decyduje się na zjazd kolejką ( nie dziwę się jej wytrzymała więcej niż nie jeden facet i tu należy się jej szacun ) a my z Mirkiem przepakowani z chodzimy ferratą przy okazji trenując zjeżdżanie na linach , ja robię kilka zdjęć idziemy wolno rozmawiamy o dzisiejszym dniu i planach na jutro ( patrzymy w stronę Johana który znów pogroził nam palcem ale już wiemy że jak tu wrócimy następnym razem to Johan będzie nasz ) całe wejście i zejście zajmuje nam około 11,5 h . jeszcze zdjęcia Renaty https://picasaweb.google.com/1076490863 ... directlink
Sobota rano:
Tym razem wybór padł na piękną dolinę ( wąwóz ) Silberkaralm z kilkoma ferratami , o różnym stopniu trudności, a na końcu wąwozu stoi przytulne schronisko.
Okazuje się że Mirek zrobił nam niespodziankę i wybrał najtrudniejszą ferratę w tym rejonie z literką D o nazwie Hias – Klettersteig która miała 140 m w górę ( jak tu sobie wyobrazić 140 m do góry to proste : stawiam sześć budynków X-cio piętrowych jeden na drugim i już mam to co chciałem ) pniemy się powoli do góry , przechodzimy kilka mostków linowych i już jesteśmy przy schronisku , Mirek oczywiście nie może sobie podarować ostatniej farraty Siega – Klettersteig( jego super ego jest jeszcze nie spokojne po wczorajszym ) i decyduje się na dołożenie sobie wisienki na swoim alpejskim torcie , my z Eską siadamy pod schronem pijemy kawę i lukamy jak Mirek pomyka sobie po ferracie. , wracamy i układamy palny na ostatni dzień tzn niedziela , niestety ,,świstakowe safari,, które mieliśmy zobaczyć odpływa w strugach deszczu wracamy do starego kraju i wiemy że Johan nas przechytrzył. Dziękuję moim przyjaciołom za wspaniałe chwile spędzone razem gdzieś wysoko.tu też zdjęcia Renaty https://picasaweb.google.com/1076490863 ... directlink
kilka zdjęć komórką https://picasaweb.google.com/tknp500/Dachstein2012r /Dachstein2012r i + https://picasaweb.google.com/tknp500/Po ... 4495219026
a tu zdjęcia Mirka https://picasaweb.google.com/bikmen60/Dachstein2012