GUBAŁÓWKA PROJECT ;) 31.07-07.08.12 TATRY - RELACJA

Relacje z górskich wypraw i innych wyjazdów oraz imprez forumowiczów. Ten dział jest przeznaczony dla osób, które chcą opisać swoje relacje i/lub pokazać zdjęcia ze spotkań nie będących Klubowym Zjazdem lub Górską Wycieczką Klubową.

Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy

Awatar użytkownika
Grochu
Moderator
Moderator
Posty: 5029
Rejestracja: 14 października 2009, 12:11

GUBAŁÓWKA PROJECT ;) 31.07-07.08.12 TATRY - RELACJA

Post autor: Grochu » 17 sierpnia 2012, 9:35

Prolog
A tak to się zaczęło:
Grochu pisze:Podczas sobotniej biesiady urodzinowej Ingi i Jagody na Małej Fatrze w ubiegły weekend rozmowa przez chwilę zeszła na tematy tatrzańskie. Przy tej okazji skonstatowałem, że nigdy w życiu jeszcze moja noga nie stanęła na Gubałówce. Oczywiście natychmiast postanowiłem naprawić owo haniebne faux pas. W sukurs przychodzi mi fakt, iż od 30 lipca mam 2 tygodnie urlopu, z czego przynajmniej połowę zamierzam wykorzystać w Tatrach. Stąd narodził się „Gubałówka Project”.
W zasadzie relacja już jest napisana – przez uczestników :) . Mi zostaje tylko zebrać to do kupy i dorzucić trzy grosze od siebie. Żeby to uskutecznić pozwolę sobie tutaj też zamieścić te fotorelacje już udostępnione w „relacjach cząstkowych” ale w porządku chronologicznym, a także linki do tych relacji.
Ja sam fotek mam niewiele, bo miałem do dyspozycji tylko komórkę. Przez kilka dni korzystałem z aparatu Katarynki ( za co w tym miejscu dziękuję bardzo Kasiu :cmok: ) ale nie znam się na tym ustrojstwie, więc z góry zastrzegam, że moje fotki – zarówno te komórkowe jak i aparatowe – nie są najwyższych lotów. Ale krytyki nijakiej w tym temacie nie zniesem, więc nawet nie próbować :zly: .

UCZESTNICY:
1.Grochu 30.07-07.08.12. - 9 dni;
2.roblat 30.07-31.07.12. - 2 dni;
3.Katarynka 02.08-05.08.12. - 4 dni;
4.Panda 02.08-05.08.12. - 4 dni;
5.Iwon 05.08-05.08.12. - 1 dzień;
6.HalinkaŚ 05.08-05.08.12. - 1 dzień;
7.Kazik M 05.08-05.08.12. - 1 dzień;
8.goska 05.08-05.08.12. - 1 dzień;
9.Marta 05.08-05.08.12. - 1 dzień;
10.tatromaniak 05.08-06.08.12. – 2 dni.

Dzień Pierwszy – którego w ogóle miało nie być, a okazał się „treningiem rozgrzewkowym”.

Pierwotnie planowałem tylko dojechać na miejsce popołudniu, ale ciągnęło … ;) Poza tym roblat miał tylko dwa dni wolne, więc postanowiliśmy startnąć przed świtem by rano być na miejscu. Ruszyliśmy o 4.00 z niepokojem po drodze obserwując nieboskłon. Niskie chmury nabrzmiałe deszczem nie wróżyły nic dobrego. Podhale powitało nas ulewą :( Z kwaśnymi minami zaczęliśmy rozważać jak zagospodarować czas. Co prawda na każdy dzień był „plan B”: „W razie niepogody penetracja lokalnych źródeł capovaneho piva”, ale….tak od rana??? Stanęło, że odwiedzimy popradzki aquapark a potem jakiś pub, disco itp. Jednak po drugiej stronie Tatr przestało padać a w serca wstąpiła nadzieja :) . W trakcie krzątaniny na campingu pogoda wyraźnie się poprawiała, więc w końcu ok. 10.00 postanowiliśmy ruszyć na szlak bez konkretnego planu – postawiliśmy na improwizację: zatańczymy jak nam chmury zagrają ;) Szczegółowy opis trasy podał Robert, więc nie będę się tu rozwijał. Dodam tylko, że bardzo trzeba było czatować na rzadkie i krótkotrwałe przebłyski tego, co skrywała chmura. Zostało mi tylko opowiadać Robertowi co mógłby widzieć :kukacz: . Wróciliśmy ok. 18.00 mimo wszystko zadowoleni, że dało radę zrobić nawet porządną rozgrzewkę i dzień minął dużo milej niż się zapowiadał :D .

Dzień Drugi – który miał być „treningiem aklimatyzacyjnym” i takim się okazał.

Po otwarciu oczu ( i uszu ) stwierdziłem, że nie leje. I nawet dość jasno jest. Zaintrygowany wywaliłem głowę z namiotu. O ja Cię! Zobaczyłem słońce, bezchmurne niebo a pod Tatrami poranne mgły :hura: . Co prawda od wschodu jakieś chmurzyska się rozwijały, ale powoli i ich konfiguracja rokowała całkiem pogodną pierwszą połowę dnia – przynajmniej po zachodniej stronie. Wybór więc mógł być tylko jeden: Krywań :jupi: - najbardziej oddalony od „waty”.
O 8.45 ruszyliśmy na szlak od Trzech Sudniczek. Pogoda śliczna i w miarę zdobywania wysokości Robert mógł wreszcie nabierać pojęcie, gdzie się znajduje. Wyraźnie mu się to podobało, a ja w duchu myślałem ile jeszcze mamy czasu, nim te chmurzyska znad Tatr Bielskich się tu przywloką. Ciut przed regulaminowym czasem (3,45h ) dotarliśmy na szczyt, ale chmury od wschodu już wpełzały na masyw Krywania. Zdążyliśmy pooglądać panoramę Tatr Zachodnich, Niżnych, M. i W. Fatry i spiskiej krainy. To, co najlepsze: panorama Tatr Wysokich biednego Roberta znowu ominęło. A tyle mu się po drodze nagadałem, że ze względu na nieco odosobnioną lokalizację i zadowalającą wysokość Krywań to szczyt z którego – przynajmniej moim zdaniem – najpiękniej całe Wysokie Tatry widać. Z upływem czasu przestawało być widać nawet i to, co widać było. Jeszcze czekaliśmy z nadzieją, że może coś się od wschodu odsłoni, ale jak usłyszałem, że gdzieś na dole od południa „dupnęło” to orzekłem, że spieprzamy. Burza na Krywaniu? :olaboga: . Na parkingu zameldowaliśmy się o 16.25. Ciut ponad 7,5 godziny, więc całkiem przyzwoicie :8) .
Po powrocie na camping roblat musiał wracać do domu, więc zostałem sam. Tylko aniołek słała mi tam z góry ( tzn. z Chaty Teriego, nie z nieba :lol: ) smętne sms-y w których wylewała żale na podłą pogodę. Było się trzymać Grocha :aniolek: :P .

Relacja Roberta:
viewtopic.php?t=7535&start=0
Foto roblat:
http://eth.pl/groch/

Dzień Trzeci – który miał być „treningiem ogólnym” a stał się „syndromem dnia trzeciego”.

Piękny wschód słońca, bezchmurne niebo – tylko mgły i czapa w Tatrach Bielskich. Idealna powtórka z dnia poprzedniego. Zdecydowałem się na Sławkowski. Elektrićka podrzuciła mnie do S. Smokowca skąd wystartowałem niebieskim szlakiem prawie dokładnie o 9.00. Raźno ruszyłem do przodu, by zdążyć na szczyt przed chmurami. Na Slavkovskej Wyhliadce okazało się, że chmury nadciągają szybciej niż myślałem, więc nie zwlekając zwiększyłem tempo. Gdy zacząłem „graniować” poczułem już solidne zmęczenie. Wkrótce bardzo solidne, już dość często musiałem przystawać. Trochę mnie to dziwiło, com taki słaby, ale w końcu zrzuciłem to na wczorajszy Krywań i „syndrom trzeciego dnia”. Chmury nieubłaganie się zbliżały, więc parłem dalej. Dopiero na szczycie wyszła na jaw przyczyna zmęczenia: była 12.20. Wlazłem w 3h 20min, a szlakowskaz przy dworcu pokazywał 5.15 :shock: . Aż się ludzi obok spytałem o godzinę bo pomyślałem, że mi się coś w komórkowym zegarze spieprzyło. Nie, zdecydowanie nie mogę sam chodzić po górach. Na szczycie pobiesiadowałem trochę polując na co ciekawsze widoczki, bo chmura już bezlitośnie zaczęła panować nad okolicą. W końcu się zebrałem jak widoków na widoki już nie było. Zszedłem do Magistrali, stamtąd na Hrebeniok, dalej do Długiego Wodospadu i żółtym do Tatrzańskiej Leśnej. Szlak opuściłem przy asfalcie o 17.15. Potem jeszcze godzina dreptania asfaltem do T. Łomnicy i na camping, na zasłużony odpoczynek. Byłem już bardzo zmęczony. Dopadł mnie „syndrom trzeciego dnia”. Wieczorem zdzwoniłem się z Pandami na Czerwoną Ławkę na dzień następny, choć miałem spore obawy w jakim stanie się obudzę.

Kilka fotek (komórka):
https://picasaweb.google.com/1020245576 ... czyt010812#
Ostatnio zmieniony 17 sierpnia 2012, 13:11 przez Grochu, łącznie zmieniany 2 razy.
Nieważne: gdzie. Ważne: z kim :)
"Lepiej się w życiu wygłupiać niż wymądrzać" ( ktoś tam )
"Ludzie są coraz lepsi - w udawaniu coraz lepszych" ( też ktoś tam )
Awatar użytkownika
Grochu
Moderator
Moderator
Posty: 5029
Rejestracja: 14 października 2009, 12:11

Post autor: Grochu » 17 sierpnia 2012, 9:54

Dzień Czwarty – który miał być wielką zagadką a okazał się dniem przełamania.

Budzik zadzwonił o 5.00 – zgodnie z planem. Natychmiast po przebudzeniu poczułem, że mam nogi. Intensywne mrowienie i spuchnięte kolano :( . Przez 5 minut leżałem myśląc, czy jest w ogóle po co wstawać. W końcu spróbowałem się poruszać. Wypełznięcie z namiotu jakoś poszło, ale „spionowanie” było już ciężką próbą. Obolałym krokiem wybrałem się do łazienki na poranne ablucje. Szkoda by było tego dnia, bo pogoda się szykowała wyśmienita. Pierwszy raz w ogóle żadnych chmur nie było widać. Postanowiłem przynajmniej spróbować się rozruszać, najwyżej się wrócę – i tyle. Spakowałem więc plecak i ruszyłem w 25-minutowy marsz na stację elektrićki. Z Pandami byliśmy umówieni o 7.00 w S. Smokowcu przy linovce na Hrebeniok. Z upływem minut przebieranie nogami szło mi coraz sprawniej, ale po dojściu na dworzec zobaczyłem tylko jak elektrićka zamyka drzwi i rusza w siną dal. Zostało mi zadzwonić do Mariusza, że „pitła mi bana” (pol: „tramwaj mi uciekł”) i żeby mnie zgarnęli po drodze z dworca w T. Łomnicy. Tym sposobem we trójkę znaleźliśmy się przy stacji linovki parę minut przed siódmą, a pierwszy wagonik ruszał o 7.30. Ja potrzebowałem jeszcze rozgrzewki by się upewnić co do swoich możliwości na ten dzień, Pandy twardo zamierzały wjechać na Hrebeniok kolejką. Nie zwlekając założyłem plecak, rzucając na odchodnym:
- No to ja idę. Zaczekam na Was na Hrebenioku.
Kasi szczęka opadła :suprajs: i zrobiła minę ….. bezcenną. Absolutnie bezcenną :lol: . Że ja z buta a oni kolejką i to niby ja będę czekał? Pół drogi śmiałem się z tej miny :D . Ale prawda jest taka, że tym zielonym szlakiem wzdłuż kolejki spokojnie, bez żadnych cudów można dojść do górnej stacji w mniej niż pół godziny. Tak, że nim ich kolejka ruszyła to ja już byłem na górze i zdążyłem odetchnąć po intensywnym marszu. Gdy po wyjściu z kolejki zobaczyli mnie siedzącego na murku z nieco znudzoną miną (no bo ileż można czekać? :kukacz: ), to już bez zdziwienia tylko się uśmiechnęli :) . Czekając słuchałem co mówią moje nogi i z niekłamaną radością stwierdziłem, że mrowienie ustało, kolano nadal spuchnięte, ale mniej. No i oddech wrócił do normy dość szybko. Jednym słowem: „syndrom trzeciego dnia” został przełamany (roblat - :spoko: ) i mogę iść na szlak :hura: . Planowaliśmy zrobić tylko Czerwoną Ławkę, ale ja – rozochocony – nieśmiało zasugerowałem realizację całego planu z G-day – 4, czyli jeszcze Rohatkę i Polski Grzebień, jednak oboje stanowczo zaprotestowali. No dobra, niech będzie. Pewnie dobrze wyszło, bo mogłoby się skończyć podobnym przegięciem jak ze Sławkowskim i nazajutrz rzeczywiście bym się już nie podniósł.
Trasę ślicznie opisała Kasia w swojej relacji, więc nie będę jej tu dublował. Dodam tylko, że pogoda wreszcie cały dzień była fantastyczna i banany nam z twarzy nie znikały ani na chwilę :) . Wróciliśmy ze szlaku ok. 17.30 i w wyśmienitych nastrojach umówiliśmy się na Bystrą Ławkę w dniu następnym.

Foto Katarynka:
https://picasaweb.google.com/1031643500 ... rrGO_qXtAQ#
Foto Grochu (aparat):
https://picasaweb.google.com/1020245576 ... Awka020812#

Dzień Piąty – który miał być „żółtą pętlą” a stał się „tańczącym z burzami”.

Wstałem dużo mniej zmęczony niż poprzedniego dnia, tylko kolano znów spuchło. Bezchmurny błękit mobilizował, więc szybko się ogarnąłem i poszedłem na ławeczkę przed camping, skąd zgarnęły mnie Pandy. O 9.15 w Strbskim Plesie ruszyliśmy robić „żółtą pętlę”. Pogoda była świetna, tylko nieliczne małe chmurki, więc słońce szybko zaczęło palić. Po paruset metrach musiałem zdjąć opaskę – kolano było tak spuchnięte, że boleśnie uciskała. To się wiązało z tym, że musiałem iść dużo wolniej i ostrożnie. Pierwszy raz od zdjęcia gipsu poszedłem na szlak bez opaski. Ale Kasia reż miała słabszy dzień, bo dopadło ją jakieś przeziębienie i wyglądała dość niewyraźnie. Zapowiadało się więc tempo spacerowe.
Jeszcze w lesie niespodzianka: z chaszczy wyskoczył na szlak misiu. Popatrzył na nas chwilę, po czym pobiegł parę metrów szlakiem (na szczęście w przeciwną stronę :lol: ) i czmychnął w las po drugiej stronie. Stanęliśmy jak wryci, lekko skonsternowani czy zaraz nie napatoczy się mamusia. Ale po chwili ciszy Panda orzekł, że miś był dwuletni, więc już samodzielny (no – w końcu kto jak kto, ale Panda to się na misiach chyba zna :ha: ) więc uspokojeni poszliśmy dalej.
Maszerowaliśmy spokojnie, dość często odpoczywając i podziwiając widoki. Dopiero na końcu doliny przy Capim Plesie przed początkiem podejścia na przełęcz ponownie założyłem opaskę. Po krótkim popasie zaczęliśmy mozolny marsz w górę. W trakcie podejścia sytuacja na niebie zaczęła się robić dynamiczna. Chmury zagęściły się od wschodu i zaczęło grzmieć, po chwili druga burza poczęła sunąć od południa. Zaczęliśmy się martwić, czy zdążymy na przełęcz przed burzą. No, ale byliśmy już bliżej niż dalej, więc zostało nam tylko zwiększyć tempo, pogodzeni z faktem, że zmokniemy tak czy siak.
Udało się :) . Na Bystrej Ławce ciasnawo, więc tylko kilka fotek i zmykamy na drugą stronę. W trakcie zejścia – przed nami, od zachodu – zaczęła się rozwijać kolejna burza, a po jakimś kwadransie usłyszeliśmy dudnienie na południu, u wylotu doliny. To już zdecydowanie przekreśliło opcję wejścia na Solisko. 4 burze dookoła nas nie rokują zbyt dobrze. Po krótkiej naradzie: czy szukać schronienia gdzieś wśród skał czy iść dalej – wybraliśmy tą drugą opcję. Panda wysunął teorię „pralki”, która – koniec końców – się sprawdziła. Mimo, że wszędzie dookoła nas się kłębiło i grzmiało to do Chaty pod Soliskiem doszliśmy „na sucho”. Tam ostatni krótki popas i ostatnie zejście niebieskim do Strbskiego Plesa – i jedynie na tym odcinku spadło na nas ledwie kilka kropel deszczu. Udało się przechytrzyć te burze :jupi: .
Trasę skończyliśmy ok. 16.30. Zaplanowałem, że w tym dniu pożegnam Tatry Słowackie, więc po powrocie na camping spakowałem swój majdan i zabrałem się z Pandami do Zakopca. Oczywiście – tuż po przekroczeniu granicy wpadliśmy w soczystą ulewę. Jeszcze przez chwilę tliła się nadzieja, że w Zakopanem będzie lepiej, ale gdzie tam :zly: . W efekcie zrezygnowałem z namiotu i w campingu Za Strugiem wynająłem domek.
Deszcz padał z nisko wiszących chmur, było prawie bezwietrznie. Kasia trochę przeziębiona, ja ze spuchniętym kolanem. Telefoniczny kontakt z tatromaniakiem potwierdził, że nazajutrz nie ma czego szukać w Tatrach. Summa summarum – całą trójką zgodnie stwierdziliśmy, że zafundujemy sobie dzień odpoczynku, po czym Pandy pojechały na swoją kwaterę.

Relacja Kasi:
viewtopic.php?t=7569&start=0
Foto Katarynka:
https://picasaweb.google.com/1031643500 ... sNiq8obTWw#
Foto Grochu (aparat):
https://picasaweb.google.com/1020245576 ... Awka030812#
Nieważne: gdzie. Ważne: z kim :)
"Lepiej się w życiu wygłupiać niż wymądrzać" ( ktoś tam )
"Ludzie są coraz lepsi - w udawaniu coraz lepszych" ( też ktoś tam )
Awatar użytkownika
Grochu
Moderator
Moderator
Posty: 5029
Rejestracja: 14 października 2009, 12:11

Post autor: Grochu » 17 sierpnia 2012, 10:53

Dzień Szósty – który miał być dniem odpoczynku, a był dniem chwały.
/dzień wyjątkowy, więc narracja w czasie teraźniejszym a i fotki inaczej zaprezentowane / ;)


Dzień odpoczynku :D . Wczoraj postanowiłem, że będę spał do oporu :spioch: . Opór nastąpił o 7.30. Spoglądam w okno: chmury, Tatry w „mleku”. Błogo uskuteczniam poranne „gnicie”. W końcu nie wytrzymuję i chwytam za telefon. Chyba obudziłem Mariusza, ale on nieprzytomnym głosem kurtuazyjnie zaprzecza ;) . Ustalamy spotkanie w jakiejś knajpce popołudniu i że zdzwonimy się koło południa. Obracam się na drugi bok. Panda pewnie też :P .
OK. 11.00 dzwoni Mariusz z szaloną propozycją:
- A może wybierzemy się na Gubałówkę?
Ło matko i córko! Toż to miał być dzień odpoczynku! Poza tym – przecie cykl przygotowawczy jeszcze nie zakończony. Jak to tak? Z motyką na słońce? Ale…..ale z drugiej strony…….no co mi szkodzi? Jak się nie uda to przecie siary nie będzie. Wycof z takiej trasy – każdy, kto wie coś o górach to zrozumie. No dobra, do odważnych świat należy. Zgoda! :jupi: Umawiamy się ok. 13.00 u podnóża Krupówek, nieopodal mojego centrum dowodzenia:

Obrazek

Ostatecznie wchodzimy na szlak o 13.30 parę metrów dalej z ul. Kościeliskiem za zabytkowym kościołem parafialnym:

Obrazek

Szlakowskaz informuje o niezłej wyrypie:

Obrazek

Niestety, po ok. 200 metrach gubimy szlak – w okolicy parkingu pod estakadą. Lekka konsternacja. Nerwowe gmeranie w plecakach i konsternacja nabiera znamion ciężkiej paniki: okazuje się, że nikt z nas nie zabrał mapy :shock: . Uuuupsss……..robi się groźnie :help: . W geście rozpaczy postanawiam prosić o ratunek Pana Parkingowego. Katarynka z niedowierzaniem – ni to pytaniem ni to stwierdzeniem – mówi:
- Nie zrobisz tego.
Zrobiłem :D . Ze śmiertelną powagą zagajam:
- Przepraszam Pana bardzo. Którędy do czarnego szlaku na Gubałówkę?
Panda i Katarynka duszą się ze śmiechu :lol: . Pan Parkingowy spojrzał na mnie jakby zobaczył marsjanina, ale gdy oczy wróciły mu na stabilną orbitę przybrał zdecydowanie nieokreśloną minę i wskazał właściwy kierunek. Żyjemy!
Niestety, okazuje się, że tu „nie ma mientkiej gry”. Szlakowskaz ostrzega przed budzącym szacunek podejściem:

Obrazek

No cóż, napieramy. Jednak już po chwili chciwie sięgamy po dopalacze.

Obrazek

Wkrótce znów gubimy szlak. To przez pot zalewający oczy. Na szczęście – po chwili go odnajdujemy. Idziemy dalej, ale jest ciężko. Wreszcie wypłaszczenie :hura: . Robimy popas i uzupełniamy płyny ustrojowe.

Obrazek

Nieopodal, niepomne na nasz nadludzki wysiłek pasie się stado kozic.

Obrazek

Ruszamy dalej, z mozołem, jeden krok – pięć oddechów. Właśnie tak. Uznajemy, że styl himalajski daje największe szanse na ostateczny sukces. W czeluściach gardeł nikną kolejne porcje dopalaczy.

Obrazek
Obrazek

Ja już gonię resztkami sił. Ramię Pandy ratuje mnie przed upadkiem. Wreszcie widać kopułę szczytową.

Obrazek

Jeszcze trochę – i jest! JEST!!! Jest szczyt, Gubałówka nasza :14: . Po 60 minutach, kwadrans przed czasem!!! Łzy szczęścia, z drżeniem padamy sobie w ramiona. Ze wzruszenia głos więźnie w gardle. Błyski fleszy, w uszach pobrzmiewa wypełniony emocją głos F. Mercurego: „We are the champion’s….”.

Obrazek

Po paru chwilach dochodzimy do siebie i ruszamy dalej. Okazuje się, że szlak z Gubałówki na Butorowy cieszy się wśród turystów dość sporym zainteresowaniem:

Obrazek

Wkrótce – w tłumie turystów – wyłapujemy pierwsze wieści o mitycznej Północnej Ścianie. Po paru chwilach docieramy do bohatera, który ją właśnie zrobił:

Obrazek

Z wypiekami na policzkach, w bezpiecznej odległości spoglądamy na Północną Ścianę Gubałówki:

Obrazek

Po czym z szacunkiem się wycofujemy. Wiedziałem! Wiedziałem, że Mike mnie wkręca i że Północna Ściana Gubałówki jest poza moim zasięgiem :zly: . Idziemy dalej. W przewodnikach można wyczytać, że z Gubałówki rozciąga się piękna panorama Tatr, co widać na załączonym obrazku:

Obrazek

Powoli znowu ruszamy. Sporo ludzi i trudności techniczne na szlaku powodują, że jest pełno zatorów. W rezultacie zajmuje nam to prawie godzinę. W końcu jest! Butorowy Wierch!

Obrazek

Wyczerpani schodzimy ze szczytu „na żywca”. Żywca konsumujemy w pobliskim barze.

Obrazek
Obrazek

Skrajnie wyczerpani nie próbujemy nawet szukać zejściowego szlaku, tylko idziemy „na azymut” wzdłuż wyciągu krzesełkowego.

Obrazek

W końcu ok. 17.00 zamykamy pętlę w punkcie wyjścia. Czas przejścia ok. 3,5 godziny. Chyba mamy rekord najkrótszej trasy :jupi: . Wyprawę kończymy we wspomnianym wyżej centrum dowodzenia po czym udajemy się na kwatery. Co za dzień! Co za dzień!!! :)

Foto Grochu (aparat):
https://picasaweb.google.com/1020245576 ... Owka040812#
Ostatnio zmieniony 17 sierpnia 2012, 13:29 przez Grochu, łącznie zmieniany 6 razy.
Nieważne: gdzie. Ważne: z kim :)
"Lepiej się w życiu wygłupiać niż wymądrzać" ( ktoś tam )
"Ludzie są coraz lepsi - w udawaniu coraz lepszych" ( też ktoś tam )
Awatar użytkownika
Katarynka
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 907
Rejestracja: 17 sierpnia 2010, 13:44

Post autor: Katarynka » 17 sierpnia 2012, 11:12

:brawo: :brawo: :lol: :lol:
to ja jeszcze dołączę swoje fotki z tej wyprawy :oki:
"Gubałówka to jest góra" :P

pierwszy odpoczynek na trasie :)

pierwsze oznaki zmęczenia ;)

zdobywcy Gubałówki :D

wielka radość :lol:

koniec wycieczki :(

pozostałe fotki :zoboc:
https://picasaweb.google.com/1031643500 ... xZ6essHhQQ#

Grochu, masz ogromny talent pisarski :>
Załączniki
DSCF4607_1.jpg
(162 KiB) Pobrany 1472 razy
DSCF4582_1.jpg
(162.28 KiB) Pobrany 1472 razy
DSCF4575_1.jpg
(192.53 KiB) Pobrany 1472 razy
DSCF4573_1.jpg
(177.56 KiB) Pobrany 1472 razy
Ostatnio zmieniony 19 sierpnia 2012, 18:11 przez Katarynka, łącznie zmieniany 7 razy.
Awatar użytkownika
Grochu
Moderator
Moderator
Posty: 5029
Rejestracja: 14 października 2009, 12:11

Post autor: Grochu » 17 sierpnia 2012, 11:23

Dzień Siódmy – który miał być Kościelcem a stał się Kasprowym.

Nasz formowy foto-meteorolog tatromaniak orzekł, że pogoda będzie niesprzyjająca na planowaną na ten dzień „Słowacką Orlą Perć”. W zamian zaproponował Kasprowy. Ja i Pandy myśleliśmy o Kościelcu. Z N. Targu przyjechały Podhalanki a z Krakowa Kazek M z goską i jej córką Martą. W takim to składzie spotkaliśmy się ok. 6.00 w Kuźnicach. Po powitaniu i wspólnych fotkach zaczęliśmy się powoli zbierać – niby każde w swoją stronę. Ale mi się zatęskniło za większym stadkiem GS-ów, więc szybkim manewrem taktycznym spowodowałem, że w całej kupie ruszyliśmy niebieskim w kierunku Myślenickich Turni :P . Tylko Katarynka rozdziawiła buzię z pytaniem:
- To nie idziemy na Kościelec?
Ano nie, ale nie protestowała specjalnie :) . Polityka faktów dokonanych robi swoje :twisted: . Do nasze grupki dołączył jeszcze kot-przewodnik, który towarzyszył nam aż do Myślenickich. Dopiero tam – nafutrowany frykasami z naszego pierwszego popasu wzgardził dalszym towarzystwem i poszedł szukać następnych frajerów, którzy się nabiorą na „padającego z głodu kotka” :lol: . A było czym się najeść, bo po konsumpcji kanapek dziewczyny uraczyły nas swoimi pysznymi wypiekami :pizza: . Mniam :) . W dalszej drodze coraz bardziej absorbowało nas to, co działo się ponad naszymi głowami. Chmury się kotłowały i kotłowały. Ale Janek uspokajał:
- Spokooojnie. Będzie lało, ale póóóóźniej.
Aż tu – uuupssss :pada: . To później nadeszło wcześniej. Nie pierwszy raz okazało się, że czas jest pojęciem względnym ;) . Jak lunęło to ani pałatki nie pomogły. No i oczywiście – ku niekłamanej radości Halinki :P - zaczęło grzmieć raz za razem i duć zimnym wiatrem. Burza błyskawicznie poczyniła spustoszenie w stanie naszej garderoby. Szedłem za Halinką, żeby ją łapać jakby jej przyszło do głowy uciekać, ale była twarda :spoko: . Co innego tatromaniak – że niby taki gieroj i burze mu nie straszne, ale jak dostał sppeda, to ani gaza by go nie dogonił :lol: :lol: ;) . Zatrzymał się dopiero przy stacji meteo, gdy my mieliśmy jeszcze ładnych 200 metrów :P . Nim doszliśmy – przestało padać a burza poszła w kierunku Kościelca. Ładnie byśmy na tym Kościelcu wyglądali gdybyśmy jednak tam poszli :lol: . Podczas popasu i osuszaniu w restauracji okazało się, że nad Czerwonymi Wierchami rozwija się druga burza a w Wysokich Tatrach trzecia. Stało się jasne, że nic więcej już tego dnia nie pochodzimy, więc goska była niepocieszona, bo całą drogę aż do tej pory była chodzącym wzorem „myślenia pozytywnego”. Po relaksie relaksie restauracji nastąpiło chwilowe rozstanie. Janek od początku stanowczo optował za zjazdem kolejką, Halinka też. Pandy i ja bezapelacyjnie mieliśmy zamiar schodzić pieszo przez Gąsienicową. Reszta ekipy się wahała. Po wahaniu wybrali kolejkę, a my zaczęliśmy schodzić. My, czyli: Katarynka, Panda, ja i …… iiiiiii …….. kolejkowy prowodyr: tatromaniak :lol: . Za karę zgubił potem czapkę :P .
Późniejszym popołudniem cała nasza gromadka spotkała się ponownie u Halinki w domu na nieformalnym „spotkaniu klubowym pod zegarem w Nowym Targu” :D . Uraczeni kawą, „szwedzkim stołem” i słodkościami rozstaliśmy się po czułym (a jakże :uscisk: ) pożegnaniu. Ludziska się rozjechali do domów a ja wróciłem busem do Zakopca.

Foto HalinkaŚ:
https://plus.google.com/photos/10825612 ... 5653928401
Foto tatromaniak:
https://picasaweb.google.com/1159132040 ... rowyWierch#
Foto Kazik M:
https://plus.google.com/109823858553347 ... 8520761681
Foto goska:
https://plus.google.com/photos/11352024 ... 5445165009
Foto Grochu (aparat):
https://picasaweb.google.com/1020245576 ... erch050812#

Dzień Ósmy – który okazał się dniem ostatnim.

Zgodnie z umową spotkałem się z Jankiem o 6.00 w Zakopanem i ok. 7.00 ruszyliśmy na szlak. Zgodnie z prognozą – pogoda była „jak żyleta” :jupi: . Plan na ten dzień obejmował wejście na Przełęcz Krzyże od Gąsienicowej, przejście do Skrajnego Granatu i powrót przez Murowaniec. Po drodze dołączyli do nas dwaj ziomale tatromaniaka, którzy towarzyszyli nam do przełęczy, po czym zeszli do „piątki”. Tempo było spacerowe. Syciliśmy oczy pysznymi panoramami :D . Nic tu więcej nie ma co opisywać – fotorelacja Janka mówi sama za siebie. Po dojściu do Skrajnego Granatu ciągnęło mnie jeszcze dalej, by całe Granaty zrobić. Ale po chwili namysłu i dyskusji z Jankiem poszedłem po rozum do głowy. Była już 15.00, ja w nogach miałem tydzień łażenia, no i jeszcze trochę zejścia było przed nami, więc odpuściłem. W końcu – góra nie zając ;) .
Siedzieliśmy więc sobie tam – nie wiem, może z pół godziny – patrząc i patrząc……..i jakoś tak nie chciało się stamtąd odchodzić. Najchętniej oczy bym tam zostawił, żeby sobie patrzyły i patrzyły dzień i noc. No, ale jak na złość nie miałem przy sobie widelca i nie było czym ich wydłubać ;). W końcu – z wielką niechęcią – zaczęliśmy schodzić żółtym szlakiem w dół. Powolutku, co chwila zatrzymując się na podziwianie zmieniającego się stopniowo krajobrazu. Tak to w końcu dotarliśmy do Czarnego Stawu. Tam jeszcze litościwie odwiedliśmy dwie klapkowiczki w dość dojrzałym wieku od pomysłu zdobywania Zawrotu ;). Jeszcze krótki popas w Murowańcu i już Kuźnice.

Foto tatromaniak:
https://picasaweb.google.com/1159132040 ... ajnyGranat#

Epilog

No i tak zakończyłem „Gubałówka Projekt”. Nazajutrz myślałem jeszcze na pożegnanie Tatr odwiedzić Nosal, ale na campingu długo świętowałem zakończenie projektu :piwo: i wstałem po 10.00 więc było już za późno. Ok. południa byłem już w N. Targu, gdzie z Halinką i Iwon spędziłem nader słodkie popołudnie, zaś o 20.00 podziwiałem już odległą panoramę Tatr w świetle zachodzącego słońca z Bacówki pod Bereśnikiem. Ale……….to już inna bajka ;)
Dwie dziurki w nosie i skończyło się :D

Dziękuję wszystkim uczestnikom – za wspólne wędrowanie w ramach projektu, a w szczególności:
roblat – za transport do T. Łomnicy :piwo:
Panda – za transport do Zakopca i zaopiekowanie się moim namiotem :piwo:
Katarynka – za udostępnienie aparatu :cmok:
HalinkaŚ i Iwon – za „Deja vu” :cmok:
Wiola i bluejeans – za pomoc przy fotkach :cmok:
Formowym kibicom – za formowe kibicowanie :brawo:

Ufffff……..
Ostatnio zmieniony 17 sierpnia 2012, 12:56 przez Grochu, łącznie zmieniany 2 razy.
Nieważne: gdzie. Ważne: z kim :)
"Lepiej się w życiu wygłupiać niż wymądrzać" ( ktoś tam )
"Ludzie są coraz lepsi - w udawaniu coraz lepszych" ( też ktoś tam )
Awatar użytkownika
Han-Ka
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 1313
Rejestracja: 05 lutego 2011, 21:02

Post autor: Han-Ka » 17 sierpnia 2012, 11:59

Grochu pisze:Dwie dziurki w nosie i skończyło się
Szkoda :( , znakomicie się czytało.
Grochu pisze:Ale……….to już inna bajka
Jest nadzieja na dalszy ciąg opowieści :D .
"...A przed nami nowe życia połoniny, blaski oraz cienie, szczyty i doliny.
Niech nie gaśnie ogień na polanie, złe niech znika, dobre niech zostanie ..."
Awatar użytkownika
Grochu
Moderator
Moderator
Posty: 5029
Rejestracja: 14 października 2009, 12:11

Post autor: Grochu » 17 sierpnia 2012, 12:54

Han-Ka pisze:Jest nadzieja na dalszy ciąg opowieści .
Yhy :)
Nieważne: gdzie. Ważne: z kim :)
"Lepiej się w życiu wygłupiać niż wymądrzać" ( ktoś tam )
"Ludzie są coraz lepsi - w udawaniu coraz lepszych" ( też ktoś tam )
Awatar użytkownika
roblat
Turysta
Turysta
Posty: 18
Rejestracja: 14 maja 2012, 10:56

Post autor: roblat » 17 sierpnia 2012, 15:40

Wielkie dzięki za relację.
Jak się słusznie spodziewałem opis rewelka!
Aż żal, że nie moglem wziąć udziału w całości projektu :(
Ale next year....
Robert
Mike

Post autor: Mike » 17 sierpnia 2012, 17:59

Grochu pisze:Kasi szczęka opadła i zrobiła minę ….. bezcenną
Przyznam, że dobre to było :)
Grochu pisze:z chaszczy wyskoczył na szlak misiu. Popatrzył na nas chwilę, po czym pobiegł parę metrów szlakiem
A Dzwonka tam nie było, no cóż musi dalej misia szukać :twisted:
Grochu pisze:Wiedziałem! Wiedziałem, że Mike mnie wkręca i że Północna Ściana Gubałówki jest poza moim zasięgiem
Grochu to były słowa Ani
Ale wierzyliśmy w Ciebie :twisted: :spoko:
Wielke :brawo: za cały projekt
Awatar użytkownika
HalinkaŚ
Moderator
Moderator
Posty: 4600
Rejestracja: 10 września 2009, 8:11

Post autor: HalinkaŚ » 17 sierpnia 2012, 18:48

Grochu szósty dzień Twojej przygody z górami jest bezcenny, opisany tak dramatycznie, że aż żołądkiem mi wierciło,,,,, ze śmiechu. Ale naprawdę takie dni czasami są potrzebne człowiekowi. Brawo za całokształt pisarzu klubowy. :brawo:
Góry upajają. Człowiek uzależniony od nich jest nie do wyleczenia.:)
Gosia
Turysta
Turysta
Posty: 403
Rejestracja: 02 stycznia 2010, 22:46

Post autor: Gosia » 17 sierpnia 2012, 21:19

HalinkaŚ pisze:Grochu szósty dzień Twojej przygody z górami jest bezcenny, opisany tak dramatycznie, że aż żołądkiem mi wierciło,,,,, ze śmiechu. Ale naprawdę takie dni czasami są potrzebne człowiekowi. Brawo za całokształt pisarzu klubowy. :brawo:
Grochu jesteś BOMBA, uuuwielbiam Cię czytać :brawo: :brawo: :brawo:
No i te kozice... :ha: też chcę takie spotkać
Awatar użytkownika
pysiek
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 363
Rejestracja: 07 października 2010, 8:22

Post autor: pysiek » 17 sierpnia 2012, 22:54

Relacja jak książka ..taka z górnej półki i z jajem :) Ale się działo! :D I że jeszcze sił na Bieszczady starczyło.. ;) Gratki za realizacje i świetne towarzystwo :) Tylko nie chudnij Grochu w takim tempie,bo niedługo Cie wezmą za czekan na szlaku :P
"Odwaga to nic innego jak strach,którego sie nie okazuje.."
goska
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 909
Rejestracja: 13 listopada 2011, 21:51

Post autor: goska » 18 sierpnia 2012, 11:12

Grochu pięknie to wszystko opisałeś i poparłeś dowodami w postaci fotek. Czytam to kolejny raz ,razem z Martą i mamy świetną zabawę. Wielkie :brawo: za cały projekt ,coś fantastycznego.
Zacznij pisać książkę ,albo przynajmniej bloga jak jeszcze nie masz, bo grzech marnować taki talent.
Największa rzecz swego strachu mur obalić...
Awatar użytkownika
Grochu
Moderator
Moderator
Posty: 5029
Rejestracja: 14 października 2009, 12:11

Post autor: Grochu » 18 sierpnia 2012, 12:47

roblat pisze:Ale next year....
Trzymam Cię za słowo :)
Mike pisze:Grochu to były słowa Ani
Fakt, ale....zostało w rodzinie ;)
HalinkaŚ pisze:Ale naprawdę takie dni czasami są potrzebne człowiekowi.
Święte słowa Halinko :uscisk:
Gosia pisze:No i te kozice... też chcę takie spotkać
No to trenuj dziewczyno, trenuj. Może kiedyś Cię weźmiemy na taki hardcore
:lol:
pysiek pisze:Tylko nie chudnij Grochu w takim tempie
Ponownie dementuję te pogłoski. Kto tą "czarną legendę" wymyślił?
:kukacz:
goska pisze:bo grzech marnować taki talent.
Talentów Ci u mnie dostatek - za skromnością na czele
:twisted:
pysiek pisze: I że jeszcze sił na Bieszczady starczyło..
To już był czysty relaks. Relacja niebawem, w międzyczasie były jeszcze Pieniny :)
P.S.
Co zrobić, żeby ta strona nie była taka rozjechana? Zdjęcia już pomniejszyłem i nic nie dało? :(
Nieważne: gdzie. Ważne: z kim :)
"Lepiej się w życiu wygłupiać niż wymądrzać" ( ktoś tam )
"Ludzie są coraz lepsi - w udawaniu coraz lepszych" ( też ktoś tam )
Awatar użytkownika
pysiek
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 363
Rejestracja: 07 października 2010, 8:22

Post autor: pysiek » 18 sierpnia 2012, 13:14

Grochu pisze:Kto tą "czarną legendę" wymyślił?
Nie no dobra..łydki zawsze miałes zgrabne :D :twisted:
"Odwaga to nic innego jak strach,którego sie nie okazuje.."
ODPOWIEDZ