10-11.12.2011 Hala Lipowska, czyli Nie Ma Rysianki Bez Ynta
Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy
10-11.12.2011 Hala Lipowska, czyli Nie Ma Rysianki Bez Ynta
Sobotni poranek. Zabieram Sztygara Kobiego prosto z szychty i kierujemy się do Żabnicy. Zostawiamy auto pod małym sklepikiem, czynimy ostatnie przygotowania do wędrówki, szybkie śniadanie, ciepła herbata i wyruszamy niebieskim szlakiem przez Prusów na Halę Boraczą. Wspominamy z radością, jak to niemal równy rok temu (27.11.2010), w niemal tym samym składzie (wówczas z Sonią), wędrowaliśmy niemal tą samą trasą (właściwie dokładnie tą samą, tylko w odwrotnym kierunku). Ooooj, co się wtedy działo, do dziś noszę blizny...
viewtopic.php?t=4918
I wspominamy tak nasze ostatnie wypadki, i nie mija 10 minut drogi, jak niespodziewanie na śliskiej nawierzchni tracę panowanie nad własnym ciałem i padam bezwładnie na glebę. Chwilę jeszcze tak sobie leżę, zastanawiając się, czy dokończymy wędrówkę, a Kobi przyciska do mej twarzy chusteczkę higieniczną (nie, nie płaczę i nie, nie cieknie mi z nosa). Po pierwszym szoku podnoszę się i nie mogąc opanować śmiechu, zastanawiam się, co tym razem powiem w domu, i czy moja mama puści mnie jeszcze z Kobim w góry
Na szczęście tylko przez chwilę wygląda to groźnie, więc mocno rozbawieni wędrujemy dalej.
Po pewnym czasie docieramy do Boraczej, gdzie posilamy się (a może tylko połowa z nas się posila) drugim śniadaniem. W schronisku jest prawie pusto. Pogoda jest coraz lepsza, chmury rozchodzą się i coraz mocniej świeci słońce. Wędrujemy dalej, przez Redykalny Wierch w kierunku Hali Lipowskiej. Prawdopodobnie mijamy się z Sokołem, który w tym samym czasie wędruje z Hali Lipowskiej na Boraczą zielonym szlakiem. Śniegu coraz więcej, od Redykalnego idzie się już coraz trudniej. Na szczęście ktoś przed nami wydeptał ślady, w które z trudem próbujemy celować.
Do Lipowskiej docieramy o zachodzie słońca. Planowaliśmy nocować na Rysiance, ale już wiemy, że nie ma tam miejsc (sezon biegówkowy rozpoczęty), więc zostajemy na Lipowskiej. Lądujemy w pokoju 10-osobowym, gdzie łączymy siły najpierw z 6-osobową grupą, potem dołącza jeszcze 2-jka. Jakiś czas integrujemy się w pokoju, później schodzimy do jadalni, gdzie - niespodzianka - wśród licznej młodzieży spotykamy Han-Kę Wieczór spędzamy bardzo miło, a gdy większość z nas udaje się na zasłużony spoczynek, ja udaję się na przejażdżkę skuterem śnieżnym z nowo poznanymi kolegami. Przejażdżki o tak późnej porze nie kończą się jednak dobrze, po całym dniu na szlaku, człowiek już nie koncentruje się zbytnio... Postanawiam więc, nieco potłuczona, wziąć przykład z reszty i również spocząć...
Niedziela. Ok. 8 rano opuszcza nas 6-osobowa grupa. Po ich wyjściu zbieramy się z Kobim i udajemy się na śniadanie na Rysiankę. Pogoda jest cudowna, a widoki przepiękne.
Po śniadaniu udajemy się czerwonym szlakiem przez Słowiankę i Abrahamów z powrotem do Żabnicy. Szlak jest bardzo fajny, wiedzie stromymi zboczami Romanki, w jednym miejscu szlak jest nawet zabezpieczony łańcuchem
Aż do skrzyżowania ze szlakiem niebieskim na Romankę nie ma ani jednego ludzkiego śladu, za to mnóstwo tropów zwierzęcych (małe łapki, duże łapki, raciczki, wielkie racice itp...). Na Słowiance kolejne śniadanko, a potem już prosto do samochodu...
I tak się kończy kolejna niezapomniana wędrówka, dzięki Kobi raz jeszcze za towarzystwo, było super i żadne siniaki (nawet na twarzy) tego nie zepsują
https://picasaweb.google.com/1076477836 ... qngncGStgE
viewtopic.php?t=4918
I wspominamy tak nasze ostatnie wypadki, i nie mija 10 minut drogi, jak niespodziewanie na śliskiej nawierzchni tracę panowanie nad własnym ciałem i padam bezwładnie na glebę. Chwilę jeszcze tak sobie leżę, zastanawiając się, czy dokończymy wędrówkę, a Kobi przyciska do mej twarzy chusteczkę higieniczną (nie, nie płaczę i nie, nie cieknie mi z nosa). Po pierwszym szoku podnoszę się i nie mogąc opanować śmiechu, zastanawiam się, co tym razem powiem w domu, i czy moja mama puści mnie jeszcze z Kobim w góry
Na szczęście tylko przez chwilę wygląda to groźnie, więc mocno rozbawieni wędrujemy dalej.
Po pewnym czasie docieramy do Boraczej, gdzie posilamy się (a może tylko połowa z nas się posila) drugim śniadaniem. W schronisku jest prawie pusto. Pogoda jest coraz lepsza, chmury rozchodzą się i coraz mocniej świeci słońce. Wędrujemy dalej, przez Redykalny Wierch w kierunku Hali Lipowskiej. Prawdopodobnie mijamy się z Sokołem, który w tym samym czasie wędruje z Hali Lipowskiej na Boraczą zielonym szlakiem. Śniegu coraz więcej, od Redykalnego idzie się już coraz trudniej. Na szczęście ktoś przed nami wydeptał ślady, w które z trudem próbujemy celować.
Do Lipowskiej docieramy o zachodzie słońca. Planowaliśmy nocować na Rysiance, ale już wiemy, że nie ma tam miejsc (sezon biegówkowy rozpoczęty), więc zostajemy na Lipowskiej. Lądujemy w pokoju 10-osobowym, gdzie łączymy siły najpierw z 6-osobową grupą, potem dołącza jeszcze 2-jka. Jakiś czas integrujemy się w pokoju, później schodzimy do jadalni, gdzie - niespodzianka - wśród licznej młodzieży spotykamy Han-Kę Wieczór spędzamy bardzo miło, a gdy większość z nas udaje się na zasłużony spoczynek, ja udaję się na przejażdżkę skuterem śnieżnym z nowo poznanymi kolegami. Przejażdżki o tak późnej porze nie kończą się jednak dobrze, po całym dniu na szlaku, człowiek już nie koncentruje się zbytnio... Postanawiam więc, nieco potłuczona, wziąć przykład z reszty i również spocząć...
Niedziela. Ok. 8 rano opuszcza nas 6-osobowa grupa. Po ich wyjściu zbieramy się z Kobim i udajemy się na śniadanie na Rysiankę. Pogoda jest cudowna, a widoki przepiękne.
Po śniadaniu udajemy się czerwonym szlakiem przez Słowiankę i Abrahamów z powrotem do Żabnicy. Szlak jest bardzo fajny, wiedzie stromymi zboczami Romanki, w jednym miejscu szlak jest nawet zabezpieczony łańcuchem
Aż do skrzyżowania ze szlakiem niebieskim na Romankę nie ma ani jednego ludzkiego śladu, za to mnóstwo tropów zwierzęcych (małe łapki, duże łapki, raciczki, wielkie racice itp...). Na Słowiance kolejne śniadanko, a potem już prosto do samochodu...
I tak się kończy kolejna niezapomniana wędrówka, dzięki Kobi raz jeszcze za towarzystwo, było super i żadne siniaki (nawet na twarzy) tego nie zepsują
https://picasaweb.google.com/1076477836 ... qngncGStgE
Elizz
dziękuję za taką dedykację!
ty wiesz co ja bym z tym zrobiła!
;-)
sceneria bajkowa, tęskno trochę za taką zimą
siniaki są więc wyjazd był udany;-)
mam nadzieję ,że jeszcze w tym roku gdzieś w górki pojedziemy Kobi,Elizz?
Wy...orły naszych gór;-)
dziękuję za taką dedykację!
ty wiesz co ja bym z tym zrobiła!
;-)
sceneria bajkowa, tęskno trochę za taką zimą
siniaki są więc wyjazd był udany;-)
mam nadzieję ,że jeszcze w tym roku gdzieś w górki pojedziemy Kobi,Elizz?
Wy...orły naszych gór;-)
"Nie wystarczy mówić do rzeczy, trzeba mówić do ludzi"
Nic dodać, nic ująć! Elizz super relacyja Też dzięki za kolejny udany wyjazd! Tu mój link do zdjęć:
https://picasaweb.google.com/1009347255 ... 19Lipowska
https://picasaweb.google.com/1009347255 ... 19Lipowska
Prosiłem Elizz co by mnie na barana wzięła bo iść mi się nie chciałoAnna pisze:Przed kim Kobi tak bił pokłony ?
No jeszcze trochę Grudnia zostało, także szansa jest, bo chęci są na pewno. Tylko czy mama Elizz puści ją ze mną??sonia pisze:mam nadzieję ,że jeszcze w tym roku gdzieś w górki pojedziemy Kobi,Elizz?