Strona 1 z 2

31.VII-6.VIII.2011 - Słoweńska opowieść

: 30 sierpnia 2011, 11:06
autor: Anonymous
Dzień dobry Państwu.


Pierwszy raz Słowenię zobaczyłem w 2008 roku. Wrażenie sympatyczne. Mocno sympatyczne. Potwornie mocno sympatyczne. Trzyma mnie do teraz. W tamtym roku miałem trzeci raz jechać w te okolice. Ale mnie gips zatrzymał. Tegoroczne planowanie zaczęło się parę miesięcy temu. Grono wykluwało się powoli. Ktoś odpadał, ktoś dochodził. Do siebie. Aż wreszcie z mroku wyłoniła się grupa w składzie : Kasiek, Luiza, Ania, Carcass, Doktor Doktor i ja. Osobniki z Ostrowca, Krakowa, Poznania, Kielc i Żywca.
Dzień wyjazdu wypadł na 31 lipca tegoż roku. Przygotowania w tle zakończyły się dzień wcześniej. W sobotę wieczorem pod mój dom zajeżdża samochód. Mroczny. Witam serdecznie Kasię, Wojtka i Dr Doktora. No cóż - gość w dom, Bóg z dom. Co było robić - poszliśmy na dancing. Renomowany lokal "U Zuzi" zapraszał. W sam raz dla kulturalnych ludzi. Było tanecznie, towarzysko i artystycznie :hura:. Wiedząc, że rano trzeba wstać opuściliśmy w smutku miejsce kultury. Wstajemy rześcy i radośni. Pakujemy się w dwa auta i ruszamy na Słowenię. Przez Korbielów. Do Zwardonia. Następnie na Bratysławę, Wiedeń i na Klagenfurt. Co nie którzy podczas jazdy śpią - kierowca na ten przykład. A Kasiek robi zdjęcia. Np 4 znaków zakazu zatrzymywania się :shock:' Wnikamy w tunel graniczny i Słowenia wita nas chlebem i solą. Oraz wodospadem. Zwiedzamy wodę lejącą i spływającą w dół. Kasiek i Luiza tak jakoś wybiórczo zwiedzały :zoboc: . Wracamy do auta i ruszamy do Aljazev Dom. Miejsca były. Ekskluzywne wręcz ( 7 euro 1 cent z OAEV ). Rozpakowujemy się i zaczyna się wieczorek zapoznawczy z terenem. Bo siebie już znamy. Z dobrej strony. Tak kończy się niedziela.

Dobranoc.

Wstajemy radośni w poniedziałek rano. Obok schroniska stoi kaplica św. Cyryla i Metodego oraz okrutny głaz zwany Mali Triglav. Zdobędziemy GO ! Cel dnia Triglav przez Przełęcz Luknja i Bambergov Pot. Ponoć najtrudniejsze wejście turystyczne na ten szczyt. W składzie czteroosobowym ruszamy na szlak. Carcass i Ania ruszają w lewo. Dnem doliny Vrata ruszamy w stronę Przełęczy Luknja. Po lewicy Triglav i parę innych. Np Bengujski Vrh. Po prawicy np Stenar. Luda zero. Dopiero na Przełęczy spotkamy grupę niemiecko mówiącą. Droga wije się dnem doliny, potem rusza w górę. W końcu z 1015 metrów musimy dotrzeć na 1758 metrów pod poziomem morza. Pod koniec podejścia następują piargi. Cudne. Kurva piargowa mać. I tak będzie do końca wyjazdu :zoboc: . Wnikamy na Przełęcz i maskujemy się. Kasiek przebiera się za krokodylka a Dr Doktor za sanitariusza. Luiza zmienia się w turystkę masową a ja w podatnika. Na lewo marsz !!!! Przed nami tzw Bambergov Pot - ponoć najtrudniejsza droga turystyczna na Triglav. Jest tym bardziej wesoło, że zaczyna padać. Prowadzi Dr Dr, potem Luiza, Kasiek i na końcu ja. Od początku lonża w użyciu. Na prawdę zacna trasa. Trawersy, piony, kominki. I długo. Oraz mrokliwie, deszczowo i grzmotliwie w oddali. Przetaczamy się nad ( obok ?) Sfingą ( 2384 m ) i siadamy z Luizą wśród śniegów. Z tyłu idą Dr i Kasiek. No i dochodzimy do wniosku, że z racji czasu i pogody odpuszczamy dziś Triglav. Skierujemy się do Planikov Dom ( 2408 m ). No ale żeby tam dotrzeć trzeba jeszcze pomachać nogami i rękami. Np przejść przez Rozstaj pod Planjo ( 2520 m ) i wejść na Triglavską Skrbinę ( 2659 m ). To taka milusia przełączka. Fajnie się na nią idzie. Po lewicy ściana, po prawicy piargi. Na przełączce rozstaj dróg. W lewo na Triglav, w prawo ( a dokładniej w dół ) Planikov. Oj, cudna to droga zejściowa. Na początek sypkie kamienie, a potem przy pomocy lin i klamer zejście w dół. Ciekawe i pouczające. Potem jeszcze przez płaty śniegu i jesteśmy pod Planikov. Z zegarkiem w ręku 10 godzin i 30 minut turystyki pieszej plecakowej. Dowiadujemy się, że miejsca może będą. Jakby ich nie było to godzinna droga do Triglavskiego Domu. Na szczęście miejsca były. Cała nasza czwórka dostała górne pięterko łóżka na pięterku schroniska. Jak góry to góry :D. Cena 10 euro ( no chyba , że coś pomyliłem ). I tak zakończyliśmy 1 sierpnia tegoż roku. Dobranoc państwu.

Idziemy dalej. 2 sierpnia tegoż roku. Powstajemy z wygodnych miejsc leżakowych i radośni śniadamy. Oczy mi wyszły od słodyczy herbaty. Pakujemy się pod schroniskiem wzrokiem żegnając masowców udających się tam gdzie my - znaczy się drogą na Mały Triglav. Trochę po płaskim i w ścianę. Trochę ubezpieczeń, sporo zdjęć. Mijamy grupki młodzieży i ludzi starszych. Nawet od Tatr :zoboc:' . Po pewnym czasie z mroku wyłania się Triglavski Dom i turyści idący z niego na Mały , a później na Triglav. Ogólnie pisząc tłumy zacne. Wczoraj spotkaliśmy do Triglavskiej Szczerbinki ( czy jak to się pisze :8) ) 6 ludzi, a dziś tak z legion :D' . Ale byliśmy świadomi tego więc nikt nie narzeka, że inni przeszkadzają mu w "podziwianiu piękna gór". Góry dla ludzi !!! Nie dla bydlaków !!! Na Małym ( 2 725 m ) siadamy i Dr Dr z Luizą prawie zrzucają się w przepaść podczas zażartej dysputy pt : Gross to czy nie Gross ? Widać było wszystko a nawet ( ze szczytu 2 864 m) Adriatyk. Dla "oszołomów z górskimi klapkami na oczach" wytłumaczę, że jest to zbiornik wodny zwany morzem :zoboc: Dociera do nas Kasiek, która preferuje dostojny styl przemieszczania się po trasach . I w czwórkę ruszamy "zdobyć świata szczyt". Co prawda to tylko najwyższy szczyt Słowenii ale to nie ważne Ważniejsze jest to , że tego dnia Luiza ma urodziny, a Kasiek zdobędzie Swój najwyższy szczyt . Jeżeli dobrze pamiętam to rytualnie kopneliśmy budkę na szczycie o 9.25. Ja ( z racji trójki w nazwie :8) ) robię to trzeci raz, pozostałe typki pierwszy. Tych "pierwszych" było tam zresztą od groma bo stale kogoś bito liną w "kiosku szczytowym". My tak barbarzyńscy nie byliśmy :aniolek: . Inaczej uczciliśmy zdobycie szczytu. Długo siedzimy na pagórku. Ptaki latają, śmigłowce dostarczają towar do schronisk, samolot krąży nad szczytem. Sklep oferuje napoje ( chłodzone w śniegu ), koszulki i inne pamiątki. Nie nabywamy. Czas wracać. Idziemy tą sama granią co przyszliśmy na Mały Triglav, a następnie skręcamy w lewo i staczamy się do Triglavskiego Domu ( 2 515 m ) najwyżej położonego schroniska w Słowenii. Ale tylko w celach kulinarnych, nie leżakowych. Siadamy przed schroniskiem i opalamy mordy. Razem z nami spory, różnojęzyczny tłum. Ciąg dalszy wycieczki to okrutnie trudny szczyt Kredarica ( 2 540 m ). Kto był to wie jak tam jest trudno, kto nie był i tak z opisu nie zrozumie dramatu sytuacji. Więc nie będę opisywał tych przerażających chwil. Następnie trawersujemy grzbiet ( jak to rzekła Luiza - "toż to odcinek Skrajny - Krzyżne !" ) a potem w lewo staczamy się w stronę Domu Stanica ( 2 332 m ) - kolejne schronisko na trasie. Zapewniamy sobie nocleg i widoki na przyszłość. Tu taka mała dygresja. W Planikov i Aljazev obsługa wręcz przyjazna turyście. W tym to jakoś inaczej to odebraliśmy. Wracając na trasę - jako, że dzień młody ruszamy dalej. Na Begunjski Vrh ( 2 461 m ) i Visoka Vrbanova Spica ( 2 408 m ). Schodzę też trochę ( do pierwszych ubezpieczeń ) w stronę Spodniej V.S. Trzeba to w przyszłym roku zdobyć. Wracając na Visoką spotykam Luizę, która też zeszła i pokazała mi okienko skalne. Wracamy na szczyt i potem do schroniska. Czas na obiado kolację. Tam już czekają Ania z Carcassem. Niejaki Triglav wcześniej odwiedzili. A jak się rzekło, że Luiza dziś świętuje więc symbolicznie ( w chmurze :aniolek:) wznosimy toasty. Siedzimy pod schroniskiem, a po prawicy szczerzy kły niejaka Rjavina. Plan dnia kolejnego. Miał być Cmir ale towarzystwo zmieniło zdanie. Coś mi się wydaje, że na lepsze ... Tak minął 2 sierpnia 2011 roku.

Dzień dobry Państwu. Znaczy sie dober dan.

Wstajemy ( oczywiście radośni i rześcy ) i zjadamy kolację. Dziś przed nami Rjavina. Dwuwierzchołkowe bydlę ( 2 530 i 2 532 m ). Początek trasy pod Domem Valentina Stanica ( 2 332 m ). Zniżamy się na przełęcz Dovska Vratca ( 2 254 m ), następnie wchodzimy na zachodni wierzchołek ( 2 530 m ), potem znów się obniżamy i ubezpieczoną wąską granią ( dwa okna skalne ) wchodzimy na wyższy wierzchołek - 2 532 m.

Tyle suche fakty. Subiektywnie pisząc - było cudnie. Pogoda, widoki, użycie rąk górnych ( czasami też głowy :zoboc:' ), rzeczone okna, szatany ( koziorożce alpejskie - jeden z mijnych przez nas turystów miał przygotowany czekan obronno - zaczepny ). Każdemu kto zaczyna przygodę z tymi wspaniałymi górami polecam tą górę. Jestem pewien, że pozostali uczestnicy wyprawy też. Kominki, trawersy, odcinki granią, krucho, mrocznie , góra, dół, góra, dół. I pieczątka na szczycie. Tradycyjnie długi czas spędzamy na szczycie ( tak przy okazji - średnia turystyczna poniedziałku, wtorku i środy to 9 godzin i 30 minut w ruchu ). Powrót tą samą drogą. Tak może z 5 osób spotykamy po drodze. Koziorożców było więcej :shock: ... :zoboc: Docieramy do schroniska pojedynczo. Ostatni idzie Kasiek i chce zejść na skróty. Wybijamy Jej to z główki. Na początek Dr Dr i Luiza krzyczą do Niej żeby nie schodziła prosto w dół tylko odnalazła czerwony ślady pędzla na skałach. Znaczy się oznaczenia szlaku. Nie słyszy. Mnie usłyszała :zoboc:. Inni też. Trochę śmiejący się z sytuacji Słoweńcy zamilkneli od razu :twisted: . Całą czwórką leżakujemy potem na trawce pod schroniskiem. Motylki, pszczółki i inne gady w powietrzu. Sielanka niestety nie może trwać wiecznie. czas stoczyć się do Aljazev. Wybieramy drogę przez Próg. Nie tylko my. Sporo narodu wybrało tą samą drogę w stronę dna Doliny Vrata. Wszyscy chcieli się napić z potoku Bistrica. Po pierwszym trawersie czas na cudne kruchości na dróżce. Umiłowane wręcz. Tak sobie myślę czy nie kupić sobie kijków. Potem zakosy, skosy, progi. Przy progu Prag byłem "zmuszony" znowu podnieść głos :aniolek:. Ale tak tylko profilaktycznie :aniolek: . Natomiast inne głosy w okolicy nie były już tak sympatyczne jak mój ... Burza się wyłaniała za grani i za Luknji. Należało przyspieszyć kroku. Ostatni odcinek przed Potokiem ( znaczy się ten wąwozik z kołkami po obu stronach ) szedłem klnąc makabrycznie. pić mi się chciało, wodę było od dawna słychać, burza za plecami, ogólne poddenerwowanie. Ale wszystko wyszło ok. Rzeczona woda wyłoni się później jako ważny element wieczoru ... Docieramy do schroniska mijając pomniki i zamaskowane krowy partyzanckie. Zbliża się wieczór. Cóż robić? Ano przygotować się do wypełnienia planu na dzień 4 sierpnia. Plan brzmiał : KAC. Plan wykonaliśmy. Napiszę tylko tyle, że polski spirytus ( zaprawiony listkami mięty ) bardzo dobrze przegryza się z wodą z potoku Bistrica. Dziękujemy Panie Carcass. Co prawda co niektóre Panie miały inne zdanie na ten temat ale ...

Dobranoc Państwu.

"... nagle ptaki budzą mnie pukając do okien...". Zaczyna się 4 sierpnia. Dzień wolny od pracy. Dzień zasłużonego odpoczynku. Chociaż nie do końca. Wieczorem w dalszym ciągu brataliśmy się ze Słowenią. Tym razem m.in. za pomocą tutejszych win. Ale to dopiero późnym wieczorem. Wcześniej zjechaliśmy do Mojstrany. Tam zwiedziliśmy Muzeum Alpinizmu. Rzecz obowiązkowa. Na mnie największe wrażenie zrobił film z lat 30 ( ? ) o zdobywaniu tutejszych pagórków. Dokonujemy zwiedzenia miejscowości ( 7 minut ), podziwiamy gruszki zaokienne, wnikamy na pocztę i do sklepu. W drodze powrotnej Kasiek i Luiza nadrabiają straty z niedzieli - odwiedzają górny wodospad. W tym czasie Dr i ja siedzimy w rzece. Wieczorek zapoznawczy odbył się z kulturą.

Dobranoc Państwu.

Czas na 5 sierpnia.

Jak zwykle wstajemy rześcy i radośni. Ruszamy na trasę juz o 5.50. Nawet się nie pakujemy i nie jemy śniadania. Schroniskowe nietoperze, szczury i łasico - wiewiórki są wręcz przerażone.

W sumie to mi się tak śniło. Tak w rzeczywistości to ruszylismy na szlak o ... 7.40. W planach była Skrlatica. I dalej jest :( . Pisząc ogólnie to chyba się spóźnilismy z godzina wyjścia :zoboc: . A i też po drodze takie coś czarne i mruczące zobaczylismy. Przed nami. Tam gdzie ponoć ta góra stała. Ale nic to. I tak fajny dzień był. Dotarlismy m.in. do Biwaku IV. Dr Dr jako doświadczony przez dolomitowe biwaki był w szoku. Wyposażeniem, komfortem, wielkością wewnętrzna tegoż domku. My też. Za rok tam zalegniemy. Biwak ten biwakuje pod Stenarem, tuż przy drodze do Pogacnikov Dom. Ruszylismy dalej ( zostawiając Biwak w idealnym porządku ) i doszliśmy ( chyba ) do Dolka. Tylko którego ? ... Tam widząc pogodę, godzinę stwierdzamy , że wracamy. I tak jeden nie zrealizowany cel nie mógł zmienić ogólnej oceny wyjazdu. W drodze w dół dopadły nas kwiatki górskie. Oczywiście wszystkie zerwalismy bądź zdeptaliśmy. Albo sfotografowaliśmy ? Sam już nie wiem. Mieliśmy też kontakt ze stadem bydlaków. Biegały poza szlakiem. W lekko rozciągniętym peletonie docieramy do mety. Dziś była najkrótsza trasa - tylko 6 godzin i 50 minut chodzenia. Wnikamy na taras koła Aljazev i banany na ryjach i buziach. Słoweńska ekspedycja zakończona sukcesem !!! Dziękuję Wam - Kasio, Luizo, Aniu, Carcasie i Doktorze za towarzystwo. Mogło być gorzej :aniolek:

Ciąg dalszy wieczoru był sympatyczny. Krówki przyszły się z nami pożegnać, zdobyliśmy okrutny Mali Triglav, poplotkowaliśmy. I spać.

Dobranoc Państwu.

Sobota wita nas chmurami. Ale to nic nie szkodzi :) . Zapakowani, najedzeni żegnamy się z Paniami z obsługi i idziemy na parking. Czas jechać do Mojstrany. Tam całkowicie przypadkowo spotykamy Matragonę z kolegą Gregiem. Wymiana zdań, opini, komentarzy. I pożegnania nadszedł czas. Z kopyta ruszamy w stronę Ojczyzny. W Żywiec wnikamy około godziny 20. I co robić ? Gość w dom - Bóg z dom. Poszliśmy do Zuzii ...

Dziękuję bardzo za uwagę.

: 30 sierpnia 2011, 14:23
autor: Anonymous
Wodospady i okolice Aljazev Dom:

: 30 sierpnia 2011, 15:02
autor: Pudelek
wodospad na pierwszym zdjęciu robi wrażenie, jakby był nieruchomy i sztuczny :D

: 30 sierpnia 2011, 16:41
autor: Anonymous
Bo to jest pomnik ku czci Wodospadów Słowenii.

: 01 września 2011, 12:35
autor: Anonymous
Dzień drugi - przez Lukjna do Planik Dom.

: 01 września 2011, 13:18
autor: Anonymous
Dzień trzeci - Triglav i okolice

: 27 lipca 2012, 12:07
autor: Anonymous
Ave.

Pozwolę sobie dokończyć fotorelację. Zwłaszcza, że szykuje się wyprawa do Słoweni. Może te zdjęcia przekonają tego i tamtego ?

Dzień czwart. Rjavina i zejście do Aljażev.

: 27 lipca 2012, 12:28
autor: Maciej
Kurde, weźże skasuj tą relację, bo Żona zobaczy i każe mi tam jechać :(
A je nie lubię mniej mniej lądu pod stopami niż pół hektara ;)

Ale wykąpałby się w tym alpejskim morzu :)

: 27 lipca 2012, 12:45
autor: Anonymous
Maciej pisze:bo Żona zobaczy i każe mi tam jechać
Ona raz za czas ma przebłyski świadomości. Słuchaj Jej wtedy. W innych momentach pierz od razu po pyszczysku.

Maciej pisze:A je nie lubię mniej mniej lądu pod stopami niż pół hektara
Panie, tam pół stopy było na hektar.

Dzień piąty - Muzeum i wieczorek ( kolejny ) zapoznawczy.

: 27 lipca 2012, 12:46
autor: Dzwonek
Dobromił pisze:Może te zdjęcia przekonają tego i tamtego ?
mnie przekonały :spoko:

: 27 lipca 2012, 12:48
autor: Anonymous
Dzwonek pisze:
Dobromił pisze:Może te zdjęcia przekonają tego i tamtego ?
mnie przekonały :spoko:
Aha .... Czyli piszesz PW do organizatora ? :zoboc:

: 27 lipca 2012, 12:49
autor: Dzwonek
Dobromił pisze:Czyli piszesz PW do organizatora ?
sama sobie zorganizuję, nie cierpię castingów :P

: 27 lipca 2012, 12:50
autor: Vision
Dobromił pisze:Aha .... Czyli piszesz PW do organizatora ?
:lol:

Zdjęcia świetne i widoczki niesamowite, będzie trzeba się kiedyś wybrać :8) Dobrze że odświeżyłeś tę relację :spoko:

: 27 lipca 2012, 13:03
autor: Mike
fotki super, miejsca urokliwe, pozazdrościć wypadu :brawo: :spoko:
kolejne miejsca do odwiedzenia
Dzwonek pisze:sama sobie zorganizuję
jasne, a ja to co? :kukacz:

: 27 lipca 2012, 13:06
autor: Anonymous
Dzwonek pisze:sama sobie zorganizuję, nie cierpię castingów
No przemyśl to ... :twisted:

Vision pisze:będzie trzeba się kiedyś wybrać
Wrzesień się zbliża ... Stawy wzywają ...

Mike pisze:jasne, a ja to co?
No widzisz ... Podpuśćić kobietę i takich rzeczy się dowiesz ... :zoboc:

Dzień szósty. Mądry wycof skutkuje wcześniejszą imprezą pożegnalną.