03.04.2011r. Pierwszy Skałkowy w Faszystkowskim Ogródku
: 03 kwietnia 2011, 21:51
Piątek. 14 godzin zapierd... by remont zakończyć przed weekendem, by weekend odpoczynkowy był...
Sobota spanie do oporu i dzień totalnego lenistwa z nadzieją, że niedziela też taka będzie...
Tiaaaa…. Nadzieja. Matka głupców. I po co ja dawałem numer tel. Tomkowi…
Wieczorne sobotnie leniuchowanie przerywa głos Tomka: „Jedziemy z Pati i Rafałem na skałki w Jurę. Pakuj się i przybywaj”.
Se myślę – lenistwo na kanapie z piwem w kuflu i brzusiu dobra rzecz, ale uwidzieć wspinającego się łodzianina rzecz kusząca, godna króliczej uwagi
Pakuję wprząż i tenisówki (to nowatorska i eksperymentalna wersja butów wspinaczkowych) i w niedzielę rano pomykam do Podlesic, gdzie zakotwiczyli Pati, Tomek i Rafał.
I co? I niespodzianka – jest jeszcze Migotka i Ptoszek !!!
Przywitanie jakże radosne…
Zatem na skałki. Pati i Rafał, jako doświadczeni wspinacze, oraz Tomek jako wspinacz, który liznął już CoNieCo panelu, będą nas (Migotka, Ptoszek i Królik) żółtodziobów przyuczać do „gwałcenia” skały. Coby nas nie zniechęcić od razu, i coby to był też fun, a nie tylko pot i krew na skale, wybierają dla nas Faszystowski Ogródek, gdzie drogi wspinaczkowe dla beginerów łatwe. Tzn. jedna IV+
Przybywamy na miejsce po kilkunastominutowym spacerze z małym błądzeniem zafundowanym nam przez Pati przewodniczkę.
Na miejscu… Ło Jesssuuuu… tam mam wleźć ??? prawie 15 metrów ściany w górę !!!
Rafał prowadzi drogę, zakładając na ringi ekspresy, wpinając do nich linę…
My będziemy szli na „wędkę” jak ryby prowadzone na rzeź
Do pokonania droga „Auschluss” IV+
Pierwszy Tomek. Ma już trochę doświadczenia na ściance wspinaczkowej, ale to jego pierwsza „żywa” skała. Daje sobie dobrze radę i rozdziewicza ją sprawnie
Kwila, mo-męt i już jest na górze. Brawo.
Teraz ja. Tenisówki-śmigówki już na stopkach, uprząż na bioderkach (śmiesznie jakoś brzuch zwisa, ale pewnie to ten klimat wilgotny go rozciągnął ) i w górę. „Najpierw powoli, jak żółw ociężale”… Tiaaa… to dobry cytat. Weź se Ty Króliku schudnij trochę, odrobinkę chociaż, jakieś malutkie 6kg. Ale nie ma co narzekać. Dalej, znaczy wyżej już jest sprawnie. Dla mnie to też pierwsza „żywa” skała. Tak więc drugi raz dziś rozprawiczona. Będzie i trzeci i czwarty, A to za sprawą Ptoszka i Migotki.
Ptoszek ubrawszy najprawdziwsze wspinaczkowe obuwie pożyczone od Tomka, też powoli acz sprawnie dał sobie radę z tą (tylko) 15 metrową dziewicą.
Migotkę namawialiśmy dłuższą chwilę zanim podjęła, jedną z kolejnych w swoim życiu, męską decyzję i zabrała się za wspinaczkę w górę. Sprawnie wyszukując uchwyty, z gracją żwawo pięła się w górę do celu.
Dalsza część dnia wspinaczkowego upłynęła na zrobieniu VI ,V i V+ przez Pati i Rafała oraz V przez Tomka.
Niedziela była wspaniała. Dzięki Pati i Rafałowi za cierpliwość i tłumaczenie nie jeden raz wszystkiego, tak by wspin był bezpieczny i dawał fun.
Dzięki wszystkim za niecodzienne oderwanie od codzienności… bakcyl łyknięty
Sobota spanie do oporu i dzień totalnego lenistwa z nadzieją, że niedziela też taka będzie...
Tiaaaa…. Nadzieja. Matka głupców. I po co ja dawałem numer tel. Tomkowi…
Wieczorne sobotnie leniuchowanie przerywa głos Tomka: „Jedziemy z Pati i Rafałem na skałki w Jurę. Pakuj się i przybywaj”.
Se myślę – lenistwo na kanapie z piwem w kuflu i brzusiu dobra rzecz, ale uwidzieć wspinającego się łodzianina rzecz kusząca, godna króliczej uwagi
Pakuję wprząż i tenisówki (to nowatorska i eksperymentalna wersja butów wspinaczkowych) i w niedzielę rano pomykam do Podlesic, gdzie zakotwiczyli Pati, Tomek i Rafał.
I co? I niespodzianka – jest jeszcze Migotka i Ptoszek !!!
Przywitanie jakże radosne…
Zatem na skałki. Pati i Rafał, jako doświadczeni wspinacze, oraz Tomek jako wspinacz, który liznął już CoNieCo panelu, będą nas (Migotka, Ptoszek i Królik) żółtodziobów przyuczać do „gwałcenia” skały. Coby nas nie zniechęcić od razu, i coby to był też fun, a nie tylko pot i krew na skale, wybierają dla nas Faszystowski Ogródek, gdzie drogi wspinaczkowe dla beginerów łatwe. Tzn. jedna IV+
Przybywamy na miejsce po kilkunastominutowym spacerze z małym błądzeniem zafundowanym nam przez Pati przewodniczkę.
Na miejscu… Ło Jesssuuuu… tam mam wleźć ??? prawie 15 metrów ściany w górę !!!
Rafał prowadzi drogę, zakładając na ringi ekspresy, wpinając do nich linę…
My będziemy szli na „wędkę” jak ryby prowadzone na rzeź
Do pokonania droga „Auschluss” IV+
Pierwszy Tomek. Ma już trochę doświadczenia na ściance wspinaczkowej, ale to jego pierwsza „żywa” skała. Daje sobie dobrze radę i rozdziewicza ją sprawnie
Kwila, mo-męt i już jest na górze. Brawo.
Teraz ja. Tenisówki-śmigówki już na stopkach, uprząż na bioderkach (śmiesznie jakoś brzuch zwisa, ale pewnie to ten klimat wilgotny go rozciągnął ) i w górę. „Najpierw powoli, jak żółw ociężale”… Tiaaa… to dobry cytat. Weź se Ty Króliku schudnij trochę, odrobinkę chociaż, jakieś malutkie 6kg. Ale nie ma co narzekać. Dalej, znaczy wyżej już jest sprawnie. Dla mnie to też pierwsza „żywa” skała. Tak więc drugi raz dziś rozprawiczona. Będzie i trzeci i czwarty, A to za sprawą Ptoszka i Migotki.
Ptoszek ubrawszy najprawdziwsze wspinaczkowe obuwie pożyczone od Tomka, też powoli acz sprawnie dał sobie radę z tą (tylko) 15 metrową dziewicą.
Migotkę namawialiśmy dłuższą chwilę zanim podjęła, jedną z kolejnych w swoim życiu, męską decyzję i zabrała się za wspinaczkę w górę. Sprawnie wyszukując uchwyty, z gracją żwawo pięła się w górę do celu.
Dalsza część dnia wspinaczkowego upłynęła na zrobieniu VI ,V i V+ przez Pati i Rafała oraz V przez Tomka.
Niedziela była wspaniała. Dzięki Pati i Rafałowi za cierpliwość i tłumaczenie nie jeden raz wszystkiego, tak by wspin był bezpieczny i dawał fun.
Dzięki wszystkim za niecodzienne oderwanie od codzienności… bakcyl łyknięty