19-27 marca 2011 Tatry
Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy
19-27 marca 2011 Tatry
Spędziłam wspaniałe 8 dni w Tatrach i Zakopanem, głównie dzięki temu, że spotkałam się z wieloma osobami z GS, którym już tutaj na początku relacji chciałam gorąco podziękować za wspaniałe towarzystwo i niejednokrotnie duże wsparcie:
ANG, Atria, GosiaB, HalinkaŚ, Kobi, Tatromaniak, Ptoszek, jego Gwiazda, Iwon, Monika, Rafał oraz Sand, którą spotkałam przypadkiem - dzięki niej mamy piękne zdjęcie z Kościeliskiej.
Postanowiłam wklejać relacje cząstkami, dzisiaj pierwsze 2 dni.
Dla tych, którzy chcą przeczytać tylko konkretne wycieczki
20 marca 2011 Dolina Kościeliska + Staw Smreczyński
21 marca 2011 Rusinowa Polana + Gęsia Szyja + Rówień Waksmundzka + Hala Kopieniec + Wielki Kopieniec + Olczysko + Nosal
22 marca 2011 Kasprowy Wierch + Czarny Staw Gąsienicowy
23 marca 2011 Morskie Oko + schronisko Roztoka
24 marca 2011 Kalatówki + Hala Kondratowa + Przeł. Kondracka (ANG również Kopa Kondracka)
25 marca 2011 Dolina Chochołowska + Grześ
26 marca 2011 Dolina ku Dziurze + Dolina Strążyska + Siklawica
Przepraszam za rozpisywanie się, ale nie potrafię inaczej
19 marca 2011 sobota
Bladym świtem wyruszamy z ANG (Anią) do Zakopanego pociągiem EIC. Ku naszemu zaskoczeniu im bardziej oddalałyśmy się od Warszawy, tym więcej było śniegu. Spodziewałyśmy się raczej powitania wiosny, natomiast w samym Zakopanem, do którego docieramy parę minut po 13-tej, jest jeszcze trochę śniegu, ślisko na chodnikach i ogólnie nieprzyjemnie. Nic jednak nie zepsuje naszego nastroju: zaczyna się tak długo oczekiwany urlop! Po rozpakowaniu plecaków postanawiamy wybrać się na spacer, sprawdzić co w trawie (a raczej na Krupówkach) piszczy. Turystów niewielu, dosyć spokojnie. Kroki kierujemy do naszej ulubionej zakopiańskiej restauracji, dotarły do mnie słuchy, że po zmianie właściciela spadła jakość posiłków i niestety była to prawda. Całe szczęście popisowe danie (pstrąg z grilla na wiele sposobów) pozostało bez zmian o czym przekonamy się w kolejnych dniach. Aby poprawić sobie nastrój wybieramy się do jeszcze ulubieńszej cukierni Samanta i ta nigdy nie zawodzi! Ja pałaszuję ulubionego pijaka a Ania torcik orzechowo-bezowy. POLECAM wszystkie rodzaje ciast z tej cukierni. Aura nas nie rozpieszcza, dlatego po przejściu Krupówek, postanawiamy wrócić do pokoju i się wyspać przed kolejnym dniem. By dotrzeć do Warszawy musiałam wstać o 3:40, dlatego wczesne pójście spać było dla mnie wybawieniem.
20 marca 2011 niedziela
Wraz z GosiąB i Atrią (Hanią) umawiamy się o 8:40 przy dworcu PKS. Pora na tyle późna, by Hania mogła spokojnie dojechać z Krakowa. Okazuje się też, że busy nie kursują tak często jak latem (dla mnie i Ani było to ogromne zaskoczenie). Stamtąd jedziemy do Kir, by zwiedzić Dolinę Kościeliską oraz Staw Smreczyński. Pogoda nie jest zachwycająca, w tamtą niedzielę nie udało mi się zobaczyć śpiącego rycerza Giewonta. W samej Dolinie Kościeliskiej turystów bardzo mało, o takich spacerach można tylko pomarzyć w letnich miesiącach. Droga do schroniska Ornak pokryta jest śniegiem, który spadł w sobotę – całe szczęście, bo byłoby trudno chodzić, pod białym puszkiem krył się lód. Po ostatnim pobycie w Pieninach miałam już wątpliwości czy Wąwóz Homole nie jest bardziej zachwycający niż Dolina Kościeliska – kiedy zobaczyłam wywierzyska, przekonałam się, że nie można wybrać pomiędzy tymi dwoma miejscami – oba są urocze. Przechodząc w okolicy Hali Pisanej postanawiamy zrobić sobie wspólne zdjęcie – należałoby tylko znaleźć chętnego. Wyłania się przed nami para turystów i okazuje się, że... to sand12. Zamiast zapytać czy może zrobić nam zdjęcie, pytam ją czy jest na GS, jej zdziwiony wzrok nie chciał zdradzić czy rzeczywiście tak jest i już byłam pewna, że strzeliłam gafę, ale jednak Magda przyznaje się do Gór-Szlaków (myślę, że zmylił ją skrót jakiego użyłam). Rozmawiamy chwilę, robimy zdjęcie i rozstajemy się życząc sobie udanych wycieczek. GS jest naprawdę wszędzie! Kiedy docieramy do schroniska Ornak, przez chmury zaczynają się przebijać promienie słońca. Tutaj zjadamy drugie śniadanie, odpoczywamy po naszym pierwszym wspólnym spacerku i ruszamy do Stawu Smreczyńskiego. Droga jest dość mocno zalodzona, ale powolutku da się przejść. Przy Stawie Smreczyńskim jest tylko jeden Pan, który opowiada nam jakie powinnyśmy mieć widoki, gdyby nie chmury A więc Smreczyński Wierch, Kamienista, Błyszcz i Bystra. Robimy sobie pamiątkowe zdjęcia i po paru chwilach ruszamy w drogę powrotną. W schronisku jemy trzecie śniadanie. GosiaB wpada na pomysł, by do Zakopanego wrócić Drogą pod Reglami, na co się zgadzamy. Później okazuje się, że Droga ta ma więcej trudności niż cała Kościeliska ze Stawem Smreczyńskim razem wziętymi. Do Zakopanego postanawiamy powrócić przez ulicę Strążyską. Na samym jej początku jest karczma, którą poleciła GosiaB – rzeczywiście obiad był przepyszny i warto tam wstąpić – pierwsza jadłodajnia po lewej stronie, w nazwie chyba coś z żabami Hania, która początkowo miała wędrować z nami tylko w niedzielę, postanawia zostać jeszcze na poniedziałek. Nic dziwnego, prognozy są bardzo obiecujące.
ANG, Atria, GosiaB, HalinkaŚ, Kobi, Tatromaniak, Ptoszek, jego Gwiazda, Iwon, Monika, Rafał oraz Sand, którą spotkałam przypadkiem - dzięki niej mamy piękne zdjęcie z Kościeliskiej.
Postanowiłam wklejać relacje cząstkami, dzisiaj pierwsze 2 dni.
Dla tych, którzy chcą przeczytać tylko konkretne wycieczki
20 marca 2011 Dolina Kościeliska + Staw Smreczyński
21 marca 2011 Rusinowa Polana + Gęsia Szyja + Rówień Waksmundzka + Hala Kopieniec + Wielki Kopieniec + Olczysko + Nosal
22 marca 2011 Kasprowy Wierch + Czarny Staw Gąsienicowy
23 marca 2011 Morskie Oko + schronisko Roztoka
24 marca 2011 Kalatówki + Hala Kondratowa + Przeł. Kondracka (ANG również Kopa Kondracka)
25 marca 2011 Dolina Chochołowska + Grześ
26 marca 2011 Dolina ku Dziurze + Dolina Strążyska + Siklawica
Przepraszam za rozpisywanie się, ale nie potrafię inaczej
19 marca 2011 sobota
Bladym świtem wyruszamy z ANG (Anią) do Zakopanego pociągiem EIC. Ku naszemu zaskoczeniu im bardziej oddalałyśmy się od Warszawy, tym więcej było śniegu. Spodziewałyśmy się raczej powitania wiosny, natomiast w samym Zakopanem, do którego docieramy parę minut po 13-tej, jest jeszcze trochę śniegu, ślisko na chodnikach i ogólnie nieprzyjemnie. Nic jednak nie zepsuje naszego nastroju: zaczyna się tak długo oczekiwany urlop! Po rozpakowaniu plecaków postanawiamy wybrać się na spacer, sprawdzić co w trawie (a raczej na Krupówkach) piszczy. Turystów niewielu, dosyć spokojnie. Kroki kierujemy do naszej ulubionej zakopiańskiej restauracji, dotarły do mnie słuchy, że po zmianie właściciela spadła jakość posiłków i niestety była to prawda. Całe szczęście popisowe danie (pstrąg z grilla na wiele sposobów) pozostało bez zmian o czym przekonamy się w kolejnych dniach. Aby poprawić sobie nastrój wybieramy się do jeszcze ulubieńszej cukierni Samanta i ta nigdy nie zawodzi! Ja pałaszuję ulubionego pijaka a Ania torcik orzechowo-bezowy. POLECAM wszystkie rodzaje ciast z tej cukierni. Aura nas nie rozpieszcza, dlatego po przejściu Krupówek, postanawiamy wrócić do pokoju i się wyspać przed kolejnym dniem. By dotrzeć do Warszawy musiałam wstać o 3:40, dlatego wczesne pójście spać było dla mnie wybawieniem.
20 marca 2011 niedziela
Wraz z GosiąB i Atrią (Hanią) umawiamy się o 8:40 przy dworcu PKS. Pora na tyle późna, by Hania mogła spokojnie dojechać z Krakowa. Okazuje się też, że busy nie kursują tak często jak latem (dla mnie i Ani było to ogromne zaskoczenie). Stamtąd jedziemy do Kir, by zwiedzić Dolinę Kościeliską oraz Staw Smreczyński. Pogoda nie jest zachwycająca, w tamtą niedzielę nie udało mi się zobaczyć śpiącego rycerza Giewonta. W samej Dolinie Kościeliskiej turystów bardzo mało, o takich spacerach można tylko pomarzyć w letnich miesiącach. Droga do schroniska Ornak pokryta jest śniegiem, który spadł w sobotę – całe szczęście, bo byłoby trudno chodzić, pod białym puszkiem krył się lód. Po ostatnim pobycie w Pieninach miałam już wątpliwości czy Wąwóz Homole nie jest bardziej zachwycający niż Dolina Kościeliska – kiedy zobaczyłam wywierzyska, przekonałam się, że nie można wybrać pomiędzy tymi dwoma miejscami – oba są urocze. Przechodząc w okolicy Hali Pisanej postanawiamy zrobić sobie wspólne zdjęcie – należałoby tylko znaleźć chętnego. Wyłania się przed nami para turystów i okazuje się, że... to sand12. Zamiast zapytać czy może zrobić nam zdjęcie, pytam ją czy jest na GS, jej zdziwiony wzrok nie chciał zdradzić czy rzeczywiście tak jest i już byłam pewna, że strzeliłam gafę, ale jednak Magda przyznaje się do Gór-Szlaków (myślę, że zmylił ją skrót jakiego użyłam). Rozmawiamy chwilę, robimy zdjęcie i rozstajemy się życząc sobie udanych wycieczek. GS jest naprawdę wszędzie! Kiedy docieramy do schroniska Ornak, przez chmury zaczynają się przebijać promienie słońca. Tutaj zjadamy drugie śniadanie, odpoczywamy po naszym pierwszym wspólnym spacerku i ruszamy do Stawu Smreczyńskiego. Droga jest dość mocno zalodzona, ale powolutku da się przejść. Przy Stawie Smreczyńskim jest tylko jeden Pan, który opowiada nam jakie powinnyśmy mieć widoki, gdyby nie chmury A więc Smreczyński Wierch, Kamienista, Błyszcz i Bystra. Robimy sobie pamiątkowe zdjęcia i po paru chwilach ruszamy w drogę powrotną. W schronisku jemy trzecie śniadanie. GosiaB wpada na pomysł, by do Zakopanego wrócić Drogą pod Reglami, na co się zgadzamy. Później okazuje się, że Droga ta ma więcej trudności niż cała Kościeliska ze Stawem Smreczyńskim razem wziętymi. Do Zakopanego postanawiamy powrócić przez ulicę Strążyską. Na samym jej początku jest karczma, którą poleciła GosiaB – rzeczywiście obiad był przepyszny i warto tam wstąpić – pierwsza jadłodajnia po lewej stronie, w nazwie chyba coś z żabami Hania, która początkowo miała wędrować z nami tylko w niedzielę, postanawia zostać jeszcze na poniedziałek. Nic dziwnego, prognozy są bardzo obiecujące.
Ostatnio zmieniony 31 marca 2011, 0:01 przez Malgo, łącznie zmieniany 1 raz.
"(...) Rozmiłowana, roztęskniona,
Schodzi powoli od miesiąca
Zamykać Tatry w swe ramiona (...)"
https://get.google.com/albumarchive/101 ... 1781546915
Schodzi powoli od miesiąca
Zamykać Tatry w swe ramiona (...)"
https://get.google.com/albumarchive/101 ... 1781546915
Malgo2malgo, już po tym cząstkowym opisie widać, że wyjazd udał się rewelacyjnie
Napasłam oczy Twoimi fotkami i teraz mi żal, ach jak żal...
Napasłam oczy Twoimi fotkami i teraz mi żal, ach jak żal...
"Boję się świata bez wartości, bez wrażliwości, bez myślenia. Świata, w którym wszystko jest możliwe. Ponieważ wówczas najbardziej możliwe jest zło..."
(R. Kapuściński)
(R. Kapuściński)
21 marca 2011 poniedziałek
Zdecydowanie mogę powiedzieć, że to był mój najpiękniejszy pierwszy dzień wiosny. Jak tylko się obudziłam, zobaczyłam, że za oknem jest błękitne niebo i już nie mogłam się doczekać kiedy wreszcie zobaczę Tatry (z okna pokoju niestety był widok na Gubałówkę). Kiedy dotarłyśmy do ulicy Piłsudskiego i wyłonił się przed moimi oczami Giewont dosłownie opadła mi szczęka. Takie wrażenie odbieram zawsze, kiedy przyjeżdżam do Zakopanego. Za każdym razem jestem zaskoczona jak wysokie są Tatry. Z Anią postanawiamy, że w tak piękny dzień śniadanie będziemy jadły na Równi Krupowej. Z Atrią i GosiąB jesteśmy umówione parę minut przed 9-tą. Pierwszy bus do Łysej Polany odjeżdża o tej porze roku dopiero o 9:10. Mamy w planach dość długą trasę: od Łysej Polany aż do Nosala.
Szlak do Rusinowej Polany jest dosyć przyjemny, nie jest zbyt stromy, co chwilę wyłaniają się piękne szczyty znad Doliny Białej Wody, przez co bardzo często zatrzymujemy się, by robić zdjęcia. Tuż pod Rusinową Polaną decydujemy się na przerwę śniadaniową (gdybyśmy wiedziały, że do pierwszego punktu trasy już tak blisko, to może poszłybyśmy wyżej, głód nas jednak przekonał, że to musi być już przy rozstaju szlaków). Wszystkie zgodnie stwierdzamy, że o takich śniadaniowych widokach marzy każda z nas. Hania z Anią po pewnym czasie stwierdzają, że czas iść dalej. Ja i GosiaB nie możemy się opanować przed robieniem zdjęć wszystkich czterech stron świata i to po parę razy, żeby na pewno wszystko uchwycić. Tym sposobem skutecznie wydłuża nam się dotarcie do Rusinowej Polany – potem było już tylko gorzej Widoki z Rusinowej Polany są tak oszałamiające, że trudno ubrać to w słowa. Ilość szczytów, jakie można stąd podziwiać jest niesłychana, nie przypominam sobie, bym widziała takie miejsce w Tatrach (do tej pory). Poza tym, widząc zimowe Tatry z tak bliska po raz pierwszy w życiu, sprawia, że zakochuję się w nich po raz kolejny bez pamięci. Droga do Gęsiej Szyi ciągnie się nam w nieskończoność (pewnie przez te piękne widoki, bo co chwilę z GosiąB pstrykamy fotki). W końcu jednak docieramy do kolejnego punktu wycieczki. Okazuje się, że Gęsia Szyja ma kilka skalistych szczytów, na których nie możemy usiąść wszystkie na raz, dlatego każda „dostaje swoje pięć minut”, by mogła uwiecznić to wydarzenie na zdjęciach. Z Gęsiej Szyi powoli, miejscami ze ślizgawicą (a może to wina moich butów?) schodzimy do Równi Waksmundzkiej, gdzie robimy sobie popas, by Psią Trawką (nudną jak psia mać, no niestety…) dojść do Hali Kopieniec. Tam, tuż pod Wielkim Kopieńcem, Ania dostrzega krokusy. Radości naszej nie ma końca, z GosiąB po raz kolejny wpadamy w fotograficzny szał. Zmęczone już dosyć długą trasą podchodzimy na Wielki Kopieniec. Widoki ze szczytu są przepiękne, warto było po raz kolejny zobaczyć ośnieżone Tatry. Niebo zaczyna się robić już pomarańczowe, więc staramy się robić już mniej przerw, bo w planie mamy jeszcze Nosal. Udaje nam się do niego dotrzeć – a tam pustka (ku naszej radości, bo po drodze mijaliśmy młodzież szkolną). Po pewnym czasie na szczyt wbiega Pan, który robi nam pamiątkowe zdjęcie. Ania z Hanią po raz kolejny rozsądnie zmierzają na dół a my z Gosią nie możemy się napatrzeć na zachód słońca. Przeciągamy moment zejścia do Kuźnic. Mi w pewnym momencie kończy się karta w aparacie, co podziałało na mnie motywująco, by zacząć schodzić do Murowanicy. Głazy były dosyć śliskie i niewygodne dla zmęczonych nóg. Szybko się okazuje, że zmęczenie nie pomaga przy koncentracji – robię niezłego fikołka wokół własnej osi lądując prawie na nosie. Pierwsza myśl – czy nie połamałam sobie nóg – nie połamałam, ale mocno obiłam, do samego końca źle mi się schodziło, adrenalina spowodowała, że już w ogóle przestałam logicznie myśleć i co chwilę się potykałam, nogi mi się trzęsły jak galareta. Emocje trzymały mnie do samego końca dnia, nawet nie miałam siły zjeść kolacji. W pokoju okazało się, że nabiłam sobie kilka krwiaków, jednak ku mej radości jeden jest w kształcie serca, więc wiadomo już, że powstał z miłości do gór.
PS. Jeżeli chodzi o przepełnioną kartę w aparacie, w Zakopanem tuż przy górnych Krupówkach (właściwie to już początek ul. Zamoyskiego) można zgrać zdjęcia na CD. Panowie mają otwarty sklep fotograficzny od 9 do 19.
Zdecydowanie mogę powiedzieć, że to był mój najpiękniejszy pierwszy dzień wiosny. Jak tylko się obudziłam, zobaczyłam, że za oknem jest błękitne niebo i już nie mogłam się doczekać kiedy wreszcie zobaczę Tatry (z okna pokoju niestety był widok na Gubałówkę). Kiedy dotarłyśmy do ulicy Piłsudskiego i wyłonił się przed moimi oczami Giewont dosłownie opadła mi szczęka. Takie wrażenie odbieram zawsze, kiedy przyjeżdżam do Zakopanego. Za każdym razem jestem zaskoczona jak wysokie są Tatry. Z Anią postanawiamy, że w tak piękny dzień śniadanie będziemy jadły na Równi Krupowej. Z Atrią i GosiąB jesteśmy umówione parę minut przed 9-tą. Pierwszy bus do Łysej Polany odjeżdża o tej porze roku dopiero o 9:10. Mamy w planach dość długą trasę: od Łysej Polany aż do Nosala.
Szlak do Rusinowej Polany jest dosyć przyjemny, nie jest zbyt stromy, co chwilę wyłaniają się piękne szczyty znad Doliny Białej Wody, przez co bardzo często zatrzymujemy się, by robić zdjęcia. Tuż pod Rusinową Polaną decydujemy się na przerwę śniadaniową (gdybyśmy wiedziały, że do pierwszego punktu trasy już tak blisko, to może poszłybyśmy wyżej, głód nas jednak przekonał, że to musi być już przy rozstaju szlaków). Wszystkie zgodnie stwierdzamy, że o takich śniadaniowych widokach marzy każda z nas. Hania z Anią po pewnym czasie stwierdzają, że czas iść dalej. Ja i GosiaB nie możemy się opanować przed robieniem zdjęć wszystkich czterech stron świata i to po parę razy, żeby na pewno wszystko uchwycić. Tym sposobem skutecznie wydłuża nam się dotarcie do Rusinowej Polany – potem było już tylko gorzej Widoki z Rusinowej Polany są tak oszałamiające, że trudno ubrać to w słowa. Ilość szczytów, jakie można stąd podziwiać jest niesłychana, nie przypominam sobie, bym widziała takie miejsce w Tatrach (do tej pory). Poza tym, widząc zimowe Tatry z tak bliska po raz pierwszy w życiu, sprawia, że zakochuję się w nich po raz kolejny bez pamięci. Droga do Gęsiej Szyi ciągnie się nam w nieskończoność (pewnie przez te piękne widoki, bo co chwilę z GosiąB pstrykamy fotki). W końcu jednak docieramy do kolejnego punktu wycieczki. Okazuje się, że Gęsia Szyja ma kilka skalistych szczytów, na których nie możemy usiąść wszystkie na raz, dlatego każda „dostaje swoje pięć minut”, by mogła uwiecznić to wydarzenie na zdjęciach. Z Gęsiej Szyi powoli, miejscami ze ślizgawicą (a może to wina moich butów?) schodzimy do Równi Waksmundzkiej, gdzie robimy sobie popas, by Psią Trawką (nudną jak psia mać, no niestety…) dojść do Hali Kopieniec. Tam, tuż pod Wielkim Kopieńcem, Ania dostrzega krokusy. Radości naszej nie ma końca, z GosiąB po raz kolejny wpadamy w fotograficzny szał. Zmęczone już dosyć długą trasą podchodzimy na Wielki Kopieniec. Widoki ze szczytu są przepiękne, warto było po raz kolejny zobaczyć ośnieżone Tatry. Niebo zaczyna się robić już pomarańczowe, więc staramy się robić już mniej przerw, bo w planie mamy jeszcze Nosal. Udaje nam się do niego dotrzeć – a tam pustka (ku naszej radości, bo po drodze mijaliśmy młodzież szkolną). Po pewnym czasie na szczyt wbiega Pan, który robi nam pamiątkowe zdjęcie. Ania z Hanią po raz kolejny rozsądnie zmierzają na dół a my z Gosią nie możemy się napatrzeć na zachód słońca. Przeciągamy moment zejścia do Kuźnic. Mi w pewnym momencie kończy się karta w aparacie, co podziałało na mnie motywująco, by zacząć schodzić do Murowanicy. Głazy były dosyć śliskie i niewygodne dla zmęczonych nóg. Szybko się okazuje, że zmęczenie nie pomaga przy koncentracji – robię niezłego fikołka wokół własnej osi lądując prawie na nosie. Pierwsza myśl – czy nie połamałam sobie nóg – nie połamałam, ale mocno obiłam, do samego końca źle mi się schodziło, adrenalina spowodowała, że już w ogóle przestałam logicznie myśleć i co chwilę się potykałam, nogi mi się trzęsły jak galareta. Emocje trzymały mnie do samego końca dnia, nawet nie miałam siły zjeść kolacji. W pokoju okazało się, że nabiłam sobie kilka krwiaków, jednak ku mej radości jeden jest w kształcie serca, więc wiadomo już, że powstał z miłości do gór.
PS. Jeżeli chodzi o przepełnioną kartę w aparacie, w Zakopanem tuż przy górnych Krupówkach (właściwie to już początek ul. Zamoyskiego) można zgrać zdjęcia na CD. Panowie mają otwarty sklep fotograficzny od 9 do 19.
"(...) Rozmiłowana, roztęskniona,
Schodzi powoli od miesiąca
Zamykać Tatry w swe ramiona (...)"
https://get.google.com/albumarchive/101 ... 1781546915
Schodzi powoli od miesiąca
Zamykać Tatry w swe ramiona (...)"
https://get.google.com/albumarchive/101 ... 1781546915
Bardzo dziękuję, że mogłam się do Was dołączyć! przejść te dwie trasy w Tatrach i zainaugurować sezon wycieczek wcześniej niż kiedykolwiek
Ale ten Twój upadek, nie widziałam, ale wyobrażam sobie... dobrze, że się tylko tak powierzchownie skończyło... W sumie przeszłyśmy 3 reglowe małe górki, ale jednak to zmęczenie było dość odczuwalne w nogach plus ciemność w lesie...
Za to wielkie szczęście z pogodą , że tak trafiłyście z urlopami ale macie jednak spory kawałek w Tatry, należało Wam się!
Zdjęcia od mnie
https://picasaweb.google.com/Atria86/Do ... 2021032011#
Wiesz, jak teraz pomyślę, że mogłam NIE ZOSTAĆ to...Malgo2malgo pisze:Hania, która początkowo miała wędrować z nami tylko w niedzielę, postanawia zostać jeszcze na poniedziałek.
Pod tym się podpisuję!Malgo2malgo pisze:Zdecydowanie mogę powiedzieć, że to był mój najpiękniejszy pierwszy dzień wiosny.
I pod tym też :> że też tyle razy mając lat naście łaziłam do Moka w tych pielgrzymkach zamiast tam, eech....Malgo2malgo pisze:Widoki z Rusinowej Polany są tak oszałamiające, że trudno ubrać to w słowa. Ilość szczytów, jakie można stąd podziwiać jest niesłychana, nie przypominam sobie, bym widziała takie miejsce w Tatrach (do tej pory).
Do Nosala, a nawet dworca PKS (czytaj: moja ostatnia prosta już prawie na kolanach, 5 miesięcy przerwy i skutki są opłakane )Malgo2malgo pisze:Mamy w planach dość długą trasę: od Łysej Polany aż do Nosala.
Ale ten Twój upadek, nie widziałam, ale wyobrażam sobie... dobrze, że się tylko tak powierzchownie skończyło... W sumie przeszłyśmy 3 reglowe małe górki, ale jednak to zmęczenie było dość odczuwalne w nogach plus ciemność w lesie...
Za to wielkie szczęście z pogodą , że tak trafiłyście z urlopami ale macie jednak spory kawałek w Tatry, należało Wam się!
Zdjęcia od mnie
https://picasaweb.google.com/Atria86/Do ... 2021032011#
- Załączniki
-
- z dalekaaa.JPG
- (43.42 KiB) Pobrany 890 razy
nie wiedziałam, że to będzie taki hardcorowy szlak , ale jak potem smakowała obiado-kolacja po takim marszuMalgo2malgo pisze:GosiaB wpada na pomysł, by do Zakopanego wrócić Drogą pod Reglami
a ta knajpka to chyba Żabi Dwór się nazywa
no tego się nie dało opanować, ale dzięki temu teraz możemy sobie powspominać jak tam było cudnieMalgo2malgo pisze:Ja i GosiaB nie możemy się opanować przed robieniem zdjęć
ja jeszcze pamiętam Twoje słowa: "rzuć ten plecak i patrz do tyłu"
a widok był naprawdę cudowny no i to śniadanie w takim towarzystwie gór :>
Nie możesz zatrzymać
żadnego dnia,
ale możesz go nie stracić.
https://picasaweb.google.com/102928732526243008580
żadnego dnia,
ale możesz go nie stracić.
https://picasaweb.google.com/102928732526243008580
No no- tydzień w Tatrach i TAKA pogoda. Jesteście w czepku urodzone
O, taaaak. Rusinowa jest śliczna. A zimą szczególnie pięknie wygląda...Malgo2malgo pisze: Widoki z Rusinowej Polany są tak oszałamiające, że trudno ubrać to w słowa
"Szalony kto sądzi, że ludzkiego szczęścia trzeba szukać w zaspokajaniu pragnień,
przekonany, że dla idących liczy się przede wszystkim dojść do kresu.
A kresu przecież nigdy nie ma."
Antoine de Saint-Exupéry
przekonany, że dla idących liczy się przede wszystkim dojść do kresu.
A kresu przecież nigdy nie ma."
Antoine de Saint-Exupéry
Zazdroszczę. Widać ze zdjęć, że pogoda się udała. Było dość słonecznie A widoki przepyszne :> Szczególnie z Rusinowej Polany. A Dolina Kościeliska w zimowej szacie wygląda bardzo tajemniczo
KARPACKIE ŚCIEŻKI - blog - http://karpackiesciezki.blogspot.com