W czwartek rano nie było źle - nie pada, więc z optymistycznym nastawieniem ruszamy na Słowację. Zakupy w znajomym Tesco w Czadcy i po 11 parkujemy w Starym dvorze w dolinie Vratnej. Świeci słoneczko, jest cieplutko, ale gdzieś w oddali widać już czającej się chmury. Po bezskutecznej próbie zgaszenia pragnienia w jakimś przybytku ruszamy na szlak na sedlo Prislop. Tempo mamy niezłe, więc na przełęcz przychodzimy planowo, ale już bez słońca - znikło za chmurami i już nie wyszło, na szczęście jeszcze mieliśmy widoki na Rozsutca i Stoha. Robimy popas i czas ruszać niebieskim szlakiem - najpierw na Baraniarki. Szlak przez las mocno daje się we znaki - jest masakrycznie ślisko, na błocie można urządzać tańce, a ponieważ Pudzianami nie jesteśmy, to zbytnio nas to nie cieszy. Kiedy wychodzimy z lasu mamy z jednej strony przepaście, z drugiej widoki i coraz ciemniejsze chmury. I świadomość, że teraz będziemy schodzić, aby potem wejść, znowu zejść aby wejśc, żeby zejść i w końcu wejść... nie mogli zrobić bardziej płaskich tych gór?

Schodzenie z obładowanym plecakiem po skałkach do prostych nie należy, w jednym miejscu jest mostek, łańcuchy i muszę przyznać, że robi mi się tam gorąco, bo oczyma wyobraźni już widzę, jak koziołkuję w dół. Potem już mniej śliskie podejście na Zitne i wreszcie Kraviarskie, gdzie po raz ostatni mamy okazję podziwiać okolicę. Velki Kryvań już cały w chmurach i zaczyna siąpić. Przepoczwarzamy się więc w garbate trolle/gnomy (alias Drużyna Pierścienia - misja specjalna) i schodzimy do sedla za Kraviarskim aby powspinać się na Chrapaky. Tam już widoczność spada do jakiś 5-10 metrów i będzie się tak utrzymywać. Na grani Fatry to samo - zero widoczności i wiatr z deszczem. Niestety, nie wzieliśmy Kerajowych dropsów, więc z widoków nici

A sama chata... na początku się wkurzyłem. Zaklepałem nocleg na glebie na jadalni, ale wysłano nas na strych (klasyczne wejście po drabinie) - w porządku, tyle że nie wszyscy wzięli cieplejsze śpiwory, a było tam zdecydowanie chłodniej. Potem pytam się o prysznic - jest, ale tylko dla osób nocujących co najmniej 2 noce... szczęka mi opada - nocowało się w wielu obiektach bez pryszniców, ale nigdy, jeśli był, nie spotkałem się z taką durnowatą argumentacją. Facet widząc moją minę mówi "ewentualnie dla kobiet". Cóż, prysznic okazał się wężem spadającym ze ściany, a syf był tam taki, że i tak nie zdecydowano się z niego skorzystać. Na dodatek wszystkie miejsca noclegowe wewnątrz okupuje jakaś wycieczka szkolna (kolonie?) w wieku 11-14 lat, która zajęła większość jadalni, lata dookoła, ryczy, krzyczy, gra w słoneczko i ogólnie robi jeden wielki burdel. Na szczęście nieco później ewakuują się do pokoi, więc i atmosfera nieco się zmienia (na poczatku królują laptopy), zaczyna się kooperacija ze Słowakami, wspólne spożywanie, śpiewanie, granie i w końcu wszyscy przenoszą się gremialnie na strych (aż dziwne, że nikt nie spadł z drabiny)

W nocy nad Fatrą przechodzi huraganowa ulewa - wiatr i deszcz jest taki, że boję się, iż nam dach zerwie (non stop coś ciężkiego w ten dach wali). Deszcz rąbie tak mocno, że nie słychać w środku czasem osób siedzących kilka metrów dalej. W piątek rano nie pada (lekko siąpi), ale jest bardzo mokro.
Widoczność jest dalej doskonała

A na drugi dzień oczywiście piękna pogoda i widoki. Nie wytrzymujemy - w niedzielę wracamy choćby na chwilę żeby zobaczyć to, co nam natura zabrała. Czasu nie mamy, w dodatku moje kolana kompletnie wysiadły to decydujemy się wjechać gondolką. Co gorsza, w butach właśnie hoduje się Pudelkus fatrus blotus, nowy gatunek grzyba, więc Kaper ubiera adidasy (w jego butach właśnie powstaje nowa cywilizacja i wynajduje koło), Teresa półbuty, a ja... sandały

i galeria
http://picasaweb.google.pl/Pudelek2009/ ... azNaStonke#