Jak pomyliliśmy góry...
: 10 marca 2009, 9:40
Napiszę krótko, bo to ciekawe zjawisko- pomyliliśmy góry.
Cel: Lodowy Szczyt: 2627 m
Skład: Marlena, Krystian, Krzysztof i ja.
Start o 5 ze Smokovca. Przez Hrebieniok do Chaty Tery'ego. Krótki odpoczynek i nie kończąca się epopeja śniegu po kolana w Dolinie Pięciu Stawów Spiskich. Z racji, że widoczność była kiepska, a wiatr młócił śniegiem zdecydowaliśmy się trawersować u podnóży ścian Kopy Lodowej i Lodowego by nie zapuszczać się na środek doliny. Na wysokości 2300 m teren staje się bardziej stromy, co uznajemy za dobry znak: osiągamy podstawę rampy wyprowadzającej na przełęcz pod Lodowym Zwornikiem. Przekraczamy niewielki pas skał i trawersujemy w lewo pod ścianę- znowu dobry znak: skraj południowej ściany Lodowego. Niezmordowany Krystian toruje przez niekończące się śnieżne zbocza, które tutaj mają już nachylenie około 45 stopni. Nagle pola znikają i wchodzimy w komin...mała zagadka, bo komina być nie powinno. Inklinacja rzędu 70 stopni, a grani dalej nie widać. Nie wiążemy się /w tym śniegu i tak nic nie złapie/ i około 15 docieramy do spiętrzenia pod granią. Pod śniegiem pojawiają się skały, nachylenie 80 stopni. Krystian żywcuje ten odcinek /czapki z głów/, zakłada stan i rzuca sznurek. Marlena, potem ja, na końcu Krzysztof...
Na grani wieje jak diabli, nie widać dalej niż 10 m. Znajdujemy z Marleną małą platformę. Marlena równa ją czekanem, ja idę wyżej w poszukiwaniu następnej- dochodzę do jakiegoś wierzchołka: dalej teren opada: nic z tego. Chcemy rozstawić namioty na tej jednej platformie, ale po godzinie walki efekt mizerny: namiot Krystiana i mój zabawił się w latawiec i po kilku sekundach znalazł się 500 metrów niżej /znajdujemy go w zejściu, cud/, namiot Marleny i Krzysztofa złożył się jak domek z kart. Sytuacja jasna: zostaniemy tutaj- zamarzamy.
Jest 18. Zejść postanawiamy tą samą drogą: lepsze znajome problemy niż nowości. Wiążemy się co 15 metrów. Krystian schodzi pierwszy, za Nim Marlena. Tuż poniżej grani odpada, przelatuje koło Krystiana, łamie nogę i gubi czekan. Ja na szybko montuję stan na grani /szabla śnieżna/. W tym momencie podążający za mną Krzysztof spada ze śnieżnym nawisem, przelatując, niczym skoczek do wody przy skoku na główkę, 15 metrów. Wbiłem czekan, udało się zatrzymać na nim lot. Lina werżnęła się w nawis, więc bym mógł zejść Krzysztof musi się rozwiązać- utrudniają mu to jednak odmrożone dłonie. Gdy mu się to udaje, demontuję stanowisko i schodzę. Marlena musi schodzić na kolanach, pomaga Jej Krystian /teren dalej 70 stopni/, Krzysztof w środku, ja na końcu. Po 6 godzinach od decyzji odwrotu, o północy, w zamieci osiągamy Chatę Tery'ego.
Następnego dnia zejście jest bardzo wolne, Marlena cierpi jak diabli. O 17 witamy się z samochodem w Starym Smokovcu.
Co następuje: okazało się, że weszliśmy za wcześniej w ścianę i osiągnęliśmy grań w Lodowej Szczerbinie. Poszukując platformy pod namiot wlazłem przypadkiem na wierzchołek Kopy Lodowej /2603/. Lodowy Szczyt znajdował się więc po prawej, a nie po lewej stronie...
Nie dysponuję zdjęciem masywu Lodowego bym mógł wyrysować drogę, posłużę się tym z wikipedii i opiszę.
http://upload.wikimedia.org/wikipedia/c ... dowy_2.jpg
Najwyższy szczyt na zdjęciu to Lodowy. W prawo zbiega dość łagodna grań, która była naszym celem. Na lewo od Lodowego znajduje się Kopa Lodowa, pomiędzy nimi zaś Lodowa Szczerbina. Ze szczerbiny odpada w lewo wybitny, nieco skośny komin, kończący się przy niewielkim polu śnieżnym. Nim wiedzie droga, którą pokonaliśmy.
Zdjęć mam raptem kilka, nie chciałem ryzykować odmrożenia dłoni.
1. Pośrednia Grań.
2. W Dolinie Pięciu Stawów Spiskich.
3. Marlena.
4. Krzysztof.
5. Krystian.
6. Pod ścianą Kopy Lodowej.
7. W zejściu, od lewej: Krystian, Marlena, Krzysztof.
Cel: Lodowy Szczyt: 2627 m
Skład: Marlena, Krystian, Krzysztof i ja.
Start o 5 ze Smokovca. Przez Hrebieniok do Chaty Tery'ego. Krótki odpoczynek i nie kończąca się epopeja śniegu po kolana w Dolinie Pięciu Stawów Spiskich. Z racji, że widoczność była kiepska, a wiatr młócił śniegiem zdecydowaliśmy się trawersować u podnóży ścian Kopy Lodowej i Lodowego by nie zapuszczać się na środek doliny. Na wysokości 2300 m teren staje się bardziej stromy, co uznajemy za dobry znak: osiągamy podstawę rampy wyprowadzającej na przełęcz pod Lodowym Zwornikiem. Przekraczamy niewielki pas skał i trawersujemy w lewo pod ścianę- znowu dobry znak: skraj południowej ściany Lodowego. Niezmordowany Krystian toruje przez niekończące się śnieżne zbocza, które tutaj mają już nachylenie około 45 stopni. Nagle pola znikają i wchodzimy w komin...mała zagadka, bo komina być nie powinno. Inklinacja rzędu 70 stopni, a grani dalej nie widać. Nie wiążemy się /w tym śniegu i tak nic nie złapie/ i około 15 docieramy do spiętrzenia pod granią. Pod śniegiem pojawiają się skały, nachylenie 80 stopni. Krystian żywcuje ten odcinek /czapki z głów/, zakłada stan i rzuca sznurek. Marlena, potem ja, na końcu Krzysztof...
Na grani wieje jak diabli, nie widać dalej niż 10 m. Znajdujemy z Marleną małą platformę. Marlena równa ją czekanem, ja idę wyżej w poszukiwaniu następnej- dochodzę do jakiegoś wierzchołka: dalej teren opada: nic z tego. Chcemy rozstawić namioty na tej jednej platformie, ale po godzinie walki efekt mizerny: namiot Krystiana i mój zabawił się w latawiec i po kilku sekundach znalazł się 500 metrów niżej /znajdujemy go w zejściu, cud/, namiot Marleny i Krzysztofa złożył się jak domek z kart. Sytuacja jasna: zostaniemy tutaj- zamarzamy.
Jest 18. Zejść postanawiamy tą samą drogą: lepsze znajome problemy niż nowości. Wiążemy się co 15 metrów. Krystian schodzi pierwszy, za Nim Marlena. Tuż poniżej grani odpada, przelatuje koło Krystiana, łamie nogę i gubi czekan. Ja na szybko montuję stan na grani /szabla śnieżna/. W tym momencie podążający za mną Krzysztof spada ze śnieżnym nawisem, przelatując, niczym skoczek do wody przy skoku na główkę, 15 metrów. Wbiłem czekan, udało się zatrzymać na nim lot. Lina werżnęła się w nawis, więc bym mógł zejść Krzysztof musi się rozwiązać- utrudniają mu to jednak odmrożone dłonie. Gdy mu się to udaje, demontuję stanowisko i schodzę. Marlena musi schodzić na kolanach, pomaga Jej Krystian /teren dalej 70 stopni/, Krzysztof w środku, ja na końcu. Po 6 godzinach od decyzji odwrotu, o północy, w zamieci osiągamy Chatę Tery'ego.
Następnego dnia zejście jest bardzo wolne, Marlena cierpi jak diabli. O 17 witamy się z samochodem w Starym Smokovcu.
Co następuje: okazało się, że weszliśmy za wcześniej w ścianę i osiągnęliśmy grań w Lodowej Szczerbinie. Poszukując platformy pod namiot wlazłem przypadkiem na wierzchołek Kopy Lodowej /2603/. Lodowy Szczyt znajdował się więc po prawej, a nie po lewej stronie...
Nie dysponuję zdjęciem masywu Lodowego bym mógł wyrysować drogę, posłużę się tym z wikipedii i opiszę.
http://upload.wikimedia.org/wikipedia/c ... dowy_2.jpg
Najwyższy szczyt na zdjęciu to Lodowy. W prawo zbiega dość łagodna grań, która była naszym celem. Na lewo od Lodowego znajduje się Kopa Lodowa, pomiędzy nimi zaś Lodowa Szczerbina. Ze szczerbiny odpada w lewo wybitny, nieco skośny komin, kończący się przy niewielkim polu śnieżnym. Nim wiedzie droga, którą pokonaliśmy.
Zdjęć mam raptem kilka, nie chciałem ryzykować odmrożenia dłoni.
1. Pośrednia Grań.
2. W Dolinie Pięciu Stawów Spiskich.
3. Marlena.
4. Krzysztof.
5. Krystian.
6. Pod ścianą Kopy Lodowej.
7. W zejściu, od lewej: Krystian, Marlena, Krzysztof.