Myślisz o jakimś mocno kopiącym naparze z korzenia?jck pisze:Masz może jakieś japońskie korzenie?
2008.10.14 - Tatry Zachodnie
Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy
Zrobiłam kilka, z samowyzwalacza ale tych to mi wstyd pokazaćNoel pisze:zaskocz Nas i Zrób brzydkie zdjęcia kiedyś
Waldek pisze:Po prostu: carpe diem.
Hm...odcinek Chochołowskiej, który wg mapy pochałania 1h 40 minut zrobiłam w niecałą godzinę po drodze śpiewałam na głos różne dziwne piosenki, żeby misie odstraszyć Zdecydowanie chciałam stamtąd uciec jak najszybciejWaldek pisze:I jak wrażenia?
Niech pomyślę...opórcz biegania po górach z aparatem, jak japończyk? mam w domu drzewko bonsai :] korzeń ma chyba całkiem pokaźnyjck pisze:Masz może jakieś japońskie korzenie?
- Dariusz Meiser
- Członek Klubu
- Posty: 1944
- Rejestracja: 16 stycznia 2008, 10:40
- Kontakt:
Aż się łezka w oku kręci, tak pięknie. A u mnie zawsze jesienią i na wiosnę kiedy góry piękne to szczyt sezonu i zarobiony jestem.
Ale fotki Aniu cud-miód, jak zwykle zresztą co już poniektórzy zauważyli.
Co do niedźwiadków w Chochołowskiej to też miałem swoje rekordy. Od schroniska do Siwej Polany w 45 min podczas tegorocznych ferii z żonką i synem. Zasiedziałem się przed schroniskiem wpatrzony w grań, mimo że żona napomknęła byśmy tak w miarę o zmroku już na polanie byli, bo komunikaty podawały że sie miski wcześniej zbudziły i cholernie głodne i nie wyspane. Na szczęście mieliśmy raki bo na szlaku to istne lodowisko było. Młodego na długim repiku na sankach (ala tobogan) ciągnąłem i sobie uświadomiłem że kolacje za sobą ciągnę jakby co, więc sznur bardzo skróciłem. Zmrok nas złapał już przy leśniczówce Chochołowskiej. A strach ma wielkie oczy. Całą drogę widzieliśmy na lodzie w świetle czołówek ślady po miśkowych pazurach (jak się wydawało) na lodzie. Oj iskry szły spod raków. Dopiero na spokojnie już w samochodzie, zajarzyłem że te ślady to po kimś co też w rakach naparzał przede mną. Ale tam w nocy to tylko miś mi przychodził do głowy
Ale fotki Aniu cud-miód, jak zwykle zresztą co już poniektórzy zauważyli.
Co do niedźwiadków w Chochołowskiej to też miałem swoje rekordy. Od schroniska do Siwej Polany w 45 min podczas tegorocznych ferii z żonką i synem. Zasiedziałem się przed schroniskiem wpatrzony w grań, mimo że żona napomknęła byśmy tak w miarę o zmroku już na polanie byli, bo komunikaty podawały że sie miski wcześniej zbudziły i cholernie głodne i nie wyspane. Na szczęście mieliśmy raki bo na szlaku to istne lodowisko było. Młodego na długim repiku na sankach (ala tobogan) ciągnąłem i sobie uświadomiłem że kolacje za sobą ciągnę jakby co, więc sznur bardzo skróciłem. Zmrok nas złapał już przy leśniczówce Chochołowskiej. A strach ma wielkie oczy. Całą drogę widzieliśmy na lodzie w świetle czołówek ślady po miśkowych pazurach (jak się wydawało) na lodzie. Oj iskry szły spod raków. Dopiero na spokojnie już w samochodzie, zajarzyłem że te ślady to po kimś co też w rakach naparzał przede mną. Ale tam w nocy to tylko miś mi przychodził do głowy
To jest dobry sposób.Mooliczek pisze:po drodze śpiewałam na głos różne dziwne piosenki, żeby misie odstraszyć
Miśki (i inne drapieżne zwierzęta, typu wilki) ludzi nie atakują i trzeba mieć naprawdę pecha lub samemu chcieć, żeby coś złego się od ich strony człowiekowi stało.
Przypomniało mi to, jak ja sam dziwne odgłosy wydawałem, gdy schodziłem z Markowych Szczawin o piątej rano w poniedziałek po naszym babiogórskim zjeździe...