2.08.2008 Lubogoszcz-Śnieżnica-ćwilin
Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy
2.08.2008 Lubogoszcz-Śnieżnica-Ćwilin
2.08.2008
Mszana Dolna - Lubogoszcz - Kasina Wielka - Ośrodek pod Śnieżnicą - Przełęcz Gruszowiec - Ćwilin - Czarny Dział - Mszana Dolna
Wycieczkę rozpoczęliśmy w Mszanie przy kościele. Jako pierwsza z trzech gór Beskidu Wyspowego - Lubogoszcz. Początkowo zielony szlak wiódł wzdłuż drogi do najwyżej położonych przysiółków miasta. Wchodząc już do lasu spotykamy pierwszego grzybiarza. Znalazł tyle grzybów, że nie pomieścił ich w koszyku i część niósł w ręce. Wychodząc wyżej my też wypatrujemy pierwsze borowiki, które rosną przy drodze. Wchodzimy głębiej w las błyskawicznie zbieramy pół plecaka i całą reklamówkę grzybów. Nie uśmiecha nam się tego nieść zwłaszcza, że jeszcze nawet Lubogoszcz nie zdobyty, ale mówi się trudno. Pod szczytem Lubogoszczy urządzamy prawdziwą ucztę malinową. Mimo tych przerw zdobywamy przed czasem szczyt. Dobrze, że wierzchołek był odpowiednio oznaczony i w Beskidzie Wyspowym odpowiednio się o to dba. Zaczynamy zejście czerwonym szlakiem do Kasiny. Tu trafiamy na wycinkę drzew. Mija nas także crossowiec. Po 40 minutach znajdujemy się przed Kasiną Wielką. Na obu szlakach wiodących na Lubogoszcz nie spotkaliśmy żadnego turysty. W Kasinie udaje nam się kupić wiaderko na grzyby i idziemy w kierunku stacji PKP, gdzie rozpoczyna się szlak na Śnieżnicę. Obok znajduje się także dolna stacja wyciągu krzesełkowego także na tę górę. Szlak na Śnieżnicę jest bardzo męczący, szczególnie, gdy idziemy w upale. Nawet w Tatrach szło się lżej. Dochodzimy w końcowej fazie stokiem narciarskim do górnej stacji wyciągu i z niedowierzaniem widzimy mini bar i kilku ludzi. Kiedy byliśmy w dolnej stacji wyciągu - krzesłka nie chodziły. Na górze okazało się, że uruchamiają je co godzinę. Nabraliśmy tam sił, ale zrezygnowaliśmy z pójścia na szczyt Śnieżnicy, aby zaoszczędzić czas. Udaliśmy się więc do schroniska utworzonego w ośrodku rekolekcyjnym pod Śnieżnicą. Znajduje się tam także drewniana kaplica, a i ceny w schronisku są przystępne. Bardzo sympatyczne miejsce. Dalej szlak wiódł na Przełęcz Gruszowiec przy drodze do Nowego Sącza. Wstąpiliśmy tam do "Baru pod cyckiem" na domowe pierogi wcześniej tutaj opisywane. Rzeczywiście były wyśmienite. Czekała nas jeszcze jedna góra tego dnia - Ćwilin. Po zaprawie na Śnieżnicę podejście na Ćwilin nie było takie uciążliwe i na polanie Michurowej - podszczytowej znaleźliśmy się po pół godzinie drogi z Gruszowca. Sam Ćwilin opustoszały. Bardzo spodobało mi się to miejsce. Ze szczytu rozciąga się rozległa panorama. Niestety tego dnia nie było takiej dobrej przejrzystości i nie widzieliśmy Tatr. Nad Ćwilinem zbierała się burza, ale za chwilę przeszła. Na szczycie spędzamy trochę czasu podziwiając otoczenie i rozpoczynamy zejście do Mszany. Początkowo szlak wiedzie lasem, a później mozolnie przechodzi między polami i łąkami. W końcowym fragmencie fatalne oznaczenie. Szlak ten jest raczej mało uczęszczany. Nie spotykamy nikogo prócz... quadowca. W Mszanie po drugiej stronie rzeki Mszanki obserwujemy jeszcze sesję fotograficzną młodej pary i w ten sposób kończymy naszą wycieczkę.
Fotki: http://picasaweb.google.pl/Piotrek.Pete ... eNicaWilin
Mszana Dolna - Lubogoszcz - Kasina Wielka - Ośrodek pod Śnieżnicą - Przełęcz Gruszowiec - Ćwilin - Czarny Dział - Mszana Dolna
Wycieczkę rozpoczęliśmy w Mszanie przy kościele. Jako pierwsza z trzech gór Beskidu Wyspowego - Lubogoszcz. Początkowo zielony szlak wiódł wzdłuż drogi do najwyżej położonych przysiółków miasta. Wchodząc już do lasu spotykamy pierwszego grzybiarza. Znalazł tyle grzybów, że nie pomieścił ich w koszyku i część niósł w ręce. Wychodząc wyżej my też wypatrujemy pierwsze borowiki, które rosną przy drodze. Wchodzimy głębiej w las błyskawicznie zbieramy pół plecaka i całą reklamówkę grzybów. Nie uśmiecha nam się tego nieść zwłaszcza, że jeszcze nawet Lubogoszcz nie zdobyty, ale mówi się trudno. Pod szczytem Lubogoszczy urządzamy prawdziwą ucztę malinową. Mimo tych przerw zdobywamy przed czasem szczyt. Dobrze, że wierzchołek był odpowiednio oznaczony i w Beskidzie Wyspowym odpowiednio się o to dba. Zaczynamy zejście czerwonym szlakiem do Kasiny. Tu trafiamy na wycinkę drzew. Mija nas także crossowiec. Po 40 minutach znajdujemy się przed Kasiną Wielką. Na obu szlakach wiodących na Lubogoszcz nie spotkaliśmy żadnego turysty. W Kasinie udaje nam się kupić wiaderko na grzyby i idziemy w kierunku stacji PKP, gdzie rozpoczyna się szlak na Śnieżnicę. Obok znajduje się także dolna stacja wyciągu krzesełkowego także na tę górę. Szlak na Śnieżnicę jest bardzo męczący, szczególnie, gdy idziemy w upale. Nawet w Tatrach szło się lżej. Dochodzimy w końcowej fazie stokiem narciarskim do górnej stacji wyciągu i z niedowierzaniem widzimy mini bar i kilku ludzi. Kiedy byliśmy w dolnej stacji wyciągu - krzesłka nie chodziły. Na górze okazało się, że uruchamiają je co godzinę. Nabraliśmy tam sił, ale zrezygnowaliśmy z pójścia na szczyt Śnieżnicy, aby zaoszczędzić czas. Udaliśmy się więc do schroniska utworzonego w ośrodku rekolekcyjnym pod Śnieżnicą. Znajduje się tam także drewniana kaplica, a i ceny w schronisku są przystępne. Bardzo sympatyczne miejsce. Dalej szlak wiódł na Przełęcz Gruszowiec przy drodze do Nowego Sącza. Wstąpiliśmy tam do "Baru pod cyckiem" na domowe pierogi wcześniej tutaj opisywane. Rzeczywiście były wyśmienite. Czekała nas jeszcze jedna góra tego dnia - Ćwilin. Po zaprawie na Śnieżnicę podejście na Ćwilin nie było takie uciążliwe i na polanie Michurowej - podszczytowej znaleźliśmy się po pół godzinie drogi z Gruszowca. Sam Ćwilin opustoszały. Bardzo spodobało mi się to miejsce. Ze szczytu rozciąga się rozległa panorama. Niestety tego dnia nie było takiej dobrej przejrzystości i nie widzieliśmy Tatr. Nad Ćwilinem zbierała się burza, ale za chwilę przeszła. Na szczycie spędzamy trochę czasu podziwiając otoczenie i rozpoczynamy zejście do Mszany. Początkowo szlak wiedzie lasem, a później mozolnie przechodzi między polami i łąkami. W końcowym fragmencie fatalne oznaczenie. Szlak ten jest raczej mało uczęszczany. Nie spotykamy nikogo prócz... quadowca. W Mszanie po drugiej stronie rzeki Mszanki obserwujemy jeszcze sesję fotograficzną młodej pary i w ten sposób kończymy naszą wycieczkę.
Fotki: http://picasaweb.google.pl/Piotrek.Pete ... eNicaWilin
Ostatnio zmieniony 08 sierpnia 2008, 13:26 przez Pete, łącznie zmieniany 2 razy.
Fotek oczywiście nie obejrzę, bo mam zablokowane picasa :P Ale wycieczka fajna. Wyspowy bardzo lubię i kojarzy mi się z wakacjami. Pamiętam, jak kiedyś wybraliśmy się właśnie na Snieżnicę, kumpel stwierdził, że wejdziemy sobie bez szlaku...bo co tam a tam taka straszna stromizna była, że mieliśmu problem by ją pokonać..pełno korzeni, liści i osypujących się skałek gdzie niegdzie...
To są właśnie uroki Beskidu Wyspowego. Polecam każdemu jako trening przed Tatrami.Elik pisze:Pamiętam, jak kiedyś wybraliśmy się właśnie na Snieżnicę, kumpel stwierdził, że wejdziemy sobie bez szlaku...bo co tam a tam taka straszna stromizna była, że mieliśmu problem by ją pokonać..pełno korzeni, liści i osypujących się skałek gdzie niegdzie...