Wakacje 13.07.2021

Relacje z górskich wypraw i innych wyjazdów oraz imprez forumowiczów. Ten dział jest przeznaczony dla osób, które chcą opisać swoje relacje i/lub pokazać zdjęcia ze spotkań nie będących Klubowym Zjazdem lub Górską Wycieczką Klubową.

Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy

Awatar użytkownika
laynn
Turysta
Turysta
Posty: 542
Rejestracja: 07 stycznia 2020, 9:52
Kontakt:

Wakacje 13.07.2021

Post autor: laynn » 28 lipca 2021, 11:11

Na Maciejową, wakacyjny spacer.

Jak jest lato to musi być ciepło, piasek, fale, morze...ano nie w tym roku 😜
W tym roku będą góry...
Obrazek

Choć nie tylko. :)
Wpierw jednak musimy wyruszyć. No to start!
Jednak na początek zaliczamy obsuwę, planowałem wejść na Lubań, jednak przez pewne problemy, ruszamy o wiele później i nie ma to sensu - jest mega gorąco.
Za Mszaną wyprzedzamy pociąg retro, wracający z Kasiny do Chabówki i w południe docieramy do Rabki. Ruszamy na mały spacer po mieście. Następnie jemy obiad i kierujemy się na kwatery.
Obrazek

We wtorek, mamy zaplanowany krótki spacer po górach. Żeby zrobić rozruch, przed poważniejszą trasą, podjeżdżamy na pętle w Porębie Górnej Chlipały, gdzie nie chlipiemy :zeb a zostawiamy auto i ruszamy. Od rana jest gorąco i duszno, od kilku dni kraj nawiedzają gwałtowne burze, dziś też prognozy wspominają, że popołudniu ma się błyskać, więc wycieczka ma być krótka. Żeby nie schodzić odkrytym terenem w południe, w najgorszy upał, idziemy żółtym szlakiem pod lasem, pod górami, co jednak wcale nie oznacza, że jest płasko. Wręcz przeciwnie.
Obrazek
Moja turbo wiśnia :D
Obrazek

Mijamy pola, pasące się krowy. Mimo wczesnej pory słońce praży niemiłosiernie. Widoków dalekich nie ma się co spodziewać. Mimo wszystko póki co jest ładnie!
Obrazek

A oto nasza paczka wędrowców 😉, którym przyglądają się, krowy pasące się na pastwiskach:
Obrazek

Z każdym krokiem na asfalcie nasze morale grupowe zaczyna słabnąć. Nie dość, że grzeje z góry, to jeszcze asfalt odbija żar, a do tego wszystkiego droga pnie się do góry. I zamiast pięknych widoków, niestety pojawiają się takie potworki:
Obrazek
Im więcej pieniędzy, tym mniej gustu! - hmm jak to widać i na naszym forum...

Obrazek
Na szczęście kawałek dalej jest kilka ładnych domów. drewnianych, bez betonowych ogrodzeń.

W końcu jednak dochodzimy do szlaku, którym schodzimy z utwardzonej nawierzchni, na leśną drogę, aby po chwili znów szybko nabierać wysokości. Uff gorąco...
Obrazek

Na szczęście wspinać nie trzeba się strasznie długo. Co z tego jak ja jestem mokry, jakbym wskoczył do jeziora? Spokojnie mijamy kałuże i dochodzimy do czerwonego szlaku. Do schroniska, do lodów i zimnego piwa blisko!
Obrazek

Docieramy do bacówki na Maciejowej, gdzie widać, jak dopiero dzień się budzi do życia ;)
Obrazek

Bacówka PTTK na Maciejowej, to jedna z bacówek wybudowanych w latach 70tych ubiegłego wieku (1977r), czyli niewielkich schronisk, o charakterystycznym wyglądzie z dwuspadowym dachem krytym gontem, (np na Wielkiej Rycerzowej, Krawcowym W). Co ciekawe, wbrew nazwie, schronisko wybudowano nie na stokach Maciejowej, a kilometr dalej, pod szczytem Przysłopu. Schronisko położone jest wyżej od góry od której bierze nazwę - Maciejowa góra ma 815m npm, a schronisko stoi na wysokości 852m npm. Często w Beskidach tak jest ;) .
Miejsce bardzo ładne, z pięknymi widokami. Latem wokół na polach rosną zboża:
Obrazek

Ale i zimą gdy śnieg przykryje świat, widoki ośnieżonych płotków ledwo wystających z zasp, na tle ośnieżonych drzew robią wrażenie:
Obrazek
Link do relacji, dla przypomnienia jakby co ;)
Dodatkowo, wspomnę tylko, że obiekt ten wielokrotnie wygrywał w rankingu schronisk. Więc potrafi być zatłoczony.
Dziś jednak jest jeszcze jest spokojnie. Chwilę przed wyjściem z lasu, uzmysławiam sobie, że nie mam praktycznie poza jakimiś drobnymi, pieniędzy, a kartą pewnie nie zapłacimy. A poza obiecanym lodem, trzeba dokupić wodę, bo mimo krótkiego dystansu, sporo z zabranych zapasów nam już ubyło. Na szczęście drobnych starcza na styk i udaje się jednak kupić i loda dla córy, w nagrodę za wysiłek, jak i butelkę małej wody. No ale zimnego piwa nie będzie 😔
Idziemy chwilę odpocząć, zjeść kanapki.
Obrazek
Widok na Rabkę Zdrój, oraz na długi grzbiet Lubonia, w którym znajduje się Luboń Mały a z prawej widać wieżę przekaźnikową, to szczyt Wielkiego Lubonia.
Babia ledwo widoczna, a Tatry ledwo wystają znad pierzyny chmur i mgieł:
Obrazek

Obrazek

No dobra, zjedliśmy, poobserwowaliśmy również pracę górala, który wbijał drewniane stojaki na siano, to pora się zbierać. Chłodniej nie będzie, ale teraz głównie wędrować będziemy lasem, zresztą dlatego taki kierunek wycieczki nadałem. Ruszamy Głównym Szlakiem Beskidzkim, choć tylko kilka kilometrów ;) . W lesie mijamy kilka grzybów, ale nie zbieramy ich, bo wkroczyliśmy do Gorczańskiego Parku Narodowego, a tego w parkach nie wolno.
Obrazek

Mijamy kilka kapliczek, kilka kałuż, tu po początkowym podejściu idzie się przyjemnie. W końcu dochodzimy do Przełęczy Pośrednie, skąd w kwadrans można dojść do kolejnego schroniska gorczańskiego, Na Starych Wierchach. My jednak głodni, kierujemy się ku autu, bo czeka na nas obiad.
Ruszamy więc w dół, ku Porębie Wielkiej szlakiem żółtym. Zmęczeni uczestnicy wycieczki zaczynają marudzić, na szczęście zejście lasem jest dość szybkie i dość strome.
Po chwili wychodzimy i powiem Wam, że dopóki nie widać domostw, to widoki są pierwsza klasa!
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Na samym końcu odbijamy ze szlaku, ścieżką dydaktyczną, która bardzo szybko nas sprowadza na szutrową drogę, nad domostwa, by po kilku minutach wejść do wsi.
Obrazek

Teraz tylko pozostało nam wrócić na obiad, a po nim iść na basen...no niestety nie. Okazuje się, że kochanej w butach odpadają podeszwy:
Obrazek

więc popołudnie spędzamy szukając nowych, bo następnego dnia, czekają na nas inne góry.

Na zakończenie

mapa, Zrobiliśmy 11 km podchodząc 501 metrów.
Dziękuje :)
Ostatnio zmieniony 31 lipca 2021, 12:34 przez laynn, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
laynn
Turysta
Turysta
Posty: 542
Rejestracja: 07 stycznia 2020, 9:52
Kontakt:

Re: Gorce 13.07.2021 - Na Maciejową, wakacyjny spacer. - lipca 28, 2021

Post autor: laynn » 29 lipca 2021, 18:20

Chabówka - skansen. Oraz pociąg retro.
Na niedzielę zaplanowaliśmy zwiedzanie skansenu w Chabówce, oraz przejazd kolejką retro.
Obrazek

Jedziemy do skansenu, również dlatego, że kończy się właśnie spotkanie forumowe pentaksiarzy, więc szkoda będąc tak blisko nie zajrzeć na chwilę i się nie poznać.
Po wejściu, córa dostaje lekkiego amoku i zaczyna zwiedzanie od...włażenia do lokomotywy. To ja idę na spotkanie, a dziewczyny mają powoli iść w moją stronę. Po krótkiej rozmowie, żegnam się z poznanymi forumowiczami, gdyż i tak oni już się pakują i rozjeżdżają. Fajne spotkanie, choć krótkie, może w końcu się uda dojechać na całe?
Ruszam na poszukiwanie dziewczyn i po chwili córa gania mnie ;) po wagonach i lokomotywach. Bo to wielki plus tego miejsca, że można wejść do większości eksponatów, a tych jest sporo, ale po więcej informacji zapraszam na stronę skansenu. Ja niżej zaprezentuję kilka ciekawszych zdjęć:
Obrazek

Obrazek

więcej:
skansen Chabówka.

Następnie zjadamy obiad i wracamy na kurs kolejką retro. Czekamy, a wokół zaczyna się robić ciemno i zaczyna grzmieć. Całe przedpołudnie chodziliśmy w okropnym upale, teraz powoli wychodzi z nas zmęczenie. A tu jeszcze godzina oczekiwania. Każda syrena lokomotywy powoduje na peronie poruszenie, ale wpierw to kilka pociągów kursowych. W końcu jednak przyjeżdża nasz pociąg, szkoda tylko, że wjeżdża na stację cofając. Z racji walących wokół po górach, piorunach, wsiadamy do jednego z wagonów, by uspokoić córę. Zdjęcie lokomotywy, stwierdzam, że zrobię w Kasinie Wielkiej, do której to pojedziemy.
Obrazek

Obrazek

Pociąg zaczyna się zapełniać i w końcu po długich oczekiwaniach, wagon szarpie i ruszamy. Pociąg strasznie skrzypi na zakręcie i powoli się toczy. Po pięciu minutach dojeżdżamy do stacji Chabówka. Tam dosiada jeszcze więcej osób. Znowu po kilku minutach ruszamy. Kolejna stacja, to Rabka.
Obrazek

Postój znów się wydłuża, więc już na samym początku mamy opóźnienie. W między czasie zaczyna padać, akurat jak mijamy Luboń Wielki, w którego sporo błyskawic przywaliło. Robi się chłodno, a w pociągu wszystkie okna pootwierane na oścież. Gdy gdzieś w okolicy Rabki Zaryte, nagle pociąg się zatrzymuje. Po chwili coraz więcej osób wysiada.
Obrazek

Stoimy z pół godziny. Po pociągu niosą się plotki, a to drzewo upadło na tory, a to ktoś pociągnął za hamulec ręczny. W końcu po długim czasie konduktorzy idą wzdłuż pociągu i nawołują by wsiąść do wagonów. My od krótkiej chwili zastanawiamy się co robić. W końcu pada decyzja, wysiadamy! Nie ma sensu jechać do końca, potem wracać, nie wiadomo ile to potrwa, a nam zrobiło się chłodno.
Obrazek

Tak się prezentują parujące Gorce. Gdzieś pod nimi biegnie linia kolejowa.
Obrazek

Na przystanku czekamy na taksówkę, którą wracamy po auto, a nim na kwatery.
I na basen :) i na bilarda.

Czy żałuję, że nie dokończyliśmy kursu? Szczerze, to nie jestem wielkim fanem pociągów. Mnie wystarczyła sama krótka przejażdżka, więc ja osobiście jestem zadowolony, mimo niedokończonego kursu. Tym bardziej, że to mogą być ostatnie kursy, ostatnie wakacyjne jazdy tego pociągu. Ale same odwiedziny w skansenie polecam. Zdecydowanie!

Ps. Relacja będzie wrzucana niechronologicznie ;)
Awatar użytkownika
laynn
Turysta
Turysta
Posty: 542
Rejestracja: 07 stycznia 2020, 9:52
Kontakt:

Re: Gorce 13.07.2021 - Na Maciejową, wakacyjny spacer. - lipca 28, 2021

Post autor: laynn » 29 lipca 2021, 18:45

Pokazać dziecku Tatry, na jednym z piękniejszych szlaków!

Dzień wcześniej rozruszaliśmy nogi, kupiliśmy buty dla ukochanej, prognozy mówią, że burz ma nie być - to ruszamy, w obiecane, wielokrotnie wspominane córce najwyższe polskie góry - Tatry.
Obrazek

Trzy dni wcześniej po sprawdzaniu prognoz, które pokazują, że środa, to będzie dzień bez burz w Tatrach, kupuję bilety na kolejkę na Kasprowy i teraz zostaje liczyć, że prognozy się utrzymają. W poniedziałek zmiana, mają być popołudniu w środę burze, we wtorek rano to samo, natomiast wieczorem prognozy wracają do tych z niedzieli. Środa ma być bezdeszczowa i tym bardziej, bez burz. Ekstra.
Rano szybkie śniadanie i jedziemy. Jest parno, widoczność beznadziejna, przed Nowym Targiem ledwo widać Tatry. Oczywiście już za Chabówką tworzy się korek, pierwszy przed Klikuszową, kolejny przed stolicą Podhala, a za Nowym Targiem korek to tradycja. Brrr, nienawidzę tej drogi, do Zakopanego mnie nic nie ciągnie, ale dziś cel uświęca męczarnie ;) . Znajduje miejsce parkingowe niedaleko od ronda, opłacam je i idziemy na busa, którym podjeżdżamy do Kuźnic, ale mamy jeszcze około godziny do naszego kursu. Więc szybki obchód straganów, córa wybiera chustę góralską, która nie tylko jest twatzowa ale i się przydaje, bo w Zakopcu wieje i to mocno, a w Kuźnicach nawet dość chłodny jest ten wiatr. Zjadamy bułkę, lody i w końcu idziemy pod bramkę, gdzie wchodzą osoby z biletami kupionymi wcześniej. Okazuje się, że do kolejki nie wpuszczają bez maseczek, a my dziś zaś je zapomnieliśmy, więc żona robi szybki rekonesans, kupuje i w końcu po 11,30 wchodzimy do stacji dolnej (na Podhalu to jedyne miejsce, gdzie wymagano maseczek i nie wpuszczano bez nich). A po chwili ruszamy!
Obrazek

Obrazek

W wagoniku można wysłuchać o tym, co widzimy, skąd tyle powalonych drzew, lektor wspomina o klasztorze, o hotelu na Kalatówkach i tak dojeżdżamy do Myślenickich Turni, gdzie znajduje się stacja pośrednia, w której trzeba się przesiąść na drugi wagonik, którym już dojedziemy na samą górę.
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Jako, że dolną kolejką jechaliśmy z przodu wagonika, do tej kolejnej wsiadamy na końcu. A szkoda, bo dopiero teraz się zaczynają wysokości, jednak stojąc przy drzwiach również można to podziwiać. W końcu po 20 minutach podróży docieramy na Kasprowy Wierch. W budynku ubieramy bluzy, czuć, że jest tu sporo chłodniej, no ale to różnica wysokości prawie 1000 metrów, więc nic dziwnego. Po chwili wychodzimy i podziwiamy widok, niestety lekko zamglony:
Obrazek

Najważniejsze, że córce się podoba! Wiatr okazuje się, że wieje bardzo mocny, stąd decyzja o ubraniu jednak długich spodni (tzn córce, my zostajemy w spodenkach, co się potem będzie miało swój skutek :lol ) i kurtek. Ruszamy. Moje dziewczyny zaufały mi, więc wymyślam, że nie będziemy schodzić przez Dolinę Gąsienicową (widoczną na zdjęciu powyżej), a pójdziemy granią w kierunku Kopy Kondrackiej.
Czy wspominałem, że wiatr mocno wieje? Nie? No to kurna, wieje jak szlag!
Obrazek

Omijamy wejście pod budynek obserwatorium meteorologicznego, który jest najwyżej położonym budynkiem w Polsce i obchodzimy kopę. Za kupą kamieni, znajdujemy osłonę przed wiatrem, więc robimy przerwę, zjadamy kanapki, szykując siły na dalszą drogę, która tak się prezentuje:
Obrazek

Mija nas mała wycieczka, dwie rodziny idące ku Giewontowi, ostrzegają nas o burzy, aby szybko schodzić. Ale póki co nie ma nigdzie śladu, burzy, chmur burzowych, a ranne prognozy, które od razu potwierdzam, nic o niej nie mówią, co oczywiście nie oznacza, że jej nie będzie. Niemniej chmur burzowych póki co nie widać a to ważniejsze , niemniej córa, słysząc o burzach, markotnieje.
Ruszamy, ale z racji iż bardzo mocno wieje, biorę córę za rękę. Co zaś skutkuje, że zdjęć robię dość mało (w końcu :lol ). Na jednej z przełączek, nie potrafię złapać oddechu, a córę omal nie porywa jeden z porywów wichury. Humor spada drastycznie, choć tempo z początku mamy całkiem przyzwoite. Mijamy pierwszy szczyt, który szlak omija wąską ścieżką:
Obrazek

Obrazek
Goryczkowa Czuba widziana spod Pośredniego Goryczkowego Czuba.
Podejście pod Goryczkową Czubę daje nam popalić. Więc robimy krótką przerwę. Zanim ruszymy, mijany turysta mówi, pan to ma porządny aparat, to za chwilę będą na balkoniku kozice, to panu się uda je sfotografować. Ruszamy więc, rozglądając się za nimi. Na szczęście szlak sam szczyt omija, więc ciut więcej sił nam pozostanie.
Ze zboczy Czuby widać coraz lepiej Czerwone Wierchy, więc na kolejne pytanie, czy daleko jeszcze? mówię, że nie, to już nie daleko. Póki co dziewczyny to uspokaja.
Obrazek

Obrazek
Widoczne turnie Wysokiej Suchej Czuby Kondrackiej. Za nią z lewej stoki Krzesanicy opadającej ku dolinie Rozpadłej.
Na Wysokich Wrótkach, czyli wąskiej przełęczy spotykamy mijane dwie rodziny, na ich prośbę robię im zdjęcia, oraz proszę o to samo nam:
Obrazek

Niestety, ale czas się przyznać. Popełniłem błąd w planowaniu trasy. A może to wyjątkowo mocny wiatr powoduje, że sił dziewczynom ubywa, morale topnieją. Córa w pewnym momencie mówi, że jej nogi nie dadzą rady. Strasznie mi jej żal, więc obiecuję, że na dole, na równym wezmę ją na barana, oraz mówimy jej z żoną, że jest bardzo dzielna. Tym szlakiem wędrowałem 19 lat temu, goniąc kolegów z grupy, oni ruszyli znad Czarnego Stawu Gąsienicowego przez tą grań ku Giewontowi, ja jeszcze wskoczyłem na Kościelec. Za Kasprowym wopiści mnie legitymowali, a że było to już po 17stej, to się zastanawiali, czy dam radę zejść, przed nocą. To były czasy! No były, ale to se ne...no dobra ja po prostu zapomniałem jak ten odcinek wyglądał, ile to się szło (no mnie biegło wtedy ;) dość szybko).
Na szczęście to właśnie na jednej z półek skalnych dostrzegamy kozice, więc zmęczenie schodzi na drugi plan.
Kozice nas obserwują spokojnie:
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Po naszej stronie stoki opadają do Kondratowej Doliny (pośrednio mniejszymi dolinkami), natomiast na stronie słowackiej zbocza stromo opadają, do leżącej ok 500metrów niżej do Doliny Cichej. Oj pięknie tu! Jeden z piękniejszych szlaków w polskich Tatrach!
Obrazek

Stoki południowe, opadające, do leżącej sporo niżej Doliny Cichej.
Na szczęście pozostaje nam ostatnie podejście. Wchodzimy resztką sił na Suchy Wierch Kondracki, gdzie szlak przechodzi na północną stoki, co oznacza, że wiatr, który wieje od południa, tu już tak nie jest dokuczliwy. Ostatni raz się oglądam za siebie i podziwiam grań, którą pokonaliśmy:
Obrazek

W oddali widać Przełęcz pod Kopą Kondracką, co oznacza, że jesteśmy uratowani. :)
Obrazek

Wiedza, że zaraz rozpoczniemy zejście, pomaga. Docieramy do przełęczy, gdzie chwilę odpoczywamy, by rozpocząć schodzenie.
Niestety ale teraz czeka nas moim zdaniem najgorsza część wycieczek górskich. Schodzenie, na szczęście nie na krechę w dół, na wprost, a zakosami. Jednak jest tu sporo luźnego materiału, więc dalej idę z córą za rękę. Raz ona, raz ja się uślizgujemy, ale na szczęście nikt nie zalicza upadku.
Obrazek

Schronisko powoli się do nas "zbliża". Schodząc już nie wieje, za to zaczyna się robić zaduch. Już na końcu grani byliśmy cali spoceni, na łydkach moich i żony mamy różową opaleniznę, która kolejne dni nam będzie przypominać o sobie :lol
Obrazek

Mijając podchodzących turystów, pytam się czy któraś z dziewczyn by teraz chciała podążać do góry. Jęk - 'o nieeee', znaczy że nikt :D . W końcu zakosy się kończą, wchodzimy w kosodrzewinę, a gdy robi się na tyle płasko, że myślę, że nie wypierdzielę, spełniam obietnicę i znów zamieniam się w wielbłąda, czyli biorę córę na barana. :)
Obrazek

Przechodzimy kwiecistymi łąkami, wokół kolorowo!
Obrazek

I w końcu docieramy do schroniska. Wchodzimy do najmniejszego polskiego schroniska tatrzańskiego, które dysponuje ledwie 20stoma łóżkami. Za bufetem stoi pani zza wschodniej granicy. Kupujemy loda, wodę, jedzenie i piwo, niestety nie zimne (piwo bezalkoholowe) i siadamy wewnątrz by odsapnąć od upału. Po około półgodziny, ruszamy ku Kuźnicom.
Obrazek

Nieco poniżej schroniska biorę znów młodą na barana i mocnym tempem dochodzimy do polany, na której stoi hotel na Kalatówkach. Mijamy polanę, mijamy kaplicę, do której zaglądamy przez bramę i po kocich łbach docieramy w końcu do Kuźnic.
Obrazek

Tu już zjazd do ronda, piechtą do auta i ruszamy z powrotem.
Ja obiecuje, że już żadnych gór nie planuję, ewentualnie w grę wchodzi basen, o którym wszyscy marzą i tak nam mija wieczór...

Podsumowanie.
Mapa. - 9,5 km, z 250cioma metrami pod górę, ale za to 1170 metrów w dół, oczywiście nie liczę kolejki ;) .
Awatar użytkownika
laynn
Turysta
Turysta
Posty: 542
Rejestracja: 07 stycznia 2020, 9:52
Kontakt:

Re: Gorce 13.07.2021 - Na Maciejową, wakacyjny spacer. - lipca 28, 2021

Post autor: laynn » 30 lipca 2021, 9:58

U podnóża Gorców.

Po wycieczce, przeszarżowanej, w Tatrach, spełniam obietnicę i nie myślę nawet o żadnych górach. Wieczór i poranek spędzamy na basenie...aż dostajemy cynk, że przyszła pani z Gorczańskiego Parku Narodowego i będzie wycieczka. Córka oczywiście chcę iść, więc...
Obrazek
...idziemy.
Góry wokół parują po nocnej burzy. Wycieczka nie będzie długa, bo prognozy na pierwszą połowę dnia zapowiadają dalsze opady. Pani Krysia zabierze nas na spacer w pobliżu, a tematyka wycieczki to drzewa.
Obrazek

Ruszamy. Pani Krysia opowiada o każdym drzewie. Dzieciaki słuchają, ja i kilkoro rodziców też :D
Obrazek

Na jednej z polan, na której się zatrzymujemy, kilka metrów od domów znajdujemy odchody...wilka. Nieźle. Rozmowa schodzi na temat dzikich zwierząt.
Chwil parę później idziemy dalej, nad małą zaporę na potoku. Potoku, który kilka dni temu jeszcze miał wodę przejrzystą, a dziś to płynąca kawa z mlekiem ;)
Potok przed opadami...
Obrazek

Obrazek
...i po opadach.
A my słuchamy dalej opowieści. Na koniec, bo prognozy się spełniają, zaczyna padać, więc trzy osoby, trzy dzieciaki dostają od pani Krysi drzewka, tego roczne, a więc maluchy. Córa dostaje jednego z nich ;) .
Wcześniej słyszymy od jednej z pani, że warto podjechać do ośrodka edukacyjnego GPN, że jest ciekawa wystawa, więc plan się na dzień zaczyna krystalizować.
No to jedziemy po obiedzie.
Obrazek

Ekspozycja mieści się w budynku, wybudowanym po spalonej oficynie dworskiej, w Parku Podworskim Wodzickich w Porębie Wielkiej.
Obrazek

Wystawa mieści się w piwnicach, z tyłu budynku. Płacimy, dostajemy słuchawki podłączone do sprzętu, oraz wyjaśnienie jak to działa. Przy wejściu wisi ciekawa mapa Gorców:
Obrazek

Obrazek

Wystawa jest...plastikowa. Są plastikowe drzewa, zwierzęta, sztuczne kałuże itp. Średnio ciekawe...dla mnie. Ale dla dzieci...bardzo fajne. Po pierwsze przedstawia, co salę inną tematykę, wchodząc do sali automatycznie włącza się głos lektora, opowiadający o wystawie, np jedna sala opowiada o życiu w buczynie, inna pokazuje jak wygląda las w każdej z pór roku, jest wystawa zwierząt, oraz zbudowana "bacówka", w której przedstawiany jest krótki film o wypasie na halach. A obok sala przedstawiająca owe hale...
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Odsłuchanie można samemu przyśpieszać, przewijać, więc dzieci są pewnie zachwycone. Można również przykładając do niektórych miejsc i klikając, na odtwarzaczu, odsłuchać o danym eksponacie. Nasze dziecko jeszcze tak dokładnie nie zwiedzało żadnego muzeum... :)
Obrazek

Wystawa fajna, bo inaczej zaprezentowana, szkoda jednak, że tak sztuczne eksponaty, jak np robale powiększone, żyjące w powalonych pniach, czy też wilk. Najważniejsze, że córze się podobało. Teraz idziemy zwiedzić park. Podobno są tu stawy, jest tężnia.
Oraz wozownia, jedyna ocalała po pożarze:
Obrazek

Obrazek

W tężni warto spędzić dużo więcej czasu niż mamy/nam się chcę tu siedzieć, niemniej siedzi się przyjemnie:
Obrazek

Obrazek

Idziemy nad stawy, które podobno nawiedzają wydry, jednak najłatwiej jednak ich ślady dostrzec zimą (info od pani Krysi). Stawów są trzy.
Obrazek

Obrazek

Wokół alejki, ławki, mostki, idealne miejsca, jak i cały park na spacery!
Powoli się zbieramy na kwaterę, musimy przejść jeszcze alejami do auta. Rosną tu potężne lipy:
Obrazek

Obrazek

Wracamy.
W piątek, idziemy na ostatni spacer po okolicy. Wpierw atakujemy w upale jedno wzniesienie, niestety, droga kończy się przy domostwach, a nie mamy ochoty przedzierać się krzaczorami, w tym upale, choć na mapach jakaś ścieżka tam wiedzie...wracamy na lody.
Ale wcześniej spoglądamy na drugą stronę doliny:
Obrazek
W dole widać naszą kwaterę.

Mijamy fajną chatkę, aby za nią przejść potok...w bród.
Obrazek

Obrazek

Następnie droga zaczyna się piąć mocno do góry. W tej duchocie i spiekocie dosłownie po chwili jestem cały mokry. Gdy wychodzimy na pola, zostawiając zabudowę za sobą, od strony Gorców dolatuje nas grzmot. Potem następny.
Obrazek

Gdy słyszę kolejne głuche grzmoty, zrządzam odwrót. Nie ma sensu iść wyżej. Ja podchodzę jeszcze kawałek do góry, skąd rozglądam się po okolicy. Gdyby nie te upały, burze, to można było się po nich poszwendać.
Obrazek
Luboń Wielki wychylający się za Cahbówką i Potaczkową.

Wracając oglądamy konserwację roweru po gorczańsku :lol
Obrazek

Na koniec jeszcze kilka zdjęć zachodu słońca jaki obserwowaliśmy. (a ja wybrałem zamiast wędrówki na Potaczkową, raz piwo, innym razem drinka :fajka ).
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Koniec 'gorczańskiej' przygody...
Awatar użytkownika
laynn
Turysta
Turysta
Posty: 542
Rejestracja: 07 stycznia 2020, 9:52
Kontakt:

Re: Gorce 13.07.2021 - Na Maciejową, wakacyjny spacer. - lipca 28, 2021

Post autor: laynn » 31 lipca 2021, 10:29

Witamy w krainie sadów.

Gorce żegnają nas mokro, my się mocno żegnamy z przemiłymi nowymi znajomymi i ruszamy w dalsze wojaże wakacyjne. Zmieniamy pagóry, na niziny. Lasy, na sady, łąki na pola zbóż...
Obrazek

Miał to być opis z całej części wojaży pozagórskich, jednak wpis ten rozbiję na dwie (chyba) części. Pierwsza, nazwijmy to "w drodze", cześć o dojeździe w pierwszym dniu. A ten zaczynamy od przyjazdu do Sandomierza zwanego 'małym Rzymem', bo również leży na siedmiu wzgórzach. Pierwsza osada powstała w X wieku, a od wieku XI istniał tu gród. Miasto dzieli się na dwie części, historyczna na lewym brzegu Wisły, a przemysłowa na prawym. Przez tą część przemysłową dojeżdżamy pod starówkę. I ruszamy na spacer.
Jadąc słyszymy w radiu ostrzeżenia o burzach, po porannej rześkości za wiele nie pozostało. Za to króluje zaduch. Gdy tu dojeżdżamy, w południe jest najgorszy upał. Termometr pokazuje kilka stopni ponad 30tkę. Ledwo znajduję miejsce do parkowania, ale udaje się i ruszamy na rynek.
Obrazek

Dochodząc do rynku, nie spodziewałem się spotkać księdza Mateusza ;) , za to spotykamy strażników miejskich jak się czają w bocznej drodze z lizakiem w ręce. Jednak nie rozdają słodkości, a łapią turystów, którzy wjeżdżają na zakazie :D . Tu ich koledzy, po drugiej stronie starówki, jak mijaliśmy to auto z kwiatami, to się doczepili do pani :
Obrazek

My obchodzimy rynek, oglądamy zmianę warty i idziemy na coś zimnego.
Obrazek

Obrazek

Idziemy na lody. Dostajemy dodatkowo zdrapkę i okazuję chwilę później, że zdrapiemy kolejne trzy kulki, ale córa zje część, my już nie dajemy rady. Skręcamy z uliczki biegnącej od rynku, w bok w kierunku Wisły.
Obrazek

Robię zdjęcie pomiędzy kamienicami, akurat idzie facet. I się zaczyna, mówi, że on sobie nie życzy być na zdjęciu. Odpowiadam, że nie będzie nigdzie publikowane, że go mało co widać, a samo robienie zdjęcia nie może mi zabronić. Owszem publikować wizerunku nie mogę. Pyta się, a po co robię to zdjęcie. No i wywiązuje się chwila rozmowy, o życiu w blokach z wielkiej płyty kontra życie w małym miasteczku. Na koniec pan się żegna, życząc nam udanego spaceru, powtarzając, że nie ma go nie być na żadnym fejsbooku. No to nie będzie go w ogóle :D , bo zdjęcie takie se :D (a tyle 'krzyku' o nie było-tzn rozmowy); tymczasem za rzeką:
Obrazek

A nad nami słońce, czasem jakaś mała chmurka je próbuje zasłonić. Więc z racji tego niemiłosiernego upału, robimy rundkę po uliczkach koło rynku i ruszamy do auta, podążać dalej. Kupujemy po drodze lemoniadę (pyszna), oraz podpłomyk. Ten średni... Wracamy na rynek i po zrobieniu zdjęć, obchodzimy ratusz i zmierzamy powoli ulicą w kierunku jedynej ocalałej bramy, bramy Opatowskiej.
Obrazek

Obrazek

Obrazek


Spod niej podążamy do auta, którym jedziemy na Lubelszczyznę, do pensjonatu, obok sklepu ze wszystkim 😉. Nie odwiedziliśmy zamku, nie weszliśmy do podziemi. Więc będzie po co wrócić!
Sandomierz żegnamy jednak póki co z ulgą. Upał, sporo turystów, powoduje, że nie mamy sił i ochoty na dłuższe spacery.
Kolejnym przystankiem na naszej podróży, to Nałęczów. Wpierw jednak trzeba dojechać do niego. Jedziemy drogami niższej kategorii, dzięki czemu można odetchnąć od wariatów z autostrady i dróg krajowych. A obok nas sady, czasem winnice. Rosną wiśnie, maliny, jabłka.
W połowie drogi, w miejscowości Urzędów, widzę zagrodzoną drogę, którą mamy jechać, policje. Zdezorientowany skręcam w prawo. Ale mapa pokazuje, że kawał drogi bym musiał nadrobić, więc po chwili wracam, najwyżej się spytam jak dalej pojechać. A tu okazuje się, że zagrodzony jest rynek Urzędowa, bo odbywa się tu rajd samochodowy, a droga biegnie obok i normalnie można przejechać :haha . Ech drajwer. Stoi kilka aut rajdowych, do tego co rusz nowe dojeżdżają, jadąc dalej mijamy sporo tych rajdówek. Okazuje się, że wśród sadów kończy się jeden z oesów, stoi policja, jest meta, jak ktoś grał w Collina, to powinien skojarzyć jaki to widok :)
W końcu po dwóch godzinach dojeżdżamy na kemping, przy którym się znajduje nasz pensjonat. Oraz sklep, ale...jaki TO sklep. Jest w nim chyba wszystko. Czekając na klucze, widzę jak jeden facet kupuje preparat do ochrony pomidorów, drugi długie wkręty, stoją palety z ziemią przed sklepem, na półkach dolnych są artykuły spożywcze, natomiast nad nimi ułożone gry, zeszyty, zabawki, puzzle, lalki. Jest chleb, są lodówki z wędlinami, lada z deską do krojenia mięsa, lodówki z piwem, za kasą stoisko z bardziej procentowymi alkoholami, a z boku dwa pomieszczenia z ubraniami. Można się tu ubrać, od majtek, skarpet spódnicy, spodni dżinsowych do garnituru z muchą włącznie!
Poznajemy kolejnych fajnych ludzi i chłopak wracając ze sklepu, opowiada, jak zdumiony, mówi właścicielce, wy macie wszystko! A ona odpowiada, panie, 30 lat zbieramy! :D :lol
Obrazek

Obrazek

Obok pensjonatu, jest gospodarstwo, gdzie są konie, dwie owce, dwa osły i kozy. Niby jest jacuzzi na dworze, ale niestety z racji suszy zapewne, wody w nim nie ma (a obok jest sauna w kształcie beczki).
Okolica spokojna, niedaleko kilka restauracji, zajazdów (mała uwaga w poniedziałki nie otwarte :-/ ), do Nałęczowa rzut beretem, a biedronka jest ok 3-5 minut spacerem:
Obrazek

Obrazek

To jeszcze na wieczór jedziemy obejrzeć Nałęczów, zrobić zakupy w biedrze, oraz zatankować auto.
Obrazek
W kierunku słońca...i Nałęczowa.

Obrazek

Nałęczów to miasto uzdrowiskowe, w którym się leczy choroby wyłącznie kardiologiczne. Po gwarnym Sandomierzu, sprawił miasteczka leniwego, spokojnego...o właśnie takiego teraz nam trzeba. Miasto leży w historycznej Małopolsce, choć w 1474 król Kazimierz IV Jagiellończyk wydzielił z województwa Małopolskiego, województwo Lubelskie, więc...jesteśmy na Lubelszczyźnie ;) , rejonie mi nie znanym. To moje/nasze pierwsze odwiedziny w tych stronach.
Idziemy się przejść po parku Zdrojowym, w którym jest sporo historycznej zabudowy, oraz staw. Jest też Atrium, czyli basen, z którego kolejnego dnia skorzystamy, póki co jednak spacerujemy wśród drzew.
Obrazek

Obrazek

Wracając, spostrzegamy wiewiórkę, która chowa żołędzie na zimę, grzebiąc je w ziemi:
Obrazek

Obrazek

Nałęczów, to kolejna miejscowość, którą pobieżnie zwiedzamy. Posiada sporo zabytkowych willi, budynków w parku zdrojowym. Jednak zmęczenie podróżą i upalnym dniem, powoduje, że myślimy powoli o odpoczynku.
Przed powrotem na kemping, idziemy zjeść do knajpy, z kuchnią Ormiańską. No cóż, to taki fast food, z potraw z kuchni ormiańskiej, jest jakaś zupa, są papryki nadziewane i jeszcze jakieś potrawy zawijane. Niby na stronie jest menu, ale zamawia się to co jest na standzie przed wejściem, oraz co jest w ladach obok bufetu. Zamawiamy kebaba po ormiańsku. Dostajemy go na talerzu z frytkami. Porcja spora, ale średnia w smaku. Na plus, że siedzi się na takiej werandzie, a obok płynie strumyk. Na wieczór kupuje piwo oryginalne:
Obrazek

które jednak w smaku niewiele się różni od naszych sikaczy, a kosztowało czterokrotnie więcej.
Idziemy spać, dobranoc!
;)
Awatar użytkownika
laynn
Turysta
Turysta
Posty: 542
Rejestracja: 07 stycznia 2020, 9:52
Kontakt:

Re: Wakacje 13.07.2021

Post autor: laynn » 01 sierpnia 2021, 14:28

Lublin.

W planach mamy zwiedzenie jeszcze dwóch, trzech miast. Lublin, Kazimierz Dolny i Zamość. Ten ostatni coraz mniej pewny, bo mielibyśmy go zwiedzić, wracając, czyli de facto dokładając sobie drogi o ok 1,5 godziny. Stwierdzamy, że nie ma sensu jechać na takie "zwiedzanie" jak to Sandomierza i ostatecznie Zamość wypada z planu wycieczki, a na niedzielę w planie jest Lublin. No to jazda! :usm
Obrazek

Nowymi drogami ekpresowymi wjeżdżamy do Lublina i dojeżdżamy pod starówkę. Na placu, między dwiema nitkami dróg, jest wielki plac, ogrodzony płotem, jakby tu miała być budowa, ale jest też parking, płatny a jak, ale ulice są pełne zaparkowanych aut, więc tu zostawiamy auto, z widokiem na spory kościół.
Obrazek

Dochodzimy pod Bramę Krakowską, w której na skrzypcach gra dziewczyna, zostawiając za sobą plac Łokietka i biegnący w przeciwnym kierunku deptak Krakowskiego Przedmieścia. Chwilę słuchamy, córka się podoba, więc wrzuca pieniądze a my zagłębiamy się w Stare Miasto.
Obrazek

Zaraz za bramą na straganach zaczyna się targ, póki co tylko kilka jest otwartych. Kupujemy bułki z nadzieniem z gęsiny i wracamy w kierunku rynku. Zaczyna się nam tu podobać. Brukowane uliczki, piękne, choć zaniedbane renesansowe kamienice...
Obrazek

Wychodzimy na rynek, na środku, którego stoi dawny ratusz, Trybunał Koronny. To budynek z roku 1575...choć później jeszcze był przebudowywany:
Obrazek

Trybunał Koronny, to był najwyższy sąd, apelacyjny dla szlachty, który sejm utworzył w 1578 roku, po tym jak król Stefan Batory zrzekł się dotychczasowych uprawnień sędziego.
Pierwsze wzmianki o mieście pochodzą z 1198 roku, a miasto lokowano około roku 1257, jednak pierwsze wzmianki o osadzie pochodzą już z VI w.
Stare Miasto wytyczone zostało po nadaniu praw magdeburskich przez Władysława Łokietka w 1317 roku, wpierw rynek otaczały drewnianej zabudowie, dopiero po wielkim pożarze w 1575 roku, zaczęto odbudowywać domy murowane. Zabudowa została mocno zniszczona w czasie II WŚ i odbudowywano ją pod nadzorem architektów.
Obrazek
Na tym zdjęciu, widać, że ziemia jest okrągła 😂
Wąską uliczką schodzimy niżej, na plac, gdzie są ruiny kościoła farnego, czyli na Plac Po Farze.
Obrazek

Oczywiście córa chodzi wokół fundamentów, szuka piwnic. Ja zaś nabieram chęć na kawę. Jednak muszę poczekać, póki co jeszcze zwiedzamy. Widzimy zamek i powoli się kierujemy w jego stronę.
Obrazek

Obrazek

Stan kamienic jest różny. Od pięknie się prezentujących, do takich z odpadającym tynkiem, czy wręcz z zabitymi oknami i informacją o groźbie zawalenia.
Mimo, to mnie się ta starówka bardzo podoba.
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Od początku nastawiliśmy się na zwiedzenie Starego Miasta, więc gdy pod zamkiem widzimy grupę osób idącą w jego kierunku, stwierdzamy, że nie chcę się nam go zwiedzać. Upał też swoje trzy grosze dorzuca, ja zaczynam marudzić za kawą...wracamy. Z nastawieniem, że idziemy na kawę i ciacho! I znów się zachwycamy :)
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W końcu znajdujemy knajpkę, gdzie na miękkich krzesłach ja wypijam przepyszną kawę, a dziewczyny wcinają słodkości.
Po krótkiej przerwie idziemy obejść rynek w około. Trafiamy na okropny atak nietoperzy, z którego ledwo co uszliśmy z życiem ;)
Obrazek

Uciekamy w stronę Teatru Starego, ufff, uszliśmy :D .
Dalej jest pięknie:
Obrazek

Wchodzimy w Zaułek Jerzego Giedroycia, wcześniej zwanym placem widokowym, skąd rzeczywiście jest panorama na miasto. Panowie sobie siedzą na ławeczkach i dysputują, młodsi panowie idą na miasto, stoi Fiat Uno, a stara, chatyna doklejona do domostw, ledwo co stoi, więc jest ogrodzona. Z tyłu, już kamienice się tak ładnie nie prezentują...więc wracamy.
Obrazek

Wchodzimy w bramę:
Obrazek

Mijamy powieszone na płocie zdjęcia Geralda Howsona, który w 1959 roku dostał zlecenie na przywiezienie zdjęć z komunistycznej Polski. Niektóre są ciekawe, jak np o księdzu o trzech nogach.
Na skrzyżowaniu, na rogu kamienicy stoi kamień nieszczęść. Nad nim wisi tablica, nie dotykać. Nie dotykamy go, choć na drugi dzień, mam wrażenie, że jednak...
Obrazek

Idziemy się przejść kawałek Krakowskim Przedmieściem, ale jak to żona stwierdza, ulica ta przypomina jej Katowice, więc już nas aż tak nie ciekawi. Ja lecę na dół, poszukać synagogi, a dziewczyny idą na obiecane zakupy pamiątek (tzn ta młodsza ma obiecane ;) , a ona o takich obietnicach nie zapomina 😂).
Szukając synagogi, oglądam ciekawą uliczkę, normalnie poczułem się, jak w jakimś miasteczku południowo europejskim:
Obrazek

Schodzę, aż na samo skrzyżowanie, dopiero rzut oka na powiększoną mapę, pokazuje, że minąłem adres. Oraz, że trzeba jej szukać po drugiej stronie ulicy. Jest:
Obrazek

Zaniedbana:
Obrazek

Jest godzina 10,30 a upał już jest nie do zniesienia. Więc wsiadamy do auto i jedziemy jeszcze przejechać pod Majdankiem. Po czym wracamy na kemping, zjadamy pizzę, a popołudnie spędzamy na basenie w Nałęczowie.
Lublin, a dokładnie jego starsza część nas oczarował. Rynek jest mniejszy od krakowskiego, bo to właśnie do stolicy Małopolski, porównujemy go. Zwiedzaliśmy go też wcześnie rano w niedzielę, gdzie jeszcze nie wszystkie knajpki były otwarte (dojechaliśmy przed 9tą), więc stąd może mniejsze ilości turystów, jednak nam się ta część bardziej spodobała od Krakowa, choć może fakt, że do Krakowa wielokrotnie jeździliśmy? Mamy plan aby kiedyś wrócić tu i pozwiedzać trochę bardziej to miasto.

W poniedziałek myślałem, że plan to zwiedzić Kazimierz Dolny, ale okazuje się, że wpierw jedziemy do Magicznych Ogrodów, za Puławami. Ok, było coś dla tych dużych dzieci, teraz coś dla mniejszych.
Te ogrody, to takie tematycznie związane z bajkami, magią, wesołe miasteczko.
Obrazek

Jest kilka fajnych atrakcji. Jak na przykład pływanie po stawie na tratwie:
Obrazek

albo 'drzewa', gdzie można chodzić w ich 'koronie':
Obrazek

są enty mruczące i mrugające oczami:
Obrazek

są też tunele, gdzie trzeba zejść do tuneli i kilkanaście metrów dalej wyjść, tu próba wejścia mnie, nie udana, natomiast córa była nimi zachwycona:
Obrazek

Obrazek

jest zjeżdżalnia:
Obrazek

oraz gród rycerski:
Obrazek

I właśnie w tych ogrodach dopada nas pech. Po obiedzie, obok restauracji jest wejście do takich tuneli, a że córce się strasznie podobają te tunele, to idziemy, tym bardziej, że wychodzi się obok tych drzew, na które też jeszcze raz chcę iść. Idę z nią, żona idzie do toalety, ledwo wyłażę, przez tą studnie, w koronie odbieram telefon, z pytaniem gdzie jesteśmy. Następnie wracamy do wyjścia, gdy okazuje się, że gdzieś zgubiłem telefon. Wracam szukamy, nie ma. Proszę córę by weszła tymi tunelami i sprawdziła, czy gdzieś nie leży (dopiero pół minuty później przypominam, że chwilę później jeszcze go miałem), żona mówi, że trzeba może w restauracji spytać się, ja lecąc na dół rzucam za chwilę, bo biegnę spotkać młodą. Ta szybka bestia już jest w połowie stolików w strefie jedzenia, więc idziemy do sklepu się spytać, może to tam mi wypad. Nie ma, więc wracamy na górę, po mamę. Jej też nie ma. Więc znów na dół, tam jej nie ma, więc podejmuje decyzję, że idziemy do wyjścia, tam proszę dziewczynę z obsługi, objaśniając jej sytuację, czy może zadzwonić do żony. Zasięg słaby, więc jeszcze z 3 minuty mija zanim w końcu się dodzwaniamy, a tym czasem...żona omal nie umarła ze strachu, szukając córki.
Córa wystraszona, że mama się zgubiła, a żona myślała, że ja pobiegłem do restauracji i córka się zgubiła, już zgłaszała pracownikom zaginięcie dziecka, do tego inna rodzina z naszego pensjonatu też się włączyła w poszukiwania. Kwadrans strachu. Zostawiam numer do żony na wejściu z prośbą o kontakt, w razie znalezienia mojego telefonu i wracamy w paskudnych nastrojach. Córka z emocji usypia. Ja blokuję numer, w myślach nawrzucając znalazcy...
Na kwaterze siedzę w pokoju i piję piwo zły jak nie wiem co na siebie.
Potem idziemy do reklamowanej restauracji Patataj, żeby coś przekąsić. Niestety zamknięte w poniedziałek. Zajazd kawałek dalej, również zamknięty.
Bo zapowiadający się wieczór skwaszony, nagle się rozpogadza...przed 18tą córka przybiega po mnie i mówi, że dzwoniono z Magicznych Ogrodów, że telefon się znalazł...
Awatar użytkownika
laynn
Turysta
Turysta
Posty: 542
Rejestracja: 07 stycznia 2020, 9:52
Kontakt:

Re: Wakacje 13.07.2021

Post autor: laynn » 02 sierpnia 2021, 7:51

Promem do Kazimierza.

To co nam się nie udało felernym poniedziałkowym popołudniem, zamierzamy zrealizować przy okazji powrotu. Więc znów pokonujemy drogę do Magicznych Ogrodów. A potem, w drogę!
Obrazek

Żegnamy się z właścicielami sklepu ze wszystkim/kempingu i pensjonatu U Kraka i jedziemy po telefon. Następnie, skręcamy z głównej drogi, bo naszym celem jest przepłynąć Wisłę promem. Ostatnie metry jedziemy po drodze z betonowych płyt, autem trzęsie okropnie, ale dojeżdżamy. Prom pływa, właśnie jest w połowie rzeki:
Obrazek

Obrazek

Chwilę czekamy, ja w między czasie odblokowuje telefon. Za nami podjeżdża auto, z...kolejną rodziną z pensjonatu :) . Prom dopływa z powrotem, więc wjeżdżamy na niego i prom rusza, nas przeprawić.
Wysiadamy i zaczynamy rozmowę, która się bardzo miło zaczyna, bo pan się pyta ile dziecko ma lat? Mówię, że jest o rok starsze i trzeba ją policzyć, a facet się śmieje, oj nie umiesz pan kłamać. I nie bierze opłaty za młodą, również i drugie auto dostaje taką promocję. I tak sobie płyniemy i rozmawiamy.
Obrazek

Chwil parę później dojeżdżając do Kazimierza. Parkujemy na terenie Straży Pożarnej, bierzemy bilet całodniowy i pan śmieje się, że do następnego dnia, do 6tej możemy tu stać 😂.
Ruszamy na zwiedzanie. Humory nam dziś dopisują. Dopada nas głupawka, robimy śmieszne pozy do zdjęć (nie na publikację :P ).
Wpierw skręcamy ku klasztorowi, wdrapujemy się po schodach i zaglądamy do środka.
Obrazek

Z murów kościoła jest ładna panorama na miasto:
Obrazek

No to teraz czas na rynek. Wchodzimy, a tam...cały zastawiony autami, targ się tu odbywa. Szkoda, bo to psuje cały urok. Ludzi sporo, jeżdżą auta. Podbija do nas stara cyganka, do żony coś zaczyna gadać, ta dziękuje, a ona, że nie, nie będzie wróżyć i zaczyna coś gadać...warczę, niby do dziewczyn, a tak na prawdę do starej, patrząc jej w oczy; chodźcie! i wtedy daje nam spokój. Jeszcze potem widzimy kilka cyganek, jedna jeszcze będzie próbować podejść.
Stwierdzamy, że czas na kawę. Siadamy w knajpce i do kawy, zamawiamy jeszcze coś do zjedzenia. Ja zamawiam podłpomyka, z szynką. Dziewczyny coś słodkiego, córa gofra. Gofr jest przepyszny, podpłomyk również. I na koniec przepijamy to kawą, mmmmm. Pychota!
Więc jak będziecie w Sandomierzu, to te podpłomyki tam sprzedawane nie ma sensu kupować. Jedźcie na te do Kazimierza!
W między czasie, targowisko się kończy. Resztki roślin, kwiatów, owoców sprzedawcy pakują na auta i powoli się rozjeżdżają. Zostają śmieci, ale wkracza ekipa sprzątająca i zamiata, potem wjeżdżają auta myjące bruk. My tymczasem ruszamy na wzgórze Trzech Krzyży. Córa liczy schody, bodajże 108 ich jest. A za lasem, buda stoi i opłatę trzeba uiścić, wprawdzie to 4złote za osobę, ale dość specyficzne to jest. Oglądamy panoramę miasta i przełomu Wisły:
Obrazek

Obrazek

No to czas na zwiedzenie zamku. Schodzimy i ku niemu podążamy. Pod zamkiem stwierdzamy, że nie będziemy wchodzić, ale córka się upiera, że chcę go zwiedzić, więc...zwiedzam go z córką. Obchodzimy dziedziniec, wchodzimy do jakiś komnat, do małej ekspozycji w jednej komnacie, nad którą też można wejść. Córka kilka razy pyta się, choć to pytanie retoryczne, 'a nie mówiłam, że warto było zwiedzić ten zamek?' Odpowiadam, jasne, że tak! ;)
Obrazek

Wystawa na zamku:
Obrazek

Obrazek

Widok z zamku jest równie ładny, jak z wzgórza Trzech Krzyży. Idziemy jeszcze na wieżę, oczywiście, muszę z młodym turystą wejść na samą górę. Oglądamy widok na miast, z zamkiem w kadrze:
Obrazek

Pod wieżą:
Obrazek

Schodzimy na rynek, który teraz jest pusty i czysty:
Obrazek

Obrazek

To dobrze, bo robimy sobie pamiątkowe zdjęcie:
Obrazek

Idziemy na zakupy pamiątkowe, ktoś tu je ma oczywiście obiecane 😁, a następnie do restauracji na obiad. W tle widok na ową restaurację:
Obrazek

Po obiedzie czas na powrót do domu (żona zamówiła sobie lampkę wina, ale miała zadowoloną minę - lampkę wina zielonego ;) ). Przy straży, stoi sobie dom, jakiś zaczarowany chyba, no bo widzieliście kiedyś takie cudo?
Obrazek

😉
Jakie wrażenia mamy z Kazimierza? Wielokroć, żona mi "marudziła" o weekendzie w tym mieście, mnie jakoś nie za bardzo tu ciągło. Modne miasto, daleko, daleko od gór, cóż może być ciekawe. A tu zaskoczenie i to na duży plus. Sądzę, że jeszcze tu wrócimy...
Droga powrotna, wiedzie nas przez Wąchock, ale że córce się przysnęło, to nie zatrzymujemy się, tylko mkniemy dalej. Przejazd S7 przez góry Świętokrzyskie zrobił fajne wrażenie, córa oczywiście powiedziała, że chce tu przyjechać.
Oto ten widok .
Aby nie narażać dziewczyny na chorobę lokomocyjną, postanawiam pojechać drogą krajową, co omal się źle nie kończy, bo przy wyprzedzaniu, auto wyprzedzane, również postanawia zrobić ten sam manewr. Na szczęście poza sekundą strachu, nic się nie dzieje.
Obrazek

I to koniec wojaży wakacyjnych. Tych po płaskim :P
Awatar użytkownika
laynn
Turysta
Turysta
Posty: 542
Rejestracja: 07 stycznia 2020, 9:52
Kontakt:

Re: Wakacje 13.07.2021

Post autor: laynn » 02 sierpnia 2021, 8:13

O tym jak w środku lata, na hali spotkałem jesień i nie tylko...

Muncel, to z języka wołoskiego, wzgórze lub pagórek i właśnie na niego co jakiś czas spoglądam, no i zaczyna coraz bardziej kusić.
Obrazek

Więc, gdy w pewien piątek zastanawiam się gdzie by się tu przejść, jedną z opcji jest właśnie Muńcuł. Byłem na nim już dwukrotnie, pierwszy raz szlakiem z Ujsoł ( Muńcuł po raz 1 ), drugim razem z Danielki ( wschód słońca na Muńcole ) . Dziś stwierdzam, że pójdę na szczyt bezszlakowo, z Soblówki. Auto zostawiam przy szutrówce leśnej wiodącej do jednego z przysiółków. I tą drogą rozpoczynam dzisiejszą wędrówkę.
Mijam las i wychodzę na polanę pod zabudowaniami Szczytkówki przysiółka, w którym kiedyś znajdowała się chatka studencka i to do niej, daaaawno temu z ojcem i bratem próbowaliśmy zimą dojść. No ale wtedy nas spore ilości śniegu pokonały. Dziś chatki już nie ma, dwukrotnie płonęła.
Niemniej z chałup mają ładny widok:
Obrazek

Mijam malowniczo postawiony kibelek i droga mnie wyprowadza w stronę samotnej chaty.
Obrazek
W dole inna chatyna, zapamiętajcie ją.
Rzut oka na mapę, no tak minąłem ścieżkę prowadzącą wyżej. Wracam i w lasku skręcam w górę i idę ścieżką, a za mną na drodze zatrzymuje się terenówka i jestem obserwowany. Po pięciu minutach jestem na szlaku, to czas na odpoczynek.
Jednak z racji, iż wycieczkę zacząłem późno, sporo po obiedzie, nie siedzę długo. Znów jest parno, duszno, muchy chcą się wściec. Kawałeczek ścieżką idę po płaskim...by przed podejściem na samą kopułę szczytową, wziąć oddech przed czekającym mnie wysiłkiem.
Rzut okiem na miejsce mojej wycieczki z końca kwietnia:
Obrazek

i ruszam, wchodząc w las, zaczynając nabierać wysokości. Dobrze, że szybko ona wzrasta, jednak duchota powoduje, że jestem cały mokry. Las ustępuje miejsca polanom, powstałym po wycięciu drzew:
Obrazek

Patrząc w kierunku kopuły szczytowej ;) , ponuro to wygląda, do tego, kurka wodna, do szczytu jeszcze jednak spory kawałek marszu mnie czeka...jednak gdy się człowiek odwróci, to wycinka ma jakiś plus. Po prostu jest widokowo:
Obrazek

No i za mną na błękicie ładnie się prezentują kłęby białych chmur. A przede mną, ponurości dodają ciemne kłęby i...grzmot. Noż %@#*&, że tak ładnie zacytuje Kajko, żadna prognoza nie wskazywała na burzę. O ile pierwszy, daleki, to myślałem, że to samolot, to kolejne jednak mnie upewniają, że słuch nie najgorszy u mnie.
Wyżej odwracam się kolejny raz, (nie to nie potrzeba złapania oddechu :D ):
Obrazek

Burza, gdzieś tam się przewalająca, powoduje, że się zbieram i ruszam, szybko przechodzę las pod samą kopułą szczytową, by wyjść na widokową halę, która otula szczyt:
Obrazek

A tu...jesień! Ledwo co parę dni, na prawie dwóch tysiącach metrów w Tatrach trawy się zieleniły, a tu nie to, że żółte, to one są rude!
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Nie, no, weźcie. Uwielbiam jesień, uwielbiam te kolory, ten zmrożony zapach, gdy się rano wychodzi z ciepłego domu, ale to połowa wakacji! Na kolorową część roku, jeszcze jest czas!
Ruszam wyżej. Sam szczyt Muńcuła/u? jest zarośnięty lasem, hala otula go jak szal od północy do wschodnich zboczy. Na mapach zaznaczony jest tu punkt widokowy.
Obrazek

Obrazek

Szkoda, że przejrzystość typowo letnia, tzn dalekich widoków nie ma, więc niepotrzebnie dźwigam statyw. Miałem nadzieję, że przed zachodem będzie okazja zobaczyć Tatry, ale cóż najpewniej obędę się smakiem.
A na szczycie...
Obrazek

Pod szczytem sporo powalonych drzew. Nic dziwnego, skoro większość drzew to suche kikuty...smutny widok, więc szybko schodzę ku polanie, na której kiedyś fotografowałem z żoną wschód słońca. Skręcam w kierunku krzyża, w wąską ścieżkę, na której wstrzymują mnie...jagody. Są słodkie i jest ich cała masa. Mniam. W końcu się zbieram i schodzę na halę.
Od jakiegoś czasu nie słychać grzmotów, po wyjściu zza drzew, widzę, że dziać to się dzieje, lub działo u Słowaków.
Obrazek

Schodzę w dół, szukając jakiegoś miejsca, gdzie nie będzie trawy. Bo tyle co kleszcza z nogi zrzuciłem, i nie mam chęci na kolejnego. Znajduje takie miejsce, gdzie trawy nie ma, są za to ślady po sarnach, jeleniach i...niedźwiedziu. Gdy mieliśmy wycieczkę z panią Krysią, z GPN, to ona na samym końcu wyciągnęła z plecaka pudełka, w których miała kilka 'ciekawostek', w tym właśnie klocka miśka. Ten jest taki sam. Polany pełne jagód, to obecnie jego stół :D
Mimo wszystko robię poniżej przerwę. Brzydko mówiąc olewam statyw (po cholerę go niosłem) i korzystając z opadającego już słońca, fotografuje okolicę.
Obrazek
W środku Pilsko.

Obrazek

Po chwili widzę, dziewczynę, która poniżej przecina halę. Machamy do siebie, ja po chwili odpalam bzyka, a ona dociera do celu.
Obrazek

Gdy słońce chowa się zza drzewami, choć do zachodu jeszcze z dwie godziny, to halę przykrywa cień i robi się ciut ponuro. Schodzę kawałek i pod bacówką spotykam, dziewczynę, oraz bacę z Soblówki, który dogląda chatki. Chwilę rozmawiamy. Pokazuję zdjęcia śladów niedźwiedzia i pan opowiada, jak kiedyś się na niego w lesie natknął, a on potem przyszedł w nocy i obwąchiwał chatynę. Ja zastanawiam się, czy nie iść lasem na przełaj, ku miejscu, gdzie zostawiłem auto. Dowiaduję się, że jak wejdę w las, to powinienem spotkać jelenie, które o tej porze zaczynają stykować (nie wiem, czy dobrze zrozumiałem), czyli ścierać poroże. I w nocy wychodzą z lasu na halę... Jednak z racji krótkich spodenek, niechęć przed chaszczowaniem, kleszczami, powoduje, że postanawiam zejść bardziej na południe, w kierunku przysiółka Kiełbasówka. Żegnamy się i ruszam ku granicy lasu, gdzie ma iść w dół stokówka. Po drodze wywijam kozła (będąc w temacie zwierzyny), na szczęście miękka trawa i borówki mnie chronią przed kontuzją 😂 .
Ostatnie spojrzenie za siebie:
Obrazek

i ruszam w dół. Początek drogi, to jak prostą krechą w dół. Widoczny z góry las, to linia drzew dzielących halę od młodnika. Za to znów rozpościerają się widoki, więc znów robię zdjęcie. Mijam ambonę i myślę, ciekawe czy z niej coś widać i wtedy...rozlega się tupot! To trzy jelenie płoszę. Na szczęście aparat włączony mam na szyi, więc robię szybko kilka zdjęć. Niestety, ale mam podstawowy obiekty, o krótkiej ogniskowej, więc zwierzęta są małymi punktami w młodniku. Ale ostatni samiec, staje i zaczyna obserwację, więc szybko zakładam "dłuższy" obiektyw, jednak w momencie, gdy zaczynam ostrzyć, odbiega.
Obrazek

Obrazek
Pełen kadr...

Obrazek
Oraz powiększenie.
To moje drugie spotkanie z tymi majestatycznymi zwierzętami, pierwsze miałem wiosną, pod Suchą Górą, gdy jeden przebieg halą spłoszony przez człowieka. Stoję zachwycony. Może jeszcze jakiś się tu czai? Po chwili powoli, starając się iść cicho, zaczynam schodzić. Niestety już nie spotkam takich pięknych okazów.
Widzę, chatę, którą wcześniej, podczas podchodzenia fotografowałem:
Obrazek
Pamiętacie?
Ruszam w dół. Wtem daleko przede mną, ktoś stoi na ścieżce. Myślę, pewnie złudzenie, spoglądam jednak przez teleobiektyw a to...
Obrazek

...a to sarna. Stoi i mnie obserwuje. Powoli, co kilka kroków przystaję i robię kolejne zdjęcie. W sumie, to podszedłem połowę odległości od momentu, gdy ją spostrzegłem, a ona dalej stoi:
Obrazek

Powoli ciekawość, zaczyna ustępować lekkiemu zdziwieniu, a następnie lekkiej obawie, czemu ona się nie boi? A może mnie zje??? 😂 Na szczęście to nie ludożercza sarna, w końcu powoli się odwraca i znika w lesie ;)
Obrazek

Niemniej jak dla mnie było to spotkanie niecodzienne. Myślę, tia, jeszcze może i niedźwiedzia spotkasz. I tak wchodzę w ciemny sosnowy bór.
Obrazek

Poniżej las rzednieje, koleiny się powiększają, do tego spadek terenu jest taki, że znów kilka razy nogi się mi obsuwają, w tym raz lewe kolano bokiem. A to jest to z lekką kontuzją. Na szczęście po kilku dniach przechodzi, niemniej kilka nocy rwało...
Schodzę do osady. Tu spotykam miejscowych, patrzących nieco dziwnie na mnie. Wracam do tradycji ;)
Obrazek

Pozostaje mi jeszcze nieco ponad kilometr marszu do auta. I tak idąc, w końcu przypominam sobie, wskakuje mi na odpowiednie miejsce widok, który zapadł mi w głowie, gdy z rodzicami przyjechaliśmy do Soblówki. Nie pamiętam po co, pamiętam, że jadąc tu, po lewej od drogi był stromy stok góry, który mi potem nie pasował do widoków w Soblówce. A to była ściana Brejówki, niewielkiej górki, która jednak za polem biwakowym (sporo aut, kamperów i namiotów), wznosi się stromo nad dolinę potoku Cicha.
Idąc, obserwuje też zmiany, jakie się dzieją na niebie:
Obrazek

Spoglądam na zegarek, szybkie sprawdzenie o której jest zachód słońca i...przyśpieszam. Wsiadam i szybko jadę na Kubiesówkę. Podjeżdżam pod wąską drogą do miejsca, gdzie ostatnio zostawiłem auto i biorę szybko statyw, aparat i parę kroków poniżej się rozstawiam. Poniżej mnie, na polanie stoi znów łania i mnie obserwuje, ale zanim zdążyłem się rozłożyć, znika. Więc skupiam się na zachodzie słońca, które lada moment zniknie za horyzontem:
Obrazek

Obrazek

Obrazek
Aż w końcu znika.
Obrazek

Obrazek

Podsumowanie. Wyruszyłem późno, wstępnie moja żona chciała ze mną pojechać, jednak zasabotażowała to córa. Wyruszyłem późno, bo przed 16tą, więc sam spacer, trwał 4,5 h, przeszedłem 11km, robiąc ok 550 metrów przewyższeń.
Ale to była bardzo udany spacer!
Awatar użytkownika
laynn
Turysta
Turysta
Posty: 542
Rejestracja: 07 stycznia 2020, 9:52
Kontakt:

Re: Wakacje 13.07.2021

Post autor: laynn » 02 sierpnia 2021, 11:47

Pytanie mam o tą bacówkę, bo wiem, że jedna osoba jest z Ujsoł (nawet kiedyś Gazę wyprzedzałem ;) ).
Czy w niej można się przespać? Jest ogólnie dostępna?
Awatar użytkownika
gaza
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 1641
Rejestracja: 21 marca 2010, 19:27

Re: Wakacje 13.07.2021

Post autor: gaza » 02 sierpnia 2021, 20:31

laynn pisze:
02 sierpnia 2021, 11:47
Pytanie mam o tą bacówkę, bo wiem, że jedna osoba jest z Ujsoł (nawet kiedyś Gazę wyprzedzałem ;) ).
Czy w niej można się przespać? Jest ogólnie dostępna?
Jest ogólnodostępna i można się przespać
Kiedy trzeba wspiąć się na górę, nie myśl, że jak będziesz stał i czekał, to góra zrobi się mniejsza.
Awatar użytkownika
laynn
Turysta
Turysta
Posty: 542
Rejestracja: 07 stycznia 2020, 9:52
Kontakt:

Re: Wakacje 13.07.2021

Post autor: laynn » 02 sierpnia 2021, 21:00

Dzięki wielkie za info!
axio
Turysta
Turysta
Posty: 1
Rejestracja: 03 sierpnia 2021, 7:25

Re: Wakacje 13.07.2021

Post autor: axio » 03 sierpnia 2021, 7:26

Ale piękne widoki!
Awatar użytkownika
zbig9
Członek Klubu
Członek Klubu
Posty: 1945
Rejestracja: 24 sierpnia 2009, 22:36

Re: Wakacje 13.07.2021

Post autor: zbig9 » 05 sierpnia 2021, 11:12

Już zapomniałem, jak wyglądają zielone lipcowe Tatry Wysokie. W tym roku już nie zobaczę, jesiennie się robi.
instagram: @zbigniewzbig984
Awatar użytkownika
laynn
Turysta
Turysta
Posty: 542
Rejestracja: 07 stycznia 2020, 9:52
Kontakt:

Re: Wakacje 13.07.2021

Post autor: laynn » 06 sierpnia 2021, 7:55

No ja lata nie byłem w Tatrach latem, ostatni raz, to wejście na Bystrą, w lipcu 2015roku.
Mnie zaś się marzą Tatry jesienne. Byłem rok temu na Salatynach i Pacholi, ale marzą mi się Wysokie na jesień... :)
ODPOWIEDZ