Gesäuse National Park lipiec 2019 r
: 07 lutego 2021, 17:23
Zdjęcia dość kiepskie . Brak jakiś tam ekscytujących przygód , niemniej poniższa relacja ma na celu przybliżenie zainteresowanym niezwykle interesującego regionu Alp jakim jest Park Narodowy Gesause , najmłodszy ( utworzony dopiero w 2002 r) Nationalpark w Austrii. Tak mniej więcej w połowie drogi między Linz a Gratz. Z autostrady należy zjechać w kierunku miasteczka Admont, a stamtąd już tylko ok. 12 km do centrum parku , a tym samym do AOS-Campingplatz , w którym mieliśmy przyjemność zamieszkać.
Z Admont jedzie się krętą drogą asfaltową , wzdłuż linii kolejki i koryta rzeki Enns.
Góry są niewysokie , widoki przepiękne i co ciekawe prawie bezludne ( ! )
Tak więc jeśli ktoś preferuje odpoczynek w sercu dzikiej , alpejskiej przyrody na bezludnych szlakach to miejsce jest idealne.
Co ciekawe , a zarazem irytujące to w przypadku takich operatorów jak Play czy Plus nie ma zasięgu.
Trzeba zjechać aż do Admont żeby zadzwonić. Tak więc wszystkie moje aplikacje jak mapy w Compas , nawigacja czy translator po prostu nie działały.
Czyli powrót do tradycyjnej mapy płachty ( Compas nr 206 , skala 1:25000 ).
Natomiast w Timobile i Orange zasięg jest bez problemu .
Więc … dzień pierwszy.
Na rozgrzewkę . Podjeżdżamy kilka km do parkingu u wylotu doliny Hartelsgraben , następnie szlakiem nr 665 w idziemy w górę doliny . Na początku podejście nieciekawe , żmudne , ale kawałek dalej robi się przepięknie . Dookoła ciekawe wapienne formacje skalne , masa strumieni , małych wodospadów. Powoli otwierają się widoki na północną stronę parku.
Na zdjęciu , oddali Tamischbachturm 2035 m.n.p.m. , który jest jednym z naszych późniejszych celów.
W ciągu godziny dochodzimy do gospodarstwa Hartelsgrabenhutte ,w którym oczywiście nikogo nie ma. Tzn . ludzi nie ma . Na pobliskiej łące pasą się 2 konie i to wszystko. Do dyspozycji mamy jedynie wygodne miejsce wypoczynkowe , korytko z źródlaną wodą ( bardzo charakterystyczne dla tych stron ) i krzak z dojrzałymi porzeczkami.
Jak dotąd , licząc od parkingu nie spotkaliśmy ani jednego człowieka .
7
Naszym dzisiejszym celem jest Lugauer 2206 m.n.p.m. , a przynajmniej punkt Schoderkreutz , trochę poniżej. Zależy od czasu , pogody … wiadomo.
Idziemy dalej szlakiem 665 z zamiarem podejścia nr 65. Na rozwidleniu niespodzianka !
CZŁOWIEK ! A konkretnie strażniczka parku na motorze. Zbieramy informacje : za dwie godziny będzie padać , odcinek szlaku pod Schderkreutz zamknięty bo remont . No i tyle z planów.
Żeby nie marnować reszty dnia idziemy dalej dolinką Haselkar . Bardzo spacerowo , prawie po emerycku , ale widoki dookoła przednie , a po drodze sporo schronów ( szałasów , nawet chatka myśliwska ) , tak że gdyby zaczął się deszcz jest gdzie się schronić.
10
Robi się dość późno . Wracamy tą samą trasą .
Z parkingu najpierw do Admont bo trzeba zrobić zakupy i załatwić parę telefonów.
Parę słów o kampingu. Polecam każdemu. Nie drogo , czyściutko i spokój. Towarzystwo międzynarodowe , z całej Europy. Charakterystyczny jest brak nocnych wrzasków , śpiewów , głośnego gadania. Po 11-tej słychać tylko dyskretne przytłumione głosy.
Z Polaków jesteśmy tylko ja , Lida oraz dwóch dziadków 60 plus , którzy wychodzą w góry o świcie a wracają już po ciemku.
Ta widoczna na zdjęciu skała , wisząca nad południowa stroną kampingu , to Planspitze 2117 m.n.p.m. Na zdjęciu wydaje się oddalona w głąb , ale tak naprawdę ta ściana wisi niemal pionowo nad samym kampingiem. Wrażenie niesamowite.
Jutro mamy w planie tam wejść.
No więc zaczynamy . Parkujemy samochód w Kummer przy zalewie Wehr Hieflau i dalej lecimy szlakiem 660 w kierunku Wasserfallweg. Na początku szlak nieciekawy , jak to w Alpach bywa , żmudne podejście , po krzakach , gorąco , duszno.
Ale po niedługim czasie wychodzimy w teren częściowo otwarty . pojawiają się widoki , ścieżka urozmaicona , poprzecinana strumieniami , mini wodospadami , piękne i kolorowe formacje skalne.
Teren robi się trudny . Drabinki , poręczówki , ścieżki coraz węższe , ekspozycyjne.
Ale coraz wspanialsze widoki. Na zdjęciu w głębi doliny widoczny jest Buchsteingruppe , gdzie ponoć są najciekawsze w tym parku trasy viaferatowe.
13
Od dłuższego czasu idziemy już szlakiem kropkowanym . Jest dobrze , niestety ostatnie 50 m tego odcinka , nad samym urwiskiem Emesruh , ścieżka jest zerwana . Zostały tylko luźne kamienie i kępy trawy. A pod nogami lufa na jakieś 200 m w pionie. W takiej sytuacji decydujemy się na odwrót.
19
Następnego dnia jedziemy do miejscowości Griesmair ( kilka km za Johnsbah) . Zostawiamy auto na parkingu i szlakiem E4/01 idziemy w kierunku schroniska Hesshutte 1699 m.n.p.m.
20
Po wyjściu z lasu otwierają się wspaniałe widoki .
Na drugim planie widać Hochtor 2369 m.n.p.m. To najwyższy szczyt w Gesause.
I bardziej z prawej Hochzinodl ,2191 m.n.p.m.
Dalej po drodze takie fajne , charakterystyczne źródełko. Przy tym źródle stacjonuje rodzina wielkich kruków ( niebojących się ) . Trzeba uważać wyciągając żarcie z plecaka
W oddali widać już schronisko
W schronisku obiadek i po piwie w towarzystwie poznanej na trasie węgiersko-niemieckiej pary .
Następnie wycieczka po okolicy tzw. Panoramenweg.
Nie idziemy zbyt daleko bo pogoda będzie się chyba zmieniać na gorsze.
Podsumowując wycieczkę : żeby wejść na Hochtor i trochę dłużej pokręcić się po okolicy trzeba jednak zanocować w schronisku Hesshutte. Czasowo inaczej się nie da. Szlak jest oznaczony jako trudny , chociaż podobno uprząż nie jest konieczna . W tym samym dniu można wejść na Hochzinodl , trasa jest zdecydowanie krótsza i łatwiejsza.
W drodze powrotnej do Johnsbah zaczyna trochę popadywać . Ale tylko trochę.
Do parkingu docieramy już prawie obeschnięci. Po powrocie na kamping zaskoczenie . Już nie pada ale jest biało od sporych ziaren gradu (!).
Na szczęście nasi mili sąsiedzi z Czech zdążyli schować nasze pranie i ręczniki do namiotu.
Grad topnieje w oczach , znowu świeci słoneczko. Napełnia się wspólna lodówka na napoje :
W nocy zaczyna padać . Ogólnie pogoda na najbliższe dni nie zapowiada się ciekawie. Decydujemy się na wyjazd gdzieś indziej , jeszcze nie wiemy za bardzo gdzie.
Rano przejaśnienie . Wystarczy żeby wysechł namiot, tak że pakujemy się na sucho.
Kiedy mijamy granice Nationalpark Gesause niebo zaczyna płakać .
Dojeżdżamy do Gratz , chwila zastanowienia : czy na południe do Słowenii , czy na wschód na Węgry…
Jedziemy na Węgry , łapiąc przed granicą mandat za przekroczenie prędkości
Z Admont jedzie się krętą drogą asfaltową , wzdłuż linii kolejki i koryta rzeki Enns.
Góry są niewysokie , widoki przepiękne i co ciekawe prawie bezludne ( ! )
Tak więc jeśli ktoś preferuje odpoczynek w sercu dzikiej , alpejskiej przyrody na bezludnych szlakach to miejsce jest idealne.
Co ciekawe , a zarazem irytujące to w przypadku takich operatorów jak Play czy Plus nie ma zasięgu.
Trzeba zjechać aż do Admont żeby zadzwonić. Tak więc wszystkie moje aplikacje jak mapy w Compas , nawigacja czy translator po prostu nie działały.
Czyli powrót do tradycyjnej mapy płachty ( Compas nr 206 , skala 1:25000 ).
Natomiast w Timobile i Orange zasięg jest bez problemu .
Więc … dzień pierwszy.
Na rozgrzewkę . Podjeżdżamy kilka km do parkingu u wylotu doliny Hartelsgraben , następnie szlakiem nr 665 w idziemy w górę doliny . Na początku podejście nieciekawe , żmudne , ale kawałek dalej robi się przepięknie . Dookoła ciekawe wapienne formacje skalne , masa strumieni , małych wodospadów. Powoli otwierają się widoki na północną stronę parku.
Na zdjęciu , oddali Tamischbachturm 2035 m.n.p.m. , który jest jednym z naszych późniejszych celów.
W ciągu godziny dochodzimy do gospodarstwa Hartelsgrabenhutte ,w którym oczywiście nikogo nie ma. Tzn . ludzi nie ma . Na pobliskiej łące pasą się 2 konie i to wszystko. Do dyspozycji mamy jedynie wygodne miejsce wypoczynkowe , korytko z źródlaną wodą ( bardzo charakterystyczne dla tych stron ) i krzak z dojrzałymi porzeczkami.
Jak dotąd , licząc od parkingu nie spotkaliśmy ani jednego człowieka .
7
Naszym dzisiejszym celem jest Lugauer 2206 m.n.p.m. , a przynajmniej punkt Schoderkreutz , trochę poniżej. Zależy od czasu , pogody … wiadomo.
Idziemy dalej szlakiem 665 z zamiarem podejścia nr 65. Na rozwidleniu niespodzianka !
CZŁOWIEK ! A konkretnie strażniczka parku na motorze. Zbieramy informacje : za dwie godziny będzie padać , odcinek szlaku pod Schderkreutz zamknięty bo remont . No i tyle z planów.
Żeby nie marnować reszty dnia idziemy dalej dolinką Haselkar . Bardzo spacerowo , prawie po emerycku , ale widoki dookoła przednie , a po drodze sporo schronów ( szałasów , nawet chatka myśliwska ) , tak że gdyby zaczął się deszcz jest gdzie się schronić.
10
Robi się dość późno . Wracamy tą samą trasą .
Z parkingu najpierw do Admont bo trzeba zrobić zakupy i załatwić parę telefonów.
Parę słów o kampingu. Polecam każdemu. Nie drogo , czyściutko i spokój. Towarzystwo międzynarodowe , z całej Europy. Charakterystyczny jest brak nocnych wrzasków , śpiewów , głośnego gadania. Po 11-tej słychać tylko dyskretne przytłumione głosy.
Z Polaków jesteśmy tylko ja , Lida oraz dwóch dziadków 60 plus , którzy wychodzą w góry o świcie a wracają już po ciemku.
Ta widoczna na zdjęciu skała , wisząca nad południowa stroną kampingu , to Planspitze 2117 m.n.p.m. Na zdjęciu wydaje się oddalona w głąb , ale tak naprawdę ta ściana wisi niemal pionowo nad samym kampingiem. Wrażenie niesamowite.
Jutro mamy w planie tam wejść.
No więc zaczynamy . Parkujemy samochód w Kummer przy zalewie Wehr Hieflau i dalej lecimy szlakiem 660 w kierunku Wasserfallweg. Na początku szlak nieciekawy , jak to w Alpach bywa , żmudne podejście , po krzakach , gorąco , duszno.
Ale po niedługim czasie wychodzimy w teren częściowo otwarty . pojawiają się widoki , ścieżka urozmaicona , poprzecinana strumieniami , mini wodospadami , piękne i kolorowe formacje skalne.
Teren robi się trudny . Drabinki , poręczówki , ścieżki coraz węższe , ekspozycyjne.
Ale coraz wspanialsze widoki. Na zdjęciu w głębi doliny widoczny jest Buchsteingruppe , gdzie ponoć są najciekawsze w tym parku trasy viaferatowe.
13
Od dłuższego czasu idziemy już szlakiem kropkowanym . Jest dobrze , niestety ostatnie 50 m tego odcinka , nad samym urwiskiem Emesruh , ścieżka jest zerwana . Zostały tylko luźne kamienie i kępy trawy. A pod nogami lufa na jakieś 200 m w pionie. W takiej sytuacji decydujemy się na odwrót.
19
Następnego dnia jedziemy do miejscowości Griesmair ( kilka km za Johnsbah) . Zostawiamy auto na parkingu i szlakiem E4/01 idziemy w kierunku schroniska Hesshutte 1699 m.n.p.m.
20
Po wyjściu z lasu otwierają się wspaniałe widoki .
Na drugim planie widać Hochtor 2369 m.n.p.m. To najwyższy szczyt w Gesause.
I bardziej z prawej Hochzinodl ,2191 m.n.p.m.
Dalej po drodze takie fajne , charakterystyczne źródełko. Przy tym źródle stacjonuje rodzina wielkich kruków ( niebojących się ) . Trzeba uważać wyciągając żarcie z plecaka
W oddali widać już schronisko
W schronisku obiadek i po piwie w towarzystwie poznanej na trasie węgiersko-niemieckiej pary .
Następnie wycieczka po okolicy tzw. Panoramenweg.
Nie idziemy zbyt daleko bo pogoda będzie się chyba zmieniać na gorsze.
Podsumowując wycieczkę : żeby wejść na Hochtor i trochę dłużej pokręcić się po okolicy trzeba jednak zanocować w schronisku Hesshutte. Czasowo inaczej się nie da. Szlak jest oznaczony jako trudny , chociaż podobno uprząż nie jest konieczna . W tym samym dniu można wejść na Hochzinodl , trasa jest zdecydowanie krótsza i łatwiejsza.
W drodze powrotnej do Johnsbah zaczyna trochę popadywać . Ale tylko trochę.
Do parkingu docieramy już prawie obeschnięci. Po powrocie na kamping zaskoczenie . Już nie pada ale jest biało od sporych ziaren gradu (!).
Na szczęście nasi mili sąsiedzi z Czech zdążyli schować nasze pranie i ręczniki do namiotu.
Grad topnieje w oczach , znowu świeci słoneczko. Napełnia się wspólna lodówka na napoje :
W nocy zaczyna padać . Ogólnie pogoda na najbliższe dni nie zapowiada się ciekawie. Decydujemy się na wyjazd gdzieś indziej , jeszcze nie wiemy za bardzo gdzie.
Rano przejaśnienie . Wystarczy żeby wysechł namiot, tak że pakujemy się na sucho.
Kiedy mijamy granice Nationalpark Gesause niebo zaczyna płakać .
Dojeżdżamy do Gratz , chwila zastanowienia : czy na południe do Słowenii , czy na wschód na Węgry…
Jedziemy na Węgry , łapiąc przed granicą mandat za przekroczenie prędkości