14.11.2020 r. Beskid Śląski, Klimczok w listopadowej szacie.
: 16 listopada 2020, 20:12
"Gór mi mało" śpiewa Dom o Zielonych Progach. Mało i mnie ostatnimi czasy, dlatego postanowiłem chociaż nieco braki nadrobić. W związku z krótkim dniem i niepewną pogodą wypadło na pasmo Klimczoka. Ruszyłem z końcowego przystanku MZK pod Szyndzielnią i przez polanę pod Dębowcem
czerwonym szlakiem idę ku szczytowi Szyndzielni. Turystów niewielu, sporo za to rowerzystów zarówno tych klasycznych jak i nowoczesnych czyli zelektryfikowanych. Postanowiłem się nieco zmęczyć więc tempo zapodałem sobie dosyć solidne, ale patrzę zarówno pod nogi
jak i na wyłaniające się między bezlistnymi gałęziami pobliskie góry
Dojście do schroniska zajmuje mi niecałe półtorej godziny więc czasu mam sporo i trochę tu posiedzę, tym bardziej , że widoki mimo takiej nijakiej pogody są zupełnie przyzwoite. Od czasu, gdy byłem tu ostatnio ubyło nieco drzew i panorama na bliższą i dalszą okolicę zrobiła się o wiele szersza.
Dominuje Babia Góra, a i Tatry prezentują się okazale. Niestety bez statywu ręka nieco mi drży i ostrość wyszła taka sobie.
Schronisko niestety nieczynne, działa jedynie bufet oferujący zakupy na wynos tzn. można zjeść na okolicznych ławkach. Napatrzywszy się do woli zakładam plecak i ruszam zdobywać najwyższy punkt dzisiejszej wycieczki - Klimczok jak by nie liczyć to ponad 600 metrów w górę licząc od Dębowca . Las w taką pogodę wydaje się jeszcze bardziej listopadowy.
Termometr na szczycie pokazuje 5 stopni ciepła, ale wiatr skutecznie obniża temperaturę. Jednak złote myśli skutecznie ocieplają atmosferę
Ze szczytu widoki też niczego sobie, a dodatkową atrakcją jest mały skalniaczek, gdzie można dotknąć kamienia himalajskiego lub alpejskiego.
Wiatr niestety szybko zwiewa mnie w dół do schroniska, gdzie robię dłuższe posiedzenie.
Przez szczyt Magury niespiesznie schodzę w doliny chłonąc kończący się listopadowy dzień.
Tym razem doceniam zalety maseczki, która tym razem spełnia rolę antysmogowej, bo niska emisja w dolinach daje o sobie znać
Poza tym wypad udany, a 19 km po dłuższej przerwie to całkiem przyzwoity dystans
https://photos.google.com/share/AF1QipP ... kwMGFwWkF3
czerwonym szlakiem idę ku szczytowi Szyndzielni. Turystów niewielu, sporo za to rowerzystów zarówno tych klasycznych jak i nowoczesnych czyli zelektryfikowanych. Postanowiłem się nieco zmęczyć więc tempo zapodałem sobie dosyć solidne, ale patrzę zarówno pod nogi
jak i na wyłaniające się między bezlistnymi gałęziami pobliskie góry
Dojście do schroniska zajmuje mi niecałe półtorej godziny więc czasu mam sporo i trochę tu posiedzę, tym bardziej , że widoki mimo takiej nijakiej pogody są zupełnie przyzwoite. Od czasu, gdy byłem tu ostatnio ubyło nieco drzew i panorama na bliższą i dalszą okolicę zrobiła się o wiele szersza.
Dominuje Babia Góra, a i Tatry prezentują się okazale. Niestety bez statywu ręka nieco mi drży i ostrość wyszła taka sobie.
Schronisko niestety nieczynne, działa jedynie bufet oferujący zakupy na wynos tzn. można zjeść na okolicznych ławkach. Napatrzywszy się do woli zakładam plecak i ruszam zdobywać najwyższy punkt dzisiejszej wycieczki - Klimczok jak by nie liczyć to ponad 600 metrów w górę licząc od Dębowca . Las w taką pogodę wydaje się jeszcze bardziej listopadowy.
Termometr na szczycie pokazuje 5 stopni ciepła, ale wiatr skutecznie obniża temperaturę. Jednak złote myśli skutecznie ocieplają atmosferę
Ze szczytu widoki też niczego sobie, a dodatkową atrakcją jest mały skalniaczek, gdzie można dotknąć kamienia himalajskiego lub alpejskiego.
Wiatr niestety szybko zwiewa mnie w dół do schroniska, gdzie robię dłuższe posiedzenie.
Przez szczyt Magury niespiesznie schodzę w doliny chłonąc kończący się listopadowy dzień.
Tym razem doceniam zalety maseczki, która tym razem spełnia rolę antysmogowej, bo niska emisja w dolinach daje o sobie znać
Poza tym wypad udany, a 19 km po dłuższej przerwie to całkiem przyzwoity dystans
https://photos.google.com/share/AF1QipP ... kwMGFwWkF3