Początek i koniec czyli Mały Szlak(g) Beskidzki
: 28 września 2020, 14:39
Dzień pierwszy
Poniedziałek, jeszcze ciemno, bo dopiero 5,45, a ten się już rozdarł. Wstaję, śniadanko, ostatnie spojrzenie w głąb plecaka. W drogę około 700mb na przystanek PKS i jazda w kierunku miasta wojewódzkiego. Wysiadam przy rondzie, bo dworzec autobusowy w przebudowie (teraz to się ma nazywać "centrum przesiadkowe") i żwawym krokiem w kierunku dworca PKP, po drodze spotkanie z bankomatem. Kasa biletowa, zaraz potem chwila oczekiwania na pociąg IC w kierunku Katowic. W Katowicach okazało się, że IC przyjechał szybciej i zdążyłem na przesiadkę do Bielska (godzina do przodu). W BB jakimś cudem od razu podjeżdża autobus w kierunku Straconki (kolejne pół godziny na plus). No cóż ... selfie
, piecząteczka i w drogę. Jest przed 11. Super. Najpierw asfalting, który jednak dość szybko się kończy, a potem fajnie lasem pod górę.
Pierwszy widok na BB, lekko zamglone, ale lepiej nie będzie
Dochodzę na przełęcz "U Panienki"
potem zaś na Hrobaczą łąkę (ciekawe, że na mapach jest pisana raz przez H, a raz przez CH) z metalowym krzyżem (chyba wielkości słupa wysokiego napięcia)
Jeszcze widok ze szczytu
... i tu kończą się zdjęcia robione aparatem. Wziął się i znarowił (najprawdopodobniej - bo wisiał na szyi - zamókł od potu i nie zapisywał zdjęć na karcie). Po dwóch dniach przeglądałem fotki i ze zdumieniem odkryłem prawdę (nie da się odtworzyć zdjęcia) po powrocie do domu i "wysuszeniu" po otwarciu wszystko wróciło do normy. Wściekłem się, bo ...
No właśnie. Z Hrobaczej łąki schodzę do Żarnówki, gdzie mam zamiar zanocować - i jest dopiero 15 z groszami, na Żar jest około 2 godzin, idę. Spokojnie borem, lasem, wychodzę ponad granicę lasu i już widzę lotniarzy, a trochę wyżej nawet kolejkę (stara kolejka z Gubałówki). Przychodzę do restauracji, zupka (chmielowa), pytam o jakiś nocleg - można zapomnieć, trzeba zjechać i przy dolnej stacji czegoś szukać. Nie chce mi się.
Dowiaduję się, że na szczycie Kiczery jest wiata (nowa, postawiona w tym roku), jest miejsce na ognisko. Decyduję się na nocleg w wiacie. Przychodzę po około 45 minutach i faktycznie jest wiata, ocembrowane miejsce ogniskowe, jest w metalowej skrzynce pieczątka, zapałki, jakiś zeszyt coby się wpisać, ba jest nawet 5l baniak z wodą. Roztasowuję się, rozpalam ognicho, i czekam ranka, a tu ... jelenie zaczynają koncert, jacyś biegacze nocni z czołówkami, rodziny z dziećmi (bo dzieciom zachciało się pieczonych w ognisku ziemniaków) w sumie do 11 impreza. Potem spokój aż do rana, z wyjątkiem jelenich ryków, nawet rano już jak było jasno. Acha. Nie miałem śpiwora, więc przekimałem na siedząco ubrany podwójnie na cebulkę, ale noc była taka ciepła jak latem, że nawet nie odczułam zimna. A i rano mgieł w dolinach nie było.
cdn
Poniedziałek, jeszcze ciemno, bo dopiero 5,45, a ten się już rozdarł. Wstaję, śniadanko, ostatnie spojrzenie w głąb plecaka. W drogę około 700mb na przystanek PKS i jazda w kierunku miasta wojewódzkiego. Wysiadam przy rondzie, bo dworzec autobusowy w przebudowie (teraz to się ma nazywać "centrum przesiadkowe") i żwawym krokiem w kierunku dworca PKP, po drodze spotkanie z bankomatem. Kasa biletowa, zaraz potem chwila oczekiwania na pociąg IC w kierunku Katowic. W Katowicach okazało się, że IC przyjechał szybciej i zdążyłem na przesiadkę do Bielska (godzina do przodu). W BB jakimś cudem od razu podjeżdża autobus w kierunku Straconki (kolejne pół godziny na plus). No cóż ... selfie
, piecząteczka i w drogę. Jest przed 11. Super. Najpierw asfalting, który jednak dość szybko się kończy, a potem fajnie lasem pod górę.
Pierwszy widok na BB, lekko zamglone, ale lepiej nie będzie
Dochodzę na przełęcz "U Panienki"
potem zaś na Hrobaczą łąkę (ciekawe, że na mapach jest pisana raz przez H, a raz przez CH) z metalowym krzyżem (chyba wielkości słupa wysokiego napięcia)
Jeszcze widok ze szczytu
... i tu kończą się zdjęcia robione aparatem. Wziął się i znarowił (najprawdopodobniej - bo wisiał na szyi - zamókł od potu i nie zapisywał zdjęć na karcie). Po dwóch dniach przeglądałem fotki i ze zdumieniem odkryłem prawdę (nie da się odtworzyć zdjęcia) po powrocie do domu i "wysuszeniu" po otwarciu wszystko wróciło do normy. Wściekłem się, bo ...
No właśnie. Z Hrobaczej łąki schodzę do Żarnówki, gdzie mam zamiar zanocować - i jest dopiero 15 z groszami, na Żar jest około 2 godzin, idę. Spokojnie borem, lasem, wychodzę ponad granicę lasu i już widzę lotniarzy, a trochę wyżej nawet kolejkę (stara kolejka z Gubałówki). Przychodzę do restauracji, zupka (chmielowa), pytam o jakiś nocleg - można zapomnieć, trzeba zjechać i przy dolnej stacji czegoś szukać. Nie chce mi się.
Dowiaduję się, że na szczycie Kiczery jest wiata (nowa, postawiona w tym roku), jest miejsce na ognisko. Decyduję się na nocleg w wiacie. Przychodzę po około 45 minutach i faktycznie jest wiata, ocembrowane miejsce ogniskowe, jest w metalowej skrzynce pieczątka, zapałki, jakiś zeszyt coby się wpisać, ba jest nawet 5l baniak z wodą. Roztasowuję się, rozpalam ognicho, i czekam ranka, a tu ... jelenie zaczynają koncert, jacyś biegacze nocni z czołówkami, rodziny z dziećmi (bo dzieciom zachciało się pieczonych w ognisku ziemniaków) w sumie do 11 impreza. Potem spokój aż do rana, z wyjątkiem jelenich ryków, nawet rano już jak było jasno. Acha. Nie miałem śpiwora, więc przekimałem na siedząco ubrany podwójnie na cebulkę, ale noc była taka ciepła jak latem, że nawet nie odczułam zimna. A i rano mgieł w dolinach nie było.
cdn