Re: 18-22.06.2020 Mały Szlak Beskidzki od kropki do kropki
: 10 lipca 2020, 17:02
Etap III – sobota 20 czerwca 2020
Zembrzyce - Plebańska Góra ( 31,7 km , 11,5 godz. , ok.1000 m w górę , kulminacja - Babica 728 m npm )
Pogoda akceptowalna oraz kraina błota i tysiąca kałuż
Lekka i przelotna mżawka towarzyszyła nam od rana i uznaliśmy, że jest to całkiem akceptowalna pogoda. Zaznaczę, że pomimo opadów codziennie było ciepło i wcale nie odczuwaliśmy chłodu, zwłaszcza, że wiatru również nie było.
Przekraczając Skawę pożegnaliśmy Beskid Mały. Tego dnia mieliśmy wędrować po zupełnie nam nieznanym fragmencie Beskidu Makowskiego. Czerwony szlak wiedzie najpierw asfaltem, potem przez mokre łąki i las prowadzi na Chełm.
Na zachodnim wierzchołku znajduje się cmentarz żołnierzy AK.
Nieopodal stoi zadaszona figura św.Onufrego z ławeczką, zapraszającą do odpoczynku. Tu dowiedziałam się, że ten święty jest między innymi patronem pielgrzymów (z rozszerzeniem na turystów). Poprosiliśmy o poprawę pogody i nawet podziałało – mżawka wkrótce ustała. Niestety nie wymodliliśmy sobie łask na następne dni. Widocznie od świętego staruszka nie można za dużo wymagać.
Zalesionym, mało atrakcyjnym grzbietem, doszliśmy do wierzchołka Chełm Wschodni.
Maszerując dalej obserwowaliśmy poprawę pogody, która stawała się nawet akceptowalna PLUS . Przed Palczą nieoczekiwanie natrafiliśmy na zupełnie nową wiatę, jeszcze nie naniesioną na mapie. Dobrze, że mieliśmy trochę wody i mogliśmy zatrzymać się na herbatkę i małe „co nieco”.
Chociaż już nie padało, po wczorajszym deszczu drogi nadal były podtopione.
Tutaj podzielę się małą refleksją. Przemierzanie szlaków w czasie deszczu nie jest takie straszne, jeśli ma się odpowiednie ubranie. Co prawda pod kurtką lub peleryną z czasem też robi się mokro, ale w ruchu jest ciepło. Problemem są postoje. Koniecznie trzeba założyć coś suchego i ciepłego. Nie ma co marzyć o wylegiwaniu się w pachnącej trawie. Nie wszędzie są zadaszone schrony/wiaty. Najczęściej korzystaliśmy z napotkanych po drodze ławek, ale one też były mokre. I tu pomogła moja alumatka, zaadaptowana z osłony na szybę samochodową - polecam. Cienka, lekka, zajmująca niewiele miejsca, zapewniała nam obojgu suche spodnie przynajmniej na pupach, bo nogawki to i tak mieliśmy mokre. A na biwaku miałam dodatkową izolację pod matą samopompującą i to zapewniło mi nocą komfort cieplny.
Zgodnie z wcześniejszym planem w Palczy Piotrek napełnił nasze zbiorniki na wodę. Wkraczaliśmy w pasmo Babicy i tu za pierwszym wzniesieniem Babicy Zachodniej mieliśmy upatrzoną wiatę, w której zaplanowana była dłuższa przerwa obiadowa. Stąd do głównego wierzchołka było jeszcze ok.2,5 km.
Ta część Beskidu Makowskiego bardziej nam się podobała. Las był rzadki i nie taki mroczny, jak na Chełmie, częściej trafialiśmy na odkryte przestrzenie, czasem nawet z widokami.
Były też pewne minusy. Wędrówkę opóźniało obchodzenie szeroko rozlanych kałuż i ślizganie się na błocie. Idąc z przodu co jakiś czas rzucałam komendę : „Piotrek, zapinaj narty”. To było ostrzeżenie, że zaczyna się gliniasty zjazd. Musieliśmy również uważać, żeby nie rozjechały nas quady i motocykle, bardzo aktywne w tej okolicy.
I tu kolejna dygresja. Było mokro, były kałuże, bywało ślisko, ale to nic w porównaniu z Beskidem Niskim, po którym wędrowałam na Boże Ciało. Tam wracałam ze szlaku ubłocona nawet powyżej kolan, a na butach przynosiłam kilogramy gliny.
Między Babicą a Trzebuńską Górą napotkaliśmy kapliczkę św.Huberta. Spoczęliśmy na ławeczkach i pogawędziliśmy ze spacerującą tu rodzinką. Pani właśnie sprawdzała pogodę w swoim smartfonie i poinformowała nas, że jutro po 8 rano trochę popada. Wkrótce przekonaliśmy się, jak mało precyzyjna była ta prognoza.
Trzebuńska Góra była pierwszym miejscem, gdzie mogliśmy rozbić namiot. Jednak do wieczora było jeszcze daleko, mieliśmy rezerwy sił (przynajmniej tak się nam wydawało), więc powędrowaliśmy dalej w stronę Sularzówki. Obie góry mają dokładnie taką samą wysokość 625 m npm , ale jak to na „grani” droga to wznosiła się to opadała i szlak był urozmaicony. I tu dopadł mnie niespodziewany kryzys . Akurat okolica nie nadawała się na postój, a tym bardziej na nocleg. Trzeba było iść dalej. Sięgnęłam więc po saszetkę z „cudownym proszkiem”, rozpuściłam w wodzie i tak przygotowany napój energetyczny w ciągu kilku minut poprawił moje samopoczucie. Mogłam wędrować dalej.
Od Sularzówki zaczęliśmy się stopniowo obniżać, aż dotarliśmy do polany z kapliczką św.Mikołaja na Plebańskiej Górze. Stąd mogliśmy zejść do Myślenic i tam szukać kwatery. Do centrum miasta było niecałe 3 km. Jednak wiedzieliśmy, że o pokój najłatwiej jest na Zarabiu, a to już było prawie 5 km.
(zdjęcie nieostre, bo zrobione w marszu i jedną ręką)
Przyznaję, to moje stopy zaprotestowały przeciwko dalszemu maszerowaniu. Miały „na liczniku” 31,7 km, męczyły się 11,5 godz. w mokrych butach i zagroziły, że jutro nigdzie dalej nie pójdą.
Drugim powodem, że pasował mi biwak w tym miejscu, była chęć wykorzystania noszonego namiotu i reszty ekwipunku. Pogoda również wydawała się odpowiednia, a ponadto mieliśmy w pobliżu namierzone źródełko, więc nie trzeba się było martwić o wodę na kolację i na śniadanie.
Piotrek zajął się wyborem miejsca na rozbicie namiotu, a ja usiadłam na ławce, zdjęłam buty i z radością wywietrzyłam odparzone stopy. Za chwilę mój kompan również ściągnął obuwie, popatrzył na swoje stopy i stwierdził, że wyglądają jak kalafiory – białe, pomarszczone i … reszty domyślcie się sami . Mieliśmy ze sobą sandały i one okazały się niezbędne w takich okolicznościach.
Gdy namiot był już rozstawiony, Piotrek poszedł po wodę. Ja w tym czasie „umyłam” się wilgotnymi chusteczkami, przebrałam się już do snu i przygotowałam zestaw do zagotowania wody na kolację. Zdążyliśmy zjeść, kiedy zaczęło padać. Szybko pochowaliśmy wszystko do namiotu. Miałam nadzieję, że to tylko przelotny deszczyk, więc zostawiłam rozwieszone na sznurku skarpetki i koszulkę, a Piotrek czapkę, skarpety i stuptuty.
Deszcz padał przez całą noc. Spaliśmy kiepsko, na szczęście stopy dosuszyły się, dogrzały w śpiworze i odpoczęły. Rano dalej padało, ale o tym opowiem w następnym odcinku.
Słowa nie opiszą wszystkiego. Zapraszam do obejrzenia kolejnego odcinka nakręconego przez @piotrka.w serialu.
Link do filmiku (Etap III) :
https://www.youtube.com/watch?v=5ptrLCG ... ex=23&t=0s
cdn.
Zembrzyce - Plebańska Góra ( 31,7 km , 11,5 godz. , ok.1000 m w górę , kulminacja - Babica 728 m npm )
Pogoda akceptowalna oraz kraina błota i tysiąca kałuż
Lekka i przelotna mżawka towarzyszyła nam od rana i uznaliśmy, że jest to całkiem akceptowalna pogoda. Zaznaczę, że pomimo opadów codziennie było ciepło i wcale nie odczuwaliśmy chłodu, zwłaszcza, że wiatru również nie było.
Przekraczając Skawę pożegnaliśmy Beskid Mały. Tego dnia mieliśmy wędrować po zupełnie nam nieznanym fragmencie Beskidu Makowskiego. Czerwony szlak wiedzie najpierw asfaltem, potem przez mokre łąki i las prowadzi na Chełm.
Na zachodnim wierzchołku znajduje się cmentarz żołnierzy AK.
Nieopodal stoi zadaszona figura św.Onufrego z ławeczką, zapraszającą do odpoczynku. Tu dowiedziałam się, że ten święty jest między innymi patronem pielgrzymów (z rozszerzeniem na turystów). Poprosiliśmy o poprawę pogody i nawet podziałało – mżawka wkrótce ustała. Niestety nie wymodliliśmy sobie łask na następne dni. Widocznie od świętego staruszka nie można za dużo wymagać.
Zalesionym, mało atrakcyjnym grzbietem, doszliśmy do wierzchołka Chełm Wschodni.
Maszerując dalej obserwowaliśmy poprawę pogody, która stawała się nawet akceptowalna PLUS . Przed Palczą nieoczekiwanie natrafiliśmy na zupełnie nową wiatę, jeszcze nie naniesioną na mapie. Dobrze, że mieliśmy trochę wody i mogliśmy zatrzymać się na herbatkę i małe „co nieco”.
Chociaż już nie padało, po wczorajszym deszczu drogi nadal były podtopione.
Tutaj podzielę się małą refleksją. Przemierzanie szlaków w czasie deszczu nie jest takie straszne, jeśli ma się odpowiednie ubranie. Co prawda pod kurtką lub peleryną z czasem też robi się mokro, ale w ruchu jest ciepło. Problemem są postoje. Koniecznie trzeba założyć coś suchego i ciepłego. Nie ma co marzyć o wylegiwaniu się w pachnącej trawie. Nie wszędzie są zadaszone schrony/wiaty. Najczęściej korzystaliśmy z napotkanych po drodze ławek, ale one też były mokre. I tu pomogła moja alumatka, zaadaptowana z osłony na szybę samochodową - polecam. Cienka, lekka, zajmująca niewiele miejsca, zapewniała nam obojgu suche spodnie przynajmniej na pupach, bo nogawki to i tak mieliśmy mokre. A na biwaku miałam dodatkową izolację pod matą samopompującą i to zapewniło mi nocą komfort cieplny.
Zgodnie z wcześniejszym planem w Palczy Piotrek napełnił nasze zbiorniki na wodę. Wkraczaliśmy w pasmo Babicy i tu za pierwszym wzniesieniem Babicy Zachodniej mieliśmy upatrzoną wiatę, w której zaplanowana była dłuższa przerwa obiadowa. Stąd do głównego wierzchołka było jeszcze ok.2,5 km.
Ta część Beskidu Makowskiego bardziej nam się podobała. Las był rzadki i nie taki mroczny, jak na Chełmie, częściej trafialiśmy na odkryte przestrzenie, czasem nawet z widokami.
Były też pewne minusy. Wędrówkę opóźniało obchodzenie szeroko rozlanych kałuż i ślizganie się na błocie. Idąc z przodu co jakiś czas rzucałam komendę : „Piotrek, zapinaj narty”. To było ostrzeżenie, że zaczyna się gliniasty zjazd. Musieliśmy również uważać, żeby nie rozjechały nas quady i motocykle, bardzo aktywne w tej okolicy.
I tu kolejna dygresja. Było mokro, były kałuże, bywało ślisko, ale to nic w porównaniu z Beskidem Niskim, po którym wędrowałam na Boże Ciało. Tam wracałam ze szlaku ubłocona nawet powyżej kolan, a na butach przynosiłam kilogramy gliny.
Między Babicą a Trzebuńską Górą napotkaliśmy kapliczkę św.Huberta. Spoczęliśmy na ławeczkach i pogawędziliśmy ze spacerującą tu rodzinką. Pani właśnie sprawdzała pogodę w swoim smartfonie i poinformowała nas, że jutro po 8 rano trochę popada. Wkrótce przekonaliśmy się, jak mało precyzyjna była ta prognoza.
Trzebuńska Góra była pierwszym miejscem, gdzie mogliśmy rozbić namiot. Jednak do wieczora było jeszcze daleko, mieliśmy rezerwy sił (przynajmniej tak się nam wydawało), więc powędrowaliśmy dalej w stronę Sularzówki. Obie góry mają dokładnie taką samą wysokość 625 m npm , ale jak to na „grani” droga to wznosiła się to opadała i szlak był urozmaicony. I tu dopadł mnie niespodziewany kryzys . Akurat okolica nie nadawała się na postój, a tym bardziej na nocleg. Trzeba było iść dalej. Sięgnęłam więc po saszetkę z „cudownym proszkiem”, rozpuściłam w wodzie i tak przygotowany napój energetyczny w ciągu kilku minut poprawił moje samopoczucie. Mogłam wędrować dalej.
Od Sularzówki zaczęliśmy się stopniowo obniżać, aż dotarliśmy do polany z kapliczką św.Mikołaja na Plebańskiej Górze. Stąd mogliśmy zejść do Myślenic i tam szukać kwatery. Do centrum miasta było niecałe 3 km. Jednak wiedzieliśmy, że o pokój najłatwiej jest na Zarabiu, a to już było prawie 5 km.
(zdjęcie nieostre, bo zrobione w marszu i jedną ręką)
Przyznaję, to moje stopy zaprotestowały przeciwko dalszemu maszerowaniu. Miały „na liczniku” 31,7 km, męczyły się 11,5 godz. w mokrych butach i zagroziły, że jutro nigdzie dalej nie pójdą.
Drugim powodem, że pasował mi biwak w tym miejscu, była chęć wykorzystania noszonego namiotu i reszty ekwipunku. Pogoda również wydawała się odpowiednia, a ponadto mieliśmy w pobliżu namierzone źródełko, więc nie trzeba się było martwić o wodę na kolację i na śniadanie.
Piotrek zajął się wyborem miejsca na rozbicie namiotu, a ja usiadłam na ławce, zdjęłam buty i z radością wywietrzyłam odparzone stopy. Za chwilę mój kompan również ściągnął obuwie, popatrzył na swoje stopy i stwierdził, że wyglądają jak kalafiory – białe, pomarszczone i … reszty domyślcie się sami . Mieliśmy ze sobą sandały i one okazały się niezbędne w takich okolicznościach.
Gdy namiot był już rozstawiony, Piotrek poszedł po wodę. Ja w tym czasie „umyłam” się wilgotnymi chusteczkami, przebrałam się już do snu i przygotowałam zestaw do zagotowania wody na kolację. Zdążyliśmy zjeść, kiedy zaczęło padać. Szybko pochowaliśmy wszystko do namiotu. Miałam nadzieję, że to tylko przelotny deszczyk, więc zostawiłam rozwieszone na sznurku skarpetki i koszulkę, a Piotrek czapkę, skarpety i stuptuty.
Deszcz padał przez całą noc. Spaliśmy kiepsko, na szczęście stopy dosuszyły się, dogrzały w śpiworze i odpoczęły. Rano dalej padało, ale o tym opowiem w następnym odcinku.
Słowa nie opiszą wszystkiego. Zapraszam do obejrzenia kolejnego odcinka nakręconego przez @piotrka.w serialu.
Link do filmiku (Etap III) :
https://www.youtube.com/watch?v=5ptrLCG ... ex=23&t=0s
cdn.