Strona 2 z 3

Re: Burze, bagna i wodne ruiny czyli Pribałtika 2019

: 10 października 2019, 16:35
autor: buba
Jedziemy do Jarva Jaanis. Buby raczej nie przepadają za zwiedzaniem muzeów, ale są chlubne wyjątki. To właśnie taki przypadek. Muzeum starych aut na wolnym powietrzu. Tysiące ton poradzieckiej blachy w różnym stopniu skorodowania. I to wszystko naraz! W jednym miejscu. Zderzak z zderzak! Zapach smaru, oleju, rdzy, blachy i starej kanapy unosi się wokoło, zbliżając czasoprzestrzeń do klimatu bubowego raju.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek



Muzeum jest położone przy domu właściciela. Musi to być jakaś ciekawa osoba, ale niestety nie mieliśmy okazji poznać. W ogole w czasie zwiedzania bylismy cały czas sami - sam na sam z pordzewiałymi pamiątkami szos tutejszej przeszłości... Raz chyba tylko gdzieś przemknął jakiś niemiecki turysta, ale chyba nawet nas nie zauważył, tak zapamiętale filmował swoją twarz, nawijając coś do kamery.

Część zgromadzinych tu pojazdów ma funkcje użytkowe. Jest zaporożec rabatka, a zarazem zewnętrzna reklama muzeum. Stoi przy ulicy, przed płotem, zapraszając miłośników tematu w swoje skromne progi. Świeże blachy i dobry stan ogumienia sugeruje, że autko jest na chodzie. Może tysięcy kilometrów już nie robi, ale pewnie na jakiś paradach swe wdzięki może zaprezentować i uświetnić impreze!

Obrazek


Relacja jest wyjątkowo obfita w zdjecia. Przeklikiwanie ich tu pewnie by mi zajelo pol roku. Zatem jak ktos ciekaw - to ciag dalszy (bardzo dużo ciagu dalszego) jest pod linkiem:
https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... aanis.html

Re: Burze, bagna i wodne ruiny czyli Pribałtika 2019

: 15 października 2019, 22:21
autor: buba
Dalsze trasy wiodą nas w lasy w okolicach Rassi. Bo tam stoi planowana przez nas chatynka - Saeveski.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Acz tak naprawde to "chatynka" nie jest dobrym określeniem. To solidny, piętrowy, drewniany dom. Z dwoma piecami, łóżkami i kompletem naczyń.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Cały "salon" wyłożony jest brzozowymi półbeleczkami!

Obrazek

Obrazek

Obecna chatka jest dawną, opuszczoną leśniczówką, która przez jakiś czas działała tutaj w latach 50 tych. A tereny okolicznych lasów są powiązane z orangutanem ;) Napotkany nad bagiennym jeziorkiem Kristin opowiadał mi o tym orangutanie, tajemniczo się uśmiechając i nie chcąc zdradzić szczegółów. “Jak odwiedzisz chatke Saeveski to sie dowiesz” i głupkowato rechotał... No i miał racje. Na ścianie chatki wisi owa histioria. W XIX wieku stróżem okolicznych lasów był Ado Kuldkep, nazywany też “Pasza Saeveski”. Któregoś roku, gdy zima była ciepła, miejscowi zaczęli na potege kraść drewno. Pasza więc wpadł na pomysł. Puścił do gazet informacje, że z ZOO uciekł orangutan, osiedlił sie w tutejszych lasach i atakuje ludzi. Czy złodzieje drewna by uwierzyli gazetowym artykułom? Może nie, ale od kiedy co niektórzy zaczęli naprawde spotykać owego złego orangutana - to informacja pocztą pantoflową szybko obniosła sie wokoło, powodując ataki paniki przed wejściem do lasu.. Orangutanem był oczywiście przebrany Pasza… Zaraz mi sie przypomniała historia mojego dziadka, malownicza opowieść spod Lubina. Zaraz po wojnie, nieco ponury klimat “Ziem Odzyskanych”, porzucony przez dawnych lokatorów pałacyk w Bolanowie. Powstające tam powoli gospodarstwo rolno - hodowlane i mix napływowej ludności niewiadomoskąd, który nocami kradł na potęge wszystko co wpadło w ręce. I mój dziadek, który miał tego bardaku pilnować. I co robił z kumplami? Duchy! Nocami spadały gongi ze ścian, skóry dzików i niedzwiedzi uciekały korytarzami, a blaszki przywiązane do sznurka, wyły jekiem potępieńczym. Poskutkowało! Wręcz przeniosło górą! Ludzie nie tylko przestali kraść nocami, ale w panice opuścili Bolanów i nie było komu pracować w gospodarstwie ;)

Obok chatki przepływa żelazista rzeczka. Długo gramy w misie - patysie. Wrzucamy patyki i szybko biegniemy na druga strone mostu sprawdzić, który szybciej przepłynie. A może któryś zabłądził? Nie sądziłam, że ta zabawa całkiem wciąga!

Obrazek

Obrazek

Obczajamy też inny potoczek, mniejszy, mulisty, ciurkający za chatką.

Obrazek

Obrazek

Oczywiście głównym punktem programu jest nasiadówka przyogniskowa!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Zestaw zabawek na wieczór ;)

Obrazek


W międzyczasie przewija sie dwóch kolesi w dużym czerwonym busie. Jeden jest bardzo rozmowny. To człowiek z wizją. Jako że swoje wizje wykłada w języku, który ja nie za dobrze kumam, odbiorcą wzniosłych planów i idei jest toperz, a ja dowiaduje sie szczegółów z drugiej ręki. Nasz nowy znajomy uważa, że to bardzo źle, że wsie się w Estonii wyludniają, a młodzi ludzie raczej migrują do miast. Że Tallin czy inne Tartu się rozrasta, a małe wioski wśród lasów coraz częściej są pełne opuszczonych domków. I on właśnie pragnie wpłynąć na ludzi. W tym celu coś pisze (ale nie udaje sie ustalić co pisze i gdzie pisze). Jego plan jest prosty - ludzie powinni przenieść sie na wieś i produkować zdrową żywność, zakładać fermy kur i szklarnie, a Estonia stanie sie wtedy samowystarczalna. On, przewodnik ludu, już sie wyprowadził na wieś - ale nie wiedzieć czemu nic nie uprawia ani nie hoduje. Swoim pisaniem ponoć współpracuje jakoś z rządem Estonii, a zamierza również podjąć współprace z rządem (!) chińskim! W tym celu już nawet zaczął nauke chińskiego. Bo ponoć klimat Estonii jest bardzo zbliżony do tego w Chinach i można by zacieśnić współprace dotyczącą “monokultur hodowlanych”. Nie wiem czy chodzi o to, że tutaj jest dużo bagien i można na nich sadzić ryż???

Drugi kolega wygląda zupełnie jak wiking, tylko zamiast hełmu z rogami ma kaszkiet - co nieco psuje odbiór i symetrie całości. On nie zagłębia się w tematy rolniczo - społeczno - międzykontynentalne. Grzebie patykiem w ognisku, pali cygaro i spoglada na kabaka z dużą dozą obrzydzenia. Myśle, ze obecność tego stworzenia sprawia, że przedstawiciele lokalnej społeczności jadą na nocleg jednak gdzie indziej. W nocy jesteśmy więc sami. Tzn. pozornie sami, bo w ścianach cały czas coś łoskocze i grzdyka. Noc jest wyjatkowo jak na Estonie ciemna - zwlekło sie dużo czarnych chmur.

Śpimy na piętrze.

Obrazek

Chatka ma skobelek od środka więc zamykam. Klamka słabo trzyma, bez sensu żeby drzwi łopotały. Przyjdzie nocny zbłąkany turysta to zapuka. W nocy mam wrażenie, że coś chodzi na dole. Jakby ludzkie kroki, sapanie, chrząkanie. Schodze.. Zaglądam do kuchni, wielkiej jadalni.. Zapuszczam żurawia we wszystkie kąty (a nawet świece latarka na sufit ;) ) Pusto. Musiało mi się zdawać. Śpimy... W nocy wędruje do kibla. Wracam z kibelka, zawijam się w śpiwór. Zaś coś łazi na dole. Tłumacze sobie: “Sprawdzałam, obeszłam, nic nie ma. Buba wkręcasz cos sobie. Drzwi zamknięte na skobelek, nic nie miało szansy wejść! Pewnie mysza”. Kłade, się, ale zaraz uderza mnie myśl - ale jak poszłam do kibla to drzwi zostały otwarte,nie? Na oścież, bo klamka nie bardzo trzyma. I może wtedy coś wlazło??” Ide więc na dół szukać szuracza. Jak można się domyślić bezskutecznie ;)

Po iluś godzinach sune do wychodka po raz kolejny. Lubie korzystać z takich przybytków przy otwartych drzwiach. Więc teraz też patrze w niecałkiem czarną lokalną noc, w ciemny zarys chatki, w kolebiące się na wietrze gałęzie drzew. Nagle zauważam ruch. Między kiblem a chatką coś lezie! A raczej pełznie… Wbijam zaspane oczy w szarość przychatkowej łąki. Wąż!!!! Ale nie jakaś żmija czy zaskroniec! Wąż gigant! Jakis pyton czy inna anakonda! Grube jak ludzka noga i długie na chyba z 5 metrów! Przemieszcza sie powoli i dostojnie wijąc się. Musiało spierdzielić gdzieś z zoo (taaaa... jak orangutan ;) ), cyrku czy prywatnemu hodowcy sie znudził pupil, wiec wywalił do lasu. Pierwszej zimy zdechnie, ale póki co lato przed nami. A co gorsza to coś jest przede mną, na mojej drodze z kibla do chatki. Wychodek jest porządny, szczelny, jak zamkne drzwi to mi ten gigant nie wlezie. Już mam wizje upojnej nocy w tym, jakże uroczym, przybytku. Poczatkowo troche się boje włączyć latarke - bydle zauważy i jeszcze zaatakuje? Dzieli nas jednak odległość jakiś 5 metrów, jakby co to zdąże drzwi zatrzasnąć. Zbieram się więc na odwage i snop światła oświetla mojego węża.... Błyskają zdziwione oczy… w liczbie kilkanaście! Mój wąż jest zdecydowanie wężem, ale składa sie z kun!! Chyba z 10 kun, kuna za kuną! Każda kuna trzyma ząbkami za ogon tą poprzednią. Pierwsza kuna jest największa. Czyżby mama wyprowadzała dzieci na spacer? I tak szły aby sie nie pogubić?? Idą więc tak trawami na krótkich łapkach, kręcą kuprami, sprawiając zupełne wrażenie meandrowania. Nieźle się ubawiłam! Ale człowiekowi wyobraźnia płata figle! Acz skądinąd niesamowite zjawisko i obserwacja przyrodnicza. Aparat został w chatce. Zawsze do kibla trzeba go zabierać. Nie zabrałam koło sudeckiej sztolni - i wpadła na mnie sarna. Nie zabrałam w Zatoce pod Odessą - i nad głową przeleciał mi wojskowy helikopter.. Tu znów popełniłam błąd!! Idąc do kibla aparat trzeba zabierać ZAWSZE!!!!!

A oto i kibel, z którego można prowadzić emocjonujące obserwacje lokalnej fauny! ;)

Obrazek

Nad ranem przychodzi burza. Wali piorunami całkiem blisko. Kabak sie boi. Mam wrażenie, że ona bardzo lubi się bać. Co chwile biegnie do okna, a gdy gruchnie - to z kwikiem wskakuje spowrotem pod śpiworki i się tuli chichocząc.

Burza w takiej chatce jest niezwykle klimatyczna! Tzn. póki nie trzeba iść do kibla ;)

Jeszcze tylko wpis do chatkowego zeszytu na pamiątke. Zeszyt jest dość gruby i wynika, że chatka jest wyjatkowo jak na Estonie popularna. Nie ma weekendu, żeby się jakaś ekipa nie przewinęła, a w popularniejszych terminach to jest i po 50 osób naraz!

Obrazek

Gdy zbieramy sie do odjazdu znów coś mruczy po horyzontach. Jakieś bardzo burzowe to lato...

cdn

Re: Burze, bagna i wodne ruiny czyli Pribałtika 2019

: 17 października 2019, 12:58
autor: Kovik
Czy w miejscach tych istnieje jakaś cywilizacja? :) Raj dla złomiarzy

Re: Burze, bagna i wodne ruiny czyli Pribałtika 2019

: 17 października 2019, 17:44
autor: buba
Kovik pisze:
17 października 2019, 12:58
Czy w miejscach tych istnieje jakaś cywilizacja? :)
Duzo tam wszedzie tej cywilizacji - drogi, mosty, chatki, wiaty, zasieg na komorke ;)
Kovik pisze:
17 października 2019, 12:58
Raj dla złomiarzy
No wlasnie mam wrazenie ze tam złomiarstwo nie jest tak modne jak w Polsce!

Re: Burze, bagna i wodne ruiny czyli Pribałtika 2019

: 17 października 2019, 17:45
autor: buba
W Helme jest coś na kształt parku. Są ścieżki, poręcze, tabliczki. Od typowego parku miejskiego różni się tym, że nie ma tam ludzi.

Jest też jaskinia. Super idealna jaskinia dla czterolatka. Już można połazić ciemnym korytarzem, nawet ciut dłuższym niż ten w piwnicy, gdy idziemy po ogórki, a zgubić sie raczej nie da. A poza tym wysokość kabacza, bo większość trasy my idziemy w kucki, a i tak sobie rozbijamy łby o sklepienie.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Ściany i sufity są bardzo miękkie - może to skłaniało wiele osób do przyozdobienia ich swoimi malunkami i napisami? Wygląda to bardzo ciekawie - takie rzeźbione ściany!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Są też elementy ceglane. Może to jednak sztolnia a nie jaskinia?

Obrazek

Niedaleko w krzakach ktoś ukrył dwa duże plecaki. Nigdy bym ich nie zauważyła, gdybym akurat w to miejsce nie skręciła do kibla.. Zawsze w takich momentach zastanawia mnie wizja alternatywnej rzeczywistości - co bym znalazła gdybym skręciła w zarośla kilkadziesiąt metrów dalej lub wcześniej??

Wpadamy też na hustawke giganta. (tzn. tak naprawde to nie wiemy co to jest za cudo). Nazwaliśmy to huśtawką bo sie buja, ale póki co czegoś takiego nie napotkaliśmy na swojej drodze. Huśtamy sie wiec na niej w trójke, tzn. wykładamy sie na drewnianej podłodze i gapimy w płynące obłoki. Toperz od czasu do czasu odpycha się nogą, bo cholerstwo jest na tyle masywne, że ja (nie wspomnąc już o kabaku) nie bardzo mam krzepe, aby to w ogóle ruszyć z miejsca. Kabak stwierdza, że huśtawka jest tak duża, że nawet nasz busio by się na niej mógł pobujać!

Obrazek

Piękna chwila. Cisza, obłoki i szum drzew. Jesteśmy gdzieś, sami nie wiemy po co i czego szukamy. Kiedyś musiałam coś o Helme usłyszeć bądź przeczytać. Zaznaczyłam więc kółkiem tą miejscowość na mapie - co miało oznaczać” “tu jest coś ciekawego”. A co - oczywiście zapomniałam. W kolejnych latach wbiłam sobie do głowy, aby włączyć do takich procedur, aby choć kilkoma słowami wspomnieć czy są tam ruiny dworu zamieszkane przez kanibala, czy może chatka dziadka, który zaprasza na samogon i wędzoną słoninę. Fajne są niespodzianki, ale czasem może warto wiedzieć jaką role sie będzie pełnić w poszukiwanej aktywnie atrakcji ;)

Są na pagórku wymurowane ruiny zamku, które nieco wyglądają jak współczesna budowa, której ktoś nie dokończył.

Obrazek

Na skraju parku odnajdujemy też bardzo mocno zarośnięty poradziecki pomnik. Dobre to by było miejsce na namiot np. dla rowerzysty czy autostopowica. Jest się przy drodze - a tak totalnie osłonięte od świata zewnętrznego - odzielone kordonem krzaków, tuj, zielska wszelakiego!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Jest teoretyczna możliwość dostania się w jakieś dalsze korytarze - ale to takie już "czołgane". Może tam czają sie wyjatkowe atrakcje, ale czołgać się nie lubie - od czasu szkolnego WFu, gdy zwykle kazali to robić na czas, a pośpiech jest jedną z bardziej znienawidzonych przeze mnie rzeczy.

Dalej jest źródełko w zaroślach.

Obrazek

Obrazek

W Helme są też ruiny kościoła, ale na rozpaskudzonych mieszkańcach Dolnego Śląska nie robią one chyba odpowiedniego wrażenia.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Przy ruinach kościoła jest wiata.. Wiata jak wiata, troche dech, troche śmieci - a na stole kieliszek i wrzucony weń pet.. lekko jeszcze dymiący.. Jakoś tak symbolicznie.. Albo za dużo filmów sie naoglądałam?? ;)

Obrazek

Obrazek

Ludzi w Helme nie ma za wiele. Dwoje gdzieś migneło na horyzoncie, ale na nasz widok zdawali się przyspieszać kroku, lub szybko skręcać w miejsca niewidoczne.

No to chyba tyle z poszukiwań na ślepo. Na zawsze więc pozostanie tajemnicą co skłoniło mnie do ujęcia tej, jakże zacnej, miejscowości na liście estońskich atrakcji. Czy ruiny zamku, jaskinia, źródełko, przerośnięta huśtawka, radziecki pomnik - czy może ogólny klimat statku widmo? Jedno jest pewne - żadne z tych miejsc nie była warte tego, aby do niego specjalnie zmierzać - ale ich mix - już jak najbardziej :D


cdn

Re: Burze, bagna i wodne ruiny czyli Pribałtika 2019

: 19 października 2019, 15:02
autor: buba
Późnym popołudniem zajeżdżamy nad jezioro Aheru. A tam - niespodzianka! Osiedle chatek! Coś niesamowitego! Już wiem czemu to miejsce oznaczyłam na mapie trzema wykrzyknikami! Chyba kiedyś było to całe gospodarstwo - dom, stodoła, stajenki. Wygląda na to, że potem opustoszało a RMK przejeło teren na potrzeby turystów.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Sa 3 chatki z pryczami do spania, stołami, ławami.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

To się nazywa “klęska urodzaju” - łazimy w kółko i nie możemy sie zdecydować, w której spać ;) Bo każda ma jakieś zalety i wady. Chciałoby sie zanocować w każdej, ale planowany jest tu tylko jeden nocleg. Toperz zawczasu ostrzega: “nie buba, nie bede w nocy migrowal ze śpiworem od chatki do chatki, to jest zły pomysł” ;)

Jest też bania!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Pewnie jakbyśmy byli większą ekipą to byśmy w niej rozpalili! A tak, to chyba nam sie nie chce.. Poza tym nie wiem - czy dzieci zabiera się do bani? Czy z racji na cieńszą skóre i mniejszą pojemność cieczy wewnętrznej - łatwiej ulegają one ugotowaniu na twardo??

Chatkowisko nie jest nad samym jeziorem, do wody trzeba kawałek dojść. Po okolicach chodzą burze, klimaty sa mroczne.

Obrazek

Nad samym jeziorem biwakują łotewscy wędkarze, którzy ukochali kolor niebieski. Bo czy to możliwe, że przypadkiem jest, że mają niebieskie auto, niebieski namiot, niebieski ponton, a ich dziecko niebieską piłke?? Na gałęzi drzewa powiewa kostium kąpielowy, który nieco zaburza harmonie - bo lekko wpada w fiolet ;)

Przy drugiej wiacie nieopodal stoi wypaśne BMW na rosyjskich blachach. Auto to jakoś nie bardzo mi pasuje do leśnego biwakowiska w nadjeziornym chaszczu. Zapuszczam żurawia między wiaty - udaje, że ide do wychodka. Ale zamiast napakowanego dresa z łańcuchem na szyi, dostrzegam starszą, siwą kobiecinke, we włóczkowym sweterku i chustce na głowie. Zbiera zioła i na mój widok chowa się za drewutnie z pękiem roślin pod pachą. Gdy odchodze, kątem oka zauważam, ze zioła upycha w aucie - jest już ich prawie pod sufit. Wyraźnie nie szuka kontaktu. Szkoda, bo wyglądała na ciekawą postać… Aha! Blachy miały kod 51 - czyli Murmańsk.. Czyli spory kawałek stąd.. Troche daleko, żeby przyjechac ot tak sobie, po zioła?

Nachodzi mnie pewna refleksja.. Będac w Estonii czy na Łotwie ma się poczucie pustki, braku ludzi, ciszy i spokoju. Czy to rzeczywiście oznacza, że owych ludzi tu nie ma, czy oni są, ale są kompletnie nieinwazyjni?? Któryś raz jesteśmy w jakimś miejscu i czujemy sie jak w głuszy. Tak jak tu - ludzie są, ale jakoby by ich nie było. Tak jakby ludzie tutaj cenili pustke swojego terytorium i wysyłali wyraźne znaki, że nie chcą kontaktu czy integracji. Nie raz były takie sytuacje - biwakowisko, jesteśmy sami. Ktoś przyjeżdża i osiedla sie w skrajnie odległym kawałku polany. Najlepiej za drzewami i tak aby przed naszymi oczami osłaniał go samochód czy wiata. Albo jesteśmy w chatce. Przychodzi kolejna ekipa. Widać zainteresowana pobytem. Ale widząc, że chatka jest zajeta - chwile się naradza i odchodzi - gdzie indziej szukać szczęścia. W Polsce jest jakoś krańcowo inaczej. Jak jest wielka pusta polana z jednym namiotem i później ktoś przyjdzie - to na bank tak postawi swój namiot, aby odciąg był w twoim przedsionku. Jak jest pusty parking to drugie auto ustawi się tak, że tryka cie lusterkiem. Jak jest pusty autobus - to na bank wsiadająca osoba siądzie tak, aby ci położyć torebke na kolanach. Jak na targu staniesz przy pustym straganie - to ani sie obejrzysz jak masz na plecach 10 osob… I niekoniecznie celem jest integracja- chęć wspólnej rozmowy, uzyskania porady, pomocy czy szukanie towarzystwa do obalenia flachy. Nie. Po prostu jakby jakiś podświadomy instynkt stadny - w tłumie raźniej, bezpieczniej?? Bo już wybrane miejsce musi być wygodniejsze i lepsze?

No a ja nie wyczułam niuansów kulturowych i łaże polskim zwyczajem po cudzych biwakowiskach i próbuje wsadzać nos w nie swoje sprawy - a tu idzie burza na dobre! Znając lokalne oberwania chmur to dzielące mnie 100 metrów od chatki może sie okazać zbyt duże… Nadchodząca burza jest jednak jakaś dziwna. Chmury nachodzą takie, że robi się czarna noc.. Bardzo długo trzaskają pioruny gdzieś wysoko, ale nie spada ani kropla. Co chwile robi sie jasno, ale nie widać błyskawic przecinających powietrze. Pomruk w chmurach jest prawie ciagły.

Obrazek

Obrazek

Chyba gdzieś dopiero po dwóch godzinach zaczyna grzmocić gdzieś niedaleko a potoki deszczu zalewaja okolice. Cóż… nasze dylematy z wyborem chatki na nocleg zdają się być rozstrzygniete… Wybieramy ta chatke, która jest najbliżej! ;)

Obrazek

Widowisko “światło dźwiek” podziwiamy z werandy chatki. W kabaku uczucie strachu i fascynacji walczy ze sobą i żadna ze stron nie może uzyskać przewagi!

Obrazek

Ciemny świat rozświetlony właśnie błyskawicą!

Obrazek

W chatce zapalamy świeczki i jest bardzo klimatycznie! :)

Obrazek

W nocy jeszcze troche polewa, bębni w dach pokryty omszałym gontem. Ale już nie grzmi..

Poranek wstaje pogodny, ale bardzo duszny. Pewnie zaś poleje... Włóczymy sie troche po okolicznych lasach, miłymi pylistymi drogami.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Chatka koło Koobassare też wygląda jak dawne opuszczone gospodarstwo. Fajna i pojemna.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

A w wychodku mamy towarzystwo! Doborowe! ;)

Obrazek

Obrazek

Kolejna chatka stoi sobie w lesie, wśród świerków.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Czytałam ostatnio o kuksach - klimatycznych kubeczkach wykonywanych od setek lat przez północne ludy z narośli brzozowej zwanej czeczotą. Prawdziwa kuksa powinna być żłobiona ręcznie, co zapewnia jej niepowtaralność i wyjatkość. Też bym chciała mieć taki kubeczek - pełen poświęconego mu czasu i uczucia... A tutaj ktoś poszedł o krok dalej! Wydłubał sobie kibel! Też z pniaka! Czy dłubany kibel ma też jakąś swoją nazwe???:D

Obrazek

Chatka, przy której się znajdujemy, miała być nad dwoma jeziorkami. Malutkie zaraz obok, a większe, zwane Pehmejarv 100 metrów dalej. Tyle z mapy. W rzeczywistości chaszcz blisko i chaszcz dalej. Jezior brak. Szkoda... była chęć na przekąpke, bo duchota straszna i pływamy we własnym sosie. Mamy plan, aby dzisiaj jeszcze zanocować tu gdzieś w rejonie. To już ostatni tegoroczny biwak w Estonii.. Może dlatego mamy takie wydumane wymagania? Bo jak nie dziś - to dopiero za rok! Więc ma być odludne miejsce z chatką i jeziorem! :) Dziwnie tak być takim mega wybrednym - i w końcu znaleźć dokladnie to czego się szuka! Ale uda się to dopiero za kilka godzin!


cdn

Re: Burze, bagna i wodne ruiny czyli Pribałtika 2019

: 23 października 2019, 23:15
autor: buba
Wjeżdżamy w jakieś dziwne drogi. Drogi leśne - ale są jakby w remoncie. Chyba musieliśmy przegapić jakiś znak. Mamy wątpliwą przyjemność pewnej mijanki. Z jednej strony busio, a z drugiej spychacz gigant zajmujący całą szerokość drogi.. A nawet troche wiecej, z każdej strony wystaje z pół metra na pobocze.. Czuje sie w prawie, no i jest w pracy - i ani myśli zjechać z drogi choć na centymetr.. A może nas nie zauważył? Tu jakoś ludzie mają dużą zdolność minąć cie i patrzeć jak na powietrze, przez ciebie gdzieś w dal.. Spinkalamy do rowu. Rów jest płytki i twardy.. Uffff… Udało się… Potwór nas ominął.. Ale było mocno nieprzyjemnie.. Wpływa to również na dalszy komfort poruszania się tą drogą (a raczej jego brak ;) No bo co jak ten stwór ma tu w lasach rodzine i przyjaciół???

Szukamy chatki koło Pahni. Chatka okazuje sie być jakoś mało leśna. Niedaleko jakieś muzea i domy. Samo biwakowisko wygląda jak ogród japoński lub inny botaniczny kawałek wystawki. Jakieś to miejsce zbyt wylizane jak dla nas. Trawka z rolki jak przed willa nowobogackich.. Klombiki.. Niby wszystko co trzeba jest, ale coś nie gra..

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Jakieś magiczne drzewko opisane tylko po angielsku, jakąś pseudopoezją.. Dlaczego nie ma wersji estońskiej? Jacyś obcokrajowcy to tu zostawili? Czy lokalsi, ale wstydzący się własnego języka?

Obrazek

Jakieś róże i bańki na drzewach..

Obrazek

Obrazek

Jakieś magiczne szmatki wirujące na wietrze...

Obrazek

Obrazek

Jakieś nawiązania do kontaktu z kosmosem, jakieś współgranie z naturą, ale “lustra wody” to nie wolno dotykać. Czyli woda jest, a kąpać sie nie można? No właśnie.. Jakoś dużo tu zakazów.. Nie po to ciśniemy tyle kilometrów na północ, żeby się poczuć jak we własnym kraju - gdzie ci nic nie wolno...

Ponoć jutro ma być tu jakaś impreza, taka dwutygodniowa..

Niby wszystko fajnie, widokowo, jest nawet chatka z kominkiem, ale w powietrzu czuć jakąś sztuczność.. Jakis niepokój.. Czasem są miejsca, które emanują spokojem, sielskością, atmosferą odpoczynku. Gdzie przychodzisz i czujesz się fragmentem terenu, że to twoje miejsce i tu pasujesz. A tu nie pasujemy. Miejsce zdaje sie być wrogie i szczerzy zęby. Nic tu po nas…

Jedziemy dalej. Zaglądamy nad jezioro Ubajarv. Znowu tymi dziwnymi drogami, gdzie sie zapadamy do pół koła.. Jak widać kolega spychacz jeszcze tu wróci…

Nad jeziorem utopiona w zieloności podwójna wiata. Zupełnie inna w kształcie niż pozostałe spotykane w tym kraju. Ognicho zadaszone, zatem i deszcz nam niegroźny!

Obrazek

Obrazek

Wiata jest mocno popisana węglem i markerami (to też niezbyt popularny proceder w Estonii. Acz może ta wiatka jest po prostu starsza??) Acz zeszyt - wpisownik też jest. Podpisy różnych ekip wywołują uśmiech na naszych gębach. “Tu wciągneło mi w bagno klapek, a kumpel prawie w ten sam sposób stracił flaszke”.

Obrazek

Taak… Tu jesteśmy zdecydowanie na swoim miejscu. Takiego biwakowska na dzis szukaliśmy! Dokładnie takiego! :)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Ktoś zakosił mamusi kapelusz!!

Obrazek

Nie jestem miłośniczką “selfi”, ale to uważam za wybitnie udane. Kabaczę porwało aparat i mniej wiecej takie są skutki :)

Obrazek

Czarne odmęty bagnistego jeziora, do którego “lustra” zapraszają ułożone przez wędkarzy kładki z dech. Bez nich by nas zasysło na amen! Cała trasa do brzegu jeziora to jakby pływająca wyspa! Idziesz po tych dechach i czujesz, ze to wszystko pływa i faluje ci pod stopami! Że idziesz jak po materacu i masz pod sobą 10 cm nibylądu a niżej jest już zdecydowanie “płynnie”. Z wyspy utworzonej przez deski i mech można dać nura w odświeżające tonie żelazistego bagna!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Gdzieś po drugiej stronie jeziora pływają sobie czasem rybacy. Wędkarzami chyba nie można ich nazwać skoro łowią siecią? ;) U nas to pewnie zaraz by był dym! Jeszcze w parku narodowym!

Obrazek

Obrazek

W pobliskiej brzozie jest gniazdko, a kwik piskląt miesza się z żabimi pomrukami z czarnego bagna, gdzie przed chwilą, w ciepłych promieniach zachodzącego słoneczka moczyliśmy swe cielska.

Wieczór zapodaje spokojem. Acz niestety troche też smutkiem. Bo to nasz ostatni estoński biwak. Nasze pożegnanie z RMK.. Kiedy znów???

Obrazek

W strone łotewskiej granicy suniemy leśnymi traktami.. Czasem pyliste, czasem bardziej grząskie, ale niezmiennie klimatyczne. I puste.. Nie mijamy nikogo...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Granice przekraczamy w miasteczku Valga/Valka. Praktycznie to jedno miasto, gdzie granica wije sie przez jego środek. Raz idzie krawężnikiem, raz po elewacji kamienicy, a gdzie indziej ponoć przecina na pół knajpe - co ponoć jest tu lokalną atrakcją turystyczną. Cieżko mi sobie wyobrazić jak to miasto wyglądalo, gdy ta granica naprawde istniała i była strzeżona.

Miasto bardzo przypada mi do gustu, a zwłaszcza jego obrzeża. Jest wyjątkowo puste, jak na miejscowość tej wielkości. Jest dużo drewnianych domów - takich dużych, raczej bloków lub kamienic zbudowanych z drewna. Musimy tu kiedyś wrócić i na spokojnie połazić zaułkami.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Zresztą cała droga Valga - Voru, mimo że dosyc głowna, asfaltowa, była niesamowicie pusta. Z rzadka tylko mijała jakieś maleńkie osady. I czuc było na niej mój ulubiony klimat pogranicza. Bo po tej drodze też sie trochu powłóczyliśmy, szukając poradzieckich baz... Ale o tym to w którejś z kolejnych części relacji...

cdn

Re: Burze, bagna i wodne ruiny czyli Pribałtika 2019

: 27 października 2019, 22:06
autor: buba
Wiele razy, włócząc sie po zaułkach Estonii, napotykaliśmy opuszczone domy. Może lekko zakręcony chłopak, napotkany pod chatką Saeveski, miał jednak troche racji - w kwestii tego, że tutejsza prowincja drastycznie pustoszeje? Puste zagrody zwykle występują pojedynczo, otoczone bezmiarem lasu i pól, położone gdzieś na totalnym wygwizdowie. Ponuro musiało się mieszkać w takich miejscach w tutejsze długie i ciemne zimowe dni.

Do relacji trafiły jedynie te domy, które z jakiś przyczyn wydały mi się ciekawe, nietypowe i po prostu jakoś zapadły w pamięć. Aby nie pisać po prostu: "kolejny opuszczony domek, nr 49, przy którym zdarzyło sie nic..."

Oruste

Ogromniasty, drewniany dom. Nie wiem jakie funkcje pełnił w czasach swej świetności. Wygląda raczej jak jakaś szkoła czy inny dom kultury.

Obrazek

Obrazek

Gdy podeszłam do budynku (z zamiarem zajrzenia do okna parteru), z górnego parapetu zeskoczył (albo zleciał?) kot. I był to przypadek nieprzysłowiowy - kot nie spadł (jak na kota przystało) na 4 łapy - tylko wyrżnął na kręgosłup. Musiało to być fest niemiłe bo miauknął przeraźliwie, przeciągle, spojrzał na mnie z wyrzutem i dał drapaka w najbliższe krzaki. Czy ja go przestraszyłam swoim nagłym najściem? Czy może czekał specjalnie ze swoich akrobatycznym skokiem na zagranicznego turyste - coby się nie zmarnowało? ;)

Obrazek

Obrazek

Obecnie chyba ktoś ów budynek wykorzystuje - na magazyn. W środku jest kilka pryzm ze starych desek - jakby połamanych dawnych mebli. Jest też dużo gałęzi. Nie wiem czy to opał czy inne zastosowanie? Tylko kto by to stąd woził. I gdzie? Nigdzie wokół nie ma innych domów.

Pewnie niedługo runie dach.. Opału będzie więcej...

Obrazek

Obrazek


Na przejściu granicznym między Rujiena a Lilli

Po łotewskiej stronie stoi domek zabity dechami. Po estońskiej malutki domek jest malowniczo zarośniety bluszczami i kwiatami. Paprocie, łubin, winorośl, puszyste sosenki, jakieś drzewka owocowe, które nadal kwitną, mimo że czerwiec już mamy. Rajski ogród!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

We wnętrzach zachowało się sporo sprzętów i eksponatów. Sądząc po ubraniach i zasłonkach (i ogródku) - ktoś tu gustował w kwiatach!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Popularny w okolicach (Estonia, Łotwa) rodzaj pieca. Taka wielka, blaszana rura. Nigdzie indziej takowych nie widziałam.

Obrazek


Sakurgi

Dom przy przystanku autobusowym. Autobusy chyba wciąż odjezdzaja. Bo rozkład wisi... z datą całkiem niedawną.. Tylko dla kogo? Jakiś autobus widmo??

Obrazek

Na ścianie domu skrzynki na listy - dawno chyba nieużywane.. Zwykle pocztowe skrzynki wieszają tu wewnątrz wiat przystankowych, ale ta chyba była za mała ;) Już by się podróżni nie zmieścili jakby skrzynki wsadzic! ;)

Obrazek

W domostwie chyba trzymali dużo królików i dzieci. Na jedne mieli klatki...

Obrazek

A dla pozostałych szafeczki. Kojarzą mi się z wyposażeniem przedszkoli - zbiorcza szafka, gdzie każdy maluch ma swój kawałek. Opatrzony osobnym, kolorowym znaczkiem, aby dzieciak pamiętał, które drzwiczki jego i nie podbierał cudzych czapek i czekoladek z kieszeni. Może tu takowy przybytek kiedyś istniał??

Obrazek

Szopa otoczona bagnem i chabaziami nad głowe. Próbowałam dojść do owego budyneczku, ale się poddałam. Nie tylko kabaka mogłam zgubić po drodze, ale i sama utracić wizje na okolice i mieć problem ze zidentyfikowaniem kierunku powrotu ;)

Obrazek


Okolice Pahni

Dziwny dom. Jedyny w swoim rodzaju. Generator wiatrów. Zwykle w wietrzny dzień człowiek szuka schronienia w budynkach. Budynek, gdy ma wygrzmocone okna na oścież, może być przewiewny i słabo chronić przed czynnikami atmosferycznymi. We wnętrzach może być przeciąg... Ale gdy na zewnątrz powietrze jest raczej stojące, podchodzisz do domu, zaglądasz do okna - a pęd powietrza zdmuchuje ci czapke?? Jakbyś siadła właśnie na motocykl i ruszyła z kopyta? Próbuje wejść drzwiami. Tu dla odmiany zasysa, a nie dmucha. Mam wręcz problem otworzyć niezamknięte drzwi - bo "wiatr" je przyciska do wewnątrz. "Wiatr" napisałam w cudzysłowiu, bo ja jestem na zewnątrz - a tu wiatru nie ma. Siłując sie z drzwiami w końcu wchodze.. A w środku to już hula istny huragan. I strasznie kręca te podmuchy! Trąba powietrzna tu wlazła i wyjść nie może, miotając sie jak durna po pokojach?

Obrazek

Obrazek

Duje tak, że niektóre cegły z pieca spadają! Jakiś pył i paprochy wwiewa mi do oka! Żesz to szlag! Nie moge tego potem wypłukać przez kilka godzin.. Stwierdzenie "ten dom wpadł mi w oko" nabiera nowego wymiaru...

Obrazek

Wiatr w twarz przynosi też zapach świeżego popiołu i niedogaszonego paleniska. Dotykam pieca.. Jest zimny. Wręcz lodowaty. I mam wrażenie, że skóra sie lekko klei do jego powierzchni. Tak jak czasem na mrozie do metalowej poręczy... A! I znowu ten walcowaty piec!

Obrazek

Opuszczam dom spowity nietypową cyrkulacją powietrza. Wychodze na pochmurny świat.. Świat stojącego powietrza i ciepłego metalu.. Przeszło mi wcześniej przez głowe, że może by spać w tym domu? Może wykorzystać go jako wiate? Myśl ta jednak dość szybko odchodzi.. Można wręcz powiedzieć, że "przeminęła z wiatrem", wywiało mi ją ze łba szybciutko i na dobre... Skupiając się jedynie na racjonalnych kwestiach - na takim noclegu można by się przeziębić! ;)

Szopa kryty ażurowym gontem, którego braki szybko zapełniają liście samosiejek..

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Re: Burze, bagna i wodne ruiny czyli Pribałtika 2019

: 28 października 2019, 16:53
autor: buba
Klooga

Jedziemy nad jezioro Klooga. Jezioro jest duże, ale strasznie młakowate. Ale to nie woda nas tu sprowadza. Nas tu sprowadza beton. A raczej to co z niego zostało i wystaje spomiędzy traw. Na rozległych nadjeziornych łąkach siedzą resztki poradzieckiej bazy. Nigdy nic o niej nie słyszałam. Wypatrzyłam ją na satelitarnych zdjęciach - tzn. gapiąc sie na nie - nie wiedziałam co to jest.

To też w pewnym sensie odpowiedź na wiele zadawanych mi pytań - “buba skąd ty bierzesz te miejscówki??” Ano stąd.

Obrazek

Jak coś wygląda na tyle intrygująco i rokująco - to po prostu jade i sprawdzam. Czasem odbijam sie od płotu, ale czasem trafi sie perełka. Tutaj było po prostu średnio.

Spora łąka jest usiana ruinami.

Obrazek

Obrazek

Najciekawsze sa dwa hangary - długaśne rury, acz o architekturze zupełnie innej niz te spotykane przez nas dotychczas. Po pierwsze są dużo dłuższe. Po drugie są dziurawe! Każde półkole dachu jest zbudowane z dwóch cząstek. A między nimi dziura! Między żebrowaniami też są szczeliny - widać światło. Nie wiem czy bardziej niż gdzie indziej odwalili tu fuszerke - czy się rozlazło? A może one są niedokończone? Może był plan przysypać je ziemią i posadzić trawe jak to zwykle bywało? Tylko czasu zabrakło? Jedno jest pewne - w czasie nawałnic takich, jak przeczekiwaliśmy w bazie pod Vepriai (Litwa) - to tu byśmy mieli niezły prysznic!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Acz widać, że i tutejsze ażurowe rury służą lokalnym celom biwakowo - wypoczynkowym. Ba! Na kanapach można się wyłożyc bardzo wygodnie!

Obrazek

Obrazek

Są też resztki innych budynków. Napisów “z epoki” brak, jedynie popisy współczesnych graficiarzy.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Wgniata nas w ziemie duchota. Kolor nieba i odgłosy z niego dochodzące sugerują, że jakaś burza nam dzisiaj dopucka!

Obrazek


między Hummuli a Oruste

Kolejnej bazy szukamy między Hummuli a Oruste. Miała siedzieć w lesie.. Miejsce odnajdujemy, ale troche za późno. Bazy już nie ma… Pozostały tylko nienaturalne dla kompleksów leśnych szerokie płytowe drogi i troche gruzu. Nie zachował sie ani jeden hangar czy inny zadaszony budynek. Wszystko zrównane z ziemią. Może gdzieś jest jakiś bunkier czy inne podziemie, do którego trzeba wleźć lisią jamą, jak niegdyś udało sie w polskim BARSie? Nie mamy jednak namiaru na nic takiego, więc pozostaje obejść się smakiem i pojeżdzić w kółko leśnym betonem..

Obrazek


między Nursi a Somerpalu
W tutejszych lasach również szukamy bazy... Na satelicie wyglądała fajnie, zbyt fajnie…

Obrazek

Już kawałek przed ostrzega nas znak - 5.5 km “Uwaga na sodurid…”. Co to kurde jest?

Obrazek

Translator mówi, że “wojsko”.. No ale to wiemy juz w domu, już po powrocie.. Nie używamy internetu na wyjazdach.. Ale translator nam nie potrzebny - wiemy, że nie jest dobrze… Potem jest już tylko gorzej…

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Szlabany, tabliczki, opisy sugerujące, że buby tu zdecydowanie nie trzeba… Baza jest chyba bardziej czynna niż przypuszczaliśmy ;) “Ćwiczenia”, “zachować ostrożność” , “teren zamknięty”, “wstęp wzbroniony”. No żesz to szlag! Znowu się wrąbaliśmy na poligon! Taaaaa… słowo “keelatud” jest nam już bardzo dobrze znane…;) Ciągle je spotykamy! Wręcz się śmiejemy, że nim właśnie jest oznaczony nasz szlak! ;)

Skądinąd ciekawe, że lokalne oznakowanie poligonu jest wyłacznie w języku estońskim. Podoba mi się to! Nie rozumiesz to twój problem. Bo np. w Polsce to każde takie wojskowe miejsce opisane jest chyba w co najmniej 4 językach!


Wszystkie estonskie bazy, te i zeszloroczne, są zebrane tutaj:
https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... z-cz8.html

Re: Burze, bagna i wodne ruiny czyli Pribałtika 2019

: 29 października 2019, 18:07
autor: buba
Przed nami Łotwa.. Kawałek do przejechania przez ten kraj mamy. Bo z Valki do Lipawy. Zwłaszcza droge wydłuża kilka naszych założeń. Chcemy oczywiście ominąc Ryge. Chcemy jak najrzadziej wjeżdżać na asfalt. Zaczyna się więc nasza kręta, zygzakowata trasa, w poszukiwaniu największego zadupia :) A jak wiadomo - takie miejsca obfitują w miejsca opuszczone i spotkania z dziwnymi ludźmi - więc i tym razem nie było inaczej!

Okolice Valki. Od miasteczka już kawałek. Gdzieś w lesie. Drewiany, parterowy dom. Niegdys zawierający kilka mieszkań dla robotników leśnych wraz z rodzinami. Dom solidny, ale ma coś w sobie z baraku. Nie wiem czy robotniczy klimat czy że taki podługaśny?

Obrazek

Obrazek

Obrazek

We wnętrzach zachowało się jeszcze troche starych mebli. W zależności od mieszkania - w różnym stopniu zdemolowania.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Sporo książeczek dla dzieci wala się tu i tam.

Obrazek

Obrazek

W szopie, pod grubą warstwą pajęczyn, leżą stare narty.

Obrazek

Narty zapewne jeszcze z radzieckich czasów, o czym świadczą różne napisy. Narty są zdecydowanie nie do pary. Ale może na tym polega ich urok? Ciekawe jaki los spotkał dwie pozostałe?

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Na szutrowej drodze przy chatce spotykam trzech kolesi. Twierdzą, że są myśliwymi, ale tak na pierwszy rzut oka (strój, zachowanie, sposób trzymania broni) wyglądają raczej na jakiś partyzantów ;) Są z Kraslavy, ale polować przyjeżdzają w te rejony - bo ponoć więcej tu jest zwierzyny, która przychodzi przez granice z przepastnych, estońskich lasów. Pobliski opuszczony dom służy im jako chatka na wypady i imprezy. W tym celu wysprzątali sobie jedno pomieszczenie. Piec ponoć wciąż na chodzie. Przyjeżdżają tu średnio raz w miesiącu. Za piecem mają gdzieś skrytke na wódke.

Obrazek

Nie wiem czemu, ale chłopaki bardzo nie lubią autostopowiczów. Ba! wręcz ich podejście do tej grupy jest jakieś obsesyjne! Od razu zadają mi to pytanie. Jakieś to jest takie śmieszne - poznajesz nowych ludzi, a oni nie pytaja cie z jakiego jesteś kraju, ani jak masz na imie, - tylko “ jakim środkiem transportu tu przyjechałaś”. Jakaś abstrakcja - o co tu chodzi?? Niektórzy to naprawde mają jakieś manie prześladowcze! Mówie wiec prawde, ze przyjechaliśmy busem - i o tam! stoi. Kolesie są dla mnie mili, wypytuja o szczegóły wycieczki, doradzają co zwiedzić. Do rany przyłóż ekipa! Ale jest w powietrzu jakiś niepokój.. Nie umiem powiedzieć w czym rzecz... Na autostopowiczach ciągle wieszają psy, ten temat powraca jak bumerang - mimo że ja próbuje poruszać inne.. Opowiadają nawet pewną historie, zanosząc się od śmiechu. Trzech chłopaków (chyba z Belgii albo Holandii) stopowało do Estonii. I właśnie w tej chatce postanowili zanocować. Zajęli posprzątany pokój i z niewiadomych mi przyczyn wyjątkowo naszym myśliwym do gustu nie przypadli. Więc najpierw myśliweczki postanowiły ich postraszyć - udając duchy. Gdy to nie przynosiło pożądanego efektu, objęli inną taktykę - zabawa w napad. Drzwi wywalili z kopa, zaczęli strzelać w powietrze, machać maczetami i biegać w kółko wznosząc okrzyki. Straszyć poćwiartowaniem i zakopaniem w lesie. “Ale spinkalali szosą biegiem w stronę Estonii, ha ha ha! Gacie chyba mieli pełne! ha ha ha!”

Jakoś ich poczucie humoru nie do końca do mnie trafia, więc grzecznie odmawiam na propozycje wspólnej imprezy w chatce dziś wieczorem i oddalam sie w stronę busia. Domek w lesie uznaję bowiem za zwiedzony, a wspólne tematy z nowo poznaną ekipą za wyczerpane...


Jedziemy dalej...

Prawdziwym zagłębiem opuszczonych domów są pyliste drogi w okolicach Nigrande, Vainode. To tereny naszego pierwszego spotkania z Łotwą w 2013 roku. Miejsce, gdzie zakochaliśmy się w tym kraju do obłędu - w jego pustce i klimacie bezkresnych przestrzeni, drewnianych domów, poradzieckich baz i sympatycznych ludzi. Terenów z nutką nostalgii i zawieszenia w niebycie... Uwielbiam tą przygraniczna droge! Mogłabym nią jeździć tam i spowrotem... i długo, długo by mi się nie znudziło!

Dom, niedaleko Vibini, przy którym wtedy spaliśmy, wciąż stoi - choć zniknęła nasza szopka :( Ta szopka, w której miała miejsce niezapomniana impreza pewnego chłodnego majowego wieczora...

Obrazek

Obrazek

Szopa nr 2

Obrazek

Garaż, w którym postawiliśmy wtedy namiot, wciąż stoi, ale z nieco zawalonym dachem..

Obrazek

Obrazek

Sam opuszczony dom zmienił sie niewiele. Nietypowy budynek dla tej okolicy. Bardzo duży i murowany.

Obrazek

Obrazek

Wnetrza... Lampy, wersalki... i grube rury - piecowe, przykiblowe.. I szklanki musztardówki. Naliczyliśmy ich tu chyba ze 30. I jako wazony na kwiatki, i w kuchni w kredensie, i rozbite na podłodze - widać używane przez jakąś żulerska ekipe całkiem niedawno.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek


Takimi lekturami się tu niegdyś delektowano.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Tym razem zwiedzamy też taki domek.

Obrazek

Obrazek

W środku oczywiście znów ten rurowaty piec!

Obrazek

Chyba jakaś sławna postać tu kiedyś mieszkała!

Obrazek

Tu jakieś domostwo pokołchozowego pochodzenia.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

I inne domy wydmuszki wyłaniające się tu i ówdzie zza zakrętów lokalnych, pylistych dróg...

Obrazek

Obrazek

Kronauce. Zatrzymujemy sie pod kolejnym opuszczonym domem - a może to była jakaś dawna knajpa przydrożna?

Obrazek

Obrazek

Ale to nie ów dom jest główna atrakcją tego miejsca.. Jest tu też opuszczona wieża na skrzyżowaniu. Ciekawy obiekt!!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Nie wiem czym było to miejsce w czasach swej świetności. Może jakaś policyjną budką? Kojarzy się też z wieżą ciśnień. Obecnie nada sie na awaryjny nocleg, najlepiej dla jakiegoś rowerzysty czy autostopowicza konesera (moze tu myśliwi z maczetami nie przyjdą?? ;) ) Myśle, że jak ktoś przyjdzie tam wieczorem, wylezie po drabince i sie kimnie - to żadnego problemu nie będzie. A na na trase blisko ;) Miejsca w środku na pięterku dla dwóch osób. Na parterze tez zadaszone miejsce, ale na górze jakoś chyba fajniej!

A czasem próby eksploracji opuszczonych domów kończą sie...hmmm... zaskakująco! ;) Tak jak np. w Upmalas...

A przez łotewskie zaułki prowadzą nas takie miłe drogi!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Re: Burze, bagna i wodne ruiny czyli Pribałtika 2019

: 30 października 2019, 21:56
autor: buba
Do Lipawy jedziemy po raz drugi. Byliśmy juz tutaj w 2013 roku. Spaliśmy przy nadmorskiej twierdzy, szukaliśmy tuneli w bagnistych bobrowiskach, kupowaliśmy stare odznaki na miejscowym bazarze. Część ekipy poszło hen! w morze po długaśnym molo i poznakomiło sie z rybakami.. Jeden dzień w Lipawie… Pozostał niedosyt, zachwyt tym miejscem (zdecydowanie spełniającym moje oczekiwania wedle ilości ruin wokoło ;) i jakiś rodzaj tęsknoty za utopionym w lesie blokowiskiem, jakby przeniesionym z dawnych lat, za tym piachem wymieszanym z betonem i zapachem żywicznego, sosnowego lasu.. I usilna chęć, aby znów tam wrócić, więcej się powłoczyc zaułkami, zobaczyc to dziwne “głazowisko”, które majaczyło gdzieś we mgle na brzegu morza jeszcze dalej na północ niz rozłożyliśmy się wtedy biwakiem.. Chcieliśmy juz tu zawitać rok temu, ale awaria busia to uniemożliwiła. Ale teraz sie udało! W pewien szary i mokry czerwcowy dzien suniemy więc w strone jednego z moich ulubionych miast!

Mówienie, że “lubie Lipawe” czy “Lipawa jest jednym z moich ulubionych miast” jest jednak nieco naciągane. Bo tak naprawde wszystkie moje zainteresowania, ulubienia i fascynacje kręcą się wokół Karosty - północnej, silnie zmilitaryzowanej dzielnicy tego miasta, oddzielonej od reszty terenu symbolicznym kanałem. No a między Lipawą a Karostą nie można stawiać znaku równości… Dopiero w tym roku dowiedzieliśmy się różnych lokalnych niuansów i animozji. Poprzednio żyliśmy w błogiej nieświadomości ;) Dowiadujemy się między innymi tego, że ponoć Lipawa Karosty bardzo nie lubi. I z wzajemnością. Że ponoć nie ma na Łotwie tak łotewskiego miasta jak Lipawa. I tak rosyjskiego (a raczej poradzieckiego) jak Karosta. Procentowo w statystykach wygląda to ponoć podobnie jak w innych miastach. Tylko, ze tam ludność jest wymieszana, a tu granica biegnie kanałem...

Problem na linii Lipawa - Karosta jest tez taki - że z jednej strony Lipawa Karosty się wstydzi i nia pogardza. Że to takie slumsy, getto i miejsce niebezpieczne z politycznego punktu widzenia.. Że lepiej by się od tej Karosty odżegnać, odłączyć i nie mieć z nią nic wspólnego. A najlepiej jakby ona przestała w ogóle istnieć... Że to miasto alkoholików, ćpunów i bezrobotnych sierot po Sajuzie. Że to teren ruin i odrapanych blokowisk, gdzie czas jakby się zatrzymał w poprzednim tysiącleciu. Ale z drugiej strony Lipawa stawia na turystyke. A jak przyjeżdżają zagraniczni turyści - to gdzie walą? Ano do Karosty. Bo tam więzienie przerobione na lunapark, bo tam forty, bo tam stary beton w morzu leży i mozna sobie lansiarską fotke na instagrama walnąć... Bo to Karosta odróżnia Lipawe od innych łotewskich miast i w dużej części stanowi o jej inności i atrakcyjności. Wiec nie jedno solidnie tu zgrzyta oraz wiele wątpliwości i dylematów tli sie na linii kanału dzielącego te dwa światy...

Nazwa dzielnicy Karosta pochodzi od slowa “port wojenny” - po łotewsku “kara osta” (ech... jak niektórzy lokalni Rosjanie się zabawnie wkurzają jak sie im przypomina, że "ich miasteczko" nazywa sie po łotewsku! ;)

Miejsce to nie ma historii jako osada, wieś czy cywilne miasto. W XIX wieku powstala na pustym brzegu morza jako wojenny port. Czyli już za carskich czasow rozpoczął sie czas rycia podziemi, bunkrów i stopniowego zalewania terenu betonem. Z budową (i późniejszymi próbami rozbiórki) tych fortów jakoś się strasznie miotano. Już jakoś na poczatku XX wieku, (a więc bardzo niedługo po rozpoczęciu budowy) uznano pomysł na ową twierdze za chybiony, za pomyłke i sporo świeżo postawionych obiektów próbowano wysadzić w powietrze. Jedno jest pewne - że lipawskie forty nie wypełniły swojej pierwotnej misji. Budowa została przerwana, a i wysadzanie nie było zbyt konsekwentne. Budowle pozostały więc na miejscu w pewnej formie zawieszenia, co patrząc na nie - nie zawsze jest tylko przenośnią ;)

Tyle ze strony ludzi z dawnych lat - jeśli chodzi o ich wkład w uatrakcyjnienie lokalnego brzegu i dostosowanie go do bubowych potrzeb estetyczno - wypoczynkowych ;) Resztę zrobiła juz przyroda - fale i morska bryza. Stary skorodowany beton wtopił się w krajobraz.. Miejscami przypomina wręcz skały, tylko wystajace tu i ówdzie druty i inne kawałki metalu sugerują tworzącą je niegdyś ręke człowieka.

Przez 50 lat za czasow ZSRR Karosta była zamknietym miastem, bazą Floty Bałtyckiej. Nawet mieszkańcy Lipawy nie mieli tam wstępu. W latach 90-tych ponoc zasłynęła jako miejsce o bardzo wysokim wskaźniku przestępczości. Teraz sie ponoć poprawiło. Choć póki co nie włóczyliśmy sie wieczorami zaułkami blokowisk i nie siedzieliśmy po lokalnych spelunach gawędząc z lokalsami o życiu... Acz kiedyś i z tą stroną Karosty mielibysmy chęć się zaznajomić! Póki co jednak padło na bunkry i ruiny. Te nadwodne. Szukać betonu bardziej w głębi lądu też kiedyś będziemy, ale to na jakimś kolejnym wyjeździe.


Dziś trafiamy do najbardziej północnej części lipawskiej twierdzy na brzegu morza. Miejsce to jest zwane “Bateria nr 1”. Jedno jest pewne - tu nas jeszcze nie było! To miejsce wtedy, w 2013 roku, omineliśmy - spiesząc sie na podbój różnych okolicznych poradzieckich baz. Tutaj bunkry też leżą w morzu i na plaży. A nad głowami huczy nam wiatrak potwór. Jak ja nienawidze tych konstrukcji! A ostatnimi czasy wszędzie tymi paskudztwami muszą upstrzyć krajobraz...

Dziś jest chyba najbrzydsza pogoda z całego wyjazdu - zimno, szaro i na przemian siąpi i solidnie leje...

Obrazek

Ale i tak idziemy pozwiedzać ten nietypowy brzeg, rosochatym betonem opadający do morza. Zwykle, gdy po powrocie do domu wgrywam zdjęcia na komputer - to je prostuje, bo nie wiedzieć czemu większość zjeżdża mi na jedną strone. Przy zdjęciach z tej twierdzy proces ten był niezmiernie trudny - czasem wręcz niewykonalny! ;) Bo tu nie ma pionów i poziomów, tu wszystko faluje i łamie sie losowo we wszystkich perspektywach. Linia morza zdaje się być jedyną trzymającą fason - acz momentami mam wrażenie, że też nie do końca. Tu wszystko jest krzywe, popękane i zastygłe w najbardziej fantazyjnych pozycjach, które na oko wydają sie być totalnie nietrwałe - ale jednak siedzą w większości mocno swoim ciężarem w piachu klif lub zaryte w morskim dnie. I chyba nic prócz sztormu gigantu nie jest w stanie ich ruszyć... Bunkry porastają różyczki, mech, porosty, glony i wszelakie inne oślizgłe i aromatyczne stworzenia nadmorsko - naskalne.

Skaczemy więc po ogromnych blokach betonu, wspinamy sie po zbrojeniach, chowamy przed nagłymi ulewami pod mniej lub bardziej cieknącymi okapami lub wpełzamy w ciemne czeluście powykrzywianych korytarzy. Czasem zalewa nas fala deszczu, a czasem fala morskiej grzywy. Nigdy nie wiadomo skąd woda uderzy - czy z góry, czy z boku czy wytryśnie ze spękanej podłogi! Czasem zjeżdzamy na kuprach po mokrym piachu i błocie, których nawisy akurat postanowiły ujechać nam masowo spod nóg, wiedzione jakąś przyspieszoną grawitacją albo nagłą tęsknotą za spotkaniem z morzem.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Kabak oświadcza “Jakie to jest fajne miejsce na zabawe w chowanego!!!” Niestety... paskudni rodzice się nie zgadzają. Zabawa mogłaby sie okazać zbyt pasjonująca ;) Ciekawe czy nam to wypomni z wyrzutem za ileś lat...

Szarość betonu, zlewającego sie z szarym niebem i szarą wodą, ożywia dzisiaj jedynie kabacza kurtka i czasem jakieś graffiti.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

My z toperzem maskujemy sie tu całkiem dobrze ;) Zdjęcia pt. "znajdź turyste" ;)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Okno pełne morza...

Obrazek

Obrazek

Niektórzy przywitali sie z morzem jak trzeba! Ja się nie zmusiłam dzisiaj.. Zzzimno!

Obrazek

Spacer w kapturze to jedno, ale troche słaba taka pogoda na biwak na brzegu morza, na dłuższą nasiadówke, gotowanie żarcia, cieszenie się plażą, falami i morskim widokiem. Ale okolica oferuje atrakcje i na taką pogode! Znajdujemy sobie rure! Taką wielką, żebrowaną, jakby hangar na rakiete albo co :) Rura jest zadaszona, więc jest w niej sucho. Wieje też nieco mniej niż na zewnątrz, ale przewiew jest wystarcający aby dym ogniska nie wygryzł nam oczu. Rozpalamy jeden z brzozowych pieńków - tych "pochodni drwala", które zakupiliśmy na łotewskiej stacji benzynowej. Taki biwak to ja rozumiem! :)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Wjechać pod dach się niestety nie da (tak jak uczyniliśmy rok temu w hangarach litewskiej bazy koło Vepriai) - wiec biedny busio moknie nieopodal..

Obrazek

Obrazek

Mimo nieciekawej pogody troche ludzi się przewija po tutejszym wybrzeżu. Można by ich podzielić na dwie główne grupy - "lokalny dres" i "zagraniczny turysta". Pierwszy typ zdaje sie bunkrów nie zauważać, zwykle jest wpatrzony w puszke z piwem lub cycki swojej dziewczyny. Drugi typ również na patrzy na morze czy stary beton - gapi sie tylko w ekran swojego smartfona. Jeden i drugi typ więc bardzo często sie potyka i klnie w różnych językach, w zależności od typu. Kilku prawie wlatuje przez dziurę przydachową do naszej rury, acz ostatecznie zwykle wpada tylko noga, a reszta się klinuje.

Szarość wieczorna zostaje na chwile przerwana. O dziwo mamy okazje dziś oglądać zachód słonca! Najbardziej niesamowity i upiorny (ale i w swojej inności zachwycający) zachód słonca jaki miałam okazje oglądać w swoim życiu. I idealnie pasujący do postapokaliptycznego klimatu tego miejsca…

Obrazek

Obrazek

Do snu nie grają nam morskie fale… wszystko zagłusza swoim ponurym szumem wiatrak gigant.. Czy śpisz czy idziesz siku - cały czas tło wypełnia “uuuuuuu”” i machanie skrzydeł potwora, który zasłania pół nieba.. Niezły koszmar mieć coś takiego przy domu… A niektórzy mają i nikt ich o zdanie nie pyta... Ja po jednej nocy dostaje szału od tego ciągłego “uuuuuu””, które jakoś wgryza się do głowy a nawet pulsuje gdzieś na wysokości kręgosłupa. W nocy sobie też wkręcam, że będzie wesoło jak przyjdzie burza.. Albo jak np. akurat dziś jedno z tych skrzydeł postanowi odpaść… ;) Na szczęście jednak wiatrak się nie rozpada i rano robi takie samo obrzydliwe “uuuuuu” jak wieczorem. No ale na drugi nocleg to się raczej rozłożymy gdzieś już dalej od niego!

Nie wiem czemu, ale z wieczora wiatraczysko nie załapało sie na żadną fotke. Więc są tylko poranne... Jaki ten busio przy nim malutki, jak mróweczka!

Obrazek

Poranek wstaje cudownie pogodny! Zatem cały dzień będziemy się włoczyć po tutajszych plażach, lasach i ruinach! Wygrzewać sie na ciepłych piachach i betonach wystawiając pyski do słońca!

Jedyne pozostałości wczorajszego deszczu!

Obrazek

Obrazek



cdn

Re: Burze, bagna i wodne ruiny czyli Pribałtika 2019

: 03 listopada 2019, 18:04
autor: buba
Po deszczowym i szarym wczorajszym dniu chyba jeszcze bardziej doceniamy potoki słonca i błękity dzisiejszego nieba!

W takich miłych okolicznościach spożywamy sobie śniadano na lipawskiej “Baterii nr 1”.

Obrazek

I mimo że tutejsze bunkry już wczoraj zwiedzaliśmy - dziś robimy obchód okolicy po raz kolejny. W słońcu wygląda to wszystko totalnie inaczej!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek


Napewno dzisiaj jest przyjemniej łazić wybrzeżem, acz taki dzień jak wczoraj też miał swój niezaprzeczalny urok!

Wyruszamy też plażą na południe - w stronę “Baterii nr 3”.

Jest też tu niedaleko “Bateria nr 2”, ale jest raczej niedostępna do zwiedzania, bo chyba jakieś wojsko nadal ją użytkuje.

To miejsce chyba wczoraj przegapiliśmy!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Klimaty niespiesznego przemierzania pustych plaż, smagającego gęby wiatru i zapachu igliwia...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek


Idziemy tak sobie, fale szumią, słoneczko przygrzewa, a nas wypełnia jakieś poczucie bezgranicznego szczęścia. Czasem przychodzą takie momenty, gdy na człowieka spływa radość - ale taka wielka, że aż jakaś wydaje się irracjonalna! No bo nic takiego się nie dzieje, żeby aż tak cieszyć jape. Jakieś takie poczucie spokoju, sielanki i zachwytu nad otaczającym cie krajobrazem - jakby cały świat się do ciebie uśmiechał. I tu właśnie jest jakieś takie dobre miejsce. Ide więc sobie, coś podśpiewując, podskakując (jakbym miała ogon to bym nim zapewne merdała ;) ), zastanawiając sie nad pięknem tego miejsca i tej ulotnej chwili o zapachu morskiej bryzy i sosnowego lasu i… nagle widze napis wysprejowany na bunkrze.. “Wiedz, że te chwile są bezcenne”.

Obrazek

No żesz … Jakie dziwne zjawisko! O co tu chodzi? Nagle twoje myśli pojawiają wymalowane na betonie.. Dlaczego akurat tu i teraz??? Niesamowite.. Widać wyraźnie ktoś czuł to samo co ja - i dał temu swój artystyczny i trwały wyraz! Może tu rzeczywiście jest jakieś “dobre miejsce”? I dokładnie tu, a nie gdzie indziej coś emanuje z ziemi, powietrza czy morza? Nigdzie indziej już podobnego napisu nie napotkaliśmy. Może dlatego, że juz w żadnym innym miejscu takiego “skoncentrowanego szczęścia” nie było?

Jesteśmy gdzieś w połowie drogi między skupiskami zwalonych do morza budynków. Tu też leży bunkier, ale taki pojedynczy. “Leży” bo częściowo wleciał do morza - odpadł od swojej nasady na klifie i zarył sie nosem w piachu.

Obrazek

Obrazek

Można bez problemu wleźć do jego wnętrza. W środku jest piach. No i duży przechył całego budyneczku. W kolejnym pomieszczeniu, częściowo wypełnionym wodą ten “przechył” dokładnie widać.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Co chwile budynkiem wstrząsają mocne wibracje i głuchy łoskot rozlega się echem po wszystkich pomieszczeniach. To kolejna fala rozbiła swe grzywy o beton, który napotkała na swej drodze.. Ciekawie byłoby spać w tym miejscu!

Miejsce to zasysło nas na dobre.. Skaczemy po betonie i korzeniach, obserwujemy fale, leżymy na piasku.. Nie wiem ile czasu tu spędzamy.. Kilka godzin? To miejsce ma jakąś niesamowitą magie i jakoś nie możemy się stąd ruszyć.. Jakbyśmy podświadomie chcieli, aby te “bezcenne momenty” trwały jak najdłużej…

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Takie “wakacje na Bałtykiem” to ja rozumiem! :)

Obrazek

Niedaleko brzegu, na wydmie, są też jakieś umocnienia okrągłego kształtu. Betonowe korytarzyki okalają trawiaste dziedzińce - obecnie najczęściej wykorzystywane jako miejsce ogniskowe.

Obrazek

Napis nie zadziałał, śmieci troche jest... Różowe ognicho płonie dzień i noc :)

Obrazek

Stare napisy we wnętrzach trudne są do odszyfrowania.

Obrazek

Widać wyraźnie podpisy jakiś całych grup żołnierzy, widac stacjonujacych tu w latach 70tych.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Całe lasy sa tu faszerowane betonem... Gdzie nie pójdziesz możesz sobie wleźć pod ziemie (co ochoczo raz po raz czynimy!)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Są też betonowe wieże ukryte na pagórkach wśród sosen. W odróżnieniu od tych np. w Suurpei, tu trzeba się już troche nagimnastykować i nawspinać, żeby wciągnąć sie na góre. Acz widać, że nie przekracza to umiejętności lokalnej młodzieży. Fajnie tu mają.. Impreza tam na górze musi być ciekawa - merdając nogami z balkonika i z wysokości patrząc na morze i las...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek


cdn

Re: Burze, bagna i wodne ruiny czyli Pribałtika 2019

: 06 listopada 2019, 23:57
autor: buba
“Pojechać nad Bałtyk i iść na spacer po molo” - nie brzmi to jak ciekawy plan dnia. Ale można się mocno pomylić! Bo wszystko zależy od definicji. Od definicji tego “co to jest molo”. Jeśli uznać, że molo to “pomost, nasyp lub grobla wysunieta w morze, przeznaczona dla pieszych, pojazdów lub obsługi statków” - to lipawski obiekt zdecydowanie nim jest. Ale statystyki (przynajmniej te internetowe) się nim nie zachwycają i raczej przemilczają jego istnienie - mimo że jest chyba najdłuższym molo na Bałtyku. ( w ogole dłuższe jest chyba tylko w Anglii, w Southend-on-Sea...) Lipawskie molo ma prawie 2 km! Ale nie w długości jego moc - a w klimacie. W Polsce by się zapewne takie nie uchowało, a napewno by sie nie uchował swobodny dostęp do takiego miejsca - bez barierek i o malowniczo nierównej powierzchni. Pewnie by okratowali, otoczyli polem minowym i ochroniarzami z kałachami - żeby turysta sobie przypadkiem nóżki nie skręcił i żeby go chronić przed nim samym (bo system lepiej od ciebie wie co jest dla ciebie dobre..). Ale widać na Łotwie jest jeszcze troche wolności - i dlatego tak bardzo polubiliśmy ten kierunek na nasze wyjazdy! Po molo więc spacerują zakochane pary, żuliki obalają flachy, a wędkarze mogą suchą stopa łowić prawie na pełnym morzu.

Więc i my w pewne słoneczne popołudnie tam wycieczke zapodaliśmy! Suniemy - ot tam! hen! gdzie pas betonu prawie znika na horyzoncie! Lipawskie molo pierwotnie nie było zbudowane aby turyści pokroju buby mogli sie nim cieszyć - było falochronem. Jego funkcją miała być ochrona bazy łodzi podwodnych.

Początek trasy jest mało pasjonujący - ot szeroki wał betonu, jak ulica albo most.. Acz każda betonowa płyta ma to coś w sobie, że miło się po niej idzie. Zwłaszcza jak nadgryzł ją już ząb czasu. A i dobrze wiemy, że bedzie coraz lepiej! :)

Obrazek

Obrazek

Z każdym krokiem bardziej czuć morze, ląd się oddala, wzmaga sie wiatr i zapach jak ze starego kutra! Prawdziwy klimat zaczyna się jednak nagle - wyraźnie można wskazać miejsce gdzie on wyskakuje i pokazuje swoje prawdziwe oblicze! Tam - gdzie się kończy falochron z betonowych bloków! Tam zaczyna się to miejsce, dla którego tu przyszliśmy. To już jakby nie beton - to jakby wyżarta erozją skała, to miejsce walki wody i wichrów z jakimś kawałkiem ludzkiej cywilizacji.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Być tu podczas troche większej fali musi być… hmmmm… mocno ekscytujace! Szukałam po necie zdjęć w stylu “sztorm na molo w Lipawie” - próbowałam to wpisywac nawet po łotewsku, ale nic szczególnie ciekawego mi nie wypluło. Nie wiem czy śmiałków nie było? Czy tym, mającym najlepsze kadry - jednak nie było dane wrócić i podzielić sie swoimi emocjami ze światem? ;)

My pogode mamy ładną, więc emocji nie ma. Jest sielankowy spacerek i cieszenie gęby do słonca, betonu i niewielkich falek chlupiących ze wszystkich stron.

Obrazek

Wśród odwiedzających molo dominują wędkarze..

Obrazek

Obrazek

A tak się prezentuje samiuśki cypelek lipawskiego molo! Dalej już tylko fale i morskie głębiny!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

A nie - jeszcze ciut dalej ten budyneczek leży w wodzie!

Obrazek

Po bokach są też małe, betonowe “wysepki”, ale tam dociera tylko ptactwo!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Czy to dobrze jak falochron na ciebie patrzy? ;)

Obrazek

A horyzont zamykają klimaty portowe. Tłuste statki, dźwigi, przeładunki, zsypy..

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Czasem jakaś pomniejsza łajba też się pojawi - tu i ówdzie kolebiąc sie na falach.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Z zarośli wyłaniają się też lśniące kopuły cerkwi.

Obrazek

cdn

Re: Burze, bagna i wodne ruiny czyli Pribałtika 2019

: 09 listopada 2019, 20:04
autor: buba
“Bateria nr 3” widziana z oddali, od strony wody - a dokładnie gdzieś z molo. Kolejne skupisko bezładnie rozrzuconych bunkrów na lipawskim brzegu! Tu będziemy dziś spać! :)

Obrazek

Obrazek

Tu też wszystko malowniczo zjechało z klifu.

Obrazek

Obrazek

Dziś nie zrobilismy tutaj wielu zdjęć. Miejsce obfociliśmy dokładnie 6 lat temu, spędzając tu pewne słoneczne acz chłodne majowe popołudnie, lodowatą noc i mglisty poranek.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

A dziś namierzamy bardzo przyjemne miejsce biwakowe! Acz wietrzne nieco - więc nie palimy ogniska.

Obrazek

Wędkarskie klimaty wieczorne.

Obrazek

Obrazek

Trafia sie tylko jeden incydent, który wręcz nie wiadomo jak skomentować. Wybrzeżem idzie niemiecka wycieczka - trzech dorosłych (więc chyba opiekunów) i około 10 sztuk dzieciaków, na oko 10-13 letnich. Wycieczka bardzo poprawna politycznie, bo posiadająca na stanie trzech ciemnoskórych i jednego skośnookiego. Dzieciarnia zachowuje sie jak wypuszczona właśnie z cyrku (albo oddziału zamkniętego). Drą japy aż klify drżą, biegają na oślep mało nie tratując kabaka, zdają się w ogole nie widzieć (albo totalnie ignorować) otaczający ich świat. Idąc rzucają do siebie piłkę do rugby, która za którymś kolejnym rzutem wali w busia - na szczęście nie w szybe, ale w metal, więc obywa się bez większych strat. Sytuacja powoduje jedynie salwy śmiechu i radości. Opiekunowie nie reagują. Zdają się nie zauważac i dyskutują ze sobą na jakiś wciągający temat, żywo gestykulując i wznosząc się na takie poziomy uduchowienia, że chyba niedługo anieli ich uniosą ku niebu.. Ekipa na szczęście sie oddala - i już nigdy nie wraca.. Nie wiem co to było, ale z całego serca im życze, aby tą rugbową piłką upolowali auto jakiś miejscowych dresów, których jak było widać wczoraj pod wiatrakiem - w Lipawie, a zwłaszcza w Karoście, nie brakuje...

W nocy zostajemy prawie sami na naszym plażowym biwaku. W sąsiedniej zatoczce tylko stoi czerwony bus na lokalnych (tzn. łotewskich) blachach. Niestety nie umiem ocenić czy jest stąd czy z przeciwległego konca kraju. Zasiedla go ciekawa ekipa. 1 facet, 3 kobity i 1 gdzieś dwuletni dzieciaczek. Wszystkie babeczki bardzo dbają o faceta, co chwile donosząc mu jakieś smakołyki lub kolejne piwo. Toperz zazdrości - cytat: “ten to się ustawił w życiu” :) Wszystkie dziewczęta na zmianę opiekują się dzieckiem, wiec ciężko wysnuwać jakieś domysły, która jest matką. Ekipa nosi długie dredy i powłóczyste szaty. Na plaży tańczą i zapodają różne ćwiczenia, które nieco przypominają joge, ale są bardziej dynamiczne.

Do snu kołysze nas szum fal.. Jak to miło jak nie ryczy wiatrak!

Obrazek

Obrazek

Rano ekipa z czerwonego busa zbiera się dosyć szybko. Robią przepierke w dużych miednicach, dobranych kolorystycznie do barw karoserii auta i odjeżdżają w siną dal, powiewając świeżo upranymi kolorowymi ciuszkami.

Poranek jest tutaj dosyć pusty.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W ogóle miejsce jest mniej odwiedzane niż rejon podwiatrakowy. Zawijają dwie starsze babki z leżaczkami. Chodzi też koleś w pomarańczowej kamizelce, który zbiera śmieci i wyjątkowo taksującym wzrokiem mierzy nasze rejestracje. Chwile nawet stoi i im się przygląda, a jego twarz staje się buraczkowa. Może był kiedyś w Oławie i zebrał tam wpierdziel? Albo mu autobus uciekł lub kupił nieświeżą kiełbasę? Nic jednak nie mówi tylko się oddala szybkim krokiem w strone lasu... Nie spodobał nam się ten koleś…

W czasie porannej przekąpki w morzu słyszymy gwizdek. Na brzegu stoi dwóch policjantów i do nas macha. No cóż.. Trzeba podejść.. Mam nadzieje, że nie chodzi o tą "zupę" z łopianów, którą wczoraj “ugotował” kabak.. Że to nie było jakieś chronione albo co.. Bo łopiany leżą rozwłóczone koło busia.. Mieliśmy plan to posprzątać przed odjazdem.. Co zatem sprowadza przedstawicieli lokalnej władzy? Ponoć źle zaparkowany busio - za blisko klifu. Mamy go przestawić 20 metrów w strone lasu - bo tu ponoć niszczy trawe (matko, żeby oni nie skierowali wzroku na tą “zupe”...) a! i jeszcze obciążamy klif. Tłumaczę im, że wczoraj na zachód słońca to tu na klifie stało chyba z 20 aut (w tym jedna prawie ciężarówka) i oni nie obciążali? Ponoć tak jest codziennie - ciężko, żeby oni o tym nie wiedzieli. No ale teraz jesteśmy tylko my - więc my musimy się przestawić. Widać auta bardziej obciążają klify o poranku. Cóż, dobrze że nie zwlekli się z wieczora, bo stojąc te 20 metrów dalej nie byłoby z okna widoku na morze! Padają też dziwne słowa, wplecione gdzieś między wierszami. Że jest tu jakieś niepisane prawo (które miejscowi znają), że auta ustawia się tak, aby ich nie było widać z molo... (a bliskość do skraju klifu czy jakaś tam trawa mają znaczenie zdecydowanie poboczne). I coś w tym jest.. Tylko busio stał jak na patelni. Wszystkie inne auta, które pojawiły się tu wieczorem, stały tak, że zasłaniał je klif, pagórki albo bunkry! I faktycznie jak wczoraj byliśmy na molo - to nie było widać żadnych aut w zatoczkach "Baterii nr 3".. Policaje ogólnie są przyjazne i chyba też czas działa na naszą korzyść... Gawędzimy dłuższą chwile o atrakcjach okolicy, miejscach biwakowych. Opowiadają nam też o jakimś leśnym bunkrze, gdzie lepiej nie wchodzić bo już 5 osób przepadło tam bez śladu. Ponoć łatwo go rozpoznać bo drzewa przy nim są pomalowane w paski. Lokalizacji nie chcą zdradzić, ale pokazują fotki na telefonie. Cóż... Pozostaje mieć nadzieje, że jak jeszcze kiedyś zawiniemy do Lipawy i będziemy się włóczyć po lasach - to najpierw zobaczymy pasiastość drzew, a potem żarłoczny bunkier - a nie na odwrót ;) Mam też wrażenie, że ci policaje przyjechali tutaj, aby się do nas przyczepić, ale w międzyczasie porzucają ten plan. Mam też pewne przypuszczenia, że nie trafili tu z przypadku - tylko ten śliski zbieracz śmieci maczał w tym swoje brudne łapska..



Na dziś mamy jeszcze w planie obejrzeć pas bunkrów w lesie, niedaleko wiatraka, zwanych Fortem Północnym....

cdn

Re: Burze, bagna i wodne ruiny czyli Pribałtika 2019

: 11 listopada 2019, 18:44
autor: buba
Ruszamy też obadać kolejne skupisko lipawskich bunkrów. Miejsce nazywane jest różnie - Fort Ziemelu, Fort Północny, północne umocnienia... Chodzi o ten pas betonu zaczynający się przy "Baterii nr 1" i wzdłuż drogi Jatnieku iela ciągnący się wgłab lądu. Zawiera dwupoziomowe budynki. W niektórych korytarze rozłażą sie dodatkowo na boki, w innych nie.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Czasem górne i dolne poziomy są od siebie zdecydowanie oddzielone...

Obrazek

A innym razem zaczynają sie ze sobą zlewać...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Wiele korytarzy posiada ciekawą i kolorową szatę naciekową.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Na ścianach bunkrów można znaleźć też sporo napisów. Część z nich zostawili stacjonujący tu niegdyś żołnierze - są wpisy z lat 70 tych, z 90 tych.. Z 80 tych jakos nie bylo! Ani tu, ani tam w lesie na wydmie!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Czernihów zaznaczył swą obecność z przytupem!

Obrazek

Obrazek

A tu Białorusini - pozdrowienia z witebskiej oblasti.

Obrazek

A tu chyba coś po gruzińsku?

Obrazek

Obrazek

Są i współcześniejsze napisy - będące potwierdzeniem sympatii politycznych tej dosyć mało łotewskiej dzielnicy…

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Są motywy roślinne wskazujące wejścia na wyższe poziomy uduchowienia ;)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

A tu to ja sama nie wiem! Idziesz sobie wilgotnym, ciemnym korytarzem i nagle bum! Spotykasz pięciu panów w czerni ;) Wygląda jakby jakaś impreza tu była?

Obrazek

Roślinność malowniczo porasta stare ściany..

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Wszystko utopione jest w zieleni - w wysokich trawach i bujnym, malowniczym chaszczu!

Obrazek

Obrazek

Czasem prowadzą nas gdzieś strzałki...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Wąskie korytarzyki...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

I przestronniejsze sale..

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

A czasem trzeba pokombinować jak ominąć kłąb kolczastego drutu.

Obrazek

Obrazek

Jadąc pierwszego dnia obrzeżami miasta, w zacinajacym deszczu i chlapie, rzuca się nam w oczy pomnik z dawnych lat. Ciekawy pomnik, dosyć nietypowy - zarysy postaci z drutu.. A wstążke to tu chyba sprzedawali na metry ;) Bardziej już sie obwiązać chyba nie dało! Cóż... wygląda to bardziej na współczesną manifestacje sympatii politycznych niz na upamiętnienie poległych sprzed lat...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

A ta kobita z pomnika to jakoś dziwnie na mnie patrzy!

Poźniej, po powroce do domu, czytając w necie o Lipawie, dowiaduje sie, że kawałek za pomnikiem był kolejny fort - zwany "Średnie Umocnienia" albo "Fort Średni". Szkoda, że o nim nie wiedzielismy... Choć w taki deszcz pewnie by nam się i tak nie chciało brodzić w trawie po pas i go szukać... Cóż.. wrócimy tu jeszcze! Karosta rzuciła na nas jakiś urok.. Coś nam zadała... Wrócimy tu na bank...


cdn