Ale jak to - już nie przyjdą? I nie powiedzą już więcej nic? Całe Ich życia zamknięte w tak niewiele słów?...
Nie potrafię sobie dziś przypomnieć, kto zrobił, a potem może przysłał mi to zdjęcie… Skąd mam je u siebie… Jeśli autor mnie czyta i się ujawni to oczywiście go podpiszę i podziękuję. Bo to zdjęcie jest ogromnie cenne, zwłaszcza teraz... kiedy na naszym świecie nie ma już dwóch Osób z pierwszego planu…
Stare linki w większości powygasały i niewiele można pooglądać w starych relacjach, a jednak ta fotografia jest i zostanie..
[edit. zdjęcie zrobiła HalinkaŚ]
To był 9 lutego 2013 roku, zjazd w Zubrzycy. Kto zrobił zdjęcie… To musiał być raczej ktoś, kto tamtego dnia nie wyszedł na Babią. Kiedy zostało zrobione większość uczestników zjazdu była jeszcze na szlaku. Z samego tyłu jest Ardaryk i dwie dziewczyny, oni już zdążyli zejść ze szczytu jako jedni z pierwszych i przyjechali do karczmy prosto z Krowiarek, ale my z przodu zdjęcia przyszliśmy pieszo z kwatery. Byliśmy tamtego dnia tylko na Sokolicy.
Nie pamiętam, kto zrobił wtedy to zdjęcie… Ale za to świetnie pamiętam, że byłam wtedy mega wściekła na siebie, że na tą Babią nie wyszłam. Żałowałam, że w ogóle przyjechałam na ten zjazd, przecież powinnam od razu wiedzieć że Babia zimą jest dla mnie za trudna i po co w ogóle było się pchać, jeszcze po takich opadach śniegu?
Nie mam swojej zbiorówki z tej Sokolicy, ale poszukałam czy u innych jest jakiś aktywny album i gdyby ktoś chciał można ją zobaczyć u Tidżeja:
https://get.google.com/albumarchive/109 ... 5N5A0KLx7P
Edit [Tidżej]: dorzuciłem wspomniane zdjęcie
Właściwie to bardzo chciałam iść dalej, ale… osoby chodzące spokojniejszym tempem – Halinka, Zrzęda, Małgo i kilka innych postanowiły z jakichś powodów zejść, natomiast ci którzy szli dalej wydawali mi się zbyt szybcy na moje możliwości. Była mgła, nie chciałam iść sama, nie chciałam też by ktoś potem czuł się w obowiązku by na mnie czekać. A przecież można było iść, podczas drogi powrotnej spotkaliśmy jeszcze innych idących w górę, na pewno z dołu szedł jeszcze Zbychu… Część najszybszych ze szczytu niedługo potem zaczęłaby schodzić i na pewno by ktoś mnie mijał, było nas przecież bardzo dużo na tym zjeździe…
Wiosna, lato, jesień, zima następują po sobie tak jak urodzenie, życie, śmierć... Tyle, że przyroda zmartwychwstaje, my nie...
Jednak nie poszłam. Miałam jakąś obawę, kilka miesięcy wcześniej był zjazd jesienny 2012, planowałam iść na Jagnięcy, nad Kieżmarskiem Stawem część uczestników została, część szybszych poleciała do góry, a ja zdecydowałam się iść sama, warunki były bardzo dobre, ale szłam zdecydowanie za szybko i jeszcze to ostre słońce… i w efekcie zaliczyłam prawie zemdlenie w połowie drogi. Nagle pojawili się obok Królik z Jadzią (myślałam że są już dawno wyżej), gdyby nie pomoc Królika nigdy bym na ten szczyt Jagnięcego nie dotarła (Królik, jeśli to czytasz, jeszcze raz dzięki, to były moje urodziny i nie byłyby tak udane gdyby nie Ty).
Wracając na zjazd zimowy 2013… Dlaczego ninik wtedy zawrócił z Sokolicy, nie poszedł na Babią? Pewnie to nie ma dziś żadnego znaczenia… A może jednak ma? Jak wróciliśmy z Sokolicy na kwaterę, jeszcze zanim wybraliśmy się na obiad do karczmy to długo rozmawiałam na świetlicy z Marzenką, miała wtedy pewien kłopot zdrowotny i w ogóle nie poszła nigdzie na szlak tego dnia. Może On wtedy wrócił dlatego by ona nie siedziała zbyt wiele godzin sama na tej kwaterze? Nie wiem tego, tak tylko sobie rozmyślam…
Co zesłał los trzeba będzie stracić…
Jak już wyżej wspomniałam, po odwrocie z Sokolicy byłam bardzo niezadowolona z siebie, z całego wyjazdu, choć przecież w zejściu było bardzo wesoło i bardzo głośno… pełno śniegu, zabawy, były z nami dzieci, Piotrek od Tidżeja i Wiktoria, wnuczka Gosi, aniołek zjeżdżała szlakiem na czymś („jabłuszku”?) i wpadła prosto w jakiegoś (chyba) strażnika Parku Narodowego, który zrobił jej karczemną awanturę

Było super, tylko jakoś wtedy się tego nie umiało docenić… Nikt by wtedy nie pomyślał, że za 6 lat z kawałkiem i Otylia i ninik idący wtedy obok mnie tym szlakiem, siedzący obok mnie w karczmie będą już w innym świecie, nie naszym… Jeśli ktoś mnie czyta może się zastanawia do czego zmierzam, tyle tu osobistych dygresji, mało może konkretów, za mało o Dominku… Przecież wiadomo, że ja już od dawien dawna mam gdzieś tą Babią, że mnie na niej nie było tamtego dnia, ale chodzi mi o to że nigdy nie umiemy należycie docenić chwili obecnej, ludzi, którzy nam towarzyszą. Po co ciągle tyle myśleć o nieistotnych i trywialnych sprawach, pagórach, które stoją i do końca świata stać będą.
Robimy zdjęcia i trwamy w błędnym przekonaniu, że należy uwiecznić śnieg, bo przecież niedługo stopnieje, a tak naprawdę to my jesteśmy ulotni…