Modyń 06.05.2017
Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy
Modyń 06.05.2017
Wszyscy mówią, że spontany są najlepsze, tylko jak rano obdzwaniałem potencjalnych chętnych na sobotni ZTGM w Beskidzie Wyspowym to 50% leczy kaca i leży w łóżku, 25% opiekuje się tymi co leżą w łóżku i 25% ma już plany na kaca niedzielnego i musi być na miejscu max o 16… No nic, jedziemy naszą trzyosobową bandą na Modyń, kompletować dalej Diadem Polskich Gór.
Pogoda za oknem deszczowa, ale od okolic Gdowa mieliśmy już słońce i sporo czystego nieba, niestety popołudniu zapowiadali burze z ulewami i akurat dzisiaj pogoda im się sprawdziła. Dwa tygodnie zwodzą nas z prognozami to dzisiaj, kiedy akurat się ruszyliśmy, musieli się postarać.
Modyń
Mogielica góruje nad okolicą, na zdjęciu nie załapał się Luboń Wielki
Z auta zostawionego na przełęczy Ostrej ruszamy przed 12, słońce grzeje, ptaki ćwierkają, wiosna w pełni. Podejście od granicy lasu jest strome i błotniste, w lesie przy szlaku mijamy tylko jedną małą polanę z której i tak nic nie widać i po niecałej godzinie jesteśmy na szczycie. No właśnie – gdzie jest szczyt? Gdzie jest szlak w ogóle? Wszystkie oznaczenia zamalowane, tabliczki nie ma, o co chodzi? Krążymy trochę po okolicy, deptając najwyższe punkty i jedyne co znaleźliśmy to kamienny kopczyk z wbitym patykiem. Na południowych zboczach odkryto jakąś niewielką jaskinię, ale szczerze mówiąc to nie chciało mi się szukać i chaszczować z nosidełkiem na plecach.
Szczyt
Niepocieszeni ruszamy w stronę Cichonia w stylu offroadowym co zmuszało nas do dwukrotnego powrotu na szlak, albo raczej ścieżkę którą kiedyś szlak przebiegał, później przeszliśmy przez pole i za zgodą i radą właściciela, dalej przez podwórko, strumień, aż pod kościół. Sympatyczni ludzie tam mieszkają, dzięki uprzejmości nie musieliśmy robić większego kółka i zyskaliśmy sporo czasu.
Zaczyna się wyścig z burzą
W międzyczasie zauważamy gęstniejące chmury na zachodzie, miejscami już gdzieś pada, ale dopóki nie zeszliśmy do głównej drogi to nawet nie wiało. Źle oszacowaliśmy tempo z jakim przemieszczały się chmury, oraz dystans jaki mamy do pokonania (pomijając fakt, że za późno wyjechaliśmy). Podczas gdy dopiero podchodzimy na przełęcz Słopnicką, widzimy już tylko osoby schodzące w dół, powoli zaczyna kropić, a od przełęczy to już wali żabami, chwilę później zaczęło grzmieć, a przed nami był spory kawał otwartej przestrzeni i w okolicy żadnej wiaty, przystanku, budowy, nic gdzie można by przeczekać burzę. Zasuwamy ile sił w nogach, całe szczęście, że Norbertowi się podobały grzmoty i nie marudził… dopóki nie zaczęło walić gradem. Dobiegliśmy do lasu, pod drzewami znaleźliśmy grupę quadowców którzy też się schronili przed burzą. Budujemy dodatkowe osłony na nosidło, efekt jest zadowalający – Norbert się uspokoił, teraz Ewa zaczyna zamarzać. Użyczyłbym swojego softshella ale i tak jest przemoczony. Grad jest coraz większy, piorunu lądują coraz bliżej, nie fajnie. Ochrona z drzew też średnia bo nie dość, że dopiero się zielenią, to na dodatek jest to las iglasty… Wyczekujemy moment w którym piorunu nas minęły, a grad trochę i pędzimy dalej w stronę auta. Znowu zaczyna się gradobicie i tnie takimi małymi kulkami po wszystkim co odsłonięte, od deszczu leśne dróżki pozamieniały się w ciągu kilku minut w rwące potoki, pierwszy raz coś takiego widziałem, jakbym był lasach równikowych i z każdego miejsca spływa mały potok ciągnący za sobą błoto, kamienie i kulki gradowe, które wyglądają jak styropian na wodzie. Jesteśmy przemoczeni totalnie, więc zasuwamy często w wodzie po kostki, byle szybciej. Cichoń omijamy i trawersujemy całe zbocze jakąś leśną drogą, którą wcześniej wypatrzyłem na mapie. Szczęśliwie docieramy do parkingu, siadamy do samochodu i klasyka polskiego rocka… przestaje padać, wychodzi słońce, można iść na spacer. Niestety jesteśmy mokrzy, zmarznięci, nie mieliśmy gdzie się schować przed deszczem i teraz zostaje tylko powrót do domu. Trochę się dziwili w M’c shicie jak zamawiałem kanapki topless, ale co tam:)
Na Modyni spotkaliśmy tylko młode małżeństwo które też szukało szczytu, dwóch drwali i dopiero na zboczach Cichonia było trochę więcej osób. Jak nie ma polany widokowej to ludzi nie ciągnie tak na szczyty.
Pogoda za oknem deszczowa, ale od okolic Gdowa mieliśmy już słońce i sporo czystego nieba, niestety popołudniu zapowiadali burze z ulewami i akurat dzisiaj pogoda im się sprawdziła. Dwa tygodnie zwodzą nas z prognozami to dzisiaj, kiedy akurat się ruszyliśmy, musieli się postarać.
Modyń
Mogielica góruje nad okolicą, na zdjęciu nie załapał się Luboń Wielki
Z auta zostawionego na przełęczy Ostrej ruszamy przed 12, słońce grzeje, ptaki ćwierkają, wiosna w pełni. Podejście od granicy lasu jest strome i błotniste, w lesie przy szlaku mijamy tylko jedną małą polanę z której i tak nic nie widać i po niecałej godzinie jesteśmy na szczycie. No właśnie – gdzie jest szczyt? Gdzie jest szlak w ogóle? Wszystkie oznaczenia zamalowane, tabliczki nie ma, o co chodzi? Krążymy trochę po okolicy, deptając najwyższe punkty i jedyne co znaleźliśmy to kamienny kopczyk z wbitym patykiem. Na południowych zboczach odkryto jakąś niewielką jaskinię, ale szczerze mówiąc to nie chciało mi się szukać i chaszczować z nosidełkiem na plecach.
Szczyt
Niepocieszeni ruszamy w stronę Cichonia w stylu offroadowym co zmuszało nas do dwukrotnego powrotu na szlak, albo raczej ścieżkę którą kiedyś szlak przebiegał, później przeszliśmy przez pole i za zgodą i radą właściciela, dalej przez podwórko, strumień, aż pod kościół. Sympatyczni ludzie tam mieszkają, dzięki uprzejmości nie musieliśmy robić większego kółka i zyskaliśmy sporo czasu.
Zaczyna się wyścig z burzą
W międzyczasie zauważamy gęstniejące chmury na zachodzie, miejscami już gdzieś pada, ale dopóki nie zeszliśmy do głównej drogi to nawet nie wiało. Źle oszacowaliśmy tempo z jakim przemieszczały się chmury, oraz dystans jaki mamy do pokonania (pomijając fakt, że za późno wyjechaliśmy). Podczas gdy dopiero podchodzimy na przełęcz Słopnicką, widzimy już tylko osoby schodzące w dół, powoli zaczyna kropić, a od przełęczy to już wali żabami, chwilę później zaczęło grzmieć, a przed nami był spory kawał otwartej przestrzeni i w okolicy żadnej wiaty, przystanku, budowy, nic gdzie można by przeczekać burzę. Zasuwamy ile sił w nogach, całe szczęście, że Norbertowi się podobały grzmoty i nie marudził… dopóki nie zaczęło walić gradem. Dobiegliśmy do lasu, pod drzewami znaleźliśmy grupę quadowców którzy też się schronili przed burzą. Budujemy dodatkowe osłony na nosidło, efekt jest zadowalający – Norbert się uspokoił, teraz Ewa zaczyna zamarzać. Użyczyłbym swojego softshella ale i tak jest przemoczony. Grad jest coraz większy, piorunu lądują coraz bliżej, nie fajnie. Ochrona z drzew też średnia bo nie dość, że dopiero się zielenią, to na dodatek jest to las iglasty… Wyczekujemy moment w którym piorunu nas minęły, a grad trochę i pędzimy dalej w stronę auta. Znowu zaczyna się gradobicie i tnie takimi małymi kulkami po wszystkim co odsłonięte, od deszczu leśne dróżki pozamieniały się w ciągu kilku minut w rwące potoki, pierwszy raz coś takiego widziałem, jakbym był lasach równikowych i z każdego miejsca spływa mały potok ciągnący za sobą błoto, kamienie i kulki gradowe, które wyglądają jak styropian na wodzie. Jesteśmy przemoczeni totalnie, więc zasuwamy często w wodzie po kostki, byle szybciej. Cichoń omijamy i trawersujemy całe zbocze jakąś leśną drogą, którą wcześniej wypatrzyłem na mapie. Szczęśliwie docieramy do parkingu, siadamy do samochodu i klasyka polskiego rocka… przestaje padać, wychodzi słońce, można iść na spacer. Niestety jesteśmy mokrzy, zmarznięci, nie mieliśmy gdzie się schować przed deszczem i teraz zostaje tylko powrót do domu. Trochę się dziwili w M’c shicie jak zamawiałem kanapki topless, ale co tam:)
Na Modyni spotkaliśmy tylko młode małżeństwo które też szukało szczytu, dwóch drwali i dopiero na zboczach Cichonia było trochę więcej osób. Jak nie ma polany widokowej to ludzi nie ciągnie tak na szczyty.
http://summitate.wordpress.com/ "Kto w górach cierpiał i był szczęśliwy, ten z nimi się nie rozłączy." Jalu Kurek
https://www.facebook.com/summitateztgm - profil na facebooku
https://www.facebook.com/summitateztgm - profil na facebooku
Re: Modyń 06.05.2017
Wyobrażam sobie, jak się czuliście będąc z dzieckiem wśród tych piorunów! Masakra...
Re: Modyń 06.05.2017
Włodarz, zaczynam się zastanawiać czy na pewno znaleźliśmy szczyt. Na relacjach sprzed dwóch lat u niektórych osób widzę tabliczkę, natomiast po kontakcie telefonicznym z kumplem który był wczesną zimą, mówił, że tylko słupek znalazł. Na szczyt trzeba jakoś odbić tak jak na Małą Modyń? Szlak był zamalowany, więc łaziliśmy w kółko po kopule szczytowej, a później poszliśmy na zachód.
http://summitate.wordpress.com/ "Kto w górach cierpiał i był szczęśliwy, ten z nimi się nie rozłączy." Jalu Kurek
https://www.facebook.com/summitateztgm - profil na facebooku
https://www.facebook.com/summitateztgm - profil na facebooku
Re: Modyń 06.05.2017
Tutaj mapka.
https://mapy.cz/s/1Dyab
Auto zostawiliśmy na małym placyku przy skrzyżowaniu. Potem szliśmy tak jak na mapie.cz przebiega niebieski szlak. W lesie był on zamalowany, ale właśnie te zamalowane znaki zaprowadziły nas do polany z tablicą Modyń.
Jest tam jeszcze jedno oznaczenie szczytu, o takie:
https://mapy.cz/s/1Dyab
Auto zostawiliśmy na małym placyku przy skrzyżowaniu. Potem szliśmy tak jak na mapie.cz przebiega niebieski szlak. W lesie był on zamalowany, ale właśnie te zamalowane znaki zaprowadziły nas do polany z tablicą Modyń.
Jest tam jeszcze jedno oznaczenie szczytu, o takie:
Re: Modyń 06.05.2017
Wojtek prawdę prawisz, my poszliśmy najpierw szlakiem to nic nie było, potem trochę poza szlakiem i trafiliśmy na polanę z tabliczką. Tam coś namieszali ze znakami. Dokładnie w tym samym miejscu zostawiliśmy samochód. potem jeszcze poszliśmy na Ostrą i Cichonia. Cichoń nie oznakowany, za to Ostra podobnie jak Modyń.
Re: Modyń 06.05.2017
Czyli Modyń do poprawki:)
http://summitate.wordpress.com/ "Kto w górach cierpiał i był szczęśliwy, ten z nimi się nie rozłączy." Jalu Kurek
https://www.facebook.com/summitateztgm - profil na facebooku
https://www.facebook.com/summitateztgm - profil na facebooku