11-21.09.2015 Elbrus (5642 mnpm) przez Irikchat - wycieczka bądź wyprawa
Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy
Dzień 5, 2015-09-18 – Dzień szczytowy: ze Skał Pastuchowa na szczyt (5642 m) i w dół, do Azau
Czy to najbardziej wyczekiwany dzień naszego wyjazdu? Gdy o pierwszej w nocy budzik Piotra odgrywa radosne ‘Janko, Janeczko’ zaklinałbym się, że nie. Cóż poradzić, nie jesteśmy tu dla przyjemności.,,
Zjadamy po małym batoniku Bounty, zapijamy zimną wodą z isostarem i przygotowujemy się do wyjścia, Jest zimno, ciemno, o tej porze powinienem być pijany, a tu muszę się męczyć. Sprawiedliwości w górach z pewnością się nie uświadczy. Zaglądamy do namiotu Adriana, niestety obawy się potwierdziły, na szczyt pójdziemy tylko we dwójkę. Adriana łapie jakieś przeziębienie, jest zmuszony zrezygnować.
Zanim ruszamy w drogę do góry z rykiem przejeżdżają obok nas dwa ratraki. Mozolimy się wyznaczoną ‘autostradą’, jest zimno, na niebie miliony gwiazd, co jak co, ale pogoda nam dopisuje. Na wysokości 5050 mnpm mijamy ostatnią pętlę ratraków dla najbardziej leniwych wędrowców. Piotr włącza najwyższy bieg i mija kilka grup z przewodnikami. Chcąc nie chcąc muszę dotrzymać mu kroku, wszak on ma termos z herbatą, ja jedzenie (plecaków nie braliśmy). O dziwo idzie nam się świetnie, utrzymuję mojego towarzysza w zasięgu wzroku i jeszcze przed świtem meldujemy się na przełęczy pomiędzy wierzchołkami.
Powyżej przełęczy teren stromieje, silimy się na kilka zakosów i docieramy wznoszącego się lekko trawersu, pojawiają się też liny poręczowe. Podczas wejścia nie są one jednak specjalnie przydatne. Mój wzrok ciągle ucieka do tyłu, na kaukaskie giganty: Kazbek, Koshtan, Dykh-Tau, Scharę i, przede wszystkim, Uszbę, która wykwintnymi swymi kształtami zdecydowanie wyróżnia się na widnokręgu. Poręczówki się kończą i nagle… jest płasko.
Ścieżka wiedzie niemal poziomo, w oddali majaczy niewielki stożek z jakąś tyczką. Na tej wysokości oznacza to jeszcze dobre 20 minut człapania. W turystycznych nastrojach, deliberując o wszystkim i niczym, ramię w ramię docieramy do ostatniego wzniesienia.
6:15 czasu lokalnego, stajemy na wierzchołku zachodnim Elbrusa (5642 mnpm). Jesteśmy pierwsi tego dnia, nad resztą ekip mamy dobrą godzinę przewagi. Dodatkowo dla Piotra to osobisty rekord wysokości, radość jest zatem podwójna. Napawamy oczy doskonałą widocznością, wynoszącą tego dnia ponad 230 km, robimy zdjęcia i schodzimy, bo wieje. Kilkanaście metrów niżej jest już spokojnie, wypijamy więc herbatę, zjadamy skromny prowiant i… wracamy na szczyt. Dodatkowe zdjęcia, zachowanie wspomnień w pamięci i definitywnie rozstajemy się z najwyższym szczytem Kaukazu.
Zejście przebiega bez historii, na poręczówkach mijamy pierwszych Rosjan, niewiele ponad godzinę później jesteśmy przy namiotach. Adrian powędrował już w dół, nam pozostało zwinięcie namiotów i udanie się w Jego ślady. Teraz dopiero zaczynamy odczuwać zmęczenie: złożenie dwóch namiotów i spakowanie plecaków zajmuje nam dwie godziny. Następnie, w ślimaczym tempie pełzniemy w dół, mając okazję w pełni rozkoszować się dobrodziejstwami drogi południowej: Diesel Hut, Leaprus Hut, baraki, ratraki, skutery…
Docieramy do Beczek i pakujemy się bezczelnie na wyciąg krzesełkowy. Przy stacji Mir kombinujemy mocno, wszystkie ruble zjechały wraz z Adrianem, my dysponujemy jedynie twardą walutą. Silę się na elokwencję w moim nędznym rosyjskim, Piotr raźno gestykuluje, załatwiamy ‘na lewo’ przejazd, płacąc niewielkie pieniądze obcą walutą…
Historia kończy się koło 14:30 w Azau, gdzie czeka na nas Adrian. Zaglądamy do lokalnej knajpki, zamawiamy szaszłyki i piwo o dumnej nazwie ‘5642’, które smakuje tylko Piotrowi.
Kolejne dwa dni to uzupełnianie płynów i transfer na lotnisko, a następnie przelot przez Istambuł do Berlina. W stolicy Niemiec mamy jeszcze jedną przygodę, ale to już lepiej niech opisze Adrian…
Podsumowując: chciałbym podziękować Radkowi i Iwonie za prognozy pogody i rady odnośnie rejonu, Markowi za cenne wskazówki dotyczące drogi od wschodu oraz moim towarzyszom za cały wyjazd. Tak, dziękuję! Tak, za wyjazd!
Czy to najbardziej wyczekiwany dzień naszego wyjazdu? Gdy o pierwszej w nocy budzik Piotra odgrywa radosne ‘Janko, Janeczko’ zaklinałbym się, że nie. Cóż poradzić, nie jesteśmy tu dla przyjemności.,,
Zjadamy po małym batoniku Bounty, zapijamy zimną wodą z isostarem i przygotowujemy się do wyjścia, Jest zimno, ciemno, o tej porze powinienem być pijany, a tu muszę się męczyć. Sprawiedliwości w górach z pewnością się nie uświadczy. Zaglądamy do namiotu Adriana, niestety obawy się potwierdziły, na szczyt pójdziemy tylko we dwójkę. Adriana łapie jakieś przeziębienie, jest zmuszony zrezygnować.
Zanim ruszamy w drogę do góry z rykiem przejeżdżają obok nas dwa ratraki. Mozolimy się wyznaczoną ‘autostradą’, jest zimno, na niebie miliony gwiazd, co jak co, ale pogoda nam dopisuje. Na wysokości 5050 mnpm mijamy ostatnią pętlę ratraków dla najbardziej leniwych wędrowców. Piotr włącza najwyższy bieg i mija kilka grup z przewodnikami. Chcąc nie chcąc muszę dotrzymać mu kroku, wszak on ma termos z herbatą, ja jedzenie (plecaków nie braliśmy). O dziwo idzie nam się świetnie, utrzymuję mojego towarzysza w zasięgu wzroku i jeszcze przed świtem meldujemy się na przełęczy pomiędzy wierzchołkami.
Powyżej przełęczy teren stromieje, silimy się na kilka zakosów i docieramy wznoszącego się lekko trawersu, pojawiają się też liny poręczowe. Podczas wejścia nie są one jednak specjalnie przydatne. Mój wzrok ciągle ucieka do tyłu, na kaukaskie giganty: Kazbek, Koshtan, Dykh-Tau, Scharę i, przede wszystkim, Uszbę, która wykwintnymi swymi kształtami zdecydowanie wyróżnia się na widnokręgu. Poręczówki się kończą i nagle… jest płasko.
Ścieżka wiedzie niemal poziomo, w oddali majaczy niewielki stożek z jakąś tyczką. Na tej wysokości oznacza to jeszcze dobre 20 minut człapania. W turystycznych nastrojach, deliberując o wszystkim i niczym, ramię w ramię docieramy do ostatniego wzniesienia.
6:15 czasu lokalnego, stajemy na wierzchołku zachodnim Elbrusa (5642 mnpm). Jesteśmy pierwsi tego dnia, nad resztą ekip mamy dobrą godzinę przewagi. Dodatkowo dla Piotra to osobisty rekord wysokości, radość jest zatem podwójna. Napawamy oczy doskonałą widocznością, wynoszącą tego dnia ponad 230 km, robimy zdjęcia i schodzimy, bo wieje. Kilkanaście metrów niżej jest już spokojnie, wypijamy więc herbatę, zjadamy skromny prowiant i… wracamy na szczyt. Dodatkowe zdjęcia, zachowanie wspomnień w pamięci i definitywnie rozstajemy się z najwyższym szczytem Kaukazu.
Zejście przebiega bez historii, na poręczówkach mijamy pierwszych Rosjan, niewiele ponad godzinę później jesteśmy przy namiotach. Adrian powędrował już w dół, nam pozostało zwinięcie namiotów i udanie się w Jego ślady. Teraz dopiero zaczynamy odczuwać zmęczenie: złożenie dwóch namiotów i spakowanie plecaków zajmuje nam dwie godziny. Następnie, w ślimaczym tempie pełzniemy w dół, mając okazję w pełni rozkoszować się dobrodziejstwami drogi południowej: Diesel Hut, Leaprus Hut, baraki, ratraki, skutery…
Docieramy do Beczek i pakujemy się bezczelnie na wyciąg krzesełkowy. Przy stacji Mir kombinujemy mocno, wszystkie ruble zjechały wraz z Adrianem, my dysponujemy jedynie twardą walutą. Silę się na elokwencję w moim nędznym rosyjskim, Piotr raźno gestykuluje, załatwiamy ‘na lewo’ przejazd, płacąc niewielkie pieniądze obcą walutą…
Historia kończy się koło 14:30 w Azau, gdzie czeka na nas Adrian. Zaglądamy do lokalnej knajpki, zamawiamy szaszłyki i piwo o dumnej nazwie ‘5642’, które smakuje tylko Piotrowi.
Kolejne dwa dni to uzupełnianie płynów i transfer na lotnisko, a następnie przelot przez Istambuł do Berlina. W stolicy Niemiec mamy jeszcze jedną przygodę, ale to już lepiej niech opisze Adrian…
Podsumowując: chciałbym podziękować Radkowi i Iwonie za prognozy pogody i rady odnośnie rejonu, Markowi za cenne wskazówki dotyczące drogi od wschodu oraz moim towarzyszom za cały wyjazd. Tak, dziękuję! Tak, za wyjazd!
Życie nie zaczyna się powyżej 5000 mnpm. Powyżej 7000 mnpm tym bardziej...
-
- Członek Klubu
- Posty: 1192
- Rejestracja: 15 sierpnia 2010, 13:22
No to jeszcze dla uzupełnienia, więcej fotek pod linkiem:
https://picasaweb.google.com/1091508489 ... 1121092015
No i kluczowe pytanie z tytułu: to w końcu wycieczka czy wyprawa??
https://picasaweb.google.com/1091508489 ... 1121092015
No i kluczowe pytanie z tytułu: to w końcu wycieczka czy wyprawa??
--->>>flickr<<<---
Dla Ciebie to wycieczka - jak można nie wejść na ten pagórek phiadrians_osw pisze:No i kluczowe pytanie z tytułu: to w końcu wycieczka czy wyprawa??
dla chłopaków wielkie brawa za wyprawe
Oczywiście żartuje z tym śmianiem się. Adrian nie bierz tego do siebie. Brawa dla Was wszystkich za szczyt, zdjęcia i relacje z Kaukazu - mało tu takich
Piotr udostępnił też swoje endomondo, dla entuzjastów programu może się okazać przydatne:
https://www.endomondo.com/users/1317748 ... /606020585
https://www.endomondo.com/users/1317748 ... /606020585
Życie nie zaczyna się powyżej 5000 mnpm. Powyżej 7000 mnpm tym bardziej...
Bardzo dobrze się czytało. Piękne zdjęcia!
Gratuluję wyprawy!
I jeszcze dwa pytania: Czy problemy z wizą wynikły ze strony zajmującej się tym agencji, czy konsulatu? I czy w okolicach, w których byliście, są jakieś łatwiejsze trekkingowe trasy, czy też wszyscy chodzą tylko na Elbrus?
Gratuluję wyprawy!
I jeszcze dwa pytania: Czy problemy z wizą wynikły ze strony zajmującej się tym agencji, czy konsulatu? I czy w okolicach, w których byliście, są jakieś łatwiejsze trekkingowe trasy, czy też wszyscy chodzą tylko na Elbrus?
"Navigare necesse est, vivere non est necesse"
www.kuzniapodrozy.pl
www.kuzniapodrozy.pl
Ciężko do końca powiedzieć. Wiza w tamte rejony jest dość specyficzna, bo wymaga każdorazowo akceptacji władz w Rosji, a nie tylko na poziomie rosyjskiego konsulatu w Polsce, jak to ma miejsce w przypadku innych obszarów.Wiolcia pisze:I jeszcze dwa pytania: Czy problemy z wizą wynikły ze strony zajmującej się tym agencji, czy konsulatu?
Dość przekorna sprawa, bo Elbrus jest z pewnością jednym z najłatwiejszych celów w okolicy, zwłaszcza gdy przymierzać się doń drogą południową. Wiele niższych gór w tej okolicy jest wyceniana podobnie (rosyjskie 2A/2B), jednakże rozszyfrowując specyfikę tej skali okaże się, że technicznie będą trudniejsze niż Elbrus, który taką wycenę zawdzięcza głównie wysokości. Dodatkową sprawą jest fakt, iż inne rejony są znacznie mniej popularne, należy się więc liczyć z wynajdywaniem drogi na własną rękę.Wiolcia pisze:I czy w okolicach, w których byliście, są jakieś łatwiejsze trekkingowe trasy, czy też wszyscy chodzą tylko na Elbrus?
W przypadku trekingów nielodowcowych sprawa jest też nieco skomplikowana: można się pokusić o wejście w dolinę Iryk/Irykchat, tak jak wiodła nasza trasa i zakończyć wędrówkę na Ryżym Wygodzie: da to dwa dni urokliwego treku, ze wspaniałym widokiem na Elbrus (jeśli pogoda, rzecz jasna, pozwoli). Piękne trekingi byłyby również w kierunku głównej grani Kaukazu (np. Dolina Bezingi), jednakże wymagają one dodatkowego pozwolenia na poruszanie w strefie przygranicznej (w przypadku Elbrusa nie jest to wymagane).
Życie nie zaczyna się powyżej 5000 mnpm. Powyżej 7000 mnpm tym bardziej...
Gratulacje dla wszystkich uczestników!
Dla mnie Elbrus, to szczyt na który marzy mi się wejść.
Relacja i zdjęcia idealne na nudny wykład na uczelni
Dla mnie Elbrus, to szczyt na który marzy mi się wejść.
Relacja i zdjęcia idealne na nudny wykład na uczelni
"It is hard to fail, but it is worse never to have tried to succeed." Theodore Roosevelt
http://tomaszplaszczyk.pl/
http://tomaszplaszczyk.pl/
Mieliśmy wyjątkowe szczęście do pogody. Biorąc pod uwagę, że w terminie w którym mieliśmy pierwotnie jechać tak różowo nie było...Hania pisze:zdjęcia zapierają dech.. gratulacje!
Ja widzę magię tej góry i mnie się ona zwyczajnie podoba. Adrian jest odmiennego zdania...Tomek.P pisze:Dla mnie Elbrus, to szczyt na który marzy mi się wejść.
W każdym razie: warto pomyśleć o innym rozwiązaniu niż droga tradycyjna, południowa. Ta góra zasługuje na coś lepszego, a przy dość dużym skomplikowaniu jeśli chodzi o organizację wyjazdu nie warto wchodzić między ratraki, skutery i baraki...
Życie nie zaczyna się powyżej 5000 mnpm. Powyżej 7000 mnpm tym bardziej...
Masz całkowitą rację , droga południowa na ten pagórek to .......droga dla buraków Na świecie jest wiele innych fajnych górjck pisze:warto pomyśleć o innym rozwiązaniu niż droga tradycyjna, południowa. Ta góra zasługuje na coś lepszego, a przy dość dużym skomplikowaniu jeśli chodzi o organizację wyjazdu nie warto wchodzić między ratraki, skutery i baraki...
Mam wrodzoną dociekliwość do wiedzy której nie posiadam - więc zadaję pytania ?
Jeśli to poważnie napisałeś to Ty, vikingu, masz całkowitą rację. Prawdziwy górołaz to nawet do domu wchodzi po ścianie i przez okno na piętrze. A drzwi na parterze zostawia dla buraków.viking pisze:Masz całkowitą rację , droga południowa na ten pagórek to .......droga dla buraków
A jeśli to miała być ironia to chyba strasznie im zazdrościsz tego wejścia.
I tu też masz rację.viking pisze:Na świecie jest wiele innych fajnych gór
Nie muszę nikomu zazdrościćwłodarz pisze:
A jeśli to miała być ironia to chyba strasznie im zazdrościsz tego wejścia..
bo właśnie jako "burak" wszedłem na ten pagórek
jakbyś uważniej przeglądał relacje, to byś wiedział jak w 2013 "burak" wchodzi na ten pagór.
"burak" to taki pseudo górski osobnik- co na tę górę idzie drogą południową od Azau, poprzez Beczki, Prijut, Skały P , to jest "burak"
Jak wiesz, ostatnio takich "buraków" na te górę "ciągneła" znana ekipa z PKA.
Natomiast ekipa Jacka, wchodziła od wschodu, czyli jak normalni górscy turyści, i za to im składałem gratki. Zgadza się.
viking pisze:Na świecie jest wiele innych fajnych gór
włodarz pisze: tu też masz rację.
Od dawna o tym wiem
Mam wrodzoną dociekliwość do wiedzy której nie posiadam - więc zadaję pytania ?