Nie ważne gdzie... ważne z kim :)
Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy
- sprocket73
- Turysta
- Posty: 1071
- Rejestracja: 09 czerwca 2011, 15:06
Re: Nie ważne gdzie... ważne z kim :)
Dzisiaj sympatyczne wyjście na Magurkę i Czupel z Wilkowic.
Początkowo było tak sobie: las, śnieg.
Zajrzeliśmy do chatki na Rogaczu.
Im wyżej tym lepiej.
Na Magurce zimowe apogeum.
Potem poszliśmy na Czupel, żeby było do Korony.
Na Czuplu kolejne apogeum.
Na powrocie też było fajnie.
Taka to była wycieczka
Początkowo było tak sobie: las, śnieg.
Zajrzeliśmy do chatki na Rogaczu.
Im wyżej tym lepiej.
Na Magurce zimowe apogeum.
Potem poszliśmy na Czupel, żeby było do Korony.
Na Czuplu kolejne apogeum.
Na powrocie też było fajnie.
Taka to była wycieczka
- sprocket73
- Turysta
- Posty: 1071
- Rejestracja: 09 czerwca 2011, 15:06
Re: Nie ważne gdzie... ważne z kim :)
Kolejny rok minął. Wypada podsumować.
Bardzo fajne zimowe wycieczki były 2: na Pilsko i Mechy oraz w Beskid Śląski na cioranie się nieprzetartymi szlakami.
Poza tym był zlot forumowy na Cieślarówce i parę innych wyjść. Ciekawostką było to, że lokalnie na nizinach nie trafiła się ani jedna wycieczka w śniegu.
Wiosna przychodziła dość powoli, ale często z ładną słoneczną pogodą. Na wyróżnienie zasługuje parę wyjazdów na przedwczesne szukanie krokusów na Orawę, Podhale i w Gorce.
Jednodniówką roku był kwietniowy wyjazd na Podhale, gdzie trafiłem apogeum krokusów i piękne widoki na Tatry. Była to również pierwsza większa wycieczka z nowym aparatem. Pamiętam jak bardzo postanowiłem wtedy częściej odwiedzać te rejony, co się niestety nie udało.
Wiosnę powitaliśmy na Tule w morzu czosnku niedźwiedziego. Potem były udane większe wyjazdy na Słowację.
Początek lata to również sporo Słowacji oraz malownicze wyjścia na Jurę i w polskie góry.
Urlop a Albanii. Kraj bardzo zmienił się od poprzedniej wizyty 9 lat temu. Zrobiło się luksusowo. Głównym celem wyjazdu było zdobycie mało znanej góry - Cika. Samotna wycieczka na nią z poziomu morza była kwintesenscją tego czym dla mnie jest chodzenie po górach. Gdybym tego dnia przypadkiem nie spotkał Bacy, który podratował mnie w sumie 4 litrami wody, to kto wie, co by się ze mną stało.
Po powrocie z urlopu został mi jeszcze jeden górski cel do zrealizowania przez 50-tką. Hawrań do korony dla pieska. Cudna tatrzańska wycieczka w letnim klimacie. Przy okazji potwierdziłem fejsbukową prawdę objawioną, że pies przeraża dzikie zwierzęta w TPN. Przerażony został niedźwiedź. Przy okazji przeraził się pies i ja również, a to był dopiero początek dnia.
Potem było już spokojnie, wszystkiego po trochu: słowacja, nasze góry znane i nieznane, Jura i jakaś woda.
Na drugi krótszy urlop pojechaliśmy nad polskie morze. Było średnio.
Następnie przyszedł najbrzydszy wrzesień w historii ludzkości. Nie było ani jednej wycieczki. Jedyny pożytek to 2 grzybobrania. Na szczęście potem przyszła polska złota jesień. Byliśmy w Pieninach po słowackiej stronie, dodatkowo 2x wziąłem sobie urlop w tygodniu i zapoznałem sie z nieznanymi terenami w Beskidzie Wyspowym, w okolicach Modyni.
Końcówka jesieni całkiem spoko, dzięki spontanicznemu wyjazdowi ze znajomymi w Góry Choczańskie.
Zima przyszła nagle i bardzo sroga. Przez parę dni ludzie zakopywali się na parkingu pod blokiem, tyle śniegu nie było w Jaworznie od lat. A w górach - było cudnie.
Ciekawostką jest to, że zima trwała tylko parę dni, a potem nagła wielka odwilż. Aż chwilowo przeszła ochota na wycieczki w takiej aurze. Ciekawe jaki będzie ciąg dalszy zimy w tym roku. Jeszcze przed świętami znajomy przesłał fotkę jak pszczoły obudziły mu się w ulu i robią wiosenny oblot. A jutro w Nowy Rok, ma być 15 stopni, czyli w słońcu pewnie ponad 20.
Wypstrykałem 16 712 zdjęć (69 GB) - rekord. Prawdopodobnie ze względu na nowy aparat. Bezlustrem robi się zdjęcia jakoś łatwiej i przyjemniej.
Ogólnie wyszły 53 wycieczki. Nie jest to rekord, ale solidna ilość. Po pierwszej połowie roku zapowiadało się znacznie lepiej, ale tym razem druga połowa była spokojniejsza. Do tej pory obserwowałem odwrotną tendencję. Ciekawe od czego to zależy? Pewnie ważna jest pogoda i obciążenie w pracy (nie zawsze można radośnie brać urlop z zaskoczenia).
Dokuczające kolano nie ograniczyło mnie ani raz w górskiej działalności. Można powiedzieć, że po ok 1,5 roku dokucza coraz mniej i ostatnio w zasadzie całkowicie zapominam, że coś z nim jest nie tak.
Na razie nie wracam do biegania, trzeba się oszczędzać na starość
Pełna lista wycieczek:
Bardzo fajne zimowe wycieczki były 2: na Pilsko i Mechy oraz w Beskid Śląski na cioranie się nieprzetartymi szlakami.
Poza tym był zlot forumowy na Cieślarówce i parę innych wyjść. Ciekawostką było to, że lokalnie na nizinach nie trafiła się ani jedna wycieczka w śniegu.
Wiosna przychodziła dość powoli, ale często z ładną słoneczną pogodą. Na wyróżnienie zasługuje parę wyjazdów na przedwczesne szukanie krokusów na Orawę, Podhale i w Gorce.
Jednodniówką roku był kwietniowy wyjazd na Podhale, gdzie trafiłem apogeum krokusów i piękne widoki na Tatry. Była to również pierwsza większa wycieczka z nowym aparatem. Pamiętam jak bardzo postanowiłem wtedy częściej odwiedzać te rejony, co się niestety nie udało.
Wiosnę powitaliśmy na Tule w morzu czosnku niedźwiedziego. Potem były udane większe wyjazdy na Słowację.
Początek lata to również sporo Słowacji oraz malownicze wyjścia na Jurę i w polskie góry.
Urlop a Albanii. Kraj bardzo zmienił się od poprzedniej wizyty 9 lat temu. Zrobiło się luksusowo. Głównym celem wyjazdu było zdobycie mało znanej góry - Cika. Samotna wycieczka na nią z poziomu morza była kwintesenscją tego czym dla mnie jest chodzenie po górach. Gdybym tego dnia przypadkiem nie spotkał Bacy, który podratował mnie w sumie 4 litrami wody, to kto wie, co by się ze mną stało.
Po powrocie z urlopu został mi jeszcze jeden górski cel do zrealizowania przez 50-tką. Hawrań do korony dla pieska. Cudna tatrzańska wycieczka w letnim klimacie. Przy okazji potwierdziłem fejsbukową prawdę objawioną, że pies przeraża dzikie zwierzęta w TPN. Przerażony został niedźwiedź. Przy okazji przeraził się pies i ja również, a to był dopiero początek dnia.
Potem było już spokojnie, wszystkiego po trochu: słowacja, nasze góry znane i nieznane, Jura i jakaś woda.
Na drugi krótszy urlop pojechaliśmy nad polskie morze. Było średnio.
Następnie przyszedł najbrzydszy wrzesień w historii ludzkości. Nie było ani jednej wycieczki. Jedyny pożytek to 2 grzybobrania. Na szczęście potem przyszła polska złota jesień. Byliśmy w Pieninach po słowackiej stronie, dodatkowo 2x wziąłem sobie urlop w tygodniu i zapoznałem sie z nieznanymi terenami w Beskidzie Wyspowym, w okolicach Modyni.
Końcówka jesieni całkiem spoko, dzięki spontanicznemu wyjazdowi ze znajomymi w Góry Choczańskie.
Zima przyszła nagle i bardzo sroga. Przez parę dni ludzie zakopywali się na parkingu pod blokiem, tyle śniegu nie było w Jaworznie od lat. A w górach - było cudnie.
Ciekawostką jest to, że zima trwała tylko parę dni, a potem nagła wielka odwilż. Aż chwilowo przeszła ochota na wycieczki w takiej aurze. Ciekawe jaki będzie ciąg dalszy zimy w tym roku. Jeszcze przed świętami znajomy przesłał fotkę jak pszczoły obudziły mu się w ulu i robią wiosenny oblot. A jutro w Nowy Rok, ma być 15 stopni, czyli w słońcu pewnie ponad 20.
Wypstrykałem 16 712 zdjęć (69 GB) - rekord. Prawdopodobnie ze względu na nowy aparat. Bezlustrem robi się zdjęcia jakoś łatwiej i przyjemniej.
Ogólnie wyszły 53 wycieczki. Nie jest to rekord, ale solidna ilość. Po pierwszej połowie roku zapowiadało się znacznie lepiej, ale tym razem druga połowa była spokojniejsza. Do tej pory obserwowałem odwrotną tendencję. Ciekawe od czego to zależy? Pewnie ważna jest pogoda i obciążenie w pracy (nie zawsze można radośnie brać urlop z zaskoczenia).
Dokuczające kolano nie ograniczyło mnie ani raz w górskiej działalności. Można powiedzieć, że po ok 1,5 roku dokucza coraz mniej i ostatnio w zasadzie całkowicie zapominam, że coś z nim jest nie tak.
Na razie nie wracam do biegania, trzeba się oszczędzać na starość
Pełna lista wycieczek:
2022-01-07 Beskid Żywiecki, Korbielów - Pilsko - Mechy
2022-01-09 Dolinki, Rybna - Wrzosy - Wielka Góra
2022-01-15 Trzebinia, Chechło - Puszcza Dulowska
2022-01-24 Beskid Śląski, Cisiec - Czerwieńska Grapa - Glinne
2022-02-12_13 Beskid Śląski, zlot GBG na Cieślarówce
2022-02-19 Dolinki, Dubie - Kalwaria Jerzmanowicka - Racławki
2022-03-02 Beskid Mały, Tarnawa - Żurawnica - Królicza Góra
2022-03-11 Beskid Żywiecki, Żabnica - Rysianka - Romanka
2022-03-12 Beskid Wyspowy, Tokarnia - Urbania Góra - Zębolowa
2022-03-13 Jura, okolice Jerzmanowic
2022-03-14 Podhale, Chochołów - Ostrysz - Zadkowski Wierch
2022-03-19 Gorce, Piątkowa - Maciejowa - Świńska Góra
2022-03-20 Beskid Mały, Targoszów - Leskowiec
2022-03-24 Orawa, Zubrzyca - grzbiety nad Lipnicą
2022-03-25 Jura, Olkusz - Pomorzańskie Skałki
2022-03-26 Orawa, Zubrzyca Górna - Kamionek
2022-03-27 Beskid Żywiecki, Złatna - Zapolanka - Kubiesówka
2022-04-13 Jura, Rodaki - Świniuszka - Chełm
2022-04-14 Podhale, Dzianisz - Gruszków - Butorowy Wierch
2022-04-23 Beskid Śląski, Cisownica - Mała Czantoria - Tuł
2022-04-30 Beskid Wyspowy, Żbikowice - Sałasz - Jaworz
2022-05-01 Błędów, Dolina Białej Przemszy
2022-05-08 Beskid Żywiecki, Żywiec - Grojec
2022-05-10 Pieniny, Haligovce - Haligovské skaly - Wysoki Wierch
2022-05-15 Beskid Śląski, Radziechowy - Barania Góra - Glinne
2022-05-18 Mała Fatra, Turie - Kozol - Minčol - Čipčie
2022-05-28 Beskid Żywiecki, Glinka - Krawców - Malý kopec
2022-06-05 Magura Orawska, Tvrdošín - Uhlisko - Magurka
2022-06-11 Jura, Ogrodzieniec - skała Rzędowa - Podzamcze
2022-06-12 Beskid Żywiecki, Slaná Voda - Babia Góra
2022-06-16 Sosnowiec, Park im. Jacka Kuronia
2022-06-18 Beskid Śląski, Brenna - Klimczok - Kotarz
2022-06-19 Mała Fatra, Lučivná - Osnica - Rozsutce
2022-06-22_07-06 urlop Albania, Dhërmi - Maja e Çikës
2022-07-17 Beskid Żywiecki, Korbielów - Pilsko - Malorka
2022-07-20 Tatry Bielskie, Tatranská Javorina - Havran
2022-07-23 Trzebinia, Balaton
2022-07-24 Beskid Żywiecki, Rajcza - Zapolanka - Sucha Góra
2022-08-07 Jura, Skarżyce - Okiennik - Zamek Bąkowiec
2022-08-10 Góry Choczańskie, Studničná - Kečky - Čebrať
2022-08-15 Regulice - Czarna Góra
2022-08-27 Beskid Wyspowy - Pasierbiec - Kamionna
2022-08-29_09-04 urlop w Gdyni
2022-10-08 Małe Pieniny, Straňanské sedlo - Wysoka - Čertova skala
2022-10-10 Beskid Wyspowy, Kamienica - Modyń
2022-10-17 Beskid Wyspowy, Przełęcz Słopnicka - Ostra - Modyń
2022-10-24 Beskid Śląski - Brenna - Kotarz
2022-10-31 Beskid Śląski, Leszna Górna - Tuł - Mała Czantoria
2022-11-01 Beskid Wyspowy, Czasław - Glichowiec - Syberia
2022-11-11_13 Góry Choczańskie, Huty - Prosečné
2022-12-03 Beskid Żywiecki, Milówka - Prusów - Sucha Góra
2022-12-17 Jaworzno, Gródek na zimowo
2022-12-18 Beskid Mały, Wilkowice - Magurka - Czupel
- sprocket73
- Turysta
- Posty: 1071
- Rejestracja: 09 czerwca 2011, 15:06
Re: Nie ważne gdzie... ważne z kim :)
W Nowy Rok po Sylwestrze nie było w planach wycieczki, ale szkoda marnować pięknego dnia.
Dobrze, że w Dolinki jest blisko.
Podjechaliśmy do Będkowic i po paru minutach byliśmy na szczycie Sokolicy. Jest to bez wątpienia najbardziej imponująca skałka w Dolinkach.
Będąc nie wspinaczem można kawałek sobie zejść. Od dołu ten odcinek prezentuje się tak.
Dalej jest już pionowo. Dawno nie byłem w tym miejscu i muszę przyznać, że adrenalina troszkę się podniosła.
Tobi próbuje do mnie dojść. Widać jak bardzo jest skupiony.
Oczywiście obok można zejść stromą ścieżką na samo dno doliny.
Tobi wykonał skok nad wodospadem Szum.
Pokręciliśmy się po okolicy, postanowiłem zeksplorować nieznany boczny grzbiecik. Tam gdzie opierało się słońce było chyba ze 20 stopni. Nie trafiliśmy na pierwsze kwiatki, ale ciekawe, czy w miejscach gdzie startują przebiśniegi i przylaszczki, już coś się dzieje.
Wróciliśmy pod Sokolicę i podziwialiśmy tą monumentalką skałę w pięknym oświetleniu.
Na powrocie wyszliśmy na boczną skałkę Pytajnik, akurat w porze zachódu słońca.
Potem nastąpiła jakaś dylatacja czasu bo pół godziny później słońce było wciąż ponad horyzontem i mieliśmy kolejny zachód tego dnia.
Była widać Babią, co jest normalnym zjawiskiem w okolic Dolinek.
Tatry również, co już rzadziej się zdarza.
Natomiast Skrzyczne obserwowałem pierwszy raz z tych okolic.
Sam zachód był wyborny.
Fajnie było rozpocząć rok 2023 wycieczką
Dobrze, że w Dolinki jest blisko.
Podjechaliśmy do Będkowic i po paru minutach byliśmy na szczycie Sokolicy. Jest to bez wątpienia najbardziej imponująca skałka w Dolinkach.
Będąc nie wspinaczem można kawałek sobie zejść. Od dołu ten odcinek prezentuje się tak.
Dalej jest już pionowo. Dawno nie byłem w tym miejscu i muszę przyznać, że adrenalina troszkę się podniosła.
Tobi próbuje do mnie dojść. Widać jak bardzo jest skupiony.
Oczywiście obok można zejść stromą ścieżką na samo dno doliny.
Tobi wykonał skok nad wodospadem Szum.
Pokręciliśmy się po okolicy, postanowiłem zeksplorować nieznany boczny grzbiecik. Tam gdzie opierało się słońce było chyba ze 20 stopni. Nie trafiliśmy na pierwsze kwiatki, ale ciekawe, czy w miejscach gdzie startują przebiśniegi i przylaszczki, już coś się dzieje.
Wróciliśmy pod Sokolicę i podziwialiśmy tą monumentalką skałę w pięknym oświetleniu.
Na powrocie wyszliśmy na boczną skałkę Pytajnik, akurat w porze zachódu słońca.
Potem nastąpiła jakaś dylatacja czasu bo pół godziny później słońce było wciąż ponad horyzontem i mieliśmy kolejny zachód tego dnia.
Była widać Babią, co jest normalnym zjawiskiem w okolic Dolinek.
Tatry również, co już rzadziej się zdarza.
Natomiast Skrzyczne obserwowałem pierwszy raz z tych okolic.
Sam zachód był wyborny.
Fajnie było rozpocząć rok 2023 wycieczką
Re: Nie ważne gdzie... ważne z kim :)
Gratuluje wspaniałego ubiegłego roku . Pekinie rozpoczęty kolejny rok i oby tak dalej .
- sprocket73
- Turysta
- Posty: 1071
- Rejestracja: 09 czerwca 2011, 15:06
Re: Nie ważne gdzie... ważne z kim :)
Zima wciąż w odwrocie. W Beskidach śnieg tylko w najwyższych partiach.
Słoneczny dzień trzeba wykorzystać. Jadę do Barwałdu i wyruszam w stronę Kalwarii Zebrzydowskiej. 7 stycznia - zielona trawka, wiosenny śpiew ptaków, cieplutko.
No dobra, jest też trochę mniej wiosennych kolorów. Te wysokie góry w oddali pośrodku to Beskid Mały.
Mijam drewniany stary budynek, z zewnątrz wygląda jak jakaś stodoła z dzwonnicą.
Zaglądam do środka - to kaplica św. Rozalii.
Lubię takie podupadające zabytki. Są bardzo autentyczne.
Dalej idę przez las. Jest bardzo mokro, słońce grzeje i wszystko paruje.
Znowu zieleń.
Jest też brąz.
Do Sanktuarium w Kalwarii Zebrzydowskiej dochodzę od tyłu. Jest tu Dom Pielgrzyma, który wygląda jak luksusowy kompleks hotelowy.
Bazylika z zewnątrz.
Bazylika w środku.
Złota i skromna.
Oczywiście z pieskiem do środka nie można, więc kazałem Tobiemu czekać na zewnątrz przy wejściu na plac przed Bazyliką. Kiedy wyszedłem siedział nieboraczek otoczony przez kilkanaście osób debatujących jakie służby wezwać do bezdomnego wygłodzonego pieska.
Następnie pokręciliśmy się po okolicy.
Jest tu multum obiektów architektonicznych. Na wiki piszą, że 41.
Jedne są malutkie, inne średnie, jeszcze inne całkiem spore, jak małe kościoły.
Ten na zdjęciu, wyglądający jak budynek gospodarczy to Pustelnia św. Heleny. Obok tablica informuje, że wyremontowana ze środków UE.
Opuszczam to święte miejsce i kieruję się zielonym szlakiem na górę Żar.
Kilkaset metrów od Sanktuariom znajduje się Grodzisko Bugaj. Tablica informuje, że było to miejsce kultu Wiślan w czasach przed chrystianizacją. Bardzo religijna okolica.
Idziemy dalej. Punkt widokowy nad kamieniołomem. Drzewa urosły i zasłaniają widoki. Jedyna rozrywka to spacer nad krawędzią kamieniołomu.
Góra Żar z ruinami zamku. Największe ruiny to to co widać na tym zdjęciu.
Na koniec spacer bezszlakowymi łagodnymi grzbietami. Słońce, które cały dzień radośnie przyświecało, chowa sie za chmurami. Myślę sobie, że nic już się dzisiaj nie wydarzy.
Jednak coś się zaczyna dziać.
Słoneczko zrobi mały pokaz na koniec dnia.
Całkiem ciekawa wycieczka
Słoneczny dzień trzeba wykorzystać. Jadę do Barwałdu i wyruszam w stronę Kalwarii Zebrzydowskiej. 7 stycznia - zielona trawka, wiosenny śpiew ptaków, cieplutko.
No dobra, jest też trochę mniej wiosennych kolorów. Te wysokie góry w oddali pośrodku to Beskid Mały.
Mijam drewniany stary budynek, z zewnątrz wygląda jak jakaś stodoła z dzwonnicą.
Zaglądam do środka - to kaplica św. Rozalii.
Lubię takie podupadające zabytki. Są bardzo autentyczne.
Dalej idę przez las. Jest bardzo mokro, słońce grzeje i wszystko paruje.
Znowu zieleń.
Jest też brąz.
Do Sanktuarium w Kalwarii Zebrzydowskiej dochodzę od tyłu. Jest tu Dom Pielgrzyma, który wygląda jak luksusowy kompleks hotelowy.
Bazylika z zewnątrz.
Bazylika w środku.
Złota i skromna.
Oczywiście z pieskiem do środka nie można, więc kazałem Tobiemu czekać na zewnątrz przy wejściu na plac przed Bazyliką. Kiedy wyszedłem siedział nieboraczek otoczony przez kilkanaście osób debatujących jakie służby wezwać do bezdomnego wygłodzonego pieska.
Następnie pokręciliśmy się po okolicy.
Jest tu multum obiektów architektonicznych. Na wiki piszą, że 41.
Jedne są malutkie, inne średnie, jeszcze inne całkiem spore, jak małe kościoły.
Ten na zdjęciu, wyglądający jak budynek gospodarczy to Pustelnia św. Heleny. Obok tablica informuje, że wyremontowana ze środków UE.
Opuszczam to święte miejsce i kieruję się zielonym szlakiem na górę Żar.
Kilkaset metrów od Sanktuariom znajduje się Grodzisko Bugaj. Tablica informuje, że było to miejsce kultu Wiślan w czasach przed chrystianizacją. Bardzo religijna okolica.
Idziemy dalej. Punkt widokowy nad kamieniołomem. Drzewa urosły i zasłaniają widoki. Jedyna rozrywka to spacer nad krawędzią kamieniołomu.
Góra Żar z ruinami zamku. Największe ruiny to to co widać na tym zdjęciu.
Na koniec spacer bezszlakowymi łagodnymi grzbietami. Słońce, które cały dzień radośnie przyświecało, chowa sie za chmurami. Myślę sobie, że nic już się dzisiaj nie wydarzy.
Jednak coś się zaczyna dziać.
Słoneczko zrobi mały pokaz na koniec dnia.
Całkiem ciekawa wycieczka
- sprocket73
- Turysta
- Posty: 1071
- Rejestracja: 09 czerwca 2011, 15:06
Re: Nie ważne gdzie... ważne z kim :)
Wstaję, widzę słońce, jadę.
Czy w styczniu rosną kwiatki? Normalnie, nie rosną, ale od 2 tygodni jest ocieplenie, trzeba sprawdzić.
Parkuję u wylotu Doliny Racławki i przeprawiam się przez Racławkę po widocznym na zdjęciu pniu. Było ślisko, pień się ruszał, ale się udało.
Na grzbiecie, gdzie pojawiają się pierwsze przylaszczki, przylaszczek nie stwierdzono. Czyli porażka.
Schodzę do z powrotem do doliny. Znowu wszystko paruje.
Mała sesja Tobiego.
Opuszczamy dolinę.
Wychodzimy na otwartą przestrzeń.
Zielono, ciepło, a na zdjęciu - Babia Góra.
Czy to stara roślinka, czy już nowa. Nie wiem.
Zdobywamy małe skałki.
Upewniam się, że Tobi zdobywający skałki jest uśmiechnięty i zadowolony.
Ludzie mają różne hobby, jedni łażą po chaszczach, inni jeżdżą terenówkami w błocie.
Ci tutaj przygotowują się do szturmowania pagórka.
Próba nieudana. Auto obróciło się o 90 stopni i zsuwało się bokiem z zablokowanymi kołami. Liczyłem, że jakoś spektakularnie się przewróci, ale nic z tego.
Ja też szturmuję pagórki - z powodzeniem.
Zbliżam się do miejsca masowego występowania przebiśniegów.
Niestety przebiśniegów również nie znalazłem - kolejna porażka.
Kalwaria Jerzmanowicka - miejsce rozwija się dynamicznie. W tym roku widzę nowe stacje drogi krzyżowej.
Kapliczki są już dwie.
To jest metal, jakiś mosiądz, albo coś takiego. Porządna robota.
A to tandetny plastik.
Dosłownie 3 metry od kapliczek, wysypisko śmieci z budowy tychże kapliczek.
A kilkanaście metrów obok, jeszcze większe wysypisko starych plastikowych kwiatków i pustych zniczy.
Ktokolwiek opiekuje się tym miejscem, ma bardzo ciekawe poczucie estetyki i porządku.
No nic, trzeba pędzić bo jestem w najdalszym punkcie trasy, a dzień krótki.
Tego dnia mój zachód był mało spektakularny.
A potem jeszcze kawał drogi do przejścia, ale sprawnie poszło.
W zeszłym roku znalazłem przylaszczki i przebiśniegi 19 lutego. W tym roku 8 stycznia nie znalazłem. Czyli nie ma ocieplenia klimatu.
Czy w styczniu rosną kwiatki? Normalnie, nie rosną, ale od 2 tygodni jest ocieplenie, trzeba sprawdzić.
Parkuję u wylotu Doliny Racławki i przeprawiam się przez Racławkę po widocznym na zdjęciu pniu. Było ślisko, pień się ruszał, ale się udało.
Na grzbiecie, gdzie pojawiają się pierwsze przylaszczki, przylaszczek nie stwierdzono. Czyli porażka.
Schodzę do z powrotem do doliny. Znowu wszystko paruje.
Mała sesja Tobiego.
Opuszczamy dolinę.
Wychodzimy na otwartą przestrzeń.
Zielono, ciepło, a na zdjęciu - Babia Góra.
Czy to stara roślinka, czy już nowa. Nie wiem.
Zdobywamy małe skałki.
Upewniam się, że Tobi zdobywający skałki jest uśmiechnięty i zadowolony.
Ludzie mają różne hobby, jedni łażą po chaszczach, inni jeżdżą terenówkami w błocie.
Ci tutaj przygotowują się do szturmowania pagórka.
Próba nieudana. Auto obróciło się o 90 stopni i zsuwało się bokiem z zablokowanymi kołami. Liczyłem, że jakoś spektakularnie się przewróci, ale nic z tego.
Ja też szturmuję pagórki - z powodzeniem.
Zbliżam się do miejsca masowego występowania przebiśniegów.
Niestety przebiśniegów również nie znalazłem - kolejna porażka.
Kalwaria Jerzmanowicka - miejsce rozwija się dynamicznie. W tym roku widzę nowe stacje drogi krzyżowej.
Kapliczki są już dwie.
To jest metal, jakiś mosiądz, albo coś takiego. Porządna robota.
A to tandetny plastik.
Dosłownie 3 metry od kapliczek, wysypisko śmieci z budowy tychże kapliczek.
A kilkanaście metrów obok, jeszcze większe wysypisko starych plastikowych kwiatków i pustych zniczy.
Ktokolwiek opiekuje się tym miejscem, ma bardzo ciekawe poczucie estetyki i porządku.
No nic, trzeba pędzić bo jestem w najdalszym punkcie trasy, a dzień krótki.
Tego dnia mój zachód był mało spektakularny.
A potem jeszcze kawał drogi do przejścia, ale sprawnie poszło.
W zeszłym roku znalazłem przylaszczki i przebiśniegi 19 lutego. W tym roku 8 stycznia nie znalazłem. Czyli nie ma ocieplenia klimatu.
- sprocket73
- Turysta
- Posty: 1071
- Rejestracja: 09 czerwca 2011, 15:06
Re: Nie ważne gdzie... ważne z kim :)
Chciałem skoczyć w góry i zobaczyć powracającą zimę, ale zaspałem straszliwie.
Żeby jednak nie marnować całkowicie dnia, wybrałem się w najbliższa okolicę - do Bukowna, do Doliny rzeki Sztoły, gdzie szlaków i ścieżek jest ogromne zagęszczenie, jakby była to cudowna okolica.
Rzeka Sztoła prezentuje się tak. Ktoś zakręcił kurek i nie ma w niej wody.
Tobi miał ciężki dzień dzisiaj. Polubienie huśtania wcale nie było największym wyzwaniem.
Wydmy
Ławeczka z drzewa.
Śluza.
Zalew, w którym ostały się resztki wody.
Wyżej nie ma nic. Wyschło.
W lesie zielono.
Ruiny tartaku wodnego.
Powrót.
Meandry nieistniejącej Sztoły.
Żeby jednak nie marnować całkowicie dnia, wybrałem się w najbliższa okolicę - do Bukowna, do Doliny rzeki Sztoły, gdzie szlaków i ścieżek jest ogromne zagęszczenie, jakby była to cudowna okolica.
Rzeka Sztoła prezentuje się tak. Ktoś zakręcił kurek i nie ma w niej wody.
Tobi miał ciężki dzień dzisiaj. Polubienie huśtania wcale nie było największym wyzwaniem.
Wydmy
Ławeczka z drzewa.
Śluza.
Zalew, w którym ostały się resztki wody.
Wyżej nie ma nic. Wyschło.
W lesie zielono.
Ruiny tartaku wodnego.
Powrót.
Meandry nieistniejącej Sztoły.
Kopalnia Olkusz-Pomorzany została zamknięta w połowie grudnia. W związku z tym przestała odpompowywać wodę z zakładu. Teraz widać efekty. Rzeka Sztoła wyschła. Inne dwie rzeki w dolinie Białej Przemszy czeka ten sam los. Były zasilane wodami z zakładu. Trzeba też podkreślić, że to nie był żaden przemysłowy ściek, a woda czystości pierwszej klasy.
- sprocket73
- Turysta
- Posty: 1071
- Rejestracja: 09 czerwca 2011, 15:06
Re: Nie ważne gdzie... ważne z kim :)
No dobra, w końcu mamy środek zimy i nawet ostatnio sypnęło śniegiem. W Jaworznie cały śnieg stopniał, ale w górach jest. Dodatkowo jest inwersja, czyli że słońce świeci jak się wyjdzie ponad chmury. Trasa niezbyt pachnie świeżością - Romanka z Żabnicy, ale za to częściowo nowymi radosnymi bezszlakowymi wariantami.
W dole śniegu na tyle mało, że na letnich oponach dojechałem do leśnego parkingu w Żabnicy-Skałce. Z drugiej strony na tyle dużo, że można było ubrać rakiety od samego startu.
Idę sobie bezszlakowym grzbietem na Abrahamów. Niewiele lasów, dużo otwartych przestrzeni, sporo domków (jedne stare użytkowe, inne nowe letniskowe). Im wyżej tym mniej widać. Grzbietem doszedłem na sam szczyt Abrahamów, który jest ok 150 metrów od czerwonego szlaku, więc idąc szlakiem nie ma się go do korony. Ja dzisiaj mam
Potem kawałek czerwonym szlakiem i odbijam na Skałę. Liczyłem, że może pokaże się na niej słońce, ale nie. Zrobiło się jasno, ale jedno wielkie mleko. Nawet się zgubiłem, choć droga tam jest banalnie prosta... pod warunkiem, że widać gdzie się idzie
Potem znowu kawałek szlakowo i rozpoczynam podejście na Romankę niebieskim.
Jakby się coś przejaśniało.
Błękit atakuje nagle.
Słońce daje mi znaki.
Wychodzę ponad chmury, których granica jest bardzo ostro wyznaczona.
Barania Góra.
W miejscu gdzie niebieski szlak zaczyna iść długimi zakosami porzucam go i postanawiam zdobyć Romankę na krechę. Podobny pomysł miał jakiś narciarz, idę jego śladem. Lekko nie jest, ale nabieram wysokości.
Widok na Beskid Śląski. Chmury na wysokości 1000 metrów.
Niestety narciarz, którego śladem szedłem wymiękł, kiedy doszedł do bardzo stromego porośniętego lasem terenu to zwyczajnie zjechał na dół. Tobi osobiście poprowadził w górę.
Wiedziałem, że to będzie wyjście dla koneserów, ale było jeszcze gorzej. Śnieg był okropny. Podczas opadu musiało mocno wiać, zrobiła się skorupa, a pod nią puste przestrzenie. Każdy krok zapadał się inaczej. Stromizna miejscami tak duża, że trzeba było kombinować jak obejść. Dużo skał, kamieni, zwalonych drzew, gąszczu. I cały czas omamy, że już się wypłaszcza, już jest szczyt. Na początku wiadomo, że jeszcze nie, ale potem człowiek miał już nadzieję, że może jednak, a tu wciąż w górę i w górę.
Prawie już zwątpiłem, kiedy pojawiły się ślady narciarzy i naprawdę się wypłaszczyło. Można było jakoś sensownie się poruszać.
Wyszliśmy dokładnie na szczyt Majcherkowej. Kiedy byliśmy już na przetartym szlaku miałem odruch wymiotny, chyba ze zmęczenia. Wszystko mokrusieńkie, przepocone. Ciężko było ruszać nogami i rękami. Chyba miałem zbyt długą przerwę od rakiet i kijków.
Na szczęście warunki wynagradzały wszystkie trudy
Przyszedł czas na podziwianie widoków.
Morze chmur dynamicznie zmieniało wysokość. Gołym okiem trudno było to zauważyć, ale na zdjęciach widać różnicę.
OK, pora na zejście czerwonym.
Widzicie cień Tobiego?
Zbliżam się do poziomu chmur.
Znowu mleko.
Opuszczam szlak i schodzę przez Koźliczynę wprost do auta.
Fajna ta cała inwersja. Podobno w weekend ma już jej nie być.
W dole śniegu na tyle mało, że na letnich oponach dojechałem do leśnego parkingu w Żabnicy-Skałce. Z drugiej strony na tyle dużo, że można było ubrać rakiety od samego startu.
Idę sobie bezszlakowym grzbietem na Abrahamów. Niewiele lasów, dużo otwartych przestrzeni, sporo domków (jedne stare użytkowe, inne nowe letniskowe). Im wyżej tym mniej widać. Grzbietem doszedłem na sam szczyt Abrahamów, który jest ok 150 metrów od czerwonego szlaku, więc idąc szlakiem nie ma się go do korony. Ja dzisiaj mam
Potem kawałek czerwonym szlakiem i odbijam na Skałę. Liczyłem, że może pokaże się na niej słońce, ale nie. Zrobiło się jasno, ale jedno wielkie mleko. Nawet się zgubiłem, choć droga tam jest banalnie prosta... pod warunkiem, że widać gdzie się idzie
Potem znowu kawałek szlakowo i rozpoczynam podejście na Romankę niebieskim.
Jakby się coś przejaśniało.
Błękit atakuje nagle.
Słońce daje mi znaki.
Wychodzę ponad chmury, których granica jest bardzo ostro wyznaczona.
Barania Góra.
W miejscu gdzie niebieski szlak zaczyna iść długimi zakosami porzucam go i postanawiam zdobyć Romankę na krechę. Podobny pomysł miał jakiś narciarz, idę jego śladem. Lekko nie jest, ale nabieram wysokości.
Widok na Beskid Śląski. Chmury na wysokości 1000 metrów.
Niestety narciarz, którego śladem szedłem wymiękł, kiedy doszedł do bardzo stromego porośniętego lasem terenu to zwyczajnie zjechał na dół. Tobi osobiście poprowadził w górę.
Wiedziałem, że to będzie wyjście dla koneserów, ale było jeszcze gorzej. Śnieg był okropny. Podczas opadu musiało mocno wiać, zrobiła się skorupa, a pod nią puste przestrzenie. Każdy krok zapadał się inaczej. Stromizna miejscami tak duża, że trzeba było kombinować jak obejść. Dużo skał, kamieni, zwalonych drzew, gąszczu. I cały czas omamy, że już się wypłaszcza, już jest szczyt. Na początku wiadomo, że jeszcze nie, ale potem człowiek miał już nadzieję, że może jednak, a tu wciąż w górę i w górę.
Prawie już zwątpiłem, kiedy pojawiły się ślady narciarzy i naprawdę się wypłaszczyło. Można było jakoś sensownie się poruszać.
Wyszliśmy dokładnie na szczyt Majcherkowej. Kiedy byliśmy już na przetartym szlaku miałem odruch wymiotny, chyba ze zmęczenia. Wszystko mokrusieńkie, przepocone. Ciężko było ruszać nogami i rękami. Chyba miałem zbyt długą przerwę od rakiet i kijków.
Na szczęście warunki wynagradzały wszystkie trudy
Przyszedł czas na podziwianie widoków.
Morze chmur dynamicznie zmieniało wysokość. Gołym okiem trudno było to zauważyć, ale na zdjęciach widać różnicę.
OK, pora na zejście czerwonym.
Widzicie cień Tobiego?
Zbliżam się do poziomu chmur.
Znowu mleko.
Opuszczam szlak i schodzę przez Koźliczynę wprost do auta.
Fajna ta cała inwersja. Podobno w weekend ma już jej nie być.
- sprocket73
- Turysta
- Posty: 1071
- Rejestracja: 09 czerwca 2011, 15:06
Re: Nie ważne gdzie... ważne z kim :)
Teoretycznie nie jest dobry czas na górskie wycieczki z pieskiem. Spadło sporo śniegu, w wyższych górach armagedon. Wszelka aktywność jest odradzana w mediach. Postanowiłem sprawdzić, czy Polacy to rozsądny naród i pozostali w domach.
Cel - Beskid Mały. Zaparkowałem w Bolęcinie pod obserwatorium astronomicznym. Ubrałem rakiety i ruszyłem bezszlakowo na Jawornicę. W dole śniegu mniej niż myślałem, ale bardzo szybko przybywa przy nabieraniu wysokości. Zresztą cały czas pada.
W lesie zimowy klimat. Bardzo zimowy.
Tobi na razie w dobrym humorze - lubi wycieczki w każdych warunkach.
Napieramy ostro pod górę, śniegu przybywa. Jest cudownie.
Powiedziałbym, że jest go nawet aż za dużo. Szczególnie, że zrobiło się chaszczowanie na całego. Idziemy tam na wprost, w ten wąski przesmyk.
Zbliżenie na przesmyk.
Jawornica zdobyta!
Okazało się, że żółty szlak na potrójną całkowicie zasypany. Ale co tam, nawet się ucieszyłem, będzie więcej obcowania ze śniegiem.
Jest bajkowo.
Pojawiło się nawet słońce.
W miarę upływu czasu czułem się coraz bardziej nasycony obcowaniem ze śniegiem.
Aura bardzo zmienna, śnieżyce i słońce na zmianę.
Jesteśmy na Potrójnej.
Zaczynają się dziać ciekawe rzeczy w pogodzie.
To chyba nagroda za trudy.
Tobi się zmęczył.
Pora wracać.
Czarny szlak do Rzyk jest w miarę przetarty.
Na koniec ponownie bezszlakowo do Bolęciny.
Jestem bardzo zadowolony z wycieczki. Forma w miarę dobra, organizm przypomniał sobie jak używać rakiet. Piękna zima, bardzo śnieżna, dzika.
Nie spotkałem żadnego człowieka, a rejon Potrójnej jest popularny wśród turystów. Wniosek z tego taki, że Polacy to odpowiedzialny naród
Cel - Beskid Mały. Zaparkowałem w Bolęcinie pod obserwatorium astronomicznym. Ubrałem rakiety i ruszyłem bezszlakowo na Jawornicę. W dole śniegu mniej niż myślałem, ale bardzo szybko przybywa przy nabieraniu wysokości. Zresztą cały czas pada.
W lesie zimowy klimat. Bardzo zimowy.
Tobi na razie w dobrym humorze - lubi wycieczki w każdych warunkach.
Napieramy ostro pod górę, śniegu przybywa. Jest cudownie.
Powiedziałbym, że jest go nawet aż za dużo. Szczególnie, że zrobiło się chaszczowanie na całego. Idziemy tam na wprost, w ten wąski przesmyk.
Zbliżenie na przesmyk.
Jawornica zdobyta!
Okazało się, że żółty szlak na potrójną całkowicie zasypany. Ale co tam, nawet się ucieszyłem, będzie więcej obcowania ze śniegiem.
Jest bajkowo.
Pojawiło się nawet słońce.
W miarę upływu czasu czułem się coraz bardziej nasycony obcowaniem ze śniegiem.
Aura bardzo zmienna, śnieżyce i słońce na zmianę.
Jesteśmy na Potrójnej.
Zaczynają się dziać ciekawe rzeczy w pogodzie.
To chyba nagroda za trudy.
Tobi się zmęczył.
Pora wracać.
Czarny szlak do Rzyk jest w miarę przetarty.
Na koniec ponownie bezszlakowo do Bolęciny.
Jestem bardzo zadowolony z wycieczki. Forma w miarę dobra, organizm przypomniał sobie jak używać rakiet. Piękna zima, bardzo śnieżna, dzika.
Nie spotkałem żadnego człowieka, a rejon Potrójnej jest popularny wśród turystów. Wniosek z tego taki, że Polacy to odpowiedzialny naród
- sprocket73
- Turysta
- Posty: 1071
- Rejestracja: 09 czerwca 2011, 15:06
Re: Nie ważne gdzie... ważne z kim :)
Wycieczka na Skrzyczne. Tym razem oprócz śniegu w planach jest też słońce
Parkuję w Słotwinie i podchodze polami pod Skalite. Jest jednocześnie mgliście, słonecznie, a nad górami wiszą gęste chmury.
Na Skalite początkowo napieram prosto pod górę. Dochodzę do czerwonego szlaku i nie jest najgorzej z okolicznościami przyrody
Z tym, że Skrzyczne dalej w chmurach.
Trzeba napierać do góry nieprzetartą drogą.
Podszczytowe polany.
Poszukiwania wierzchołka.
Sam szczyt jest zalesiony i bez widoków.
Tobi jeszcze zdobywa drzewo i można odhaczyć Skalite do Korony
Dalsze widoki są średnie.
Schodzimy na Przełęcz Siodło.
Następnie szlakiem w kierunku Skrzycznego.
Jest malowniczo.
A Skrzyczne cały czas w chmurze, ale widać, że systematycznie się ona podnosi.
Dochodzimy do tras narciarskich.
Zastanawiam się, czy trzeba je jeszcze dodatkowo nasnieżać?
Widać już koniec podchodzenia.
Gdzieś w tym rejonie podjechał do mnie policjant na nartach, przedstawił się i oznajmił, że prowadzi interwencję w związku z sygnałami o agresywnym psie goniącym narciarzy. Zamurowało mnie w pierwszej chwili. Na szczęście policjant od razu zauważył, że Tobi jest spokojny, jednak dodał, że nawet grzeczny pies powinien być prowadzony na smyczy. Skłamałem, że nie mam, bo mi się nie chciało wyciągać z dna plecaka, a poza tym jakby to wyglądało - Tobi na smyczy. Na to policjant oznajmił: "w takim razie udzielam panu pouczenia i miłego dnia życzę" i odjechał.
Skrzyczne jak wygląda wiadomo. Są narciarze.
Jest nadajnik... + jakaś żaba.
Przeszedłem się kawałek w stronę Małego Skrzycznego.
A potem odbiłem w kierunku niebieskiego szlaku.
Tu było najfajniej. Trafiłem na jakąś drogę nietkniętą przez człowieka. Zrobiło się pusto. Miła odmiana po tłumach.
Dookoła wszystko w śniegu.
Potem na niebieskim szlaku również było ładnie.
Na Równi przyszło pożegnać się ze słońcem. Zszedłem tutaj bezszlakowo w dół.
Jeszcze się jakiś parolotniarz trafił.
Na ostatnim planie Magura w zachodzącym słońcu.
To by było na tyle
Parkuję w Słotwinie i podchodze polami pod Skalite. Jest jednocześnie mgliście, słonecznie, a nad górami wiszą gęste chmury.
Na Skalite początkowo napieram prosto pod górę. Dochodzę do czerwonego szlaku i nie jest najgorzej z okolicznościami przyrody
Z tym, że Skrzyczne dalej w chmurach.
Trzeba napierać do góry nieprzetartą drogą.
Podszczytowe polany.
Poszukiwania wierzchołka.
Sam szczyt jest zalesiony i bez widoków.
Tobi jeszcze zdobywa drzewo i można odhaczyć Skalite do Korony
Dalsze widoki są średnie.
Schodzimy na Przełęcz Siodło.
Następnie szlakiem w kierunku Skrzycznego.
Jest malowniczo.
A Skrzyczne cały czas w chmurze, ale widać, że systematycznie się ona podnosi.
Dochodzimy do tras narciarskich.
Zastanawiam się, czy trzeba je jeszcze dodatkowo nasnieżać?
Widać już koniec podchodzenia.
Gdzieś w tym rejonie podjechał do mnie policjant na nartach, przedstawił się i oznajmił, że prowadzi interwencję w związku z sygnałami o agresywnym psie goniącym narciarzy. Zamurowało mnie w pierwszej chwili. Na szczęście policjant od razu zauważył, że Tobi jest spokojny, jednak dodał, że nawet grzeczny pies powinien być prowadzony na smyczy. Skłamałem, że nie mam, bo mi się nie chciało wyciągać z dna plecaka, a poza tym jakby to wyglądało - Tobi na smyczy. Na to policjant oznajmił: "w takim razie udzielam panu pouczenia i miłego dnia życzę" i odjechał.
Skrzyczne jak wygląda wiadomo. Są narciarze.
Jest nadajnik... + jakaś żaba.
Przeszedłem się kawałek w stronę Małego Skrzycznego.
A potem odbiłem w kierunku niebieskiego szlaku.
Tu było najfajniej. Trafiłem na jakąś drogę nietkniętą przez człowieka. Zrobiło się pusto. Miła odmiana po tłumach.
Dookoła wszystko w śniegu.
Potem na niebieskim szlaku również było ładnie.
Na Równi przyszło pożegnać się ze słońcem. Zszedłem tutaj bezszlakowo w dół.
Jeszcze się jakiś parolotniarz trafił.
Na ostatnim planie Magura w zachodzącym słońcu.
To by było na tyle
- sprocket73
- Turysta
- Posty: 1071
- Rejestracja: 09 czerwca 2011, 15:06
Re: Nie ważne gdzie... ważne z kim :)
Wybraliśmy się na niedzielny spacer w niedaleką okolicę, do Myślachowic koło Trzebini.
Jeszcze wczoraj w Jaworznie były 2 cm śniegu, ale przez noc deszcz spłukał wszystko. Dlatego mocno zaskoczyła nas ilość śniegu w odległych o 15 km Myślachowicach.
Miał być wiosenny spacer, a wyszedł zimowy.
Powłóczyliśmy się po lesie.
Bez pośpiechu.
I dzień zleciał.
Jeszcze wczoraj w Jaworznie były 2 cm śniegu, ale przez noc deszcz spłukał wszystko. Dlatego mocno zaskoczyła nas ilość śniegu w odległych o 15 km Myślachowicach.
Miał być wiosenny spacer, a wyszedł zimowy.
Powłóczyliśmy się po lesie.
Bez pośpiechu.
I dzień zleciał.
- sprocket73
- Turysta
- Posty: 1071
- Rejestracja: 09 czerwca 2011, 15:06
Re: Nie ważne gdzie... ważne z kim :)
Wiosna!
W ramach odkrywania Beskidu Wyspowego pojechałem na Pogórze Wiśnickie myśląc, że jadę na Pogórze Rożnowskie. Skomplikowane.
Zaparkowałem w miejscowości Rajbrot, pod starym kościołem.
Potem poszedłem sobie bez szlaku w kierunku wschodnim.
Napotkałem wiosnę! W tym roku pierwszym wiosennym kwiatkiem jest miodunka.
Były też wypasione bazie.
Stokrotki.
Miliony mrówek. Nad mrowiskiem aż szumiało od tej kotłowaniny.
Głównym celem górskim była Szpilówka, na którą wychodzi się całkowicie zalesionym szlakiem.
Jest na niej bardzo wysoka wieża widokowa.
Metalowa ażurowa konstrukcja może przyprawiać o lęk wysokości. Najtrudniejszy moment jest, kiedy wychodzi się ponad drzewa, otwiera się przestrzeń dookoła, a jak spojrzy się w górę, widać, że jest jeszcze sporo do wyjścia, wszystko drga od wiatru albo kroków ludzi. Widziałem dzieci z atakami paniki na górze.
Wieża ma bardzo długi regulamin. Nie wolno wychodzić z pieskami.
Widoki z wieży średnie. Nie ma wysokich gór w pobliżu, widać tylko lekkie pagórki. Byś może przy dobrej przejrzystości jest lepiej.
Idziemy dalej. Nagle droga zmienia się w jeziorko. Boberki!
Nigdy jeszcze tak dokładnie nie przeanalizowałem boberkowej działalności. Widzicie tą kupkę grubych gałęzi z lewej? Pocięte, okorowane, zupełnie jakby człowiek przygotował sobie materiał.
Tama w trakcie budowy. Jak to jest wszystko z sensem poukładane.
A oto i boberek we własnej osobie transportujący gałąź.
Kolejna atrakcja - Pustelnia św. Urbana. Obok źródło dające supermoce, niestety niedostępne, przejęte przez wodociągi.
Można wejść do środka.
Tobi robił trudne rzeczy. Wychodził na pieniek.
Schodził z ambony myśliwskiej.
(można tylko schodzić, bo jest tabliczka, że wychodzenie na obiekt zabronione)
Na koniec przemierzyłem spore obszary widokowych łagodnych bezszlakowych grzbietów w okolicy Iwkowej.
Widok na zachód.
Widok na wschód.
Widok na południe.
Widok na północ - na Szpilówkę z wieżą.
Potem wszedłem w las i myślałem, że słońca już nie zobaczę. Myliłem się. Po zdobyciu najwyższej góry na tej wycieczce - Rozozowa (536), miałem fajny zachód za chmurami.
Przyjemna wiosenna wycieczka w całkowicie nowej dla mnie okolicy
W ramach odkrywania Beskidu Wyspowego pojechałem na Pogórze Wiśnickie myśląc, że jadę na Pogórze Rożnowskie. Skomplikowane.
Zaparkowałem w miejscowości Rajbrot, pod starym kościołem.
Potem poszedłem sobie bez szlaku w kierunku wschodnim.
Napotkałem wiosnę! W tym roku pierwszym wiosennym kwiatkiem jest miodunka.
Były też wypasione bazie.
Stokrotki.
Miliony mrówek. Nad mrowiskiem aż szumiało od tej kotłowaniny.
Głównym celem górskim była Szpilówka, na którą wychodzi się całkowicie zalesionym szlakiem.
Jest na niej bardzo wysoka wieża widokowa.
Metalowa ażurowa konstrukcja może przyprawiać o lęk wysokości. Najtrudniejszy moment jest, kiedy wychodzi się ponad drzewa, otwiera się przestrzeń dookoła, a jak spojrzy się w górę, widać, że jest jeszcze sporo do wyjścia, wszystko drga od wiatru albo kroków ludzi. Widziałem dzieci z atakami paniki na górze.
Wieża ma bardzo długi regulamin. Nie wolno wychodzić z pieskami.
Widoki z wieży średnie. Nie ma wysokich gór w pobliżu, widać tylko lekkie pagórki. Byś może przy dobrej przejrzystości jest lepiej.
Idziemy dalej. Nagle droga zmienia się w jeziorko. Boberki!
Nigdy jeszcze tak dokładnie nie przeanalizowałem boberkowej działalności. Widzicie tą kupkę grubych gałęzi z lewej? Pocięte, okorowane, zupełnie jakby człowiek przygotował sobie materiał.
Tama w trakcie budowy. Jak to jest wszystko z sensem poukładane.
A oto i boberek we własnej osobie transportujący gałąź.
Kolejna atrakcja - Pustelnia św. Urbana. Obok źródło dające supermoce, niestety niedostępne, przejęte przez wodociągi.
Można wejść do środka.
Tobi robił trudne rzeczy. Wychodził na pieniek.
Schodził z ambony myśliwskiej.
(można tylko schodzić, bo jest tabliczka, że wychodzenie na obiekt zabronione)
Na koniec przemierzyłem spore obszary widokowych łagodnych bezszlakowych grzbietów w okolicy Iwkowej.
Widok na zachód.
Widok na wschód.
Widok na południe.
Widok na północ - na Szpilówkę z wieżą.
Potem wszedłem w las i myślałem, że słońca już nie zobaczę. Myliłem się. Po zdobyciu najwyższej góry na tej wycieczce - Rozozowa (536), miałem fajny zachód za chmurami.
Przyjemna wiosenna wycieczka w całkowicie nowej dla mnie okolicy
- sprocket73
- Turysta
- Posty: 1071
- Rejestracja: 09 czerwca 2011, 15:06
Re: Nie ważne gdzie... ważne z kim :)
Dzisiaj dla odmiany nie będzie świeżości. Krokusy w Beskidzie małym, jak co roku w marcu - NUDY!!!
Pierwsza lokacja, przy drodze do Zielińskiego.
Oprócz krokusów był jeszcze żywiec gruczołowaty.
Potem idę sobie bezszlakowo na Leskowiec, próbując odkryć jakąś nową drogę.
Fotka szczytowa z Leskowca - wybrałem taką ze śmietnikiem: butelki, puszki, zestawy grillowe, znicze.
Idziemy bezszlakowo na polanę Semikową. Jak widać są jeszcze miejsca z mnóstwem śniegu.
Na Semikowej 3 krokusy - a to najładniejszy z nich.
Potem schodzę do Targoszowa jakimś kombinowanym wariantem i odkrywam nową krokusową miejscówkę.
Jestem w Targoszowie - krokusowym zagłębiu Beskidu Małego.
Odwiedzam znane miejscówki i jest tego trochę.
Jak na Beskid Mały, to jest apogeum krokusów.
Wracam na górę.
Na koniec wybrałem zejście grzbietem Klimaski.
Ktoś wie co to mitosievdzie?
Zdjęcie przez szybkę.
Na koniec Tobi jeszcze jest męczony.
Oszukał przy schodzeniu!
To by było na tyle. Udany weekend
Pierwsza lokacja, przy drodze do Zielińskiego.
Oprócz krokusów był jeszcze żywiec gruczołowaty.
Potem idę sobie bezszlakowo na Leskowiec, próbując odkryć jakąś nową drogę.
Fotka szczytowa z Leskowca - wybrałem taką ze śmietnikiem: butelki, puszki, zestawy grillowe, znicze.
Idziemy bezszlakowo na polanę Semikową. Jak widać są jeszcze miejsca z mnóstwem śniegu.
Na Semikowej 3 krokusy - a to najładniejszy z nich.
Potem schodzę do Targoszowa jakimś kombinowanym wariantem i odkrywam nową krokusową miejscówkę.
Jestem w Targoszowie - krokusowym zagłębiu Beskidu Małego.
Odwiedzam znane miejscówki i jest tego trochę.
Jak na Beskid Mały, to jest apogeum krokusów.
Wracam na górę.
Na koniec wybrałem zejście grzbietem Klimaski.
Ktoś wie co to mitosievdzie?
Zdjęcie przez szybkę.
Na koniec Tobi jeszcze jest męczony.
Oszukał przy schodzeniu!
To by było na tyle. Udany weekend
- sprocket73
- Turysta
- Posty: 1071
- Rejestracja: 09 czerwca 2011, 15:06
Re: Nie ważne gdzie... ważne z kim :)
Jak co roku mamy długie i nieciekawe przedwiośnie. Dzisiaj miało być lepiej, więc wybraliśmy się w Beskid Mały na bardzo małą wycieczkę. Ja nie byłem w górach miesiąc, a Ukochana aż 4 miesiące i chciała się przekonać, czy jeszcze da radę.
Podjechaliśmy do Kaczyny i ruszyliśmy w górę. Kwiatów było pełno.
Ale tylko w kapliczce
Prognozy nie bardzo się sprawdziły. Słońce schowane za chmurami. Podchodzimy ścianą płaczu na Gancarz. Okazało się, że jeszcze można chodzić po górach, choć wolno. Na szczycie nawet trochę pokropiło.
Na szczęście pokazało się słoneczko.
Były też jakieś nie plastikowe kwiatki.
Tobi zaliczył ambonkę.
Ale ogólnie pogoda siadła, więc postanowiliśmy wracać.
Po drodze w Kotlinie Oświęcimskiej słonko mocno przyświecało i postanowiliśmy zatrzymać się w przy ruinach Pałacu Sapiechów w Bobrku.
Ogólnie nie wolno tam chodzić, jest zakaz. Tablic mówiących o tym jest wszędzie pełno. Zakaz obejmuje również przypałacowy park, ze względu na zły stan drzew. Wejście grozi śmiercią, karą pewnie nawet grzechem.
Zapuściliśmy się w park zarośniętym szlakiem turystycznym.
Wiosna na całego.
Kwiatowe dywany.
Piesek się cieszy, że może sobie w takim miejscu pobiegać.
Jeżeli chodzi o sam pałac, to lepiej się do niego nie zbliżać - tyle różnych ostrzeżeń.
Zrobiłem więc tylko fotkę z daleka.
W 2002 roku obiekt został sprzedany prywatnemu właścicielowi. W 2009 roku wyremontowano dach i to z rozmachem, część jest szklana.
Następne prace wstrzymano. Nie znalazłem informacji dlaczego, ani co ma być dalej z tym miejscem.
W środku robi wrażenie.
Są nawet jakieś stare meble.
No ale ponieważ nie wolno tam przebywać, to poszliśmy sobie i wróciliśmy do domu.
Jak widać w górach wiosny jeszcze nie ma, ale w dole już jest na całego
Przydałoby się kilka dni z dobrą pogodą
Podjechaliśmy do Kaczyny i ruszyliśmy w górę. Kwiatów było pełno.
Ale tylko w kapliczce
Prognozy nie bardzo się sprawdziły. Słońce schowane za chmurami. Podchodzimy ścianą płaczu na Gancarz. Okazało się, że jeszcze można chodzić po górach, choć wolno. Na szczycie nawet trochę pokropiło.
Na szczęście pokazało się słoneczko.
Były też jakieś nie plastikowe kwiatki.
Tobi zaliczył ambonkę.
Ale ogólnie pogoda siadła, więc postanowiliśmy wracać.
Po drodze w Kotlinie Oświęcimskiej słonko mocno przyświecało i postanowiliśmy zatrzymać się w przy ruinach Pałacu Sapiechów w Bobrku.
Ogólnie nie wolno tam chodzić, jest zakaz. Tablic mówiących o tym jest wszędzie pełno. Zakaz obejmuje również przypałacowy park, ze względu na zły stan drzew. Wejście grozi śmiercią, karą pewnie nawet grzechem.
Zapuściliśmy się w park zarośniętym szlakiem turystycznym.
Wiosna na całego.
Kwiatowe dywany.
Piesek się cieszy, że może sobie w takim miejscu pobiegać.
Jeżeli chodzi o sam pałac, to lepiej się do niego nie zbliżać - tyle różnych ostrzeżeń.
Zrobiłem więc tylko fotkę z daleka.
W 2002 roku obiekt został sprzedany prywatnemu właścicielowi. W 2009 roku wyremontowano dach i to z rozmachem, część jest szklana.
Następne prace wstrzymano. Nie znalazłem informacji dlaczego, ani co ma być dalej z tym miejscem.
W środku robi wrażenie.
Są nawet jakieś stare meble.
No ale ponieważ nie wolno tam przebywać, to poszliśmy sobie i wróciliśmy do domu.
Jak widać w górach wiosny jeszcze nie ma, ale w dole już jest na całego
Przydałoby się kilka dni z dobrą pogodą
- sprocket73
- Turysta
- Posty: 1071
- Rejestracja: 09 czerwca 2011, 15:06
Re: Nie ważne gdzie... ważne z kim :)
Żeby nie zmarnować kompletnie słonecznej niedzieli wybraliśmy się do Sławkowa do Parku Doliny Białej Przemszy.
Tereny przystosowane do weekendowej turystyki.
Kładki nad wyschniętymi bagnami przypominają te w jaworznickich Malediwach.
Wybraliśmy się też na dziko wzdłuż Przemszy.
Taki spacerek przyrodniczy.
Na koniec jeszcze trochę wiosny.
Tereny przystosowane do weekendowej turystyki.
Kładki nad wyschniętymi bagnami przypominają te w jaworznickich Malediwach.
Wybraliśmy się też na dziko wzdłuż Przemszy.
Taki spacerek przyrodniczy.
Na koniec jeszcze trochę wiosny.