Nie ważne gdzie... ważne z kim :)
Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy
- sprocket73
- Turysta
- Posty: 1063
- Rejestracja: 09 czerwca 2011, 15:06
Re: Nie ważne gdzie... ważne z kim :)
Dzisiaj nie wolno już praktycznie nic.
Wyszliśmy więc na nielegalny spacer.
Widok na elektrownię Jaworzno II. Po prawej budynek z kominem. Natomiast po lewej nowy blok energetyczny, świeżo wybudowany. Kolos. Ma tylko jedną chłodnię kominową. Chłodnie od starej elektrowni, znajdujące się z przodu, wyglądają przy niej jak krasnoludki przy Guliwerze.
Idziemy na północ, dochodzimy do rzeki Kozi Bród. Nie ma mostu. Tobi proponuje przejście góra po rurze. Ukochana ma odmienne zdanie w tej kwestii.
Idziemy więc wzdłuż rzeczki licząc na to, że możliwość przejścia się pojawi.
Kolejna przeszkoda - odremontowana linia szybkiej kolei Katowice - Kraków.
Pokonujemy to wszystko i w końcu dochodzimy do celu - Biała Przemsza, rzeka graniczna między Jaworznem i Sosnowcem.
Zabawy nad rzeką. Czy ten skok może się dobrze skończyć?
Pływanie.
W pewnym momencie zobaczyliśmy z daleka patrol policyjno-wojskowy. Dylemat, co zrobić, iść bez lęku, czy próbować przemknąć bokiem, a może zawrócić. Poszliśmy z lekkim stresem, który z każdym krokiem robił się coraz mniejszy. Okazało się, że to wędkarze. Jeden miał jakby odblaskową policyjną kamizelkę, a drugi wojskowy mundur z kamuflażem. Śmieszna sytuacja.
No nic. Ładne miejsce.
Bobry szaleją.
Postanawiamy przejść na drugą stronę Przemszy mostem kolejowym. Jest długi i wąski. Ciekawe byłoby jakby pojawił się pociąg?
Na środku mostu podziwiamy widok w dół, a tu nagle jedzie pociąg i trąbi jak szalony z daleka, trzeba było uciekać... co za czasy
Przemsza od drugiej strony.
Zielona świeża trawka.
Bobrowy armageddon. Chaszczowanie jak się patrzy.
Most który umożliwił nam powrót zza sosnowieckiej granicy.
Nie ma to jak powrót do Jaworzna
Z małego wzgórka obserwujemy most, na którym uciekaliśmy przed pociągiem. W tle sosnowieckie blokowiska.
Już blisko domu. Tereny po których codziennie biegam i dość spora ilość spacerowiczów protestujących przeciwko reżimowym graniczeniom.
W taką pogodę powinno się pojechać na krokusy w Gorce. Niestety nie jest to teraz możliwe. Trzeba się cieszyć z tego co się udało, połaziliśmy solidnie, nogi bolą, chaszczowanie było. Pies zadowolony
Wyszliśmy więc na nielegalny spacer.
Widok na elektrownię Jaworzno II. Po prawej budynek z kominem. Natomiast po lewej nowy blok energetyczny, świeżo wybudowany. Kolos. Ma tylko jedną chłodnię kominową. Chłodnie od starej elektrowni, znajdujące się z przodu, wyglądają przy niej jak krasnoludki przy Guliwerze.
Idziemy na północ, dochodzimy do rzeki Kozi Bród. Nie ma mostu. Tobi proponuje przejście góra po rurze. Ukochana ma odmienne zdanie w tej kwestii.
Idziemy więc wzdłuż rzeczki licząc na to, że możliwość przejścia się pojawi.
Kolejna przeszkoda - odremontowana linia szybkiej kolei Katowice - Kraków.
Pokonujemy to wszystko i w końcu dochodzimy do celu - Biała Przemsza, rzeka graniczna między Jaworznem i Sosnowcem.
Zabawy nad rzeką. Czy ten skok może się dobrze skończyć?
Pływanie.
W pewnym momencie zobaczyliśmy z daleka patrol policyjno-wojskowy. Dylemat, co zrobić, iść bez lęku, czy próbować przemknąć bokiem, a może zawrócić. Poszliśmy z lekkim stresem, który z każdym krokiem robił się coraz mniejszy. Okazało się, że to wędkarze. Jeden miał jakby odblaskową policyjną kamizelkę, a drugi wojskowy mundur z kamuflażem. Śmieszna sytuacja.
No nic. Ładne miejsce.
Bobry szaleją.
Postanawiamy przejść na drugą stronę Przemszy mostem kolejowym. Jest długi i wąski. Ciekawe byłoby jakby pojawił się pociąg?
Na środku mostu podziwiamy widok w dół, a tu nagle jedzie pociąg i trąbi jak szalony z daleka, trzeba było uciekać... co za czasy
Przemsza od drugiej strony.
Zielona świeża trawka.
Bobrowy armageddon. Chaszczowanie jak się patrzy.
Most który umożliwił nam powrót zza sosnowieckiej granicy.
Nie ma to jak powrót do Jaworzna
Z małego wzgórka obserwujemy most, na którym uciekaliśmy przed pociągiem. W tle sosnowieckie blokowiska.
Już blisko domu. Tereny po których codziennie biegam i dość spora ilość spacerowiczów protestujących przeciwko reżimowym graniczeniom.
W taką pogodę powinno się pojechać na krokusy w Gorce. Niestety nie jest to teraz możliwe. Trzeba się cieszyć z tego co się udało, połaziliśmy solidnie, nogi bolą, chaszczowanie było. Pies zadowolony
- sprocket73
- Turysta
- Posty: 1063
- Rejestracja: 09 czerwca 2011, 15:06
Re: Nie ważne gdzie... ważne z kim :)
Będzie relacja z zakwitnięcia kaktusa.
Kaktus ma ok 20 lat. Dostałem go od kursantek na koniec kursu komputerowego, który prowadziłem. Był wielkości piłki do pingponga, taka mała kulka. Jakoś nie udało mi się go ususzyć, ani wykończyć w inny sposób
Kwiatki małe, ale jak się przypatrzeć, to całkiem ciekawe.
Lubię mocne makro.
A to już tylko prezentacja jakie zbliżenie można maksymalnie osiągnąć. Zdjęcie z ręki, bez statywu.
Kaktus ma ok 20 lat. Dostałem go od kursantek na koniec kursu komputerowego, który prowadziłem. Był wielkości piłki do pingponga, taka mała kulka. Jakoś nie udało mi się go ususzyć, ani wykończyć w inny sposób
Kwiatki małe, ale jak się przypatrzeć, to całkiem ciekawe.
Lubię mocne makro.
A to już tylko prezentacja jakie zbliżenie można maksymalnie osiągnąć. Zdjęcie z ręki, bez statywu.
Re: Nie ważne gdzie... ważne z kim :)
No fajny, ale jak zakwitł po 20 latach to go pewnie jak agawę szlak(g) turystyczny trafi.
pozdrawiam antywirusowo i wielkanocnie
pantadziu
pozdrawiam antywirusowo i wielkanocnie
pantadziu
chwilo ... trwaj!!!!!
https://picasaweb.google.com/115675607410523457166
http://www.panoramio.com/user/1962173
https://picasaweb.google.com/115675607410523457166
http://www.panoramio.com/user/1962173
- sprocket73
- Turysta
- Posty: 1063
- Rejestracja: 09 czerwca 2011, 15:06
Re: Nie ważne gdzie... ważne z kim :)
Wiosna atakuje z pełną mocą.
Niektóre drzewa obsypane kwiatami, pachną intensywnie, słodko.
Tak kwitnie dzika wiśnia w polach.
Zarastające stawy na Wilkoszynie.
W lesie robi się zielono, na razie tylko runo.
Obudziły się robaczki i zachowują się jak ludzie - jeden ciągnie w jedną stronę, drugi w przeciwną.
Miodunka.
Pod Ciężkowicami odkryliśmy rozległe trawiaste przestrzenie. Dość podmokłe, poprzecinane rowami melioracyjnymi.
Z fajnymi drzewami do ćwiczeń.
Na horyzoncie Grodzisko. Od tej strony wygląda dość płasko, od przeciwnej dużo konkretniej. Wychowywałem się po drugiej stronie tej góry i dorastałem w przeświadczeniu, że to najwyższa góra w Jaworznie.
Przyroda rozkwita.
Południowe stoki - choć to tylko zboże, zieleń na całego.
Wracamy bezdrożami w towarzystwie linii wysokiego napięcia.
Wesołych, Zdrowych Świąt
Niektóre drzewa obsypane kwiatami, pachną intensywnie, słodko.
Tak kwitnie dzika wiśnia w polach.
Zarastające stawy na Wilkoszynie.
W lesie robi się zielono, na razie tylko runo.
Obudziły się robaczki i zachowują się jak ludzie - jeden ciągnie w jedną stronę, drugi w przeciwną.
Miodunka.
Pod Ciężkowicami odkryliśmy rozległe trawiaste przestrzenie. Dość podmokłe, poprzecinane rowami melioracyjnymi.
Z fajnymi drzewami do ćwiczeń.
Na horyzoncie Grodzisko. Od tej strony wygląda dość płasko, od przeciwnej dużo konkretniej. Wychowywałem się po drugiej stronie tej góry i dorastałem w przeświadczeniu, że to najwyższa góra w Jaworznie.
Przyroda rozkwita.
Południowe stoki - choć to tylko zboże, zieleń na całego.
Wracamy bezdrożami w towarzystwie linii wysokiego napięcia.
Wesołych, Zdrowych Świąt
- sprocket73
- Turysta
- Posty: 1063
- Rejestracja: 09 czerwca 2011, 15:06
Re: Nie ważne gdzie... ważne z kim :)
Świąteczny spacer.
Najpiękniejszy dzień tego roku, można powiedzieć upalny. Wystawiłem klatę do słońca.
2 tyg. temu poszliśmy na wschód, w ostatni weekend na północ, wczoraj na południe, więc dzisiaj wypadło na zachód.
Prawie jak w Tatrach na łańcuchach.
Znowu zapuściliśmy się tam gdzie jeszcze nas nie było. Płasko, ale ciekawie.
Wiosna!
Wzgórza na Długoszynie.
Krajobraz tuż za naszym blokiem.
Z jednej strony zazdroszczę tym, co mieszkają blisko gór i mogli wyjść dzisiaj trochę wyżej niż 300 m n.p.m. (wiem, że tacy byli). Ale z drugiej, doceniam to co mam. Po Jaworznie naprawdę można się z przyjemnością powłóczyć i jak się zna topografię, to łazić samymi odludziami. Zmęczyć nogi, przewietrzyć głowę... a nawet się trochę opalić w pierwszej połowie kwietnia. Czuję miłe lekkie pieczenie czachy i pleców. A Tobi chrapie pojedzony w swoim łóżeczku.
Najpiękniejszy dzień tego roku, można powiedzieć upalny. Wystawiłem klatę do słońca.
2 tyg. temu poszliśmy na wschód, w ostatni weekend na północ, wczoraj na południe, więc dzisiaj wypadło na zachód.
Prawie jak w Tatrach na łańcuchach.
Znowu zapuściliśmy się tam gdzie jeszcze nas nie było. Płasko, ale ciekawie.
Wiosna!
Wzgórza na Długoszynie.
Krajobraz tuż za naszym blokiem.
Z jednej strony zazdroszczę tym, co mieszkają blisko gór i mogli wyjść dzisiaj trochę wyżej niż 300 m n.p.m. (wiem, że tacy byli). Ale z drugiej, doceniam to co mam. Po Jaworznie naprawdę można się z przyjemnością powłóczyć i jak się zna topografię, to łazić samymi odludziami. Zmęczyć nogi, przewietrzyć głowę... a nawet się trochę opalić w pierwszej połowie kwietnia. Czuję miłe lekkie pieczenie czachy i pleców. A Tobi chrapie pojedzony w swoim łóżeczku.
Re: Nie ważne gdzie... ważne z kim :)
Pamiętam jak kiedyś po zajęciach na studiach pojechałem na wycieczkę do Jaworzna (autobusem z Katowic). Specjalnie uwzględniłem wówczas Grodzisko w planowanej trasie. Moje rozczarowanie było wielkie, gdy potem doczytałem o Przygoniu. Do teraz na Przygoń nie dotarłem...sprocket73 pisze: ↑11 kwietnia 2020, 20:46Na horyzoncie Grodzisko. Od tej strony wygląda dość płasko, od przeciwnej dużo konkretniej. Wychowywałem się po drugiej stronie tej góry i dorastałem w przeświadczeniu, że to najwyższa góra w Jaworznie.
A relacja z kaktusem w roli głównej bardzo porządna. Szkoda, że nie widnieje jako osobny post, zagłosowałbym w miesięcznej ankiecie.
Życie nie zaczyna się powyżej 5000 mnpm. Powyżej 7000 mnpm tym bardziej...
- sprocket73
- Turysta
- Posty: 1063
- Rejestracja: 09 czerwca 2011, 15:06
Re: Nie ważne gdzie... ważne z kim :)
Kolejna przepiękna sobota. To jakaś ironia losu, że taka pogoda trzyma się praktycznie nieprzerwanie odkąd zarządzono narodową kwarantannę. Znowu tylko lokalny spacer... a może aż lokalny spacer.
Zazileniło się.
Pierwsza atrakcja - źródło Siarczanej.
Kiedyś jeszcze woda sączyła się konkretnym strumieniem, teraz już tylko cuchnące bajorko.
Góra Wielkanoc - zachwalana przez Rambubu.
Nigdy tam nie byłem. Wytyczamy nową drogę południowymi zboczami. Z góry faktycznie widoki 360 stopni.
Wiosna w pełni.
Wszystko kwitnie i się zieleni.
Modrzewie wypuściły igły, fajnie kontrastują z suchymi trawami.
A to jakby nie z Polski obrazek. Tata zrobił dzieciom atrakcje i przewiózł je na przyczepce ciągniętej przez motor.
Najstarsza kapliczka w Jaworznie (wg. planu miasta z lat mojej młodości)
Zdobywamy Przygoń - najwyższe wzniesienie Jaworzna.
W polach praca wre.
Wędrujemy wzdłuż Koziego Brodu. Spora aktywność bobrów.
Trochę płaskie te Pagóry Jaworznickie.
Na koniec zahaczyliśmy o kamieniołomy.
Czyli słynna Jaworznicka Chorwacja. Nigdy nie byłem tu w porze zachodu.
Dopiero w domu zobaczyłem jak niski jest stan wody. Te kładki powinny być praktycznie na poziomie tafli, czasem nawet są pod wodą.
Brakło nam dnia. Już po zachodzie, za Rondem Kaczyńskich.
Zazileniło się.
Pierwsza atrakcja - źródło Siarczanej.
Kiedyś jeszcze woda sączyła się konkretnym strumieniem, teraz już tylko cuchnące bajorko.
Góra Wielkanoc - zachwalana przez Rambubu.
Nigdy tam nie byłem. Wytyczamy nową drogę południowymi zboczami. Z góry faktycznie widoki 360 stopni.
Wiosna w pełni.
Wszystko kwitnie i się zieleni.
Modrzewie wypuściły igły, fajnie kontrastują z suchymi trawami.
A to jakby nie z Polski obrazek. Tata zrobił dzieciom atrakcje i przewiózł je na przyczepce ciągniętej przez motor.
Najstarsza kapliczka w Jaworznie (wg. planu miasta z lat mojej młodości)
Zdobywamy Przygoń - najwyższe wzniesienie Jaworzna.
W polach praca wre.
Wędrujemy wzdłuż Koziego Brodu. Spora aktywność bobrów.
Trochę płaskie te Pagóry Jaworznickie.
Na koniec zahaczyliśmy o kamieniołomy.
Czyli słynna Jaworznicka Chorwacja. Nigdy nie byłem tu w porze zachodu.
Dopiero w domu zobaczyłem jak niski jest stan wody. Te kładki powinny być praktycznie na poziomie tafli, czasem nawet są pod wodą.
Brakło nam dnia. Już po zachodzie, za Rondem Kaczyńskich.
- sprocket73
- Turysta
- Posty: 1063
- Rejestracja: 09 czerwca 2011, 15:06
Re: Nie ważne gdzie... ważne z kim :)
Nasz kochany Rząd pozwolił jeździć w góry.
No to pojechaliśmy, bo nie wiadomo, kiedy znów zabronią, albo kiedy się pogoda skończy
Tereny nieznane. Orawa. Lipnica Wielka.
Dużo otwartych przestrzeni, brak ludzi.
Niezliczone widoki na Babią Górę.
Tobiego rozpierała energia - jak zwykle.
Pełni wiosny jeszcze tam nie widać. Przyroda jest o jakieś 2-3 tyg. opóźniona względem tego co w Jaworznie. Dopiero obudziły się kwiatki. Żywiec gruczołowaty.
Kaczeńce.
Ależ one są żółte.
Z Lipnicy Wielkiej bezszlakowo doszliśmy do żółtego szlaku granicznego. Ciekawostka - wzdłuż granicy, miejscami, nie ma nawet ścieżki.
A to niedostępna zagranica, czyli Słowacja.
Całkiem solidny widok na Pilsko.
Podejście pod Wajdów Groń (928) - najwyższy szczyt Działów Orawskich.
Babia na wyciągniecie ręki.
Za plecami Tatry. Od rana bardzo słabo widoczne, ale w ciągu dnia przejrzystość stopniowo się poprawiała.
Porzucamy szlak żółty. Kierujemy się na wschód do szlaku zielonego.
Całkiem spory drewniany krzyż.
Idziemy na południe płaskim grzbietem miedzy Lipnicą Wielką i Małą.
Widoki na Tatry są coraz lepsze.
Na koniec schodzimy bezszlakowo do Lipnicy Wielkiej.
No to pojechaliśmy, bo nie wiadomo, kiedy znów zabronią, albo kiedy się pogoda skończy
Tereny nieznane. Orawa. Lipnica Wielka.
Dużo otwartych przestrzeni, brak ludzi.
Niezliczone widoki na Babią Górę.
Tobiego rozpierała energia - jak zwykle.
Pełni wiosny jeszcze tam nie widać. Przyroda jest o jakieś 2-3 tyg. opóźniona względem tego co w Jaworznie. Dopiero obudziły się kwiatki. Żywiec gruczołowaty.
Kaczeńce.
Ależ one są żółte.
Z Lipnicy Wielkiej bezszlakowo doszliśmy do żółtego szlaku granicznego. Ciekawostka - wzdłuż granicy, miejscami, nie ma nawet ścieżki.
A to niedostępna zagranica, czyli Słowacja.
Całkiem solidny widok na Pilsko.
Podejście pod Wajdów Groń (928) - najwyższy szczyt Działów Orawskich.
Babia na wyciągniecie ręki.
Za plecami Tatry. Od rana bardzo słabo widoczne, ale w ciągu dnia przejrzystość stopniowo się poprawiała.
Porzucamy szlak żółty. Kierujemy się na wschód do szlaku zielonego.
Całkiem spory drewniany krzyż.
Idziemy na południe płaskim grzbietem miedzy Lipnicą Wielką i Małą.
Widoki na Tatry są coraz lepsze.
Na koniec schodzimy bezszlakowo do Lipnicy Wielkiej.
- sprocket73
- Turysta
- Posty: 1063
- Rejestracja: 09 czerwca 2011, 15:06
Re: Nie ważne gdzie... ważne z kim :)
Na Orawie 5 dni temu zielonej wiosny jeszcze nie było widać. Spróbowaliśmy dzisiaj na Pogórzu Cieszyńskim - tutaj znacznie lepiej. Parkujemy w Cisownicy i idziemy na Machową (462).
Ciepła zielona zieleń młodych bukowych liści zawsze była moim ulubionym odcieniem wiosny.
Ale czy zimniejszy odcień świeżych modrzewiowych igieł jest w czymś gorszy?
Kamieniołomy na zboczach Jasieniowej.
Widok na Małą Czantorię.
Tobi jak zawsze ma sporo zadań specjalnych.
Na południowych stokach wszystko jest o kilka dni do przodu w rozwoju. Chłoniemy bujną zieleń, bo jesteśmy jej spragnieni.
Dorodna buczyna.
Czosnek niedźwiedzi. Nie tylko wygląda, ale i pachnie.
Susza niestety ma się dobrze. Zboża ozime usychają. Wczoraj w Jaworznie trochę popadało, najpierw delikatnie koło południa zmoczyło glebę, a ok 16:00 krótki ale intensywny opad trochę podlał wszystko. Tutaj jednak wciąż bardzo sucho.
Łąkami bez szlaku idziemy na Tuł (621).
Kwitnące drzewa mają swój urok.
Czereśnia.
Ciężkie życie Tobi ma.
Widoki z Tuła.
Można powiedzieć - wiosna w pełni!
Ciepła zielona zieleń młodych bukowych liści zawsze była moim ulubionym odcieniem wiosny.
Ale czy zimniejszy odcień świeżych modrzewiowych igieł jest w czymś gorszy?
Kamieniołomy na zboczach Jasieniowej.
Widok na Małą Czantorię.
Tobi jak zawsze ma sporo zadań specjalnych.
Na południowych stokach wszystko jest o kilka dni do przodu w rozwoju. Chłoniemy bujną zieleń, bo jesteśmy jej spragnieni.
Dorodna buczyna.
Czosnek niedźwiedzi. Nie tylko wygląda, ale i pachnie.
Susza niestety ma się dobrze. Zboża ozime usychają. Wczoraj w Jaworznie trochę popadało, najpierw delikatnie koło południa zmoczyło glebę, a ok 16:00 krótki ale intensywny opad trochę podlał wszystko. Tutaj jednak wciąż bardzo sucho.
Łąkami bez szlaku idziemy na Tuł (621).
Kwitnące drzewa mają swój urok.
Czereśnia.
Ciężkie życie Tobi ma.
Widoki z Tuła.
Można powiedzieć - wiosna w pełni!
- sprocket73
- Turysta
- Posty: 1063
- Rejestracja: 09 czerwca 2011, 15:06
Re: Nie ważne gdzie... ważne z kim :)
W maju pewną tradycją był Dusiołek i takie kondycyjne podejście do tematu. W tym roku Dusiołek został przesunięty na inny termin. Za to na pewnym forum powstała inicjatywa pod nazwą "romantyczna 50-tka"
Start o 5:00 był uzasadniony ze względu na trasę, ale jednak to strasznie wcześnie. Człowiek się nie wyspał, jechał po ciemku, na miejscu jeszcze słonko było schowane i straszliwie zimno. Wyruszyliśmy w stronę gór, patrząc na góry którymi będziemy wracać - Równica i Lipowski Groń.
Pierwsza, największa i w sumie jedyna atrakcja wycieczki - kamień czekoladka.
Na grzbiecie spotkaliśmy słońce.
Zapowiadał się piękny dzień
Raźnym tempem zdobywaliśmy kolejne górki i nabieraliśmy wysokości.
Łąki pod Błatnią.
Parę zdjęć i grupa mi uciekła...
Jest i oficjalna fotka grupowa.
Widoki z Błatniej.
Jeszcze chwila zachwytu nad zielonymi listkami.
Klimczok. Dziwnie pusty, ale ludzie jeszcze nie zdążyli tu przyjść.
Zielona Karkoszczonka.
Pędzimy dalej. Czasy mamy lepsze niż w założeniach, wszyscy ciągle w pełni sił.
Pogoda ideał, humory cały czas dopisują. Sielanka.
Długie i strome podejście pod Hyrcę - tutaj pojawiły się u niektórych pierwsze oznaki kryzysu. Czyli jednak będzie bolało. Grupa się rozciągnęła, spotkaliśmy się na Kotarzu, gdzie miał być dłuższy postój, piwko, jedzenie - a tu wszystko zamknięte. Było czuć zmianę nastrojów.
Kolejna fotka grupowa, tym razem ze mną. Fasola i Krzysiek schodzą w dół.
Reszta ciągnie na Biały Krzyż, gdzie mamy zamiar zrobić zaległy popas w wysokim standardzie. Ludzi miliony, autami obstawiony każdy metr. Wszystko pozamykane. Uciekamy stamtąd zniesmaczeni.
No to popas będzie w Telesforówce, idziemy odliczając czas i kilometry. Chyba nikt nie zwraca uwagi jak wciąż jest pięknie.
Są widoki.
Sporo ludzi. Wiemy od nich, że przynajmniej tu jest otwarte. Robimy regeneracyjny popas. Piwo poprawia nastrój.
Ruszamy dalej. Koniec już jest wyczuwalny, ale jednak jeszcze jest daleko. Ta malutka najdalsza górka to Zebrzydka. Musimy pod nią dojść, górami - masakra.
Jeszcze jestem w stanie delektować się majową zielenią.
Grupa daje radę. Nikt nie ma poważniejszych problemów - lekkie mają wszyscy. Rozmowy schodzą na dziwne tematy. Wciąż jest śmiech, choć twarze krzywią się z bólu. Jedynie po Tobim nie widać najmniejszych oznak zmęczenia.
Przeszliśmy Równicę (na drugim planie) - wiadomo już, że damy radę.
Pora na zaspokojenie mojego kaprysu - Lipowski Groń - szczyt poza szlakiem, na którego trzeba ekstra podejść. Oczywiście idealnie, byłoby aby podeszli wszyscy, ale i tak jest dobrze - idzie połowa, a pozostali czekają na nas w dole. Co ciekawe pod górę zasuwamy tak, jakbyśmy byli w pełni sił, wręcz spragnieni dodatkowego wysiłku.
Ostatni odcinek jest płaski, miedzy polami i zabudowaniami Górek Małych.
Każdy krok na twardym asfalcie to męka. Na GPS-ach odliczamy metry. Daliśmy radę!
Dziękuje Sokołowi za ten poroniony pomysł
Przejście 50 km po górach to przesada. Taka wycieczka musi stać się zbyt męcząca. Ale warto się trochę pomęczyć, żeby człowiek sprawdził swoje limity i ograniczenia. Ukochana choć tego nie chce przyznać, jest z siebie bardzo dumna, bo dla niej to był rekord. Ja też jestem dumny z siebie, bo od 16 lat nie sprawdzałem, czy jeszcze tyle mogę - jak widać mogę.
Fantastyczna grupa! Wszyscy, którzy przyjechali tu z myślą o całości, zrobili całość. To znaczy, że nikt nie udawał kozaka - po prostu wszyscy jesteśmy kozakami
Start o 5:00 był uzasadniony ze względu na trasę, ale jednak to strasznie wcześnie. Człowiek się nie wyspał, jechał po ciemku, na miejscu jeszcze słonko było schowane i straszliwie zimno. Wyruszyliśmy w stronę gór, patrząc na góry którymi będziemy wracać - Równica i Lipowski Groń.
Pierwsza, największa i w sumie jedyna atrakcja wycieczki - kamień czekoladka.
Na grzbiecie spotkaliśmy słońce.
Zapowiadał się piękny dzień
Raźnym tempem zdobywaliśmy kolejne górki i nabieraliśmy wysokości.
Łąki pod Błatnią.
Parę zdjęć i grupa mi uciekła...
Jest i oficjalna fotka grupowa.
Widoki z Błatniej.
Jeszcze chwila zachwytu nad zielonymi listkami.
Klimczok. Dziwnie pusty, ale ludzie jeszcze nie zdążyli tu przyjść.
Zielona Karkoszczonka.
Pędzimy dalej. Czasy mamy lepsze niż w założeniach, wszyscy ciągle w pełni sił.
Pogoda ideał, humory cały czas dopisują. Sielanka.
Długie i strome podejście pod Hyrcę - tutaj pojawiły się u niektórych pierwsze oznaki kryzysu. Czyli jednak będzie bolało. Grupa się rozciągnęła, spotkaliśmy się na Kotarzu, gdzie miał być dłuższy postój, piwko, jedzenie - a tu wszystko zamknięte. Było czuć zmianę nastrojów.
Kolejna fotka grupowa, tym razem ze mną. Fasola i Krzysiek schodzą w dół.
Reszta ciągnie na Biały Krzyż, gdzie mamy zamiar zrobić zaległy popas w wysokim standardzie. Ludzi miliony, autami obstawiony każdy metr. Wszystko pozamykane. Uciekamy stamtąd zniesmaczeni.
No to popas będzie w Telesforówce, idziemy odliczając czas i kilometry. Chyba nikt nie zwraca uwagi jak wciąż jest pięknie.
Są widoki.
Sporo ludzi. Wiemy od nich, że przynajmniej tu jest otwarte. Robimy regeneracyjny popas. Piwo poprawia nastrój.
Ruszamy dalej. Koniec już jest wyczuwalny, ale jednak jeszcze jest daleko. Ta malutka najdalsza górka to Zebrzydka. Musimy pod nią dojść, górami - masakra.
Jeszcze jestem w stanie delektować się majową zielenią.
Grupa daje radę. Nikt nie ma poważniejszych problemów - lekkie mają wszyscy. Rozmowy schodzą na dziwne tematy. Wciąż jest śmiech, choć twarze krzywią się z bólu. Jedynie po Tobim nie widać najmniejszych oznak zmęczenia.
Przeszliśmy Równicę (na drugim planie) - wiadomo już, że damy radę.
Pora na zaspokojenie mojego kaprysu - Lipowski Groń - szczyt poza szlakiem, na którego trzeba ekstra podejść. Oczywiście idealnie, byłoby aby podeszli wszyscy, ale i tak jest dobrze - idzie połowa, a pozostali czekają na nas w dole. Co ciekawe pod górę zasuwamy tak, jakbyśmy byli w pełni sił, wręcz spragnieni dodatkowego wysiłku.
Ostatni odcinek jest płaski, miedzy polami i zabudowaniami Górek Małych.
Każdy krok na twardym asfalcie to męka. Na GPS-ach odliczamy metry. Daliśmy radę!
Dziękuje Sokołowi za ten poroniony pomysł
Przejście 50 km po górach to przesada. Taka wycieczka musi stać się zbyt męcząca. Ale warto się trochę pomęczyć, żeby człowiek sprawdził swoje limity i ograniczenia. Ukochana choć tego nie chce przyznać, jest z siebie bardzo dumna, bo dla niej to był rekord. Ja też jestem dumny z siebie, bo od 16 lat nie sprawdzałem, czy jeszcze tyle mogę - jak widać mogę.
Fantastyczna grupa! Wszyscy, którzy przyjechali tu z myślą o całości, zrobili całość. To znaczy, że nikt nie udawał kozaka - po prostu wszyscy jesteśmy kozakami
Re: Nie ważne gdzie... ważne z kim :)
Wiosenny spacerek. Musiałbym kozaczyć, bo kozakiem nie jestem, znaczy się pantoflarzem.
O wyrypie dowiedziałem się z fejsa kilka godzin po starcie, czyli o 24h za późno, by rozprostować po zimie kości.
O wyrypie dowiedziałem się z fejsa kilka godzin po starcie, czyli o 24h za późno, by rozprostować po zimie kości.
Enjoy your life - never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
- sprocket73
- Turysta
- Posty: 1063
- Rejestracja: 09 czerwca 2011, 15:06
Re: Nie ważne gdzie... ważne z kim :)
Cieszynioki mają swoje "zagaraże", a my mamy "zabloki"
Maiło być dzisiaj pochmurno, więc odpuściliśmy góry - błąd. Choć może nie największy w życiu, bo po południu grill, to i tak nie byłoby czasu na normalną wycieczkę.
Rondo Kaczyńskich - piękne. Będzie mi go brakowało, jak po obaleniu reżimu zmienią mu nazwę
Zielono jak w górach.
Ścieżka spacerowa na Geosferę.
Pozysk konwalii, żeby w mieszkaniu pachniało i wyglądało
Maiło być dzisiaj pochmurno, więc odpuściliśmy góry - błąd. Choć może nie największy w życiu, bo po południu grill, to i tak nie byłoby czasu na normalną wycieczkę.
Rondo Kaczyńskich - piękne. Będzie mi go brakowało, jak po obaleniu reżimu zmienią mu nazwę
Zielono jak w górach.
Ścieżka spacerowa na Geosferę.
Pozysk konwalii, żeby w mieszkaniu pachniało i wyglądało
- sprocket73
- Turysta
- Posty: 1063
- Rejestracja: 09 czerwca 2011, 15:06
Re: Nie ważne gdzie... ważne z kim :)
Niedziela miała być pochmurna i nawet deszczowa. Nie uwierzyliśmy w tą propagandę.
Pojechaliśmy powłóczyć się wokół Doliny Racławki.
Tydzień temu w górach buki biły po oczach świeżą zielenią, a wyżej jeszcze były bezlistne. Natomiast tutaj - bujna zieleń jak w środku lata.
W polach rzepakowe szaleństwo.
Obraz to nie wszystko. Jeszcze intensywny zapach, kojarzący się z miodem rzepakowym oraz dźwięk... jedno wielkie bzyczenie pszczół. Leżeliśmy w trawie przy tym polu chwilkę chłonąc to wszystko.
A to chyba zasieki na dziki, żeby nie wykopały świeżo posadzonych ziemniaków.
Nadszedł czas na pierwsze lekcje chodzenia po pieńkach. Mistrz Tobi czujnym okiem sprawdza, czy wszystkie 4 kończyny są prawidłowo ułożone na pniu. A ja sobie myślę, że to co dobre dla psa, niekoniecznie może być dobre dla człowieka
Racławka.
Nie idziemy doliną, zamykamy kółko idąc jej drugim skrajem.
Na zdjęciach tego nie widać, ale w samej dolinie ludzi był ogrom. Rano zajęliśmy jedno z ostatnich miejsc na parkingu, a byliśmy wcześnie. Na koniec okazało się, że auta stoją po kilkaset metrów w obie strony wzdłuż drogi w Dubiu. Nigdy nie widziałem, żeby było tu tyle samochodów. Wszyscy idą tą samą trasą, wzdłuż doliny tam i z powrotem. My łaziliśmy dookoła, cały dzień praktycznie nikogo nie spotykając. Zastanawiam się, czemu wszyscy ludzie idą jednakowo, czemu nie wpadną na pomysł, żeby odbić na bok i cieszyć się ciszą, spokojem i przyrodą na wyłączność.
Pojechaliśmy powłóczyć się wokół Doliny Racławki.
Tydzień temu w górach buki biły po oczach świeżą zielenią, a wyżej jeszcze były bezlistne. Natomiast tutaj - bujna zieleń jak w środku lata.
W polach rzepakowe szaleństwo.
Obraz to nie wszystko. Jeszcze intensywny zapach, kojarzący się z miodem rzepakowym oraz dźwięk... jedno wielkie bzyczenie pszczół. Leżeliśmy w trawie przy tym polu chwilkę chłonąc to wszystko.
A to chyba zasieki na dziki, żeby nie wykopały świeżo posadzonych ziemniaków.
Nadszedł czas na pierwsze lekcje chodzenia po pieńkach. Mistrz Tobi czujnym okiem sprawdza, czy wszystkie 4 kończyny są prawidłowo ułożone na pniu. A ja sobie myślę, że to co dobre dla psa, niekoniecznie może być dobre dla człowieka
Racławka.
Nie idziemy doliną, zamykamy kółko idąc jej drugim skrajem.
Na zdjęciach tego nie widać, ale w samej dolinie ludzi był ogrom. Rano zajęliśmy jedno z ostatnich miejsc na parkingu, a byliśmy wcześnie. Na koniec okazało się, że auta stoją po kilkaset metrów w obie strony wzdłuż drogi w Dubiu. Nigdy nie widziałem, żeby było tu tyle samochodów. Wszyscy idą tą samą trasą, wzdłuż doliny tam i z powrotem. My łaziliśmy dookoła, cały dzień praktycznie nikogo nie spotykając. Zastanawiam się, czemu wszyscy ludzie idą jednakowo, czemu nie wpadną na pomysł, żeby odbić na bok i cieszyć się ciszą, spokojem i przyrodą na wyłączność.
- sprocket73
- Turysta
- Posty: 1063
- Rejestracja: 09 czerwca 2011, 15:06
Re: Nie ważne gdzie... ważne z kim :)
Dzisiaj rano jak się obudziłem przemknęła mi myśl, że jest niedziela. Sekundę później dotarło do mnie, że jednak poniedziałek. Mógłbym jeszcze pospać, ale wstałem, włączyłem służbowego lapka i prywatnego kompa. Na służbowym zalogowałem się gdzie trzeba wpisując 5x rozmaite hasła, a na prywatnym odpaliłem prognozę pogody. Już miałem kliknąć podpisz listę obecności "praca zdalna", ale na drugim monitorze zobaczyłem piękny dzień. No to wniosek urlopowy pyk
Pomysł gdzie pojechać przyszedł sam. Dopiero co oglądałem relację z widokowej Potaczkowej. Odpaliłem mapę, namierzyłem jakiś mało znany grzbiet na południe od Mszany Dolnej, na którym jeszcze nigdy nie byłem - Witów (723). Pasuje, a powrót przez Potaczkową. Jem obfite śniadanie, żeby była siła połazić, w międzyczasie przychodzi mail, że urlop zaakceptowany.
Parkuję w Mszanie. Klucząc między domami natrafiam na ścieżkę w górę. Wychodzę na łąki.
Tak wygląda podejście. Fajne.
Dookoła solidne góry Beskidu Wyspowego i widoki we wszystkie strony.
Luboń Wielki.
Idzie się przyjemnie, jest całkiem pusto. Słucham śpiewu ptaków i koncertu świerszczy.
Wychodzę na pierwszy szczyt Kocia Górka (602). Przede mną Spyrkowa (711).
Nie prowadzi tu żaden szlak, a na mapie nawet nie ma zaznaczonej drogi grzbietowej. Myślałem, że będę się trochę męczył przecinając pola i łąki, ale nic takiego - idzie się bardzo przyjemnie.
Tutaj jeszcze kwitną drzewa.
Najlepsze są widoki - na wszystkie strony.
Luboń Wielki i Szczebel.
Wersja z drzewem.
W kierunku Babiej. Przydałaby się lepsza przejrzystość.
Śnieżnica, Ćwilin, Mogielica, Jasień.
Luboń, Szczebel, Lubogszcz.
Lubogodzcz, Ciecień, Śnieżnica, Ćwilin.
Przede mną Witów - główny szczyt grzbietu.
Widok z Witowa na Gorce.
Schodzę z Witowa do Niedźwiedzia.
Przede mną Potaczkowa.
Końcówka zejścia nieprzyzwoicie stroma.
Rzeka Porębianka.
Stromo podchodzę na Potaczkową spoglądając na Witów.
Cóż za mądry tekst na kapliczce. Zawsze wiedziałem, że Aśki to fajne dziewuchy
Potaczkowa.
Widok na Gorce.
Tobi w swoim żywiole.
Rozpoczynam zejście w kierunku Adamczykowej.
Podejście na Adamczykową.
Potaczkowa z Adamczykowej.
Fajna malutka chatka.
Schodze do Mszany.
To był jeden z bardziej widokowych dni jakie dane mi myło przeżyć
Pomysł gdzie pojechać przyszedł sam. Dopiero co oglądałem relację z widokowej Potaczkowej. Odpaliłem mapę, namierzyłem jakiś mało znany grzbiet na południe od Mszany Dolnej, na którym jeszcze nigdy nie byłem - Witów (723). Pasuje, a powrót przez Potaczkową. Jem obfite śniadanie, żeby była siła połazić, w międzyczasie przychodzi mail, że urlop zaakceptowany.
Parkuję w Mszanie. Klucząc między domami natrafiam na ścieżkę w górę. Wychodzę na łąki.
Tak wygląda podejście. Fajne.
Dookoła solidne góry Beskidu Wyspowego i widoki we wszystkie strony.
Luboń Wielki.
Idzie się przyjemnie, jest całkiem pusto. Słucham śpiewu ptaków i koncertu świerszczy.
Wychodzę na pierwszy szczyt Kocia Górka (602). Przede mną Spyrkowa (711).
Nie prowadzi tu żaden szlak, a na mapie nawet nie ma zaznaczonej drogi grzbietowej. Myślałem, że będę się trochę męczył przecinając pola i łąki, ale nic takiego - idzie się bardzo przyjemnie.
Tutaj jeszcze kwitną drzewa.
Najlepsze są widoki - na wszystkie strony.
Luboń Wielki i Szczebel.
Wersja z drzewem.
W kierunku Babiej. Przydałaby się lepsza przejrzystość.
Śnieżnica, Ćwilin, Mogielica, Jasień.
Luboń, Szczebel, Lubogszcz.
Lubogodzcz, Ciecień, Śnieżnica, Ćwilin.
Przede mną Witów - główny szczyt grzbietu.
Widok z Witowa na Gorce.
Schodzę z Witowa do Niedźwiedzia.
Przede mną Potaczkowa.
Końcówka zejścia nieprzyzwoicie stroma.
Rzeka Porębianka.
Stromo podchodzę na Potaczkową spoglądając na Witów.
Cóż za mądry tekst na kapliczce. Zawsze wiedziałem, że Aśki to fajne dziewuchy
Potaczkowa.
Widok na Gorce.
Tobi w swoim żywiole.
Rozpoczynam zejście w kierunku Adamczykowej.
Podejście na Adamczykową.
Potaczkowa z Adamczykowej.
Fajna malutka chatka.
Schodze do Mszany.
To był jeden z bardziej widokowych dni jakie dane mi myło przeżyć
- sprocket73
- Turysta
- Posty: 1063
- Rejestracja: 09 czerwca 2011, 15:06
Re: Nie ważne gdzie... ważne z kim :)
Sobota z ładna pogodą, ruszamy w góry!
Wymyśliłem, że pojedziemy do Bystrej k. Węgierskiej Górki i przejdziemy trochę nieznanych nam zakątków B. Żywieckiego, np. Magurę Cięcińską.
Rano pogoda żyleta - chyba pierwszy raz w tym roku. Powietrze rześkie. Zieleń bujna. Wychodzimy na łąki nad zabudowaniami.
Jest cudnie!
Idziemy oczywiście bez szlaku. Łąki dosłownie spływają wodą, musiało mocno padać w nocy. Miejscami śliskie błotko. Moim zdaniem w takich warunkach przydałyby się raki, a nigdzie na FB nie spotkałem się z taką poradą.
Nabieramy wysokości. Widoki są rewelacyjne. Kotlina Żywiecka.
Klimczok. Dobra przejrzystość.
Wgchodzimy na szczyt Magury (891). Jest tu krzyż i ławka.
Ka krzyżu obraz. Widać, że oryginalne rękodzieło ludowego artysty.
Grzbiet Magury jest bardzo widokowy. Duże łąki i hale.
Grojec (3612) - wciąż niezdobyta dla mnie góra. Zastanawiam się czemu nigdy tam nie byłem. To chyba kwestia bardzo trudnej lokalizacji. Otoczona dookoła miejscowościami, które bronią do niej dostępu. No nic, może jeszcze kiedyś.
Za Grojcem Beskid Mały, a dalej, na ostatnim planie Jaworzno - widać elektrownię.
Beskid Mały - Żar i Jaworzyna.
Bielsko Biała. A dalej elektrownia i hałda w Łaziskach.
Fajny jest ten grzbiet Magury.
Otwierają się widoki na Rysiankę i Romankę.
Ale najlepsze są na północ.
Jaworzno w całej okazałości, widoczne przez przełom Soły w Beskidzie Małym. Elektrownia Jaworzno III (ta z kominem), a po prawej nowy blok energetyczny. Przejrzystość naprawdę bardzo dobra.
Schodzimy ze Skały w kierunku Słowianki. Słońce wydobyło maksimum kolorów z późnowiosennej zieleni.
Wchodzimy w znane tereny.
Dopiero na Słowiance spotkaliśmy ludzi. I to od razu tłumy, psy, dzieci, rowery, motory, quady. Można powiedzieć cywilizacja. Popijając piwko krytykowałem portal pogodowy Ventusky, który przewidywał zachmurzenie, a wychwalałem nasze meteo.pl, który prognozował pełne słońce.
I jakoś nagle znikąd pojawiły się chmury.
Tobi idzie po pieńku. Widzi już, że nigdzie nie dojdzie, ale nie ma jak zawrócić. Trudno powiedzieć ile metrów poleci w dół, bo stok jest stromy, nie widać jaką wysokość mają młode drzewa. Czy przeżyje?
Romanka. Kiedyś, te 15-20 lat temu, uważałem, że jest to najpiękniejsze miejsce w Beskidach. Wielkie usychające jodły, ich bielejące pnie, podmokłe podłoże. A do tego dalekie widoki. To był klimat.
Ale z biegiem lat usychające drzewa zaczęły pojawiać się wszędzie, ich widok nie jest już niesamowity. Romanka porosła młodnikami, które zasłoniły widoki. Wielkie stare drzewa przewróciły się i spróchniały. To już nie jest to co było - jest zwyczajnie.
Z Romanki schodzimy niebieskim szlakiem do Sopotni Małej.
Po drodze widoki na Babią.
Zachmurzenie przechodzi - znowu robi się słonecznie.
Widok w kierunku grzbietu, na który mamy wyjść z Sopotni. Tam nawet nie ma ponazywanych szczytów.
Pogoda systematycznie się poprawia, będzie ładna końcówka dnia.
W Sopotni Małej zainwestowano w lokalne szlaki i tablice informacyjne.
Podejście na grzbiet okazało się strome i wymagające.
Natomiast jak już nabraliśmy wysokości, była fajna droga grzbietowa, z lokalnym szlakiem. Cisza, spokój, śpiew ptaków.
Sympatyczny padalec.
Na koniec bezszlakowe zejście do Bystrej, które dociorało nas tak, że poczuliśmy się kompletnie usatysfakcjonowani wycieczką.
Wymyśliłem, że pojedziemy do Bystrej k. Węgierskiej Górki i przejdziemy trochę nieznanych nam zakątków B. Żywieckiego, np. Magurę Cięcińską.
Rano pogoda żyleta - chyba pierwszy raz w tym roku. Powietrze rześkie. Zieleń bujna. Wychodzimy na łąki nad zabudowaniami.
Jest cudnie!
Idziemy oczywiście bez szlaku. Łąki dosłownie spływają wodą, musiało mocno padać w nocy. Miejscami śliskie błotko. Moim zdaniem w takich warunkach przydałyby się raki, a nigdzie na FB nie spotkałem się z taką poradą.
Nabieramy wysokości. Widoki są rewelacyjne. Kotlina Żywiecka.
Klimczok. Dobra przejrzystość.
Wgchodzimy na szczyt Magury (891). Jest tu krzyż i ławka.
Ka krzyżu obraz. Widać, że oryginalne rękodzieło ludowego artysty.
Grzbiet Magury jest bardzo widokowy. Duże łąki i hale.
Grojec (3612) - wciąż niezdobyta dla mnie góra. Zastanawiam się czemu nigdy tam nie byłem. To chyba kwestia bardzo trudnej lokalizacji. Otoczona dookoła miejscowościami, które bronią do niej dostępu. No nic, może jeszcze kiedyś.
Za Grojcem Beskid Mały, a dalej, na ostatnim planie Jaworzno - widać elektrownię.
Beskid Mały - Żar i Jaworzyna.
Bielsko Biała. A dalej elektrownia i hałda w Łaziskach.
Fajny jest ten grzbiet Magury.
Otwierają się widoki na Rysiankę i Romankę.
Ale najlepsze są na północ.
Jaworzno w całej okazałości, widoczne przez przełom Soły w Beskidzie Małym. Elektrownia Jaworzno III (ta z kominem), a po prawej nowy blok energetyczny. Przejrzystość naprawdę bardzo dobra.
Schodzimy ze Skały w kierunku Słowianki. Słońce wydobyło maksimum kolorów z późnowiosennej zieleni.
Wchodzimy w znane tereny.
Dopiero na Słowiance spotkaliśmy ludzi. I to od razu tłumy, psy, dzieci, rowery, motory, quady. Można powiedzieć cywilizacja. Popijając piwko krytykowałem portal pogodowy Ventusky, który przewidywał zachmurzenie, a wychwalałem nasze meteo.pl, który prognozował pełne słońce.
I jakoś nagle znikąd pojawiły się chmury.
Tobi idzie po pieńku. Widzi już, że nigdzie nie dojdzie, ale nie ma jak zawrócić. Trudno powiedzieć ile metrów poleci w dół, bo stok jest stromy, nie widać jaką wysokość mają młode drzewa. Czy przeżyje?
Romanka. Kiedyś, te 15-20 lat temu, uważałem, że jest to najpiękniejsze miejsce w Beskidach. Wielkie usychające jodły, ich bielejące pnie, podmokłe podłoże. A do tego dalekie widoki. To był klimat.
Ale z biegiem lat usychające drzewa zaczęły pojawiać się wszędzie, ich widok nie jest już niesamowity. Romanka porosła młodnikami, które zasłoniły widoki. Wielkie stare drzewa przewróciły się i spróchniały. To już nie jest to co było - jest zwyczajnie.
Z Romanki schodzimy niebieskim szlakiem do Sopotni Małej.
Po drodze widoki na Babią.
Zachmurzenie przechodzi - znowu robi się słonecznie.
Widok w kierunku grzbietu, na który mamy wyjść z Sopotni. Tam nawet nie ma ponazywanych szczytów.
Pogoda systematycznie się poprawia, będzie ładna końcówka dnia.
W Sopotni Małej zainwestowano w lokalne szlaki i tablice informacyjne.
Podejście na grzbiet okazało się strome i wymagające.
Natomiast jak już nabraliśmy wysokości, była fajna droga grzbietowa, z lokalnym szlakiem. Cisza, spokój, śpiew ptaków.
Sympatyczny padalec.
Na koniec bezszlakowe zejście do Bystrej, które dociorało nas tak, że poczuliśmy się kompletnie usatysfakcjonowani wycieczką.