Dzień trzeci to niezłe jaja były!
Bo to było tak!
W ogóle nie czułam się odpowiedzialna za niedzielę. Bo to każdy dysponuje innym czasem, jeden chce krótko, inny średnio, jeszcze inny wcale się nie spieszy...
Zapytali się mnie wieczorem, gdzie ja idę... No to mówię, że na przełom Wisłoka, bom go ciekawa o tej porze roku (pewna, że go dotychczas widziałam jesienią).
No a oni - ze 20-30 sztuk mówią - to ja też!
No to mówię - brać klapki i ręczniki, bo będzie łażenie po wodzie.
Niby wzięli, ale chyba jednak nie tego się spodziewali...
Zanim powiem, co było dalej, muszę coś wyznać...
Otóż, skłamałam!
Strasznie skłamałam!
Nie mam pojęcia, jak można pomylić maj z listopadem, ale ja pomyliłam!
Przez całą wycieczkę wszystkim wciskałam kity, że szłam już ten odcinek, ale w listopadzie.
A przyjechałam do domu, znalazłam zdjęcia i okazało się, że to był 12 maja zeszłego roku!!!
Usprawiedliwia mnie tylko to, że pogoda była paskudna, jak w listopadzie, ponuro, zimno i w ogóle
No dobra, wracamy do naszej wycieczki...
Trzeba było zobaczyć tę konsternację! Te miny, gdy dotarliśmy do brzegu i od razu pierwsze kroki musiały być w wodę!
Paru wymiękło (chyba 2), ale reszta, zrazu niepewnie i ostrożnie zaczęła powoli wchodzić w rzekę, przeprawiając się na drugi brzeg.
A za chwilę z powrotem!
I tak w koło Macieju!
Aż doszliśmy do miejsca, gdzie wyraźnie było głęboko.
Kilku śmiałków postanowiło zażyć kąpieli!
Pierwszy odważny (i chyba przygotowany) był
Grochowy Kuba, za nim ciach-prach wyskoczyła z ciuchów
Doris i bach w wodę!
Darek Z, a za chwilę
sonia już się tak nie certolili - wskoczyli w wodę odważnie, w całych opakowaniach!
Do odważnych należą jeszcze Marta, Gosia i
MichałDG
Podziwiam
Ale w końcu czas wychodzić...
...i iść dalej
Mijamy piękne miejsce, gdzie w "listopadzie" mieliśmy popas
I dochodzimy do "Płaczącej Ściany"
Jest pięknie!
Oto, jak ten odcinek pokonywaliśmy w "listopadzie"
Po pewnym czasie zauważam, że wszyscy już tak przywykli do wędrówki wodą, że nawet jak można iść suchym lądem, nie wychodzą z rzeki!
Dobrze, że nam błona nie wyrosła między palcami!
W końcu doszliśmy do najsłynniejszego i największego urwiska, gdzie jest też całkiem duży i ładny wodospad i gdzie kończyła się nasza wycieczka.
I już chyba nikt nie widział nic dziwnego w
iściu wodą
Chyba się podobało, bo na końcu byłam noszona na rękach
(fot. Agatki)
A teraz proszę o Wasze opowieści, dopowiedzenia, sprostowania, wrażenia i co tam jeszcze chcecie
Na pewno o czymś zapomniałam, jak zwykle, no, ale trudno...