30.04-4.05.2014 - Tokaj w Zemplińskich Górach i na okrasę Słowacki Kras.
Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy
30.04-4.05.2014 - Tokaj w Zemplińskich Górach i na okrasę Sł
Długo nie wiedzieliśmy, gdzie jechać na majówkę...
Musiało być jak najdalej na południe, bo Janusz gdzie indziej nie chce
Jeseniki? Bukowina Rumuńska? - Szczególnie ta druga mnie ciągnęła, bo już zbyt długo tego marzenia sobie nie spełniam
Ale to daleko, a wolny poniedziałek, który nam się kroił okazał się ostatecznie zajęty.
A może Słowacki Kras?
W końcu w przeddzień decyzja! Jedziemy na camping pod zamkiem Krásnohorské Podhradie. Jola i Janusz nocowali tam przejazdem już kilka razy, zawsze planując dłuższy pobyt, więc nadszedł ten czas.
W środę jeszcze praca do 16.00, zebranie maneli i jedziemy po przyczepę. Podpinamy, sprawdzamy - wszystko gra!
O 19.00 wyruszamy w drogę. Chociaż początkowo myśleliśmy, że dojedziemy od razu na miejsce - gdy Duklę mijamy dopiero dobrze po 22.00 postanawiamy zostać na noc w Tylawie na znanym nam i lubianym polu namiotowym.
Poranek w Tylawie wśród bogactwa kwiecia wiosennego:
Śniadanko, kawa i jedziemy dalej
Gdy przejeżdżamy przez Moldavę nad Bodvou, Jola i Janusz zauważają znaki wskazujące drogę na camping w Jasovie i krzyczą - skręcaj!!!
Toteż skręciłam
Stwierdziliśmy - zobaczymy! Jak nam się nie spodoba, pojedziemy dalej.
Ale spodobało nam się baaaardzo! Zostaliśmy!
Byliśmy sami na całym ośrodku, cisza i spokój.
No nie!!!
Nie całkiem!
Towarzyszył nam bezustannie ogłuszający hałas - niezwykły, cudowny, możliwy tylko wiosną. Śpiew ptaków!
Była ich tam, ukryta w wielkich okolicznych drzewach, nieskończona ilość i różnorodność!
Po ustawieniu przyczepy wyruszamy w poszukiwaniu miejsca, gdzie można coś zjeść, a robi się z tego wycieczka do wieczora.
Najpierw zwiedzamy, niestety tylko z zewnątrz, kompleks klasztorny zakonu norbertanów zbudowany w latach 1750-1766.
Niezwykłe wrażenie robi potężna sekwoja, która rośnie przed klasztorem!
Po zjedzeniu bryndzowych pirohów idziemy do kościółka (zamknięty), na położonym obok cmentarzu znajdujemy nagrobki, a na nich nazwiska w połowie słowackie, w połowie węgierskie.
Dalej główną uliczką idziemy w kierunku Jasnowskiej Jaskini. Mamy w planie ją zwiedzić ostatniego dnia.
Spod jaskini prowadzi ścieżka dydaktyczna na skały górujące nad wsią.
Po drodze ładne widoki:
A ze skarpy pięknie prezentuje się Jasov:
Wypatruję też ślicznie błyszczącą w świetle zachodzącego słońca wieżę kościoła w oddali:
Schodzimy po drugiej stronie Jasova mijając leśny, stary cmentarz...
...i jezioro w pobliżu naszego campingu
A potem rozpoczęliśmy część urodzinowo-biesiadną, z degustacją lokalnego piwa wśród wieczornej hałaśliwej krzątaniny okolicznych ptasich mieszkańców!
Pomysł na wycieczkę następnego dnia wziął się stąd, że szukając w internecie map Słowackiego Krasu natrafiłam przypadkowo na tę mapkę Gór Zemplińskich:
Na żółto są na niej zaznaczone winnice na zboczach. Idea wędrowania zboczami gór wśród winnic przemówiła do nas z niezwykłą mocą i ta wycieczka musiała się odbyć!
Plany mieliśmy ambitniejsze, ale wobec braku mapy Gór Zemplińskich z zaznaczonymi szlakami, której nie udało nam się zdobyć nawet w informacji turystycznej w Tokaju, postanowiliśmy wejść na górujący nad tym miasteczkiem, wygasły wulkan Kopasz (nazywany też Tokajem) o niebotycznej wysokości 515 m n.p.m., ale za to z 400 metrami przewyższenia.
Ale zanim dojechaliśmy do Tokaju zatrzymało nas we wsi Erdőbénye dziwne miejsce. Chyba cmentarz, o czym świadczą te nagrobki na pierwszym planie:
Ale większość była drewnianych, w takiej stylistyce:
Spod cmentarza ładnie prezentowały się Góry Zemplińskie, ale nigdzie nie można było kupić mapy
W tym miasteczku ulegliśmy jeszcze jednej pokusie - zobaczyliśmy z ulicy stojący pod wielkim orzechem zwykły domowy stół z krzesłami - urok miejsca zmusił nas do wstąpienia tam na kawę.
Okazało się, że gospodarze to również wytwórcy win i zostaliśmy zaproszeni do zwiedzenia piwnic i na degustację. Niestety, musiałam się obejść smakiem - jako kierowca zwilżyłam tylko usta furmintem, ale i tak wyczułam jego wyborny smak. Niestety - 10 lub 12 euro (w zależności od rodzaju) za butelkę wina to cena jakiej moje proste i niewyrafinowane kubki smakowe nie są w stanie docenić! Wino zakupiłam w zwykłym markecie za niewielką część tej ceny. Czeka jeszcze na swoją kolej
W końcu dojechaliśmy do Tokaju, gdzie mapy jednak nie zdobyliśmy (o czym wcześniej napisałam) i poszliśmy na Kopasz czerwonym szlakiem.
Na polanie z pięknym widokiem na Tokaj:
Pojawił się tam także rycerz na białym koniu świetnie wpisując się w krajobraz
Na szczycie - przed nami Wielka Nizina Węgierska w całej swej bezkresnej okazałości!
Postraszyło burzą, całe szczęście tylko kilka minut
Po czym tak, jak chcieliśmy, wśród winnic, zeszliśmy zielonym szlakiem do miasta
Wybór tej wycieczki okazał się ze wszech miar słuszny, bo gdy inni zmagali się z zimnem i deszczem, my w krótkich rękawkach, w przyjemnym ciepełku, wędrowaliśmy sobie spokojnie
Zlekceważyliśmy przy tym nieco nasz cel - wydawało się - ot, taka kopka niewielka, a jednak okazało się, że choć nie był to spektakularny wyczyn, nasze nogi poczuły zdrowy, wyraźny wysiłek!
A na campingu czekał na nas krajobraz po ostrej burzy! Sprytnie ją ominęliśmy
Następny dzień opiszę jutro.
Zdjęcia z dnia węgierskiego:
https://picasaweb.google.com/1151326283 ... ach2052014
Musiało być jak najdalej na południe, bo Janusz gdzie indziej nie chce
Jeseniki? Bukowina Rumuńska? - Szczególnie ta druga mnie ciągnęła, bo już zbyt długo tego marzenia sobie nie spełniam
Ale to daleko, a wolny poniedziałek, który nam się kroił okazał się ostatecznie zajęty.
A może Słowacki Kras?
W końcu w przeddzień decyzja! Jedziemy na camping pod zamkiem Krásnohorské Podhradie. Jola i Janusz nocowali tam przejazdem już kilka razy, zawsze planując dłuższy pobyt, więc nadszedł ten czas.
W środę jeszcze praca do 16.00, zebranie maneli i jedziemy po przyczepę. Podpinamy, sprawdzamy - wszystko gra!
O 19.00 wyruszamy w drogę. Chociaż początkowo myśleliśmy, że dojedziemy od razu na miejsce - gdy Duklę mijamy dopiero dobrze po 22.00 postanawiamy zostać na noc w Tylawie na znanym nam i lubianym polu namiotowym.
Poranek w Tylawie wśród bogactwa kwiecia wiosennego:
Śniadanko, kawa i jedziemy dalej
Gdy przejeżdżamy przez Moldavę nad Bodvou, Jola i Janusz zauważają znaki wskazujące drogę na camping w Jasovie i krzyczą - skręcaj!!!
Toteż skręciłam
Stwierdziliśmy - zobaczymy! Jak nam się nie spodoba, pojedziemy dalej.
Ale spodobało nam się baaaardzo! Zostaliśmy!
Byliśmy sami na całym ośrodku, cisza i spokój.
No nie!!!
Nie całkiem!
Towarzyszył nam bezustannie ogłuszający hałas - niezwykły, cudowny, możliwy tylko wiosną. Śpiew ptaków!
Była ich tam, ukryta w wielkich okolicznych drzewach, nieskończona ilość i różnorodność!
Po ustawieniu przyczepy wyruszamy w poszukiwaniu miejsca, gdzie można coś zjeść, a robi się z tego wycieczka do wieczora.
Najpierw zwiedzamy, niestety tylko z zewnątrz, kompleks klasztorny zakonu norbertanów zbudowany w latach 1750-1766.
Niezwykłe wrażenie robi potężna sekwoja, która rośnie przed klasztorem!
Po zjedzeniu bryndzowych pirohów idziemy do kościółka (zamknięty), na położonym obok cmentarzu znajdujemy nagrobki, a na nich nazwiska w połowie słowackie, w połowie węgierskie.
Dalej główną uliczką idziemy w kierunku Jasnowskiej Jaskini. Mamy w planie ją zwiedzić ostatniego dnia.
Spod jaskini prowadzi ścieżka dydaktyczna na skały górujące nad wsią.
Po drodze ładne widoki:
A ze skarpy pięknie prezentuje się Jasov:
Wypatruję też ślicznie błyszczącą w świetle zachodzącego słońca wieżę kościoła w oddali:
Schodzimy po drugiej stronie Jasova mijając leśny, stary cmentarz...
...i jezioro w pobliżu naszego campingu
A potem rozpoczęliśmy część urodzinowo-biesiadną, z degustacją lokalnego piwa wśród wieczornej hałaśliwej krzątaniny okolicznych ptasich mieszkańców!
Pomysł na wycieczkę następnego dnia wziął się stąd, że szukając w internecie map Słowackiego Krasu natrafiłam przypadkowo na tę mapkę Gór Zemplińskich:
Na żółto są na niej zaznaczone winnice na zboczach. Idea wędrowania zboczami gór wśród winnic przemówiła do nas z niezwykłą mocą i ta wycieczka musiała się odbyć!
Plany mieliśmy ambitniejsze, ale wobec braku mapy Gór Zemplińskich z zaznaczonymi szlakami, której nie udało nam się zdobyć nawet w informacji turystycznej w Tokaju, postanowiliśmy wejść na górujący nad tym miasteczkiem, wygasły wulkan Kopasz (nazywany też Tokajem) o niebotycznej wysokości 515 m n.p.m., ale za to z 400 metrami przewyższenia.
Ale zanim dojechaliśmy do Tokaju zatrzymało nas we wsi Erdőbénye dziwne miejsce. Chyba cmentarz, o czym świadczą te nagrobki na pierwszym planie:
Ale większość była drewnianych, w takiej stylistyce:
Spod cmentarza ładnie prezentowały się Góry Zemplińskie, ale nigdzie nie można było kupić mapy
W tym miasteczku ulegliśmy jeszcze jednej pokusie - zobaczyliśmy z ulicy stojący pod wielkim orzechem zwykły domowy stół z krzesłami - urok miejsca zmusił nas do wstąpienia tam na kawę.
Okazało się, że gospodarze to również wytwórcy win i zostaliśmy zaproszeni do zwiedzenia piwnic i na degustację. Niestety, musiałam się obejść smakiem - jako kierowca zwilżyłam tylko usta furmintem, ale i tak wyczułam jego wyborny smak. Niestety - 10 lub 12 euro (w zależności od rodzaju) za butelkę wina to cena jakiej moje proste i niewyrafinowane kubki smakowe nie są w stanie docenić! Wino zakupiłam w zwykłym markecie za niewielką część tej ceny. Czeka jeszcze na swoją kolej
W końcu dojechaliśmy do Tokaju, gdzie mapy jednak nie zdobyliśmy (o czym wcześniej napisałam) i poszliśmy na Kopasz czerwonym szlakiem.
Na polanie z pięknym widokiem na Tokaj:
Pojawił się tam także rycerz na białym koniu świetnie wpisując się w krajobraz
Na szczycie - przed nami Wielka Nizina Węgierska w całej swej bezkresnej okazałości!
Postraszyło burzą, całe szczęście tylko kilka minut
Po czym tak, jak chcieliśmy, wśród winnic, zeszliśmy zielonym szlakiem do miasta
Wybór tej wycieczki okazał się ze wszech miar słuszny, bo gdy inni zmagali się z zimnem i deszczem, my w krótkich rękawkach, w przyjemnym ciepełku, wędrowaliśmy sobie spokojnie
Zlekceważyliśmy przy tym nieco nasz cel - wydawało się - ot, taka kopka niewielka, a jednak okazało się, że choć nie był to spektakularny wyczyn, nasze nogi poczuły zdrowy, wyraźny wysiłek!
A na campingu czekał na nas krajobraz po ostrej burzy! Sprytnie ją ominęliśmy
Następny dzień opiszę jutro.
Zdjęcia z dnia węgierskiego:
https://picasaweb.google.com/1151326283 ... ach2052014
Ostatnio zmieniony 11 maja 2014, 15:13 przez Dżola Ry, łącznie zmieniany 3 razy.
Śniadanie w takich okolicznościach przyrody musiało smakować wyśmienicie.Dżola Ry pisze:Poranek w Tylawie wśród bogactwa kwiecia wiosennego:
Takiego hałasu to sobie tylko można życzyćTowarzyszył nam bezustannie ogłuszający hałas - niezwykły, cudowny, możliwy tylko wiosną. Śpiew ptaków!
Była ich tam, ukryta w wielkich okolicznych drzewach, nieskończona ilość i różnorodność!
Piękne miejsce wybraliście na majówkę, ta zieloność wokół aż bije po oczach, no i można co kawałek poczuć jak smakuje winoDżola Ry pisze:wśród winnic, zeszliśmy zielonym szlakiem do miasta
Góry upajają. Człowiek uzależniony od nich jest nie do wyleczenia.
Ciekawe miejsce wybraliście sobie na majówkę! Winnice jeszcze raczkujące, ale bardzo przyjemne te węgierskie górki!
Jasov malowniczo prezentuje się, szczególnie z perspektywy górskiego szlaku.
Czekam z niecierpliwością na opis ze Słowackiego Krasu.
Jasov malowniczo prezentuje się, szczególnie z perspektywy górskiego szlaku.
Czekam z niecierpliwością na opis ze Słowackiego Krasu.
"Navigare necesse est, vivere non est necesse"
www.kuzniapodrozy.pl
www.kuzniapodrozy.pl
Bardzo lubię węgierskie góry - nieduże, ale podejścia potrafią paskudnie dać w kość. Do tego ta zieleń, mniej lub bardziej zagubione miasteczka i winnice
https://picasaweb.google.com/110344506389073663651
http://hanyswpodrozach.blogspot.com/
"Szanowny Prezydencie. Błogosławione łono, które Ciebie nosiło i piersi, które ssałeś"
http://hanyswpodrozach.blogspot.com/
"Szanowny Prezydencie. Błogosławione łono, które Ciebie nosiło i piersi, które ssałeś"
3-go maja chcieliśmy poczuć smak Słowackiego Krasu. Trudno było dokonać wyboru, bo wiele tras nam się podobało w relacji Wiolci, ostatecznie ulegliśmy namowom naszej gospodyni i wybraliśmy wycieczkę Hajską Doliną do Hačavy i powrót Hačavską Planiną do Haju.
Zaczęliśmy od zakupu mapy w Moldavie nad Bodvou, gdzie - w przeciwieństwie do Tokaju - były mapy i pani mówiła po angielsku, chociaż akurat tu nie było to tak ważne jak na Węgrzech. Wszak dogadać się moglibyśmy też po słowacku
W Haju (węg. Aj - w całej okolicy nazwy były dwujęzyczne i często było słychać na podwórkach język węgierski - ludność tu bardzo mieszana) odwiedziliśmy cmentarz dla tutejszej atrakcji - poranionego anioła, będącego rekwizytem amerykańskiego filmu o wojnie na Bałkanach.
Nie będę tłumaczyć zawiłości całej sytuacji, bo bez mapy przed oczami to trudne, dość, że zmyleni oznakowaniem szlaków, w poszukiwaniu ścieżki dydaktycznej, zaznaczonej na mapie, zaczęliśmy od falstartu, powodującego znaczny ubytek sił i utratę całej godziny. Skręciliśmy bowiem w boczną ścieżkę, która wyprowadziła nas drastyczną stromizną wysoko do góry, niezauważenie przechodząc w koryto wyschniętego potoku. Potem trzeba było wracać ostrożnie, żeby się nie stoczyć
A potem już bez komplikacji poszliśmy żółtym szlakiem wzdłuż Hajskiego Potoku podziwiając kilkadziesiąt wodospadów utworzonych na nim.
Były bardzo malownicze.
Doszliśmy do Hačavy, w której było kilka starych ślicznych domków. Najbardziej podobał mi się ten, ze względu na kolor i koronką zakończony dach
Z Hačavy poszliśmy leśnym zielonym szlakiem na Sedlo Železná Brána.
Mijamy pierwsze planiny, które nas zachwycają, chociaż okazały się bardzo niefotogeniczne - na zdjęciach, szczególnie przy tej pogodzie, nie wydają się tak urodziwe, jak w rzeczywistości!
Mijamy brzozowy zagajnik
Widzimy urwiska sąsiedniej Zadielskiej Doliny
Planiny są tak ładne, że aż pieśń mi się z duszy wyrywa, a nogi niosą tanecznym krokiem
Potem idziemy żółtym "planinowym"szlakiem do miejsca o nazwie Vyvieračka Miglinc...
... a następnie niebieskim, bardzo zróżnicowanym szlakiem wracamy do Haju.
To zróżnicowanie polega na tym, że najpierw idzie się wielką łąką, na skraju której widzimy magazyn siana (dla dzikich zwierząt, czy hodowlanych? - zastanawiamy się ). Z boku budynku jest izba mieszkalna (zdjęcie w albumie).
Potem jest część nieudokumentowana fotograficznie, którą można by nazwać - marsz na orientację przez las! Jest tak, jak pisał Pudelek w swojej relacji - ścieżka chwilami zanika, wije się w nieoczekiwanych kierunkach, a oznaczenie pojawia się na drzewach z takim rozstrzałem na boki, że wszyscy idziemy tyralierą, oglądając każde mijane drzewo dookoła w poszukiwaniu znaków. Trwa to nie więcej niż kilometr, ale cieszymy się, że nie idziemy w pojedynkę, bo byłby to niewątpliwie bardzo stresujący odcinek! W tym wypadku jednak był dla nas dodatkową atrakcją
W końcowej części niebieski szlak prowadzi trawersem przez zbocze porośnięte krzewami, dzięki czemu mamy przed sobą piękny widok na Hajską Dolinę.
Niedziela to dzień powrotu, mamy w planie jedynie zwiedzanie Jasovskiej Jaskini. Nie mam zdjęć z jaskini, bo cena odstraszająca, a sprzęt nie dający rady, więc tylko zamieszczę zdjęcia z internetu (nie wiem, jak usunąć to JR z nie moich zdjęć ) i napiszę, że nas zachwyciła! Niewiele jaskiń znam, ale z pełnym przekonaniem tę polecam!
To ze strony: http://slovakia.travel/pl/jaskinia-jaso ... tyPhoto/0/
I ze strony: https://pamiatkyslovenska.files.wordpre ... kyna-8.jpg
A w drodze powrotnej atrakcji ciąg dalszy Złapałam gumę w przyczepie
Koło nieodkręcane chyba od nowości, śruby zapieczone, dobrze, że Janusz był w ekipie
Okazało się już w Stalowej, że koło jest w porządku, a ze starości puścił zawór.
Podsumowując - majówka bardzo udana - poznane nowe tereny, łaskawa pogoda, sprawdzona po przerwie przyczepa i przede wszystkim na chwilę naładowane akumulatory!
Zdjęcia: https://picasaweb.google.com/1151326283 ... 1405201402
Zaczęliśmy od zakupu mapy w Moldavie nad Bodvou, gdzie - w przeciwieństwie do Tokaju - były mapy i pani mówiła po angielsku, chociaż akurat tu nie było to tak ważne jak na Węgrzech. Wszak dogadać się moglibyśmy też po słowacku
W Haju (węg. Aj - w całej okolicy nazwy były dwujęzyczne i często było słychać na podwórkach język węgierski - ludność tu bardzo mieszana) odwiedziliśmy cmentarz dla tutejszej atrakcji - poranionego anioła, będącego rekwizytem amerykańskiego filmu o wojnie na Bałkanach.
Nie będę tłumaczyć zawiłości całej sytuacji, bo bez mapy przed oczami to trudne, dość, że zmyleni oznakowaniem szlaków, w poszukiwaniu ścieżki dydaktycznej, zaznaczonej na mapie, zaczęliśmy od falstartu, powodującego znaczny ubytek sił i utratę całej godziny. Skręciliśmy bowiem w boczną ścieżkę, która wyprowadziła nas drastyczną stromizną wysoko do góry, niezauważenie przechodząc w koryto wyschniętego potoku. Potem trzeba było wracać ostrożnie, żeby się nie stoczyć
A potem już bez komplikacji poszliśmy żółtym szlakiem wzdłuż Hajskiego Potoku podziwiając kilkadziesiąt wodospadów utworzonych na nim.
Były bardzo malownicze.
Doszliśmy do Hačavy, w której było kilka starych ślicznych domków. Najbardziej podobał mi się ten, ze względu na kolor i koronką zakończony dach
Z Hačavy poszliśmy leśnym zielonym szlakiem na Sedlo Železná Brána.
Mijamy pierwsze planiny, które nas zachwycają, chociaż okazały się bardzo niefotogeniczne - na zdjęciach, szczególnie przy tej pogodzie, nie wydają się tak urodziwe, jak w rzeczywistości!
Mijamy brzozowy zagajnik
Widzimy urwiska sąsiedniej Zadielskiej Doliny
Planiny są tak ładne, że aż pieśń mi się z duszy wyrywa, a nogi niosą tanecznym krokiem
Potem idziemy żółtym "planinowym"szlakiem do miejsca o nazwie Vyvieračka Miglinc...
... a następnie niebieskim, bardzo zróżnicowanym szlakiem wracamy do Haju.
To zróżnicowanie polega na tym, że najpierw idzie się wielką łąką, na skraju której widzimy magazyn siana (dla dzikich zwierząt, czy hodowlanych? - zastanawiamy się ). Z boku budynku jest izba mieszkalna (zdjęcie w albumie).
Potem jest część nieudokumentowana fotograficznie, którą można by nazwać - marsz na orientację przez las! Jest tak, jak pisał Pudelek w swojej relacji - ścieżka chwilami zanika, wije się w nieoczekiwanych kierunkach, a oznaczenie pojawia się na drzewach z takim rozstrzałem na boki, że wszyscy idziemy tyralierą, oglądając każde mijane drzewo dookoła w poszukiwaniu znaków. Trwa to nie więcej niż kilometr, ale cieszymy się, że nie idziemy w pojedynkę, bo byłby to niewątpliwie bardzo stresujący odcinek! W tym wypadku jednak był dla nas dodatkową atrakcją
W końcowej części niebieski szlak prowadzi trawersem przez zbocze porośnięte krzewami, dzięki czemu mamy przed sobą piękny widok na Hajską Dolinę.
Niedziela to dzień powrotu, mamy w planie jedynie zwiedzanie Jasovskiej Jaskini. Nie mam zdjęć z jaskini, bo cena odstraszająca, a sprzęt nie dający rady, więc tylko zamieszczę zdjęcia z internetu (nie wiem, jak usunąć to JR z nie moich zdjęć ) i napiszę, że nas zachwyciła! Niewiele jaskiń znam, ale z pełnym przekonaniem tę polecam!
To ze strony: http://slovakia.travel/pl/jaskinia-jaso ... tyPhoto/0/
I ze strony: https://pamiatkyslovenska.files.wordpre ... kyna-8.jpg
A w drodze powrotnej atrakcji ciąg dalszy Złapałam gumę w przyczepie
Koło nieodkręcane chyba od nowości, śruby zapieczone, dobrze, że Janusz był w ekipie
Okazało się już w Stalowej, że koło jest w porządku, a ze starości puścił zawór.
Podsumowując - majówka bardzo udana - poznane nowe tereny, łaskawa pogoda, sprawdzona po przerwie przyczepa i przede wszystkim na chwilę naładowane akumulatory!
Zdjęcia: https://picasaweb.google.com/1151326283 ... 1405201402
No, ba!HalinkaŚ pisze:Śniadanie w takich okolicznościach przyrody musiało smakować wyśmienicie.
ela pisze:Mnie zawsze i niezmiennie urzeka widok winnic.
Wiolcia pisze:Winnice jeszcze raczkujące, ale bardzo przyjemne te węgierskie górki!
Ta wędrówka wśród winnic jest koniecznie! do wielu powtórzeń - o różnych (no, może poza zimą) porach roku! Myślę, że pełny późno-letni rozwój winorośli lub ich jesienna rdzawa dojrzałość to inny, równie interesujący wizerunek tych gór!Pudelek pisze: i winnice
Plan na powrót jest!
A który długi weekend planujesz może się załapię :>Ta wędrówka wśród winnic jest koniecznie! do wielu powtórzeń - o różnych (no, może poza zimą) porach roku! Myślę, że pełny późno-letni rozwój winorośli lub ich jesienna rdzawa dojrzałość to inny, równie interesujący wizerunek tych gór!
Plan na powrót jest!
Góry upajają. Człowiek uzależniony od nich jest nie do wyleczenia.
No i weź tu zrozum kobietę. Najpierw myślisz umysł humanistyczny, wręcz poetycki:
Dżola Ry pisze:Poranek w Tylawie wśród bogactwa kwiecia wiosennego
A chwilę później wychodzi, że jednak ścisłowiec.Dżola Ry pisze:Planiny są tak ładne, że aż pieśń mi się z duszy wyrywa, a nogi niosą tanecznym krokiem
Dżola Ry pisze:Podsumowując - majówka bardzo udana - ......., sprawdzona po przerwie przyczepa i przede wszystkim na chwilę naładowane akumulatory!
Wiedziałam, że Kras Cię oczaruje! A szlak wybraliście ładny - chętnie zwiedziłabym jeszcze Hajskie wodospady, bo nie przy wszystkich udało się mi być.
Te jaskinie w tamtej okolicy są naprawdę rewelacyjne. W tej akurat nie byłam, ale dwie inne mają równie piękne nacieki.
Przez pozostałe dni się byczyliście?
Te jaskinie w tamtej okolicy są naprawdę rewelacyjne. W tej akurat nie byłam, ale dwie inne mają równie piękne nacieki.
Przez pozostałe dni się byczyliście?
"Navigare necesse est, vivere non est necesse"
www.kuzniapodrozy.pl
www.kuzniapodrozy.pl