Czerwcowa włóczęga - ku nieznanym zaułkom środkowej Polski (2021)

Relacje z górskich wypraw i innych wyjazdów oraz imprez forumowiczów. Ten dział jest przeznaczony dla osób, które chcą opisać swoje relacje i/lub pokazać zdjęcia ze spotkań nie będących Klubowym Zjazdem lub Górską Wycieczką Klubową.

Moderatorzy: HalinkaŚ, Moderatorzy

Awatar użytkownika
buba
Turysta
Turysta
Posty: 2216
Rejestracja: 05 lipca 2011, 11:35
Kontakt:

Czerwcowa włóczęga - ku nieznanym zaułkom środkowej Polski (2021)

Post autor: buba » 04 listopada 2021, 18:52

W tym roku po raz kolejny kisimy się w naszym pięknym kraju... Mając więc w planie dłuższy wyjazd rozważamy gdzie by tu pojechać, gdzie nas jeszcze nie było? Dochodzimy do wniosku, że praktycznie najlepiej znamy obrzeża Polski, a sam środek jest terenem praktycznie nieznanym. Tam więc się kierujemy.

Pierwsze dłuższe postoje robimy w okolicach Bełchatowa. Koło Szczercowa, na skraju sosnowego lasu, jest sobie takie miejsce, gdzie na małej przestrzeni osiedliło się kilkaset kapliczek.

Ceper - jeśli to czytasz to jeszcze raz wielkie dzięki, bo to ty poleciłeś mi ten miły zaułek! :)

Obrazek

Jedne świątki z zadumą patrzą w dal, inne strzygą gdzieś wzrokiem z ukosa, niektóre patrzą nam prosto w oczy i nieco sprawiają wrażenie zdziwionych…

Obrazek

A inne zdają się drzemać, jakby odsypiały jakąś zarwaną noc.

Obrazek

Kapliczki tu nie są standardowe. Każda jest nieco inna i ma swoją historię powstania. W każdą z nich wmontowane są najróżniejsze przedmioty codziennego użytku - koryta, ramy okienne, krzesła, kosze na bieliznę, drabiny czy znaleziony w lesie drut. Ma to ponoć nie tylko zastosowanie praktyczne, ale również symboliczne - przywracania użyteczności porzuconym, starym, pozornie niepotrzebnym już przedmiotom. Ma to też symbolizować możliwość zmian - to że powszechnie się wydaje, że ktoś lub coś zostało stworzone do określonego celu, nie oznacza przeznaczenia na amen. Zawsze jest czas i możliwość zawrócenia z obranej drogi - znalezienia nowego, innego powołania i celu w życiu.

Jest kapliczka pszczelarska.

Obrazek

Z ciekawą koroną. W korycie. W chomącie. Z kolumienkami.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Drzewny wąsacz.

Obrazek

Ten jakiś taki biedny… Jakby zmarznięty?

Obrazek

Szopka. Tylko niemowlak jakiś już podrośnięty ;)

Obrazek

Część kapliczek poświęcona jest różnym wydarzeniom historycznym.

Obrazek

Obrazek

Inne poczuły się zmęczone i postanowiły odpocząć na miękkiej, wygrzanej trawce.

Obrazek

Nie sposób nie wspomnieć o właścicielu terenu. Mieszka tu pan Bernard - emerytowany żołnierz, dawny podpułkownik a obecnie lokalny artysta. Mamy przyjemność poznać gospodarza i z nim pogadać. Opowiada nam o swojej historii w wojsku, misjach w Libanie, na które jeździł z ramienia ONZ, zwiedzaniu Ziemi Świętej, co nieco zmieniło jego podejście do religii. O zwróceniu się w stronę Boga, chęci zmian i jakby odkupienia dawnych win, bo jednak kiedyś był fragmentem "machiny do zabijania". Na terenie obejścia są wystawki zdjęć z tamtych lat.

Obrazek

Sam dom i terenowa pracownia rzeźbiarska prezentują się bardzo ciekawie.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Plan założenia Kapliczkowa kiełkował stopniowo. Najpierw była jedna, ogromna kapliczka, która stała niedaleko obejścia. Gdy została skradziona, gospodarz uznał, że "przykleiła się" komuś, bo musiała się mu spodobać. I świadczy to o społecznym zapotrzebowaniu na kapliczki! Więc może warto robić kolejne? Potem przyszła pewna misja - chęć przywrócenia kapliczek w polskim krajobrazie, głównie tych z Jezusem frasobliwym, które niegdyś często stały na rozstajach dróg. Według pana Bernarda za bardzo rozpowszechnił się w Polsce kult maryjny, co wypchnęło z miejsc religijnych postać Chrystusa. Zwłaszcza tego przydrożnego, zadumanego, wspartego na ręce i zapatrzonego w dal.

Obrazek

Gospodarz także marzy o tym, aby kapliczki jak dawniej były miejscem spotkań ludzi, gdzie przystaje się aby porozmawiać czy celowo spotyka dla wspólnych śpiewów. Tak jak było w czasach jego dzieciństwa.

Maryjki też tu mają swój sektor! Nie to, żeby całkiem były zapomniane i odsunięte na boczny tor.

Obrazek

Stróżujące przy kapliczce.

Obrazek

Acz niektóre są chyba z lekka zawstydzone i zerkają tylko nieśmiało zza drzewa.

Obrazek

Różni ludzie tu przychodzą. Niektórzy z okolicznych wsi przybywają się pomodlić, inni oczekują natychmiastowych cudów - no bo skoro tyle Jezusików zgromadzono naraz, to powinna być jakaś kumulacja działania, nie? Inni traktują miejsce jako galerie sztuki, muzeum osobliwości i powiew niesztampowości w nudnym i monotonnym krajobrazie. Wpadają również znudzeni turyści, którzy skoro już są w okolicy to wypada coś zwiedzić, a ktoś znajomy im polecił albo gdzieś napisali.

Oprócz kapliczek jest tutaj także wybudowany schron. W środku mini muzeum bojowe - sprzęty, mundury, stare zdjęcia. Są też płascy żołnierze naturalnej wielkości.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Piwniczki i inne betonowe umocnienia.

Obrazek

Największe wrażenie robi na mnie drzewo obsiadnięte przez Chrystusiki. Metalowe niewielkie nagrobkowe rzeźby, zdjęte z krzyży, ale nadal z wyciągniętymi ku niebu rękoma. Niektórym zatarły się już twarze. Innym zlazła farba utworzyła na ciele ciekawe plamy - ni to tatuaż, ni to długo nieleczony parch… Części odpadły nóżki albo pokryła gęsta warstwa pajęczyn. Trochę toto upiorne, trochę smutne... Bo każda postać pochodzi zapewne z jakiegoś rozwalonego nagrobka. Pewnie już nie opłacanego, zdemontowanego i zrównanego z ziemią. A może na odwót - takiego, gdzie rodzina postanowiła zbudować bardziej wypaśny, bogatszy, z bardziej eleganckich marmurów? Według autora rzeźba ma upamiętniać naszych rodaków, którzy oddali życie za ojczyznę. Moim zdaniem miejsce skłania do zadumy i można go interpretować jeszcze też na wiele innych sposobów…

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Na kabaku miejsce też zrobiło wrażenie. Jeszcze długo widząc przydrożne krzyże mówiła: “On tu taki samotny wisi, może zabierzemy go do Kapliczkowa, tam będzie miał towarzystwo i będzie mu weselej!”

Obrazek

Co ciekawe - wystrój Kapliczkowa nie jest stały, ulega ciągłym zmianom i przeorganizowaniu. Jeszcze niedawno przy wszystkich kapliczkach leżały dywany. Ponoć zaczęły gnić, wydzielać nieprzyjemny zapach, więc zostały usunięte. Strasznie mi żal, że nie udało się zobaczyć tego miejsca z dywanami. Nie wiem czemu mam ogromną sympatię i sentyment do dywanów w terenie. No ale jak zakisły - to siła wyższa. Został tylko niewielki sektor dywanowy, zasypany igliwiem, szyszkami i nieco już zarosły zielskiem...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Ze znalezionych w internecie zdjęć wynikało, że były tu też instalacje artystyczne ze starych zegarów, lalek czy maskotek. Ich też nie zauważyliśmy.

A kabak dostaje od gospodarza podarki - pocztówki, kredki i drewnianego, zdziwionego aniołka. Kabak stwierdza, że ów aniołek jest gatunkiem nietoperza i do końca wyjazdu zabiera go ze sobą do każdego zwiedzanego bunkra, aby mógł poznać swoich braci :)

Obrazek


cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."

na wiecznych wagarach od życia..
Awatar użytkownika
ceper
Turysta
Turysta
Posty: 388
Rejestracja: 13 kwietnia 2020, 17:33

Re: Czerwcowa włóczęga - ku nieznanym zaułkom środkowej Polski (2021)

Post autor: ceper » 04 listopada 2021, 21:27

Czasem czytam, częściej oglądam foty. ;)
Byłem tu z 10 razy, ale nigdy nie podchodziłem tak skrupulatnie, nawet teściową i żonę zabrałem. ;)
Ostatnio 2021.05.29: https://photos.google.com/share/AF1QipP ... RkLUhBUHlB
2020.09.13 https://photos.google.com/share/AF1QipO ... Fpd1lLUDR3
2018.05.13 (zegary) - https://photos.google.com/share/AF1QipN ... 1wWHZ1N21R
2017.06.11 - https://photos.google.com/share/AF1QipP ... xaQy1VenFB
2016.09.04 - https://photos.google.com/share/AF1QipO ... xwOVI3SGtB
2016.05.28 - https://photos.google.com/share/AF1QipN ... JrU09Sc2h3
2015.03.29 - https://photos.google.com/album/AF1QipM ... Sf4ipZep6I
Chyba wystarczy... ;)
Enjoy your life - never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
Awatar użytkownika
buba
Turysta
Turysta
Posty: 2216
Rejestracja: 05 lipca 2011, 11:35
Kontakt:

Re: Czerwcowa włóczęga - ku nieznanym zaułkom środkowej Polski (2021)

Post autor: buba » 05 listopada 2021, 18:13

O widze ze wchodziles tez do srodka domu! Nie wiedzialam ze tam tez sa ciekawe eksponaty i gospodarz zaprasza.

Obrazek


oj tego mi strasznie zal! Tych dywanow! ze juz ich nie bylo.... Nosz kurde, we wrzesniu 2020 jeszcze byly :(

Nie było tez zegarow i maskotek. Ciekawe czemu. Maskotki moze tak jak dywany zagniły ale zegary?
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."

na wiecznych wagarach od życia..
Awatar użytkownika
buba
Turysta
Turysta
Posty: 2216
Rejestracja: 05 lipca 2011, 11:35
Kontakt:

Re: Czerwcowa włóczęga - ku nieznanym zaułkom środkowej Polski (2021)

Post autor: buba » 05 listopada 2021, 18:15

Wioskę o nazwie Dębina wypatrzyłam kiedyś na satelitarnych mapach, jako miejsce zewsząd otoczone wyrobiskami kopalni odkrywkowych. Tereny bezpośrednio przytykające do wsi też sprawiają wrażenie mocno zrytych, o dziwnej regularności formy. Ciekawe jak tam wygląda "na żywo"?

Obrazek

Kierując się moim, widać nie do końca już aktualnym atlasem samochodowym, próbujemy dojechać do wioski od północy, od strony Osin. Droga okazuje się jednak nieprzejezdna - nie ma otwartego przejazdu pod taśmociągami. I to nie tyle, ze np. stoi zakaz, którego można nie zauważyć - szosę przecinana przekop i solidny zasiek, miejscami wzmacniany nawet drutem kolczastym.

Obrazek

Może się pomylili? I zamiast na białoruskiej granicy postawili go tutaj? Nic więc dziwnego, że tam im ciapaci łażą jak chcą, a buba do Dębiny dostać się nie może! ;)

Rzut oka na ciekawe konstrukcje i zmywamy się, zanim ochrona zacznie węszyć czemu ten nie maskujący samochód się kręci po ślepej drodze, a jakaś dziwna baba klei się do siatki ;)

Obrazek

Robimy wielkie koło i tym razem zajeżdżamy od południa. Tu stoi tylko zakaz. Zostawiamy więc busia w jakiejś bocznej alejce i w stronę upatrzonej wioski suniemy piechotą. Na rozstaju stoi sobie kapliczka. Z obrazem maryjnym - pan Bernard (z poprzedniej relacji) nie byłby zadowolony! ;)

Obrazek

Pierwsze co nas uderza to cisza. Szeroka szosa z całkiem równego asfaltu i kompletnie nic po niej nie jedzie. Nie ma też wiejskiego zgiełku - ujadania psów, wizgu umiłowanych przez Polaków kosiarek, łupiącej muzyki i innego darcia japy bez potrzeby. Słychać jedynie odległy szum taśmociągów, czasem przeleci jakiś owad albo zagdacze ptak. Acz tych ostatnich, jak na czerwcowy dzień, też jest wyjątkowo mało...

Mijamy pierwszy dom. Opuszczony. Sama wydmuszka.

Obrazek

Kolejne 3 domy są zamieszkane. Tak sugerują przynajmniej zadbane obejścia czy lecący z komina dym.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Ludzi nadal jednak nie spotykamy, jak również żadnych generowanych przez nich dźwięków. Mamy nadzieję, że może w drodze powrotnej spotkamy kogoś z miejscowych. Może będzie miał ochotę porozmawiać, opowiedzieć coś o tym miejscu, jego przeszłości i planach na przyszłość? Ale jak się okaże - nie będzie nam dane dowiedzieć się żadnych szczegółów...

Suniemy więc póki co dalej, samym środkiem szosy, licząc, że wyłaniające się z niebytu bezszelestne auta widmo nie są dla nas zagrożeniem.

Obrazek

Rzuca się nam w oczy malutki drewniany domeczek, a raczej jego ruina.

Obrazek

Sprawia wrażenie jakby działkowego? Bo taki jakby za mały na mieszkalny, o ściankach z dykty.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Co ciekawe - w tej wsi jest kilkakrotnie więcej latarni niż zamieszkanych domów. Ciekawe czy świecą wieczorami?

Obrazek

Obrazek

Kapliczek przydrożnych też jest chyba więcej.

Obrazek

Obrazek

Z wielu okolicznych łąk wieje wspomnieniem domów, których już nie ma. Wyraźnie mam wrażenie, że zniknęły one niedawno i jeszcze nie do końca wymazały się z czasoprzestrzeni. Tak jakby ich zarys był jeszcze odczuwalny. Idąc szosą ciągle kątem oka widzę jakiś komin, płot albo inną altankę. Gdy odwracam się - wszystko znika jak sen…

Sporo tu zamiast tego mają transformatorów czy innych urządzeń związanych z elektryką - słupy, kable i przy każdym słupie całkiem spory baraczek. Baraczek czasem skwierczy, a czasem nie.

Obrazek

Obrazek

Horyzont zamykają strzeliste szczyty hałd.

Obrazek

Jest tu budynek OSP ze schodkami zarastającymi chwastem.

Obrazek

Jest też ośrodek kultury z otaśmowanym placem zabaw, zamkniętym niegdyś z powodu walki ze zdrowym trybem życia i promowaniem otyłości wśród dzieci. Ciekawe, że posłusznie zamknęli, ale na otwarcie - już pary nie starczyło…

Obrazek

Chcieliśmy się odchamić i poobcować z kulturą, ale drzwi przybytku były zamknięte. Nieco surrealistycznie na tym tle wygląda kolorowy wyświetlacz migający temperaturą i wciąż świecąca się nad wejściem żarówka.

Obrazek

Obrazek

Kabak też chyba na swój sposób odczuwa magię i niepokój tego miejsca: “A może ludzie nadal tutaj są, tylko my ich nie widzimy? Może stali się niewidzialni, żeby ich policja nie złapała jak się bawią na placu zabaw mimo zakazów? A potem, może już nie potrafili wrócić do swoich normalnych postaci?”

Są takie momenty, gdy człowiek zaczyna się oglądać za siebie częściej niż zazwyczaj ;)

Staramy się podejść w stronę granicy wyrobiska. Widać dokładnie miejsce, gdzie ziemia się urywa.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W oddali widać różne machiny gryzące ziemię.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Krajobrazy są miejscami nieco upiorne. Jakby to drzewo próbowało uciec przed nadchodzącym potworem.

Obrazek

Potwór na zbliżeniu! Ale bym sobie tam połaziła, jakby napotkać takowy opuszczony!

Obrazek

Dębinę żegnamy z pewną dozą niedosytu. Zostawiamy w tyle jej mieszkańców, zarówno tych prawdziwych jak i widma tych, którzy stąd odeszli. Zostawiamy przedpola, skwierczące baraczki, opuszczone panele i ciszę letniego popołudnia. Naszym celem na resztę dnia są inne miejsca, gdzie można zajrzeć do bełchatowskiej dziury czy przyjrzeć się industrialnym klimatom ją otaczającym.

cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."

na wiecznych wagarach od życia..
Awatar użytkownika
buba
Turysta
Turysta
Posty: 2216
Rejestracja: 05 lipca 2011, 11:35
Kontakt:

Re: Czerwcowa włóczęga - ku nieznanym zaułkom środkowej Polski (2021)

Post autor: buba » 12 listopada 2021, 19:05

Jak to zabawnie bywa, że człowiek na wyjazdach często znajduje przygodę, ale nie tą, której szukał i której się spodziewał ;)

Nasza wycieczka nad Pilicę to historia rozczarowania miejscem, do którego przybyliśmy za późno… Bardzo mnie zainteresował fragment rzeki na zachód od Białobrzegów. Na południe od wiosek Góry, Pacew, Przybyszew i Osuchów znaczone były mosty. Mosty donikąd. Bo po drugiej stronie znajdują się tylko łąki, zagajniki i rozlewiska rzeczki Stara Pilica. Cztery blisko siebie położone mosty, za którymi droga się kończy w piachu czy trawie. I to mosty nie bylejakie - drewniane, mocno nadgryzione patyną lat. Rozlezione, ażurowe, fragmentarycznie uzupełniane w inicjatywie oddolnej różnistymi deszczułkami. Zupełnie jak kładki przez liman w mojej ukochanej Rasejce! (https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... sejka.html) Specjalnie więc zboczyliśmy z naszej trasy kilkadziesiąt kilometrów, gdyż biwak przy takim moście byłby nie lada gratką! Gdy przeglądałam zdjęcia na satelitarnych mapach, aż nie chciało mi się wierzyć, że takie miejsce mogło się uchować w dzisiejszej Polsce! No i miałam rację - nie mogło… :(

Zdjęcia pochodzą z googlemaps. Pochodzą chyba z lat 2014-2016. Trochę nam więc zabrakło…

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Czy to są zdjęcia tego samego jednego mostu? Czy różnych? Tak na oko wyglądają nieco inaczej... Ale tego już niestety nie wiem. Zapisywałam sobie te zdjęcia ponad rok temu jako "mosty nad Pilicą", a teraz one zniknęły z mapy.

Pojechaliśmy zobaczyć każdy z mostów, no i żaden już tak nie wyglądał… Poza tym wszędzie nad rzeką kłębił się dziki tłum piknikujących, przy próbie wysiadania z busia od razu opadały nas sfory hodowanych bezstresowo psów, a co gorsza niektóre próbowały wskakiwać do środka… np. toperzowi na kolana. A co właściciel? “Dziubutek tak ma! On uwielbia jeździć za kierownicą” i zamiast dać psu pod ogon - to go jeszcze chwali, że taki mądry, taki zwinny, taki kochany...

Czasem dobitnie rzeczywistość odbiegnie od planów i wyimaginowanych marzeń...

Ale czas powoli działał na naszą korzyść. Niedziela, godzina 18...19… Tłum powoli rzedł, odpływając stopniowo w stronę miast.. Malały stada psów a i zatory na rzece utworzone z kajakarzy stawały się coraz łatwiejsze do odetkania. Gdy słońce zaczęło się chylić za horyzont - zostaliśmy nad rzeką sami. Z ogniskiem, komarami i snującym się dymem, powoli stapiającym się z mgłami podnoszącymi się znad staropilickich bagien…

Obrazek

Obrazek

Ciepłe kolory zbliżającego się pogodnego wieczoru.

Obrazek

Obrazek

Ognicho z chrustu pachnącego bagnem. Tylko takie udało się powyrywać z błot nadrzecznych.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

A tak wyglądają oparzeliska, już po zachodzie słońca, gdy ich wyziewy połączą się z wytworem kopcącego, mokrego chrustu. Uczta duchowa a i zapach cudowny!

Obrazek

No! To przed nami 4 i pół dnia kiedy będzie można wziąć szerszy oddech i nie musieć obawiać o zadeptanie.

Wraz z nadchodzącym zmrokiem z mgieł wyłonił się ON. Facet w średnim wieku, ze starym plecakiem i głową owiniętą bandażem. To Lafa - tajemniczy, ukraiński pasterz. Podszedł do nas i zapytał czy nie widzieliśmy 10 krów, bo mu się zgubiły. Jakieś krowy się tu wcześniej przewijały na tych łąkach na horyzoncie, ale co się z nimi stało, gdzie poszły, czy ktoś je zabrał - za tym już nie śledziliśmy. Teraz w zasięgu wzroku żadnych krów nie ma. Lafa się trochę zmartwił, ale nie jakoś bardzo. Chętnie na chwilę przysiadł się do ogniska, a jeszcze chętniej skorzystał z jadła i napoju. Pochodzi z wioski pod Charkowem. W Polsce jest już rok, który jest pasmem porażek i niepowodzeń. Z pracy w fabryce wyrzucili go w pierwszym tygodniu. Zawsze miał zwyczaj przed robotą wypijać setkę, a okazało się, że w Polsce jest to niedopuszczalne. Potem pracował na budowie, ale dach stawianego hangaru się zawalił - i trzeba było brać nogi za pas. W innym mieście najął się do pomocy przy remoncie drogi, ale walec nieszczęśliwie najechał mu na stopę i 3 miesiące spędził w szpitalu. Od tego czasu trochę kuleje. Teraz do długiej listy “sukcesów” dołączyły zaginione krowy… Lafa prosi nas o pokazanie mu mapy, chce zobaczyć gdzie jesteśmy i gdzie w okolicy są jakieś większe miasta, gdzie będzie można szukać zatrudnienia. Pyta nas też, czy nie znamy jakiegoś miasta, gdzie jest dużo ludzi z Ukrainy, aby mógł się swobodniej porozumieć. No znam jedno takie miasto, gdzie idąc ulicą ostatnio rzadko się słyszy polski język, ale jest ono dość daleko stąd… Poza tym mam pewne opory co do ściągania Lafy do nas, jeszcze nam co wybuchnie ;) Po wspólnie spędzonej pólgodzince Lafa się żegna. Oddala się tak jak przyszedł, polną drogą wzdłuż rzeki, często chrząkając i pogwizdując jakąś melodię. Odchodzi w stronę Białobrzegów. Ponoć ma plan kierować się na Radom i tam szukać szczęścia…

Poranek wstaje upalny, taki jak lubimy najbardziej!

Obrazek

W tle widać krowę - czy to jedna z TYCH krów? Tego się już nie dowiemy!

Obrazek

A w okolicy jest duża moda, aby wyprowadzać konie na spacer jadąc traktorem! :)

Obrazek

Obrazek


cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."

na wiecznych wagarach od życia..
Awatar użytkownika
buba
Turysta
Turysta
Posty: 2216
Rejestracja: 05 lipca 2011, 11:35
Kontakt:

Re: Czerwcowa włóczęga - ku nieznanym zaułkom środkowej Polski (2021)

Post autor: buba » 16 listopada 2021, 21:00

W miejscowości Ruda koło Skierniewic po raz pierwszy spotykamy się z rzeką Rawką. Zaraz koło drogowego mostu są ruiny młyna. Z drewnianego budynku po pożarze została tylko podmurówka. Obok z wody wystają koła zębate.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Kawałek dalej żwirowa droga skręca w las. Po chwili kluczenia doprowadza do ośrodka “Sosenka”. Do wczoraj mieli tu armagedon. Dziś jesteśmy sami. Urok poniedziałków po długich weekendach. Jest tylko obsługa sprzątająca domki i dzieląca się historiami z przedwczoraj. Głównie kajakarze tu bywają, ale szczególnie ci długoweekendowi uwielbiają głośną muzykę. Ponoć po ich wyjeździe w uszach wciąż dzwoni od ciszy. Teraz to tylko ptaki drą dzioby i wiatr przywiewa odległe echa żab znad Rawki. A ładna to rzeka. Wygląda dziko bo płynie przez rezerwat i nie można usuwac z niej powalonych pni. Ciekawe są tu spływy kajakowe bo co kilkanaście metrów spotykasz się z przeszkodą, więc trzeba meandrować między drzewami, prześlizgiwać się dołem, albo przenosić kajaki brzegiem. Nudy na Rawce ponoć nigdy nie ma!

Obrazek

Obrazek

My spławiamy się dziś bez pomocy urządzeń. Prąd jest dość wartki a woda lodowata.

Obrazek

Brzegi są klimatycznie zmienne. Nie da się jednak wędrować korytem rzeki - jest za głęboka, miejscami są naprawdę solidne jamy, kryjące z głową. Za to pni wystających z wody nie brakuje - na ławeczkę, do wspinaczki...

Obrazek

Obrazek

Są też miejscami piaszczyste miniplażki.

Obrazek

I całkiem solidnie zasysające bagienka!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Niewielki kawałek spokojnych wód.

Obrazek

A na wysokiej nadrzecznej skarpie położona jest baza Sosenka.

Obrazek

Ośrodek jest taki jakie lubię najbardziej. Drewniane domki z dawnych lat położone pod szumiącymi sosnami. Jedno z tych miejsc, gdzie czas przestał płynąć. A do tego pachnący, czerwcowy dzień - cóż chcieć więcej?

Obrazek

Obrazek

Co ciekawe - każdy domek jest tu trochę inny.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Ten jest nasz! Na samym końcu alejki, w miłym zakątku przy powiewającym praniu!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Wnętrza charakteryzują się prostotą wyposażenia i miłą dla oka ciepłą kolorystyką :)

Obrazek

Taką samą drabinkę mieliśmy przed blokiem 30 lat temu! I ja też lubiłam wyleźć na samą górę i tam siedzieć.

Obrazek

W tym domeczku mieści się kuchnia.

Obrazek

Z jej wyposażenia najbardziej zapada mi w pamięć nieco upiorny kieliszek… Zdegustowana twarz króla jest jakby naroślą na naczyniu. I ten wzrok, jakby chciał powiedzieć: “Nie umiesz pić frajerze, odłóż mnie do szafki i mnie ani nie wkurzaj”

Obrazek

Ośrodek jest położony na górce - kajaki na dół nad Rawkę są zwożone po szynach! Prawdziwa śródbazowa wąskotorówka!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Rano rozważamy kajakowanie… Tak nam pachnie taki spływ… Ale nikt z nas nigdy jeszcze nie spływał żadną rzeką, w kajaku to tylko bełtaliśmy się po jeziorze i to też już wieki temu. Czy byśmy sobie poradzili z zawałami co parę metrów? I co z niepływającym kabakiem? Kamizelka kamizelką, ale żeby nam jej prąd nie porwał… Czy się nie wypierdzielimy na pierwszym zakręcie, kajaki chyba bywają mocno chybotliwe… Trochę mamy za dużo obaw - zwłaszcza, że nie mają trzyosobowych kajaków, więc trzeba by taszczyć 2 pływadła. Raczej więc nie ma szans na powodzenie takiej akcji... Trzeba by się na początek przepłynąć jakąś łatwiejszą rzeczką, najlepiej taką co przypomina kanał i ma wodę do kolan ;) A Rawka ma ponoć opinię najtrudniejszej rzeki na Mazowszu. Tak przynajmniej się reklamują… Więc chyba nie jesteśmy grupą docelową ;) Decydujemy się więc tylko na kolejną przekąpkę i skakanie po kłodach bez zbędnego balastu.

cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."

na wiecznych wagarach od życia..
Awatar użytkownika
buba
Turysta
Turysta
Posty: 2216
Rejestracja: 05 lipca 2011, 11:35
Kontakt:

Re: Czerwcowa włóczęga - ku nieznanym zaułkom środkowej Polski (2021)

Post autor: buba » 17 listopada 2021, 18:32

Przez Sochaczew suniemy przejazdem. I przy naszej drodze rzuca się w oczy jakas stara lokomotywka. Centralnie na chodniku stoi! Nie sposób się nie zatrzymać :)

Obrazek

Tak odkrywamy muzeum kolei wąskotorowej. Ogrodzone, biletowane, no ale skoro już się zatrzymaliśmy? Na szczęście po zakupieniu biletu można sobie swobodnie połazić gdzie się chce i nikogo oprócz nas między wagonikami nie ma.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Ciekawe czy jakiś czas temu kolejka kursowała tu tak zaraz pod blokami? czy teraz je tak poustawiali, a czynnego torowiska nigdy tu nie było?

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Rozjazdy, skrzyżowania…

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Tory krzyżujące się pod katem prostym.

Obrazek

Chyba nieczęsto takie bywają? Myśmy raz takie widzieli, w Krakowie Bieżanowie w krzakach, też już raczej nieużywane.

Chrzanowskie tabliczki.

Obrazek

Obrazek

Orzełek z jęzorem.

Obrazek

Busio szynowy! Taką mieć drezynkę do przemierzania nieczynnych linii!

Obrazek

Taka stacyjka to ja rozumiem! Szkoda, że mało już jest takich w użytku!

Obrazek

Obrazek

Gotowi do drogi! ;)

Obrazek

Albo jeszcze lepiej tak!

Obrazek

Obrazek

Kabaczek największą sympatię poczuł do tego pojazdu. Nie wiem czy chodzi o wielkość?

Obrazek

Cały przegląd drezynek samochodowych.

Obrazek

Obrazek

Jedna z najmilszych lokomotywek pochodzi z bytomskiej huty Zygmunt! Czy ja dobrze rozumiem, że do 2011 roku stała rdzewiejąca gdzieś na bytomskich bocznicach, opuszczona i ja tam nie poszłam?? Niesamowita jest, jakaś taka krótka, wysoka, wygląda trochę jak wagonik linowy!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Jest też druga część kolejowego skansenu - zamknięta i znacznie bardziej pordzewiała.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

A w rejonie trwa wyraźnie jakiś protest. Nie wiemy czego dokładnie dotyczy, ale proponowane odgórnie podziały administracyjne chyba nie przypadły do gustu mieszkańcom.

Obrazek

Obrazek

Na biwak jedziemy w okolice Nowego Secymina, w miejsce gdzie dawniej na Wiśle był prom. Solidny kawał rzeki! Z wyspami, z łachami piachu. Na Odrze tego nie mamy w takiej ilości!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Jak na wtorkowy wieczór kręci się tutaj całkiem sporo ludzi. I jesteśmy świadkiem zabawnej sytuacji. Oprócz nas stoją nad rzeką 4 auta. Dwa z młodzieżą, która chyba planowała poimprezować przy ognisku, reszta to spacerowicze i miłośnicy zachodów słońca. Jakieś parki przysiadły na szlabanie. A potem wjeżdża policja. Zatrzymują się na drodze. Nikt nawet nie wychodzi z radiowozu. Może też przyjechali po robocie popatrzeć sobie na rzekę? I na tym etapie wszyscy pośpiesznie wsiadają do swoich aut i odjeżdżają gęsiego. Jakby w panice! A potem, na końcu orszaku odjeżdża policja. Zostajemy nad rzeką sami. Czemu tamci się tak szybko zwinęli na widok policji? Czy mieli jakieś złe zamiary? Toż myśmy chyba już zrobili wszyskie przestępstwa jakie można zapodać w takich warunkach - wjazd autem na trawę, ognisko, flaszka w ręce… Ale nikt do nas nie miał o nic pretensji. A tamci w auta i chodu! Zadziwiająca "koincydencja czasowa"!! ;)

Wieczorny biwak mija w miłej atmosferze, wśród trzasku ogniska i trzepotu wodnych ptaków, których kląskania mieszają się z odgłosami żab odzywających się co chwilę stadnie gdzieś z szuwarów. Ognicho nieco pachnie mułem - taki urok spalania chrustu oblepionego nadrzecznym piachem i gliną. Za rzeką całą noc jeździ traktor. Jakby w kółko. Tam i z powrotem, tam i z powrotem. Co on u licha robi? Nie udało nam się do tego dojść, ale jego monotonne buczenie silnika w tle i regularnie błyskające światła w czasie zmiany kierunku jazdy - będzie dla nas na zawsze nieodłącznym fragmentem tego czerwcowego wieczoru.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Poranne suszenie drewna pozyskanego nad rzeką. Pewnie się przyda na kolejne dni!

Obrazek


cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."

na wiecznych wagarach od życia..
Awatar użytkownika
buba
Turysta
Turysta
Posty: 2216
Rejestracja: 05 lipca 2011, 11:35
Kontakt:

Re: Czerwcowa włóczęga - ku nieznanym zaułkom środkowej Polski (2021)

Post autor: buba » 20 listopada 2021, 19:23

Pierwszym fortem Twierdzy Modlin jaki odwiedzamy jest Fort VII Cybulice. Sunąc przez las mijamy rozrzucone gwiazdobloki, co sugeruje, że chyba zmierzamy w dobrą stronę.

Obrazek

Chwilę później naszym oczom ukazuje się betonowy kibelek!

Obrazek

Obrazek

W końcu ze skłębionej zieloności wyłania się szara ściana poszukiwanego fortu. Są na niej jakieś kolorowe malunki - wyglądają na współczesne, ale formą raczej odbiegają od klasycznych graffiti. Wyglądają raczej jak jakieś herby?

Obrazek

Zapomniałam zabrać latarek, zostały w busiu na siedzeniu. Chodzimy więc korytarzami jak jakieś jełopy, przyświecając sobie telefonami. Główne wrażenie z tego miejsca pozostaje nam więc nieco mroczne ;)

Obrazek

Wnętrza są przesiane pyłem i wilgocią. Błysk flesza rozprasza się na wiszących w powietrzu drobinkach.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W jednym z pomieszczeń stoja dwie kanapy. Wygląda jakby tu ktoś kiedyś pomieszkiwał. Ilość pyłu w powietrzu jest dużo większa niż w pozostałej części fortu. Jakby niedawno był tutaj pożar? Ściany są mocno okopcone, panuje zaduch i smród - wali palonymi zwłokami. Cóż... Pozostaje mieć nadzieję, że był jakiś nieudany grill i się komuś kurczak zjarał ;) Namacalna ciemność potęguje wrażenie niepokoju, spadamy, nic tu po nas...

Obrazek

Bluz też nie wzięłam, więc zmarzliśmy jak psy. Nie wiem co za zaćmienie umysłu mnie opanowało, jakbym pierwszy raz w życiu do bunkra poszła.

Na sufitach w niektórych pomieszczeniach można znaleźć kolorowe napisy cyrylicą np. “Kuchnia”. Innych sentencji rozszyfrowac nie umiemy. Ponoć to oryginalne napisy sprzed ponad 100 lat, z czasów działania fortu i stacjonowania tu rosyjskich wojsk. Ciekawe, że tak chciało im się malować na kolorowo!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Wąskie boczne korytarzyki oplatają chyba cały fort dookoła. Tutaj jest najchłodniej a powietrze jest najbardziej przejrzyste.

Obrazek

Obrazek

Jest trochę ładnych nacieków na ścianach i sufitach.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Albo wyłążą stare posadzki, jakoś zupełnie nam nie pasujące do fortu. “Jak w sklepie” - kwituje kabak.

Obrazek

Fort jest bardzo lubiany przez komary i muchy. W środku są ich całe roje. Nie wiem czy w lesie im było za ciepło, a tu mają chłód i wilgoć? W niektórych pomieszczeniach mocno czuć gazem. Tak jakby w okolicy przebiegała jakaś rura, która pękła? Na samym początku zwiedzania, przez krótką chwilę, mielismy pomysł zrobienia sobie łuczywa. Ale chyba dobrze, że go szybko porzuciliśmy... ;)

W stronę światła i ciepła!

Obrazek

Potem idziemy do miejsca zwanego prochownia P11 - zapole fortu Cybulice. Przez fajny las pełen konwalii i pagórków.

Obrazek

Tutaj stary beton ukryty jest nie tylko w krzakach, ale również pod pozawalanymi drzewami. Łatwo można przeoczyć!

Obrazek

Wejście w otoczeniu łąkowych kwiatów.

Obrazek

Zaczyna się takim jakby “gankiem”.

Obrazek

Tu już przyszliśmy z latarkami, ubrani jak ludzie, więc chodzimy sobie komfortowo. Brak smrodu gazu również cieszy.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

I zdjęciami bez błysku mozna się pobawić!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Wąski korytarzyk też tu mają, ale niestety częściowo jest zamurowany.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Miło jest, ale nie zabawiamy tu długo. Dziś czeka nas jeszcze jedna atrakcja, na którą jak podejrzewamy musimy zarezerwować trochę więcej czasu.

cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."

na wiecznych wagarach od życia..
Awatar użytkownika
buba
Turysta
Turysta
Posty: 2216
Rejestracja: 05 lipca 2011, 11:35
Kontakt:

Re: Czerwcowa włóczęga - ku nieznanym zaułkom środkowej Polski (2021)

Post autor: buba » 21 listopada 2021, 16:58

Jednym z głównych powodów naszego przyjazdu pod Warszawę jest tzw. “Spichlerz”. Ogromna budowla położona na malowniczym cyplu u styku Wisły i Narwi. Zbudowali go w XIX wieku i początkowo, zgodnie z nazwą, był miejscem składowania zboża. Później pełnił rolę magazynów dla Twierdzy Modlin. Ucierpiał w wyniku bombardowań w czasie ostatniej wojny i w formie szkieletu stoi sobie do dziś ciesząc oczy wszelakich dzikich eksploratorów. Ponoć jakiś czas temu kupili go deweloperzy, aby zrobić tutaj otchłań burżujstwa, ale na szczęście póki co nic się nie dzieje i teren pozostaje jedynie we władaniu krzaków i wiatru :)

Pierwsza z obranych dróg kończy się na bramach terenu wojskowego. Za płotem kręci się dużo straży pożarnej. Wygląda jakby mieli jakieś ćwiczenia. Nie ma wyjścia, musimy obejść zasieki. Innej drogi nie ma. Ścieżka wiedzie samym brzegiem rzeki. Nie jest to klasyczny brzeg. Przedzieramy się przez lasy namorzynowe obrosłe baranim futrem.

Obrazek

To chyba robota akacji. Sporo jej tu rośnie, a czas taki, że właśnie kwitnie! I pachnie! Czy wspominałam już kiedyś, że uwielbiam akacje?

Obrazek

Obrazek

Po drodze mijamy wyschłe starorzecza, bagienka, trzcinowiska. Trasa jest wybitnie "sezonowa". Gdyby woda była ciut wyższa to byśmy tędy nie dali rady przejść.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Pod koniec trasy i tak otwiera się przed nami teren mulisty zasysający nogi po kolana. Przeprawa tędy nie ma szans powodzenia. Trzeba zawrócić...

Obrazek

Musimy wspiąć się na skarpę i kawałek przejść przy samym płocie z zasiekami i kolczatkami.

Obrazek

I wtedy wyłania się Spichlerz! Naprawdę imponujący kolos! Jest większy niż go sobie wyobrażałam! Jak jakieś ogromne zamczysko!

Obrazek

Jego ściany są pełne ciekawych zdobień np. powykrzywianych gęb! A każda gęba jest nieco inna!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Największe zgrupowanie płaskorzeźb jest nad główną bramą.

Obrazek

Obrazek

Zaglądamy jedynie do piwnic. Te mają w miarę solidne stropy. Po górnych poziomach nieco boimy się łazić, bo wygląda jakby od tupnięcia miało się zawalić..

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obchodzimy też budynek dookoła, na ile się da. Część murów jest spięta linami czy innymi klamrami, żeby się nie rozlazły.

Obrazek

Obrazek

A tu widoki na koszary w twierdzy, po drugiej stronie rzeki.

Obrazek

Obrazek

Przednia ściana spichlerza, tzn. ta od wody. Już się nie cofnę dla lepszego zdjęcia, bo krok za mną jest rzeka ;)

Obrazek

Obrazek

Snujemy się tu i ówdzie po cypelku. Spotykamy warsztaty terapii uzależnień oraz biwakowiczów wykorzystujących jedynie przedmioty z recyklingu - namiot uszyli z worków foliowych, tratwę zrobili z butelek, a wodę z Wisły gotują w jakimś opakowaniu jakby po farbie. Strach pomyśleć na czym pieką kiełbaski. No i skąd wzięli te “kiełbaski” ;)

Są też weseli wędkarze wspomagający się bimbrem. Chwilę z nimi gadamy, acz kontakt jest nieco utrudniony, bo co chwilę przerywa ją salwa śmiechu, której nasi znajomi nie potrafią opanować. Dopiero jak się zmęczą rechotaniem to wracają do tematu, aż znowu coś ich wyprowadzi z równowagi wywołując kolejny napad. Co może wywołać atak głupawki? Np. spadający liść albo dźwięk silnika samochodu na pobliskim moście. Sympatyczne chłopaki, ale rozmowa z nimi jest męcząca - zbyt duże okresy przestoju. Nie wiem co to za bimber i czemu on tak dziwacznie działał... ;)

Obrazek

A tak prezentuje się spichlerz zza rzeki. Obserwowany kolejnego dnia, gdy zwiedzamy główną część Twierdzy Modlin, położoną na terenie Nowego Dworu. Ale o tym w następnej relacji.

Obrazek

Obrazek


cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."

na wiecznych wagarach od życia..
Awatar użytkownika
buba
Turysta
Turysta
Posty: 2216
Rejestracja: 05 lipca 2011, 11:35
Kontakt:

Re: Czerwcowa włóczęga - ku nieznanym zaułkom środkowej Polski (2021)

Post autor: buba » 25 listopada 2021, 19:40

Ruszamy dziś zwiedzać właściwą część Twierdzy Modlin, miejsce położone na obrzeżach miasta Nowy Dwór Mazowiecki. Teren u zbiegu rzek od dawien dawna przykuwał uwagę jako dogodne miejsce obronne. Pierwsi docenili to chyba Szwedzi. Później twierdzę tutaj zbudował Napoleon i na przestrzeni kolejnych wieków i lat przechodziła ona z rąk do rąk. Stacjonowali w niej i powstańcy styczniowi, i Rosjanie, i Niemcy, i Polacy. Każdy jakąś swoją cegiełkę dołożył. Ostatecznie w latach 90-tych wojsko zaczyna Modlin stopniowo opuszczać. Na chwilę obecną ponoć już nie znajdziemy tam żadnego żołnierza, no chyba że zabłądził ;)

Na początek naszego tu pobytu - pozytywne zaskoczenie. Teren wygląda nie jak miasto, ale jak park! I to fajnie zdziczały! A przynajmniej jak miasto utopione w zdziczałym parku! :) Sporo fragmentów umocnień jest opuszczona. Ja pierdziele! Czy my się naprawdę znajdujemy kilkanaście kilometrów od Warszawy?? I tu jest tak pięknie, pusto, dziko i zarąbiście??? Czy to jest jakiś sen? Im dłużej tu łazimy, tym bardziej rozdziawiają się nam gęby z zachwytu i niedowierzania, że może być aż tak dobrze! Nie wiem jaka przyszłość czeka to miejsce, ale zdecydowanie można powiedzieć, że zdążyliśmy je zobaczyć w stanie takim, jaki kochamy najbardziej. W wiele miejsc przyjechaliśmy za późno, ale tu się wybitnie udało!

Busia zostawiamy w jednej z bocznych uliczek i ruszamy na całodniową wycieczkę wokół starych murów.

Pierwszą mijamy bramę gen. Dąbrowskiego.

Obrazek

Ciekawe takie “łuki” prowadzą w jej stronę. Jakby kiedyś górą szedł most i to były pozostałości przesęł?

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Kręcimy się tu chyba z godzinę, zaglądając w różne zaułki, zakamarki, korytarzyki, schodki czy inne tajne przejścia.

Obrazek

Obrazek

Początkowo zdaje się, że w niektóre miejsca tylko kabak się zmieści - acz zew zwiedzania pozwala wcisnąć się w niejedną dziurę ;)

Obrazek

I nagle wypluwa nas z przeciwnej strony - wśród szutrowych dróg, ceglanych, postrzelanych budyków i słupów z powiewajacymi na wietrze kablami.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Można też w okolicy znaleźć malownicze i bardzo dziwaczne kraty - jakby pospawali je ze wszystkiego, co było akurat pod ręką? A może tu kiedyś działała jakaś knajpa?

Obrazek

Obrazek

Są też pozdrowienia z Doniecka.

Obrazek

No tego to się tu nie spodziewaliśmy. Zwłaszcza w tej chwili. Bo spadają one na nas w momencie, gdy właśnie o Doniecku rozmawialiśmy. Bo tam, krążąc po bocznych uliczkach, też jeden mijany budynek miał takie asymetryczne kraty jak tu… Dziwne takie połączenie - krata, wspomnienie o wycieczce sprzed 10 lat i buch! ścienne pozdrowienia... Jedno z takich nierealnych splotów wydarzeń. Niby nic takiego, a jednak człowiekowi na chwilę zimno się robi. Bo takie poczucie jakby ktoś piszący scenariusz - dobrze się bawił…

Tu też spotykamy pierwszego białego misiaka. Niewielka figurka siedząca sobie na pokruszonych kamieniach dawnych murów. Ki czort?

Obrazek

Tu z bliska.

Obrazek

Co ma polarny niedźwiedź z twierdzą pod Warszawą? Potem tych miśków spotkamy jeszcze kilka, większych, mniejszych, różnie umieszczonych. Mamy podejrzenia, że za tym musi się czaić jakaś mega malownicza historia. I tak właśnie jest. Już po powrocie udaje się o tym doczytać. Ten polarny niedzwiedź to Baśka Murmańska. Baśka jak przystało na jej gatunek pochodziła z dalekiej północy, ale jej losy i przygody znacznie odbiegają od innych jej współbraci. Był rok 1919 i wystawiono ją na sprzedaż na bazarze w Archangielsku. Tam kupił ją jeden z polskich żołnierzy (skądinąd to musiał być bardzo klimatyczy bazar! Gdzie nie tylko kury i świnie sprzedawali, a również niedźwiadki!) Baśka została wytresowana, przydzielona do jednego z polskich pułków i statkiem pojechała z wojskowymi do Polski. Trafiła właśnie do Twierdzy Modlin, gdzie była maskotką i brała udział w defiladach. Ponoć nauczyli ją maszerować na dwóch łapach, salutować kiedy trzeba i miała okazję nawet Piłsudskiemu podac łapę. Wszystko było dobrze do momentu pewnej kąpieli w rzece, gdy zerwała się z łańcucha i postanowiła wybrać w samotną podróż na drugi brzeg. I jeden z okolicznych chłopów ją upolował, mając w planie wypaśne futro dla swojej żony. Ciekawe, że zarówno początek jak i koniec jej polskiej historii jest związany z próbami zaimponowania jakiejś kobiecie. Bo i żołnierz, który ją kupował i chłop z widłami, robili to dla przypodobania się jakiejś babie.

No i te misiaki, rozsiane po całej okolicy, są pamiątką po tym niezwykłym incydencie w dziejach tutejszej twierdzy. Jeszcze nie raz je dzisiaj spotkamy!

(W komentarzu do tej relacji udaje mi się dowiedzieć, że Baśka nie była jedynym niedźwiedziem w szeregach polskiej armii! :) Był jeszcze kapral Wojtek! :)) https://pl.wikipedia.org/wiki/Wojtek_%2 ... d%C5%BA%29

Kręcąc się koło tej bramy zaczynamy się też trochę miotać, nie wiedząc, w którą stronę iść dalej. Bo tu, o tam! miedzy zwieszającą się ze zbocza roślinnością widzimy jakieś półtuneliki. W pobliskiej skarpie siedzą łukowate pomieszczenia, porosłe kolorowymi łąkowymi kwiatami albo istną czupryną zielonych krzaków.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

No to tam idziemy.

Obrazek

Ciekawe takie przejścia, pełne pajęczyn i innych robali.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

I znów jakiś kolejny budynek! A patrząc w drugą stronę - odsłaniają się jeszcze fajniejsze murki. Aaaaaaa! I co tu zrobić jak się nie da iść wszędzie jednocześnie?? Jak iść i tu, i tu i tam, a niczego nie przegapić? Bo tu fosy, tu jakieś badajże koszarowe budynki tak długie, że nikną na horyzoncie, a przy nich placyki z betonowych płyt, utopione w bujnych kwiatach wczesnego lata.

Obrazek

Obrazek

Inne fragmenty budynków zapadają się ileś pięter w fosę!

Obrazek

Część to jakieś chyba prochownie, albo malutkie bunkierki strażnicze? A wszystko puste, ciche, zarastające…

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Mijamy też jakąś basztę, która sprawia wrażenie niedawno zbudowanej. A z chaszczy nieśmiało zerka komin! :)

Obrazek

W kolejnym fortowatym budynku mieści się chyba jakiś klub motocyklowy.

Obrazek

Ostatecznie, aby uniknąć efektu miotania i biegania w kółko za swoim ogonem, dochodzimy do Narwi i idziemy wzdłuż niej, planując stopniowo obejść całą twierdzę. Mają tu kwietniki z łódek.

Obrazek

Droga wzdłuż rzeki zdaje się być zupełnie opustoszała.

Obrazek

Oprócz nas nie ma tutaj totalnie nikogo. Tylko dwie wiewiórki kilkakrotnie przebiegają nam drogę, próbując sobie nawzajem wyrwac jakiś owocek. Jakie to życie czasem bywa nieprzewidywalne - człowiek jedzie w góry, nad jeziora, do lasu, w miejsca, które wydawałoby się, że są na ostatnim zadupiu i powinny być dzikie i puste.. I tam ciągle walczy z zadeptującym go tłumem, ciągle ma kogoś na plecach, uszy puchną od hałasu, bo albo pies wyje, albo jakiś bachor drze japę albo dudni muzyka. A potem buch! Klimaty, których by się spodziewał gdzieś w podgórskich miejscowościach na końcu świata - dopadają go na przedmieściach największego w kraju miasta… Może jednak jest coś w tym powiedzeniu, że “najciemniej jest pod latarnią”? A może to myśmy trafili tu w jakimś dziwnym zapętleniu czasoprzestrzeni i tym razem matrix akurat okazał się przychylny? Może tutaj nie zawsze tak jest? Wrażenie niewypowiedzianego szczęścia potęguje upał, słońce i niczym nie zmącony śpiew ptaków i brzęk owadów. To co czerwiec ma najlepszego do zaoferowania i dlaczego od zawsze jest moim ulubionym miesiącem.

Mijamy “Białą Wieżę”, która swoją nazwę zawdzięcza temu, że jako jedyna jest otynkowana.

Obrazek

Obrazek

Służyła do celów obserwacyjnych, ale ponoć nie okolicy, ale wnętrza koszar - czy żółnierze są odpowiednio grzeczni. Widzimy tą basztę z oddali i mamy plan później do niej podejść, ale już się nie udaje - odejdziemy za daleko i zabraknie czasu. Zresztą - na dużo miejsc nie starczyło czasu. Tak ze trzy dni trzeba by się tu włóczyć, aby choć odrobinę poznać to miejsce i mieć o nim jakieś pojęcie. Myśmy go tylko liznęli, bo włóczęgowska natura gnała nas dalej i dalej…

Z jednej strony ogranicza nas Narew, a z drugiej obłędnie długaśny budynek tutejszych koszar, który składa się z posklejanych ze sobą kamienic.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Też już po powrocie wyczytałam, że to jest najdłuższy budynek w Europie i ma ponad 2 km. A już myślałam, że nie ma nic dłuższego od niemieckiej Prory ( https://jabolowaballada.blogspot.com/2017/04/prora.html ) i tamtejszych opuszczonych hoteli, które miałam okazję zwiedzać w 2011 roku.

A tu na słupie wisi coś, co wygląda jak skrzyżowanie latarni z megafonem ;)

Obrazek

Docieramy na taras widokowy, który stanowi dach okrągłego fortu. Ładnie stąd widać spichlerz, po którym włóczyliśmy się wczoraj.

Obrazek

Jest tu też fajny mural przedstawiający ułanów polujących na wiejskie dziewczęta. Albo dziewczęta na ułanów? :P

Obrazek

Okrągły fort nazywa się Kojec Meciszewskiego. Zabawna nazwa - zawsze mi się wydawało, że w kojcach to się trzyma psy albo niemowlęta, żeby się nie rozbiegły ;) No ale komuś chyba się tak skojarzył kształt i się przyjęło ;)

Obrazek

Obrazek

Wnętrza sprawiają wrażenie jakby była tutaj kiedyś jakaś knajpa albo dyskoteka. Ale zdecydowanie było to już dosyć dawno… Niestety zrobiłam w środku tylko jedno zdjęcie. Mieliśmy wracać tą samą drogą, ale jednak znaleźliśmy inne wyjście.

Obrazek

Dalej ścieżka nadbrzeżna zarasta coraz bardziej żółtym kwieciem, staje się węższa i coraz bardziej leśna.

Obrazek

Różne łopuchy są większe niż kabak.

Obrazek

Tak docieramy do budynku elewatora. Niestety wchodzimy tylko na dolny poziom - aby wyżej się wspiąć trzeba by opanować technikę chodzenia po murze albo forsować zasiek z kolczatką ograniczający dostęp od drugiej strony.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Zarosłą, prawie niewidoczną i zupełnie pionową ścieżką wspinamy się do fortu, gdzie jest jest kaplica powstańców styczniowych.

Obrazek

Tu też spotykamy pierwszych turystów. I jest zabawna sytuacja :) Słyszę chłopaka, który próbuje zaimponować dziewczynom swoją dzielnością, zręcznością i znajomością terenu. Wskazuje na naszą ścieżkę i mówi, że kiedyś nią szedł z dołu. Opowiada mrożące krew w żyłach historie o osypujących się zboczach, błocie po pas, lawinach kamieni i konieczności chwytania się za korzenie, aby przeżyć. I wtedy, gdy dziewczęta z zapartym tchem słuchają opowieści - pojawiamy się my. Przodem biegnie kabaczek w kapelutku na bakier i sukience w koniki. Dziewczyny wybuchają śmiechem. “To ma być ta twoja trasa dla prawdziwych mężczyzn?” Chłopak jest wściekły. Kabak staje na wysokości zadania bo stwierdza na głos: “Ale naprawdę było trudno! Były nawet pokrzywy! I teraz mam bąbelki na nóżce!”. Dziewczyny duszą się ze śmiechu: “Ojej! To straszne! Maniek - ty też miałeś bąbelki na nóżce?”. Wzrok Mańka miota błyskawice :D

W chłodnych, cienistych wnętrzach tej części fortu umieszczono święte obrazy, kwiaty i okolicznościowe napisy. Jakiś mały, szary ptaszek przysiadł na ołtarzu i drze dziobek aż odbija echem jego wesoła pieśń. Nie wiem czy ptaszyna po prostu cieszy się wczesnym latem czy na zewnątrz ją przypiekło a tu znalazła przyjemny chłód?

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Kolejna na trasie jest Reduta Napoleona - ciekawy, ceglany fort z wewnętrznym dziedzińcem, na który niestety nie udaje się nam dostać, bo nawet kabaczek jest za gruby, aby przecisnąć się przez pozostawione otwory. Po kiego diabła to tak szczelnie zamknęli? :(

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Tylko zajrzeć się udało…

Obrazek

Na parapecie pierwszego piętra przysiadł kolejny biały miś.

Obrazek

Obrazek

W pobliskie wzgórze wmontowane są forty pełniące chyba niegdyś funkcje magazynów. Budynki są ceglane, o łukowatych stropach, malowniczo zarosłe bluszczem.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W środku walają się resztki skrzynek z butelkami czy lodówek po lodach.

Obrazek

Obrazek

A tu jakieś jakby baseny? Kadzie? Jakieś betonowe zbiorniki.

Obrazek

Obrazek

Napis już praktycznie nie do odczytania.

Obrazek

Dalej podążamy ulicą Szpitalną. W tle widać kaplicę św. Barbary. Przez chwilę zawiewa nas klimatem jakby gdzieś ze wschodu. Szutrowa droga, zioła na poboczu. Cisza… Tylko przemknął jakiś motor roztaczając woń ropy pomieszanej z niezidentyfikowanym olejem. Taka ulotna chwila i przebitka jakby z innej czasoprzestrzeni.

Obrazek

Obrazek

Część zabudowań z czasów twierdzy pełni teraz funkcję normalnych mieszkań. Zwracają uwagę ozdobne kominy.

Obrazek

Niektóre ceglane kamienice otoczone są kamerlikami - jak w najfajniejszych dzielnicach Górnego Śląska!

Obrazek

Obrazek

Spotykamy też dziwne bloki. Dziwne, bo chyba bardzo stare jak na ten typ architektonicznej konstrukcji. Prosty, kanciasty kształt. No blok, zwykły blok, jakby z wielkiej płyty. Zawsze myślałam, że bloki są domeną lat powojennych, że początki ich stawiania to lata najwcześniej 60-te. A tutaj te budynki wybitnie noszą na sobie ślady ostrzału! Zatem pochodzą sprzed wojny? Czy ktoś z jakiegoś powodu strzelał do nich w latach późniejszych?

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Kolejne fasady mijanych fortów też noszą ślady ostrzału.

Obrazek

Obrazek

Część budynków jest zagospodarowana i wyłączona ze zwiedzania dla wolnych eksploratorów. Mijamy działobitnie Dehna. Jest zamknięta i chyba używana przez wojsko.

Obrazek

Na dziedzińcu stoją różne ziłopodobne gruzawiki. Gdzieś czytałam, że w środku mają ukryty samolot, ale nie wiem czy to nie ściema.

Obrazek

Obrazek

Mijamy budynki z ogródkami i wąskimi przejściami, których nie powstydziłyby się najbardziej klimatyczne dzielnice Bytomia :)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obserwujemy też przez płot budynek bodajże dawnej piekarni i jeszcze nie wiemy, że niedługo tam wleziemy i spędzimy sporo czasu. Obchodzimy go dookoła i bęc! Otwarte drzwi! Wchodzimy.

Obrazek

A tu pryzma ptasich odchodów. Zrobiłam jej zdjęcie tylko i wyłącznie na prośbę kabaka, bo ponoć przypominała jej Bukę. Acz nic w Muminkach nie pisało, żeby Buka była zrobiona z gówna!

Obrazek

Schody na piętro odkrywa kabak. Skubana! Tylko ona zajrzała co jest za kiblami.

Obrazek

Obrazek

Na górze wala się po podłodze dużo przedruków różnistych około wojennych plakatów propagandowych i gazet. W bardzo różnych językach. Czy była tu jakaś wystawa? Czy to scenografia dla jakiejś imprezy? Niektóre z nich wyglądają na świeżo wydrukowane, inne noszą już solidne ślady zniszczenia... Długo przekładamy obsrane przez gołębie kartki, żeby odnaleźć interesujące okazy. Ciekawe znalezisko, którego żeśmy się tutaj zupełnie nie spodziewali!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

A tu miejsce jakby do medytacji? ;)

Obrazek

Obok jest brama Poniatowskiego. Nie wiem czy da się wejść do środka i czy jest tam coś ciekawego. Nawet nie próbowaliśmy zaglądać. Bo dla każdego nadchodzi taki moment "wysycenia" i jeśli chodzi o wysycenie fortami - to ten stan dla nas jak na dzisiaj został osiągnięty.

I jakoś tak właśnie zamykamy pętelkę wokół modlińskiej twierdzy.

Obrazek

W parku mijamy kolejnego misiaka. Siedzi na skraju trawnika i przygląda się spacerującym.

Obrazek

Jeszcze rzut oka na pomnik.

Obrazek

I na największą z Basiek, taką chyba w skali 1:1 :)

Obrazek

Razem naliczyliśmy 4 sztuki białych niedźwiedzi różnych rozmiarów. Pewnie jest ich tu więcej?

Na tym kończymy zwiedzanie fortyfikacji w Nowym Dworze. Dzień się już ma ku wieczorowi a my jeszcze musimy znaleźć miejsce na nocleg. Busio grzecznie czeka na opłotkach jakiegoś muzeum ze sprzętem wojennym.

Obrazek

Zapewne wiele ciekawych miejsc przeoczyliśmy. Wielu nie poświęciliśmy tyle uwagi, na ile by zasługiwały. Sporo ominęliśmy z lenistwa i braku czasu, nie chcąc się szarpać z przechodzeniem przez płoty, pokonywaniem zasieków czy obchodzić od innej strony z nadzieją na otwarte wejście. Celowo omijaliśmy miejsca sugerujące w jakikolwiek sposób, że są odnowione, zagospodarowane czy przerobione na muzeum. Jeśli ktoś kojarzy tam jakieś miejsce, które nie załapało się na relację, a wpada w bubowe gusta zarośnięcia, zapomnienia i rozpierduszki - będzie mi miło jak polecicie :) Pewnie jeszcze kiedyś tam wrócimy. Bo nie odwiedziliśmy wszystkich fortów rozsianych po tutejszych okolicach!


cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."

na wiecznych wagarach od życia..
Awatar użytkownika
buba
Turysta
Turysta
Posty: 2216
Rejestracja: 05 lipca 2011, 11:35
Kontakt:

Re: Czerwcowa włóczęga - ku nieznanym zaułkom środkowej Polski (2021)

Post autor: buba » 26 listopada 2021, 12:31

Miejscem, do którego suniemy tego popołudnia, jest fort XIV Goławice. Został on zbudowany później niż Twierdza Modlin w Nowym Dworze. Miał należeć do zewnętrznego pierścienia fortów, osłaniającego twierdzę przed ewentualnym atakiem.

Fort położony jest między wioskami Goławice Pierwsze i Drugie, na skrzyżowaniu pylistych, polnych dróg wiodących przez płowe uprawy. Wśród tego pojawia się nagle plama skłębionej zieloności. Fort jak nic! :) Przyjeżdżamy tu poniekąd z pewnym cichym planem - noclegu. Nie pamiętam już skąd, ale miałam namiar na to miejsce jako rokujące biwakowo. Na miejscu założenie niestety okazuje się błędne. Miejsce może i fajne na namiot czy ognisko na wędrówce pieszej bądź rowerowej, ale busia to musielibyśmy sobie schować do kieszeni. Albo zostawić na wąskiej drodze, gdzie zapewne z rana śmigają traktory. Ani jedno ani drugie nie nadaje się do wcielenia w życie. Noclegu więc nie mamy, ale mamy fajny fort do zwiedzania. Zawsze coś!

Miejsce jest zarośnięte dorodnym, gęstym chaszczem z dużą domieszką łubinu.

Obrazek

Droga, którą początkowo chciałam jechać busiem, okazuje się być muldowatą ścieżką, zarośniętą zielskiem, które jest wyższe od kabaka i kryje ją całkowicie. Kabak nazywa to “dżungla”. Jest to synonim miejsca, gdzie nie wystaje jej głowa. Często bywamy w dżunglach o tej porze roku ;) Na poniższym zdjęciu zaczyna być widać wyłaniający się fort.

Obrazek

Fort jest betonowy, o dość przestronnych i nieco okopconych wnętrzach, wysokich korytarzach i donośnej akustyce. Przedziwna sprawa - echo naszych kroków jest dużo głośniejsze niż one same!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W środku słyszymy nowy dźwięk. Jakby popiskiwanie? Za każdym kolejnym zakrętem odgłos staje się coraz bardziej wyraźny. W końcu udaje się zlokalizować jego pochodzenie. Na jednej ze ścian wisi kolonia zimujących nietoperzy - jak w MRU! Ale czekaj? Zimujących???? Toż jest czerwiec!!! Kiść nietoperzy widziana z oddali - jest całkiem duża!

Obrazek

Obrazek

Myszory kręcą się, piszczą, szczerzą do nas zęby.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Stoimy chwilę i się przyglądamy. Kabak nie chce odejść, stwierdza, że tu sobie rozłoży śpiworek i będzie nocować. “Takie bunkry to ja lubię i bym zwiedzała codziennie! A nie takie gdzie nic nie ma, tylko jest zimno jakby Buka szła! Albo co gorsze chodzi za nami jakiś pan, wymądrza się i nie pozwala nic dotykać”.

Latają po forcie tylko pojedyncze sztuki. Coś te goławickie nietoperze to leniwce i śpiochy!

Po wyjściu z fortu, już przy busiu, spotykamy miejscowego. Chłopak na rowerze. Wraca z pracy do pobliskiej wsi. Pyta czy zabłądziliśmy, czy w czymś pomóc. Nie wierzy, że mogliśmy przyjechać tu specjalnie. Jak już temat schodzi na fort pyta czy widzieliśmy zdechłego dzika. Nie!!! No to zwiedzanie fortu do powtórki! Najprawdopodobniej ów dzik zwiedzał bez latarki i znalazł niespodziewanie studzienkę, do której wleciał. Nie wiem czy się zabił od razu, czy nie umiał wyjść? Jedno jest pewne - został już tam na stałe i się zmumifikował.

Wracamy. Idziemy dokładnie według wytycznych miejscowego. Jest!!!!! Kurde - jak po sznurku. Nie pamiętam, kiedy ktoś tak dokładnie opisał nam drogę, każdy kamień, każdy zakręt czy plamkę na ścianie. Oczywiście byliśmy już w tym pomieszczeniu poprzednio... Ech... ile to miejsc i ciekawych artefaktów człowiek przegapi na swojej drodze z nieświadomości. Być w jakimś miejscu to dopiero połowa sukcesu. Drugie, to wiedzieć gdzie patrzeć…

Obrazek

Chyba nie tylko ten jeden dzik tu skończył swój marny żywot….

Obrazek

No i mamy jeszcze misję do wykonania na resztę wieczoru. Wytłumaczyć kabakowi, czemu źli rodzice zdecydowali nie zabrać dzika na pamiątkę. Dlaczego truchło dzika to jednak co innego jak korzeń, muszla czy szyszka. Że zasuszony baldach barszczu Sosnowskiego czy kitka palmowa - tak, a zasuszony dzik - nie. Że jelenie czachy z rogami wiszą u babci w salonie, ale tej mumii nie chcemy u nas na ścianie. Że matka chrzestna z radością i dumą zaniosła do samochodu znalezioną na poboczu czachę, ale ten przypadek jest nieco inny.. Ostatecznie sama dochodzę do wniosku, że granica pozyskiwania fantów jest bardzo labilna i niekoniecznie zawsze oparta o żelazną logikę… A dzieci jak widać poszukują konsekwencji, o którą nieraz nie tak prosto…

cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."

na wiecznych wagarach od życia..
Awatar użytkownika
buba
Turysta
Turysta
Posty: 2216
Rejestracja: 05 lipca 2011, 11:35
Kontakt:

Re: Czerwcowa włóczęga - ku nieznanym zaułkom środkowej Polski (2021)

Post autor: buba » 27 listopada 2021, 15:58

Miejsce na nocleg znajdujemy w Śniadówku, koło mostu nad Wkrą. Jest tutaj biwakowisko kajakowe, które dzisiaj nie jest zbyt oblegane z racji na środek tygodnia. Terenem opiekuje się sympatyczna babeczka, która pozwala nam tutaj zanocować. Jest miejsce na ognisko, drewno, wszystko co nam trzeba do szczęścia!

Obrazek

Po polu biega wesoły pupil babki zarządzającej. Bardziej poduszka niż pies. Zwą go Peppa. Kabak od razu się z nim zaprzyjaźnia, mimo że ogólnie bardzo boi się psów.

Obrazek

Pobyt zaczynamy od kąpieli! Cudowne są nurty Wkry! Piaszczyste dno, woda po uda, prąd mocno wyczuwalny, ale nie zbijający z nóg. Woda lekko żelazista. Zakochaliśmy się w tej rzece od pierwszego wejrzenia!

Obrazek

Jest też mini plaża i niektórzy z ekipy bardzo doceniają jej walory!

Obrazek

Można też tutaj wypożyczyć kajaki! To jest chyba nasza szansa! Spokojna, płytka rzeka. Dni upalne. Nawet jak się wypierdzielimy - to się nie potopimy ani nie zmarzniemy. Okoliczności idealne! Kiedy jak nie teraz? Umawiamy się więc na kolejny dzień, na około trzygodzinną trasę spływu. Pojedziemy busem z kajakami w górę rzeki i naszym celem będzie tutaj dopłynąć z prądem. Chyba się uda, nie? Co ma się nie udać? ;) To taka rzeka, że i kukła z gałganków umieszczona w miednicy by się spisała na medal! ;)
Pewnie wielu wytrawnych kajakarzy patrzyłoby na nas jak na jakiś oszołomów, ale my przeżywamy to już od wieczora! Nigdy jeszcze tego nie robiliśmy! W kajaku, rzeką, gdzieś płynąć przed siebie!!! Buba wodna - tego jeszcze nie grali! Będę prawie jak Marina z mojego ulubionego youtubowego kanału! :P Aaaaa! Jakie to niesamowite! Chyba nie zasnę dziś z wrażenia! :)

A tak wyglądają nasze wieczory w Śniadówku. Pluszcząca rzeka, trzask ognia, latające nietoperze. One chyba gdzieś pod mostem mieszkają. Ciekawe, że niektóre zachowują się jak ćmy. Przylatują wyraźnie zwabione blaskiem ogniska i chwilę wirują nad nim. A może chcą sobie ogrzać brzuszki? Fajne widowisko! :)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Rankiem o umówionej godzinie pakujemy się się do podstawionego busa. Nasz busio zerka ukradkiem, wspominając swoją młodość i jeden z poprzednich etapów w życiu. Tak… Dawno to było. Jeszcze zanim był traktorem u rolnika pod Kaliszem - to woził kajaki. Dokładnie tak samo!

Docieramy do Błędowa. Zostajemy sami - my i trzyosobowy kajak w czerwono - pomarańczowe moro.

Obrazek

Obrazek

Wsiadamy. Yyyyyyyy! Jakie to jest chybotliwe! Prawie wpadam do wody przy samym wsiadaniu. Jakieś inne kajaki też ruszają. Ale będzie wstyd jak zaraz chlupniemy z głową na samym starcie ;)

Ostatecznie się udaje. Odbijamy, płyniemy, pokonujemy nawet malutki wodospadzik. Problem tylko taki, że przy wiosłowaniu po wiośle się leje woda i wpływa do rękawa. Dziś jest goraco, więc to nieduży problem, ale wiem, że ludzie pływają też w gorszą pogodę. Czy oni wtedy też są cali mokrzy? Na szczęście mamy tylko dwa wiosła a kabak się rwie do wiosłowania, więc ja sporą część trasy mogę się wozić na leniwca i zostać w miarę sucha :P

Obrazek

Kilkakrotnie podpływają do nas kaczuchy.

Obrazek

Obrazek

W ogóle się nie boją, chyba za chwilę będziemy je mieć na kolanach i pasażerowie na gapę pojadą z nami do Śniadówka. Chyba skubane są przyzwyczajone, że kajakarze je karmią. Szkoda, że nic nam nie powiedzieli, to byśmy wzięli jakąś kaczą paszę. Ostatecznie kabak oddaje im pół swojej kanapki. Cóż, każdy powód, aby pozbyć się jedzenia jest dobry. Innym razem będzie karmić domniemane krasnoludki żyjące pod korzeniami…

Mijamy miłe piaszczyste zatoczki…

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

I korzeniaste skarpy.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Nigdzie nam się nie spieszy, więc zatrzymujemy się w każdym miejscu, które się nam spodoba. Robimy przekąpki i wygrzewamy się do słońca.

Obrazek

Czasem idziemy się przejść jakąś nadbrzeżną ścieżką.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Czego kaczki nie zjadły - wcinamy my ;)

Obrazek

Znajdujemy też porzucony domek letniskowy. Ciekawe czemu został opuszczony? Bardzo ładnie położony, w lasku, blisko rzeki.

Obrazek

Obrazek

W środku mała kuchenka ze starą lodówką Mińsk, dużo sztucznych kwiatów i piętrowe łóżka.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Trzmiele można jeść łyżkami.

Obrazek

Jest też sporo rysunków, chyba jakiegoś dziecka, ale bardzo starannych. Zwierzęta nawet bez podpisów dałoby się rozpoznać!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

No i się sypło… Bub jest więcej! Tak to bywa z tajemnicami - w końcu wyjdą na jaw! :P

Obrazek

Mocno się tutaj zasiedzieliśmy. W końcu płyniemy dalej!

Obrazek

Znaleźliśmy nawet jedno drzewo zwieszające się nad rzeką!

Obrazek

Są też krowy chłepcące wodę.

Obrazek

Obrazek

Czy nabrzeża wyplatane z wikliny jak koszyk!

Obrazek

No i dotarliśmy pod nasz most! Bez strat w ludziach i kajakach. Bez wywrotek i utopienia bagażu! Hej ho! Ale jesteśmy dzielni! :) Kariera spływowicza stoi przed nami otworem!

Obrazek

Rozważamy co zrobić dalej z tak pięknie rozpoczętym dniem. Hmmmm… Chyba jedziemy zwiedzać forty i wieczorem wrócimy na kajakowe biwakowisko. Forty będą dwa - rewelacyjne, ale o tym w następnej relacji.

Już pierwszego dnia, spod mostu, zauważamy w oddali jakieś drewniane konstrukcje nad rzeką. Jakby knajpa? Idziemy sprawdzić. Tak odnajdujemy bar “Koza”. Miejsce budzące totalnie sprzeczne odczucia, od zachwytu po totalne zniesmaczenie. Położone jest na brzegu, w cienistym lesie. Wizualnie jest przepiękne - pełne kwiatów, wiat, chatek, ozdób z korzeni czy konstrukcji z palet. Jest "hotel dla owadów" i zagroda dla kóz. Jest stół ze znaku drogowego a na ścianie wiszą fragmenty radzieckiej skrzyni. Coś jak chatka studencka, dom artystów czy hipisowska osada. Jakby teren wolnych ludzi, żyjących ekologicznie i zgodnie z rytmem przyrody.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Na wstępie zamawiamy soljankę i zupę “z pokrzyw, szczawiu i innych chwastów”. Żarcie mają tu przepyszne.

Obrazek

Aspektem tego miejsca, który jest jak zgrzyt po szkle i kompletnie nie pasuje do wystroju, jest obsługa. Są bardzo dziwni, pozornie poprawni bo zamówienia przynoszą, resztę wydają, portfela nikt nam nie skroił… Ale zazwyczaj ludzie lubią jak pochwalić ich obejście, wystrój knajpy czy przygotowane potrawy. Niezależnie od miejsca, kraju i czy to wypaśna elegancka restauracja hotelowa czy okopcona speluna - mordownia, gdzie się wychodzi z widelcem w plecach. Na miłe słowa też odpowiadają czymś miłym czy chociażby obojętnym, a czasem wywiąże się z tego jakaś sympatyczna rozmowa. Wiem, że ja sama, gdy kolejny domokrążca z licznikiem czy inny hydraulik pochwali mój okapslowany kibel czy zrobi sobie w nim selfi - to chodzę jak kura koło jaja i gdakam radośnie. Gdy się w coś włoży swoją pracę - w dekorację, czy przyrządzenie potrawy, to cieszy, gdy ktoś to doceni, pochwali, zachwyci się.. A tu pierwszy raz spotykamy się z czymś odmiennym. Gdy wspomniałam o ładnej lampie z korzenia - wręcz foch i wrogość w oczach. Chwaląc zupę szczawiową - wywracanie oczami i martwa cisza. Te kontrasty tutaj aż iskrzą. Wygląd przesuper a obsługa patrząca wilkiem na klienta jak na intruza. Nawet kabak to zauważa i potem szepce mi na ucho: “Mamo, ta pani to chyba by chciała, żebyśmy już sobie poszli”.

Czy to może nie właściciele? I oni by woleli wyciąć te wszystkie drzewa, spalić eksponaty i posadzić tuje? Albo to robotnicy przymusowi, których tu ktoś przetrzymuje siłą a minami i burknięciami próbują nam dać znać, że coś jest nie tak? Ale głównie dziwne zachowanie prezentują właśnie ci, którzy na właścicieli wyglądają. Bo młodzież okoliczna zatrudniona do pomocy, kelnerka czy chłopaki od grilla - są normalnie zwyczajni. I ta dziwna atmosfera narasta stopniowo. Bo pojawia się też zauważalna niechęć do handlu. W barze stoją na półeczkach przetwory przeznaczone na sprzedaż - grzybki, dżemy czy sosy warzywne do mięs. Początkowo chcemy nawet sobie taki kupić. Pytam z jakich warzyw są zrobione. “Z różnych” pada odpowiedź. No więc nie kupujemy. Chyba lepiej kupić w markecie niż taki słoik naładowany złą energią.

Kolejnego dnia zaglądamy tu ponownie, już wybitnie w celach obserwacyjno - socjologicznych. Czy to może wczoraj był jakiś zły dzień bo właścicielka akurat miała okres albo układ gwiazd w kosmosie był niesprzyjający? Zamawiamy tylko butelkowane piwo - z obawy, że utrzymując konwencję, do pozornie smacznego jedzenia mogą nam np.napluć. No i dziś bez zmian. Ta mina z wypisanym “A wy k… tu po co?. Jeden z zamiatających podłogę chłopaczków wspominał wczoraj, że miała się urodzić mała kózka i może kabak będzie ją chciał zobaczyć. Zagajam więc dziś rozmowę czy kózka już jest. “To chyba widać, nie?” Że niby co widać? Że jedna koza wczoraj była grubsza a dziś już nie jest? Toż skandal, że tego nie zauważyłam. Mała kózka jest schowana i na żadnym etapie nie było jej nigdzie widać.

Obrazek

Może komuś wydać się dziwne, że wróciliśmy ponownie w miejsce, gdzie potraktowano nas z buta. Zrobiliśmy to wybitnie w celach testowych, aby wyeliminować czynnik, że może nam się wydawało, że jesteśmy przewrażliwieni? Że może wczoraj przyszliśmy za późno, gdy wszyscy byli już zmęczeni i może chcieli już zamykać? A może dlatego, aby dać drugą szansę miejscu, które zachwyciło nas swoim wyglądem, zapachem i atmosferą zgromadzonych przedmiotów. Ale miejsce szansy nie wykorzystało. Tego kolejnego dnia wrażenia są jeszcze gorsze.

“Jakie dzisiaj są zupy?” - “Te co zwykle.”
“W jakich godzinach jest bar otwarty” - “To zależy”
“Znajomi też zrobili takie fajne krzesła z palet” - martwa cisza.. I wzrok mówiący, “ale debile z tych twoich znajomych”...

Trzeci raz nie sprawdzaliśmy ;) Nie wiem, nie mam kompletnie pojęcia co z tym miejscem było nie tak, dlaczego ci ludzie zachowywali się tak irracjonalnie, sami sobie bijąc dupkę i psując interes... Mam wrażenie, że stoi za tym jakaś historia, której poznanie dużo by rozjaśniło i pozwoliłoby nam zrozumieć... Bo tak mało zabrakło, aby bar “Koza” nad Wkrą pozostał rewelacyjnym wspomnieniem i żebym z uśmiechem na ustach polecała go wszystkim znajomym. No ale zabrakło tego najważniejszego.

Wracamy na biwakowisko. Wieczorem jeszcze kolejna przekąpka i pieczenie pozyskanej kiełbasy, którą zostawiła jakaś szkolna wycieczka.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Dzisiejszy dzień został wyciśnięty na 200%. Wszyscy mamy trochę dość. Oczy same się zamykają, a w głowie przesypuje kalejdoskop wrażeń, wymieszanych jak pulpa w kotle… Zasypiając od razu zaczyna mi się coś śnić. Ni to sen, ni to dzisiejsze wspomnienia… Płynę kajakiem przez bunkrowy tunel. Wszędzie wiszą stalaktyty, a kajak raz po raz osiada na piaszczystych mieliznach. Mam przeczucie, że to nie jest droga do Śniadówka i nie dopłyniemy na czas… W niszy z boku ktoś sprzedaje zupę w puszkach, ale na nasz widok zatrzaskuje drzwi. Żelazne, pordzewiałe, bunkrowe drzwi. Mijają nas na łodziach inni turyści i mówią: “Oni tak zawsze, im nie zależy. To duchy. Straszą tu od setek lat. Już króla Łokietka wypierdzielili na zbity pysk jak zajechał do nich po polowaniu. Piszą o tym w kronikach. Nie wiedzieliście??”


cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."

na wiecznych wagarach od życia..
Awatar użytkownika
buba
Turysta
Turysta
Posty: 2216
Rejestracja: 05 lipca 2011, 11:35
Kontakt:

Re: Czerwcowa włóczęga - ku nieznanym zaułkom środkowej Polski (2021)

Post autor: buba » 30 listopada 2021, 20:06

Popołudniem jedziemy zobaczyć fort Strubiny. Niesamowite miejsce - przepaściście ogromne! Jest to na chwilę obecną chyba mój ulubiony fort! Początkowo, zaraz po wejściu, fort jest betonowy, ale im dalej w głąb - tym pojawia się większy udział ściennych i sufitowych kamieni. Zwiększa się ilość szemrzącej wody i nacieków. Ma się wrażenie, że maleje ślad pozostawiony przez człowieka, a widać coraz większy wpływ przyrody... Fort ma kilka poziomów, a te niższe są zimne, tajemnicze i zdawałoby się - bezdenne...
No ale po kolei :)

Najpierw musimy się przebić przez ogródki działkowe, później ścieżka zagłębia się w ciemny tunel utworzony z kolczastych krzewów. Dzień jest słoneczny, pogodny, a tu panuje prawie wieczorny mrok. Kabak się śmieje, że jeszcze nie weszliśmy do fortu a już by można włączyć latarki! :) Atmosfera tego miejsca tworzy się więc stopniowo i ze smakiem. Jeszcze nie widzimy poszukiwanego obiektu - a już się nam obłędnie podoba! :)

Obrazek

Ech te podwarszawskie okolice! Jak one nas pozytywnie zaskoczyły! Codziennie nie możemy się wręcz z tym ogarnąć, że tu co krok to jakaś rewelacja!

Tędy włazimy, tzw. “dziura ze znikającą butelką”. Gdy wychodziliśmy butelki już nie było.

Obrazek

Początkowo jest betonowo i półkoliście. Od innych fortów miejsce odróżnia się póki co jedynie lodowatym ciągiem. Takim jak wieje z MRU czy z fragmentów adżymuszkajskich kamieniołomów, mających połączenie z głebią. To taka pierwsza sugestia, że nie jest to piwniczka, którą obejrzymy w 5 minut…

Obrazek

Obrazek

Resztki rowerka. Co się stało z pasażerem - nie wiadomo. Nie spotkaliśmy go, acz momentami było takie wrażenie jakby nam deptał po piętach, cichutko coś nucąc. Ale to chyba jednak woda kapała…

Obrazek

Co chwilę pojawiają się jakieś schodki. I gdzie teraz iść? tzn. gdzie najpierw? Żeby czegoś fajnego nie przegapić!

Obrazek

Obrazek

Ten korytarz czuć, że krótki nie jest… Tak nawet po zapachu :) Jest taka specyficzna woń podziemnej przestrzeni!

Obrazek

Pojawia się coraz więcej iście jaskiniowych nacieków. Białych, rudych, mieszanych…

Obrazek

Obrazek

Różniste formy przyjmują…

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Oo! Czy to fragment tego, wcześniej napotkanego rowerka? Czy może inny rowerzysta również przepadł tu bez śladu - i tylko tyle po nim pozostało?

Obrazek

Ściany wyraźnie zrobione są z płyt. Nie tylko płytówka na drodze sugeruje, że idziemy w dobrą stronę! Ta ścienna również! :)

Obrazek

I wszędzie coraz więcej wody. Zarówno tej chlupoczącej pod nogami, jak i ściekającej za kołnierz. Póki co jeszcze się nie ubieramy w ciepłe fatałaszki. Póki co grzeją nas emocje i zachwyt!

Obrazek

Obrazek

Tu jakby naciekowe ramki! Chyba woda przesącza się przez łączenia płyt?

Obrazek

Obrazek

Sufity zawierają coraz większy udział kamyków.

Obrazek

Obrazek

A w innych miejscach są jakby ujęte w metalową siatkę, która powoli zaczyna wypełzać spod pokruszonych tynków.

Obrazek

Obrazek

Tu można szybko zmienić poziom zwiedzania ;)

Obrazek

O! Wyjście! Ale nie to nasze - jakieś inne!

Obrazek

Kolejny długaśny korytarz.

Obrazek

I teraz pytanie - to ta sama “ramka naciekowa” co wcześniej czy jakaś inna? Wodzi nas jak na bagnach czy może u nich tu ramek dostatek? ;)

Obrazek

Obrazek

A to za pierwszym rzutem oka myślałam, że jest kapliczką… A to tylko wnęka w ścianie zatkana zbutwiałym, nadpalonym drewnem. I kolorowy kamyczek. Chyba ktoś go pomalował i zostawił, bo raczej nie wygląda na naturalnie powstały naciek.

Obrazek

Gdzieniegdzie sufity stają się czarne…

Obrazek

Obrazek

...a ściany pokryte kropelkami - jak rosa na letniej trawie o poranku!

Obrazek

Albo dla odmiany - sufity karbowane!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Karbowańce nurkują coraz bardziej w głąb chłodnych czeluści i nabierają ciepłych kolorów. Może aby choć wizualnie zrównoważyć spadek odczuwalnej temperatury?

Obrazek

Nie wiem czy to wyszło na zdjęciu, ale ten biały naciek to wyglądał nieco jak postać. Taka wskazująca drogę… I tylko pytanie - czy warto iść za takowymi wskazaniami? ;)

Obrazek

Czy może lepiej za takimi?

Obrazek

Obrazek

I znów schody. I w górę, i w dół… A za chwilę kolejne.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Dziwne nacieki tu występowały. Takie jakby przyklejone do sufitu kuleczki.

Obrazek

I po raz pierwszy w fortach spotykamy drewniane sufity! Bardziej mi przypominają stemplowania gdzieś w starych sztolniach!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Kompozycja kamienno - ceglano - drewniana.

Obrazek

Wnętrza są tak poszarpane i zawiłe, że można się zgubić już po trzecim zakręcie. Kręcimy się więc jak dzieci we mgle, trafiając często w miejsce, gdzie byliśmy już przed chwilą, ale przychodząc z nowej strony albo z tej, z której się najmniej tego spodziewaliśmy. Ale nie przeszkadza nam to, bo za każdym okrążeniem napotykamy coś nowego, coś co poprzednio umknęło naszej uwadze albo wyglądało zgoła inaczej. A może to jednak nie są te same miejsca? Może są tylko bardzo podobne?

Obrazek

Obrazek

Próbujemy też odszukać fort Strubiny D4, ale tam gdzie byśmy się go spodziewali jest tylko chaszcz gigant. Próbujemy się przedrzeć, ale przejścia bronią nie tylko kolczaste rośliny, ale również rozpadliny, rowy i bagienka. I nigdzie nie wyziera ani kawałek betonu. Więc może to nie tu? Może na darmo wyrywamy sobie skórę i włosy? Może jednak ten fort jest zupełnie gdzie indziej? Poddajemy się.. Zabrakło motywacji. I chyba dobrze, bo przy kolejnym forcie spotkamy kolesia, który się ponoć przedarł dużo dalej i też przedsięwzięcie uwieńczone sukcesem nie było...

cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."

na wiecznych wagarach od życia..
Awatar użytkownika
buba
Turysta
Turysta
Posty: 2216
Rejestracja: 05 lipca 2011, 11:35
Kontakt:

Re: Czerwcowa włóczęga - ku nieznanym zaułkom środkowej Polski (2021)

Post autor: buba » 01 grudnia 2021, 19:26

Kolejny fort jaki odwiedzamy to Janowo. Wyróżnia się malowniczymi schodkami na zewnątrz. Jak jakiś amfiteatr! Trochę podobne wykończenie pamiętam z krakowskiego fortu Łapianka. Czy miało to jakiś cel oprócz względów estetycznych i do czegoś konkretnego służyło?

Obrazek

Nam służy, żeby się wyłożyć i zjeść kanapki, podziwiając okolice i oddając się sielance. Do tego celu jest przystosowane idealnie!

Obrazek

Wejście jest duże i otoczone cyckami. Kabak na ściennych napisach próbuje uczyć się czytać. Zwykle jej to idzie topornie, ale tutaj przeczytała. I przez godzinę się śmieje i ma tęgą rozkminę po kiego diabła ktoś napisał “cycki” na murze! Może to jakiś szyfr? Może w to jakaś magiczna tajemnica? A może ktoś się podpisał, bo koledzy tak na niego wołają?

Obrazek

Początkowo wnętrza są osmolone, zaśmiecone i trochę cuchnie. Jakby człowiekiem.

Obrazek

Obrazek

Złazimy na niższy poziom. Tam jest fajniej. Aromat zatęchłej piwnicy zabija woń niepranych od roku gaci.

Obrazek

Obrazek

Dolny poziom fortu ma ściany i schodki zrobione z ogromnych kamulców. Wręcz głazów! Jakby je z potoku jakiego wyzbierali! Albo ostatecznie traktor na polu wyorał ;)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Pojawiają się łukowate, metalowe sufity. Chropawy deseń rdzy jest zawsze miły dla oka!

Obrazek

Inne fragmenty ze złomiarskich marzeń i snów.

Obrazek

Obrazek

Ponoć czasem zjawiają się tutaj mroczne cienie małych dziewczynek. Np. ten pan w brązowej koszulce idzie, zwiedza, a krok w krok za nim podąża dziwny cień.

Obrazek

Tu ktoś w prosty i sensowny sposób oznakował studzienkę.

Obrazek

Gdzieś w podziemnych zaułkach.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Radość z odnalezienia kibelków! :)

Obrazek

Przy Janówku spotykamy jedynego w tych okolicach turystę, który podobnie jak my wędruje śladem zatopionych w buszu starych betonów. Trochę mamy problem się dogadać, gdzie już byliśmy, a gdzie planujemy dotrzeć, bo on zwiedza forty po kolei po numerach, a my po nazwach i to wybrane wyrywkowo. Gość spędza urlop tutaj podobnie jak my - z racji nieakceptowalnych warunków dla wyjazdów zagranicznych. On też uwielbiał Pribałtikę - rozmawiając o Lipawie, Rummu, półwyspie Takhuna czy Harze używamy już tej samej nomenklatury w nazewnictwie, więc jest prościej ;) Żegnamy się chyba trzykrotnie i potem w kolejnych czeluściach wilgotnych piwnic znów na siebie wpadamy! Tak to jest jak się chodzi tymi samymi ścieżkami! :) Może też kiedyś w przyszłości sie gdzieś spotkamy. Blachy DWR na busie ukrytym w krzakach o tym sugerują!


Odwiedzamy też fort Błogosławie. Wejście podobne jak w poprzednim. Napisy również.

Obrazek

Obrazek

Fort jest pełny rozpadlin i dziur w podłodze. To jedno z miejsc, gdzie nie ma opcji cofnąć się o krok dla lepszej fotki, bo można szybko zmienić poziom i poznać uroki piwnicy.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Acz można też przemieszczać się dostojnie i kulturalnie, schodami.

Obrazek

Obrazek

Czasem gdzieś z boku niespodziewanie błyśnie światło dzienne.

Obrazek

Rozważamy - czy to aby nie Buki?

Obrazek

Byłoby gdzie hamak przywiązać, ale nie zabraliśmy…

Obrazek

Sporo korytarzy jest zalanych aż po sam sufit.

Obrazek

Obrazek

Wyłazimy z innej strony.

Obrazek

Obrazek

Nie omieszkamy też wspiąć się na dach i spojrzeć na otaczający świat z tej perspektywy.

Obrazek

Obrazek

Tereny wokół fortu służą chyba do jakiś rajdów przełajowych czy innych skoków na motorach.

Obrazek

A wierny busio czeka wśród słonecznych traw!

Obrazek


cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."

na wiecznych wagarach od życia..
Awatar użytkownika
buba
Turysta
Turysta
Posty: 2216
Rejestracja: 05 lipca 2011, 11:35
Kontakt:

Re: Czerwcowa włóczęga - ku nieznanym zaułkom środkowej Polski (2021)

Post autor: buba » 03 grudnia 2021, 19:48

Niedaleko miejscowości Nowy Lubiel przekraczamy Narew promem. To chyba najmniejszy promik jakim póki co jechaliśmy. Mieści się na nim jeden busio. Drugiego by już nie upchali.

Obrazek

Obrazek

Zaraz po zjeździe z promu, w miejscowości Nowe Łachy, wpada nam w oczy miły sklepik. Nie omieszkamy skorzystać z jego gościnnych ławeczek.

Obrazek

Naszym głównym celem są wyrobiska po żwirowniach koło wsi Brzóze. Jeziorek jest tutaj kilka. Część z nich jest połączonych ze sobą, rozgałęziona w różne strony, a plątanina wysepek, półwyspów czy mierzei tworzy bardzo fajny i urozmaicony krajobraz.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Wypatrzyłam sobie to miejsce na satelitarnych mapach. Bo raz, że uwielbiam wszelakie żwirownie, piaskownie, glinianki, kamieniołomy czy innej bajora o przeszłości industrialnej - zazwyczaj dobrze rokują biwakowo i kąpielowo. Tutaj dodatkowo było widać jakieś porzucone obiekty wielkości niedużej. Jakby rozsiane wśród piachów wraki pojazdów? Przeczesywanie internetów w poszukiwaniu “co to jest” - nie przyniosło rezultatów. Chęć odkrycia tajemnicy potęgowało więc pociąg do tego miejsca.

Teren okazuje się rewelacyjny, a co najważniejsze - dosyć pusty. Dziś jest piątek, więc gdzieś trzeba się ukryć by przetrwać weekend i nie ulec zadeptaniu. I aż nam trochę dziwnie, że jest aż tak pusto. Może tu nie wolno wchodzić i wieczorem nas wyrzucą? Może znowu jakaś gadająca głowa z telewizora postanowiła zamknąć lasy i na wszelki wypadek zarekomendowała trzymać głowę w wiadrze wypełnionym domestosem? Na wyjazdach nie śledzimy wiadomości ze świata, więc możemy jedynie snuć domysły czy mieć nadzieję, że jak wydarzyło się coś rzeczywiście istotnego, to rodzina poinformuje nas smsem. Jak się okazuje - powód był. Bardzo złe prognozy pogody na weekend. A że ostatnimi czasy ludzie zatracili umiejętność patrzenia za okno i przewodnikiem przez życie jest jedynie ekranik smartfona - to większość zabarykadowała się w domu. Postanawiamy zostać tu dwie noce. Raz, że mamy fajne miejsce i nie trzeba się będzie jutro szarpać z szukaniem kolejnego, a dwa, że sobie jutro obejdziemy bajorka. Na przeciwległym brzegu widać jakąś plażę, może tam knajpa jest albo inne ciekawostki regionalne?

Dziś póki co ruszamy w poszukiwaniu wraków. Są, acz nie są to porzucone masowo samochody, jak sobie wyobrażałam wspominając np. ormiański Madan (https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... an_12.html ) Są to zdecydowanie wraki, ale kurde czego?? Jakiś pomostów? Baniaków? Cystern? Ciekawe czy to z czasów działania wyrobisk czy ktoś to później tutaj przywiózł i zwałował? Fajne urozmaicenie terenu - pordzewiałe, zarośnięte, można wleźć na górę i spojrzeć na okoliczny świat z nieco wyższej perpektywy.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Z oddali słyszymy też niesamowicie skondensowany kwik ptactwa. Idziemy w tamtą stronę. Tak odkrywamy prywatną ptasią wyspę, na której wręcz się roi!

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Pyliste drogi rozchodzą się na wszystkie strony. I którą tu iść najpierw?

Obrazek

Obrazek

Piątkowe popołudnie i wieczór, na przekór przepowiedniom, okazują się być ciepłe i słoneczne.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Drewna na ognisko jest sporo, więc robimy nawet zapasy.

Obrazek

Budujemy chatko - szałas dla jednorożców.

Obrazek

Obrazek

Gdzieś chyba polewało, bo nad lasem pojawia się tęcza. A nawet dwie!

Obrazek

Wieczorny biwak jest niezwykle malowniczy. Jeszcze nie wiemy, że jutrzejszy będzie równie klimatyczny, ale zupełnie, zupełnie inny ;)

Obrazek

Obrazek

Rano wybieramy się w stronę piaszczystej, plażopodobnej łachy. Przyjemne miejsce, co postanawiamy uczcić fikołkami i turlaniem.

Obrazek

Obrazek

Widać supermaskującego się busia stojącego w dalekiej zatoczce.

Obrazek

Rozważamy czy to taras dla bociana czy punkt widokowy dla turystów?

Obrazek

Jest tutaj też drewniany sklepobar, przywodzący na myśl dawne klimaty bieszczadzkie, zarówno ze względu na wygląd, jak i klientele.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Jeden pan pod sklepem opowiada nam, że z wyrobisk można się przedostać kanałem do Narwi. Ponoć rok temu jakaś ekipa wypożyczyła rowerek wodny, przebrała się przez ten kanał, a potem to już porwał ich nurt. Z zeszłorocznego pobytu w Drawnie ( https://jabolowaballada.blogspot.com/20 ... rawno.html ) bardzo dobrze wiemy jak świetnym pojazdem do pływania pod prąd jest plastikowa taradajka zwana rowerkiem. Nam się wprawdzie udało, ale mieliśmy bardzo krótki odcinek ;) Ci tutejsi mieli mniej szczęścia - łowili ich ponoć pod Warszawą ;)

My więc też postanawiamy wypożyczyć rowerek, acz nie po to, aby po raz kolejny zobaczyć Spichlerz, dla odmiany z innej perspektywy ;) Będziemy grzecznie pływać po wyrobiskach, zaglądając w co ciekawsze zatoczki i zawijasy.

Obrazek

Chmury czernieją w oczach. Ale ma to i swoje plusy - jesteśmy w tej chwili jedynymi użytkownikami szarej toni wodnej.

Obrazek

W oddali jeżdżą ciężarówy jak z jakiegoś czynnego wyrobiska.

Obrazek

Nie wiem ile los dał nam popływać na sucho. Pół godziny? Może godzinę? No a potem sprawdziły się najczarniejsze obietnice smartfonów. Lunęło szybko i przykładnie. Dla potwierdzenia wagi sytuacji gruchnęło piorunem tam i siam. Przezornie zabrałam foliowe kurteczki, ale zanim udało się je rozwinąć z kulki - i tak byliśmy cali mokrzy. Przetrwały tylko bluzy w plecaku, bo jego pierwszego zawinęłam w folie.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Ponoć nasze zmagania z deszczem i co gorsze z silnym, przeciwnym wiatrem, obserwuje cały kwiat barowej czeredy. Dopingując nas i robiąc zakłady czy uda się nam dobić do właściwego brzegu. Gdy się w końcu udaje, w sklepie czekają nas wyrazy uznania (od miejscowych) i utyskiwania nad naszą nieodpowiedzialnością - od jakiegoś tranzytowego rowerzysty w rajstopach. “Toż to dziecko jest całe przemoczone, ono zaraz będzie chore i skończy w szpitalu!!” Gdy wykręcam jej warkoczyki, Kabak wskazuje na rowerzystę i szepce mi na ucho (ale mówienia szeptem to ona jeszcze nie całkiem opanowała) : “Mamo, co ten pan ma na pupie? To jest pieluszka? Może on jest dla mnie niemiły, bo mi zazdrości, że ja już nie muszę nosić?” Oj takich rzeczy nie trzeba żulikom dwa razy powtarzać, od razu podchwytują :) A może po prostu pieluchowiec nie wzbudził ich sympatii? Ba! Jak się potem okazuje, im też robił wykłady - o zakazie spożywania alkoholu w miejscach publicznych, używaniu niecenzuralnych słów i “że on sobie nie życzy tego słuchać”.

Mimo wzmagającego się deszczu pan odpowiedzialny i tak wskakuje na rower i znika we mgle… Cóż… Nie wszyscy mogą mieć miłe wspomnienia z knajpy nad wyrobiskiem :) Wypijamy coś tam na rozgrzewkę, ale nic tu po nas.. Żegnamy się w sympatycznej atmosferze i idziemy się ogarnąć do busia.

Obrazek

Lepiej się suszy w busiu niż w namiocie - to pewne. No ale miejsca do rozwieszania też nie ma zbyt dużo, a roznosząca się wilgoć powoduje zamakanie nawet tych rzeczy, które chwilę wcześniej były suche. Poza tym co? Będziemy siedzieć i patrzeć na zaparowane szyby? I tak do wieczora? Masakra! Jeszcze nie ma 15. Zdechniemy tu z marazmu! No i co z naszą karkówką?

Postanawiamy zrobić z busia wiatę kominkową! Na tylną klapę zarzucamy plandeki, pod nie podstawiamy miskę grillową XXXL i rozpalamy w niej ognisko z suchego drewna, które zawsze staramy się wozić na takie okazje. Od razu inna atmosfera! Ogień to ciepło, zapach i radość. Ogień to życie! Tak tworzy się mobilna suszarnio - wędzarnia. Z czego pierwsze działa tak na pół gwizdka - ale drugie pełną parą! Nie wiem co się stało, ale z wnętrza kabiny tworzy się jakby komin, który zasysa dym. Tak uwędzonego busia to jeszcze nie było. Idąc po coś do środka łzy płyną strumieniami, a oddychać przy zamkniętych drzwiach to nie ma opcji. Dym się później przewietrzył, ale zapach wędzonki pozostanie z nami już chyba na zawsze :)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Deszcz leje falami, wiatr targa plandeką. Prawie wysuszone spodnie wpadły mi do błota. Bluza miała mniej szczęścia, bo nie spadła, ale wisiała za blisko ogniska. Do jej malowniczych dziur dołącza więc kolejna - wypalona ;) Gęste kłęby dymu wypełniają szczelnie busiowe wnętrze, wirując i tworząc jakby szare, pełgające stwory. Był taki odcinek Muminków, gdzie cienie niewidzialnych stworków ściągało ciepło ogniska…. W okopconej misce dymi czajnik z kolejnymi litrami zielonej herbaty. Kabak siedzi na krzesełku majtając nóżkami nad ogniem. Właśnie przed chwilą bawiła się w kałuży i nalało jej się do gumiaków górą.. Gumiaki więc dołączyły do suszarni. Tęczowe jednorożce mają całe grzywy w glinie. Kabak siedzi, patrzy w zamyśleniu w dal i nagle zaczyna rechotać. Pytam co się stało? Kabak: :”Wyobraziłam sobie, że przyszedł tu teraz ten pan z pieluszką. I jaką by zrobił minę i co by powiedział. Myślę, że od razu by się poszedł utopić” ;)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Momentami są przerwy w zlewach. Można wtedy iść nad wodę podziwiać spokojną jej taflę, podnoszące się mgły i czerń postrzępionych chmur... Jest to też dogodny moment by umyć naczynia czy wyprac konikom grzywy.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

A rano suszenia ciąg dalszy ;) Dotyczy ubrań, plandeki i miski. Gdy wszystko juz było prawie suche - to niespodziewanie lunęło... ;)

Obrazek

Potem, już w domu, przeglądając zdjęcia, dochodzimy do wniosku, że był to najbardziej udany biwak z całego naszego wyjazdu :)


cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam tą mniej uczęszczaną, cała reszta jest wynikiem tego ,że ją wybrałam..."

na wiecznych wagarach od życia..
ODPOWIEDZ