No to ja już całkiem z musztardą po obiedzie, ale zapewniam Was, że zawsze wszystkim GSom życzę najlepiej, jak się da, nawet, jeśli nie wyartykułuję tego na czas! Wszystkie moje dobre myśli były z Wami.
A tak poświątecznie - zechcecie się podzielić Waszymi doświadczeniami z tych dziwnych Świąt'?
Jak je przeżyliście?
Czy było bardzo ciężko, czy nie aż tak źle?
Dla mnie, która od miesiąca jest całkiem sama, te święta okazały się znacznie lepsze niż myślałam, że będą.
Jak już wcześniej pisałam - dzięki Bogu wynaleźli internet na czas
Na śniadaniu wielkanocnym "były" dzieci z rodzinami i siostra, czyli stały skład. Łącze dało rady i naprawdę mogliśmy pogadać, pośmiać się i poczuć swoją obecność. Szkoda tylko bardzo, że się wnuków wyściskać nie dało!
A później to się dopiero rozszaleliśmy...
Zaprosiliśmy na imprezkę brata Piotrka (wczoraj byłaby 34 rocznica ślubu) z całą 4-pokoleniową rodziną.
Ale mało mi było - spotkaliśmy się z siostrzenicą zza miedzy, potem skoczyliśmy do Szwajcarii do drugiej siostrzenicy, a na wieczór jeszcze śmichy chichy z rodzinką brata.
I pomimo takiego bogatego życia towarzyskiego udało się uniknąć świątecznego obżarstwa!
Podsumowując - nigdy oczywiście nie oddałabym po dobroci prawdziwego spotkania świątecznego, ale te święta, w sposób wymuszony otworzyły nam oczy na możliwość wirtualnego choćby spotkania z dalszą rodziną albo taką mieszkającą daleko. Nigdy tego nie wykorzystywaliśmy, wczoraj był debiut i to było świetne, że się zobaczyliśmy wszyscy i pogadaliśmy pomimo połączenia z kilku różnych miejsc.
Być może Wy to ciągle robicie - nam musiała epidemia otworzyć oczy na te możliwości, zamiast dotychczasowego telefonu (a więc rozmowy z 1 osobą typu "co słychać")